PDA

Zobacz pełną wersję : Niecodzienne Spotkania na szlaku.



Henek
29-10-2005, 20:23
Wędrówki : te po szlakach i te bezdrożami to okazja na przeżywanie własnego kontaku z otaczającą przyrodą.
Wielu wybiera Bieszczady bo to właśnie tu jest mało ludzi.
Tu można znależć wyciszenie, a zarazem otworzyć się na to co nas otacza.
Tu można spotkać piękno uroczych dolinek i widoki otwartych połonin.

To tu w Bieszczadach można też spotkać niecodziennych ludzi w niecodziennych sytuacjach.
Ludzi z plecakiem albo i bez, ludzi poszukujących i tych co znależli.
Ludzi normalnych i "nienormalnych"

Jeśli zdażyło się wam takie NIECODZIENNE SPOTKANIE NA SZLAKU które zapisało się w waszej pamięci to napiszcie o tym.
Jeśli spotkaliście kogoś kogo miało nie być ..
Jeśli spotkaliście tam gdzie nic nie ma ...
Jeśli spotkaliście osobę która zrobiła wrażenie ...

.... to napiszcie o tym.

Henek
29-10-2005, 23:26
To była zima.
Zima w Bieszczadach ma dwa oblicza. Z jednej strony mroźna, pochmurna i nijaka.
Z drugiej strony jeśli przebije się słoneczko to wydobywa najpiękniejsze walory tych gór.

Nie pamiętam co zapędziło mnie samochodem do Ustrzyk Górnych. Wszystko pozamykane. Pusto. Ludzie schowani po domach.
Na zaśnieżone drogi dopadywał lekki śniżek zamiatany wiaterkiem.
Napotkaną Straż Graniczną wypytałem czy droga na Wetlinę jest przejezdna.
Wczoraj była - odpowiedzieli - ale dzisiaj jeszcze nikt nie jechał..
Ryzykuje. Ostatecznie łańcuchy w bagażniku.
Po opuszczeniu Ustrzyk Górnych widzę stojącego na poboczu młodego człowieka łapiącego okazję.
Ki diabeł ? Pytam sam siebie a zarazem jego. Okazuje się że rzeczywiście chce złapać okazję do Wetliny.
Tłumaczę że nie wiadomo czy droga przejezdna, ale wsiadaj - przydasz się przy pchaniu samochodu.
Przedstawił sie jako uczeń szkoły dla barmanów jadący do rodziny.
Na Wyżniańskiej zatrzymujemy się na drodze (pobocza to ponad 1-metrowe bandy) aby zrobic zdjecie.
Do Berehów zjeżdżamy delikatnie lawirując.
Na serpentyach wspinających się na przełęcz zaczęło się. Jedna zaspa - poszła , druga zaspa - wykręciło , ale poszła. Trzecia to było zakładanie łańcuchów.
Na kolejnych zakrętach łańcuchy nie pomagały - za dużo śniegu. Wypad i pchanie.
Manewry do przodu ityłu. Modlitwy albo szczęście spowodowało że dotarliśmy do tej Wetliny. Przy wysiadaniu poradziłem mu aby nie grał już w totolotka. Drugi taki fuks ze złapaniem się na okazję już mu nie wyjdzie.
Do dnia dzisiejszego zastanawiam się co nim kierowało wybierając jazdę okazją o takiej porze roku na tej trasie.
Niesamowite.

Henek
05-11-2005, 19:59
jedziemy dalej ...

Historyjka zdażyła się jakieś dziesięć lat temu.
Jesień głaskała ciepłymi promieniami, toteż wędrówka przez Połoninę Wetlińską rozciągała się w czasie. Szliśmy we dwóch z Przełęczy Orłowicza na Chatkę.
Liczne odpoczynki i narkotyczne wchłaniannie roztaczających się widoków spowodowały że dzień się kończył już po zejściu do Berehów.
Ale byliśmy umówieni z resztą w CARYŃSKIM na nocleg.
Asfaltówa w stronę Nasicznego nawet po zmroku jest prosta. W okolicy harcerskiej stanicy skręcamy przez potok robiąc skrót.
Jest ciemno. Oczywiście nie mamy żadnej latarki. Wdrapujemy się na wyczucie na wzgórze. Wyczucie i opatrzność doprowadziła nas do drogi biegnącej przez dolinę Caryńskiego. Takie wędrowanie nocą ma swoje klimaty. Jesień, cisza, noc a my idziemy sobie przez odludne miejsca gdzie dawniej żyła wieś.

Nagle na wprost nas zamajaczyły sylwetki. Niedzwiedź? Przecież nie człowiek.
Dziwne uczucie niepewności i strachu przeszło po plecach.
Podchodzimy bliżej. Odzywamy się po polsku zadając idiotyczne pytanie :
czy jesteś duchem ?
Z krzaków wychodzi na drogę druga sylwetka i odzywa się pytaniem : co my tutaj robimy nocą ?
Zaczyna się rozmowa. Zagajam więc te duchy czy nie odmówią poczęstunku ?
"... a nie, pacierza i wódki to nigdy nie odmawiamy " pada odpowiedź

Mija minuta za minutą a my rozmawiamy jak ze starymi znajomymi. Opowiadają że tutaj mieszkają już od wielu lat. Mieszkają w szopie (szałasie) żywiąc się tym co daje las i przyroda. Przebywają oczywiście nielegalnie , bez żadnych dokumentów, wspominają jak dawniej MO często im dokuczało, a teraz to wolność i demokracja - można robić co się chce.
Flaszka się skończyła a my ciągle rozmawialiśmy stojąć na środku drogi biegnącej przez dawną wieś. Caryńskie.

To spotkanie po latach wraca pytaniami.:
- czy naprawdę się zdażyło?
- Co to byli za ludzie ?
- Ile było prawdy w tym co mówili o życiu na wolności ?

Niesamowite spotkanie. Niesamowici ludzie.

Derty
10-11-2005, 12:51
Hej :)
Niesamowite spotkania... Wiele takich przeżyłem lecz żadnego w Bieszczadach. Kiedyś, bardzo dawno temu, wybrałem się w podobną jesień, jak dziś, w smutne buczyny gorczańskie, na oblepione mgłą szlaki, na butwiejące dywany liści. Żeby pobyć samotnie i trochę ze sobą pogadać :) Tak sobie tam lazłem szlakiem, zupełnie wymarłym, z Krośnicy przez Lubań do Przełęczy Knurowskiej i gdzieś za szczytem Lubania zacząłem odczuwać niepokój, bo zdałem sobie sprawę, że nie wiem, w którą konkretnie ścieżynkę mam skręcić, żeby dotrzeć do jednego z ukrytych na północnych stokach szałasów. Po prostu bezlistne drzewa tworzyły scenerię zupełnie odmienną od tej, którą zapamiętałem z lata. Było już trochę mroczno i przerażała mnie perspektywa błądzenia po zamglonych chaszczach z oświetleniem opartym na baterii słynnej Centry i z mapą tak dokładną, jak tylko mogła być mapa z lat 80-tych :) Kilka razy stawałem, cofałem się, sprawdzałem miejsca, które wydawały mi się początkiem poszukiwanej drogi. W którymś momencie zdecydowałem się, że skręcę w wąską ścieżynkę ledwie widoczną wśród zaschniętego zielska i wtedy zza grubaśnego buka wychynął dziadeczek. Ot, zwykły miejscowy dziadeczek, który szukał późnojesiennych grzybów. W ręku miał sękaty kij, na ramieniu staromodny, brezentowy plecaczek. Pierwszy się skłonił i rzucił 'dzieńdoberka'. Ucieszyłem się na jego widok, bo tacy faceci są często nieocenionym źródłem danych przy poszukiwaniach zagubionych dróg. A on, bez pytania, od razu zaczął mi wyjaśniać, jak mam na polanę trafić, gdzie mam skręcić, ile się cofnąć (oczywiście minąłem zasypaną liśćmi ścieżkę). Byłem tak zdumiony, że po prostu stałem i słuchałem jego rad milcząc. Wreszcie wykrztusiłem z siebie tylko jedno pytanie - jak odkrył, czego szukam w tym miejscu? Dziadeczek tylko się uśmiechnął i rzucił krótko, że takie sprawy rozważa się w cieple i o pełnym żołądku. Z ciekawości i zwykłej wdzięczności zarazem zaprosiłem go na kolacyjkę. Poprowadził mnie pewnie swoimi przechodami ku owej chatce, gdzie rozłożyliśmy ogień, najedliśmy się, a nawet nieco uszczknęliśmy rozgrzewacza, który miałem ze sobą (opchnął sporą część moich zapasów żarciowych, ale to i tak była niska cena za uratowanie mi tyłka od nocnych marszobiegów). Wreszcie przyszedł czas na odpowiedź na moje pytanie. Wiecie, co mi powiedział? :D Że w tym miejscu często ktoś się kręci w poszukiwaniu zejścia do tej chatki i widać to na pierwszy rzut oka. Pośmiał się chwilę, pogadał coś o pogodzie na następny dzień i szybko się pożegnał, wyjął lampkę naftową, zapalił (tak!) i zniknął w mroku. Dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że może przede mną było tu wielu innych, którzy musieli nakarmić tego dziadeczka za wskazanie drogi do zaginionej chatki -czyli ciekawa specjalizacja :P A może to był dziadeczek, który trafił się tylko mnie, odgadł jakie mam problemy i sobie ze mnie zażartował? Tak czy inaczej, spałem tej nocy sucho i ciepło :) Czego życzę zawsze i wszędzie każdemu Bieszczadołazowi :D

buba
08-05-2006, 16:07
kiedys mialam tego typu dziwna przygode na pogorzu przemyskim. Wyjezdzajac samochodem z tyrawy woloskiej zauwazylismy ze na poboczu stoi jakas kobieta machajac rekami probuje zlapac stopa. Zatrzymalismy sie a ona poprosila o podwiezienie do nastepnej miejscowosci. Byla bardzo wdzieczna ze ja zabralismy, bo ponoc sie spieszyla i bala chodzic sama wieczorem . Jechalismy przez las,zmierzchalo, nagle babka zaczela sie domagac zatrzymania samochodu, tak nagle... wysiadla, znikla miedzy drzewami...

buba
08-05-2006, 16:32
nie wiem czy znacie historie gorczanskiej chatki na hali dlugiej zwanej metysowka? pokrotce: przez laty mieszkal tam gosciu o przezwisku metys , ktory ta chatke prowadzil. Slyszalo sie o roznych upodobaniach metysa i jego znajomych, sympatii do grzybkow halucynogenkow i innych srodkow zmieniajacych lekko spojrzenie na swiat ;) nie wiem czy ktoregos dnia metys zebral niewlasciwe grzybki, czy roztwor mial za duze stezenie czy przyczyna byla calkiem a to calkiem inna ale fakt jest ze sie mu umarlo. Jakis czas jeszcze jego przyjaciele prowadzili chate ale potem gorczanski park tego zabronil- pewnie mila chata robila konkurencje dla oblesnego pobliskiego schroniska na turbaczu. Nocleg w chacie nie jest dozwolony.

