iza
18-01-2005, 13:36
Tak sobie dziś szukam w kompie wzoru na pismo ,co je trzeba pilnie napisać no i znalazłam coś co kiedyś napisałam .....................
wieć myśle sobie wyśle a co mi tam .............
Boże drogi zgodził się , a nagadał się.. a to że daleko , a to że pieniędzy nie za dużo mamy , a to znowu że się umęczy a odpocząć by chciał .
Argumenty jakbyśmy się w podróż do okoła świata wybierali a to przecież tylko Bieszczady 800km , 12 godzin i jesteśmy .
Oj dziwny, dziwny ten mój mąż w zeszłym roku jak planowaliśmy urlop to wymyślił że albo jedziemy w Bieszczady , albo wcale .
No i co przy takim wyborze – wiadomo pojechaliśmy w Bieszczady.
Co nieco się rozejrzeliśmy , coś nieco zobaczyliśmy no i wpadliśmy
ja na całego on trochę .
A w zasadzie czy to ważne ....., teraz ważne jest aby się nic nie zmieniło ,
nie wyskoczyły żadne nie przewidywalne zdarzenia , i inne takie osobliwości których przez dwa miesiące może się zdarzyć niemało .
Uf jest początek lipca i jak dotąd spokój ,wszystko wskazuje na to że
może się udać – dwa tygodnie urlopu w Bieszczadach .
Zaczynam robić plany , moja zeszłoroczna mapa cała biedna przetarta ,
chyba trzeba kupić nową , a przy okazji nowy przewodnik też się przyda .
No dobra pogrzebie trochę w internecie może znajdę coś ciekawego . Tak sobie wpisuję Bieszczady w przeglądarkę i przeglądam co też ludziska ciekawego o Bieszczadach wypisują .
Jest tego całkiem nie mało , wieczory spędzam przy kompie skacząc ze strony na stronę . Ze wzmożoną siła wracają zeszłoroczne wspomnienia , zaczynam odliczać dni .
Połowa lipca a ja mam wszystko gotowe , rezerwacje opłacone , samochód po przeglądzie . kupione co trzeba ,każdy dzień zaplanowany .Śmieją się znajomi że mi na głowę padło z tym planowaniem a ja wiem swoje . Nie żebym taka porządna znów była o nie ,nie , tylko po co w Bieszczadach mam się zastanawiać gdzie się wybrać , tam będzie szkoda czasu na takie sprawy , każdą godzinę muszę wykorzystać – a bo to wiadomo kiedy znowu pojadę .
No jest -trzeci sierpnia i wszystko gotowe , nie tak znowu łatwo to przyszło .
Jest w porządku, choć nie mogę powiedzieć że chwil zwątpienie nie było.
Były , były jak najbardziej i to wcale nie mało , był momenty że mi się urlopu odechciało w nawale tego wszystkiego co nadrobić było trzeba .
Zrobiłam wszystko a teraz drzwi zamykać i jechać .
No i jedziemy.. samochód załadowany ,klapa od bagażnika nie chce się domknąć , nadkola przy wybojach obcierają o koła , upał niesamowity a my
cieszymy się jak dzieci .
Piąta rano , każdy rześki , wyspany i radosny , gdzie tu mowa że nie lubią wcześnie wstawać jak się okazuje to są ranne skowronki .
Po dziesiątej a Warszawa już kawałek za nami ,czyli już blisko ,trochę ponad 400 km i będziemy na miejscu .
Piętnasta i jak zwykle błądzimy w Rzeszowie , czy z tego miasta nigdy nie uda się wyjechać normalnie – nam chyba nie .
No i dobra , jedziemy dalej teraz dojechać do Sanoka a potem już „ z górki”
Oj co za droga czym bliżej tym dłużej , wszyscy zmęczenie , skostniali jacyś tacy się robią i humory już nie te . Tankowanie w Sanoku trochę nóżki rozprostowujemy i już , już koniec drogi jesteśmy w Bukowcu .
