PDA

Zobacz pełną wersję : Proszę o poważne potraktowanie mojego pytania na temat żmij.



dziczu
07-06-2004, 09:43
Witajcie...pewnie co niektórzy kojarzą mnie z tamtego roku, pytałam o Bieszczady po kilka razy, efrekt byłtaki, że na 5 godzin przed wyjazdem zdecydowaliśmy, że jedziemy w Tarty....
W tym roku już na 100% jedziemy w Bieszczady :) . Bedziemy wychowawcami na obozie harcerskim. Jest to duża odpowiedzialność głównie za inne osoby i dlatego pytam (poważnie) o niebezpieczeństwa: chodzi głównie o te żmije. Tu i ówdzie czytam, że jest ich mnóstwo.....
Stały Bywalcze i inni zaprawieni bieszczadowicze: proszę napiszcie mi możliwie jak najwięcej porad :roll: .
Jak uniknąć spotkania ze żmiją?
czy one też wychodzą na ścieżki turystyczne?
jak najlepiej sp[rawdzić trawę przed posadzeniem grupy na odpoczynek w drodze?. No i oczywiście w najgorszym przypadku: co konkretnie trzeba zrobić jeśli żmija ugryzie któregoś z uczestników. Co trzeba mieć ze sobą w plecaku, aby być przygotowanym na tą nieszczęsną ewentualność :?: :?: :?: .
Bardzo proszę o odpowiedzi, nie chodzi mi o straszenie i opowiadanie niestworzonych historii dla humoru, ale proszę o rzetelną ocenę zagrożenia i porady.
Będę wdzięczna :D

Piotr
07-06-2004, 10:11
Bedziemy wychowawcami na obozie harcerskim. Jest to duża odpowiedzialność głównie za inne osoby i dlatego pytam (poważnie) o niebezpieczeństwa: chodzi głównie o te żmije. Tu i ówdzie czytam, że jest ich mnóstwo.....
Trzeba bedzie opracowac temat do faq - nie widze innego wyjścia, bo to juz przestaje byc zabawne.

Jak uniknąć spotkania ze żmiją?
Nie jechać w Bieszczady, ewentualnie nie wychylac sie z "domu" na miejscu. Poważnie.

czy one też wychodzą na ścieżki turystyczne?
Mają taki zwyczaj, świnie... ;)


jak najlepiej s[rawdzić trawę przed posadzeniem grupy na odpoczynek w drodze?

Dysponując wysokimi butami po prostu przejsc po wyznaczonym miejscu i troche "poszurac", ewentualnie "przejrzec" trawsko patykiem - będą to zazwyczaj uciekna... Zabronić im pchać łapy tam gdzie nie trzeba - pod kamienie, pnie, skałki, itp, szczególnie w miejscach naslonecznionych.

co konkretnie trzeba zrobić jeśli żmija ugryzie któregoś z uczestników.
Na to pytanie, przynajmniej ja, Ci nie odpowiem - ponieważ przeraża mnie to,że masz być wychowawcą (!) na obozie, a nie zapoznałaś się nawet z podstawami udzielania pierwszej pomocy. Sposób postepowania w wypadku ukąszenia jest zawarty w każdym poradniku/kursie pierwszej pomocy przedmedycznej.

Co trzeba mieć ze sobą w plecaku, aby być przygotowanym na tą nieszczęsną ewentualność :?
opaskę uciskową, skalpel, coś przeciwbólowego, wodę utlenioną, odsysacz (raczej nie do kupienia) lub bankę czy kieliszek (ale jeszcze trzeba sie umieć tym posłużyć). A najlepiej telefon komórkowy.


