PDA

Zobacz pełną wersję : Najdłuższe bieszczadzkie wędrówki...



WojtekR
08-03-2005, 17:50
Nieraz zdarza się, że z różnych względów trzeba w ciągu dnia przejść w górach bardzo dużo (długo)... Mnie też się to zdarzyło kilka razy. Wynikło to może z tego, że nie byłem sam, musieliśmy wracać do tzw. miejsca zakwaterowania, była wspaniała pogoda i "buzowała" chęć poznania czegoś nowego i szkoda było zawrócić z wcześniej zaplanowanej trasy...
Trasa wtedy bardzo się wydłużała, czas płynął...
Jedną z takich wypraw było przejście z Zatwarnicy przez Hulskie, Krywe, Tworylne, Obłazy do mostu na Sanie dalej do Studennego, do zielonego szlaku , Krysowej, Wysokiego Berda, Przełęczy Orłowicza i przez Suche Rzeki do Zatwarnicy... Uch...14 godzin wędrówki przy cudownej letniej pogodzie z atrakcjami, które "zabrały" trochę czasu (spotkania ze zwierzętami na tzw. wyciągnięcie ręki) i pięknymi widokami.
Drugą było przejście z Wetliny przez Jawornik na Rabią Skałę i dalej szlakiem granicznym przez Czoło, Czerteż, Kremenaros, Rawki, Dział spowrotem do Wetliny. Wyprawa majowa, niestety, jeszcze z miejscowymi płatami (ok. 1m grubości) śniegu na szlaku, ze zjazdem po śniegu na ...tyłku z Wielkiej Rawki i dojściem do Wetliny po ok. 13 godz. marszu...Albo trasa z Komańczy, przez Turzańsk, Suliłę, Wysoki Dział do Chryszczatej i w dół przez Dusztyn do Komańczy.
Wspominam te przejścia z wielkim sentymentem.
Opiszcie swoje najdłuższe przejścia nie dlatego, by chwalić się i popisywać, ale by przedstawić ciekawe na tych trasach miejsca, zdarzenia, spotkania...
Pozdrowaśki
WojtekR

Henek
08-03-2005, 19:51
Spotkałem kiedyś takiego Strusia Pedziwiatra który gonił z podwojoną szybkością zaliczając w imponującym tempie kolejne Tarnice i Halicze. Bardzo sympatyczny chłopak z Poznania , tyle że nijak nie widzę w tym sensu.
Rekord ?
Wyczyn ?
Więcej, dalej , szybciej ?
...a może ciąg dalszy wyścigu szczurów ? .....

Jeśli ktoś wie to niech powie.

sprzysiezony
08-03-2005, 19:57
Słyszałem od kumpla o jakichś "zapaleńcach"(bodajże z Wawki),którzy podjeli sie realizacji szalonego planu."Akcja" nosiła kryptonim :"Paść albo przejść" i miała na celu przemierzenie trasy Góry Izerskie-Bieszczady,w dwa miesiące.
O powodzeniu tejże eskapady,i jej losach nic mi nie wiadomo....Może ktoś z tych zapaleńców czyta to forum....Jeśli tak-proszę o sprawozdanie.(akcja miała miejsce pod koniec lat 80)
Pozdrawiam.:)

WojtekR
08-03-2005, 21:53
Cześć,


Więcej, dalej , szybciej ?
...a może ciąg dalszy wyścigu szczurów ? .....
Nie chodzi o więcej, dalej szybciej, ani o wyścig szczurów... Zdarza się, jak pisałem wcześniej, że trzeba(!) "więcej i dalej" przejść. Nieraz nie da się wszystkiego przewidzieć i wyliczyć, i nie jest to tylko moja ułomność (wielkim wędrownikom górskim też się zdarza). Jeszcze raz cytuję siebie

Opiszcie swoje najdłuższe przejścia nie dlatego, by chwalić się i popisywać, ale by przedstawić ciekawe na tych trasach miejsca, zdarzenia, spotkania... . Jeżeli dla Ciebie Henek nie ma sensu opisywać tego, nie opisuj. Twoje zdanie szanuję, ale, na pewno sam tego doświadczyłeś, nie wszyscy wędrowanie po Bieszczadach traktują nabożnie i krajoznawczo tak jak np. my (mam nadzieję). Są i tacy, którzy chcą te góry przejść jak najszybciej i odnotować, że już tu byli i pochwalić się, że czerwonym szlakiem z Komańczy do Wołosatego przeszli np. w ciągu 20 godz. non stop. I nic na to nie poradzisz...
Pozdrowaśki
WojtekR

WojtekR
08-03-2005, 21:57
Cześć sprzysiezony,
O ile dobrze pamiętam relacja z przejścia, ale w odwrotnym kierunku, zamieszczona była w numerach "Poznaj Swój Kraj" w 2002 lub 2003 roku. Organizatorem przejścia od Wołosatego po sam zachodni skraj polskich Sudetów był właśnie "PSK".
Pozdrowaśki
WojtekR

Robert Szukała
09-03-2005, 12:06
Cześć Wiaruchna !
Kiedyś na szlaku poznałem gościa, (emerytowanego górnika ze Świętochłowic) który twierdził,że tę trasę (Wetlina-Szklarska) robi co roku.
Ale wracając do tematu najdłuższych tras to widzę, żę ilekroć Wojtek stara się rozpocząć jakąś ciekawą dyskusję, napotyka na falę krytyki (bardzo oględnie to ujmując). Mam tylko nadzieję, że znacie się tu wszyscy jak łyse konie i jest to na zasadzie "kto się lubi ten się czubi". Każdy kto odwiedza ten klub dyskusyjny wie, że przesadnie długie trasy nigdy nie są planowane, bo jako taki instynkt samozachowawczy posiada chyba każdy miłośnik gór (nie tylko biesów). Są często wynikiem nieprzewidzianych zdarzeń na szlaku. Wszyscy od czegoś kiedyś zaczynaliśmy i nie były to chlubne decyzje. Teraz muszę lecieć do pracy, ale wieczorem napiszę o pewnej wycieczce na Kińczyk nie na zasadzie "jaki to byłem kozak", ale jako przestrogę: "jak tego nie robić".
Z uszanowaniem dla wszystkich bieszczadników i nie tylko

