PDA

Zobacz pełną wersję : Odchodzące bieszczadzkie legendy - JAN KOŁODZIEJ



jeden z Pulpitów
02-02-2005, 16:15
Odszedł od nas JAN KOŁODZIEJ.
Nasz Przyjaciel, serdeczny Przyjaciel od dwudziestu lat z wetlińskiego „Manhattanu”.

Jedna z ostatnich legend dawnego kolorowego świata bieszczadzkich „miejscowych” – zakręconego tygla pracowników leśnych, wypalaczy węgla drzewnego, sezonowych jagodziarzy, nie spełnionych i okazjonalnych artystów najróżniejszego autoramentu, z różnych przyczyn czasowych rezydentów, zauroczonych magią tego miejsca, turystów, którzy wsiąkli w Bieszczad na trochę dłużej, ludzi, „którym życie się nie ułożyło” i w Bieszczadach znaleźli swój kawałek wolności.

Człowiek, który pod pozorną szorstkością charakteru ukrywał radość życia, życzliwość wobec wszystkich ludzi i finezyjny dowcip.

Już Jaśku nie będziemy mogli powiedzieć sobie, że „psyjemnie jest posiedzieć w „Ranco”, lecz „niezbadana moc” jest w pamięci o Tobie, dlatego będziesz dalej królem towarzystwa na bieszczadzkich „połoninach, na niebieskich ...” i żyć będziesz zawsze w naszych dobrych wspomnieniach.
BAZA im. Żubra Pulpita i jej Przyjaciele

P.S.
Na słynnej pocztówce – podczas zwykłego bieszczadzkiego posiadu w wetlińskim „Rancho” – Jan Kołodziej (w środku) obok Piotrka Francuza (odszedł kilka lat temu), również wielkiej legendy bieszczadzkiej.

Anyczka20
02-02-2005, 19:22
pamięci Jasia. Niechaj Ci tam dobrze bedzie...........

Ezechiel
02-02-2005, 20:47
" Na połoniny, na niebieskie..."

bertrand236
03-02-2005, 15:40
Czy to jest ta pocztówka?
Pozdrawiam

jeden z Pulpitów
04-02-2005, 19:46
Czy to jest ta pocztówka?
Pozdrawiam

To NIE JEST ta pocztówka !!
Jestem baran komputerowy i dwukrotne próby wysłania pocztówki (mam to w jpg., tak to się chyba nazywa) poprzez załącznik zakończyły się niepowodzeniem, a Admin nie odpowiada na wołania o pomoc.
Czy ktoś życzliwy i jednocześnie biegły mógłby mi szczegółowo przekazać jak to zrobić (może na priva) ?? Sądzę, że warto ją umieścić przy tym temacie.
Niezależnie od wszystkiego uważam, że instrukcje do poruszania się w tym portalu są ..... dla zwykłego użytkownika normalnej e-poczty.
Z góry DZIĘKUJĘ

Piotr
04-02-2005, 20:11
Jestem baran komputerowy i dwukrotne próby wysłania pocztówki (mam to w jpg., tak to się chyba nazywa) poprzez załącznik
Obrazek w jpg nie moze być większy niż 40kb oraz miec więcej niż 500px szerokości. Jeśli spełnia te wymogi i mimo wszystko nie udaje się go wkleic - puśc mi to na priv, to dołoże. Jeśli nie spelnia tych warunków, to tez podeslij.

Jaro
05-02-2005, 13:23
no to ja dorzuce ta pocztowke :) wprawdze czarno biala ale wszystko widac

Ataman Koszowy_Pulpit
05-02-2005, 17:12
Jaro, dzięki za umieszczenie właściwej pocztówki z Janem Kołodziejem.

Bez Jana Kołodzieja na werandzie w Rancho (jak na pocztówce) albo u Zygmunta albo na wozie w drodze do Zygmunta lub na Ranch dla mnie będzie ciszej i smutniej w Wetlinie , a bliżej do łąk niebieskich ...

Ataman Koszowy_Pulpit

Piotr
05-02-2005, 23:39
Wersja kolor, od Jednego z Pulpitow:

Viperaberus
22-04-2005, 18:05
Odszedł od nas JAN KOŁODZIEJ.
Nasz Przyjaciel, serdeczny Przyjaciel od dwudziestu lat z wetlińskiego „Manhattanu”.
.