Historie ta uslyszalam w zeszly weekend majowy przy ognisku przy gorczanskim szalasie stawieniec:
" Moj przyjaciel wybral sie z dziewczyna w gorce. jako ze bardzo chcieli uniknac spania na turbaczu a akurat pogoda sie zepsula postanowili spedzic noc w metysowce. Chata byla zamknieta ale do czesci "stajniowej" mozna wejsc. Rozlozyli sie karimatkami jak juz zmierzchalo.. powialo jakos chlodem i atmosfera byla dosc gesta, biorac pod uwage ze w takich miejscach i momentach, zwlaszcza przy malej grupie ludzi, czasem wspomni sie ze w tej chacie ktos umarl i czy przypadkiem taki metys nie straszy w nocy. Jakos nie byli z tego powodu w nastrojach imprezowych, chcieli jak najszybciej zasnac i obudzic przy promieniach slonca. Juz prawie zasypiali gdy drzwi stajni skrzypnely i jakas postac wslizgnela do srodka. Mysleli ze to straznik parkowy wlasnie idzie wlepic im mandat. Ale w postaci rozpoznali metysa...widzial go na zdjeciach wiele razy wiec nie mial watpliwosci...
- rany boskie! metys? ale ty przeciez nie zyjesz?????
-to pomowienia.. jak widzicie zyje, tylko nie moge tu przebywac i musze sie ukrywac. Nie pozwole zeby moi goscie spali w stajni! chodzcie do chaty!
Zdziwieni, przestraszeni, calkiem oszolomieni opuscili spiwory i poszli za metysem do chaty. Wewnatrz bylo jeszcze kilku ludzi, zaczely sie spiewy, opowiesci i raczenia sie wzajemne trunkami wszelakimi. Glupio im bylo tak tylko na sepa spedzac impreze, wiec kumpel poszedl do plecaka pozostawionego w stajni po butelke "smirnoff berry" ktora zabral na taka okazje. Jak to zdarza sie w takim momentach rzecywistosc troche sie zamazywala, rozplywala, coraz gesciej osiadala mgla..... ;)

obudzil sie rano.. w stajni metysowki gdzie rozlozyli wieczorem spiworki...sloneczko zagladalo przez pol-otwarte drzwi. Lezal i wspominal swoj dziwny sen o dawnym rezydencie chatkowym.. jakis czas pozniej obudzila sie jego dzieczyna:
- maciek, sluchaj ale mialam sen! snilo mi sie ze w nocy przyszedl tu do nas metys!!!
oblaly go zimne poty i stadko mrowek przebieglo po plecach..:
- jak to? metys snil sie mnie...
Po krotkiej rozmowie doszli do wniosku ze snilo im sie to samo...idealnie to samo..
dystans od spiwora do okna metysowki okazal sie bardzo krotki...ciemno tam, okno nie za czyste..ale dokladnie widac stol.... i stojaca na nim pusta butelke po smirnoffie berry.....

Barnaba
30-05-2006, 02:01
Przy pomocy mapy odświerzyłem pamięć, no i może wątek.....
Pewnego lata, pożyczyliśmy z Bertrandem rowery z Mucznego od pani ze sklepu (nie rózbcie tego!!!) no i udaliśmy się przed siebie, na pierwszej krzyżówce nie skręciliśmy w lewo- w strone Tarnawy, tylko prosto (w prawo) w kierunku Bukowca. Już tak ładnie się rozpędziłem rowerem..... patrzę a tu moja sąsiadka (dalsza trochę adresem, ale zainteresowaniami bliska). Zdębiałem. Normalnie na drugim końcu kraju, na takim zadupiu że bym się już nikogo tam nie spodziewał.... sąsiadka.
Dodam, że nie miałem z nią kontaktu, i w ogóle nie spodziewałem się jej w Bieszczadach...

zillo
30-05-2006, 23:00
21 maja 2006, w niedzielę, po poludniu, na odcinku Chatka Pińczuka - Przeł Orłowicza spotkałem NIKOGO. To dopiero CUD. :)

sajmon
30-05-2006, 23:31
spotkałem NIKOGO
A no widzisz. Gdybyś tam był przed południem to byś nie doświadczył takiego cudu bo byłem tam ja.

domina
01-06-2006, 19:53
A we wtorek byłam tam ja i musiałam pozdrawiać trzy mijające mnie wycieczki szkolne :), ale w Puchatku spałam sama, a rano nie dane mi było pozdrowić wschodzące słońce...przez cały tydzień lało i było mlecznie i na szlakach nie spotykałam nikogo prócz zwierząt i smolarzy. Za to w Kolibie zastałam trzech sympatycznych chłopaków :).
Jak było na Bukowym? :) Na Otrycie lało, ale i tak było wspaniale.
pozdrawiam

zillo
01-06-2006, 23:12
Za to w Kolibie zastałam trzech sympatycznych chłopaków
Przez Ciebie opuscilimy przytulną Kolibę i poszlim na Bukowe, a tam mleko na 10 m i nie spalim tam, gdzie zaplanowalim jeno powleklim się do Wołosatego. Jasne, że zmoklim, a po drodze na Ciebie nieźle wyzywalim :D

domina
01-06-2006, 23:52
No wiesz co!? Trzebyło siedzieć w Kolibie, ja Was nie namawiałam :).
Trzy dni później sama nocowałam w Kolibie i Karolina powiedziała, że jak Wam coś się stało na Bukowym to mam w tym swój udział...no i miałam wyrzuty sumienia...ale już nie mam, bo wiem, że jesteście cali :)
pozdrawiam
Dominika

zillo
02-06-2006, 00:09
Budujace, że 2 dziewczyny martwiły się o naszą dzielną, wspaniałą, niezwykłą etc. grupę.
Chyba wątek niebezpiecznie zmierza nie w tę stronę co powinien.
Pozdrawiam.

Henek
18-08-2007, 17:27
Sierpniowy poranek.
Po smutnych i chłodnych dniach otwiera sie słonecznymi promieniami.
Pora na ucieczkę. Tam, gdzieś w stolicy, najważniejsze osoby walcza o stołki.
Aby spotęgować wrażenie sukcesu, na niebe latają niedościgłe F-16,
a lokalny asfalt mielą potężne czołgi.
Jakoś nie czuję satysfakcji z tego że jesteśmy potęgą. Potęgą zaprowadzjącą
na siłę pokój w nieudacznych krajach bliskiego wschodu.
Może dlatego że sam czuję sie nieudacznikiem nie rozumiejącym świata.
Ucieczka.
To krótki wypad w głęboką, zieloną, bieszczadzką dzicz. Celem jest
zagubiony w leśnych odchłaniach malutki wodospadzik nad którym pieczę sprawuje sam diabeł.
Daleko od szlaków i pętli po których teraz przemieszcza sie mnóstwo osób.
Jest przecież lato, a ludzie chcą gdzieś wypocząć. Gdzie ?
Najlepiej w dzikich (?) Bieszczadach.
Zostawiając na poboczu pojazd ruszamy z kolegą leśną ścieżką, prowadząca bez zadnych oznakowań do naszego wodospadu. Towarzyszy nam głeboka cisza przerywana co najwyżej trzaskiem łamanych pod stopami gałęzi.
Docieramy do celu i stwierdzamy że wody niewiele. Zaoszczędził czort :twisted: jeden.
Przecież to on , jak podaje miejscowa nazwa - nie tylko opiekuje sie
tym miejscem - ale ma tu i swój młyn.
Rzeczywiście. Spójrzcie tylko na zdjecie, jakie diabelskie krople
z tego mizernego strumyka potrafi wykrzesać.
Muzykę spadających po kamieniach kropel przerywają odgłosy zbliżającej się
grupy turustów. Widocznie jednak można tu trafić.
Wyrywamy w górę, aby znależć ścieżkę prowadzącą na łaki Tyskowej.
Nie tak prosto.
Czort jeden tak poplątał nam ścieżki tak, że zamiast na łąki wróciliśmy zakolami do punktu wyjścia.:cry:
Nic to. Dla równowagi podążamy do zagubionej w zielonej dolinie cerkiewki.
Mijamy na trasie grupkę zastanawijącą sie nad mini cmentarzykiem trzech grobów.
Gdy z Przełęczy Hyrcza pośród modrzewi i brzózek wychodzimy na polanę
dech zapiera niepowtarzalny obrazek białej cerkwi w zielonej przestrzeni (foto)
Mamy dodatkowe szczęście bo trafiamy na nabożeństwo (zawsze o 15-stej)
Ale to dzisiejsze jest prowadzone przez dwóch duchownych : wyznania rzymskiego
i unickiego. Język modlitwy raz brzmi po polsku a raz po ukraińsku.
W tym miejscu nabiera głębszego znaczenia dając nadzieję porozumienia.
Po wyjściu ze mszy zaczepia mnie osóbka zagadując :
- przepraszam, bo sobie nie daruję. Czy ty jesteś Henek ? Z Rzeszowa ?
... ?????:roll: (to moje zdumienie )
- No tak, jam jest - przyznaję się bez bicia.
wyciągnieta dłoń i słyszę dellikatne
- jestem WUKA
Tu, gdzie, dlaczego, jak i kiedy. Tyle pytań w tym niespodziewanym spotkaniu. a czasu tak mało aby na wszystkie odpowiedzić.
Pamiątkowe foto z niezwykłego spotkania.
Pamiętajcie ! Nie znacie dnia ani godziny gdzie was dopadnie klimat tego forum. i przyjaźni ludzie którzy tu sie kręcą
Aha. jeszcze jedno. WUKA przyznała sie że jest autorką tego pięknego
wiersza który wisi obok postaci Chrystusa Bieszczadzkiego.
Niniejszym dokładam foto z tym wierszem dla wszystkich co mało wiedzą.

