PDA

Zobacz pełną wersję : Rajd Sierżantów [ opowiadanie ]



Henek
03-10-2004, 10:03
Opowiastka o łażeniu po górach
Corocznie gdy jesień zaczyna zaglądać do kalendarza to znak że to już czas na RAJD SIERŻANTÓW.
W grupie znajomych wśród tych co mają czas i chęć wybierany jest kierunek Bieszczady (bardzo szeroko rozumiane). Na tych rajdach nie mamy żadnych konkretnych planów aby dojść z skądś dokokądś. Nie ma żadnych wyczynów , jeśli jest górka przed nami to się na nią wychodzi a jeśli jest ładna dolinka to też dobrze.
Jedynie o co chodzi to urwać się z cywilizacji i wchłonąć klimaty surowej przyrody.
Pobyc tam gdzie jest inne życie.

W tym roku na punkt startowy obrany został Pikuj
W kolejnych postach postaram sie opowiedzieć jak to było.

Henek
03-10-2004, 10:41
Pakujemy się w samochody i gonimy w kierunku granicy. Przejście graniczne w Krościenku nieopodal Ustrzyk Dolnych służy głównie miejscowej ludności do zaopatrywania się po ukraińskiej stronie w tanie paliwo i alkohole.
Stanęliśmy posłusznie na końcu kolejki samochodowej która wiła się w kierunku budek z pogranicznikami. Już teraz widać że nie będzie to szybki przeskok przez granice. Dochodzi 19-sta wieczorem a plan zakładał dojazd do turbazy pod Pikujem.
Wolne tempo posuwania się kolejki rozwesela Rafał który 3 dni wcześniej stanął na slubnym kobiercu i na rajd przygotował się zabierając buteleczki z kokardkami. Załoga była już wesoła gdy stanęliśmy przed obliczem mundurowych. Polski pogranicznik wypytał nas dokładnie gdzie jedziemy i po co ? Turyści ? Na prawdę ???
W sumie trzy godziny oczekiwania na przejściu przestawily nasze zamierzenia.
Ale nic to - zaraz za granicą uzupełniamy płyny energetuczne (znaczy się wódkę i paliwo) i gonimy dalej, do Pikuja jeszcze ponad 100 kilometrów.
Dochodziła północ (naszego czasu) gdy skręciliśmy do miasteczka Turka z nadzieją że znajdziemy jakiś hotel lub tego typu bazę . Pytamy o to przechodzących na ulicy ludzi.
Nocleg ? Nie ma problemu - przenocyjecie u mnie w domu.
Ale nas jest ośmiu ?
Nie ma problemu - przenocujecie u mnie w domu - słyszymy w odpowiedzi.
A gdzie ty mieszkasz ?
Tut , niedaleko we wsi.
A ile to kilometrów ?
Około 25 (wzgledna teoria drogi!)

Pakujemy do samochodu naszego nowego znajomego i pędzimy po nocy szukac bazy.
Po dotarciu na miejsce nastepuje ogólny wieczorek zapoznawczy zakończony śpiewami " o zielonej Ukrainie " i ludowymi piesniami wyskakującymi z magnetofonu.
Przerywniki typu Daj Boh zdarow stworzyły niepowtarzalny klimat.
Dochodziła 3-cia nad ranem . Czs kończyć pierwszy dzień.

