PDA

Zobacz pełną wersję : Ciąg dalszy relacji



bertrand236
16-01-2005, 22:08
No to wybieram się na spotkanie z Jabolem i Bisonem. Godzina 1900. Latem byłby to środek dnia, ale pod koniec grudnia ciemno jak… nocą w lesie w Bieszczadzie. Oczywiście moja ukochana żona mnie zawiozła tak daleko jak się dało. Dalej pieszo przez las, przez potok. Ci, co znają to miejsce to wiedzą. Jabol zapalił świece przed bacówką, pokazywała kierunek. Doszedłem. W bacówce kilka osób w tym dwie dziewczyny. Towarzystwo baaaardzo zacne. Mam nadzieję Jabolu, że to potwierdzisz w swojej relacji. Wyjąłem z plecaka zakupione świece, diabelskie ogórki (bardzo pikantne – polecam), czteropak piwa, no i oczywiście flaszeczkę, która według znawców nie potrzebuje zapojki. Wyszliśmy przed bacówkę z Jabolem i Bisonem i ją osuszyliśmy. Jabol chciał mnie sprawdzić, ale chyba ten egzamin zdałem pomyślnie. Po prostu polewał do kubka, w którym była wcześniej gotowana jakaś zupka na wodzie z potoku z bobrową uryną /patrz relacja Jabola/, a potem z tego naczynia spożywał fusiatą kawę. Żadne turystyczne naczynie mnie nie przerazi. Przy tej okazji pozdrawiam wszystkich uczestników tego spotkania. Odezwijcie się miłośnicy Beskidu Niskiego. Odezwij się też Edwinie. Czas upłynął bardzo szybko i karawan z moją żoną za kierownicą pojawił się o umówionej porze, ale stanowczo zbyt szybko. Nie będę opisywał jej nocnej jazdy karawanem po lesie. Co ona wtedy Przeżyła to jej. Jakże ja wszystkim w bacówce zazdrościłem tej nocy w tym miejscu. Musiałem jednak wracać. .Dla porządku piszę, że zabrałem do plecaka wszystkie śmieci, które do tej pory zostały „wytworzone” przez tą grupę ludzi, a Jabol odprowadził mnie do samego karawanu. Żal było opuszczać to miejsce. Żal było obiecanych szaszłyków. Mam nadzieję, że je kiedyś jeszcze tam zjemy. Jabol z Bisonem następnego dnia wybierali się na Smerek, więc im obiecałem, że rano ich podwiozę spod bacówki do Smereka lub Wetliny. CDN

Jabol
18-01-2005, 11:37
:lol: Czytam i sie uśmiecham do obrazów z przeszłości...Na szaszłyki jeszcze sie zgadamy.A jak zjemy to je popijemy :lol: w pieknych okolicznościach przyrody...Pozdrawiam i czekam na dalszy ciag...

bertrand236
18-01-2005, 12:31
:lol: Czytam i sie uśmiecham do obrazów z przeszłości...Na szaszłyki jeszcze sie zgadamy.A jak zjemy to je popijemy :lol: w pieknych okolicznościach przyrody...Pozdrawiam i czekam na dalszy ciag...

Ponieważ nasze drogi się krzyżowały, krzyżują się i nasze relacje na Forum. Nie chcę wybiegać przed szereg i dlatego czekam na dalszy ciąg Twojej :roll:
pozdrawiam

Edi
18-01-2005, 19:14
Witaj Bertrandzie miło, że jeszcze pamiętasz nawet imię, co się rzadko zdarza. Cieszy mnie tym bardziej, że rozpaliłem w tobie iskierkę poznania Beskidu Niskiego, który jest traktowany przez większość turystów po macoszemu. Ci, którzy go poznają dobrze wracają tam często, jest z nim tak jak z Bieszczadami. Na początek proponuje zapoznać się ze stronką www.beskid-niski.pl . To takie kompendium wiedzy, a szczególnie polecam galerie. W drodze w Bieszczady Bertrandzie zawsze możesz zaczepić swoim karawanem o jakąś opuszczona dolinkę, a wiosna już tuż tuż. Pozdrawiam EDI :D

bertrand236
19-01-2005, 12:19
Po powrocie z bacówki jeszcze trochę posiedziałem z towarzystwem, które było ze mną w Bieszczadzie. Niestety ludzie Ci przyjechali w Bieszczad tylko po to, żeby odpocząć psychicznie i fizycznie od pracy. Żadnego chodzenia po górach, czy nawet dolinach. Ewentualnie narty w Bystrem w Zelmerze. Rano nie bardzo chciało mi się wstawać i dymać po Jabola i Bisona. Ale co mi tam, jestem człowiekiem poważnym i słownym. Podjeżdżam jak najbliżej można, a potem już chwilunia na nogach i jestem na miejscu. Godzina 8:30. Bacówka zamknięta od wewnątrz. Cisza taka, że jeszcze słychać wyrzuty mojego sumienia za wczorajszy wieczór. Obszedłem domek dookoła. Cisza. Stwierdziłem, że impreza w bacówce dopiero się zaczynała, kiedy ją opuszczałem, więc może oni w środku są na „pierwszym śpiku”, po co ich budzić. Pojechałem sobie. Teraz muszą sobie radzić beze mnie. Pojechałem najpierw do góry pod samo bobrowe jeziorko. A swoją drogą czy ktoś wie, czy ta droga jest przejezdna dalej? Jest cuuudownie. Cisza, cisza, cisza i ja. Bobry się pochowały. Długa chwila zadumy nad szybkością upływania czasu /jest przecież Sylwester/. Bezskuteczna próba policzenia ile razy tu byłem.
A teraz o to,co mnie wkurzyło najbardziej na tym wyjeździe. Pojechałem sobie w stronę przełęczy Żebrak. Jak prawie wszystkim wiadomo po prawej stronie od drogi znajduje się Baza Studencka Rabe. Już po wyjściu z karawanu stanąłem na lodzie jak wryty. „Błękitną Rapsodia” w stanie wołającym o pomstę do Boga i Bieszczadzkich Aniołów. Drzwi powyrywane, ścianek działowych brak. Po jaką cholerę były one komuś potrzebne? Chyba nie na opał, bo o chrust w środku lasu łatwiej. Idę dalej do bazy. To, co zobaczyłem w środku upewniło mnie, że chyba deski z Rapsodii poszły na opał. W środku bałagan, że trudno w tym miejscu o większy. Dlatego w tym miejscu jeszcze raz apeluję, o nie podawanie do publicznej wiadomości informacji o bacówkach, które jeszcze w Bieszczadzie stoją i mają się dobrze. Co innego osobom świadomym na PW. Proszę przejrzeć poprzednie relacje moje i Jabola.
http://forum.bieszczady.info.pl/bieszczady1737-0-asc-6.html
http://forum.bieszczady.info.pl/bieszczady1716-0-asc-0.html

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkim moje stanowisko w tej sprawie się spodoba, ale większość chyba mnie rozumie.

Jabol
19-01-2005, 12:50
Droga jest przejezdna, a przynajmniej była.Zalezy od opadów wody w proszku. :lol: Łańcuchy wskazane, bo sie karawanowi kółka rozjadą na boki i usiądzie :lol: Myśmy tam szpagaty i pady przećwiczyli... Pytasz ludzkość na forum: po co komu dechy z Rapsodii? Przyjrzyj się pierwszej fotce: brudasy barłożyły sie na drzwiach od kibelka Szkoda że jeszcze sobie deski sedesowej pod głowę nie podłożyli... :evil: Byłem tam dzień po tobie i potwierdzam beznadziejny stan bazy... :( Pozdrowionka z Podkarpacia!!! :lol:

Doczu
19-01-2005, 14:10
Toz krew człowieka zalac może :/
W tym akurat wypadku wydaje mi sie, że dostępność tego miejsca skazała go na taki los.
Oczywiście nie bez znaczenia jest też fakt, że niemal na każdej mapie jest wskazana lokalizacja tej bazy.