lucyna
18-08-2007, 20:41
Spotkałam ostatnio pewną Staruszkę wędrującą poza szlakiem gdzieś tam pod połoninami. Wyglądała na steraną życiem żebraczkę lub na worożychę. Przez chwileczkę rozmawiałyśmy. Takie tam grzecznościowe zdania. Mimo tego Kobieta zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Później usłyszałam Jej historię.Ktoś opowiedział mi o kobiecie partyzantce, kurierze beskidzkim, o koszmarze przez który przeszła.

Polej
18-08-2007, 22:35
http://wgorach.art.pl/mp3/ciszajakta_chrystusbieszczadzki.mp3
Pod powyższym adresem jest piosenka zespołu "Cisza jak ta" do słów wiersza WUKI.

Floydd
18-08-2007, 23:21
Kilka moich dziwnych sytuacji:
1. Rok 1988, jeszcze dzikie Bieszczady. Zeszliśmy bez szlaku na wschód z Chryszczatej, rozbiliśmy się gdzieś późnym wieczorem nad jakimś strumieniem. Rano kolega mówi: podziwiajcie, jesteśmy w jednym z najdzikszych miejsc w Bieszczadach. Za 10 minut przez nasz obóz przeszła grupa 15 osobowa, która jak się okazało była rozbita 500 metrów od nas.
2 . Beskid Niski, czerwony szlak z Komańczy w kierunku Rymanowa. Jesteśmy rozbici ok 300 metrów od szlaku na wysokości Kamienia. Późny wieczór, ok. godz. 23. Siedzimy przy ognisku, na chwilę odłożyliśmy gitary i przestaliśmy śpiewać. W tym momencie wyraźnie słychać męskie głosy ze strony szlaku. Ktoś szedł szlakiem przez takie zupełnie odludne miejsce o godz 23-ciej.

kubaczartaluda
18-08-2007, 23:46
Powrót z Bieszczadów roku? (dla zorienotowanych: tego roku co Jabol bytował w Sakowczyku, ja nie wiem kiedy to było). Zapakowaliśmy się z Miśkiem do pociągu relacji Kraków-Szczecin (a może Świnoujście?), sami w przedziale, pełen komfort, otwieram okno, wyglądam, w pociągu na sąsiednim peronie stoi pociąg, otwiera się w nim okno, i ku mojemu zdumieniu wychyla się z niego Kotek-Bełkotek (mała dygresja: Jabol, pamiętasz Kotka na przystanku PKS w Bukowcu, jak go pani nakryła jak sikał:mrgreen: , ja to zapamiętam na zawsze:-D ), i słyszę następujace słowa: Kuba, a masz pożyczyć stówkę:-D . Oczywiście pożyczyłem, takie to było semi-bieszczadzkie spotkanie Kotka i Kubka.

WUKA
20-08-2007, 00:25
Maleńkie sprostowanie!
Spotkanie z Henkiem przesympatyczne,ale ten akuracik wiersz nie jest mojego autorstwa.Mój nosi tytuł "Chrystus Bieszczadzki"(zdobyłam nim 1sze miejsce w konkursie jednego wiersza na BA w 2004r) i stoi przed figurą Chrystusa Bieszczadzkiego.Pozdrawiam.

Kelly
23-08-2007, 00:55
Czy moze ktos wie kto jest autorem tego wersza?

kobieta_bieszczadzka
23-08-2007, 16:04
Wnoszę, że to wiersz Wuki ... :)

Chrystus Bieszczadzki

"Tarninowe ciernie
na skroni.
Białobrzoze ręce,
a w dłoni
kij sękaty,
przyjaciel wędrowca.

Wyruszyłeś na szlak
ze stajenki.
Zatrzymałeś wśród
pagórków Łopienki,
Chrystusie Bieszczadzki.

Trudna droga
Cię czeka,
lecz wciąż idziesz,
szukając człowieka...
co się zgubił. "

Kelly
23-08-2007, 17:09
Maleńkie sprostowanie!
Spotkanie z Henkiem przesympatyczne,ale ten akuracik wiersz nie jest mojego autorstwa.Mój nosi tytuł "Chrystus Bieszczadzki"(zdobyłam nim 1sze miejsce w konkursie jednego wiersza na BA w 2004r) i stoi przed figurą Chrystusa Bieszczadzkiego.Pozdrawiam.

Wlasnie nie jest to wiersz Wuki.

WUKA
23-08-2007, 17:16
Ale się "narobiło".Tak Kobieto bieszczadzka",cytowany przez Ciebie wiersz jest mój!Umieszczony przez Henka,nie.Oba mają ten sam tytuł.Jest nawet piosenka o tym samym tytule("Ciszy jak Ta").Pozdrawiam serdecznie!

Kelly
23-08-2007, 19:33
I wlasnie chodzi mi o ten wiersz umieszczonyy przez Henka. Kto go napisal? moze ktos wie? Ten wiersz wlasnie spiewany przez zspol Cisza jak ta.

WUKA
23-08-2007, 20:35
Najprościej-wejdź na stronę zespołu i sprawdź!

kobieta_bieszczadzka
23-08-2007, 20:53
Generalnie to nikt nie wie.... no może poza tymi, którzy wiedzą..... :-)

Polej
23-08-2007, 21:47
http://www.wdq.home.pl/ciszajakta/teksty.htm
Znałem piosenkę, lecz nie znałem autora słów. Po poście Henka myślałem, że autorem wiersza jest WUKA. Jak się okazuje jest problem z jego ustaleniem.

Kelly
24-08-2007, 00:13
No wlasnie szukalem na internecie ale jakos ciezko cokolwiek na temat autora znalezc. Jest tylko tyle: Chrystus Bieszczadzki - Sł. Wiersz z cerkwi w Łopience.
Sory ze odbiegam od tematu postow majacych sie tu pojawiac ale akurat ten wiersz znalazl sie w tym watku.

Michał Łangowski
09-01-2009, 03:35
Autorem wiersza Chrystus Bieszczadzki, którego użyłem za zgodą autora w piosence jest Pan Kamil Patora z Nowego Sącza.Jest on również rzeźbiarzem, który wyrzeźbił rzeczoną postać w cerkwi w Łopience.
Wiersz Wuki jest równie piękny - przypadkowo zapewne posiada ten sam tytuł

bertrand236
09-01-2009, 14:13
Witaj w środku nocy na forum! ;)

basior
10-01-2009, 20:19
To może i ja dodam swoje trzy grosze do tego wątku. Rzecz działa się podczas mojej pierwszej wizyty w Bieszczadach. Mieszkaliśmy wtedy na polu namiotowym w Lesku, codziennie dojeżdżając w Wysokie PKS-em. Zazwyczaj za Lutowiskami autobus się wyludniał, a wtedy mój przyjaciel i ja przesiadaliśmy się do przodu i gawędziliśmy z kierowcami. Tego dnia poza nami w autobusie jechała jeszcze jedna dziewczyna. Z rozmowy wynikało, że jedzie gdzieś z daleka i nie za bardzo wie, gdzie ma wysiąść (prosiła kierowcę o pomoc). W końcu przyszła pora na właściwy przystanek (nie pamiętam, gdzie to mogło być; na pewno jeszcze przed Ustrzykami Górnymi), na którym na naszą towarzyszkę czekał jej chłopak. Kiedy wysiadła, usłyszeliśmy, jak mówi do niego: "I ty mi mówisz, że mieszkam na końcu świata?!". Długo śmialiśmy się jeszcze z komizmu tej sytuacji.

Stały Bywalec
11-01-2009, 18:23
Jakieś 3 - 4 lata temu przedzieraliśmy się z koegą poprzez wysoką trawę, chaszcze, aby do góry ! Bo wiedzieliśmy, że musimy w końcu dotrzeć do ścieżki oznakowanej jako szlak. Innej możliwości nie było.

I w końcu doszliśmy. Ledwo wyleźliśmy na tę ścieżkę, patrzymy, a tu: Aleksandra.