Henek
04-10-2004, 16:06
Rano wypełzamy ze spiworów porozkładanych na podłodze zadając sobie nawzajem pytanie : który z nas zaprosiłby do domu na nocleg spotkanych w nocy 8 Ukraińców ?
Cóż to za kraj ?
Cóż to za ludzie ?
Nasze filozoficzne pytania przerwał gospodarz wchodząc do pokoju. W jednej ręce trzymał michę swieżutko ugotowanych ziemniaczków z omastą (pycha) a w drugiej butelkę szampana ! Częsujcie się - czym chata bogata.
Przyznam się że jeszcze nigdy w życiu nie jadłem na śniadanie ziemniaków z szmpanem.
Po uściskach i serdecznym pożegnaniu jedziemy dalej do "TURBAZY" w Biełasowiczach tj przy głównej drodze karpackiej Stryj - Mukaczewo.
Tam gospodarz obiektu bez problemu pozwala zostawić samochody uprzedzając lojalnie ze trzeba będzie zapłacic za ochronę ( 5 hrywien/dzien/samochód ) Kulbaczymy sie i przez dziure w płocie wychodzimy na drogę z której widać szczyt Pikuja. W magazinie uzupełniamy zapasy i drogą przez wieś lekko wznosimy się ku przeznaczeniu. Po drodze przygladamy się ciekawej architekturze domków podobnych do tych jakie spotkac można na Wegrzech , ale nie dziwota przecież to Zakarpacie.
Przyglądamy się jak żyją ludzie i czym sie różnią od nas.
Droga po opuszczeniu zabudowań nabiera zdecydowanie ostrzejszego podejścia.
A potem już tylko stromiej . Spokojnym tempem z licznymi odpoczynkami dajemy sie dogonić tuż przed szczytem szkolnej wycieczce prowadzonej przez miejscowego nauczyciela. Nauczyciel ten zaskoczył nas bardzo dobrą znajomością polskich które złaził dość dobrze i które mu nie podobały się ze względu na restrykcyjność przepisów.
"U Was to nic nie wolno" powiedział przechylając szyjką płynu zapoznawczego.
"Tu wszystko można" - skomentował

Szczyt Pikuja z betonowym pikujem. Dzięki przepięknej pogodzie doznaliśmy szoku widoku. Od południa przepaść o krórej pisał Pol Wincenty w dolinie których porozkładały sie wioski (Szczerbowiec, Bukowiec, Roztoka ) z piętrzącą się w promieniach słońca Ostrą Horą. Na południowy wschód : Borżawa - wyniosła i dumna. Ale wzrok kierował się przede wszystkim na zachód wypatrując na przedłużeniu pasma Pikuja znajomuch sylwetek Tarnicy i Rawki.
Szklona wycieczka już dawno poszła a my wciąż zalegaliśmy w trawie chcąc jak najwięcej zabrać tych widoków ze sobą. Czy te próby rejestacji fotograficznej zatrzymają to wrażenie ? Może jeszcze jedno zdjęcie i jeszcze jedno.
Czas ruszać. Ustaliliśmy kierunek. Spróbujemy dojść do polanki miedzy Ostrym Wierchem a Wielkim Wierchem. To wspaniałe miejesce z wypłaszczeniem, zaciszne i licznymi żródłami wody.
Wiatr na grani jest na tyle silny że trzeba założyć kurtki, a odpoczynki organizować tylko na zawietrznej. Pogoda dalej piękna ale słońce nieubłaganie chowa się za horyzontem. A do noclegu jeszcze dobry kawałek drogi.
Rozbijamy namioty gdy noc ogarnia połoniny.
Cisza atakowana płonącym ogniskiem. Niesamowite.
Teraz , patrząc w płonące ognisko na wysokości 1200 m.npm obok rozbitych namiotów można zanucić o tym jak : ...dla Hucuła nie ma życia jak na połoninie ...
itd itd itd

