PDA

Zobacz pełną wersję : Kijki teleskopowe i nie tylko



Herme$
09-08-2004, 22:06
Nie wiem jak Was, ale mnie niewieke rzeczy irytuje tak bardzo jak widok "turysty" dziarsko wędrującego po górach z kijkiem teleskopowym w łapie :evil: Czy w lesie naprawdę nie można znaleźć sobie jakiegoś patyka?
Podobnie sprawa ma się z różnym supernowoczesnym sprzętem turystycznym jak kosmiczne plecaki czy buty wykonane z materiałów, o których normalny człowiek nawet nie słyszał. Szkoda, że nie mogą wrócić te pionierskie czasy "turystyki z siekierą", gdy ludzie nosili ze sobą całe skrzynki chleba. Nie mówiąc o ówczesnym obuwiu...
Góry dziś pełne są niedzielnych turystów :cry: A ja chodzę już trochę po Bieszczadach i wiem, że najwspanialisi ludzie to zazwyczaj ci, ktorzy noszą "spodnie wytarte i buty stare".
Pozdrowienia z Beskidu Niskiego!

HODOR
09-08-2004, 22:32
jedni lubią masło a drudzy mirgaryne!!!!

Piotr
09-08-2004, 22:44
Nie wiem jak Was, ale mnie niewieke rzeczy irytuje tak bardzo jak widok "turysty" dziarsko wędrującego po górach z kijkiem
Dziwną miarą Waść ludzi mierzysz, może to prowokacja, może kompleksy. Osobiście nie rozumiem dlaczego mialoby mi przeszkadzać, że ktoś ma lepszy/inny sprzęt. Idzie z kijkami to widocznie mu tak wygodnie i tyle. Za samo to że ma kijki dajesz cudzysłów przy slowie "turysta" - nieładnie. Ma buciory za 1500zł? Niech ma, mnie by to nie obchodzilo, nawet nie patrze innym na ubiór, bo i po co. Gdyby kijki drewniane były lepsze, to byłyby w sklepach, możesz byc pewny - te ktore są w sprzedaży przewyższają drewniane pod kilkoma względami. Jeśli chodzisz po Bieszczadach i BN juz długo, to zapewne pamiętasz,że turyści np. z końca lat 70-tych tez wygladali dla ogółu dośc abstrakcyjnie. Czyli kwestia perspektywy. Taki turysta, owszem we flaneli, ale buty miał zazwyczaj porzadne odpowiednie w góry, porządne skarpety, ochraniacze i wyladowany róznymi (dziś zbędnymi) bajerami plecak - nieraz 1m nad głowę ;) Kijki tez miał owszem, leszczynowe - taka moda wtedy była, a w sklepach nic w zamian. Wycinali na tych kijach różne wzory, szlaczki i tak łazili - niektórzy z jednym kijem cały miesiąc sie nie rozstawali, inni brali na pamiatkę do domu. Ale wszystko ma plusy i minusy - turyści z siekierami zostawaiali po sobie wyrabane co wpadnie w rekę (co akurat potrzeba) - dziś tego nie ma - bo i mało kto siekierę nosi, a nawet nóż dobry.
Patrzmy na siebie. Jak sie ktoś wstydzi wyjśc w białych adidasach na Tarnice,to jego problem. Jak sie nie wstydzi - też.

Szaszka
09-08-2004, 23:10
Oj Hermes, Hermes... przywalieś, jak nie przymiierzając, lysy o beton.
Oczywiście, każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania, ale wiesz, trochę glupio ni stąd, ni z owąd czytać że moj widok kogoś maksymalnie wkurza.
W zasadzie to nie wiem czemu sie denerwuję, powinnam mieć wywalone na to co sobie inni o mnie myślą, w dodatku uważam, że ludzie oceniający innych po pozorach tracą na tym najwięcej.
Tak się sklada, że poczulam się osobiście dotknięta Twoim postem, ponieważ akurat ja wędruję po górach z kijkiem teleskopowym w lapie. A nawet z dwoma kijkami.
I nie robię tego ze snobizmu ani szpanerstwa, tylko z autentycznej potrzeby - mam slabe stawy kolanowe. W zeszlym roku, kiedy lazilam w Bieszczadach bardzo intensywnie przez 5 dni non-stop, ostatniego dnia kolana tak mnie bolaly, ze żeby spelznac z Poloniny Wetlinskiej musialam poszukac sobie jakiegos drąga do podpierania. Byl ciężki i cholernie niewygodny.
Chodząc potem w Alpach kupilam sobie kijki - i uważam je za cudowny wynalazek.
Nie mam od tej pory żadnych problemow z kolanami, nic mnie boli - nawet przy schodzeniu z duzych stromizn, i to z plecakiem na plecach.
Piszesz o czasach "turystyki z siekierą". Czy Twoim zdaniem powinnam codziennie wchodzić do lasu i rozpoczynać swój dzień od dewastacji przyrody w celu wycięcia sobie kijków?
I wiesz, jakoś nie kuszą mnie te buty sprzed 20 lat, ważące lącznie 4 kg... Wolę goretex na vibramie . :twisted:
I nie przekonasz mnie, że flanelowa koszula jest cieplejsza niż polar, a welniany kocyk cieplejszy niż moj śpiwór z wypelnieniem z Quallofilu.
A jak uzbieram dośc kasy, to zamienię swoj hydrotex na goretex, i to najlepiej XCR .
:twisted: Bo noszenie w plecaku 2kg podgumowanej palatki też mnie nie kusi.
I nie kusi mnie też plecak taty, mający jakieś 30 lat, nie posiadający pasa biodrowego.
Z przyjemnością używam tych udogodnień, bo dzieki nim mój zaladowany plecak waży 20 kg zamiast 40 kg. :P I wiecej czasu i energii jestem w stanie poświecić na podziwianie widoków.
Jesli ktoś natomaist jest konserwatystą, i twardo nosi pionierki, harcerski plecak, śpi pod palatką i nosi z sobą skrzynki z żarciem- pozostaje mi tylko podziwiać hart ciala i ducha.
O ile oczywiście ten ktoś nie wycina codziennie lasu żeby zbudować sobie szalas, gdyby wszyscy tak robili, ladnie by nasze góry wyglądaly. Jak powiedzial Stanislaw Jerzy Lec: "Nie ma powrotu do jaskiń. Jest nas za dużo".
Mam nadzieję, że świadomośc tego jak wyglądam, nie zepsuje Ci przyjemności czytania mojej relacji z kolejnej wyprawy :twisted: Tym razem będą to Gorgany i Czarnohora. Kijki zabieram. :twisted:
pozdrawiam,
Szaszka