Recon
12-01-2009, 19:28
Henek napisał...
„To tu w Bieszczadach można też spotkać niecodziennych ludzi w niecodziennych sytuacjach. Ludzi z plecakiem albo i bez, ludzi poszukujących i tych co znaleźli. Ludzi normalnych i "nienormalnych". Jeśli zdarzyło się wam takie NIECODZIENNE SPOTKANIE NA SZLAKU które zapisało się w waszej pamięci to napiszcie o tym.
Jeśli spotkaliście kogoś kogo miało nie być .. Jeśli spotkaliście tam gdzie nic nie ma ... Jeśli spotkaliście osobę która zrobiła wrażenie ... .... to napiszcie o tym.”

To było w połowie lat dziewięćdziesiątych w czasie mojego drugiego wyjazdu w Bieszczady, wyjazdu przeznaczonego na spokojne popatrzenie na nie. Pierwszy wyjazd był rok wcześniej z grupą survivalową z ZHR-u i był właściwie poświęcony czemuś innemu.
Przechodzę już do historii, która mi się przydarzyła. Był upalny dzień lipca, od rana istna spiekota, w planie przejście niebieskim szlakiem z Nowego Łupkowa do Solinki i drogą w dół do Żubraczego. Wtedy w Bieszczady wybrał się ze mną jeden z tych zeszłorocznych survivalowców, bo nie miał nic konkretnego do roboty w wakacje. W Nowym Łupkowie zrobiliśmy stosowne zakupy i około 10 rano ruszyliśmy na szlak. Znającym szlak zapewne wiadomo, że od początku, aż prawie pod granicę żadnych drzew i odrobiny cienia. Już na granicy zastaliśmy strasznie dużo powalonych drzew, które skutecznie tarasowały ścieżkę i trzeba było się wspinać po konarach by zawalidrogi ominąć. Upał i napotkane co chwila przeszkody skutecznie odwadniało organizm a to znowu zmuszało do szybkiego uszczuplania zapasów cisowianki.
Na Wierchu nad Łazem zrobiliśmy odpoczynek, ja ruszyłem w dół szybciej a kolega miał mnie dogonić (szybciej chodził). Schodząc zobaczyłem podchodzącego pod szczyt młodego człowieka, straszliwie obładowanego, niósł ogromny plecak, karimatę, spakowany namiot, jakiś jeszcze plecaczek i chyba jakąś torbę plastikową. Na moje oko musiał chyba nocować na szlaku, co później w rozmowie potwierdził…, chociaż rozmowa była bardzo trudna, bo prawie go nie rozumiałem. Zaskoczyło mnie, że samodzielnie się poruszał, chociaż od razu widać było sporą niepełnosprawność umysłową. Na koniec tej „trudnej” rozmowy, już odchodząc, już odwrócony, poprosił mnie o wodę. Zaskoczony i pomimo świadomości złego swojego odruchu przeprosiłem… że mam jej mało, że jeszcze przede mną kawał drogi… totalne bzdety. On wchodził na ten szczyt a ja po dłuższej chwili, kiedy zrozumiałem mocniej swoje świństwo zacząłem go wołać… wtedy już chciałem podzielić się wodą… nie słyszał mnie, może nie chciał? On wszedł na ten szczyt a ja „modliłem się” by ten mój kolega ją dał, gdy go poprosi. Zostałem i czekałem z 10-15 minut, kolega dogonił mnie i potwierdził, że podzielił się połową zawartości butelki. Nie chciał też mojej na uzupełnienie.
No cóż… podle się czułem, ale stało się. Zostałem sprawdzony i dałem totalnej plamy by nie powiedzieć gorzej! Poprosiłem wtedy w myślach bym dostał kiedyś szansę zmazania tego. Kilka dni trwało zmaganie z myślami i szansa, w mojej wtedy ocenie, przyszła szybko.
Znalazłem się w Zatwarnicy, początek podejścia na Dwernik-Kamień i dalej gdzieś tam. Wszedłem do tego „zielonego” sklepiku z dykty, którego obecnie już nie ma (taki niby domek na noclegi nadal stoi). W środku dwóch kilkunastoletnich harcerzy, Zawiszaków ze Świętokrzyskiego, którzy liczyli wysupłane grosiki, patrzyli na półki i… wszystko było za drogie. Sprzedawca ich ponaglał, gdy zobaczył jak wchodzę. Gdy wychodzili nic nie kupiwszy… dostałem obuchem w głowę, że znowu jestem wystawiany na próbę i jak ponownie dam plamy to już mogę sobie tylko napluć w twarz. Wyszedłem zaraz za nimi.
Dwaj Harcerze, 12-13 letni chłopcy, porozmawiałem z nimi wtedy kilkanaście minut, byli na tzw. chatkach, pochodzili z bardzo biednych rodzin i trochę byłem zaszokowany, że zostali na te 3-dniowe chatki puszczeni bez większego prowiantu i bez środków na ewentualny zakup, nie byli też chyba odpowiednio przygotowani na takie „samo-chodzenie” po Bieszczadach. Nie będę dokładnie opisał wspólnej rozmowy, była na poziomie synów z ojcem/przyjacielem. Poprosiłem ich, by dali mi szanse spełnić dobry uczynek dla nich… wróciliśmy do sklepu, chłopcy zostali odpowiednio zaprowiantowani. Pouczyłem, żeby „te chatki” odbyli w pobliżu Zatwarnicy i nie odchodzili zbyt daleko.

Dla wielu mogą być to dwa banalne zdarzenia, ale dla mnie była i jest to lekcja!. Mam te dwa spotkania ciągle przed sobą i ciągle o nich pamiętam.

Jeśli spotkaliście osobę, która zrobiła wrażenie... to napiszcie o tym.
Henek, napisałem, trochę przydługo, ale… :)

Henek
12-01-2009, 20:07
Jestem pod wrażeniem.
Dużym wrażeniem .

WUKA
12-01-2009, 22:49
Ja też.Cieszę się,że tak pięknie i sugestywnie to opisałeś.Oj,daje do myślenia,daje!Choć właściwie taka niby ZWYCZAJNOŚĆ!

Jarek L
13-01-2009, 07:19
Tez jestem pod wrazeniem... Ile razy mnie sie to przydarzylo: zly odruch, wyrzuty sumienia, odkupienie winy... Wielkie dzieki za szczerosc!

sturnus
15-01-2009, 01:36
ta...
wodny świat - wodne spotkania... też takie mi się zdażały... ale wydzięk ich inny zgoła jest. łażąc po bieszczadach nie raz zdażyło mi spragnionego - napioć, głodnego - nakarmić, zmarźniętego - ogrzać... a nawet i poubierać czasem źle ubranych... łażę z garbem (lat też, bo to juz piąty krzyżyk :lol: - co nie bez znaczenia), sypiam różnie, więc wszystko mam pod ręką... ale 3 spotkania z ostatniego lata gdzie "prośbę załatwiono odmownie".

1.
któregoś dnia, upał jak diabli, wedruje szlakiem niebieskim z otrytu na magurę, potem koliba, polonina i do UG. minąlem juz strumyk na trawersie przed magurą.po ok 20-30 min. spotykam takich 2 młodych gniewnych. idą z koliby. pytają o wodę... bo nie przypyszczali że trzeba wziąść więcej... a na kolibie droga jest trochę... powiedziałem że w kranie jest za darmo... a do strumyka mają niedaleczko... cóż... w tym przypadku mała szkoła życia... im większe pragnienie tym lepiej zapamietają....

2.
trasa wyżniańska- rawki - rabia - wetlina
upał jak poprzednio... lezę granicznym z tym garbem... już mnie szlak trafia bo słoneczo nasila swoje działania... a tam cienia mało... wyprzedza mnie takich dwóch leszczy... w ręku buza adidasa w drugim zgrzewka piwa... pocieli do przodu ostro... po jakiiś 2 godzinach są! siedzą z jęzorami na brodzie i proszą o wodę... mówię ,że jeśli pójdą ze mną to im pokaże gdzie zejść do strumyka... nie skorzystali... cóż... drugi raz pewnie nie przyjadą.. pojada do sopotu gdzie na deptaku woda co 100 m. i dobrze...

3.
w chatce puchatka z rana trza iść po wodę.. więc zbieram się ze swoimi menażkami... pewna kobitka prosi czy jej też moge przynieść... no ręce mam dwie wszak... więc biorę jej butelczynę a tu jakiś kilkunastolatek podrywa się i wciska mi swoją ze słowami: - to mi też! :lol:
cóż... uświadomiłem jemu, czego wymaga kultura...

reasumując... coraz więcej w bieszczadach ludzi którzy nie powinni sie tam znaleźć...

pozdrawiam

Gar
15-01-2009, 16:41
Maj roku 2000 jeśli dobrze pamiętam. Kondycja po zimowym nieróbstwie niezbyt imponująca a pogoda zdecydowanie za dobra. Upał. Idę więc sobie spokojnie kolejną godzinę z Wetliny przez Dział i Rawkę w kierunku Kremenarosa. Zaczynam ostatnie podejście i czuję jak moje kroki robią się coraz krótsze i wolniejsze. Odzywa się brak kondycji. Pot zalewa oczy (waży się trochę to i jest z czego się wypocić) i nagle z góry widzę schodzącą kobietę (jakieś 20-25 lat). Patrzę i oczom nie wierzę. Żeby człowiek był tak zmęczony i miał omamy. Babka (bardzo ładna zresztą) idzie w moim kierunku bez górnej części garderoby. Przystanąłem. Dałem se raz w pysk a ona nie znika. Ładne piersi. Zaczynam kombinować. Może rzeczywiście ona istnieje. Jest gorąco - sam idę z leksza roznegliżowany (choć nie tak bardzo). Ale idzie sama, plecaka żadnego, dookoła pasa przewiązana tylko jakiś swetrek a do najbliższego schroniska jednak jest kawałek. Omamy.
Babka jest już koło mnie. Zwyczajowe cześć, cześć i ...
Obejrzeć się czy nie ... Nie wypada, ale z drugiej strony bardzo ładna ... A może jak się odwrócę to już jej nie będę widział. Czyli może jednak omamy ...
Myślę, a w tym stanie to boli. Mija dobrych kilka chwil i słyszę że ktoś nadchodzi z góry. Spoglądam i jestem w lekkim szoku. Przede mną pojawia się facet (towarzysz babki z którą się mijałem) w pełnym rynsztunku. Ona prawie naga a on ze sporej wielkości plecakiem, spocony jeszcze bardziej niż ja w grubej flaneli i jeszcze grubszym swetrze ...
Wstyd przyznać, ale za nim się obejrzałem ...