WojtekR
09-03-2005, 13:00
Dzięki Robert,
O to właśnie chodzi... Myślę, że każdy ma prawo wyrazić swoją opinię na dany temat, byleby tylko dobrze przeczytał o co chodzi autorowi (mam nadzieję, że piszę zrozumiale?). Wiem też, że z różnym nastawieniem i w różnym stanie emocjonalnym, podchodzimy do tematów i chyba tu leży pies pogrzebany...
To tak na marginesie. Myślę, że z każdej wypowiedzi można coś wyciągnąć dla siebie i "wzbogacić się", chociażby w cierpliwość, tolerancję a niekiedy pobłażliwość.
Pozdrowaśki
WojtekR

admin
09-03-2005, 13:05
W zeszłym roku - kolega z tego forum z Jarosławia - (był zresztą na KIMB'ie) przeszedł czerwony szlak beskidzki.

Zaczęli (z towarzyszem) w Wołosatem, a skończyli w Ustroniu - czytałem o tym w Życiu Przemyskim :) a poznałem człowieka na fotografii :)

Jabol
09-03-2005, 13:13
zgadzam sie z Wojtkiem. Kazdy chodzi jak lubi :lol: Kiedys zdarzyło mi sie latem wyjsc z Duszatynia, wejsc na Chryszczata, zejsc na Kolonice,przejść w poprzek pasmo Durnej i Łopiennika, zejsc do Radziejowej i przez Korbanie pójść na stanicę ZHP do Bukowca :lol: tylko dlatego że fajnie sie szło i dzień sie nie chciał kończyć...No i kondycja była szczytowa (10lat temu :D )...A niektórym przypomne że są tez tacy, dla których każdy kto łazi na piechote po górach jest po...mylony :lol: Nie oceniajmy sie nawzajem kto jest normalny a kto nie, byle fajnie było :lol: Pozdrawiam :lol:

Marcowy
09-03-2005, 14:59
Raczej jako anegdota...
Ponad 15 lat temu całą klasą (30 osób!) postanowiliśmy zgodnie uczcić w Biesach szczęśliwe zdanie matury. Na dworzec przybyło "aż" pięć osób - trzy dziewczyny, które jechały w JAKIEKOLWIEK góry pierwszy raz w życiu, oraz dwa "etatowe" biesołazy - koleś i ja. Laski podeszły do sprawy ambicjonalnie, wobec czego w tydzień zrobiliśmy trasę wzdłuż pętli bieszczadzkiej od Ustrzyk Dolnych do Cisnej. Na szczęście nie asfaltem :D Wyglądało to tak, że panie wyruszały o 6 rano, a panowie o jakiejś 10-12 - jak kac pozwolił 8) Spotykaliśmy się dopiero w kolejnym PTSM-ie, a rozmowy wyglądały mniej więcej tak: "A widziałyście po drodze to uroczysko / cerkiew / knajpę?" "Eeee... nieee... a było coś takiego?"
Ze stachanowcami innego typu przeżyłem gehennę podczas wspólnej wyprawy w Riłę. Zawzięte chłopaki z błyskiem w oczach przygotowywały się do każdego wyjścia jak na wojnę. Strategie, plany, prowiant, mapy. Trasa z zegarkiem w ręku. W przypadku spóźnienia kolejny odcinek musiał być pokonany biegiem, nawet po skałkach. Wejścia na Musałę nie pamiętam, bo ledwo żyłem :?
Człowiek uczy się na błędach. A na takich błędach uczy się nad wyraz szybko :wink: Cieszę się, że większość forumowiczów ma podobne podejście do górskich "wyczynów" :lol: Ale temat ciekawy, więc dzięki, Wojtku, za jego sprowokowanie :D

WojtekR
09-03-2005, 16:24
Tak właśnie bywa, że jak człowiek młody, to bardziej idzie w ilość. Z wiekiem zaczyna smakować. Podobnie jak z winem... Mając lat naście- "patyk", później sięga się po te z wyższej półki. Zdrowie nie to, czy co? Nieraz jednak warto wrócić do "patyka" i znów poczuć się młodym i... "konającym" następnego dnia! (Za tzw. moich czasów "patyk" nazywał się też J-23, i przez drania o mało co nie zdałbym matury, zresztą koledzy moi też).
Pozdrowaśki
WojtekR