Henek
06-10-2004, 20:32
Noc.
Pojawiają się pierwsze myśli : jest chłodno. Naciągam kurtkę na głowę z nadzieją że da to więcej ciepła. Przekręcam się łapiąc resztki ciepła i snu ale odruch fizjologiczny narastającego pęcherza mówi mi ze jednak trzeba wyjść na zewnątrz. Już po wystawieniu głowy na zewnątrz zostaję olśniony pierwszym błyskiem wschodzącego słońca. Zapominając o wszystkim sięgam błyskawicznie po sprzęt fotograficzny mając swiadomość niesamowicie ulotnej chwili - wschodu słońca na połoninie - chcę złapać maksimum promieni ponad morzem mgieł zalewających doliny rzek. Czy to blask nadzieji ponad morzem potopu ?
Poranna herbatka z kociołka smakuje wyjątkowo.
Przed dalszą drogą idziemy jeszcze obejrzeć znajdujące się obok ruiny polskiego schroniska , a pierwszy raz o tym schronisku dowiedzialem sie dzięki forum.
Kulbaczymy się i mozolne zaczynamy wspinac sie na grań skąd odsłania się widok na Ostrą Horę. Mamy plan dość na Ruski Put i tam zadecydujemy dalej. Dzięki pięknej pogodzie z Ostrego Wierchu otwiera się bliższy widok na pasmo Halicza i Tarnicy .
Przy krzyżu Ruskiej Ścieżki robimy odpoczynek. Pierwszy raz w czasie wędrówki wyciągamy mapę , dziwne bo przecież nie ma żadnych wymalowanych szlaków na ścieżce któraj miejscami wogóle zanika.Jednak z orientacją nie było żadnych problemów. Ustalamy wiekszościowy kierunek dalszego marszu : w stronę Starostyny.

Czerwone borowiny , żółte trawy , niebieskie niebo - trwa nieustannie plener fotograficzny.
Pies ciągle nas pogania biegając do przodu i patrząc z politowaniem na nasze ślamazarne tempo.
A z tym psem to było tak : tuz po zostawieniu samochodów idąc wsią przykolegował się do nas merdaniem ogona oznajmiając swoje przyjacielskie nastawienie. Też chcieliśmy pokazać że jesteśmy pryjacielsko nastawieni , więc Jurek kupił mu w sklepie kawałek ukraińskiej kiełbasy. No i zaczęło się od tej pory poszedł przodem robiąc za przewodnika i podganiając tych na końcu. W nocy spał w przedsionku namiotu warczeniem dawał znać o zbliżaniu się innych zwierząt. Po prostu pies-traper.
Przed następnym szczytem (Żurówka) zobaczyliśmy pierwsze żywe istoty na szlaku : krowy. Wkrótce dojrzeliśmy również pasterza z którym przeprowadzony został wywiad na okoliczność występowania grzybów o tej porze.
Spodobała nam sie sciezka trawersująca z pólnocnej strony szczyt więc uznaliśmy że to jest to. Rzeczywiście ścieżka ta łagodnie wchodziła do lasu a potem również poprzez otwarte polany schodziła do wsi Libuhora.
jeszcze przed zabudowaniami zapytalśmy pracujących w polu o pobliski sklep. Okazało się że jest niedaleko tylko zamkniety. Ale nie ma problemu bo haziajka otwiera na każde życzenie. Chłopiec oparty o rower ze zdziwieniem patrzył na osobników z plecakami ale niezwłocznie wykonał polecenie starszego stopniem i pogonił do domu haziajki aby natychmiast przyszla otworzyć sklep.
Sklep ten znajdował się w starej chałupie oczywiście drewnianej która miała ponoc 80 lat. W środku znajdował się autentyczny wystrój z olbrzymim piecem na środku.
Niejeden raz idąc miejscami po dawnych wsiach takim np Caryńskim, Jaworniku czy Zubieńsku zastanawiałem się jak wyglądzały te dawne domy , aż tu niespodziewana okazja zobaczenia tego co już nieistnieje po naszej stronie.
Spacer przez wieś to rejestrowanie architektury i rozmowy z młodzieżą wracającą ze szkoły a wszystko inne.
Na chybił trafił skręciliśmy w stronę dopływającego potoku aby w górnej części daleko poza zabudowaniami wioski rozbić namioty nad stumyczkiem który ściągał wodę ze zboczy Pikują.
Jeszcze tylko nakarmić psa i już można rozpalić ognisko .
A górę popłynie piosenka nasza piosenka wesoło