vm2301
16-01-2009, 12:05
:lol:

sofron
17-01-2009, 20:53
ja zaś... w roku bodajże 1992 lub 93, w październiku, szedłem sobie od Łupkowa do Wołosatego. Któryś z kolei wieczór zastał mnie na Caryńskiej, nie chcąc zaś schodzić do Ustrzyk zbłądziłem na przełecz Przysłup. Kolibą (którą nawiedzałem wówczas po raz pierwszy) zarządzały dwie dziewczyny skądśtam wraz z dużym psem.
Tak się zdarzyło, że poszły po zakupy, w chałupie owego psa zostawiając, co ten sygnalizował głośnym szczekaniem. Czekałem więc na łące, a ponieważ nieobecność gospodyń się przedłużała, rozpaliłem ognisko, wysuszyłem się, ogrzałem. Nagle zamknięty owczarek zaczął wściekle ujadać, potem przestał, a wokół zrobiła się dziwna cisza...Był już lekki półmrok, ptaki ucichły... trochę taki nieswój wstałem i obejrzałem się w górę, w stronę Caryńskiego...
I wóczas zobaczyłem go; jakieś 20 metrów od siebie...Duży, szarobury, z błyszczącymi oczyma i wąskim pyskiem-Wilk. Ot tak, stał sobie i patrzył...Ja też. Przez chwilę...Potem zaś :wink:jednym szmyrgnięciem śmignąłem na najbliższą rachityczną gruszę czy jabłoń, których kilka tam wciąż stoi, dając świadectwo dawnej ludzkiej obecności...
Jak się obejrzałem już ze szczytu trzęsącego się krzaka/drzewa-Wilka już nie było, a pies na nowo szczeknął raz czy dwa...
Pewno rozsądne zwierzę uznało, że nie ma co się gapić, ale tak na wszelki wypadek zszedłem do ogniska dopiero po jakimś czasie, wówczas, gdy usłyszałem głosy jakiejś licealnej, jak się potem okazało, grupy z Wrocławia, schodzącej z połoniny na nocleg do Koliby..:-)
To jedyny raz, kiedy widziałem wilka w Biesach i to tak blisko...
Sofron

Kompletnie zielona
17-01-2009, 23:59
Hej vm2301...
Wlasnie wrocilam ze wspanialego spaceru. Szlakiem wytartym twoja galeria zdjec. Piekna praca. Lubie te roznorodnosc twoich prac... Sliczne miejsca... cudownie uchwycone, a przede wszystkim zauwazone szczegoly -roznego rodzaju... poprostu sliczna galeria.
Kiedys spotkalam czlowieka, ktory zna i kocha Bieszczady... zarazil mnie ta miloscia. Niestety kontakt urwal sie, a moj zapal do zobaczenia Bieszczad na wlasne oczy jest coraz wiekszy i nabiera coraz bardziej realnych obrazow. Sledze miejsca na internecie, czytam opowiesci i doswiadczenia tych, ktorzy znaja miejsca i wiedza, jaka droga isc, aby nie zbladzic... mowiac tak troszke w przenosni. Zapisalam sie na to forum, aby zaczerpnac wiadomosci na temat Bieszczad. Planuje pojechac i zachwycic sie... mysle, ze tak wlasnie stanie sie. Bedzie to pierwszy raz i czuje sie zagubiona. Z jednej strony chce jak najwiecej wiadomosci, z drugiej strony -im wiecej dostaje, tym wieszy "bol glowy": gdzie jechac, jaki kierunek wybrac jako start. Twoje zdjecia pomogly mi bardzo "narysowac" moja wlasna mape... na start. Dziekuje wiec za mozliwosc zobaczenia twoich prac fotograficznych. Pozdrawiam Cie

długi
18-01-2009, 01:09
Witaj, i rozgość się jak u siebie. Każdy kiedyś zaczynał. I nikt nie zobaczył wszystkiego za pierwszym razem. Na początek, nie za ostro, spokojnie. A potem to już na całego, latem, wiosną późną jesienią i zimą. Ani się obejżysz, jak będziesz udzielać rad młodszym
Pozdrawiam
Długi

Kompletnie zielona
18-01-2009, 01:23
Dziekuje za zaproszenie... kiedy mowisz -brzmi to latwo, ale bedac 2000 km od nieznanego mi miejsca, z tak kolosalnymi mozliwosciami i kompletnie bez doswiadczenia w wedrowkach po gorach nie czuje to jako latwe. Ale pomalu robi mi sie lepiej na duchu. Dzieki:) Zamierzam, na poczatek, spedzic ok. 7-8 dni (tyle tylko moge) w drugiej polowie maja. Wymyslilam sobie plan, ze codziennie pojde dalej... pomalutku i bez pospiechu, bowiem pragne zachwycic sie, zaczerpnac wszystkiego, co mozliwe, aby nastepnym razem miec juz troszke "bagazu" w plecaku w formie odwagi. Na pewno nie bede chciala zawojowac Bieszczad "na czas", ekspresowo. Dodales mi troche odwagi. Czytam w tej chwili "Niecodzienne spotkania na szlaku" -cudowne przezycia. Pozdrawiam:)

vm2301
18-01-2009, 10:01
Hej Kompletnie Zielona,

Łaskocze to pewnie moje ego stłamszone nieco ostatnimi czasy, cieszę się, że zdjęcia me uroku miejsc odwiedzonych mocno nie tłumią - bo oddać ich piękno często nie sposób.
Bieszczady są tak urokliwe, że choćby smieną by zdjęcia robił, to i tak ładne będą;)

Witaj na forum, czytaj i pytaj, opowiadaj, ....a gdy tak sobie poszperasz, to prawdziwe Zdjęcia dopiero zobaczysz.

Pozdrawiam:)

długi
18-01-2009, 11:23
Zamierzam, na poczatek, spedzic ok. 7-8 dni (tyle tylko moge) w drugiej polowie maja.

Czyli tak w okresie KIMBu, może nas odwiedzisz. Poznasz część bywalców forum.
Długi

Recon
18-01-2009, 20:35
Parę lat temu, wyruszyłem z Kulasznego, niebieskim szlakiem przez Suliłę na Chryszczatą by później już czerwonym zejść do Komańczy. Rano mały deszczyk, później już parówa, czyli coś wisiało w powietrzu. Przez cały czas ani jednej osoby na szlaku, totalne pustki. Na Chryszczatej chciałem zrobić dłuższy odpoczynek ale gdzieś w oddali widziałem niebezpieczne chmury burzowe, coś bardzo daleko błyskało i bardzo powoli zbliżało się w moją stronę. Oceniłem, że może być niewesoło. Odpoczynek był, więc sprowadzony do pełnego minimum i ruszyłem ostro w dół. Była wtedy godzina gdzieś koło 15-16. To był bardzo deszczowy lipiec. Chryszczata wtedy lubi być śliska, więc gdy zobaczyłem idącą kilkuosobową grupę w górę, która była obładowana w straszliwy sposób i w dodatku kilka osób idących w tyle, ledwo szło uginając się pod ciężarem plecaków, spytałem się gdzie idą. Dowiedziałem się, że mają zamiar na wieczór dojść do Cisnej. Wtedy zareagowałem, że biorąc czas jaki już jest i kondycję jaka mają to w życiu nie dojdą. Ostrzegłem, że teraz nie widać, ale z drugiej strony Chryszczatej nadciąga niewesoła chmura i na moje oko to będzie niedługo tutaj niezłe piekło. Nie znali w ogóle trasy, polegali tylko na mapie więc powiedziałem im, że na Żebraku, gdyby było już bardzo źle mogą się schronić w drewnianym schronie (wtedy jeszcze stał). Dałem im tez telefon do Andrzeja Spychały, który jeździ busem, a też prowadzi z rodziną Okrąglik w Cisnej.
Duszatyn prawie biegnąc odebrałem telefon z Warszawy, że tam jest straszliwa burza i właśnie gdzieś podali, że piorun zabił 2 osoby na przystanku autobusowym. W Prełukach gdy się zastanawiałem czy iść szlakiem czy drogą to pioruny waliły ostro w Chryszczatą. Nie było co myśleć tylko szlakiem na skróty. Na górce zobaczyłem, że źle wybrałem, pioruny waliły wszędzie a gdzieś z 50-100 metrów ode mnie piorun strzelił w drzewo. Nie powiem, że się nie bałem… miałem sporego stracha. Pioruny waliły bez mała jak z karabinu maszynowego. Zrobiło się też zimno, schodząc do Komańczy wszędzie strumieniami płynęła woda. Byłem cały mokry, nie wiem już czy z potu czy z deszczu.
Pomyślałem sobie o tamtej grupie, że mają nie wesoło. Myślałem o nich i wieczorem i w następne dni.
Kilka dni później rozglądając się w Wetlinie za transportem w stronę Ustrzyk Górnych spotkałem Andrzeja Spychałę, który mi opowiedział jak to dwa dni temu zadzwonili do niego o 2 w nocy z Przełęczy Żebrak. Zabrał ich busem do siebie, zziębniętych i mających dość wędrówki.

