sprzysiezony
14-02-2004, 01:51
By rozpocząć sielski wypoczynek w Bieszczadach,wspólnie z Ewą,sobotnim porankiem wylądowaliśmy na krakowskiej wylotówce na Rzeszów.Czas płynął,auta mijały nas,ale żaden kierowca jakos nie okazywał chęci ,by pomóc Nam dotrzec do krainy ,"Carycy",niedźwiedzi,Jeleni i pierogów ;) .
Zacząłem na poboczu wykonywać taniec "odczyniający złe uroki"(dobrze,że jeszcze nie mielismy założonego filmu w aparacie :) ),gdy po 2 godzinach zatrzymało sie pierwsze auto.
z miłym chłopakiem jadącym do Mielca z gitarami ,słuchając kaset nagrywanych nocami z "Trójkowego" "Manniaka po ciemku" dojechaliśmy do Dębicy....Potem poszło juz "z górki",tzn "nagle " pojawił sie przed nami Rzeszów,a życzliwy kierowca wywiózł nas na wylotówkę.Im bliżej bieszczad,tym chłodniej sie robiło;czuc było w powietrzu-niechybny znak,że Zima w "Biesach" nie dfała za wygraną.
ok. 17 wyladowaliśmy w Lutowiskach;zdążylismy zobaczyc ostatnie refleksy zachodzącego nad Bieszczadami Słońca,ale tu Nasz fart sie skończył....Dosłownie "sprzed nosa" zwiał nam autobus do Ustrzyk Górnych,a następny miał byc za prawie 3 godziny....Zniechęceni podreptalismy do sklepu,gdzie uprzejma sklepowa powiedziała nam o czynnym barze....Przy gorącej herbacie z "odrobinką" "Krupniku" szybko zleciał nam czas.we wspomnianym barze mieliśmy pierwszy i (na szczęście ostatni :) ) w "Biesach" kontakt z telewizorem.Niestety,dopiero na przystanku,czekając na autobus ,dowiedzieliśmy się,że w Lutowiskach otworzono kafejke internetową(1 PLN./h ! )-napewno Byśmy skorzystali z możliwości poklikania z "Biesów"......Autobus podjechał o czasie-ruszylismy do Bereżek.
Na przystanku,nie licząc stojącego na wygaszonych światłach auta Straży Granicznej,nie było żywej duszy.....Zaczęło sie mozolne podchodzenie żółtym szlakiem do Koliby...nieg miejscami sięgał mi do kolan,latarka sie przydała,choc nie uchroniła Nas od kilku "kąpieli" po drodze(poznani poźniej wykładowcy z Gdańska,z wydziału geografii nadali temu podejściu zasłużone miano "Aqua Parku" :D ).Nocne podejście tym szlakiem polecam gorąco amatorom mocnych wrażeń :) .Ok.22 doczłapalismy sie do "Koliby"....a tu ,totalne zaskoczenie.
Obawialiśmy sie tłoku w schronisku(wszak to ferie zimowe),a tu miła niespodzianka;oprócz Michała i Marysi(gospodarzą na "Kolibie" od 2 lat,nadając temu schronisku specyficzny,"swojski" klimat)i ich znajomej z synem,była jeszcze dwójka turystów,z którymi nawet nie miałem okazji pogadać,bo gdy przyszliśmy-już spali,a ruszyli dalej,gdy Ewa i ja jeszcze spalismy....Szybka kolacja,lekkie obmycie sie p o podróży,przemoczone buty-pod kominek.....spatku....powieki "podtrzymywane zapałkami" opadają same.....
C.D.N.(juz ze zdjęciami)
Zacząłem na poboczu wykonywać taniec "odczyniający złe uroki"(dobrze,że jeszcze nie mielismy założonego filmu w aparacie :) ),gdy po 2 godzinach zatrzymało sie pierwsze auto.
z miłym chłopakiem jadącym do Mielca z gitarami ,słuchając kaset nagrywanych nocami z "Trójkowego" "Manniaka po ciemku" dojechaliśmy do Dębicy....Potem poszło juz "z górki",tzn "nagle " pojawił sie przed nami Rzeszów,a życzliwy kierowca wywiózł nas na wylotówkę.Im bliżej bieszczad,tym chłodniej sie robiło;czuc było w powietrzu-niechybny znak,że Zima w "Biesach" nie dfała za wygraną.
ok. 17 wyladowaliśmy w Lutowiskach;zdążylismy zobaczyc ostatnie refleksy zachodzącego nad Bieszczadami Słońca,ale tu Nasz fart sie skończył....Dosłownie "sprzed nosa" zwiał nam autobus do Ustrzyk Górnych,a następny miał byc za prawie 3 godziny....Zniechęceni podreptalismy do sklepu,gdzie uprzejma sklepowa powiedziała nam o czynnym barze....Przy gorącej herbacie z "odrobinką" "Krupniku" szybko zleciał nam czas.we wspomnianym barze mieliśmy pierwszy i (na szczęście ostatni :) ) w "Biesach" kontakt z telewizorem.Niestety,dopiero na przystanku,czekając na autobus ,dowiedzieliśmy się,że w Lutowiskach otworzono kafejke internetową(1 PLN./h ! )-napewno Byśmy skorzystali z możliwości poklikania z "Biesów"......Autobus podjechał o czasie-ruszylismy do Bereżek.
Na przystanku,nie licząc stojącego na wygaszonych światłach auta Straży Granicznej,nie było żywej duszy.....Zaczęło sie mozolne podchodzenie żółtym szlakiem do Koliby...nieg miejscami sięgał mi do kolan,latarka sie przydała,choc nie uchroniła Nas od kilku "kąpieli" po drodze(poznani poźniej wykładowcy z Gdańska,z wydziału geografii nadali temu podejściu zasłużone miano "Aqua Parku" :D ).Nocne podejście tym szlakiem polecam gorąco amatorom mocnych wrażeń :) .Ok.22 doczłapalismy sie do "Koliby"....a tu ,totalne zaskoczenie.
Obawialiśmy sie tłoku w schronisku(wszak to ferie zimowe),a tu miła niespodzianka;oprócz Michała i Marysi(gospodarzą na "Kolibie" od 2 lat,nadając temu schronisku specyficzny,"swojski" klimat)i ich znajomej z synem,była jeszcze dwójka turystów,z którymi nawet nie miałem okazji pogadać,bo gdy przyszliśmy-już spali,a ruszyli dalej,gdy Ewa i ja jeszcze spalismy....Szybka kolacja,lekkie obmycie sie p o podróży,przemoczone buty-pod kominek.....spatku....powieki "podtrzymywane zapałkami" opadają same.....
C.D.N.(juz ze zdjęciami)