Piotr
19-01-2005, 20:17
W tym akurat wypadku wydaje mi sie, że dostępność tego miejsca skazała go na taki los.
Dokładnie tak. Jednak imho sporo zalezy również od gospodarzy. Ponieważ jest to SBN musi byc zaznaczona na mapach, ukrywanie takiego miejsca nie miałoby sensu, bo nie po to powstało.
Byłem tam końcem sierpnia i generalnie wszystko wyglądało nie tak, jak powinno wyglądać w SBN. Po pierwsze baza - kilka namiocików + rozklekotane kible, rozumiem - taki folklor. Po drugie - na "teren" bazy wjeżdza samochód za samochodem. Obok tych w/w namiocików cała gama: duże namioty, małe namioty, przyczepy campingowe, i inne z szerokiej gamy dostepnych "dachów nad głową" oraz samochody terenowe i "zwykłe". Wjeżdżają bo jest droga, no i słusznie, bo jak jest droga to po żeby nią jeździć. ta droga tam musi/powinna być, bo jest potrzebna - wystarczy że odcinek z Żebraka do W.Michowej jest zamknięty,więc ten jeden być musi. Natomiast ta baza wcale tam być musi! Nikt jej do tego miejsca nie przywiązał na siłę. Wystarczyloby przeniesć ją do miejsca niedostepnego dla przecięnego samochodu i wszystko - a to na pewno jest do załatwienia. Bazą opiekuje się SKP "Czwórka" SGGW (o ile sie nic nie zmieniło). Jesli im to jednak nie przeszkadza, to cóż - wolność Tomku...
Wystarczy jednak pójść na bazę do Łopienki, aby sie przekonać czym rózni sie SBN od "SBN". Przy okazji pozdrawiam bazowego z Wroclawia który był końcem sierpnia zamiast forumowego Lecha (ktorego miał ode mnie pozdrowić,ale pewnie zapomnial) :)
Na fotce stan BR końcem sierpnia:

bertrand236
24-01-2005, 19:59
Wróciłem na kwaterę. Jakieś śniadanko i zabieram moją żonę na spacer. W końcu przyjechała ze mną w Bieszczad po to żeby sobie trochę pochodzić. Podjeżdżamy karawanem do pradziejowej. Tam piękny, choć niezbyt długi spacer po łąkach i lesie. W lesie jest nawet przyjemnie, ale na łąkach pogoda damsko-męska /myślę, że wiecie, co mam na myśli/. Mimo wszystko spacer naprawdę wspaniały. Następnie jedziemy sobie do Polańczyka. Ci, co się obawiają jazdy samochodem osobowym z Baligrodu do Wołkowyji nie maja racji. Daje się przejechać bez problemów przez te trzy brody. Karawan nie ma napędu na cztery koła. Wody w Wołkowyjce mniej niż latem. W Polańczyku kiepsko z miejscem do parkowania / w centrum/. Nie jest to wielka agromelacja, więc te 100 metrów przeszliśmy pieszo do centrum. Zabieram żonkę na najlepszą, w Bieszczadzie /o ile Polańczyk jeszcze mieści się w jego granicach. Według mojego pojęcia Bieszczadu – nie/ kawę. Jest takie miejsce, gdzie serwują wspaniałą kawę a Pan Leszek puszcza rewelacyjna moim zdaniem muzykę. Jazz lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte. Rewelacja. Musicie wziąć poprawkę na mój wiek. Przed kawa daliśmy się jeszcze skusić na kwaśnicę. Ludzie! Ta kawa przy tej kwaśnicy to pryszcz. Takiego kapuśniaku / jestem poznaniakiem – u nas tak to się nazywa/ w całym moim długim już życiu jeszcze nie jadłem. Tak gorąco go polecam jak sam był gorący. Kawa była później. Następnie karawan i powrót na kwaterę. W końcu jest Sylwester.
Wieczór. Zabawa przy orkiestrze. Ludzie się bawią, tańczą ……., a ja jestem …………….. myślami z wszystkimi, którzy są w bacówkach, schroniskach i tym podobnych i bliskich memu sercu miejscach. Po prostu nie lubię takich imprez, w której teraz biorę udział. Północ. Dostałem petardą w nogę. Boli. Żal mi zwierząt w lesie, które wbrew swej woli są straszone głupimi rakietami.

Jeszcze przed imprezą dostaję SMS od Jabola. Przyjedź po nas jutro na Przełęcz Żebrak o ile możesz. Zdziwko. Mieli z Bisonem iść na Smerek. Gdzie Smerek, a gdzie Żebrak? Myślę sobie, że jutro wszystko opowiedzą. CDN

Pozdrawiam

bertrand236
24-01-2005, 20:34
Cieszy mnie tym bardziej, że rozpaliłem w tobie iskierkę poznania Beskidu Niskiego,
Z pewnościa tam się w tym roku wybiorę. Bądz pozdrowiony Edi

Doczu
24-01-2005, 21:25
Takiego kapuśniaku / jestem poznaniakiem – u nas tak to się nazywa/ w całym moim długim już życiu jeszcze nie jadłem. Tak gorąco go polecam jak sam był gorący.
Różnica między kapuśniakiem a kwaśnicą (Śląsk/Zagłebie) polega na tym, że kapusniak jest robiony z kapusty kiszonej, zagęszczanej białą zasmażką, natomiast kwaśnica jest robiona z kapusty niekwaszonej (choć z kwaszonej tez robią czasem), a następnie "zabielany" kwaśną smietaną. Dlatego kwaśnice najłatwiej odróżnić od kapuśniaku po pływającym "osadzie" ze śmietany. Zwłaszcza jak smietana sie "zważy" w zupie, wówczas te cząstki sa dobrze widoczne.
ATSD pochwal się gdzie jadłeś te kwaśnicę, bo chetnie bym zakosztował tego specjału, a prawdopodobnie będę w Polańczyku w te wakacje.

kobieta_bieszczadzka
24-01-2005, 21:34
Dlatego kwaśnice najłatwiej odróżnić od kapuśniaku po pływającym "osadzie" ze śmietany. Zwłaszcza jak smietana sie "zważy" w zupie, wówczas te cząstki sa dobrze widoczne.
wcale nieprawda :P mi się smietana nie "zważa"..... :twisted: :twisted: :twisted:

Puma.
24-01-2005, 23:07
Well... i mnie tu przywiało. Relacja jest miodna, zdjęcia śliczne. No i jakże miło znaleźć się w tych opowieściach :):)

No i musiałem być Pumą z kropką bo już ktoś sobie przywłaszczył mojego nicka ;) Ale nic to Baśka jak mawiał pan Michał...