Robert Szukała
09-03-2005, 23:57
Witam !
Było tak:
Bodajże trzeci mój pobyt w biesach. Uparłem się, że wejdę na Kińczyka niezawracając sobie głowy jakimiś "glejtami" (jak to zbuntowany nastolatek). Początek był nawet niezły. Rano z kumplem złapaliśmy stopa z Ustrzyk G. do Wołosatego i stamtąd dziarsko ruszyliśmy na przełęcz Bukowską. Łyk wody na przełęczy, uszy po sobie i biegusiem na Kińczyk. Dumni z tego, że tak daleko na południu jeszcze nie byliśmy wchodzimy na szczyt a tam........ :shock: ....Dziesięcioosobowa grupa 11-latków pod opieką bieszczadzkiego przewodnika...(dziadek jednego z nich) No to wsypa, myślę ale ,o dziwo nic... Zdecydowaliśmy, że skoro tak wczesna godzina to nie wracamy przez Halicz, Tarnicę tylko przez... Negrylów (czujecie ?), gdzie liczyliśmy na stopa do Mucznego skąd jeszcze chcieliśmy przejść do Pszczelin. Nie muszę chyba mówić o tym jak durny był to pomysł. Już widzę szanowne gremium stukające się po głowach przed komputerami.
Ale dalej ! Ruszyliśmy dumni ze swego planu w dół strumienia i po jakimś kilometrze zaczęliśmy kumać w co się pakujemy. Zwalisko drzew uniemożliwiało wędrówkę w tempie dającym nazieję na dotarcie do Negrylowa za dnia. Pomijając jednak wszystko to co nas spotkało po drodze w dół powiem, że dotarliśmy w końcu do Negrylowa o godz. ...18 :| . szybko zorientowaliśmy się, że na stopa nie ma co liczyć więc biegusiem do Bukowca i tam cud: złapaliśmy okazję do Tarnawy (zbawienie). Znowu trochę piechtą i okazja do Mucznego i tu dylemat: Jest 20:30 więc iść do Pszczelin, jak planowaliśmy, czy łapać stopa do Stuposian. Ponieważ każdy (nawet takie durne pały jak my) wie, że o ciemku nie chodzi się po górach, a zwłaszcza nieznanymi szlakami, wygrała druga opcja. Ostatni tego dnia stop dowiózł nas pod samo schronisko w Ustrzykach G. Po drodze opowiadaliśmy kierowcy co nas spotkało. Starszy pan kiwał tylko głową ale gdy opowiedzieliśmy to potem kierasowi schroniska, dodając opis tego starszego pana i markę auta to chłop mało nie zmoczył się ze śmiechu i oznajmił nam, że trafiliśmy na ....Dyrektora B.d.p.n.
Tak. Ta wycieczka nie powinna się wogóle zdarzyć :oops:
Tak ku przestrodze.
Pozdrawiam serdecznie

Lech Rybienik
11-03-2005, 20:09
Witajcie
Dawno już się nie odzywałmena forum, ale...
Jak czytam tepowieści to jakoś raźniej mi się robi. Po prostu lubię długie wędrówki, takie po kilkanascie godzin. Dlaczego? Wcale nie po to żeby jakieś kliometry zrobić czy wyczyn bo do tego ta mam za słabą kondycję, ale właśnie po to by iść.
Można by zapytać cow tym takiego szczególnego? Ano chyba nic. Wtedy dobrze czuje się
przemijający dzień, mozna zarzyć wilgoci poranka, skwaru południa, czerwieni zachodu i chłodnej nocy. Jak to powiedziała kiedys moja narzeczona, można "doświadczyć czasu".
A przy okazji utwardzić skórę na stopach. Jest coś fajnego w posiłkach po drodze, wniespiesznym dniu spędonym cześciowo namarszu a cześciowo na lezeniu.w piwie pod sklepem.....w końcu jest moment dojścia np. na bazę, do siedzacej przy kominku wiary np. o 3 w nocy - zwykle wiara ma coś dobrego do jedzenia :P.

Co do rekordów najdłuższych czy naj-jakichśtam - nie wiem który wybrać. Wkońcu nie ważne jest ile przejdziesz, tylko że idziesz...

Lech

WojtekR
11-03-2005, 20:22
Cześć Lechu,
Pięknie napisane... W istocie "nie ważne jest ile przejdziesz, tylko, że idziesz".
Obyśmy jak najdłużej mogli tak chodzić... Czego wszystkim i sobie życzę.
Gdy się czyta takie wypowiedzi, błogo na sercu się robi i cieszy, że są ludzie, którzy lubią chodzić dla samego chodzenia. Przecież jedynie przy tej okazji możemy coś zobaczyć i przeżyć.
Dzięki i pozdrowaśki
WojtekR

ELUSIA
11-03-2005, 22:19
Witajcie
Pierwszy nasz wyjazd w BIieszczady to prawie wyścig z czasem aby jak najwięcej zobaczyć w czasie 10 dniu urlopu.
Na jedną z wypraw Duszatyń-Chryszczata-Cisna dołączyliśmy do grupy PTTK z Kłodzka gdzie średnia wieku była ok.50 lat.My trasę tę przeszliśmy spokojne w ok.8-9 godz. natomiast pierwsza grupa " turystów" była na miejscu w Cisnej po ok 4-5 godz.
Gdy my dotarliśmy na miejscu oni zdążli już odpocząć.Po tej wyprawie miałam kompleksy co do mojej kondycji, ale po pewnym czasie zrozumiałam, że ja przyjechałam nie po to by przebiec po górach nic nie widząc ale się nimi delektować.
Pozdrawiam Ela,

Kowal
11-03-2005, 23:17
Witam wszystkich
Długie wędrówki to naprawde wg. mnie miła sprawa i ja jestem jak najbardziej za! Oczywiście trzeba mierzyć siły na zamiary no i w ostateczności wszystko zależy od kondycji gdyż w pewnym momencie nasze wspaniałem chodzenie może być bardziej męczące niż przyjemne. No ale nie o tym chciałem....
Myśle że powinniśmy rozróżnić spacery po Biesach (które same w sobie też są super sprawą) z łażeniem z plecakiem od bazy do baz Tak jak pisał Lech, po kilku godzinach marszu każdy dekagram wbija w ziemie a nogi "wacieją" i troche inne te odległości się wydają być. No a dodatkowo widoki mogą czasem wstrzymać i czas przestaje odgrywać jakąkolwiek role.
Ja osobiście po którymś już tam wyjeździe w Biesy przestałem się ścigać - choć kiedyś całkiem przyzwoicie szarpałem z chłopakami - no ale to były czasy jak jeden przed drugim się popisywał jaki to mocny nie jest ;-) takie bieganie jest chyba trochę bez sensu - widzi się tylko scieżke, a nie po to jadę w Biesy.
A co do tematu wątku - z Jaworca na Wetlińską do Chatki - tylko w lutym ;-)

Pozdrawiam serdecznie wszystkich łazików

MikoX
11-03-2005, 23:42
w Bieszczadach ...
start o 4 rano: Muczne - Bukowe Berdo - Tarnica - Wołosate - autostop -->Ustrzyki Grn - Rawki - Dział - Wetlina - Przeł. Orłowicza - Jaworzec - autostop --> Wetlina
Zajęło to 17 godzin, ale tego nie planowałem, po prostu jakoś tak było przyjemnie i tak wyszło...
w innych górach:
Czerwony Szlak Beskidzki z Ustronia do Wołosatego - 16 dni w lipcu 2004. Wielka przygoda.