Bagaże rozładowane , po jedzonku i prysznicu wszyscy jakby odżyli , nikt nie jest zmęczony- pewnie to te bieszczadzkie powietrze tak dobrze na nas podziałało . Jest osiemnasta więc wybieranie się gdzieś nie bardzo ma sens , ale nic w dole za domem mamy Solinkę .
Nie bardzo przygotowani do spotkania z kamienistą rzeką i tak dajemy jej radę ,w butach robimy sobie spacerek skacząc po kamieniach w górę rzeki .
I tu pierwsze piękne bieszczadzkie chwile, zachodzi słońce i nie tyle sam zachód budzi w nas jakieś specjalne emocje co z wolna zapadający zmrok .
Jest pochmurnie , siedzimy na kamieniach i obserwujemy jak powoli ciemność wkrada się w nurt rzeki z wolna tonąc w jej odmętach , zlewając się z nią w jedno . Budzi się jakiś obcy nam nastrój , czuć dziwną powagę , grozę tej chwili . Jest cicho i tylko rzeka w swym bystrym nurcie z łoskotem przedziera się przez kamienie . Zapadający mrok zmusza nas do drogi powrotnej .
Wtorek na dziś nic szczególnie ciekawego nie zaplanowałam , objeżdżamy
Bieszczadzkie obwodnice , Na początek jedziemy do Polańczyka , wiem że tam na pewno złapię zasięg GPRS, a muszę wypełnić obowiązki służbowe .
Na ławce nad zalewem organizuję sobie tymczasowe stanowisko pracy .
Jest dziewiąta rano , słoneczko z góry uparcie świeci w monitor komputera
co powoduje iż nie widać obrazu . Mój mąż wpada na pomyśl zrobienia parawanu z ręczników kąpielowych i w tym dziwnym namiocie trzymanym przez męża i dzieci udaje mi się nawiązać łączność z bankiem .
Z Polańczyka jedziemy do Soliny na tamę , mino dużej ilości turystów bez większego problemu lokujemy samochód na parkingu – oczywiście płatnym bo innych tu nie ma .
Tama robi wrażenie na dzieciach , młodsza córka jest szczególnie zachwycona wesołym miasteczkiem , starsza straganami z pamiątkami .
My zwracamy uwagę że coś jest nie tak z rybami których w zeszłym roku było zdecydowanie dużo więcej . Z ulgą opuszczamy Solinę gwarną jak Krupówki i deptak w Sopocie , jedziemy do pobliskiej Bóbrki .
Bóbrka to dla nas miłe wspomnienia z minionego lata którymi chcemy podzielić się z dziećmi . Naszym punktem docelowym jest tu kamieniołom .
Wspinamy się na szczyt z którego rozpościera się wspaniała panorama .
Niestety choć pogoda piękna widoczność jest jednak ograniczona .
Mino wszystko jesteśmy zadowoleni pierwszy „szczyt” zdobyty .
Muszę jednak przyznać iż z naszą kondycją jest gorzej niż źle . Miesiące siedzenia przy biurku i w samochodzie teraz dały o sobie znać .
Z wolna zaczynamy być głodni więc decydujemy się na odwiedzenie Czarnej
Górnej gdzie lubiliśmy w zeszłym roku jadać obiadki .
No i tu spotyka nas nie miła niespodzianka , nasz ulubiony lokal ma nowego dzierżawcę . Są jednak placki po bieszczadzku i ruskie pierogi
Ale jakość to niestety już nie ta , a i kelner o manierach z Mariota też już nie pracuję . Oj jak bardzo jesteśmy zawiedzeni .
Moja rodzinka jest już zmęczona taka całodzienna jazda też daje trochę w kość , chcą wracać do Bukowca . Ale nie , nie ja gorąco protestuję , wiedząc że najprawdopodobniej już tu nie będziemy chce jechać do Bystrego i Michniowca . Mino niechęci z ich strony jednak jedziemy .
Cerkiew w Bystrym to jedno z moich bieszczadzkich miejsc .