EDIT
Jaki zonk! Napisałem posta nie tu gdzie trzeba :) Miał byc w temacie "Jak to baby wedrowac chciały..." Cóż za lameriada :P :oops:

bertrand236
25-01-2005, 15:47
Nie przejmuj się. Miło mi, że tu też wpadłeś.
Pozdrawiam

bertrand236
31-01-2005, 12:55
Nowy Rok. Rano. Nie po raz pierwszy przekonuję się o tym, że Bieszczady są Super. Głowa nie boli nic a nic. Śniadanko. Ponieważ zaoferowałem Jabolowi, że Go przewiozę do Smereka i nic z tego nie wyszło to postanawiam odebrać go i Bisona z Przełęczy Żebrak. Wsiadam w Karawan i jadę. Robi się ślisko. Robi się bardzo ślisko. Jadę dalej. Robi się wąsko /odgarnięty śnieg/ Nagle Karawan zabuksował kołami i odmówił dalszej współpracy z nawierzchnią drogi. Nie chce mi się zakładać łańcuchów. Postanawiam wycofać 200 m do tyłu i tam zawrócić. Wydaje mi się jadąc tyłem w dół, że jest jeszcze bardziej wąsko. Udało się. Zawracam Karawan przodem do dołu i idę pieszo na spotkanie z moimi internetowymi znajomymi. Jestem na Żebraku godzina 11:20. nie ma ich. Czyżbym się spóźnił?. Żadnych śladów na śniegu nie ma. Czekam ok. 20 min. Nawołuję. Nic. Podpisuję się kijem na śniegu /muszą to zauważyć, chyba, że będzie sypać/ i wracam. W planie Noworoczna Msza Św. w Łopience. Zabieram 6 osób do Karawanu i jedziemy. Godzina 13:45. SMS od Jabola: „Jesteśmy na Żebraku. Jeżeli możesz to przyjedź po nasze zwłoki”. Odpowiedź moja była, jaka była. Myślę, że Jabolki się na mnie nie pogniewały. Dojechałem pod Spisówkę. Ponieważ byłem, w Łopience na początku grudnia i wtedy nie dało się tam dojechać samochodem / Rozjeżdżona droga przez ciężki sprzęt robotników leśnych/ postanowiłem zostawić auto i iść pieszo. W końcu nie jest to daleko. Po drodze część moich pasażerów narzeka, bo okazało się, że droga została wyrównana i można było jechać. Zaszliśmy do cerkwi. 2 ludzi w środku. Okazało się, że to ksiądz i kościelny. Ludzi brak. 25 min do Mszy. Przychodzi człowiek / później ksiądz powiedział, że to gość, dzięki któremu cerkiew jest odrestaurowywała. Czy ktoś zna jego nazwisko i jakiś kontakt?/ i pomaga w udekorowaniu świerkiem cerkwi. Nadchodzą ludzie. Cerkiew robi się pełna. Oświetlenie: świece i zniczki. Zimno nawet bardzo, ale tak naprawdę nikt nie zwraca na to uwagi. Atmosfera Mszy taka, że klękajcie narody. Nigdy w czymś takim nie uczestniczyłem.

bertrand236
31-01-2005, 12:57
Coś wspaniałego. Nawet ksiądz Piotr z Górzanki odprawiający Mszę był wzruszony i może zaskoczony ilością osób w cerkwi, bo się mocno zamotał głosząc kazanie. Cała kwota zebrana na tacę została po Mszy Św. przekazana na dalszą odbudowę cerkwi. W maju ma stać już dzwonnica. Po mszy wszyscy dzielili się opłatkami, a starsze panie /tambylczynie fajne słowo mi się wymyśliło/ śpiewały kolędy w ruskim języku jak wyraził się ksiądz. Po Mszy poczekaliśmy chwilę, aż rozjadą się samochody i busiki i wróciliśmy po ciemku do Karawanu. Powrót na kwaterę. Po drodze postój w Cisnej. Zakupy. Tak minął mi Nowy Rok w Bieszczadzie. Możecie sobie myśleć, co chcecie. Każdy ma prawo do swoich przekonań, ale twierdzę, że dla tej Mszy w Łopience warto było przyjechać w Bieszczad. To naprawdę niezapomniane wrażenie. Godzina 18:30 SMS zgadnijcie od kogo? :roll: Jabol zameldował, że dotarł do swojej Łajt Lajtning :wink: i jedzie do Wetliny
C.D.N.

Anyczka20
31-01-2005, 21:28
Witaj Bertrandzie :) Spotkaliśmy się się w bacówce w H.. Byłam jedną z tych dwóch dziewczyn... :D Żałuje że nie mieliśmy okazji pogadać...dużo ludzi było :P ale myślę że będzie jeszcze okazja :mrgreen: Bardzo zazdroszczę uczestnictwa w mszy w Łopience...Mogę sobie tylko wyobrazić jaki tam był klimat....Ech.... Też chcieliśmy z Edim tam wpaść ale się nie dało....trzeba było do domku wracać :( Gorące pozdrowienia dla Ciebie i do zobaczenia gdzieś na bieszczadzkim szlaku...hmm..no może niekoniecznie na szlaku :lol:

bertrand236
01-02-2005, 09:49
Znając siebie i swoje zamiłowanie do Bieszczadu nasze spotkanie jest wielce prawdopodobne.i to niekoniecznie na szlaku. :P Edi próbował mnie zarazić Beskidem Niskim. Nigdy tam się nie zabłąkałem, to może tam....? :wink: Mam jedną wielką wadę :oops: Nie poznaję ludzi, których widziałem tylko raz, czy dwa, więc się nie obraź jak się miniemy a ja powiem tylko Cześć i pójdę dalej.

Pozdrawiam

bertrand236
01-02-2005, 09:53
2 stycznia. Rano. Nawet dość wcześnie. Jeszcze jest ciemno. Wsiadam do karawanu. Powód? Cel? Jadę do Zagórza. I nie po to, żeby oglądać ruiny klasztoru. To jest w ogóle temat na inny post. Jadę po Barnabę. Barnaba to mój syn. :P Ma 22 lata. Zaszczepiłem mu miłość? sympatię? do Bieszczadu. :lol: Ma większego hopla na tym punkcie niż ja. Ale to dobrze. Jest ślisko na drodze. Od Leska już nieźle. Pociąg się spóźnia. Pogoda damsko-męska. :?: W końcu nadjeżdża pociąg. Jest pusty. Wysiada kilka osób. Jest i Barnaba tylko, dlaczego ma na sobie koszulkę z krótkim rękawem. :evil: Mówi, że nie jest mu zimno. Po ostrej ojcowskiej reprymendzie ubiera się cieplej. Wracam karawanem w Bieszczad. Śniadanie. Ponieważ jest zima Barnaba ma ochotę na narty. Ja, może wstyd przyznać na nogach miałem zawsze buty albo bambosze albo byłem boso. Teraz wydaje mi się, że jestem za stary, żeby do butów jeszcze przypiąć coś jeszcze. Może to błąd. :?: Dzwonię do Jabola i zapraszam go na kawę. :D Wiem już, że wracają z Bisonem do domu. Barnaba zjeżdża na nartach, a ja marznę. Przyjeżdżają Jabolki. :) Spotykamy się na kawie. Opowiadają swoje przygody, jakie mieli od czasu naszego spotkania w bacówce. Nie padły żadne nazwiska imiona ani pseudo oprócz jednego. Była niezła impreza, na której była Kobieta Bieszczadzka :P . Nie urażając nikogo, dla mnie najważniejszą informacją, jaką mi wtedy przekazali była lokalizacja pewnej chatki. Kto czytał relację Jabola to widział jej rysunek przez niego zrobiony. Usłyszałem też od Jabola jakąś historię o leśniczym, niedźwiedziu i zdjęciach. Mam nadzieję, że jest ona prawdziwa, :?: ale o tym na razie sza….. Jabolki pojechały :cry: i tak właściwie skończył się następny dzień.
C.D.N.