długi
13-03-2005, 13:52
A co do tematu wątku - z Jaworca na Wetlińską do Chatki - tylko w lutym ;-)
PPPPooooopieram
Dodam jeszcze - Krywe Smerek Wetlina
Wetlina Łopienka Tworylne Krywe
Krywe Smerek Suche Rzeki Krywe
Wszystko w lutym, było pysznie, choć to ani daleko, ani nie trwało naście godzin. :lol:
Długi

Derty
15-03-2005, 12:45
Hej :)
Dawno tu nie zaglądałem, bo góry wezwały :) A tu jeden z najciekawszych wątków ostatnich miesięcy. Chwała Tobie WojtkuR za ten jakże potrzebny u schyłku zimy temat.
Ja nie miałem jakoś okazji, aby pokonywać Biesy w kierunku równoleżnikowym na duże odległości, a tylko raz postanowiłem z kolegą przejść w jeden dzień szlak od Ustrzyk Dolnych przez Gromadzyń, Żuków, Otryt, Magurę Stuposiańską do 'Koliby'. To nie żadne szpanerstwo za tym stoi tylko zmaganie się ze sobą. To jest po prostu piękne i wciągające. To jest jeszcze jedna motywacja, która goni w góry wielu - zmaganie się ze swoją słabością. Wyrypa nie jest żadnym wymysłem napalonych wariatów. Wyrypa powstała już u progu ubiegłego wieku jako forma turystyczna nader ważna. Ludzie szukają wyzwań. Co jest złego w podjęciu właśnie takiego wyzwania? Ja pokonywałem i pokonuję góry na różne sposoby. Z worem na plecach dygam kilometrami albo zalegam w 'pijanym' schronie i wyczołguję się w przebłyskach świadomości, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i gór :)(no, to już raczej b. rzadko) Łażę sam i po krzakach, chodzę na spacerki z rodziną, po okrężnej trasie parking-góra-parking. Zasypiam na przystankach, myję się pod mostami, a czasem narzekam nieznośnie na zbyt zimną wodę w kwaterczanej łazience. Wszystko dla ludzi. A z wyryp największą szarpnąłem kiedyś w Tatrach: Chochołowska, przeł. Iwaniacka, Ornak, Tomanowa, Cz. Wierchy, Kondratowa, Kuźnice, dol. Jaworzynki, Gąsienicowa, Liliowe, Świnica, Pięć Stawów & przeszło 30 kg plecak na grzbiecie. Super było, bo później przez 3 dni miałem prawo leżeć :P
Zgadzam sie z Lechem Rybenikiem, że długie trasy ale bez biegania, są najczarowniejsze. Wtedy można doświadczyć gór najpełniej, a jeszcze, gdy się zanocuje pod gwiazdami, to pełnia szczęścia. Czego wszystkim życzę na nowy sezon :)
PS: Znacie zjawisko zwane marszonami? Polecam stronki Hali Krupowej :D

marekm
15-03-2005, 14:23
Zgadzam sie z Lechem Rybenikiem, że długie trasy ale bez biegania, są najczarowniejsze. Wtedy można doświadczyć gór najpełniej,
I ja się też pod tym podpisuję!! :P
Miało być tak niewinnie, tylko w celach aklimatyzacyjnych, jak na I dzień w Biessach:
Przeł. Wyżniańska - Rawki - Dział - Wetlina( baza).
Fajnie się szło, słonko, cisza, pusty szlak( koniec czerwca).Na Rawkach postanowiliśmy pójść jeszcze na Kremnenaros, toż to tylko mały kroczek.No to w drogę.
Przy obelisku parę fotek, lektura zeszytu i szkoda takiego dnia marnować na powrot do bazy. I ruszyliśmy Granicznym przez Rabią Skałę, Paportną , Jwornik do Wetliny.Godzinki płynęły sobie, a my też sobie szliśmy i było smerfastycznie, czdowo, czy jak kto tam chce.... I to jest właśnie to, co nas tam tak pochłania - brak poczucia czasy, brak pośpiechu, jest tylko przestrzeń gór i zmaganie sie z samym sobą i swoimi słabościami. A wieczorem nogi strudzone w potoku i piwko w dłoni....
pozdroowka

WojtekR
15-03-2005, 19:48
Cześć,
Dzięki Derty za miłe słowa.


Ja pokonywałem i pokonuję góry na różne sposoby.

Tak właśnie jest. Każde spotkanie z górami jest dla mnie przeżyciem: i to refleksyjne z przyglądaniem się, jak żuczek wędruje po ścieżce... i to "wulgarne" z parciem przed siebie byle dalej, byle sprawdzić, ile można... Ale zawsze to jest "spotkanie z górami"! Kiedyś przejechaliśmy cały Beskid Niski samochodem. Docieraliśmy do najdalszych zakamarków: wysiadaliśmy, aby dotrzeć do zapomnianego łemkowskiego cmentarza czy kapliczki. I dla mnie też była to wyprawa w góry... Myślę, że nie jest istotne w jaki sposób, ale co z tego wynosimy i co nas wzbogaca.
Pozdrowaśki
WojtekR

PS. Derty, jeżeli możesz odpisać mi na wiadomość, którą do Ciebie wysłałem (nie musi to być zaraz!) i udzielenie kilku rad, byłbym wdzięczny. Jeszcze raz pozdrowaśki.

Indy
15-03-2005, 21:21
Witam!
Oj dawno bardzo dawno nie zagladałem na forum! Az do teraz. Klikam na ciekawy temat a tu Darek o nas :lol: pisze:

W zeszłym roku - kolega z tego forum z Jarosławia - (był zresztą na KIMB'ie) przeszedł czerwony szlak beskidzki.