Henek
10-10-2004, 20:57
Woda z potoku wesoło bulgocze w kociołku nad ogniskiem zwiastując poranną kawę o smaku unikalnie górskim.
Ponieważ to już ostatni dzień więc plan narzuca życie : powrót do samochodów i cywilizacji. Po załadowaniu wspinamy się na boczne ramię pasma Pikuja lasem z polankami z których prześwituje widok na Starostyne. Na grzbiecie zrzucamy plecaki i wyciagamy spod krzaków ukryte grzyby które natychmiast wskakują do kociołka.
Drogą biegnącą stumykiem dochodzimy do wioski Husne Wyżne. Z pierwszym napotkanym samochodem negocjujemy podwieżienie do celu, ale okazuje sie że kierowca nie ma prawa jazdy i nie wyjezdża dalej poza granice wsi.
Kolejne negocjacje nie powiodły sie bo nie doszliśmy do jednej ceny.
Z cerkwi wypływa grupa osób po skończonym nabożeństwie ( jest niedziela ) , z tej grupy podchodzi do nas starszy gość który zaczyna rozmowę. Okazuje się że jest polskiego pochodzenia a brata ma koło Zielonej Góry , nie zdążył wrócić po wywiezieniu na roboty do Niemiec bo zrobili granicę polsko-radziecką. Ot jeszcze jedne poplątane historie ludzkie.
Ten sympatyczny starszy pan przekonuje nas że do celu ( wieś Biełasowicze) najprościej dojść na piechotę.
Jak długo trzeba iść ? - pytamy
Niedaleko , niedaleko.
Wzgledność czasu miejscowych ludzi.
Za radą robimy 1,5 godzinny skrót do Kryłki gdzie dwuosobowa delegacja kierowców bierze kurs na samochody , a reszta z plecakami schodzi do wsi.
Z dala widać spory budynek "turbazy" w Kryłce i przychodzi myśl że moze tu jeszcze kiedyś wrócimy.
Na razie wracamy do samochodów i pedzimy po resztę grupy aby jeszcze po przejechaniu 120 km i odczekaniu 30 minut na granicy wrócić do kraju.

Dziękuję za cierpliwość przy czytaniu tych dłużyzn.

P.S. Fotoreportaż znajdziesz klikając:
www.marfot.pl/pikuj/pikuj.html

Aleksandra
10-10-2004, 23:26
Dziękuję za opowieść, miło było czekać na kolejne odcinki :)
Do tego to pocieszające, że wśród ogólnej opinii, że "broń Boże, nie jechac na Ukraine samochodem" - znaleźli się tacy, co jednak pojechali autkiem i nim wrócili :wink:
Ale za to szkoda wrażeń jakie podobno daje jazda kolejką do Sianek... ech... wszystkiego warto spróbować.

pozdrawiam
Aleksandra

Szaszka
11-10-2004, 11:13
Dziękuję za świetną relację, Henek! Przeczytalam z przyjemnością, tym bardziej że rok temu bylam na Pikuju i obudzily się mile wspomnienia. Oraz tęsknota...
Ech, teraz to byle do maja...

PS. Na moim avatarku - siedzę gdzieś na grani pod Ostrym Wierchem, w tle widok na poloninę Pikuja. :D

Walker
11-10-2004, 23:06
Przepiękne - siedzę tu we Wrocku oddalony o kilka setek km i mnie tęsknota za gardziel chwyciła, tym bardziej że od ostatniej wizyty w Bieszczadach minęły dwa(?) lata. Zdaje się, że to trochę za długo. Czas wracać, gdy się czyta opisy takich wojaży.

BTW: ale Wam się pogoda trafiła, niech Was licho. Słynna Ukraińska Złota Jesień :)

i tym sposobem inauguruję swój pobyt na forum. uniżone ziędobry 8)