Pozdrawiam

kobieta_bieszczadzka
01-02-2005, 16:23
:oops: :oops: :oops: hm, mam nadzieje, że nie sama straszne rzeczy... wielka szkoda, ze nie mieliśmy okazji się poznć... :),, lecz jak juz wspomniałeś wcześniej, wszystko do nadrobienia ... pozdraviam
kobita

ps. cudna relacja ... :)

bertrand236
01-02-2005, 16:27
Niczego strasznago nie słyszałem. Wręcz przeciwnie :wink:

kobieta_bieszczadzka
01-02-2005, 16:38
ech....... spłonę rumieńcem...ponownie.....i tym bardziej .... 8)

bertrand236
01-02-2005, 18:16
Na temat tej imprezy więcej dowiedzialem się od Ciebie.... z relacji na Forum. Myłlę, że impreza była tak samo SUPER !!!! jak SUPER jest relacja.
Pozdrawiam

bertrand236
02-02-2005, 14:31
3 stycznia. Po śniadaniu pakuję rodzinę do Karawanu i wyjeżdżamy. Śnieg prószy. Przy bazie studenckiej Rabe zakładamy łańcuchy. Jedziemy dalej pod górę. Jakiś gościu zrobił sobie kulig za osobówką. :o Ciągnie za samochodem sanie. Jak on tu wjechał bez łańcuchów?. :o Widocznie można. Tak jak poprzednim razem nawierzchnia / śnieg i lód / odmawia współpracy z kołami. Karawan staje. Cofam parę metrów. Próba ruszenia bezskuteczna. Koła buksują. :oops: Barnaba pcha od tyłu /Karawan rzecz jasna/ :wink: . Koła buksują nadal. Młody twierdzi, że Karawan musi mieć innego drivera i innego pchającego. Nie mam innego wyjścia. Młody driver okazuje się lepszy albo pchacz silniejszy. :D Nie kłócimy się, kto, w czym jest lepszy. Na Żebraku okazuje się, że jedno ogniwo łańcucha pękło. :evil: Jak karawan jedzie to łańcuch puka o nadkole. C.D.N

bertrand236
02-02-2005, 14:36
Jedziemy dalej. Może to nieładnie, ale nie przejmuję się znakiem zakazu ruchu. :( Najwyżej zapłacę. Jadę przecież w ściśle określone przez Jabola miejsce. Śnieg przestał prószyć. Zaczął sypać. Jedzie się kiepsko, ale droga też jest, jaka jest. Kto jechał lub szedł ten wie. Jest miejsce, które opisał Jabol. Wysiadamy z Karawanu i idziemy pod górę, ścieżką przez las. Po chwili pachnie alkoholem. :lol: Dziwne zjawisko w lesie. :o Czujemy to jednak we trójkę, coś w tym musi być. Ja nie mam nic przeciwko temu żeby znaleźć jakąś małą wytwórnię. :) Nic z tego dochodzimy do miejsca gdzie są wysypane buraki cukrowe. Karma dla zwierzyny. Może one trochę sfermentowały? Ścieżka się kończy nagle. Chyba jednak wysiedliśmy z karawanu zbyt wcześnie. Wracamy do auta. Znowu ładnie pachnie. Nie ma to jak świeży zapach lasu. :P Jedziemy dalej. Teraz już nie mam wątpliwości musi to być to miejsce które znam z opisu Jabola. Zostawiamy Karawan i ścieżką pod górę. Śnieg cały czas sypie. Po drodze spotykamy dziewczynę / słownie jedną / . Schodzi z góry. Ma mojej żonie robi to wrażenie. :o Chodzi o to, że dziewczyna nie boi się sama łazić po takim odludziu. Mówimy sobie oczywiście Cześć i idziemy dalej. Barnaba musi oczywiście wejść na jakąś ambonę. Po drodze żeby bieszczadzkiej tradycji stało się zadość moja żona się przewraca do potoku. Szczęście, że był zamarznięty. :mrgreen: C.D.N.

bertrand236
02-02-2005, 14:38
Idziemy dalej oczywiście cały czas według wskazówek jakie wczoraj otrzymałem. Hurra!!! :P Żeby wszyscy tak umieli wskazać drogę! Dzięki Ci Jabolu. :D Jest chatka. Przed chatką stoi młodu człowiek. Na mojej twarzy pojawić się musiało niezłe zdziwienie. :? Poznaję faceta. To on brał udział w imprezie w bacówce kilka dni wcześniej. Teraz wiem więcej ta dziewczyna co ją mijaliśmy też wtedy tam była. W tym miejscu wielkie Przepraszam, że Cię nie poznałem ale taki właśnie jestem. :oops: Nie poznaję ludzi. Co się okazało? Gabriel podzielił obowiązki ona po prowiant :lol: a on zostaje w chatce. W chatce jest przecież dużo do zrobienia włącznie z narąbaniem drewna. C.D.N.

bertrand236
02-02-2005, 14:41
Miła dyskusja na temat chatek i ludzi w nich przebywających. Chyba trochę wyprzedzam Jabola w jego relacji, ale co mi tam? :P Mogę. Otóż Jabol Sylwestra spędził w namiocie obok tej chatki. Chatka była zajęta przez ekipę z bębnami i sporą ilością różnych płynów. Jabol był przekonany, że nie zostawią po sobie chatki w odpowiednim stanie. W Nowy rok jak wiecie on z Bisonem poszli na Żebrak a ekipa z bębnami została. Tak naszedł ich Gabriel z dziewczyną. I co? :o Zabrali podobno wszystkie pojemniki szklane i blaszane. Bardzo dobrze to o nich świadczy. :D Nie skorzystaliśmy z zaproszenia na herbatkę tylko obejrzeliśmy sobie dokładnie cały domek. W domku było napalone tak, że było bardzo gorąco. Wymiana e- maili pożegnanie i powrót do karawanu. Po drodze oczywiście mijamy dziewczynę z aprowizacją w plecaku. C.D.N.

bertrand236
02-02-2005, 14:45
Śnieg wali cały czas. :evil: Nie mam odwagi wracać przez Żebrak. Wybieram inną drogę. Z łańcuchami na kołach jadę przez dwie wioski wzbudzając spore zaciekawienie u tubylców. Wjeżdżam na drogę Komańcza – Cisna. Zdejmujemy łańcuchy. Jedziemy dalej. Już wiem, że nie trzeba było tego robić, ale nie chce nam się ich na nowo zakładać. Jadę bardzo powoli, rzec by można z oponki na oponkę. :D Śnieg wali niemiłosiernie poziomo w szybę. Chwilami świata bożego nie widać. :evil: Od Żebraczego przestaje sypać. Jest lepiej. :D W powietrzu nie na szosie. Dojeżdżamy do Cisnej. Oczywiście wizyta w Siekierezadzie. Jakieś ciepłe jedzenie. Niezbyt dobre, ale w Siekierezadzie pije się piwo a nie je. :lol: Nasz pech polegał na tym, że w całej Cisnej nie było nic więcej otwarte oprócz sklepów. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w tym zacnym miejscu stoi grająca szafa i jeżeli już musi stać to, dlaczego ona tak głośno zarabia. :twisted: :twisted: :mrgreen: Cholery można dostać. Następnie zakupy w Samie. Mój zachwyt wzbudził jegomość, który stał w korytarzu przed drzwiami do samu. :P Tam są skrzynki z bezpiecznikami. Otóż jegomość ten, co chwila otwierał jedną skrzynkę. Pytanie, po co? ……………………………………… Nikt nie zgadł. :P Nie było żadnej awarii. To był jego barek, a w barku stała butelka „Misia”. Facet pociągał z flachy łyk tego zacnego trunku /żeby nie obrazić Jabola :lol: / i natychmiast wkładał flaszkę z winkiem do skrzynki i zakluczał :D . Samolub jeden :wink: . Chyba nie chciał się z nikim podzielić. Po kupieniu prowiantu powrót na kwaterę. C.D.N.