Zaczęli (z towarzyszem) w Wołosatem, a skończyli w Ustroniu - czytałem o tym w Życiu Przemyskim Smile a poznałem człowieka na fotografii Smile

Tak to Była Najpiekniejsza wyprawa w moim życu. Wołosate - Ustron w Beskidzie Slaskim cały czas czerwonym szlakiem przez dokładnie 18 dni i 23h Czyli w sumie 19 :lol:
Codzien maszerowalismy po 10 -12 h z ciezkimi plecakami. W dni restowe tylko 6h.
Oczywiscie mozna było by wiecej ale nie jestesmy wyczynowcami 8) (rekord polski wynosi jesli dobrze pamietam 11 dni)
Z całej trasy najbardziej pamietam te najdłuzsze odcinki gdzie najbardziej dostalismy w d..... . Na sam poczatek 2 dnia przeszlismy z Ustrzyk Gornych Do Smerka Oczywiscie szlakiem - fakt dla biesołazów wyjadaczy to zaden problem nawet z ciezkm plecakiem.
Ale to był dlamnie przełomowy moment bo nigdy wczesniej bym nie uwiezył ze da sie to zrobic do puki sam nie spróbowałem :oops:
Z całej trasy jednym z najdłuzszych dni był ten gdy przeszlismy z Komanczy do bazy studenckiej w Wisłoczku, a nastepny to Baza studencka w Ragietowie - Szczyt Jawozyny Krynickiej Na który dotarlismy o 10 w nocy i tak dalej ...
Wiele by mozna jeszcze opowiadac o trasie i wszystkich przygodach na szlaku. Ale nie czas i miejsce. Wkrótce opisze cała tarse i nasze przygody. :wink:

Pare Fotek z trasy Znajdziecie Tu:
http://onephoto.net/info.php3?id=88250
http://onephoto.net/info.php3?id=81677
http://onephoto.net/info.php3?id=98479

POZDRAWIAM WSZYTKICH BIESOŁAZÓW SERDECZNIE !!!
Rafał

Malenki_Aniolek
15-03-2005, 21:29
moja najdłuższa i jedna z pierwszych wędrówek po Bieszczadach to nasze 3-dniowe zdobywanie połonin :) i właśnie od drugiego dnia tej wędrówki pokochałam Carynę :) mam nadzieję ze w maju bądź czerwcu znowu sie na niej zjawię :)

MikoX
17-03-2005, 09:12
Tak to Była Najpiekniejsza wyprawa w moim życu. Wołosate - Ustron w Beskidzie Slaskim cały czas czerwonym szlakiem przez dokładnie 18 dni i 23h Czyli w sumie 19

Czerwony Szlak to jest po prostu metafizyka gór polskich w klikanaście dni ...
w lipcu 2004 szedłem dokładnie (prawie co do godziny) 16 dni. Szedłem sam, z Ustronia, ale spotkałem 3 osoby idące w przeciwnym kierunku z zamiarem dotarcia do Wołosatego czyli zrobienia całego szlaku. Wyliczyłem sobie, że dość realne jest przejście w 14 dni (tak sobie planowałem) i gdybym nie był zmuszony czekac pół dnia w Krynicy na spotkanie ze znajomymi i nie stracił przez to spotkanie jednego dnia w Beskidzie Niskim, to rzeczywiście tak by było.

bertrand236
17-03-2005, 09:38
Czytam na bieżąco ten wątek. Rozumiem /tak mi się wydaje/ wszystkich tych, którzy lubią wyrypiarskie trasy. Ja natomiast wędruję po Bieszczadach powolutku / powolutku to znaczy ciut szybciej niz jest to napisane w przewodnikach i na tablicach wyznaczających szlak - jeżeli akurat podążam szlakiem/ ze wzgledu na swój wiek i ze względu na to, że lubię w czasie marszu posiedzieć na kamieniu lub innym pniu i głęboko sie zadumać. Mam nadzieję, że mnie też rozumiecie.
Do przejścia całego czerwonego szlaku pozostaje mi jeszcze cały odcinek Beskidu Niskiego. Nie będę pisał ile czasu mi zajęło przejście dotychczasowego odcinka ale kiedy zacząłem swój marsz po górach wielu z Was nie było chyba jeszcze w planach. Pozdrawiam wszystkich Miłośników Gór: "wyrypiarzy", tych "dostojnie wędrujących " oraz tych którzy w grudniu namawiali mnie w pewnej chatce niedaleko Baligrodu do pojechania w Beskid Niski.

Polej
17-03-2005, 11:44
lubię w czasie marszu posiedzieć na kamieniu lub innym pniu i głęboko sie zadumać
Zgadzam się z Bertrandem. Moje dotychczasowe wędrówki wyglądały podobnie. Pamiętam jak wejście na Caryńską z Berehów i spędzony tam czas to pół nocy i prawie cały dzień !!!
Przepiękny wschód Słońca, a potem siedzenie na szczycie, ponad wszystkim i wszystkimi. Pewnie jest to spowodowane chęcią sycenia się tymi "życiodajnymi" widokami z perspektywą długiego okresu wyczekiwania do następnego przyjazdu i powrotu do "krainy marzeń".

Pozdrawiam.
Polej.

SZafirowA
30-03-2005, 15:27
Ja we wrzesniu widziałam gościa, który dosłownie wbiegł na Halicz od strony Rozsypańca. W dodatku na bosaka! Nawet nie zatrzymał się na szczycie, nie zachwycił się nawet przez moment otaczającym go pieknem, tylko włączył kolejny bieg i pobiegł dalej... Mhmm... może jest w tym jakiś ukryty sens, ale ja się go nie dopatrzyłam :wink:

WojtekR
30-03-2005, 16:49
Czesc SZafirowA,
Zgadzam sie z Toba, ze bez podziwiania natury i otaczajacych nas gor nie ma sensu wedrowka, ale... nie o to chodzi w tym poscie (sorry w Grecji nie ma polskiej czcionki),
jak dobrze przeczytasz wszystkie wypowiedzi to kapniej o co chodzi...
Pozdrowaski
WojtekR

Anyczka20
30-03-2005, 20:14
oraz tych którzy w grudniu namawiali mnie w pewnej chatce niedaleko Baligrodu do pojechania w Beskid Niski.

:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Bądź pozdrowiony i Ty bertrandzie, fajnie że pamiętasz. Na pewno nie pożałujesz wyjazdu w Beskid Niski :lol: Dla zapoznania się i oswojenia z nim proponuję www.beskid-niski.pl :D :D

bertrand236
31-03-2005, 09:17
Dla zapoznania się i oswojenia z nim proponuję www.beskid-niski.pl
Cześć!
Będę prawdopodobnie podążał Karawanem w maju w Bieszczad :D :D :D /niestety nie na KIMB :cry: /. Planuję zatrzymać się na góra dwa dni w Niskim. Nabyłem drogą kupna Przewodnik i mapy ale to nie to samo co polecenie od osób obytych w tym terenie. Czy mogę liczyć na poleceniemi czegoś na te dwa dni?. Wiem, że to forum bieszczadzkie, więc proszę na PW /chociaż zauważyłem, że KIMBowcy też lubią Beskid Niski zwłaszcza w maju. Coś w Nim musi być/.

Pozdrawiam

misiekjakub
31-03-2005, 18:24
Pierwszy raz jestem na tym forum, przeczytałem masę Waszych postów i czuję się wręcz onieśmielony, że spotykam tylu tak wspaniałych ludzi :D ... Chcialbym opisać jedną moją wyrypę maleńką sprzed lat kilku, skoro temat długich wędówek został poruszony. Był sobie rok Pański 1998, lato, siedzieliśmy w Cisnej w schronisku z kumplem susząc się i oskrobując z błota po tym jak dorwała nas burza na Jaśle i przeszła w klasyczną dwudniówkę. Była niedziela, pogoda zdążyła wydobrzeć i po tzw. kontakcie z Szefem uznaliśmy, że nam tak pięknego dzionka szkoda. Zwinęliśmy manele, wladowaliśmy sie do pekaesu i dawaj do Wetliny, a stamtąd na przełęcz Orłowicza. Tam walczyłem długo i zawzięcie z Zenitem co był zacięty :evil: :x i po dłuższej chwiluni ruszyliśmy czerwonym szlakiem na zachód. Dotarliśmy do Berehów, pożarliśmy nodpoczywalni pod cmentarzem co było na ten dzień do pożarcia i - w górę, na Carycę. Podczas gdy pożeraliśmy, z Połoniny zeszła ostatnia jak się okazalo ekipa turystów, w której jak się potem okazalo byl jeden mój znajomy i drapał się później po czaszce co to za wariaci idą o 19 w górę na Carycę. Zapomniałem dodać, że z Wetliny wystartowaliśmy o 15 tej - no, ale dzonek letni długi... Na Połoninie spotkaliśmy grupę ludzi którzy wyleźli z Górnych patrzeć na zachód słońca i ciężko się zawiedli, bo słońce nie czekalo i zaszło. za to my niemal szliśmy tyłem, bo widok był przecudowny :shock: , zresztą co będe starym wyjadaczom opowiadał. w schronisku na Przysłupie byliśmy o 22giej, kończyliśmy zejście z latarkami na czołach. W sumie - żadna wielka wyrypa, Poloniny się "robi" standardowo w jeden dzień. No ale my zrobiliśmy w pół dnia - 7 godzin z wszystkimi postojami, podziwianiem widoków, kosumpcją kolacji, walką z aparatem itd. - i z plecakami a 20 kg na grzbietach. Ech, mlodość, młodość... :lol:

Jabol
31-03-2005, 19:19
walczyłem długo i zawzięcie z Zenitem co był zacięty hehe :lol: Skąd ja to znam? Padł mi już trzeci zenit :cry:
niemal szliśmy tyłem, bo widok był przecudowny Morał z tego całego wątku że nie ważne ile i jak się idzie, byle przyjemność z tego była - a to juz sprawa każdego wędrowca z osobna. Ktoś może męczyć się na sam widok pędzącego "dalekobieżnego" turysty, nie wiedząc że ten może przeżywać wędrówkę na swój sposób :lol: Chyba każdemu z nas włączyła się choć raz chęć gonitwy za tym, co za zwichrowanym bieszczadzkim horyzontem się wciąż ukrywa... :lol: Pozdrawiam przedmówcę choć go nie znam, ale rozumiem...i to też jest w biesach fajne...P.S. WSZYSTKICH PRZEDMÓWCÓW TEŻ POZDRAWIAM :lol: P.S.2 i ZAMÓWCÓW RÓWNIEŻ...

irek
31-03-2005, 19:27
Padł mi już trzeci zenit

Moge ci dwa sprezentowac na chodzie ;)