Mimo tego iż wieś zamieszkują ludzie nie spotykamy tu nikogo ,
Cisza, spokój , zachodzące słońce ostatnimi promieniami oświetla kopułę cerkwi która miejscami robi się czerwona . Nie widać teraz że jest stara i tylko częściowo odnowiona , mamy wrażenie że jest pokryta miedzią , wygląda dostojnie i pięknie .Ciekawi mnie czy zaszły w jej wnętrzu jakieś zmiany , nie mając innej możliwości zaglądam przez dziurkę od klucza , nie widać jednak nic , znajduję okienko przez które choć widać nie wiele widzę iż istotnych zmian wewnątrz cerkwi nie ma . Na ścianach wiszą zdjęcia te same co w zeszłym roku a i bałagan chyba też jest ten sam .
Dojeżdżamy do Michniowca i tu cerkiew otoczona nowym płotkiem , w dzwonnicy nowe okna .
Jest około siedemnastej i znów jesteśmy zaskoczeni ciszą i spokojem który także i tu panuję .
Niestety nasze dzieci – szkodniki skutecznie potrafią zakłócić nawet najlepszy i najbardziej wzniosły nastrój , decydujemy się na powrót .
Po drodze ostatni punkt dzisiejszego dnia –most na Sanie w Studennym
Tu jak zwykle trochę ludzi ale mimo wszystko spokój . Zaskakuje nas iż szlaban na moście w kierunku Sękowca jest otwarty .Co jakiś czas przez most przejeżdżają samochody i po pewnym czasie wracają , domyślamy się że jadą do punktu widokowego . Znak zakazu wjazdu przy moście stoi jak stał. Mąż z dziećmi idą pochodzić po wodzie ja siedzę sobie na moście ,rozmyślam nad jutrzejszym dniem , co okazuje się bezcelowe – moja rodzinka już zaplanowała .Do Tworylnego będziemy szli korytem rzeki -bo to przecież płytka woda , kamienie nie takie ostre jak w Solince no i będzie fajna droga tak idąc po wodzie .
wieć myśle sobie wyśle a co mi tam .............
Boże drogi zgodził się , a nagadał się.. a to że daleko , a to że pieniędzy nie za dużo mamy , a to znowu że się umęczy a odpocząć by chciał .
Argumenty jakbyśmy się w podróż do okoła świata wybierali a to przecież tylko Bieszczady 800km , 12 godzin i jesteśmy .
Oj dziwny, dziwny ten mój mąż w zeszłym roku jak planowaliśmy urlop to wymyślił że albo jedziemy w Bieszczady , albo wcale .
No i co przy takim wyborze – wiadomo pojechaliśmy w Bieszczady.
Co nieco się rozejrzeliśmy , coś nieco zobaczyliśmy no i wpadliśmy
ja na całego on trochę .
A w zasadzie czy to ważne ....., teraz ważne jest aby się nic nie zmieniło ,
nie wyskoczyły żadne nie przewidywalne zdarzenia , i inne takie osobliwości których przez dwa miesiące może się zdarzyć niemało .
Uf jest początek lipca i jak dotąd spokój ,wszystko wskazuje na to że
może się udać – dwa tygodnie urlopu w Bieszczadach .
Zaczynam robić plany , moja zeszłoroczna mapa cała biedna przetarta ,
chyba trzeba kupić nową , a przy okazji nowy przewodnik też się przyda .
No dobra pogrzebie trochę w internecie może znajdę coś ciekawego . Tak sobie wpisuję Bieszczady w przeglądarkę i przeglądam co też ludziska ciekawego o Bieszczadach wypisują .
Jest tego całkiem nie mało , wieczory spędzam przy kompie skacząc ze strony na stronę . Ze wzmożoną siła wracają zeszłoroczne wspomnienia , zaczynam odliczać dni .