bertrand236
03-02-2005, 20:09
4 Stycznia Napadało śniegu, że ho, ho. Po śniadaniu wsiadamy tylko z Barnabą do Karawanu i jedziemy. Cel ten sam, co wczoraj, ino miejsce inne. Po prostu chcemy poszukać bacówki, którą wskazał mi wczoraj wieczorem w rozmowie telefonicznej Jabol. Na serpentynach jakiś samochód osobowy stoi i nie może biedak dać rady. Jak się zatrzymam będę w podobnej sytuacji. Omijam go z trudem i jadę dalej. Z drugiej strony góry na zjeździe na barierkach oparty jest duży wóz z drewnem. Maja chłopaki co robić. Przystanek w Cisnej, coby pogadać z Rysiem Szocinskim. Trochę nam zeszło. Rysiu był wniebowzięty, ponieważ zostawiłem mu Pana Tadeusza. Rysiu poeta to niech sobie poczyta. Pojechaliśmy dalej. Zjeżdżamy w boczną drogę w lewo. Mijamy sklep i klika domów. Jedziemy za pługiem śnieżnym. Postanowienie mamy takie, że pojedziemy za nim tak daleko jak on pojedzie. Po 100 metrach gość nawraca. Szkoda. Zamykamy karawan i dalej z buta. Śnieg sypie cały czas. C.D.N.

bertrand236
03-02-2005, 20:12
Idzie się dobrze. Po 20 minutach warkot silnika z tyłu. O dziwo jedzie pług. Zatrzymujemy go, chcemy się zabrać. Pługowy mówi, że na razie on tylko kawałek i zawraca. Będzie wracał jeszcze raz, to wtedy może nas zabrać. Idziemy dalej. Gościowi chyba zrobiło się nas żal, bo pogonił pedałem konie :wink: mechaniczne i niebawem przy nas był jeszcze raz. Zawsze w Bieszczadzie chodzę podpierając się bukowym kosturem. Tak było od początku tego pobytu. I tu zdziwienie: „z kijem nie zabieram, kij musi zostać” Kij jest taki długi, że nijak bym się nie zamachnął w kabinie traktora. Ale jak nie, to nie. Z żalem zostawiam go przy drodze. Przy okazji wywijam pięknego orła. Leżę jak długi. :twisted: Zabiorę go jak będę wracał. Z wielkim trudem gramolimy się z Barnabą do szoferki. Gość mówi nam, że z drugiego końca drogi mielibyśmy bliżej, ale odpowiadamy, że chcieliśmy się przejść. Traktorem trzęsie jak cholera, dupa boli, bo siedzę na jakiś łańcuchach albo innych ajzolach /słowo rodem z Pyrlandii/. :P C.D.N.

bertrand236
03-02-2005, 20:22
Facet opowiada nam o wioskach, które tu kiedyś były, o cerkwiach, o cmentarzach. :shock: Trzeba tu wrócić jak nie będzie tu śniegu i poszukać tych miejsc. Pług hałasuje, szyby parują a dyżurne pół literka pługowego drzemie w takim miejscu w kabinie, że nie ma prawa się mu nic stać. :P Dojeżdżamy. Koniec jazdy. Dziękujemy i na wszelki wypadek proszę go,żeby zadzwonił do mojej żony, że na kolację to niekoniecznie zdążymy. Po co się kobita ma martwić. :lol: Schodzimy w dół, do Przeuroczego Miejsca. :P
C.D.N.

bertrand236
03-02-2005, 20:24
Teraz jest tu ładniej niż wiosną, czy latem. Jesienią nigdy tu nie byłem. Kilka fotek i powrót do góry. Teraz już według wskazówek Jabola. Śnieg sypie cały czas. Jest ślisko. Nagle pomimo śnieżycy widzimy pierwszy znak orientacyjny, jaki podał nam Jabol. Skręcamy. C.D.N.

bertrand236
03-02-2005, 20:25
Teraz trochę pod górę. Widać bacówkę. Jabolu jesteś WIELKI. Takie dokładne wskazówki podajesz, że niemożliwe jest zabłądzić. Jeszcze tylko kilka chwil i jesteśmy przy domku. I co? I nic. Zamknięty na kłódkę. C.D.N.

bertrand236
03-02-2005, 20:27
Jeszcze nigdy się nigdzie nie włamywałem to i teraz tego robić nie będę. Ale sprawdzam, co i jak. Z tyłu domku można zdjąć z zawiasów okiennice. Sprawdzam, więc z przodu. To samo. Nawet w oknie nie ma szyby. Wydaję się nam, że na tym koniec szczęścia. Ta połowa okna jest za wąska. Chyba nie przejdę. Cholerny mięsień piwny. Barnaba jest podobnej postury, a może jest go nawet więcej niż mnie. U niego tarczyca opadła w okolice pasa. Być tu i nie spróbować to grzech. Próbuję pierwszy. Za trzecią przymiarką do okna VIKTORIA jestem w środku. W środku stół, prycze, szafa! A jak? Kominek. Ogólnie czysto. Drewna brak. Słyszę jakiś hałas. To Barnaba jakimś cudem przesunął tarczycę w stronę kręgosłupa i wlazł tu za mną. Mówię do Młodego: No Synu to dawaj czekoladę. Zjemy sobie. Na to on: Nie zjemy jest w Karawanie. Logistyka u Barnaby zawiodła tym razem na całej linii. A wydawało się, że doświadczony turysta. Opuszczamy chatkę w ten sam sposób, jak weszliśmy. Oczywiście okiennice zawieszamy tak jak były. Czas wracać, bo do karawanu bardzo daleko. Barnaba wpada na pomysł, że wypali do przodu pierwszy, odpali Karawan i przywiezie ojcu czekoladę. Dobre z niego dziecko. On zasuwa do przodu ja idę swoim tempem, żeby nie zamarznąć. Spodnie poniżej kurtki mam całe mokre. Trochę zimno. Nagle słyszę znajomy dźwięk. Nadjeżdża pług. Chce mnie zabrać. Dziękuję grzecznie i idę dalej. Po chwili, ale to bardzo, bardzo długiej nadjeżdża Karawan z Barnabą. Wsiadam. Jest mi coraz zimniej. Droga taka wąska, że nie ma gdzie zawrócić. Musimy jechać w kierunku skąd przyszliśmy. Wreszcie jest trochę szerzej odgarnięte. Zawracamy. Karawan powoli się nagrzewa. Po drodze zatrzymujemy się po mój kostur. Wysiadam, żeby go poszukać w śniegu, bo go całkiem przysypało. I co? Wywijam w tym samym miejscy orła. Trzeba mieć farta, ale kostur znalazłem. Dojeżdżamy do Oberży. Postój. Zajmujemy miejsce przy kominku. Krotka rozmowa z gospodarzem Tomkiem i jego żoną. Gorące żarcie i to dużo. Polecam w tym miejscu wszystko, zwłaszcza placki po Bieszczadzku. Rozgrzani, najedzeni, zadowoleni i szczęśliwi /druga nowa chatka w drugi dzień poszukiwań/. Jest dobrze. Wracamy do mamy. C.D.N.