Kompletnie zielona
18-01-2009, 23:52
Łaskocze to pewnie moje ego stłamszone nieco ostatnimi czasy, cieszę się, że zdjęcia me uroku miejsc odwiedzonych mocno nie tłumią ...
....a gdy tak sobie poszperasz, to prawdziwe Zdjęcia dopiero zobaczysz.


Witam Cie
Nie masz powodu do nadmiernej skromnosci -mozesz byc dumny ze swojej galerii zdjec. I tak, masz racje -jest wielu, bardzo wielu z was, ktorzy maja takie samo lub podobne spojrzenie i wyczulenie na swiat wokol. Do Ciebie, jak juz mowilam, zajzalam przypadkowo, zaczynajac moje "szperanie" tutaj. A mowiac o szperaniu... no, coz -to tez jest potrzebne w zyciu. Ja jestem taka troche "zosia-samosia" i szperac lubie... bede szperac, az znajde to, czego mi potrzeba, czyli miejsca mojej podrozy, z ktorego zaczne moja beszczadzka przygode... mam nadzieje, ze dojdzie ona do celu. Jezeli kiedys zauwazycie taka samotna, co to szpera -to najprawdopodobnie bede ja:) :lol:
Pozdrawiam

Kompletnie zielona
18-01-2009, 23:56
Czyli tak w okresie KIMBu, może nas odwiedzisz. Poznasz część bywalców forum.
Długi

Hej Dlugi:)
No, to moze byc w tym samym okresie, co KIMBu -juz to sama wyszperalam. Ale mysle, ze to byloby dla mnie troche krepujace -was, ktorzy znaja sie, bedzie duzo -a ja pewnie jedna, taka "kompletnie zielona" i wystraszona:lol: ... ja to jestem taki troche "dzikusek" (na poczatek:lol:)
Ale dzieki, ze pomyslales o tym.
Dobranoc

długi
19-01-2009, 00:03
Połowę znam tylko z netu, połowę z poprzedniego KIMBu. Przyjeżdżaj
Długi

Henek
19-01-2009, 11:28
To że osoba Kompletnie Zielona pisze nie na temat ... to mnie nie dziwi.
ale że Długi, ty ciągniesz na boki rozpiepszając wątek ! .... to się dziwię.

długi
20-01-2009, 08:35
Bardzo przepraszam, zagalopowałem się

Długi

Henek
20-01-2009, 12:49
A może w ramach rekompensaty wygrzebiesz z pamięci jakieś spotkanie które utkwiło na dłużej ?

Recon
20-01-2009, 18:29
Gdy pierwszy raz przeglądałem ten wątek założony przez Henka, to od razu zaczęły mi się przypominać „takie tam różne historyjki z wędrówek”, które nie zawsze są kojarzone z człowiekiem. Henek myślę, że mi wybaczy małe odstępstwo, bo teraz wspomnę o zwierzęciu a nie o ludziach normalnych, „nienormalnych”, z plecakiem czy bez.
Historyjkę więc czas zacząć ;)
Któregoś tam roku pod koniec już moich wędrówek postanowiłem tak bez konkretnego celu wejść na Jeleniowaty, zejść gdzie nogi poniosą, najlepiej do stokówki za pasmem i już drogą jakoś wrócić do Mucznego.
Wyszedłem wcześnie, do stokówki doszedłem i skręciłem na północ. Idąc miałem po lewej wzgórze z lasem a w pewnym momencie po stronie prawej sporą i bardzo rozległą polanę, którą od drogi oddzielał suchy rów a za nim łąka już opadała w dół. Pogoda tego dnia była bez słońca, taka niby mgła, ale bardzo ciepło. Wiatr wiał od strony łąki, nogi miałem już obolałe, żołądek pusty, więc ległem w tym rowie, pojadłem, popiłem i… mnie zmorzyło. Normalnie w świecie zasnąłem snem sprawiedliwego. Pełny brzuch, nogi w górze, wiatr szumiący w drzewach od łąki, gdzieś tam w pobliżu jakieś bzyczenie, czasami z tyłu nad łąką coś kwiliło… bajka. Kiedy się ocknąłem i spojrzałem na zegarek to w mig skapowałem, że sen trwał 1,5 godziny. Byłem wyspany, ale odrętwiały, leżałem przecież na gołej glebie. Wstałem w stronę łąki by się przeciągnąć i… normalnie wprost zdębiałem. Ode mnie na jakieś 4-5 metrów stał potężny jeleń. Nasz wzrok się spotkał na ułamek sekundy. Jeleń zapewne pomyślał… skąd ja się tutaj wziąłem, widziałem jego zszokowanie czarne oczy. On moje zdziwienie też! Nie zdążyłem nawet policzyć poroży, ale miał ich kilkanaście, były wprost potężne. Widziałem go 2-3 sekundy, bo kilkoma skokami pokazując mi swój tył, śmignął w dół.
Czy to można zaliczyć do tych spotkań z zamysłu Henka? :)

7311
20-01-2009, 19:21
bedzie konfontacja na KIMBu
(bylem swiadkiem takiej na spotkaniu forumowiczow)

Stały Bywalec
21-01-2009, 07:25
W latach 90-tych wędrowaliśmy z kolegą stokówką koło Jeleniowatego, czyli okolicami wspomnianymi przez Recona. Był już zmierzch (wrześniowy wieczór), zmierzaliśmy do Stuposian, gdzie kolega zostawił samochód, którym przyjechaliśmy aż z Polańczyka.
Nie było jednak jeszcze tak ciemno, aby już zapalać latarki.

I nagle zorientowaliśmy się, że równolegle lasem "ktoś" nam towarzyszy. Idzie cały czas z nami, przedzierając się przez chaszcze leśne. Słyszeliśmy tylko niewielki hałas, jaki przy tym czynił.

Wtedy zapaliliśmy latarki i ów hałas ucichł (ale odgłosu ucieczki nie słyszeliśmy).
Czyli albo był to duch, albo misio - do dziś nie wiemy.

Browar
21-01-2009, 09:38
W latach 90-tych wędrowaliśmy z kolegą stokówką koło Jeleniowatego, czyli okolicami wspomnianymi przez Recona. Był już zmierzch (wrześniowy wieczór), zmierzaliśmy do Stuposian, gdzie kolega zostawił samochód, którym przyjechaliśmy aż z Polańczyka.
Nie było jednak jeszcze tak ciemno, aby już zapalać latarki.

I nagle zorientowaliśmy się, że równolegle lasem "ktoś" nam towarzyszy. Idzie cały czas z nami, przedzierając się przez chaszcze leśne. Słyszeliśmy tylko niewielki hałas, jaki przy tym czynił.

Wtedy zapaliliśmy latarki i ów hałas ucichł (ale odgłosu ucieczki nie słyszeliśmy).
Czyli albo był to duch, albo misio - do dziś nie wiemy.

Najprawdopodobniej śledził was koziołek, w czasie rui są okropnie wścibskie.Też miałem taką przygodę,lazł za mną od Prełuk do Rzepedzi,co się zatrzymałem,wystawiał łeb z krzaków i szczekał na mnie :-)

Recon
21-01-2009, 18:30
I nagle zorientowaliśmy się, że równolegle lasem "ktoś" nam towarzyszy. Idzie cały czas z nami, przedzierając się przez chaszcze leśne.

Kiedyś podchodząc tak pod Suliłę też słyszałem jak coś/ktoś (???) za mną idzie. Gdy zacząłem schodzić ze szczytu w stronę drogi Kalnica-Turzańsk i zrobiło się mniej drzew postanowiłem się zatrzymać i popatrzeć do tyłu. Wiedząc skąd to dochodzi zacząłem tam się wpatrywać nawet przez lornetkę, by zobaczyć choćby fragment pomiędzy drzewami. Nic nie zauważyłem. Ruszyłem i znowu coś szeleści, ki diabeł? Schyliłem się po jakiś kamień i ...pierdut w to miejsce. Cisza... już nic nie szeleściło. :) Na dole na ściętych balach zrobiłem popas z lornetką w dłoni, ale nic nie wypatrzyłem. Już nic dalej za mną, gdy ruszyłem w stronę Chryszczatej, nie szło :P

Recon
21-01-2009, 19:05
I jeszcze jedno "niezwykłe" dla mnie spotkanie ze zwierzakiem.
Już nie pamiętam skąd wyruszyłem, druga część trasy to z Nasicznego do Koliby a tam decyzja jak kończyć. W Kolibie po sporym odpoczynku i zerknięciu jakie mam w okolicy odjazdy PKS-u postanowiłem ruszyć zielonym szlakiem na wzgórze 983 (teraz Rohy, a kiedyś chyba nie miało nazwy?). Słońce zachodziło, piękna pogoda, oko na zegarek by kontrolować czas ostatniego PKS-u do Ustrzyk Górnych, w nogach sporo kilometrów... bajka dla turysty :)
Podchodzę pod sam szczyt 983 nagle, prawie spod nóg coś mi wyskoczyło i biegnie na duże drzewo, które stało po prawej stronie (dawno tam nie byłem, ale tak było jak wchodziło się na ten szczyt od strony Koliby) i trzyma coś w pysku. Pierwsza myśl... jakiś spasiony kot z Koliby? ale taki wielki? taki gruby pręgowany ogon? Usiadł na grubej gałęzi i kończył jeść. Jadł i patrzył się na mnie a ja na niego przez lornetkę bo chciałem mu się dobrze przyjżeć. Dopiero później dowiedziałem się, że w ten sposób zobaczyłem jedyny raz w życiu żbika (nie Kapitana Żbika!) :)

Henek, koniec historyjek o zwierzakach w Twoim wątku. Inne to już takie normalne, chociaż jedna mnie cały czas nurtuje. Dam to w innym dziale jako "zagadkę" dla znawców tematu, może pomogą mi określić cóż takiego wtedy spotkałem?