Herme$
09-08-2004, 23:22
Gdyby kijki drewniane były lepsze, to byłyby w sklepach, możesz byc pewny - te ktore są w sprzedaży przewyższają drewniane pod kilkoma względami.
Wbrew pozorom drewniane kijki kupić można. Ale to nie to samo: znam ludzi (mój Tata), którzy potrafią się naprawdę przywiązać do leśnych patyków :D
Po Bieszczadach w latach 70. nie chodziłem (mama jeszcze tatynie znała :wink: ) a żałuję baaardzo. Tamte czasy znam (trochę) z opowieści
Faktycznie, nie stać mnie na buty za 1500 zł, ale kompleksy mam na innych punktach :cry: Góry kocham za to, że chodzić po nich może naprawdę KAŻDY, a jeśli już chodzi to jest KIMŚ. Masz rację: nie wygląd, nie sprzęt i nie kijki :), ale to co we wnętrzu człowieka decyduje o byciu turystą

Góry mam w sercu
A serce mam w górach

Efka
10-08-2004, 00:39
Coś Ci powiem Hermes o sobie, chodzę w butach firmowych bo: pionierki te z harcerstwa dawno mi się zdarły, dbam o bezpieczeństwo swoje, o wygodę, komfort wędrowania, wiem że nie przemokną, nie skręcę nogi przynajmniej w kostece i wiele jeszcze za. Chodzę w koszuli flanelowej, bo w polarze mi za ciepło (jestem ciut puszysta), a co mnie może nie zirytowało ale zadziwiło to dziewczyna w mini i klapkach wspinająca się na Smerek od strony wsi Smerek (ciut stromo, prawda?), ale skoro doszła cała i zdrowa, to nie mnie ją krytykować.. Ważne aby iść, zdobywać, podziwiać i kochać. A co do kijków, to sama podpierałam się kosturem niczym Baba Jaga i zazdrościłam tym którzy dzierżyli w dłoniach lekkie kijki. Usprawiedliwia Cię jedynie ,jak się domyślam, młody wiek i głowa pełna marzeń o traperskim życiu. Nic nie stoi na przeszkodzie abyś takie wiódł. Fajna sprawa.
Pozdrawiam
Ewa

tomekpu
10-08-2004, 09:03
Proponuje Ci przespać się w namiocie w którym po 15 minutach deszczu wszystko jest zupełnie mokre, spać owinięty nędznym kocem (i dygotać z zimna o 4 nad ranem) , czekać pół godziny na zagotowanie kubka wody na maszynce spirytusowej, medytować jak spakowć plecak co by jakaś puszka nie wchodziła w plecy.
Później możemy podyskutować.
A propo niedzielnych turystów:
W góry jeżdżę obecnie stosunkowo rzadko, raczej po to "żeby się wyciszyć", wieikich przejść nie robię, śpię czasami w "przyzwoitych" warunkach i mam niezły ubaw z prawdziwych turystów jak traktują mnie jako istotę 2 kategorii. Jesczcze jedna rzecz. Dlaczego czysta, jasna bawełniana koszula powoduje dziwne uśmieszki?
Pozdrawiam, Tomek.

Kriss40
10-08-2004, 10:50
Witaj Herme$ na naszym Forum.
Jak widzisz, nie ma tu lekko... No, ale trochę sam sobie jesteś winien.
Ja jednak rozumiem, że więcej w tym Twoim poście było nstalgii za dawnymi pionierskimi czasami, niż irracjonalnego sprzeciwu wobec tego, co niesie ze sobą ogólnie i szeroko rozumiany postęp.
A wszystkim Biesołazom zalecam, żeby, wędrując po szlakach, wiekszą uwagę zwracali na krajobraz niż buty, czy kurtki Turystów. Tak będzie i przyjemniej i zdrowiej...
Pozdrawiam

Piotr
10-08-2004, 10:53
Witaj Herme$ na naszym Forum.
Jak widzisz, nie ma tu lekko... No, ale trochę sam sobie jesteś winien.
To był tylko taki chrzest "bojowy", hehe - trzeba przez to przejść widocznie ;)

beata
10-08-2004, 10:59
W góry jeżdżę obecnie stosunkowo rzadko, raczej po to "żeby się wyciszyć", wieikich przejść nie robię, śpię czasami w "przyzwoitych" warunkach i mam niezły ubaw z prawdziwych turystów jak traktują mnie jako istotę 2 kategorii. Jesczcze jedna rzecz. Dlaczego czysta, jasna bawełniana koszula powoduje dziwne uśmieszki?
Pozdrawiam, Tomek.
Tomek a żebys widzial miny niektorych gdy na jednym z KIMB-ow sie prowokacyjnie wystroilam pol-wieczorowo... :> ale jak mowi Krzysiu - podziwiajmy gory a nie kurtki :)

Viki
10-08-2004, 12:21
Witajcie moi drodzy przyjaciele. Przez przypadek wpadłem na Waszą polemikę i tak się złożyło, że jestem tym turystą z lat 70-tych, 80-tych, 90-tyh, i tak dalej aż do dziś.Dla mmie nie jest ważne z czym idę i co niosę w plecaku. Dla mnie nie jest ważne co niosą inni i w jakich idą butach. Chodząc po górach a po biesach szczególnie najważniejszą rzeczą jest to abym miejsca w których jestem zostawił takie jak je zastałem więcej - zostawił je jescze ładnijszymi . Chyba wiecie o co mi chodzi. Ilokroć kiedy opuszczam Biesy zawsze sobie marzę, żę jak to by dobrze było tu wrucić i i spotkać buka w ktorym zapisane jest wszystko co kocham.