Połowa lipca a ja mam wszystko gotowe , rezerwacje opłacone , samochód po przeglądzie . kupione co trzeba ,każdy dzień zaplanowany .Śmieją się znajomi że mi na głowę padło z tym planowaniem a ja wiem swoje . Nie żebym taka porządna znów była o nie ,nie , tylko po co w Bieszczadach mam się zastanawiać gdzie się wybrać , tam będzie szkoda czasu na takie sprawy , każdą godzinę muszę wykorzystać – a bo to wiadomo kiedy znowu pojadę .
No jest -trzeci sierpnia i wszystko gotowe , nie tak znowu łatwo to przyszło .
Jest w porządku, choć nie mogę powiedzieć że chwil zwątpienie nie było.
Były , były jak najbardziej i to wcale nie mało , był momenty że mi się urlopu odechciało w nawale tego wszystkiego co nadrobić było trzeba .
Zrobiłam wszystko a teraz drzwi zamykać i jechać .
No i jedziemy.. samochód załadowany ,klapa od bagażnika nie chce się domknąć , nadkola przy wybojach obcierają o koła , upał niesamowity a my
cieszymy się jak dzieci .
Piąta rano , każdy rześki , wyspany i radosny , gdzie tu mowa że nie lubią wcześnie wstawać jak się okazuje to są ranne skowronki .
Po dziesiątej a Warszawa już kawałek za nami ,czyli już blisko ,trochę ponad 400 km i będziemy na miejscu .
Piętnasta i jak zwykle błądzimy w Rzeszowie , czy z tego miasta nigdy nie uda się wyjechać normalnie – nam chyba nie .
No i dobra , jedziemy dalej teraz dojechać do Sanoka a potem już „ z górki”
Oj co za droga czym bliżej tym dłużej , wszyscy zmęczenie , skostniali jacyś tacy się robią i humory już nie te . Tankowanie w Sanoku trochę nóżki rozprostowujemy i już , już koniec drogi jesteśmy w Bukowcu .
Bagaże rozładowane , po jedzonku i prysznicu wszyscy jakby odżyli , nikt nie jest zmęczony- pewnie to te bieszczadzkie powietrze tak dobrze na nas podziałało . Jest osiemnasta więc wybieranie się gdzieś nie bardzo ma sens , ale nic w dole za domem mamy Solinkę .
Nie bardzo przygotowani do spotkania z kamienistą rzeką i tak dajemy jej radę ,w butach robimy sobie spacerek skacząc po kamieniach w górę rzeki .
I tu pierwsze piękne bieszczadzkie chwile, zachodzi słońce i nie tyle sam zachód budzi w nas jakieś specjalne emocje co z wolna zapadający zmrok .
Jest pochmurnie , siedzimy na kamieniach i obserwujemy jak powoli ciemność wkrada się w nurt rzeki z wolna tonąc w jej odmętach , zlewając się z nią w jedno . Budzi się jakiś obcy nam nastrój , czuć dziwną powagę , grozę tej chwili . Jest cicho i tylko rzeka w swym bystrym nurcie z łoskotem przedziera się przez kamienie . Zapadający mrok zmusza nas do drogi powrotnej .
Wtorek na dziś nic szczególnie ciekawego nie zaplanowałam , objeżdżamy
Bieszczadzkie obwodnice , Na początek jedziemy do Polańczyka , wiem że tam na pewno złapię zasięg GPRS, a muszę wypełnić obowiązki służbowe .
Na ławce nad zalewem organizuję sobie tymczasowe stanowisko pracy .
Jest dziewiąta rano , słoneczko z góry uparcie świeci w monitor komputera
co powoduje iż nie widać obrazu . Mój mąż wpada na pomyśl zrobienia parawanu z ręczników kąpielowych i w tym dziwnym namiocie trzymanym przez męża i dzieci udaje mi się nawiązać łączność z bankiem .
Z Polańczyka jedziemy do Soliny na tamę , mino dużej ilości turystów bez większego problemu lokujemy samochód na parkingu – oczywiście płatnym bo innych tu nie ma .
