PDA

Zobacz pełną wersję : Połonina Bukowska i Masyw Tarnicy, 5 października.



Stały Bywalec
24-10-2005, 18:40
Szczytu Tarnicy w tym roku niestety nie zdobyliśmy :( . Z mojej winy, jako organizatora wycieczki. Ale po kolei.
Dojechaliśmy do Wołosatego, zaparkowaliśmy, zmieniliśmy buty, po piwku i w drogę. Mieliśmy w planie powtórzenie trasy ubiegłorocznej, tj. dojście czerwonym szlakiem aż do Przełęczy Bukowskiej, tam wdrapanie się na Rozsypaniec i Halicz, następnie połoniną (dalej czerwonym szlakiem) pod Tarnicę, wejść na nią i zejść, a potem spod Tarnicy wrócić niebieskim szlakiem do Wołosatego. I plan ten zrealizowaliśmy - za wyjątkiem zdobycia samej Tarnicy.

Z parkingu wyruszyliśmy dość późno, bo o godz. 11:20, czym się jednak specjalnie nie przejmowaliśmy, gdyż w zeszłym roku wystartowaliśmy pół godziny później i zaliczyliśmy całą trasę, łącznie ze szczytem Tarnicy. Wtedy jednak żeśmy ostro szli do przodu, czując presję „niedoczasu”. A w tym roku - skąd. Zdążymy, bez obawy. Obejrzeliśmy sobie dokładnie cmentarzyk i miejsce po cerkwi w Wołosatem, zadumaliśmy się nad mogiłą pochowanego tam już po wojnie prof. Kondrackiego (?). Rycho pstrykał zdjęcia, co też jest zajęciem czasochłonnym (zwłaszcza gdy aparatem fotograficznym jest zenit, made in former USSR). Potem wreszcie doszliśmy na Przełęcz Bukowską. Tam zrobiliśmy mały odpoczynek. Wtedy napatoczył się sympatyczny turysta idący naszą trasą, tyle że w odwrotnym kierunku. Bieszczadzki nowicjusz, zaczął się więc nas o różne „kwestie bieszczadzkie” wypytywać. Zrobiło się z tego prawie godzinne konwersatorium, ze mną w roli lektora.

Wreszcie pożegnaliśmy się z tym emerytowanym górnikiem ze Śląska oraz raczyliśmy wejść na Rozsypaniec i Halicz. Na Haliczu posiedzieliśmy ok. kwadrans (prawie nie wiało). A pod Tarnicę dotarliśmy parę minut po 17-tej, chyba godzinę później niż w roku ubiegłym. Zrobiłem bilans czasu i powiedziałem kumowi, że niestety, ale w tym roku Tarnicę musimy sobie darować, gdyż w przeciwnym wypadku będziemy złazili niebieskim szlakiem przez las już po ciemku. Rysiek na początku się zbuntował, koniecznie chciał iść na szczyt. Powiedziałem mu więc, że pójdzie sam, zaproponowałem nawet pożyczenie latarki z zapasowymi bateriami (zapomniał wziąć swojej). Bo ja mam zamiar do Wołosatego zejść już teraz, jeszcze za widna. Oczywiście poczekam na niego w barze schroniska na dole, przy parkingu. Wahał się przez chwilę, ale w końcu też sobie odpuścił Tarnicę w br. Na pociechę pozostało nam więc chwalenie się zdobyciem Halicza, raptem tylko 13 m niższego.

A w drodze powrotnej, przy wyjeździe z „wołosatej” drogi na obwodnicę, już w Ustrzykach Grn., drapnęła nas Straż Graniczna. Kontrola dokumentów (osobistych i pojazdu) nic jednak złego nie wykazała, więc nam podziękowano i uprzejmie pozwolono jechać dalej. Zapamiętałem jeszcze, że w drodze powrotnej trochę mi przeszkadzała mgła, która przy jeździe po ciemku nie należy do największych przyjemności kierowcy.
CDN

sofron
24-10-2005, 21:44
To Ciekawe, że chodzimy sobie po tych górach i depczemy po własnych (wzajemnie) śladach. Tak samo, tylko wcześniej (ok. 9.00 rano) 8 października ja wraz z rodzinką przeszedłem tą trasę. Pogoda wyśmienita (załacznik), ciepło, tłum ludzi na szlaku (od jakiejś 11.00). trzykrotnie na starej drodze na Przełęcz Bukowską mijały nas prywatne samochody wiozące ludzi na przełęcz-bez wysiłku i stresu. Para starszych jużwiekiem turystów, patrząc na to z lekkim osłupieniem, jakby szukając u nas wyjaśnia, wzrusza bezradnie rękoma i mruczy : Unia, teraz jesteśmy w Unii-jakby niosło to za sobą wyjaśnienie sytuacji. My tradycyjnie na piechotę wyruszamy dalej. Spotykamy koło 11.00 na przełeczy grupę trzech turystów schodzących już z Rozsypańca (!), którzy lekkim krokiem pomaszerowali na Kińczyk Bukowski. Widzieliśmy także dwójkę wędrowców z tamtej strony, wędrujących zielonym (granicznym) ukraińskim szlakiem. Dość szybko weszliśmy (już w sznurze ludzi) na Halicz, a potem co chwila mijaliśmy i byliśmy mijani przez grupy turystów i wycieczkowiczów zdążających na i z Tarnicy. Na Tarnicę również nie weszliśmy, ale ze względu na tłok, nie zaś na brak czasu, bona dole przy parkingu byliśmy koło 16ej, więc całkiem po widnemu. Ale tłum nas skutecznie odstraszył. Wracając na drodze do Wołosatego widzieliśmy pierwszy i jedyny w ciągu 17 lat wypadek drogowy w tym miejscu-jakiśpojazd staranował barierkę na pierwszym mostku przed Ustrzykami. Stała tam policja i SG, czekając na drogówkę (chyba z Ustrzyk Dolnych). Widoki nieporównane, syn wykończony, my niezwykle zadowoleni i przepełnieni Górami.Tymi Górami.
sofron

Stały Bywalec
25-10-2005, 10:48
Tylko 3 dni różnicy, a i pogoda podobna (b. ładna, choć chyba Ty miałeś ciut ładniejszą).

Natomiast 5 października w ogóle nie było tam żadnego tłoku. Na parkingu w Wołosatem tylko kilka samochodów osobowych + 1 (słownie: jeden) autokar.

Wytłumaczenie jest tylko jedno: ja wędrowałem w środę :idea: , a Ty, Sofronie, w sobotę.

A właśnie w sobotę 8.X. rano ja już wracałem do Warszawy :cry: . Na drodze do Sanoka rzeka samochodów jadących z przeciwka, czyli głównie zdążających w Bieszczady. Część tych weekendowiczów zapewne spotkałeś parę godzin później na tej naszej wspólnej trasie.

Thorgus
20-11-2005, 18:53
ja natomiast byłem ok miesiąc później ,gdy jesienne kolory strociły już swe złociste barwy (jednak nie wszystkie)

wpierw było ok -1* C ( +/-1) duża mgła , która nie pozwoliła na podziwianie widoków , ale gdy wchodziłem na zbocze Tarnicy zobaczyłem że mgła przeżedza się, po chwili okazało się że znajdowałem się ponad przepięknymi chmurami które opierały swój cieżar na najwyższych szczytach Bieszczad ( które było widać - - wyglądały jak wyspy wólkaniczne wyłaniające się z dna oceanu)