Bardzo proszę o odpowiedzi, nie chodzi mi o straszenie i opowiadanie niestworzonych historii dla humoru, ale proszę o rzetelną ocenę zagrożenia i porady.
Dla zdrowego człowieka o ile nie jest uczulony ukaszenie przez zmiję nie jest specjalnie niebezpieczne. Pomoc ogranicza się do unieruchomienia kończyny, można naciąć (jeśli lekarz zbyt szybko nie będzie mógł dotrzec) i czekac na lekarza. Tak czy tak trzeba będzie podac surowicę, a po pierwsze w aptece jej nie kupisz, a po drugie nawet jakby, to i tak ona musi byc przechowywana w lodówce, a nie w plecaku, więc tak czy siak nie ma to wiekszego sensu.
W Polsce nie było,przynajlniej w ciągu ostatnich 30 lat żadnego przypadku śmiertelnego z powodu ukąszenia. Osobiście znam tylko jeden przypadek zakończony transportem do szpitala w Sanoku (z Prełuk),ale to było 20 lata temu a osoba miała alergię na wszystko co pełza i lata, psychiczną także.

pyton
07-06-2004, 10:12
Żmija jak żmija jest i użreć może. Ale tylko wtedy jak ją zaatakujemy (chcący kijem, łapą, lub niechcący nogą). Wyjeżdzałem na obozy w lasy Janowskie a tam tego było co krok i jeszcze. Opiekunowie zabezpieczali się tak że zgłaszali do najbliższej jednostki pogotowia że taki obóz bedzie i gdzie (dokładny namiar) w takim terminie. Dodatkowo załatwialismy w Warszawie (bo tam tylko wtedy była surowica) że na wezwanie bedzie helikopterem dostarczona na dane miejsce (szpital,pogotowie lub okolice obozu). Ponadto w obozie był jeden samochód - szybki i sprawny do natychmiastowego transportu (najczęsciej maluch :D ). Na szczeście nigdy procedura nie była uruchomiona choc jeden z nas znalazł rano pod materacem zwiniętą w kłebek...skończyło się na alarmie,ewakuacji (ale ubaw :) ) i miejscowym co ja w koszu wyniósł do lasu (gołymi rencyma).
W Biesach też byliśmy na obozie ale nikt nie myslał o żmijach tylko ciągle o jedzeniu bo mieszkalismy 15km od najbliższego sklepu.
Zacznij od zapytania w pogotowiu w Ustrzykach Dolnych lub szpitalu czy mają surowice, jesli nie to jak macie saię przygotować na ewentualność ukąszenia. W ostateczności zawsze pozostaje GOPR a przez nich helikopter i do szpitala.
Zrób wywiad w BdPNie czy w miejscu obozu są jakieś żmijowiska i już wiesz czy się obudzisz z owinięta na nodze żmiją :)
Na wędrówki najlepsze wysokie buty i długie spodnie (wypocenie murowane...) i patrzenie pod nogi bez beztroskiego hasania na bosaka...
Ze żmijami da sie przeżyć!!! Jak znajdziecie i da wam się oglądnąć (bo zaraz szybko zwiewa) zobaczycie jakie to piekny gad (płaz? - nie znam sie na bilogii).
Nie bój nic ale ostrożny bądz!
pozdrawiam
PYTON (też wąż ale niegroźny :D

pyton
07-06-2004, 10:18
>>>>W Polsce nie było,przynajlniej w ciągu ostatnich 30 lat żadnego przypadku śmiertelnego z powodu ukąszenia.<<<<<
I z tym się nie zgodzę bo 12 lat temu użarło toto dziwczynkę 8 letnią i niestety serce nie wytrzymało...przypadek z lasów Janowskich...i wtedy padł blady strach na nasz obóz: do końca wszystko chodzilo w wojakach, długich spodanich i sie pociło jak mopsy. Okazało się potem że w ciągu tego lata w okolicy naszego obozu nie widziano ani jednej żmijki. Wyniosły sie gdzie swinie ale nas nastraszyło....

Piotr
07-06-2004, 10:21
bo 12 lat temu użarło toto dziwczynkę 8 letnią i niestety serce nie wytrzymało...przypadek z lasów Janowskich...i wtedy padł blady strach na nasz obóz:
Mozliwe - widocznie nie jest to ujete w oficjalnych statystykach, lub ukąszenie nie było bezpośrednią przyczyną. Poszperam, bo mnie to zaciekawiło.

pyton
07-06-2004, 10:33
Słyszałem tez wersje że zamiast lecieć do lekarz zaczeli jej nacinac wysysać skrapiać czymś i w ogóle i przeżyła by hdyby nie zakażenie...na pewno nie tężec...mówią że się obudziła sepsa....kto to wie...dowieźli do pogotowia w stanie agonalnym z niewydolnością serca...