Pozdrawiam Was serdecznie. Zapraszam do wspólnego śpiewania podczas "Bieszczadzkich Aniołów"

tomekpu
10-08-2004, 12:39
Oj, święta racja.
Tomek

Goska
10-08-2004, 13:43
Czytając ten wątek, przypomniało mi się przysłowie (nie wiedzieć czemu :D ) "Uderz w stół, a nożyce się odezwą".


Szkoda, że nie mogą wrócić te pionierskie czasy

Czasami też tak myślę. Ale tak naprawdę, u mnie jest to nostalgia za czasami sprzed x lat, cielęcych lat.
Tą atmosferę ciągle można znaleźć. Trzeba tylko zejść z głównych szlaków, albo odzwiedzać je po sezonie. I jeśli jest taka możliwość, być z tamtymi ludźmi, nie tylko innymi turystami. Bo w każdym zakątku świata, najciekawsi są ludzie, to oni go tworzą/dopełniają*

(* - niepotzebne skreślić)

Kriss40
10-08-2004, 19:21
Może i szkoda, ale te pionierskie czasy nie wrócą, to na pewno. Natomiast nostalgia bardziej zrozumiała jest chyba u ludzi starszych, tych, którzy z kijeczkiem przemierzali Połoniny, zanim jeszcze zaczęto zwozić tysiące ton na budowę zapory.
Jak widać są też bardzo młodzi ludzie, którym w zupełności wystarczą zdeptane pioniery i flanelowa koszula. Czasami wcale nie musi chodzic o wygodę, praktyczność, czy nawet bezpieczeństwo... czasem to po prostu taki styl. Wolno? Pewnie, że wolno! A czy należy krytykować tych, co idą z postępem i - mając na to środki - ułatwiają sobie życie? Pewnie, ze nie wolno!
Małgosiu, a co do tych odzywających się nożyczek... To Ty nie wiedziałas, ze to jeden z kanonów tego Forum? :lol:
Pozdrawiam

Ezechiel
10-08-2004, 21:17
Miejmy nadzieję, że za 50, 100 i 500 lat turyści nadal będą po Biechach chodzić, a nie np. latać nad bądź zwiedzać w VR. Wtedy to już chyba nawet te kijki im daruję. (choć sam Sobie swoje bardzo chwalę)

długi
10-08-2004, 21:39
A swoją drogą to jednej rzeczy nie rozumiem. Większość spotkanych w górach łazików liczyło każdy niesiony na garbie kilogram, prześcigając często się w pomysłach z czego można zrezygnować ( niedoścignionym wzorem był Diogenes ). Ale często przez wiele kilometrów targają solidny kijaszek. Nigdy nawet zimą tego nie nosiłem, kiedyś próbowałem i było mi bardzo niewygodnie z patykiem. Dlatego obyczaj kijaszka raczej tłumaczę sobie chęcią trzymania czegość w ręku na wszelki wypadek - dziki zwierz, zezwierzęcony turysta. Pomijam wypadki oczywiste, jak osłabione, pourazowe stawy itd. A tradycja kontra nowoczesność w sprzęcie: wolę lekką latarkę diodową od ciężkiego "szperacza" i tradycyjny kubek porcelanowy od nowoczesnego stalowego.
Pozdrawiam
Długi

Lech Rybienik
10-08-2004, 22:42
A ja zadam pytanie ludziskom wędrującym z kijkami:
Otóż.... czy to naprawdę pomaga w takim stopniu że warto je ze sobą targać, narażać swe stopy a oko wędrującego z tyłu na integrację z diamentową końcówką kija?

Założenia takie:
Człowiek zdrowy, średnio-sprawny, plecak do 20 kg, warunki Bieszczadzakie i Beskidzko-Niskie letnie i zimowe.

Bo co do zalet kijka na lodowcu to wiem, znam, wręcz jest niezbędny...

Pozdrawiam serdecznie:)

Szaszka
10-08-2004, 23:58
Otóż.... czy to naprawdę pomaga w takim stopniu że warto je ze sobą targać, narażać swe stopy a oko wędrującego z tyłu na integrację z diamentową końcówką kija?

Warto, warto, warto.
Radzę spróbować, różnica jest ogromna, i przy wchodzeniu i przy schodzeniu.
A jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to koncówka kijka trekkingowego nie jest przecież ostra!
A co do oczu wędrujących z tylu... Chyba mylisz technikę chodzenia z kijkami z jazdą na nartach biegowych :P

Ezechiel
11-08-2004, 01:19
W warunkach letnich kijki (dobrze używane) stanowią duże ułatwienie. Nawet na stromych podejściach idący z tyłu nie są zagrożeni. (sprawdziliśmy w Gorganach). Używanie kijków pozwala ulżyć kolanom i zapewnia stabilniejszy krok. W lutym na Babiej nawet udało mi się kijkiem hamować zjazd ze stoku. (piękna sprawa - jak na "amerykańskich filmach o wspinaczach")

W warunkach zimowych. W głębokim śniegu zakładamy plakietki i możemy a) sondować b) stabilizować krok . W momencie, gdy np. trzeba podejść na szlak (ostatni łoiłem w grudniu z Wetliny do Kalnicy) bez kijów na zmarźniętej drodze idzie się trudniej. Zresztą na Połoninie jak zawieje to bez kijów człowieka lekko nosi...