Henek
21-01-2009, 20:51
Gwoli jasności ...nie jest to mój wątek, jeno publiczny
.... znaczy się forumowy.
Dzięki za podzielenie się opowiastkami (to tak jak dzielenie się opłatkiem - znaczy się w duchu pokoju)

Stały Bywalec
21-01-2009, 22:30
W 2000 lub 2001 r. szedłem z kolegą trasą z Sękowca w stronę Nasicznego, stokówką po lewej stronie Sanu.
Uszliśmy może ok. 1 km, gdy z leśnej ścieżki (od strony Sanu) wyjechał na drogę na rowerze miejscowy chłopak (na oko jakieś 13 - 14 lat) z wrzaskiem, że go goni wilk. Był autentycznie przerażony, spocony ze zmęczenia, pedałował chyba szybciej niż sam Szurkowski.
My z kumplem natychmiast się przygotowaliśmy do ew. spotkania z owym wilkiem, jednak nic na drogę za owym rowerzystą nie wyskoczyło. Wypatrywaliśmy, nasłuchiwaliśmy - też nic.
Gdyby nie wyraz autentycznego przerażenia na twarzy tego wyrostka i jego szaleńcze pedałowanie na rowerze, pomyślelibyśmy, że może chciał sobie z nas zażartować.

długi
24-01-2009, 09:32
Lato, Duszatyn. Jest już dość późno, mrok. Idę nad potok w kierunku kibelka i nagle ze ścieżki wychodzi na mnie jasna kurtka. W duchy nie wierzę, ale zrobiło mi się nieswojo. Kurtka powiedziała dzen dobri i okazało się, że należy do bardzo ciemnoskórego studenta z Lublina. Nieco później, przy ognisku, zagaduję: jaki jest Twój język ojczysty (myślę swahili). Angielski, pada odpowiedź. Skąd jesteś, pytam (Kenia myślę). Z Wenezueli. Okazali się przesympatyczną parą dobraną na zasadzie kontrastu;on najciemniejszy ze znanych mi ciemnoskórych, ona bielszy odcień bieli, blondynka. To jedno z milszych spotkań w Bieszczadach
Długi

Recon
24-01-2009, 12:59
Długi wspomniał o cudzoziemcu i od razu i mi się coś przypomniało. Parę lat temu siedzę sobie na Przełęczy Orłowicza, odpoczywam, podjadam, jest pochmurno ale ciepło, umiarkowany ruch na szlaku. W pewnym momencie od strony Chatki Puchatka podchodzi starszy, rudowłosy i rudobrody pan z młodą dziewczyną, siada prawie koło mnie, wita się... "good morning", podaje rękę. Za kanapkę dziękuje, ale połowę jabłka przyjął. Okazuje się, że jest Szkotem (nie był w kilt`cie :) ), nasłuchał się u siebie o Bieszczadach (pewnie od Polaków?) i postanowił zobaczyć je na własne oczy. Bieszczadami był zachwycony. Młoda dziewczyna była przez niego wynajętym przewodnikiem. Po paru minutach poszli na Smerek a ja czarnym do bacówki Jaworzec.

WUKA
24-01-2009, 13:11
Rzecz ze szlaku turystycznego,ale wiodącego przez Londyn.Histotyjka zabawna więc moze nie posypia się gromy,że "nie bieszczadzka".
Po uciążliwej wędrówce,przysiedliśmy z synem na ławeczce (centrum Londynu) obok typowego angielskiego gentelmana (tweedy,popularny dziennik w dłoni itp)Rozmawialiśmy sobie półgłosem.Kiedy wstaliśmy do odejścia,nobliwy pan wstał również,pięknie się ukłonił i powiedział z czarującym uśmiechem "do widzienia choliera jasny".To były lata 9O te,teraz pewnie miałby szerszy repertuar!!!

Aleksandra
24-01-2009, 13:23
Późny wrzesień, pada od 1,5 tygodnia, człowieka już coś skręca od takiej pogody. W końcu coś się trochę przetarło, postanowiłam iść na połoninę - w końcu jakiś widoczek, po tych opadach się trafi... Idę sobie z Przełęczy, ruch umiarkowany, ale raczej nie uciążliwy. Idę, testuje nowe kijki /na połoninie nie wygodnie/ i nagle z lewej strony szuru buru, hałas, skarłowaciałe drzewa trzaskają - jakby ciężki zwierz się przedzierał. Myślę ki licho, na takim deptaku "duży zwierz" z własnej nie przymuszonej woli? I nagle wychodzi uśmiechnięty Stały Bywalec z kolegą.
Sama żałuję, że nie widziałam swojej miny.

upss już było


Jakieś 3 - 4 lata temu przedzieraliśmy się z koegą poprzez wysoką trawę, chaszcze, aby do góry ! Bo wiedzieliśmy, że musimy w końcu dotrzeć do ścieżki oznakowanej jako szlak. Innej możliwości nie było.

I w końcu doszliśmy. Ledwo wyleźliśmy na tę ścieżkę, patrzymy, a tu: Aleksandra.

vm2301
24-01-2009, 19:21
Ino SB jak rasowy dżentelmen do zwierza żadnego Cie nie przyrównywał;)

Recon
02-02-2009, 16:29
Kiedyś tam zatrzymałem się na dłużej w Komańczy. To był rok deszczowego lipca. Ciągle lało, grzmiało, było mokro, Osławica nawet podtopiła Komańczę. Ja łaziłem wtedy po górach wokół Komańczy. Kiedy już nie wiedziałem gdzie się ruszyć to wymyśliłem, że podjadę PKS-em do Woli Piotrowej. Tam dam początek, dalej żółtym szlakiem, a jeszcze dalej czerwonym i tak wrócę do Komańczy. Kiedy ruszyłem chmurzyło się i wiedziałem, że mnie deszcz dopadnie, co nie było mi obce w tamto lato. Dorwała mnie wtedy istna nawałnica na otwartej przestrzeni a dochodząc do schroniska wyglądałem jak straszna zmoczona rozpacz. W środku już, siedząc na krześle, widziałem jak wokół mnie powiększała się kałuża.
Ale nie o tym miało być…
Zapewne trochę łazików odwiedziło Wolę Piotrową i wie o „inności” wioski, ja wtedy nie byłem na to przygotowany. Powiem tylko, że od razu zwróciłem uwagę na wszędzie panującą czystość, na wyznaczone trasy przejścia bydła, na brak ludzi z papierosem, bijącą życzliwość od ludzi. Byli niby tacy sami, ale jednak jakoś inni. Idąc pod górę, każdego napotkanego człowieka zaczepiałem „dzień dobry”… oni odpowiadali, pytali się gdzie idę?, Odpowiadałem i pytałem jak im się mieszka?... Opowiadali o swej wędrówce tutaj, o swej historii. Nie powiem… długo mi się tam zeszło J
Ale do rzeczy…
Już tak wyżej we wsi, gdy patrzyłem przez lornetkę, co takiego po prawej stronie się znajduje i dlaczego tam tak się kręcą mężczyźni ubrani w czarne garnitury i białe koszule… zostałem przez nich zauważony i… kilku podeszło do mnie. Dowiedziałem się, że mają właśnie przerwę w zebraniu zboru zielonoświątkowców i to z całego świata.
Z jednym z nich wdałem się w dłuższą rozmowę „marketingową” … tak by zapewne określił handlowiec. Uderzyło mnie proste tłumaczenie wszelkich zawiłości, które naokoło się dzieją i niesamowita życzliwość. Patrząc mi w oczy powiedział, że czeka mnie niedługo… nieważne, ale faktycznie tak się stało i to stosunkowo niedługo. Chciał mi wręczyć wielką biblię pięknie oprawioną w skórę. Podziękowałem, bo zdałem sobie sprawę z wagi na plecach i z tego, że zapewne nie przeczytam jej całej. Kiedy podziękowałem i powiedziałem, że nie wiem jak ją później zwrócę, to otrzymałem odpowiedź… wiem, że zwrócisz, bo dobrze ci patrzy z oczu. „Marketing” czy chwyt psychologiczny? Może zbytnia moja podejrzliwość?
Poszedłem dalej bez bagażu biblii.
Później już zaczęło padać… lać… a w połowie drogi oberwała się chmura. Taki wtedy by lipiec.

WUKA
02-02-2009, 16:52
Lubię te Twoje wędrówki ,takie nie na skróty!

pawelboch
09-02-2009, 22:50
Mnie raz ciśnienie podniosły dwa wielkie byki, a że był sierpień to miały już konkretne poroże.
Wracałem z kolegą z Nowej Sedlicy z zakupów, przez Kremenaros (taki mieliśmy kaprys by odmienić sobie ustrzyckie żarcie tycinkami i Szariszem). Było już mocno po północy, jakoś szczęśliwie uniknąlismy pograniczników i zasówamy mocno zmeczeni (częściowy wycziapem, a częściowo dziennym upałem) granicą w stronę Rawki. Noc byla widna (tak między kwadrą a pełnią), ale się nie rozglądałem przygięty plecakiem.
I raptem, dosłownie 3-4 metry przedemną rumor, że aż struchlałem z przerażenia. No bo wiecie jak to jest, człowiek sobie błądzi myślamy gdzieś tam, a tu nagle jakieś takie
A to byk podskoczył jak opażony, za nim drugi i opadły w chaszcze, a potem przepadły w lesie.
Pasły się one po prostu w ziołoroślach na ścieżce, widać było startowanie i tropy. I tak się zastanawiałam, czy gdyby koledze nie zadzwoniła sprzączka przy bucie (miał tzw. opinacze, taki buty "ogólnowojskowe" ;) kiedyś z braku laku w tym się chodziło po górach) to czy czasem nie walnąłbym tego jelenia pochyloną głową :)))
Bo kluczem do historii jest to, że wietrzyk wiał od Rawki, więc byki po prostu komlepnie nas nie poczuły, dopiero ta sprzączka je zerwała.
Co ciekawe, ja chwilę wcześniej je poczułem (taki chrakterystyczny ostry odorek) ale wtedy jeszcze nie wiedziałem że tak śmierdzą jelenie ;))
Opowiadałem tą historię kilku osobom i jedna z nich mnie uświadomiła ż echoś śmieszna to jednak groźna, bo taki byk potrafi stratować w strachu i nieźle pocharatać człowieka. W każdym razie śmiać mi się chce jak sobie to przypominam i gdy wyobrażam sobie jak bym się poczuł gdybym głową becnął byka w zadek 8-)
pzdr, PB

vm2301
10-02-2009, 10:25
Hehe, niezłe.