Doczu
31-03-2005, 21:54
Zatem i ja się podzielę moimi "najdłuższymi" trasami.
Pierwsza to klasyka bieszczadzka, czyli odcinek Komańcza - Cisna (a w zasadzie baza pod Honem). Żaden to wyczyn, bo ani czasu nie mieliśmy rewelacyjnego, ani doległościowo nie jest to trasa jakaś nadzwyczajna) ale miało byc o najdłuższych więc jest. Ponadto na zawsze chyba nie zapomnę biwaku na Chryszczatej. Piwko, jakiś obiadek ugotowany na kuchence, ładna pogoda, mili turyści - słowem przesympatycznie. Chodż sam odcinek w zasadzie pozbawiony widoków, to miło go wspominam, choć drugi raz raczej sie nań nie wybiore.
Kolejna "najdłuższa" trasa, to Przysłup - Małe Jasło - Okraglik z Okraglika stokówką (starym czerwonym szlakiem) wyszliśmy przy retortach powyżej Strzebowisk i kurcze tam popełniłem największa gafe w moim życiu. Otóż zachciało mi się iśc stokówką na skróty do Smereka. Niestety stokówka po poczatkowym przebiegu zgodnie z azymutem po pewnym czasie skierowała nas spowrotem wzdłuż drogi przy retortach i wyszliśmy na asfalt ok 5 minut drogi od retort, a szliśmy ok 1,5 godziny :-(
Potem już spokojnie doszliśmy do Smereka, autostop do Wetliny. W wetlinie w CHacie Wędrowca obowiązkowy nalesnik "Gigant" i równo o 19.00 Wychodzimy na szlak ku Przełęczy Orłowicza. Schodzący z góry ludzie pukali sie w czoło jak odpowiadaliśmy na pytanie dokąd idziemy, a celem była Chatka Puchatka.
Ok. 21 byliśmy na Przełęczy Orłowicza i dalej przy swietle jednej czołówki na dwóch ruszylismy dalej. Ok 23 dotarliśmy do Celu. Nigdy chyba nie zapomnę widoku rozgwieżdżonego nieba, bo takiego nieba jeszcze w życiu nie widziałem. Niezapomniany zostanie też majaczący w dali blask świateł Chatki Puchatka oraz przygnebienie jakie mnie ogarneło gdy owe światła zgasły gdzies pół godziny przed osiągnięciem celu. Poczułem się wówczas jak samotny żeglarz, któremu zgasło światło latarni morskiej.
Generalnie tę trasę wspominam najmilej, choć zmagałem sie wówczas z bólem w kolanie.

P.S.
Nota'bene mój avatar własnie pochodzi z tej drugiej wyprawy a zrobiony w okolicy Małego Jasła.

Jabol
31-03-2005, 22:10
Nigdy chyba nie zapomnę widoku rozgwieżdżonego nieba ech jak ja cie rozumiem...Nocne łażenie po Bieskach też ma swoje uroki :lol:

misiekjakub
01-04-2005, 09:54
Przeczytałem co wczoraj napisałem i widzę że podobnie jak Doczu popełniłem gafę stulecia, tylko inną - z Przełęczy Orłowicza drałowaliśmy na wschód oczywiście. Oj, znów się misiowi lejce w opisie kierunków pomieszały :cry: Dzięki Jabolowi za pozdrowienia, z całego serca mówię - wzajemnie! :D
P.S. A z Zenita zrezygnowałem, przesiadlem się na Canona - ogólnie jest o niebo lepszy, ale optyką do "cegłówki" nie dorasta

halina
04-04-2005, 13:15
Moje najdluzsze wedrowki po biesach: Bylo ich kilka.Pierwszy pobyt w bieszczadach i przejscie od Jablonek do Ustrzyk G. z plecakiem czerwonym szlakiem w trzy dni.Bylo to okolo 20 lat temu.Najlepiej pamietam jednak wyprawe od Ustrzyk Gornych przez Rawki,Kremenaros ,szlakiem granicznym do Rabiej Skaly.Nie byloby w tym nic nadzwyczajnego,gdyby nie to ,ze wybralam sie z kolezanka,a srednia naszego wieku wowczas wynosila 60 lat i byl to pazdziernik z krotkim dniem(juz po zmianie czasu).Byla piekna pogoda,wsponiala widocznosc,okazja do wielu zdjec.Na Rabiej zastala nas godzina 17,00.W chwile pozniej zaczely sie ciemnosci.Wiedzialysmy tylko jedno,ze schodzimy na polska strone.Jeszcze chwile mozna bylo wyczuc pod nogami twardy grunt,a potem schodzilysmy po omacku.Glosno rozmawialysmy dodajac sobie otuchy(i zeby sploszyc dzikie zwierzeta,zanim wdepniemy im w legowisko),szukalysmy jakiegos potoku,aby nastepnie doprowadzil nas do drogi.Najtrudniejsza chwila nastapila,kiedy kolezanka stwierdzila,zebym poszla dalej sama,bo ona juz nie pojdzie.Oczywiscie ,wrocilysmy obie cale,zdrowe, a zaprzyjazniony pan odwiozl nas do domu od DW Kolejarz,gdzie skonczylysmy nasza wedrowke.

Jarek Liu
10-04-2005, 07:00
Bardzo interesujace i ciekawe opowiesci, dzieki za podzielenie sie nimi.
Ja niestety nie mialem okazji do czestego odwiedzenia Biesow, ale mam nadzieje, ze za kilka lat bede mogl nadrobic zaleglosci.

Do dzis jednak wspominam wyjazd w pazdzierniku 1984 z moja wowczas dziewczyna, obecnie zona. Poszlismy trasa z Komanczy do Cisnej. Poniewaz rano okazalo sie, ze troche pada, zalozylismy kalosze na nogi. Nie byl to niestety najlepszy wybor, ale nasze doswiadczenie w chodzeniu po gorach bylo wowczas mizerne. Trasa wydawaloby sie latwa, wiec ruszylismy spokojnie, ale slyszac, ze przed nami podaza duza glosna grupa, postanowilismy zboczyc ze szlaku i pojsc na skroty. Skonczylo sie to tak, jak musialo - pobladzilismy. W pewnym momencie natrafilismy na rzeczke, wiec przenioslem Marysie na rekach na drugi brzeg, i woda wlala mi sie do kaloszy. Innego obuwia nie mielismy, i po chwili stopy zaczely odczuwac niewygode, szczegolnie, ze zrobilo sie goraco. Wszystko to jednka wynagradzala nam cisza i wspaniala bieszczadzka przyroda; w pewnym momencie doslownie sprzed nosa czmychnelo duze stado jeleni. Po chwili trafilismy na koleiny, i miejscowy gospodarz wzial na spowrotem na szlak wozem drabiniastym. Bylo juz dosc pozno, ale nie mielismy innego wyjscia, tylko isc dalej. Zaczelo robic sie ciemno, i wokol blisko bylo slychac glosne ryki jelenii. OK 21:00 doszlismy do asfaltowej drogi i poszlismy nia dalej. Tu znow jak duch z ciemnosci wyskoczyl jelen i przebiegl nam droge. Ok. 23:00 dotarlismy do Jablonek i uczynni drwale pozwoli nam przespac sie w ich baraku.