Szkoda tylko, że moje kijki siostra połamała i nie chce oddać kasy.

Stały Bywalec
11-08-2004, 17:27
No to i ja włączę się w tę dyskusję o kijkach.

Jestem jak najbardziej "za". Osobiście łażę z jednym kijem bambusowym, nieco wewnątrz wzmocnionym. Prezentowałem go w ub. roku we wrześniu na dyżurze w Dwerniku. Zdaje się, że się bardzo spodobał Szaszce.
Wcześniej, gdy jeszcze nie miałem owego kija, zawsze na początku pobytu w Bieszczadach wycinałem sobie jakiś drąg. Jednak tylko z obciętych gałęzi drzew, pozostałości po drwalach. Sporo tego na poboczach stokówek. Nigdy nie okaleczyłem w tym celu żywego drzewa.

A po co ?
Kij takowy noszę z reguły pod pachą, podpieram się nim niezwykle rzadko. Głównie wtedy, gdy jest ślisko i stromo lub przechodzę przez jakiś strumień. Ktoś mi kiedyś powiedział, że z takimi kijami pod pachą chodzili niegdyś angielscy oficerowie kolonialni w Indiach.

Ale jest też jeszcze jedna niezaprzeczalna zaleta owego "rekwizytu" - już sam jego widok trzyma na dystans wiejskie psy, niekiedy dość agresywane. Na początku tego lata, przechodząc przez Grabinę (w Puszczy Kampinoskiej), zostaliśmy zaatakowani przez kilka psów, które wyskoczyły z posesji przez niedomkniętą bramę. Dwa średniej wielkości kundelki + wielki doberman (lub jakiś jego bliski krewny, nie widziałem rodowodu). Pędziły na nas z ujadaniem, a doberman na czele. Były już od nas tylko ze 20 m, gdy zacząłem machać kijem, jak Wołodyjowski szablą w pojedynku z Bohunem. I od razu poskutkowało ! Doberman i jego mniejsi koledzy wyhamowali, ograniczyli się do psich pyskówek. Każde kolejne machnięcie kijem wyraźnie działało na owe psy deprymująco. A byłem już także przygotowany na użycie o wiele mocniejszego argumentu (bo to było naprawdę niebezpieczne, wielkie, obronne psisko).

W Bieszczadach też miewałem podobne sytuacje z psami, choć nie tak podbramkowe jak opisana powyżej. Mając kij w ręku skutecznie zniechęciłem kiedyś w Wołkowyi jakiegoś sporego kundla od postrzępienia mi jeszcze bardziej dżinsów. Innym razem idąc przez Wańka Dział zostałem opadnięty przez całą sforę kundli, agresywnych tylko do pierwszego machnięcia kijem.
Kiedyś wędrowałem też sobie wąską polną dróżką między pastwiskami, z lewej strony drut kolczasty, z prawej tudzież, a na przeciw mnie - byk (niewykastrowany !). I bardzo źle mu z oczu patrzyło, jak gdyby widział we mnie sprawcę swoich rogów. Poszedłem wprost na niego, wrzasnąłem jakimś zasłyszanym wsiowym głosem, zamachnąłem się kijem i ... poskutkowało. Niechętnie, bo niechętnie, ale ustąpił mi drogi.

Tak więc - popieram "kijkową ideę". Czasami kij w ręku turysty może być też przedmiotem niewinnych, sympatycznych żartów. W 2002 r. wędrowałem samotnie z Zatwarnicy na Przełęcz Orłowicza. Z góry schodziły sobie trzy panie i spytały się mnie, po co mi ta wędka, przecież tu nie ma wody. Odpowiedziałem, że to nie jest wędka, jeno "kij obronny". One na to, przed kim się chcę bronić. Na to ja, że przed agresywnymi kobietami. A one z kobiecym niedowierzaniem, czy serio bym się bronił. A ja, że broniłbym się tylko trochę, aby napastniczki jeszcze bardziej rozjuszyć. Wówczas stwierdziły, że jestem "interesujący", a ja dodałem, że także żonaty i sobie (ze smutkiem) odszedłem.

W zeszłym roku, też na tej trasie, spotkałem parę młodych ludzi. Pani podpierała się kijkami trekingowymi, pan (póki co) miał niewykłute oczy. Zażartowałem, że pani zgubiła narty. Pan zaś dowcipnie odparł, że nie zgubiła, tylko przez sklerozę zapomniała przypiąć.

Natomiast w Szklarskiej Porębie najadłem się kiedyś trochę wstydu. Wjeżdźałem wyciągiem krzesełkowym na Szrenicę, trzymałem w ręku swój kijek bambusowy. Już dojeżdżałem, gdy facet z obsługi zaczął się drzeć do kumpla, aby przyhamował wyciąg, bo musi pomóc wysiąść inwalidzie ...