Oj będzie nam Jasia brakowało na górce :(

jeden z Pulpitów
25-04-2005, 19:53
człowiek żyje tak długo, jak jest obecny we wspomnieniach, również w anegdotach

Napisałem, że Jasiek Kołodziej był sztandarową postacią „odchodzącego świata bieszczadzkich miejscowych”.
Kiedyś świata niezmiernie kolorowego, składającego się z ludzi z całej Polski, wywodzących się z różnych środowisk społecznych i o różnym cenzusie wykształcenia, w dużej części wyrazistych oryginałów, często dobranych na podstawie kryteriów z piosenki Młynarskiego „Wyjedź w Bieszczady”. Generalnie, w potocznych kategoriach ludzi lekko zdegenerowanych – słowem taka „bieszczadzka dekadencja”. Dzieląca czas na okresy ciężkiej pracy (w mniejszości lub w ogóle) i knajpiane życie towarzyskie.
Zawsze można było zobaczyć ten świat w charakterystycznych i topowych kiedyś knajpach bieszczadzkich – wetlińskie „Berdo” (spaliło się) i później „Rancho”, ustrzyckie „Letnia” (nie istnieje) i „Pulpit” (to od słynnego bieszczadzkiego żubra), obecnie „Kremenaros”, ciśniańskie „Zacisze” i „U Reifa”, „Pod Żubrem” w Lutowiskach.

Co ciekawe świat ten miał bardzo życzliwy stosunek do turystów, wręcz uznawał ich za nieodłączny element bieszczadzkiej kompozycji, a jedynym przejawem „nietolerancji” był układ w kolejce po piwo
Otóż w dawnych czasach rzadkości występowania piwa (jego jakość to była odrębna, bardzo smutna historia), z wyjątkową posuchą w sezonie letnim, kiedy okazjonalnie otwierano w knajpie beczkę – turyści, karnie ustawiający się w kolejkę, nie mieli przeważnie żadnych szans na spożycie. Po prostu „miejscowi” – niepisanym prawem – mieli przywilej brania bez kolejki, a po otwarciu beczki zdążali obrócić po kilka razy.

Wracając do Jaśka – szanował i nawet lubił turystów, zwłaszcza tych, z którymi mógł pogadać (co kochał). Był niezwykle honorowy we wszystkim, nigdy nikogo nie naciągał na stawianie, raczej sam lubił postawić kolejkę interesującemu rozmówcy. Uwielbiał bieszczadzkie życie towarzysko-knajpiane, przy czym nie zapominajmy, że przez kilkadziesiąt lat ciężko pracował w lesie jako wozak.
W sumie był bardzo wyrazistą osobowością, ciekawą świata i przede wszystkim ludzi, fascynował „przyjezdnych” swoim nieustającym „komentarzem” wobec otaczającej rzeczywistości i ciętym „ludowym” dowcipem.

W wetlińskim „Rancho” (tym starym, z otwartą werandą, nie to co obecne, tfu ...) w latach dziewięćdziesiątych odbywały się słynne letnie dyskoteki.
Tłumy, w zdecydowanej większości młodzież prezentująca wszystkie aktualne subkultury, trochę turystów odpoczywających po trudach szlaków oraz kwiat miejscowej „dekadencji”. Ostry i bardzo głośny rock we wszystkich „ciężkich” odmianach, dużo piwa i wina (wtedy królował „Mocarz”).
To był kanon - wszyscy zgodnie koegzystują.

Kiedy nie robiliśmy ogniska, lubiliśmy tam zajść, żeby poobserwować „życie”.
Wpadliśmy tam pewnego razu z przyjacielem. Na stanowisku Jasiek, rezydujący przy tzw. służbowym stoliku, który z wieku i urzędu mu się należał, do słupa pod knajpą przywiązane jego dwa konie z wozem.
Przysiedliśmy się, poszło po kolejce. Próbujemy rozmawiać, jednak nie ma szans – łomot muzyki, przekrzykujące się subkultury, małolaty piszczą, „życie” buzuje naokoło – więc tylko obserwujemy i chłoniemy atmosferę.
Gdzieś po trzeciej kolejce (nasz współtowarzysz tkwi tam już co najmniej od pięciu godzin) Jasiek wypala refleksyjnie – „Psyjemnie jest posiedzieć w Ranco, co nie ?”.
„No” – odpowiadam.
Jasiek chyba nie dosłyszał mojej odpowiedzi, bo po chwili jeszcze raz na cały głos – „Psyjemnie jest posiedzieć w Ranco, co nie Janus ?”.
„Nooo !” – odpowiadam zdecydowanie, dając dowód pełnej aprobaty.

