PDA

Zobacz pełną wersję : Połonina Caryńska, 27 września.



Stały Bywalec
24-10-2005, 12:24
Dojazd z Sękowca do Bereżek. Trochę obaw w związku z pozostawieniem samochodu na zupełnie już opustoszałym i niestrzeżonym campingu - parkingu. Ostatecznie podjechałem na tym campingu pod ogrodzenie, za którym stał pojedynczy dom, chyba jakaś leśniczówka lub „strażniczówka” BdPN. No i pozostawiłem tam samochód na cały dzień, licząc w razie czego na opłacone ubezpieczenie auto - casco.

Zmiana butów i marsz żółtym szlakiem do schroniska Koliba. Nic trudnego, to taki przyjemny spacerek. Przy Kolibie trochę posiedzieliśmy, wypiliśmy piwo (ja - tylko jedno) i pogadaliśmy z turystami, którzy tu dotarli od strony Nasicznego. A potem - zaczęły się schody (niestety tylko w przenośni :lol: ). Zielonym szlakiem wdrapaliśmy się na Połoninę Caryńską. Pamiętam, że jakiś metr czy dwa szczególnie stromego podejścia pokonałem na czworakach (nie ufając swoim butom wojskowym, w których mógłbym się poślizgnąć).
A potem - „trwaj chwilo, jesteś piękna”. Spacer połoniną czerwonym szlakiem. Pogoda piękna, ale gdzieś daleko zaczęło „mruczeć”. Nadchodząca burza ? Pewnie tak, ale na szczęście nas ominęła. „Mruczenie” ustało, nie spadła ani jedna kropla deszczu. Zeszliśmy do Berehów Grn., zwiedziliśmy stary cmentarz (a raczej jego pozostałości) i wsiedliśmy do busika, który już na nas czekał.

Podjechaliśmy nim do Ustrzyk Grn., gdzie kierowca planował postać 10 minut, aby zebrać więcej pasażerów. Pamiętam, że dokładnie na te 10 minut postoju z kierowcą się umówiliśmy. Skoczyliśmy więc z Ryśkiem (kumem) do sklepu spożywczego na małe uzupełniające zakupy, wracamy jeszcze przed czasem i dowiadujemy się, że ... nasz bus właśnie pojechał do Wołosatego. Chwila dezorientacji, ale bez żalu. Za przejazd jeszcze nie zapłaciliśmy, a nasze rzeczy mamy przy sobie. Dosłownie jedna minutka czekania i jest już następny busik. Podjechaliśmy nim do Bereżek, gdzie odetchnąłem z ulgą widząc moją „córkę samuraja” całą i nienaruszoną.

Nie spieszyło się nam. Była chyba dopiero godz. 17:30. Na campingu zmieniliśmy buty i dopiero tam wzięliśmy się za jedzenie własnego suchego prowiantu - noszonej od rana naszej „obiadokolacji”. Wcześniej, przy Kolibie, nie byliśmy jeszcze głodni, a potem, na Połoninie Caryńskiej, trochę przestraszyliśmy się odległych grzmotów i szliśmy bez postoju na posiłek.
A następnie, już po ciemku, pojechaliśmy sobie grzecznie na długich światłach (rzadko tylko je zmieniając, z uwagi na b. mały ruch na drodze) do Sękowca.
CDN

sofron
24-10-2005, 14:26
Ja zaś podobną trasę przebyłem 7 października przy niebotycznie wspaniałej pogodzie. Czterodniowy pobyt w Bieszczadach zaczęliśmy w tym roku właśnie od Caryńskiej. Samochód pozostawiony w Berehach i wejście czerwonym szlakiem na Połoninę. Widoki-nieprawdopodobne, kolory jesienne, choć brak czerwieni. Dużo brązu i żółtego-pewno z powodu suszy. Ciepło. Ponad 20 stopni. Ludzi-sporo, wyczuli sprawę. Potem zejście do Koliby i przejście DolinąCaryńskiego-tu wreszcie jesteśmy sami. Cisza, spokój. Można powiezieć cmentarna ciszai przejmujący spokój, jeśli choćprzez chwilęwędrowiec wyobrazi sobie Caryńskie sprzed 1946 roku. Miejsce po cerkwi, zakręt potoku przy cerkwisku, płaty skał w jego korycie. I żywego ducha. Ani ludzi na szczęście.
Powrót już niemalże o zmroku przez Nasiczańską Przełęcz i drogą z "przełomami" na Parking, gdzie czeka samochód pilnowany przez zaniepokojonego pogranicznika na motorze i jeszcze bardziej zaniepokojoną Panią od opłat.
Po ciemku jużdotarliśmy do Wetliny.
sofron