bertrand236
03-02-2005, 20:31
Wieczór. Barnaba się nudzi. Rzuca pomysł. „Może tak jeszcze dziś do tej bacówki, w której spotkałeś Jabola, Ediego, Gabriela i resztę”. Nie jest w końcu daleko, co to dla Karawanu. Jedziemy. Potem pieszo, przez potok. Jesteśmy na miejscu. Cisza. Nikogo nie ma. Wchodzimy do środka. Porządek jak zwykle w tym miejscu. Siadamy na ławie chwila rozmowy syna z ojcem. Lubię takie chwile. Znajdujemy zeszyt. Nigdy takowego tu nie było. Czytamy. To Jabol z Bisonem go założyli. Piękny wpis Jabola. Zresztą czytaliście jego relację to wiecie, że facet pisać potrafi i narysować coś też. Bison ma zapewne dobry charakter ogólny / nie można tego powiedzieć o piśmie/, ale dało się przeczytać. A tak na zakończenie tej części relacji. Jak w jakiejś bacówce, czy podobnym miejscu znajdziecie pamiętnik i będzie tam wpis z podpisem Magister z Poznania to znaczy, że ja się podpisałem. Wracamy na kwaterę. Koniec dnia. Zagadka: Kto się zorientował gdzie byliśmy wtedy z Barnabą?
C.D.N

długi
04-02-2005, 09:01
Sine Wiry
Długi

bertrand236
04-02-2005, 09:41
Gratuluję Długi. Chociaż wiem, że miejsce jest bardzo charakterystyczne.
Pozdrawiam

długi
04-02-2005, 14:26
Spałem tam pod skałą w charakterze niedźwiedzia, zanim ustanowili rezerwat i teraz tam sypia bura konkurencja. Nie słyszałeś jak chrapie???
Długi :lol:

bertrand236
04-02-2005, 14:41
Byłem tam krótko i w tym czasie musiał chyba być na bezdechu :lol: bo nic oprócz cudownej ciszy nie słyszałem.

Pozdrawiam

bertrand236
10-02-2005, 09:12
5 stycznia. Rano postanowiliśmy podjechać na obiad do Mucznego. Więc pakujemy się z żoną i Barnabą do karawanu i jazda. Przystanek w Cisnej. Rozmowa z Rysiem Szocińskim przede wszystkim o Panu Tadeuszu, którego mu zostawiłem wczoraj. Nic się nie przejmując powiedział, że zwalił go z nóg. Fakt kaca miał giiigaaantycznego. Piwko w Siekierezadzie chyba uratowało mu życie. :P Jedziemy dalej. Przystanek w Biesisku. W celu, że tak powiem kolekcjonerskim. Otóż w maju ubiegłego roku, a może trochę później nabyłem drogą kupna książkę Andrzeja Potockiego pod tytułem Zakapiorskie Bieszczady. Każdy rozdział tej książki poświęcony jest innemu Zakapiorowi. Od razu postanowiłem zdobyć podpisy wszystkich żyjących Zakapiorów, którym poświęcony jest rozdział. Muszę się pochwalić, że mam już sporo takich wpisów. :D Mając na uwadze, że Krzych – Bieszczadzki Zbój jest częstym gościem Biesiska postanowiłem zostawić tam moją książkę i odebrać ją za parę dni. Dalej jazda do Wetliny. C.D.N

bertrand236
10-02-2005, 09:15
W Wetlinie całkowita pustka. Turystów zero. Jadę dalej. Robi się ślisko. Droga odśnieżona tylko na szerokość jednego auta. Strach pomyśleć jak coś pojedzie z góry. Na szczęście nic nie jedzie. Po bardzo ostrożnej jeździe docieramy do Ustrzyk Górnych. Wizyta u Andrzeja Lacha, z którym jak się kiedyś po którymś piwie doszukaliśmy wspólnych znajomych w Choszcznie. Niestety Andrzej wziął sobie urlop i pojechał wypoczywać. Chory chyba. Gdzie można lepiej wypocząć niż w Bieszczadzie? Jedziemy dalej. Postój w Szczelinach u strusi. Żal nam tych ptaszków, że tak sobie chodzą bez bucików po śniegu, a są przecież z Ciepłych Krajów. Kupujemy kiełbasę / nie od strusi tylko w sklepie/ i jedziemy dalej. Zostawiamy auto na drodze do Mucznego i odbijamy w lewo do znanej nam od dawna bacówki. Barnaba z siekierą i kiełbasą wyrywa do przodu. Obiecuje, że jak dojdziemy z żoną na miejsce to kiełbasa będzie już upieczona. Dziwię mu się, że składa takie obietnice, bo zna przecież ten piec. Sporo ludzi już tam się przy tym piecu poddało. My z żoną statecznym krokiem po śniegu idziemy śladem Barnaby. Musimy nieźle uważać, ponieważ na drodze jest sporo pozamarzanych kałuż. Niestety lód jest bardzo cienki a za to przykryty śniegiem. Omijamy te miejsca, których nie zauważył Barnaba. Wychodzimy z lasu. Jeszcze kawałek i widzimy bacówkę. Tylko z komina nic się nie unosi. Wchodzimy do środka i widzimy, że Barnaba walczy z piecem. Zapobiegliwy Barnaba nie zabrał ze sobą papieru na rozpałkę. Bacówka posprzątana tak, że klękajcie narody. Na drzwiach przybita jest kartka. Można na niej przeczytać, że ekipa, która była tu przed nami zabrała 150 słownie sto pięćdziesiąt kilogramów śmieci. CHWAŁA IM ZA TO!!!!. C.D.N.

bertrand236
10-02-2005, 09:17
Niestety nie zostawili ani trochę papieru na rozpałkę. :( Użycie pamiętnika nie wchodzi w rachubę. Nachylam się pod pryczę i oczom swoim nie wierzę. Leży tam sobie opatrunek gipsowy, który kiedyś ktoś miał założony na rękę. W tym miejscu kość musiała się zrosnąć i opatrunek mógł już zdjąć. :shock: Pełen nadziei urywam trochę bandaża. Hura!! Pali się. Znaczy jest coś do rozpalenia drzewa. Barnaba jest jeszcze lepszy. Znajduje najprawdziwszą naftę. Pali się tak dobrze, że nawet część, ale tylko część dymu idzie do komina. Ci, którzy tam byli wiedzą, co mam na myśli. Kiełbasa usmażona. Siedząc przy stole z głową również na wysokości stołu / wyżej jest dym/ jemy kiełbachę. Latem trzeba będzie przyjechać tu i po prostu przeczyścić z góry ten cholerny komin. C.D.N.

bertrand236
10-02-2005, 09:20
My z żona wracamy do karawanu, a Barnaba zostaje i rąbie drwa dla następnych gości. Do karawanu docieramy razem. Co młody, to młody ma kondycję. Jedziemy do Mucznego do Wilczej Jamy. Na tym Forum czytałem kiedyś złe opinie o kuchni w Wilczej Jamie. Mu mamy inne zdanie Jest ona bardzo dobra, cokolwiek zamówimy. A może mamy żołądki ze skóry bawolej? Wilcza Jama pusta. . C.D.N

bertrand236
10-02-2005, 09:22
Tylko samotny Andrzej Pawlak. Jest na nas trochę zły, :evil: że przychodzimy o tej porze na pstrąga, bo nie ma ich nałowionych. Nie chcemy nic innego. Idzie łowić. Przychodzi bardzo zmarznięty, ręce sile do bólu. Nie pytam Go o nic, ale chyba gołymi łapami je wyciągał z wody. :P Chwila rozmowy z gospodarzem posiłek i wyjazd z Mucznego. C.D.N.