Ta wyprawa, choc niby nic takiego, pozostanie na zawsze w pamieci, moze dlatego,z e mielismy wowczas 18 lat a Bieszczady byly fascynujacym "przedsionkiem do Azji", jak to okreslal jeden ze znajomych. Dzis po wielu latach bardzo chcialbym znow wyruszyc w Bieszczady; po latach spedzonych daleko od kraju bardzo tesknie za ich niepowtarzalnym urokiem, ktorego nie znalazlem w prawdziwej Azjii.

Jarek

zillo
28-03-2006, 20:28
Nieraz zdarza się, że z różnych względów trzeba w ciągu dnia przejść w górach bardzo dużo (długo)...
niedługo rocznica wygaśnięcia tego ciekawego wątku, jest więc okazja by podjąć go dalej.
W ub. roku w końcu września z musu (we dwóch)przeszliśmy trasę Wołosate - Opołonek - Wołosate z obiadem na Opołonku, zgodnie z planem ok. 20 bylibyśmy na miejscu, gdyby nie "obrońcy granic", którzy "zaaresztowali" nas na Poł. Bukowskiej. Naturlich mieliśmy glejt od Sz.P. Dyr. BPN, ale wojacy nie mogli się dopatrzeć naszego zgłoszenia na strażnicy, trochę trwało zanim dzięki Natowskim środkom łączności wszystko się wyjaśniło. Zrobiło się ciemno, bojcy wsiedli na swoje mechaniczne rumaki, pewnie w 10 min byli na dole. Oczywiście nie było mowy o podwiezieniu, ostatnie kilometry po nibyaswalcie do Wołosatego były dla nas makabryczne. Jedyny zysk ze spotkania z patrolem był taki, że całe bieszczadzkie wojsko się o nas dowiedziało i dali nam już spokój, mimo ,że tego wieczora, sorry nocy, wracaliśmy do Krakowa. Nawet nie machnęli lizakiem na nasz wóz.

Druga wyprawa to kółko UG-Szeroki- Tarnica - Halicz -Wołosate- UG, niby nic, ale z bolącą nogą. Później ból okazał się złamaniem marszowym IV kości śródstopia. :cry:

Cami
21-07-2010, 11:48
Widać, że przyszło mi odkurzać i przecierać wątki :) Tyle ciekawych opowieści, wspomnień i inspiracji do wędrowania i cieszenia się górami.
Kilka razy wspominano czerwony szlak, ten z Ustronia. Moje marzenia sprzed X lat. Może kiedyś mi się uda, może mnie kto przygarnie :) Ten co rozkochał w moim sercu góry chodzić nie może, wyprawy tzw NonStopy wykończyły mu kolana, stąd część mojej ekipy porusza się na rowerach.

A zatem jak spotkacie samotną kobietę na szlaku to mogę być ja :D

jak wrócę pochwalę się swoją tegoroczną opowieścią ^^

edit:
swoją drogą, pierwsza wyprawa w Bieszczadach to Wołosate> Tarnica> Szeroki Wierch>Ustrzyki Górne/ Chęci wielkie, kondycja nijaka, noc nieprzespana z powodu sztywnienia w kolanach. Masakra.

kasienka9927
22-07-2010, 00:31
My z byłym chłopakiem w sierpniu 2008 siedzieliśmy sobie w Myczkowie. Jednego dnia postanowiliśmy wybrać się na obiad do Soliny, a stamtąd, szlakiem niebieskim i zielonym (przez Berenicę Niżną) do Myczkowa. Z Soliny wyszliśmy ok 16 z groszami i początkowo szło się pysznie. Widoki na kamieniołomy, ambony, i inne, szło się super. Mniej więcej do pierwszej przeprawy w bród przez Bereźnicę. mniej więcej od tego momentu (nie wiem czy z powodu złego oznakowania szlaku, czy z naszej nieuwagi) nie potrafiliśmy znaleźć kolejnych znakowań. Szliśmy więc na podstawie mapy, na "czuja", kilkakrotnie przechodząc w bród rzeczkę (potoczek?). w miarę upływu czasu zaczęło się ściemniać, a oprócz tego zaczęły nadciągać burzowe chmury.Pełni już zdenerwowania szliśmy szukając drogi dojścia do Myczkowa, gdy wreszcie, po kolejnym przejściu po wodzie znależliśmy szlak. Szybciutko się nim kierując szliśmy w kierunku Myczkowa, gdyż bardzo mocno się już ściemniało (ze względu na nadciągającą burzę). W momencie, gdy weszliśmy na skraj lasu i zobaczyliśmy światła Myczkowa, zaczęło padać. Przyśpieszyliśmy tym bardziej kroku aż zaszliśmy do Myczkowa i pełni radości odwiedziliśmy działający jeszcze sklep, w celu zakupienia wina, w celu uczczenia dojścia cało i zdrowo na miejsce.Radość, radością, ale.... Widok palącej się w kuchni gromnicy na kwaterze bezcenny... brrrr Z pewnością to nie najdłuższa wycieczka po Bieszczadach, ale za to jak bogata w przeżycia i mokre buty... :)

A w te wakacje, w sierpniu, czeka mnie samotna wyprawa w Biesy....

Już nie mogę się doczekać :)194421944319444

Pyra.57
23-07-2010, 00:20
Kiedyś paliło się gromnice w czasie burzy. Miało to zapobiegać uderzeniom piorunów. Widać, że ten sposób na zastąpienie piorunochronu dalej funkcjonuje.

Cami
23-07-2010, 08:52
żywy zwyczaj...
Podczas burzy, mimo piorunochronu dobrze jest zapalić nawet zwykłą świecę ;)

DZIKA baba
23-07-2010, 10:11
nie rozumiem po co palic swieczkę? jesli chodzi o gromnicę to jest to świeca poświęcona i niektórzy wierzą że pomaga- to wg mnie poganstwo, jak wierzyc to Bogu., ale co ma świeczka do burzy to juz nie pojmuję