PDA

Zobacz pełną wersję : Ballada przygraniczna



Wiechu
28-05-2005, 21:22
Tak się zaczęła bieszczadzka ballada
– nad bezdrożami pani białolica,
półmrok rozświetla terkotem pepeszy :
Baligród, Cisna, Jabłonki, Komańcza
i ludzkie losy, zawieruch ruiny
mchem porośnięte kości, i wspomnienia
dziś – już na drobne – nie warto rozmieniać.
Dziś – przy ognisku pieśń jutra układać,
niech wraz się niosą, hen za połoniny
na powitanie jednego księżyca :
słowa okręgu – podwojona tarcza –
salwy chybione wrośnięte w buczyny
i przebiśniegi, których barwa cieszy.
Seledynowe wierzby rozzielenia
maj, z przymrozkami zaprawiony w harcach.
Potem : w brzezinach na moment przysiada,
topól zapachu chwilą się zachwyca,
na górskim szlaku podrywa dziewczyny
– niepowtarzlny, w swej krasie jedyny.
A świętojańskiej, Jan nabrawszy cieczy
wszelkie stworzenie kropidłem zaszczyca :
Najpośledniejszy, choćby wyszedł z cienia
– od bezokiego po światło owada –
może zaczerpnąć owej wody z garnca,
która uzdrowi, z wyboru wygnańca.
A gdy przekwitną spóźnione jaśminy,
to pozostanie dolin promenada
i miód spadziowy, co skutecznie leczy
dróg chorowitych wszelkie podrażnienia :
rodu Horeszków, quo vadis, Kmicica,
Zośki i strofek. Pisania granica
zlodowaciała na poezji szańcach,
by w suche deszcze mrozu krople zmieniać.
Dziś na bagnetach wysławiane czyny,
mogą jadynie swą wymową śmieszyć
i zabliźnionym ranom bólu zadać,
bo tak zaczęta się kończy ballada,
pośród szukanych na nowo pieleszy
i czterolistnej skarbu koniczyny.