Piotr
07-06-2004, 10:38
Słyszałem tez wersje że zamiast lecieć do lekarz zaczeli jej nacinac wysysać skrapiać czymś i w ogóle i przeżyła by hdyby nie zakażenie...na pewno nie tężec...mówią że się obudziła sepsa....kto to wie...dowieźli do pogotowia w stanie agonalnym z niewydolnością serca...
No i właśnie, dlatego jak ktoś nie wie jak sie do tego zabrać,najlepiej niech nic nie robi tylko czeka na lekarza. Nawet przez złe założenie opaski uciskowej (lub złej opaski) mozna wiele spieprzyc.

Piotr
07-06-2004, 11:20
pytam (poważnie) o niebezpieczeństwa
Heh - jeszcze jak przy tym jestesmy, to napiszę parę słów o innych "straszydłach" :)
Coraz więcej ludzi jest niestety uczulonych na wszelkie "robactwo" - dotyczy to zwlaszca użądleń przez osy i pszczoły. Takiego zagrożenia nie należy również lekcewazyć,lata tam tego sporo i zawsze mozna akurat znaleźć sie w niewłaściwym miejscu.
Pamietam, jak kiedys chlopak z Warszawy kapał się w Komańczy w Oslawicy i poszedł na chwile za potrzebą. Po chwili jak z armaty wyskoczyl z krzaków i drąc sie w niebogłosy wskoczył do rzeki. Okazało się, że trafił na gniazdo os. Zdązyły go dziabnac tylko 3 sztuki (byl na tyle zaradny, że pomyslał żeby wskoczyc do wody), ale był uczulony. Zaraz tez zaczał słabnać. Wygladało to bardzo powaznie (do tej pory nie sądzilem, że po ukaszeniu 3 os można być w powaznych opałach), karetka z Sanoka leciała na sygnale i spedzil w szpitalu kilka dni. Gdyby pomoc szybko nie dotarła, nie wiadomo jak by się to skończyło. To bylo jeszcze w poprzednich czasach - ośrodek zdrowia wiecznie zamkniety wtedy kiedy trzeba, apteka też, a lekarz po godzinach d.. nie chce ruszyc).
I mnie spotkało to parę razy,świetnie przy tym sprawdzała się zasada, iż człowiek uczy się na własnych błędach. Tyle razy wkładali mi do głowy, żeby przed tym dziadowstwem nie uciekać (chyba,ze rzeka jest w poblizu), ale w stresie człowiek (szczególnie bardzo młody) dziala mniej racjonalnie. W przypadku ataku os grunt to opanowanie, a to czasem bywa trudne.
Pojechalismy kiedyś do BPPD Rzepedź po trociny zdaje się czy opał. W czasie gdy dorośli ładowali przyczepe, ja, kuzyn i jeszcze jeden pozliśmy połazić po wysypisku trocin i zrzyn. Nagle poczylem silne "dziabnięcie" w kostkę. Pomyslałem: cholera, żmija mnie dziabneła. Ale podwijam nogawke, patrze osa siedzi na kostce, no to ose w łeb i nagle usłyszalem dziwny szum. Podnioslem się, nad głową był już istny "dym". Okazało się, że oczywiście musialem nadepnąć na gniazdo os,ktore było schowane w trocinach. Rzucilismy się do ucieczki, na plac mielismy kawal,a osy dziabały gdzie popadło. Na tym polegal błąd. Trzeba bylo ich wziac na przeczekanie. Ponieważ ja ze strachu najszybciej przebieralem nogami, użarło mnie 11-12 os (gdy dopadlismy do rodziców, ci przewrócili nas na ziemię i jakimis płachtami udało im sie osy odgonić). Kuzyn, który biegł nieco za mną, zaliczyl 5-6 użądleń, natomiast trzeci - dość tęgi - wiał na samym końcu i użądliło go chyba 2 osy, bo wszystko polecialo za "czołówką" ;) Wniosek jest prosty.
2-3 lata póxniej pojechalem z bratem m.in do skansenu w Majdanie (tego, którego już dawno nie ma). Przeszlismy sobie przez płot i weszliśmy do stojącego parowozu. Zaczałem coś tam grzebać przy kotle - otworzyłem drzwiczki. Oczywiście osy musiały akurat w tym parowozie mieć gniazdo przyklejone do drzwiczek od wewnątrz. Jak się to ruszyło, to wszystkie sie posypały na nas, dość wkurzone, bo sie gniazdo odkleiło. Wyskoczylismy na trawę. Po poprzednich przygodam,wiedzialem, że nie nalezy wiać. Poza tym był wysoki płot i za duzo czasu aby go przeskoczyć, a brat mały (młody) był dosyć. Położylem sie na glebie, tuż przy parowozie, przycisnałem smarkacza do ziemi, ale sie wyrywał i darł w niebogłosy i to byl jego błąd. Mnie użaróła tylko jedna osa i to jeszcze w parowozie, a jego 4-5 sztuk -dlatego że sie wyrywał. Przez 10 minut polatały nad nami i sie uspokoiło. Wniosek tez jest prosty - nie ma sensu uciekać, chciciaż wiem, że trudno jest wytrzymać, szczególnie w poczatkowych momentach i jak kogoś spotyka to pierwszy raz. Ucieczka jest naturalnym odruchem.
Znacznie gorsze,imho, sa pszczoły - tych jest mniej, ale jak sie wyroją to bywaja wściekłe. Gorsze, ponieważ atak pszół rozni się zasadniczo - osy lataja,żądlą,odlatują i tak w kółko, pszczoły natomiast natychmiast obsiadają delikwenta i trudno jest coskolwiek zrobić, poza tym, użądlenia pszczół są bardziej bolesne. Ucieczka też raczej bez sensu. Kolega poszedł kiedyś do Jawornika na czeresnie. Wrócic wrócił (pszczółki odpoczywały, na gałęzi akurat tej czeresni na ktorą się wdrapał), ale spotkałem go kolejnego dnia na drodze i nie poznalem człowieka, jakby sie do mnie pierwszy nie odezwal, to nie wiedzialbym że to on. Nie sądzilem, że tak mozna spuchnac - głowa to był babel na bablu, oczu w ogole nie było widać, tak był spuchniety. Jak by trafiło na kogos mało odpornego, to marne szanse.
Mialem może ze 3-4 lata, kupili mi pistolet na ping-pongi (na odpuscie w Komańczy ;-))
Co można robić z takimm pistoletem? Np. pedem poleciec do pasieki i strzelać pszczołom posto w wylot z ula :) Obsiadło mnie wtedy wszystko co tam fruwało, ja tego nie pamietam, ale mówili,że byli przerażeni - od głowy po kostki wszędzie siedzialy pszczoły. Ja stalem jak baran i nie wiedzialem co się dzieje. Nie użądliła mnie wtedy ani jedna pszczoła, mimo, że zaraz koło mnie zaczełi "dymić" (byly takie "dymiarki" na próchno jeszcze) i strzepywać to ze mnie rękami :)