I to by było tyle o kijkach, jeśli chodzi o moją opinię.

ww
11-08-2004, 23:50
Fajnie się Ciebie czyta Stały, Twoje pisanie natchnęło mnie do napisania paru słów.
Ja też miałem kilka sytuacji, w których strach za gardło chwytał i żeby nie instynkt to nie wiem jak by wyszło.
Raz się przekonałem na samotnym rowerowym nocnym rajdzie, wyjechałem z Warszawy o godz. 24 miałem w planie jakieś 110 km i jak już byłem mocno po połowie dystansu, więc kondycja podupadała a noc jeszcze nie rozjaśniała nagle wśród tych ciemności i ciszy, bo jechałem mniej uczęszczaną trasą asfaltową usłyszałem złowieszczy skowyt i głośny tupot czterech łap po asfalcie, nie widziałem, co to za zwierzak, ale o tej porze i w takich okolicznościach wyobraźnia mi podpowiadała, że to musi być naprawdę krwiożercza bestia, mocno nacisnąłem na pedały, ale było pod górkę, powoli dystans pieska od rowerzysty kurczył się i moje siły też się kurczyły w końcu zrezygnowany postanowiłem podjąć wyzwanie i na mocne ujadanie psa odciąłem się przez ramię potężnym i drapieżnym rykiem, było to po prostu coś jakbym nagle przemienił się w wilkołaka i rzucał wyzwanie swojemu prześladowcy. Poskutkowało, zatrzymałem się na szosie i usłyszałem jak bicie łap o asfalt oddala się coraz bardziej już bez jednego nawet szczeknięcia, wsiadłem na rower i pojechałem dalej, adrenaliny starczyło na szczęśliwe i sprawne ukończenie całej trasy.

Innym razem przy ostatnim KIMB-ie schodząc z DK w kierunku potoku Hylaty z całą moją rodziną i koleżanką Renatą i trochę już o zmierzchu, na drodze stokówce znaleźliśmy odciśnięte łapy niedźwiedzia, trop szedł po warstwicy tak jakby niedźwiadek szedł tuż przed nami, byliśmy już trochę zmęczeni, droga do Sekowca jeszcze daleka, ale dzielnie brnęliśmy dalej, choć nie szło się najwygodniej, bo zdarzały się błotka na całą szerokość przejścia i trzeba było szeroko obchodzić, gdy zeszliśmy już ze stokówki na trasę z Nasicznego i doszliśmy do pierwszego przecięcia drogi z potokiem natknęliśmy się na składnicę drewna, ułożone w stosy równo poukładane bukowe okrąglaki, szarówka, szum potoku, do którego zaczęliśmy się właśnie zbliżać i gdzieś głęboko w umyśle natarczywie powracająca myśl o wielkim niedźwiedziu podążającym przed nami tą samą trasą, w tej chwili wszyscy mieliśmy ochotę ruszać, czym prędzej do przytulnej chatki u pani Basi, ale nie wiadomo, dlaczego coś mnie powstrzymywało przed przekroczeniem potoku i wejściem z otwartej przestrzeni na wąską drogę wśród zarośli, która była przed nami. Zmarudziliśmy tam parę minut głównie z mojego to powodu, bo niby to zachciało mi się smakować wody z potoku i nagle schylając się po kolejną garść kropli do otarcia potu z czoła coś mignęło mi na drodze za potokiem w złowrogim przesmyku. Wzrok mam wzorowy i jestem pewien, że coś tam przelazło teraz wiem, że mogła to być jakaś drobna zwierzyna, ale widziałem ten ruch tylko kątem oka, więc zamarłem pochylony nad potokiem i zacząłem rozglądać się za jakimś porządnym kamieniem i oceniać odległość do najbliższego stosu z drewnem, nikt z towarzyszących mi osób jak mi się wydawało niczego nie zauważył a ja też nie chciałem niepotrzebnie wzbudzać niepokoju lub, co gorsza paniki. Po kilkudziesięciu sekundach udawania, iż jestem mocno zajęty moczeniem dłoni w potoku miałem wrażenie, że to coś przeszło w prawą stronę stanęło naprzeciw mnie w chaszczach nad potokiem i przez chwilę mi się przygląda a potem idzie dalej wzdłuż potoku. Wstałem i jakby nigdy nic zebrałem towarzystwo do dalszej drogi. Niebawem doszliśmy do dymiących retort, później wyprzedził nas sprężystym krokiem jeden z zatrudnionych tam pracowników, który oznajmił, iż do Zatwarnicy mamy jeszcze tylko 15 minut drogi, heh nam się zaszło gdzieś ze 30 minut, ale co tam, jak już byliśmy na asfalcie włączyłem komórkę, bo baterie były na wyczerpaniu i nie chciałem stracić łączności przed powrotem w jakieś bardziej zaludnione miejsca i zaczęły nadchodzić sms-y od drogich nam koleżanek i kolegów z KIMB-u, którzy zaczęli się trochę niepokoić naszym długim spacerem, za jakieś 15 minut przyjechał Bob, który ku naszej nie skrywanej uciesze podwiózł nas pod sam ośrodek. Po tej przygodzie któregoś wieczoru tak przypadkiem rozmawiając z żoną o wędrówkach dowiedziałem się, że nad tym potokiem, nie wiedzieć, czemu ją też strach za gardło łapał, choć ani słowem nikt wtedy nie powiedział o jakimkolwiek zagrożeniu to jednak oboje mieliśmy podobne odczucia, iż gdzieś po drugiej stronie mogło być coś, co nam napędziło wtedy stracha.
Myślę że gdybym miał w tych sytuacji oręż w postaci kija bambusowego solidnie wzmocnionego od środka to byłbym mniej niespokojny.

Z pozdrowieniem bieszczadzkim dla wszystkich odważnych i dla tych, co nie boją się mówić o tym jak to się kiedyś głupio nastraszyli. :wink:
ww

Lech Rybienik
11-08-2004, 23:56
Hmmm jakoś mnie to nie przekonuje. Kiedyś ( również w Gorganach) oberwałem właśnie w czoło końcowką kija trekkingowego... no cóż, wprawdzie "Smotryczanka" lała się często-gęsto, aleć jednak zachowywałem pozycję pionową.

Jednak... pomyślę sobie... mam zajęte obie ręce, na nadgarstkach paski, ani się podrapać, wykonać padu przewracając się, ani dac w mordę, ani obsługiwać radio czy aparat fotograficzny.. póki co nogi i gnaty mam jeszcze zdrowe:) Ale jak będę miał okazję to sprawdzę (niedługo będę nosił znów cegły, wapno i cement na grzbiecie w wiadomym miejscu).

