Stały Bywalec
13-10-2004, 13:48
Jak zwykle, było wspaniale. W końcu tylko dlatego tam corocznie jeżdżę. Gdyby okolice Otrytu mi się nie podobały, spędzałbym urlop gdzie indziej.
Niniejsza relacja będzie nieco inna niż te w latach ubiegłych. Każdej wycieczce poświęcę odrębny post, co może łatwiej zainicjuje dyskusję. Może ktoś przypomni sobie własne wrażenia ze wskazanych przeze mnie okolic, może data wycieczki z skojarzy mu się z jego bieszczadzkim pobytem, a może po prostu będzie miał jakieś zapytania lub uwagi.
Wrażenia ogólne ? Pogoda raczej nie dopisała, ale tragicznie pod tym względem też nie było.
Pobyt w Sękowcu coraz bardziej komfortowy - od jesieni ub. roku Zatwarnica i jej okolice zostały objęte zasięgiem telefonii komórkowej. Bardzo się to przydało - co wieczór dzwoniliśmy z Ryśkiem do naszych mamuś, co tu ukrywać - schorowanych, ledwo chodzących i samotnie mieszkających staruszek.
Ludzi mało. W ośrodku w Sękowcu zajęte domki można było policzyć na palcach jednej ręki. Ludzi „miejscowych” też ubywa - wyjeżdżają do pracy w inne regiony Polski, a nawet za granicę.
I byków również coraz mniej. Tegoroczne rykowisko dużo cichsze niż w latach ubiegłych. Co się z tymi jeleniami stało ? Wilki je zjadły czy myśliwi i kłusownicy powystrzelali ?
Muszę pochwalić Ryśka - mojego nowego kompana od górskich wycieczek. Śmiga po stokówkach, ścieżkach i szlakach jak koń huculski, pod tym względem jest o kilka klas lepszy od moich poprzednich towarzyszy wędrówek. Tylko na tematy społeczno - polityczne w ogóle z nim nie dyskutowałem, po co tworzyć pole konfliktu ? Rycho reprezentuje opcję ZChN i LPR, a ja tak oscyluję gdzieś pomiędzy UW i SdPl. Na pewno byśmy się pokłócili, a więc w ogóle nie podejmowaliśmy „drażliwych” tematów. Poza tym Rysiek to mój kum (chrzestny mojej córki), a zatem i z tego powodu wskazane nam jest życie w zgodzie.
Drobny temacik dla Asiczki, z cyklu „co się turyście w Bieszczadach nie podoba”.
Już któryś rok z rzędu nie mogę tu kupić długich wełnianych skarpet - podkolanówek, takich do wyższych butów turystycznych. W tym roku (podobnie jak w latach poprzednich) pytałem o nie w Czarnej, Lutowiskach, Polańczyku i Ustrzykach Górnych. Baby w sklepikach tylko oczy wytrzeszczają, oferują jakieś zwykłe bawełniane skarpetki, dobre do adidasów na spacerek po Wetlinie lub Polańczyku. No i jestem zmuszony robić owe skarpetkowe zakupy w Warszawie przy ul. Grójeckiej w „Sklepie Podróżnika” po horrendalnych cenach (kilkadziesiąt złotych za parę).
Identycznie rzecz się ma z wkładkami do butów - są tu tylko zwykłe filcowe wycinanki, natomiast brak jest grubszych i profilowanych, takich do butów sportowych lub turystycznych. W ww. warszawskim sklepie kosztują po 35 zł za parę. I znajdują popyt, bo też nie zawsze można je tam kupić.
Absolutnie nie wierzę, aby długie wełniane skarpety i profilowane wkładki do butów turystycznych nie znalazły zbytu w Bieszczadach. W Zakopanem na przykład sprzedawane są na parkingach, przy wejściach na szlaki, po cenach kilkakrotnie niższych od warszawskich.