bertrand236
10-02-2005, 09:23
Teraz jedziemy przez Lutowiska, Czarną, Polanę do Zawozu. W Zawozie mamy zaprzyjaźnionych tambylców. Po prostu latem zawsze zatrzymujemy się na parę dni u Państwa Markuców na agroturystyce. Pani Danusia jak zwykle uśmiechnięta raczy nas kawą. Opowiadamy sobie o wszystkim, co się zdarzyło u nich i u nas od ostatniej wizyty. Rozmawiamy też o maturach, bo ich dzieci w tym roku zdają. W tym miejscu wszystkim maturzystom życzę powodzenia. Wracamy przez terze do Cisnej. I co widzimy przy sklepie? Oczywiście znajomy „elektryk” pilnuje bezpieczników. Zakupy w Samie i powrót na kwaterę. Po drodze informuję Barnabę, że następnego dnia jadę służbowo do Rzeszowa. Ku mojemu zdziwieniu wyraża on chęć jazdy ze mną, ponieważ chce już wracać do domu. Okazuje się, że Ania ma jutro urodziny i Barnaba chce być w Poznaniu. Ktoś kiedyś powiedział serce nie sługa. Coś w tym chyba jest. Ja się cieszę, że jutro spotkam w Rzeszowie Jabola. C.D.N.

Jabol
20-03-2005, 12:01
Na tym skończyło sie twoje sylwkowe wędrowanie po Bieskach? Uprzedzę fakty że nie było nam dane spotkać się w Rzeszowie, rozminęlismy sie o kwadrans...

bertrand236
20-03-2005, 13:02
Dzięki za wywołanie do tablicy :P . Byłem ciekaw, czy ktoś na tym forum zauważy, że relacja jest niedokończopna. :?:
O.K. Do końca marca dopiszę resztę. Muszę przedtem zarzyć trochę lecytyny :lol: coby nic nie pokręcic
Pozdrawiam

Jabol
20-03-2005, 15:51
Do końca marca dopiszę resztę. Nie poganiam :) ale czekam...Pozdrówka dla Kamrata :lol:

bertrand236
22-03-2005, 15:07
6 stycznia. Wcześnie rano wyjeżdżamy z Barnabą do Rzeszowa. Zostawiam go z biletem w ręce na stacji kolejowej i jadę załatwiać służbowe sprawy. Nic to, że w czasie urlopu. :evil: Nic to, że zostawiłem dla spraw służbowych Bieszczad z moja żoną :twisted: . Live is brutal jak kiedyś usłyszałem :D . Niestety nie miałem okazji spotkać się z Jabolem :cry: . Rozchodziło się o jakieś minuty, czy coś. Nie bardzo już pamiętam. W każdym razie do tej pory Go nie widziałem :cry: . Późnym Wieczorem wróciłem w Bieszczad. :D Tak minął kolejny dzień w Bieszczadzie.

7 stycznia. Jak dotąd najlepszy mój dzień w tym roku :D . Może się zdziwicie, ale był to mój pierwszy dzień pracy w tym roku. Pomimo, że pochodzę z Krainy Podziemnej Pomarańczy :D , czyli z Pyrlandii zacząłem pracę, ale w Bieszczadzie i dlatego jest to najlepszy jak dotąd dzień tego roku. :P Nie chce się rozwodzić na temat swojej pracy ogólnie ale byłem uczestnikiem spotkania parkieciarzy z Krakowa i nie tylko, jakie odbywało się w Ośrodku Zelmeru w dniach 7-9 stycznia. To się nazywa fart :lol: . Praca i pobyt w Bieszczadzie :lol: . Rano jak nikt jeszcze nie dojechał postanowiłem połazić z żona po kamieniołomach w dolinie Bystrego. Spenetrowałem dwa. Wycieczka była udana i żałowałem tylko jednego, dlaczego nigdy wcześniej tam nie polazłem? Jak wróciliśmy do Ośrodka byli już uczestnicy spotkania i zaczęły się „Nocne Polaków Rozmowy”. :oops:

8 stycznia Normalny dzień pracy tyle, że w Bieszczadzie. Konferencja, obiad, konferencja, ognisko, czas wolny/basen/, kolacja, „Nocne Polaków Rozmowy”.
Nic ciekawego się nie wydarzyło.

9 stycznia. Po śniadaniu wszyscy chcieli, żebym wskazał im drogę z Bystrego do Siekierezady. Wyobrażacie sobie. Musiałem im pokazać, bo się bali, że pobłądzą. :lol: :lol: :lol: Zostawiłem ich w Siekierezadzie i pojechałem po moja książkę do Biesiska. Wpis od Krzycha dostałem :D . Oblaliśmy go piwem :D . Wróciłem na obiad do Zelmeru a tu naszych nie ma. Kuchnia się denerwuje, a ich ciagle nie ma. Po prostu atmosfera Siekierezady nie pozwoliła im zbyt wcześnie zakończyć tańce na stołach między siekierami. Po obiedzie wyjazd do domu. I to by było na tyle. Jak widzisz Jabolu, kolego mój/ i nie tylko/ te ostatnie dni to nic ciekawego. Taki jestem. Chciałeś – masz.

Piotr
22-03-2005, 16:02
po kamieniołomach w dolinie Bystrego.
Ja tylko w kwestii formalnej:
Dwa pierwsze zdjęcia to Zakład Górniczy Huczwice, natomiast dwa kolejne to ZG Rabe.

Michał
22-03-2005, 16:27
Witka


w dolinie Bystrego

No tej doliny to za ch. nie znam. A ogląając fotki już byłem w dolinie Rabiańskiego...
Eh - starość nie radość, ale młodość nie wieczność.

Pozdrówka

bertrand236
23-03-2005, 08:54
Witka


w dolinie Bystrego

No tej doliny to za ch. nie znam. A ogląając fotki już byłem w dolinie Rabiańskiego...
Eh - starość nie radość, ale młodość nie wieczność.

Pozdrówka

Ceść Michale!
Zanim zabrałem się do odpowiedzi na Twój post sprawdziłem Twoje inne posty na tym Forum. Trochę sie dziwię, że taki Wyjadacz jak Ty, z dużą wiedzą na temat Bieszczadu napisał w ten sposób. Nigdy Kolego nie stawiaj w zastaw swojego ch. bo kiedyś mozesz go stracić, a wierz Staremu :wink: że szkoda. Ale do rzeczy. Jak napisałeś: starość nie radość. zgadzam się w 100%, ale dodałbym, że starość to przynajmniej czasami również wiedza i doświadczenie :? . Słusznie rozpoznałeś dolinę. Chwała Ci za to, ale ten komentarz..... :oops:
Otóż:
1. Mieczysław Orłowicz w książce "Bieszczady" wyd. Sport i Turystyka 1954 /patrz mapa na końcu/ rzeczony potok nazywa "Rabski Potok"
2. Władysław Krygowski "Bieszczady" wyd. Sport i Turystyka warszawa 1962 strona 118 - "Rabski Potok"
3. Mapa "Bieszczady" P.P.W.K. Warszawa 1962 "Rabski Potok"
4. "Bieszczady" Pascal red. Marek Motak Bielsko-Biała 1997 str. 232 "Rabiański Potok"
5. Kilka innych publikacji jakie posiadam "Rabiański Potok"
6. Stanisław Kłos "Bieszczady" wyd. Dolnośląskie Wrocław 2003 str 65 "Dolina Rabskiego Potoku"
7.Kilka różnych map w tym Compass "Bieszczady" wyd V Kraków 2004 potok "Riaby"
i na koniec
8. "Bieszczady-dla prawdziwego turysty" Oficyna Wydawnicza Rewasz wyd. siódme Pruszków 2000 str 159 opis wycieczki Bystre-Dolina Rabego-Chryszczata