Pozdrawiam - Lech

długi
12-08-2004, 09:20
Wygląda na to, że kijek pomaga chodzić Szaszce, a cała reszta chce mieć coś w ręku,
np do obrony przed niedźwiedziem :shock: :shock: :shock:
Ja tego nie noszę, jeżeli nie muszę tego nosić za kogoś to mi nie przeszkadza. Więc noście mili moi co chcecie, uważając tylko, by przypadkiem komuś nie wyjąć oka. Nidźwiedzica by wam nie wybaczyła, gdyby jej małżonek wrócił z gór bez oka.
Długi

ww
12-08-2004, 11:33
Co do kijków trekingowych to nie próbowałem, ale podejrzewam, iż sprawdzają się jedynie w samotnych wędrówkach albo w łażeniu po górach na wyścigi, osobiście wolę wędrówki w towarzystwie i gdybym nosił kijki w obu dłoniach to by mi przeszkadzały np. w podtrzymaniu w razie potrzeby osoby, z którą wędruję albo w podaniu jej ręki na stromym podejściu, a co do szybkości przemarszu to nigdy mi na nim nie zależało, gdy znajdowałem się w tak pięknym miejscu jak Bieszczady, wolę 10 razy klapnąć na odpoczynek i upajać się widokiem trasy, którą pokonałem, takie pokonywanie dłużej zostaje w pamięci. 8)

Pozdrawiam
ww

Ezechiel
03-09-2004, 14:47
Dodałbym jeszcze, że chodzenie w zimie bez kijków to wyrafinowana forma masochizmu. A kijki dobrze założone (pętle na nadgarstkach) wcale nie przeszkadzają w aktywności manualnej.
Szybkość przemarszu bywa czasem ważna na paśmie granicznym, żeby nie nocować na trasie.
Kijki pomagają w chodzeniu z plecakiem, spróbuj to nie pożałujesz.

a_o_s
13-09-2004, 16:19
moze nie bedzi ena temat kijkow teleskowpowych - tych nie posiadam, aczkolwiek mam nadzieje ze niebawem sie to zmieni.
ale ja chcialem o super wypasionym sprzecie cos napisac. takie tam wspomnienia mnei naszly :)

jak zaczynalem samodzielnie lazic po gorkach, to jedynym sprzetem jaki posiadalem byl plecak wojskowy [kostka], buty "traperskie", spiwor taki mega duzy i namiot dwuosobowy, porzadny z hehehe brezentu bez tropiku :) zeby dodac pikanterii nadmienie, ze nie bylo to zaraz po drugiej wojnie swiatowej, tylko w drugiej polowie lat '90 :) ach! zapomnialbym o wojskowej palatce - naturalnie brezentowej.
no i pierwsze powazne gorki to byly wlasnie biesy. no i bylo fajnie, choc bez karimatki w sierpniowe noce dosc chlodno [wowczas stwierdzilem, ze nie bede zabieral ze soba spiwora, coby bylo bardziej ekstremalnie i ciekawie :) [bosze!!!! jaki ja bylem wtedy glupi :)] a fajnie bylo do czasu deszczu calodniowego, kiedy to mokre mialem WSZYSTKO [czyt. WSZYSTKO].
jesli ktos mysli ze madrosci mi przybylo to sie myli.
kolejny wyjazd taki bardziej ekstremalny to byl w beskid zywiecki w poczatku maja. w maju wiosna kwiatkami rosla - ale tylko w piosence i dolinach, na rycerzowej prawie metr sniegu, droga do przegibka po kolana w sniegu itd.
od pamietnego czasu w biesach, minelo troche, ja wzbogacilem sie w plecak taki na jaki mnie bylo wowczas stac, kupilem kurtke przeciwdeszczowa - sztormiak gumowy, a jakże. i tuz przed wyjazdem odbylem przelomowa dla mnie rozmowe z moja kolezanka, ktora jechala tez w te same gory, acz byla o niebo madrzejsza ode mnie. i wtedy to powiedzialem cos bardzo podobnego do postu zamieszczonego na poczatku tego watku: ze mnie pociaga turystyka taka jak kiedys, ze polary to jakis wymysl, ze buty to jakis wymysl, ze kiedys chodzili w swetrze i skorzanych butach i bylo ok to czemu teraz tez tak nei moga... itd. kolezanka probowala sie bronic, ale po czasie stwierdzila ze to bezcelowe, ze jestem przypadkiem klinicznym, kupila sobiw wiec polar i pojechalismy.
no co sie dzialo to mozna sobie latwo sie domyslec. jeansowe spodnie w kontakcie z woda robia sie nie przyjemne, a w kontakcie z roztapiajacym, acz jeszcze mimo wszystko calkiem żeśkim sniegiem robia sie jakies takie niehumanitarne, podobnie przemakajace buty, ciezka peleryna i sweter, zaoszczedzony, a wiec nie za dobry plecak...

no i na moje szczescie, a powiem nie skromnie ze i na szczescie innych - chociazby goprowcow - moje poglady na szpej sie zmodernizowaly. sprzet rowniez, i teraz jest nam ze soba bardzo dobrze. lubimy sie, modernizujemy, chwalimy i tylko czasam zdarza sie moze, ze zaklne pod nosem jak widze ceny.