To nie jest straszenie, ot tak mi się przypomniało. Rzadko się zdarza, ale taką ewentualność tez warto brać pod uwagę.

damian
07-06-2004, 14:06
Ja pamiętam gniazdko os w Łopience(lato 89 lub 90). Koleżanka była uczulona i po dwóch dziabach napuchła trochę. Mieliśmy jednak odpowiedni sprzęt i wszystko się dobrze skończyło. Co do gniazdka os, to żyliśmy przez parę nocy w symbiozie, po prostu pod wylot podstawiliśmy talerz z dżemem i dały nam spokó j:-), widać że osy w tym kraju też przekupne ;-)
pozdrawiam
DP

Michał
07-06-2004, 17:14
Witaj Dziczu

No i masz poważne odpowiedzi. JA prosto z mostu - dobrze wiesz (a przynajmniej po kartach uczestników możesz się zorientować) z czym/kim jedziesz. Musisz przygotować się jako opiekun na wszystkie możliwości.
I tu kur.. (autocenzura) się zastanów - gdzie się pchasz, po co i zkim!!!!
Mam nadzieję, że to nie jest Twój pierwszy wyjazd z małolatami!!!
Jeżeli sam boisz się parenaście gadziostwa (jest wszędzie) to sobie odpuść.
Ani pogotowie ani lotnicze z Sanoka nie zdąży na czas, jeżeli któreś z dzieciaków jest chore i ma brać leki na bieżąco. Wtedy nawet ukąszenie muszki może je powalić.
Tak jak pisał Piotr - musi być wyznaczona osoba (dorosła) z w pełni wyposażoną apteczką, z którą nawet w sraczu się nie rozstawać!!!