Pani w sklepie w Polańczyku potrafiła mi odpowiedzieć: „Nie ma, ale nie pan pierwszy o takie skarpetki pyta. Takich niestety jednak nie mamy !”. Handel jak za czasów PRL. Ręce opadają. I nie tylko ręce.
Jeśli zdarzy się, że ten post przeczyta jakiś bieszczadzki handlowiec, to radzę mu na wiosnę przyszłego roku zaopatrzyć się u niedrogich producentów w buty turystyczne i akcesoria „okołoobuwnicze”, tj. wełniane długie skarpety, odpowiednie wkładki do butów, dłuższe sznurowadła, pasty impregnujące, impregnaty w płynie, w sprayu, etc. Powinien na tym nieźle zarobić, tym bardziej, że - sądząc z dotychczasowych obserwacji - nie będzie miał tu konkurencji.
Wieczorami wpadaliśmy z kolegą na piwo do barku w Sękowcu (jeżeli był otwarty, co niestety nie było regułą). Nawet tam dotarła już kultura i cywilizacja - Irek i Bartko siedzieli przy laptopach, ciężko pracując. Piwo jednak, na szczęście, pili. Rozmawialiśmy najczęściej o Was, drogie Koleżanki i Koledzy z naszego forum. I staraliśmy się nikogo nie pominąć. Bardzo Wam się odbijało czkawką ?
Na koniec tego postu, o podróży „w te i we wte”. Wrażenie jedno: przeklęte „wahadła”. Wracając 6 października naliczyłem ich ponad 10 (przed i za Rzeszowem). Opóźniły mi podróż o ok. półtorej godziny. Pocieszam się tylko, że dzięki tym robotom drogowym lepiej się będzie jeździło w Bieszczady w następnych latach.
No i jeszcze o kotce Sabince. W okresie pobytu złapała 4 myszy, przyniosła je żywe, chyba nawet nie poranione do domu. I jak zwykle wszystkie jej wkrótce uciekły - przez szpary pod drzwiami do pomieszczeń gospodarzy. Albo tego nie wykryli, albo tylko udali (i wkalkulowali w cenę).
Niniejsza relacja będzie nieco inna niż te w latach ubiegłych. Każdej wycieczce poświęcę odrębny post, co może łatwiej zainicjuje dyskusję. Może ktoś przypomni sobie własne wrażenia ze wskazanych przeze mnie okolic, może data wycieczki z skojarzy mu się z jego bieszczadzkim pobytem, a może po prostu będzie miał jakieś zapytania lub uwagi.
Wrażenia ogólne ? Pogoda raczej nie dopisała, ale tragicznie pod tym względem też nie było.
Pobyt w Sękowcu coraz bardziej komfortowy - od jesieni ub. roku Zatwarnica i jej okolice zostały objęte zasięgiem telefonii komórkowej. Bardzo się to przydało - co wieczór dzwoniliśmy z Ryśkiem do naszych mamuś, co tu ukrywać - schorowanych, ledwo chodzących i samotnie mieszkających staruszek.
Ludzi mało. W ośrodku w Sękowcu zajęte domki można było policzyć na palcach jednej ręki. Ludzi „miejscowych” też ubywa - wyjeżdżają do pracy w inne regiony Polski, a nawet za granicę.
I byków również coraz mniej. Tegoroczne rykowisko dużo cichsze niż w latach ubiegłych. Co się z tymi jeleniami stało ? Wilki je zjadły czy myśliwi i kłusownicy powystrzelali ?
Muszę pochwalić Ryśka - mojego nowego kompana od górskich wycieczek. Śmiga po stokówkach, ścieżkach i szlakach jak koń huculski, pod tym względem jest o kilka klas lepszy od moich poprzednich towarzyszy wędrówek. Tylko na tematy społeczno - polityczne w ogóle z nim nie dyskutowałem, po co tworzyć pole konfliktu ? Rycho reprezentuje opcję ZChN i LPR, a ja tak oscyluję gdzieś pomiędzy UW i SdPl. Na pewno byśmy się pokłócili, a więc w ogóle nie podejmowaliśmy „drażliwych” tematów. Poza tym Rysiek to mój kum (chrzestny mojej córki), a zatem i z tego powodu wskazane nam jest życie w zgodzie.