Jak widzisz Kolego /chyba mogę tak pisać :?: /, w różnych okresach czasu, w różnych publikacjach to samo miejsce troche różnie sie nazywa :idea: . Nie mnie się wypowiadać kto ma rację Orłowicz, Kłos, Krygowski, czy może jeszcze ktoś inny. Ja tylko w swojej relacji użyłem nazwy zaczerpnietej z jednego przewodnika, który jak wiem cieszy się dużą popularnościa wśród turystów przemierzających Bieszczady /może nawet niesłusznie ale tak jest i my tego nie zmienimy/ Jeżeli się pomyliłem używając niewłaściwej nazwy dla tej doliny to zrobiłem to przypadkowo, opierając sie na materiałach, które tu predstawiłem i najmocniej wszystkich zainteresowanych przepraszam. Jeżeli masz Michale jakieś inne materiały źródłowe dotyczące nazwy tej doliny to chętnie sie z nimi zapoznam.

Pozdrawiam

Michał
23-03-2005, 09:48
Witaj


Jeżeli masz Michale jakieś inne materiały źródłowe dotyczące nazwy tej doliny to chętnie sie z nimi zapoznam

Nie mam takowych i nie o to mi chodziło (co zresztą sam zauważyłeś). Mogę gwoli ciekawości zapodać, że na mapie z 1937 roku widnieje jako Rabski Potok. Współcześnie (dane z MOŚiGW) jako "Rabiański (Rabski)", dla którego odbiornikiem jest Jabłonka. Oczywiście dopływy do Rabiańskiego jako odbiornika zwane są "Spod Chryszczatej".

Nikt oczywiście nie czyni Ci (ani nikomu innemu) wyrzutów z pomyłki (wynikłej zapewne z pisania na gorąco), ale jedynie zwraca uwagę i to w formie zapytania. Nie ma ludzi nieomylnych. Co prawda forma której użyłem (i czasami używam na forum) może niejednego razić, ale...

Sorki wielkie, jeżeli poczułeś się urażony.

Pozdrawiam

Piotr
23-03-2005, 09:57
Nie ma ludzi nieomylnych.
I to jest świeta zasada, do której ja jeszcze dodaję "jeszcze się taki nie urodził, kto może powiedziec o sobie że zna dobrze całe Bieszczady".
Ponieważ ja równiez pozwoliłem sobie poprawić Bertranda, powiem tylko tyle, że długo sie zastanawiałem czy w ogóle powinno się to na forum robić - czy też z przyczym grzecznościowych - nie poprawiać błędów/niedomówień. Po namysle doszedłem do wniosku, że jednak warto. To forum służy wielu ludziom, jako swojego rodzaju kompendium wiedzy o Bieszczadach, także tym którzy znają je jeszce dość słabo, a nawet tym ktorzy wybierają się tam po raz pierwszy. Dlatego imho poprawnosć merytoryczna jest ważna, a poza tym podnosi (i tak moim zdaniem wysoki) poziom tego forum. Dlatego nie rozpatrujmy poprawek w formie złośliwości, bo na pewno nie takie są intencje, ale w trosce o poprawność merytoryczną. Nie ma ludzi nieomylnych, równiez na pwno walę błędy i wolałbym żeby mnie poprawiano - bo wtedy zdobywa się nową wiedzę, a tej nigdy za wiele.

bertrand236
23-03-2005, 10:41
jeżeli poczułeś się urażony.
Nie poczułem się urażony. przepraszam teraz ja, jeżeli tak to odebrałeś.Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy sie na szlaku w Bieszczadzie i przy małym browarku /a lubię zawsze mieć takowego przy sobie/ pośmiejemy sie z tej wymiany zdań. Postaram się na Forum napisać jak tylko będę wyruszał w tamtą stronę. Mój karawan zawsze jest do dyspozycji stopowiczów.


Ponieważ ja równiez pozwoliłem sobie poprawić Bertranda, powiem tylko tyle, że długo sie zastanawiałem czy w ogóle powinno się to na forum robić
Kiepsko piszę na komputerze ale pod tym postem podpisuję się dziesięcioma moimi paluchami. Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego ile mi to sprawia trudu :lol: Oczywiście pisanie. Z treścią sie zgadzam :lol:

Jabol
23-03-2005, 10:54
"jeszcze się taki nie urodził, kto może powiedziec o sobie że zna dobrze całe Bieszczady". Przekleństwem by było poznać caluśkie Biesy... cały urok w poznawaniu...

Dlatego imho poprawnosć merytoryczna jest ważna, a poza tym podnosi (i tak moim zdaniem wysoki) poziom tego forum. zgadzam się :lol: Jednak czasami specjalnie pozwalam sobie na pewne nieścislosci...w pewnych przypadkach nie prosiłbym o niepoprawianie. A wracając do tematu Zg Huczwice... Znacie może historię tego krzyża? co to był za wypadek? :lol: Pozdrawiam :lol:

Michał
23-03-2005, 12:31
Witaj Bertrandzie


Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy sie na szlaku w Bieszczadzie i przy małym browarku /a lubię zawsze mieć takowego przy sobie/ pośmiejemy sie z tej wymiany zdań. Postaram się na Forum napisać jak tylko będę wyruszał w tamtą stronę. Mój karawan zawsze jest do dyspozycji stopowiczów.

Z miłą chęcią sie spotkam - tylko jeden feler - unikam od wielu lat szlaków. Zawsze jednak jestem dostępny w okolicach, które tak zimowym nastrojem opisałeś. Wstępnie na 80% będę w Bieszczadach w czasie KIMB-u (może załapię się na transport Piotra?). Dolinę tą znam w miarę przyzwoicie z zupełnie innych powodów - jestem chemikiem z wykształtki i nigdzie indziej nie ma tak wspaniałych "okazów chemii" jak tam. Gdyby co to poprowadzę i pooglądamy te cuda natury.
Jeszcze trochę i całkiem zramolę się - ale walczę. Długo można by pisać o zabawnych i przerażających chwilach w Bieszczadach z perspektywy ponad 25 lat - ale to opowistki na ognisko (zbyt osobiste a co za tym lezie w miarę mało obiektywne).

W takim razie do zobaczyska w Bieszczadach (aha - pewne fotki znajdziesz tutaj http://www.ptsm.pl/jablonki/rajdy_wios_3.htm

Pozdrawiam

Piotr
23-03-2005, 22:01
na 80% będę w Bieszczadach w czasie KIMB-u (może załapię się na transport Piotra?).
Nie widzę przeciwskazań :) Po drodze zabierzemy tylko Zbyszka (forumowy zbyszekj), z którym juz się wstepnie umówiłem. Przy czym ja robie krótki wypad - piątek rano start z Opola (żeby byc ok.12-13), niedziela ok.18:00 wyjazd z Dołzycy, co by o północy byc w Opolu (no może w czwartek,ale nie obiecuje). Szczegóły na priv - czasu jeszcze sporo.
p.s - będziecie rzucać moneta, kto pojedzie z tyłu z moją maskotką :) Ale spoko - nie ślini sie i nie liże obcych po pysku (dopóki sie nie zakocha) ;)