pozdro

knovak
14-09-2004, 08:24
Dorzucę do pieca pt. "kijki" :wink:
Też kiedyś się zarzekałem, że nigdy w życiu, albo "dopiero na emeryturze". Potem przypadkowo dostałem takowe w prezencie. Kurzyły się gdzieś w kącie przez 3 lata, wreszcie na poczatku tego sezonu przypiąłem je do plecaka. A był on ciężki, bo polazłem na półtora tygodnia w Beskid Niski z małolactwem lat 10, szt. 1. Wersja namiotowa, kociołek, itd.
I wziąłem te kijki do ręki. I zobaczyłem różnicę - w obciążeniu kolan, w rytmie marszu, w tempie podejścia, nawet w łapaniu równowagi na błotnych czy wodnych przeprawach.
Kto tego nie doświadczył, nie wie o co chodzi.
Zatem jeśli z plecakiem - to z kijkami. Na lekko - niekoniecznie, ale też przydatne. Nie tylko na niedźwiedzia...
:mrgreen:

Snurf
20-09-2004, 11:54
Wróciłem wczoraj z Biesów :) i muszę stwierdzić że sporo ludzisk było z kijkami trekkingowymi ale w wiekszości byli bez plecaków czy też innych "obciążeń". Nie mam nic przeciwko temu ale wydaje mi się śmieszne jak ktoś podchodzi pod "płaską górkę", szlakiem o długości mniej więcej 1,5 godziny z kijkami a potem zchodzi jeszcze tą samą trasą... Absolutnie nie rzucam się gdy ktoś to robi ze względów np. zdrowotnych...Chwała mu że poszedł wogóle w góry!
BTW Rozwalił mnie gość z GPS'em uwieszonym na szyi schodzący z Przełęczy Orłowicza (w stronę Wetliny oczywiście, bo kto by się tam zapuszczał w Suche Rzeki). Pewnie niedźwiedzi szukał...:D

Pozdrawiam :)

diabel-1410
01-03-2009, 18:38
Kijki jak najbardziej jestem za uzywam ich od 1,5 roku i chwale.Doskonale odciazaja stawy-zwlaszcza przy zejsciu a ze paski staram sie sciagnac dosc luzno to zdjecia moge robic smialo a i skorzystanie z napoju, nie stanowi problemu.

Krysia
02-03-2009, 13:20
Nie mam nic przeciwko temu ale wydaje mi się śmieszne jak ktoś podchodzi pod "płaską górkę",

no patrzaj, a u mnie po zupełnie płaskim chodzą z kijkami :-P
tzw. nordic walking - jeszcze nie odkryłam czym ich kijki się różnią od moich :smile:

dorota z krakowa
02-03-2009, 17:34
Wróciłem wczoraj z Biesów :) ktoś podchodzi pod "płaską górkę", szlakiem o długości mniej więcej 1,5 godziny z kijkami a potem zchodzi jeszcze tą samą trasą... Absolutnie nie rzucam się gdy ktoś to robi ze względów np. zdrowotnych...Chwała mu że poszedł wogóle w góry!
Pozdrawiam :)

A ja codziennie wracając z pracy, obserwuję pod Wawelem, na wiślanych bulwarach, wielu turystów z kijkami; spacerują, dokarmiają łabędzie i kaczki, fotografują. I cieszą się tym spacerem, i nikt się nie dziwi i nie gorszy. A różnica terenu - waha się tu w granicach 10. metrów (w porywach).;)

buba
02-03-2009, 19:17
BTW Rozwalił mnie gość z GPS'em uwieszonym na szyi schodzący z Przełęczy Orłowicza (w stronę Wetliny oczywiście, bo kto by się tam zapuszczał w Suche Rzeki). Pewnie niedźwiedzi szukał...:D

Pozdrawiam :)

albo piwa ktore schowal inny forumowicz ;)

Barnaba
06-03-2009, 00:54
A ja codziennie wracając z pracy, obserwuję pod Wawelem, na wiślanych bulwarach, wielu turystów z kijkami; spacerują, dokarmiają łabędzie i kaczki, fotografują. I cieszą się tym spacerem, i nikt się nie dziwi i nie gorszy. A różnica terenu - waha się tu w granicach 10. metrów (w porywach).;)

i chwała im za to że łażą z tymi kijami, a nie siedzą z pilotem tv w ręce.

Mnie to razi inna sprawa, nie to co kto nosi w górach- bo to kwestia indywidualna, i nic mi do tego że ktoś ma kijek z włókna węglowego, nic innym do tego że mi żubry sie dwa w plecaku stukają...każdy nosi co lubi....

Razi mnie natomiast to, jak ludzie ignorują góry, chodzenie na caryńską czy rawki przypomina co raz bardziej ten cały lans znany z krupówek. Że mają sprzęt, ale broń boże uzywać. Że mają sprzęt, a często nie wiedzą jak wykorzystać. Że wolą kupić niż myśleć.... Że do gotowania jest kocher a nie ognisko, bo kto to widział żeby z czarnej menażki jeść (kogo obchodzi że w środku pyszny żur, który się nawet nie śnił większości mieszczurów) bodzie to moje oczy niemiłosiernie.

Taka Buba z czarnym garnkiem chodzi, niczym chełm wielkiego radzieckiego soldata- i robi z niego nie lada porzytek, i chwała jej za to, ze ma taki garnek a nie aluminiową miseczkę- bo bym do koryta sie nie dopchał

A kijki... jak kto może alu mieć- niech ma, zazdroszczę. Ja jak już bedę musiał, to z grubej leszczyny.... bo ciupasy od Pastora już niedoczekam chyba sie.

buba
06-03-2009, 07:44
Taka Buba z czarnym garnkiem chodzi, niczym chełm wielkiego radzieckiego soldata-
nie wiem czy "niczym", na zawsze pozostanie tajemnica do czego kiedys sluzyl... ale "cdielano w CCCP" to na nim pisze ;)


a nie aluminiową miseczkę- bo bym do koryta sie nie dopchał

aluminiowa miseczke tez mam :)



A kijki... jak kto może alu mieć- niech ma, zazdroszczę. Ja jak już bedę musiał, to z grubej leszczyny.... .

wiesz barnaba , ze o takich marze najbardziej? i zeby byly mocno sękate! i mozna w nich rzezbic.. i trzeba by do nich dorobic sznureczki na dlonie takie jak sa w teleskopowych bo to jednak mocno ulatwia robienie zdjec na trasie.. i by nie bylo problemu ze kijek mi sie sklada jak sie za mocno oprze na nim..moze kiedys takie pozyskam.