Tak między innymi rodziły się bieszczadzkie więzi.

PS.
1/ Wiem, że lepszego pióra tu trzeba, lecz jeśli nikt nie zaprotestuje wyraźnie, że jest to zbyt nudne, to być może będzie cd. historii bieszczadzkich.
2/ Jak można było nie pić piwa w Bieszczadach, jeżeli reklama była tak sugestywna (patrz załącznik).
2/ Czy ktoś ma tekst piosenki „Wyjedź w Bieszczady” Wojciecha Młynarskiego ? Wklejenie go w tym temacie byłoby ładnym „pendant” ....

Pozdrawiam

marekm
27-04-2005, 00:27
hej !!
ta reklama jesssssst piękna.Głęboki, choć nietypowy socrealizm.
Tylko z którego roku to cudeńko pochodzi????

Marcowy
27-04-2005, 14:58
Klnąc pod nosem stoimy w ogonku po "mroczny przedmiot pożądania", czyli leżajski full w Pulpicie. Przed nami tłoczy się hałaśliwa grupka młodzieży w strojach sportowych. Do kontuaru próbuje podejść wcięty już mocno węglarz, ale tłumek nie zwraca na niego uwagi i uniemożliwia zwyczajowe zatankowanie bez kolejki. Koleżka robi niepewny krok w tył i bez słowa ściąga koszulę, odsłaniając kosmaty tors. Zapada cisza. Młodzież odwraca się i z napięciem wpatruje w tubylca. A pan powolutku wyciąga ze spodni szeroki skórzany pas i wiesza go sobie na szyi. W zbitej grupce - jakoś tak samorzutnie - zaczyna się tworzyć wyłom, coraz szerszy i szerszy, który w końcu umożliwia węglarzowi podejście do bufetu i zamówienie sześciu butelek. Nie wiem, kto to był, ale nadaliśmy mu ksywkę "Mojżesz", przez skojarzenie z rozstąpieniem się Morza Czerwonego :D

Doczu
27-04-2005, 19:05
Gdyby ktoś był zainteresowany, to dysponuję utworem "Wyjedź w Bieszczady" w postaci pliku mp3 więc gdyby byli chętni to mogę gdzieś wrzucić. Prosiłbym tylko o podanie gdzie. Ostatecznie mogę wrzucić do siebie na stronkę.

jeden z Pulpitów
28-04-2005, 11:59
ta reklama jesssssst piękna

APEL do wszystkich "gości" odwiedzających forum.

Jeżeli chcesz obejrzeć tę reklamę oraz stale oglądać fotki dołączane do różnych postów - niestety musisz się ZAREJESTROWAĆ !!!

Admin "widzi" ten problem - brak możliwości ogądania załączników przez niezarejestrowanych - lecz obecnie nie ma możliwości technicznych wprowadzenia zmian.
Pozdrawiam

halina
29-04-2005, 06:32
Ja tez mialam przyjemnosc poznac Jana Kolodzieja.Poczatek lat 90 -tych ,lato w Wetlinie.Prowadzilam wowczas schronisko mlodziezowe mieszczace sie wowczas w starej szkole. Byla noc,okolo 3,00 nad ranem.Ktos dzwoni do budynku schroniska.Nie czekajac,az wszystkich gosci zdazy pobudzic -wzielam z soba mojego "Goryla" -owczarka Cezara i schodze na parter. Otwieram drzwi i slysze : nazywam sie Jan kolodziej. Bylem u przyjaciol na gorce.Troche sobie wypilismy i naprawde nie moge teraz trafic do domu.Widzialem swiatlo i przyszedlem tutaj.Ja tu mieszkam 20 lat,kazdy kat znam jak wlasna kieszen,pierwszy raz mi sie to przydarzylo. Ja wowczas bylam poczatkujaca bieszczadniczka,ale o Janie Kolodzieju juz slyszalam. Zeszlam z nim do szosy,pokazalam,w ktorym kierunku ma isc i po jego zapewnieniu,ze juz sobie poradzi ,wrocilam do schroniska.