Drobny temacik dla Asiczki, z cyklu „co się turyście w Bieszczadach nie podoba”.
Już któryś rok z rzędu nie mogę tu kupić długich wełnianych skarpet - podkolanówek, takich do wyższych butów turystycznych. W tym roku (podobnie jak w latach poprzednich) pytałem o nie w Czarnej, Lutowiskach, Polańczyku i Ustrzykach Górnych. Baby w sklepikach tylko oczy wytrzeszczają, oferują jakieś zwykłe bawełniane skarpetki, dobre do adidasów na spacerek po Wetlinie lub Polańczyku. No i jestem zmuszony robić owe skarpetkowe zakupy w Warszawie przy ul. Grójeckiej w „Sklepie Podróżnika” po horrendalnych cenach (kilkadziesiąt złotych za parę).
Identycznie rzecz się ma z wkładkami do butów - są tu tylko zwykłe filcowe wycinanki, natomiast brak jest grubszych i profilowanych, takich do butów sportowych lub turystycznych. W ww. warszawskim sklepie kosztują po 35 zł za parę. I znajdują popyt, bo też nie zawsze można je tam kupić.
Absolutnie nie wierzę, aby długie wełniane skarpety i profilowane wkładki do butów turystycznych nie znalazły zbytu w Bieszczadach. W Zakopanem na przykład sprzedawane są na parkingach, przy wejściach na szlaki, po cenach kilkakrotnie niższych od warszawskich.
Pani w sklepie w Polańczyku potrafiła mi odpowiedzieć: „Nie ma, ale nie pan pierwszy o takie skarpetki pyta. Takich niestety jednak nie mamy !”. Handel jak za czasów PRL. Ręce opadają. I nie tylko ręce.
Jeśli zdarzy się, że ten post przeczyta jakiś bieszczadzki handlowiec, to radzę mu na wiosnę przyszłego roku zaopatrzyć się u niedrogich producentów w buty turystyczne i akcesoria „okołoobuwnicze”, tj. wełniane długie skarpety, odpowiednie wkładki do butów, dłuższe sznurowadła, pasty impregnujące, impregnaty w płynie, w sprayu, etc. Powinien na tym nieźle zarobić, tym bardziej, że - sądząc z dotychczasowych obserwacji - nie będzie miał tu konkurencji.
Wieczorami wpadaliśmy z kolegą na piwo do barku w Sękowcu (jeżeli był otwarty, co niestety nie było regułą). Nawet tam dotarła już kultura i cywilizacja - Irek i Bartko siedzieli przy laptopach, ciężko pracując. Piwo jednak, na szczęście, pili. Rozmawialiśmy najczęściej o Was, drogie Koleżanki i Koledzy z naszego forum. I staraliśmy się nikogo nie pominąć. Bardzo Wam się odbijało czkawką ?
Na koniec tego postu, o podróży „w te i we wte”. Wrażenie jedno: przeklęte „wahadła”. Wracając 6 października naliczyłem ich ponad 10 (przed i za Rzeszowem). Opóźniły mi podróż o ok. półtorej godziny. Pocieszam się tylko, że dzięki tym robotom drogowym lepiej się będzie jeździło w Bieszczady w następnych latach.
No i jeszcze o kotce Sabince. W okresie pobytu złapała 4 myszy, przyniosła je żywe, chyba nawet nie poranione do domu. I jak zwykle wszystkie jej wkrótce uciekły - przez szpary pod drzwiami do pomieszczeń gospodarzy. Albo tego nie wykryli, albo tylko udali (i wkalkulowali w cenę).