, nic innym do tego że mi żubry sie dwa w plecaku stukają...każdy nosi co lubi....

.


ja tam nie żubra z twojego plecaka najbardziej lubie... ;)

Barnaba
07-03-2009, 02:15
ja tam nie żubra z twojego plecaka najbardziej lubie... ;)
Uznaję to za wyraz uznania prawdziwego smakosza :)

Recon
20-06-2009, 12:47
Tak sobie poczytałem ten wątek i zauważyłem... jak sporo ludków zauważa coś u ludzi łażących po górach, czego ja jakoś mniej widzę. Zresztą nie tylko w tym wątku. Niedawno taka jedna uwaga, skądinąd Strasznie Bardzo znanego Forumowicza, mnie ubawiła, bo uwagę o turystkach od razu zrozumiałem jak przysłowie "przygadał kocioł garnkowi a sam smoli".
No i teraz mam dylemat... chować głęboko GPS-a jak będę schodził z Caryńskiej czy nie(?), dajmy na to, a może zrobić ranking, gdzie go nosić a gdzie nie? Czy on ma zaraz służyć by prowadzić? Już wiem, że mi będą potrzebne inne jego funkcje np. statystyczne... przecież mogę mieć swój kaprys na takie wiadomości.
No i też mam dylemat... nauczyłem się mieć zawsze pojedynczą laskę teleskopową, sztuk jeden... no jakoś mi nie pasuje zająć obydwie rączki podczas wędrówki a może to jakieś przyzwyczajenie od bardzo dawna, zawsze lubiłem chodząc trzymać choćby jakiś kij, przydaje mi się ta laska do schodzenia z góry lub przechodzenia przez strumienie... choćby!..., no a dylemat.... może trzeba chować laskę (tę teleskopową oczywiście!) czy nie, gdy idzie jakiś turysta, bo a nóż pomyśli sobie o mnie jak o jakimś dziwaku?
Oczywiście nie będę miał żadnych dylematów, na to co myślą inni, bo przynajmniej w górach idę tak jak uważam, zachowuję oczywiście pewne konwenase, ale one wynikają z czystej grzeczności na szlaku.
Nie mamy wiedzy całkowitej czemu ten lub inny spotkany człowiek jest tak ubrany, tak wyekwipowany i jak sobie idzie. Nasza wiedza ogranicza się do tego co oczy widzą ale całej wiedzy dlaczego to już nie mamy. Można na ten temat pofilozofować ale chyba zbędny to temat na takie dysputy tutaj na Forum.
Chociaż, by odwrócić kota ogonem... jak cię widzą tak cię piszą. Piszą zazwyczaj o takich pierdołach tabloidy i jak widać jakaś garstka ludzi. Qrcze czy ja o tym też piszę?... hmmmm.
Aaaa tam cicho być... tak mnie coś ruszyło w sobotnie południe. ;)

paszczak
20-06-2009, 13:44
chować głęboko GPS-a jak będę schodził z Caryńskiej czy nie(?)

Sobotnio, tabloidalnie, patrząc po sobie, po swoim łażeniu i swoim patrzeniu na innych wtrącę tylko:

łeeeee tam...korzystać jak się chce, a nie tam czymkolwiek przejmować.

Tu o GPS akurat. Czyż nie lepiej dla własnej potrzeby zerkania na mapkę lub logowania śladu pozwolić gadżetowi na w miarę bezpośredni kontakt z satelitami (w widocznym miejscu) i wzbić tym obłok komentarzy niźli wrócić szarym wędrowcem, ale z porwanym trackiem lub istotnym waypoint-em niezapisanym...bo gpsa pod ręką nie było??

IMHO lepiej mimo, że współczesne gps-y mają znacznie poprawioną czułość i nawet w plecaku sobie nieźle radzą...
A postronni niech mają tą swoją wiedzę niecałkowitą, niedopowiedzianą...tak było, jest i będzie.

pozdr.

WUKA
20-06-2009, 14:01
Aaaaa,tam!Reconie Pierwszy-kokietujesz z lekka.Gdyby takie pytania zadał jakiś początkujący Bieszczadnik,o cytrynowym kolorze dzioba,to bym się nie zdziwiła.Ale Ty?Toż nie "monciaku"chodzisz,szyku zadając a zazdrość u bliźnich wywołując tym co masz na sobie,w dłoni,na stopach czy na głowie!
Nigdy nie miałam żadnego,fabrycznie powstałego kijka.Zaraz na początku wędrówki przysposabiam sobie do dłoni kij znaleziony po drodze i...czasem żal go potem zostawić!
Raz nawet,nie spodziewając się zamieci na jednej z górek (a powinnam,wiem to teraz)ratowałam się przed urwaniem głowy owijając ją dresowymi spodniami(które przezornie jednak na zmianę zapakowałam w plecak).Nie sądze ,żeby ktoś wziął to za nowy trend w bieszczadzkiej modzie,ale uszy bezpiecznie zniosłam na dół!
Podsumowywać nie będę,bo banał jakis sie urodzi a po co?

WUKA
26-07-2009, 11:32
A z czym teraz,Reconie1 wedrowałeś?

Recon
26-07-2009, 13:31
Jak zwykle z laseczką... :P
reszta to to samo... aaa, w tym roku doszedł jeszcze Oregon.