Prowadziłem kilka grup małolatów i wiem, że aby dzieciaki się załapały na wyjazd, rodzice kurna ich mać ukrywali ich faktyczne schorzenia.
Zrób lepiej swój wywiad w czasie jazdy w Bieszczady i miej oczy otwarte.

Pozdrawiam

Stały Bywalec
08-06-2004, 13:04
Piotrze, osy i pszczoły to małe miki.
W Bieszczadach spotykam ostatnio coraz więcej szerszeni.
W ubiegłym roku jeden wprowadził mi się do domu.

A na dworze, przy takim fajnym stole pod jabłonią, nie mogłem jeść nic aromatycznego, bo zaraz też się pojawiały szerszenie. Któregoś dnia kupiłem sobie w Lutowiskach flaki, przyrządziłem, wyniosłem na dwór, wróciłem do domu po piwo ...
I już na tym piwie poprzestałem, obserwując to świństwo (kilka sztuk) przy moim talerzu.

Wizmo
08-06-2004, 16:49
Szerszenie? To jeszcze nic....
Ja w zeszłym roku za Górną Wetlinką dwie Chupacabry siedzące na drzewie zauważyłem....ledwie z życiem uszedłem.
......ale zdążyłem jeszcze jednej zdjęcie zrobić.
Można sobie obejrzeć tutaj:
http://www.oftm.com/chupamex.jpg

wowka
08-06-2004, 19:29
żmij faktycznie chyba jest sporo bo już kilkakrotnie je spotkałem w tym roku ( wokolicy Leska i Sanoka, a nie w głębokich Bieszczdach), widziałem też miłe zaskrońce (stawy na Posadzie Leskiej). A w ramach przygotowania na spotkanie z bieszczadzką żmiją polecam film Wolna Sobota z lat siedemdziesiątych z Siemionem w roli wozaka parku konnego.

wowka
08-06-2004, 19:42
2-3 lata póxniej pojechalem z bratem m.in do skansenu w Majdanie (tego, którego już dawno nie ma). Przeszlismy sobie przez płot i weszliśmy do stojącego parowozu. Zaczałem coś tam grzebać przy kotle - otworzyłem drzwiczki. Oczywiście osy musiały akurat w tym parowozie mieć gniazdo przyklejone do drzwiczek od wewnątrz
Piotrze, to nieprawdopodobne ale w 82 lub 83 roku miałem tam identyczną przygodę, weszliśmy z bratem przez płot i po otworzeniu kotła w jednym z parowozów wyleciały osy, a jedna ukąsiła mnie w brzuch. Rodzice czekali przestraszeni za siatką (miałem wtedy z dziesięć lat). Żeby wzmocnić dramatyzm tej opowieści to dodam, że już po osie pojechaliśmy do Baligrodu, gdzie zjadłem jakiś bigosik i wymiotowałem cały wieczór, ech.....

stefankmiot
08-06-2004, 20:33
wiem, ze w Solinie kolo poczty jest lekarz i wiem, ze jeszcze w tamtym roku mial surowice. kolega nadepnal zmije, jednak od razu wiedzial co robic.

Piotr
08-06-2004, 20:51
Piotrze, to nieprawdopodobne ale w 82 lub 83 roku miałem tam identyczną przygodę,
Tak, to było gdzies w tych latach. hyhy - ciekawe kto pierwszy je wkurzył - potem, w skutek treningów, pewnie miały już opanowaną szybką reakcje ;-)

Stały Bywalec
08-06-2004, 20:58
Szerszenie? To jeszcze nic....
Ja w zeszłym roku za Górną Wetlinką dwie Chupacabry siedzące na drzewie zauważyłem....ledwie z życiem uszedłem.
......ale zdążyłem jeszcze jednej zdjęcie zrobić.
Można sobie obejrzeć tutaj:
http://www.oftm.com/chupamex.jpg

Te chupacabry zostały specjalnie sprowadzone znad Amazonki w celu zżerania stonki.