Tama robi wrażenie na dzieciach , młodsza córka jest szczególnie zachwycona wesołym miasteczkiem , starsza straganami z pamiątkami .
My zwracamy uwagę że coś jest nie tak z rybami których w zeszłym roku było zdecydowanie dużo więcej . Z ulgą opuszczamy Solinę gwarną jak Krupówki i deptak w Sopocie , jedziemy do pobliskiej Bóbrki .
Bóbrka to dla nas miłe wspomnienia z minionego lata którymi chcemy podzielić się z dziećmi . Naszym punktem docelowym jest tu kamieniołom .
Wspinamy się na szczyt z którego rozpościera się wspaniała panorama .
Niestety choć pogoda piękna widoczność jest jednak ograniczona .
Mino wszystko jesteśmy zadowoleni pierwszy „szczyt” zdobyty .
Muszę jednak przyznać iż z naszą kondycją jest gorzej niż źle . Miesiące siedzenia przy biurku i w samochodzie teraz dały o sobie znać .
Z wolna zaczynamy być głodni więc decydujemy się na odwiedzenie Czarnej
Górnej gdzie lubiliśmy w zeszłym roku jadać obiadki .
No i tu spotyka nas nie miła niespodzianka , nasz ulubiony lokal ma nowego dzierżawcę . Są jednak placki po bieszczadzku i ruskie pierogi
Ale jakość to niestety już nie ta , a i kelner o manierach z Mariota też już nie pracuję . Oj jak bardzo jesteśmy zawiedzeni .
Moja rodzinka jest już zmęczona taka całodzienna jazda też daje trochę w kość , chcą wracać do Bukowca . Ale nie , nie ja gorąco protestuję , wiedząc że najprawdopodobniej już tu nie będziemy chce jechać do Bystrego i Michniowca . Mino niechęci z ich strony jednak jedziemy .
Cerkiew w Bystrym to jedno z moich bieszczadzkich miejsc .
Mimo tego iż wieś zamieszkują ludzie nie spotykamy tu nikogo ,
Cisza, spokój , zachodzące słońce ostatnimi promieniami oświetla kopułę cerkwi która miejscami robi się czerwona . Nie widać teraz że jest stara i tylko częściowo odnowiona , mamy wrażenie że jest pokryta miedzią , wygląda dostojnie i pięknie .Ciekawi mnie czy zaszły w jej wnętrzu jakieś zmiany , nie mając innej możliwości zaglądam przez dziurkę od klucza , nie widać jednak nic , znajduję okienko przez które choć widać nie wiele widzę iż istotnych zmian wewnątrz cerkwi nie ma . Na ścianach wiszą zdjęcia te same co w zeszłym roku a i bałagan chyba też jest ten sam .
Dojeżdżamy do Michniowca i tu cerkiew otoczona nowym płotkiem , w dzwonnicy nowe okna .
Jest około siedemnastej i znów jesteśmy zaskoczeni ciszą i spokojem który także i tu panuję .
Niestety nasze dzieci – szkodniki skutecznie potrafią zakłócić nawet najlepszy i najbardziej wzniosły nastrój , decydujemy się na powrót .
Po drodze ostatni punkt dzisiejszego dnia –most na Sanie w Studennym
Tu jak zwykle trochę ludzi ale mimo wszystko spokój . Zaskakuje nas iż szlaban na moście w kierunku Sękowca jest otwarty .Co jakiś czas przez most przejeżdżają samochody i po pewnym czasie wracają , domyślamy się że jadą do punktu widokowego . Znak zakazu wjazdu przy moście stoi jak stał. Mąż z dziećmi idą pochodzić po wodzie ja siedzę sobie na moście ,rozmyślam nad jutrzejszym dniem , co okazuje się bezcelowe – moja rodzinka już zaplanowała .Do Tworylnego będziemy szli korytem rzeki -bo to przecież płytka woda , kamienie nie takie ostre jak w Solince no i będzie fajna droga tak idąc po wodzie .