T.B.
08-06-2004, 23:42
Chupacabry? Chupacabry to mi z ręki jadły. :mrgreen:

Barnaba
23-09-2007, 01:39
http://pl.youtube.com/watch?v=1ZL_Mtn9SEs
No nie mogłem się powstrzymać....
ROTFL

wojtek legionowo
23-09-2007, 05:01
W pewnym miejscu w okolicach Baligrodu zobaczyłem szerszenia uspokoiła mnie Anyczka że one tutaj są więc im nie przeszkadzam i jak do teraz żaden mnie nie ukąsił,a bywając w np w rezerwacie Krywe już zaczeło mnie się w pewnym momencie pieprzyć czy to to żmije czy eskulapy bo widząc węza na drzewie to jest coś, a było ich wtedy sporo, wiem że żmija pełza,ale ja pełen strachu zobaczyłem coś na drzewie i okazał się to nasz eskulap dzięki pracownikowi nadleśnictwa zobaczyłem nawet specjalnie przygotowywane miejsce do zasiedlenia przez węże

WUKA
23-09-2007, 09:45
W kwestii formalnej- owady żądlą a nie kąsają, wąż nie jest eskulap tylko jest wężem Eskulapa.Pozdrawiam.Przyznaję ,że i tak każdy wie o co chodzi.

Doczu
26-09-2007, 17:38
W pewnym miejscu w okolicach Baligrodu zobaczyłem szerszenia uspokoiła mnie Anyczka że one tutaj są więc im nie przeszkadzam i jak do teraz żaden mnie nie ukąsił,a bywając w np w rezerwacie Krywe już zaczeło mnie się w pewnym momencie pieprzyć czy to to żmije czy eskulapy bo widząc węza na drzewie to jest coś, a było ich wtedy sporo, wiem że żmija pełza,ale ja pełen strachu zobaczyłem coś na drzewie i okazał się to nasz eskulap dzięki pracownikowi nadleśnictwa zobaczyłem nawet specjalnie przygotowywane miejsce do zasiedlenia przez węże
Żmije też czasami wpełzają na drzewa. jakoś ze 2 lata temu jeden z kolegów pokazywał fotki zmiji na młodym modrzewiu na wysokości ok 170 cm.
A ostatnio w Tworylnem tez napaliłem się jak szczerbaty na suchary na spotkanie z wężem Eskulapa, ale skończyło się tylko na ładnym zaskrońcu :-)

WojtekR
26-09-2007, 20:09
Oprócz żmij, szerszeni, os i stad stonki słyszałem, że pojawiły się w bieszczadzkich potokach piranie a ktoś ponoc widział w Sanie rekina ludojada... :mrgreen:
Przewędrowałem, tak się w tym roku zdarzyło, całe góry południowej Polski i spotkałem (te, które zobaczyłem), 3 razy (słownie: trzy) wygrzewające się na słońcu żmije. Nie było to w Bieszczadach, ale w Beskidzie Niskim (cmentarz w Radocynie :smile: ), w Magurskim Parku Narodowym okolice Ciechanii (ale tam nic dziwnego, bo strzegą fajnego domku dyrekcji MPN ;) ) i podczas zejścia do Lądka Zdroju). Niektórzy ludzie zamieszkujący Sudety twierdzą, że: "to Czesi, panie, wypuścili do lasów stado gadzin i teraz człek nawet spokojnie jagód nie może pozbierać..."
Jest już prawie październik, zimno blisko, to i gadzina poszła sie przespać do wiosny. Ale trzeba uważać... ;) zwłaszcza na ptactwo, i to 21 października... :))

buba
27-09-2007, 09:12
kurcze, pod tym domkiem w ciechani to musi byc chyba jakies zmijowe gniazdo... mnie tam tez czmychnela takowa spod kija jak szukalam miejsca zeby kuper posadzic ;)