Jam przegonił tak niechcący sarnię jakoweś za dnia, szedłem sam, dość cicho, ale i wiatr musiał niesprzyjający dla zwierzęcia być, bo na kilka metrów dało się toto bydle podejść, wyrwało nagle, gdy już mnie wyczuło/usłyszało ..a było to wczesnym letnim przedpołudniem na asfaltowej autostradzie ku Przeł. Bukowskiej

buba
10-02-2009, 11:42
opowiesci o cudzoziemcach przypomnialy mi jedna historie. Byl to chyba rok 99, siedzielismy pod sklepem w wetlinie i przysiadlo sie do nas dwoch francuzow,. Przyjechali terenowka wyposazona doslownie we wszystko, byla to ich pierwsza wyprawa na wschod od francji, wyobrazali sobie polske jako totalnie dziki kraj, a bieszczady to juz totalne ostępy prawie nietkniete ludzka stopa.. zarcia zabrali chyba na miesiac(no bo przeciez sklepow to tam na bank nie ma), ogromne buklaki na wode, siekiery, pily, maczety, liny ;) no i tak dojechali do wetliny.. pytali nas gdzie sa te slawne bieszczady, no to my im ze tu.. mieli ogromnie zawiedzone miny...tyle marzen, tyle przygotowan na ta ekstremalna podroz i poczuli sie ogromnie oszukani przez los ;) przez nastepne dwa tygodnie jezdzilismy razem, pomagajac naszym znajomym choc troche odnalezc ich mit.. chyba sie nawet troche udalo (najbardziej im sie chyba udaly imprezy ze smolarzami i pani w sklepie na ukrainie liczaca na liczydle ;) ). a my przez te dwa tygodnie mielismy zarcie i komunikacje za darmo ;) (dla kieszeni licealisty to baarrdzo duzo) i co najwazniejsze, tez przezylismy niesamowita przygode, patrzac na rozne , oczywiste dla nas rzeczy, ich oczami..

duzo bym dala zeby uslyszec co opowiadali swoim znajomym po powrocie do domu:)

niestety pozniejszy kontakt listowno-telefoniczny szybko sie urwal.. okazalo sie ze bez jezyka migowopodobnego dosyc slabo jestesmy w stanie sie dogadac ;)

pawelboch
10-02-2009, 21:39
21 maja 2006, w niedzielę, po poludniu, na odcinku Chatka Pińczuka - Przeł Orłowicza spotkałem NIKOGO. To dopiero CUD. :)

Heh, a mnie na trasie Cisna-Piniaszkowy przydarzyło się nie spotkać NIKOGO. Dopiero drwale poniżej Piniaszkowego, potem znowu nikt (Bukowiec-Halicz-Terebowiec) aż do Ustrzyk 8-)
Ale tosenewrati :(
pzdr., PB

pawelboch
14-02-2009, 19:05
opowiesci o cudzoziemcach przypomnialy mi jedna historie. Byl to chyba rok 99, siedzielismy pod sklepem w wetlinie i przysiadlo sie do nas dwoch francuzow,. Przyjechali terenowka wyposazona doslownie we wszystko, byla to ich pierwsza wyprawa na wschod od francji, wyobrazali sobie polske jako totalnie dziki kraj, a bieszczady to juz totalne ostępy prawie nietkniete ludzka stopa.. zarcia zabrali chyba na miesiac(no bo przeciez sklepow to tam na bank nie ma), ogromne buklaki na wode, siekiery, pily, maczety, liny ;) no i tak dojechali do wetliny.. pytali nas gdzie sa te slawne bieszczady, no to my im ze tu.. mieli ogromnie zawiedzone miny...tyle marzen, tyle przygotowan na ta ekstremalna podroz i poczuli sie ogromnie oszukani przez los ;)

No popatrz! z ja w połowie lat 90. podobnie nieadekwatnie wyekwipowałem się do Rumunii :) Czytaliśmy ze znajomymi lekko przeterminowane relacje tamże i w rezultacie nasze plecaki pękały w szwach od żarcia "bo przecież tam bieda".
Pech chciał, że Rumunia szybciutko pozbierała się po ciemnych latach Ceauşescu (http://pl.wikipedia.org/wiki/Nicolae_Ceau%C5%9Fescu) i w rezultacie rozpoczęliśmy wyprawę od dokarmiania cygańskich dzieci.
Więc z tej perspektywy, ja się w sumie nie dziwię tym Francuzom.
pzdr., PB

pogoria
08-05-2013, 22:01
Dwa lata temu, długi majowy weekend. Wchodziłam na Wielką Rawkę, przed szczytem wychodząc z lasu zobaczyłam, w dość niedalekiej odległości, dwoje ludzi, mężczyznę i kobietę o kulach. Kobieta miała długą spódnicę, ale po dokładniejszym przyjrzeniu, zorientowałam się, że ta kobieta nie ma jednej nogi! Byłam w szoku. W tamtym miejscu zrobiłam sobie dłuższy postój i już ich nie dogoniłam. Pogoda była kiepska, schodząc z Małej Rawki błoto praktycznie po kolana, musiałam się trzymać gałęzi, żeby nie wywinąć orła i nie zjechać dalej na tyłku. Z przodu szli moi znajomi, którzy czekali na mnie na dole i też ją mijali. Do dziś zastanawiamy się jak to możliwe... A dla kobiety pełen szacun.

prizes
16-05-2013, 07:26
Co się dzieje ? nic nowego na forach ,jeszcze si ę nie obudzili ze snu zimowego ?

raawek
17-05-2013, 03:53
Raz jeden jedyny, kiedyś w czerwcu na polu namiotowym w berehach, niespodziewanie przybyła duża grupa namiotowców. Po pierwsze - w czerwcu (początek miesiąca), duże grupy na polu namiotowym w tym miejscu się nie zdarzają, po drugie - była to grupa Arabów. Spotkałem takich raz jeden, nigdy wcześniej, nigdy później. zachowywali się grzecznie, ale nie podchodzili, nie chcieli nawiązywać ze mną żadnych kontaktów, co uszanowałem. Przyjechała do nich (po nich?) brygada straży granicznej, pewnie miało być, że jacyś uchodźcy, ale nie - legalni turyści z plecakami i namiotami. Nawet fajne ognisko rozpalili. Ja sobie przycupnąłem wieczorem pod wiatą - przy świeczce;).

Marcowy
16-10-2014, 14:25
Pozwolę sobie odświeżyć fajny wątek :-)

Maj 2008, dojeżdżamy pod Łopienkę, co by ochrzcić małą Marcównę, a tu drogę przestępuje nam niespodziewanie... znany forumowicz z Poznania. Pewnie się nie spodziewał, że ksiądz Piotr zaraz zapędzi go do roboty.
36109

Pół roku później, w październikowy poniedziałek, o poranku z Marcówną na plecach wspinamy się z Berehów do Chatki. JEDYNYMI osobami spotkanymi po drodze są... forumowicze z Warszawy, Hanka i Peter :-D
36108

mKSU
08-12-2014, 00:39
długi listopadowy weekend obecnego roku.
Na trasie z Łopiennika do Jabłonki spotykamy ciężko obładowanych i styranych uczestników selekcji do Wojsk Specjalnych,
następnego dnia łażąc na krechę spotykamy ich ponownie, pojedyńczo błądzących po okolicach Patryji (my szliśmy sobie z niej lasem na przełęcz Żebrak :P)
Miny uczestników bezcenne( my z kumplem ubrani w stylu militarno-survivalowym,poza szlakami, chyba brali nas za instruktorów lub kontrolerów :) )

Innym razem spotkaliśmy w środku lasu dwie krowy( Między Puławami a polanami Surowicznymi- zwiały z wypasu )
W pierwszej chwili-stały w gęstych krzakach pomyśleliśmy że to żubry :D:D:

Dołożę jeszcze historię szwagra,
Szwagier z kolegami szedł sobie jeszcze po ciemaku z Roztok górnych szlakiem granicznym i o pierwszym brzasku zawitali do chatki pod Czerteżem.
Patrzą a tam murzyn( !! wiem, zaczyna się jak dowcip) No co murzyn też może łazić po górach nie? Miał on na sobie czerwoną turystyczną kurtkę.
Chłopaki nie wiadomo czemu pomyśleli że murzyn jest Słowakiem i mówią do niego''ahoj! akao se masz! ''
Ten minę miał jakąś niewyraźną, starał się zasłonić sobą wejście do chatki, jak się okazało w środku było jeszcze 2 innych
( ubranych po miejsku-w sensie że nie turystycznie, jeansy i jakieś bluzy-czy swetry)
Koledzy wytrzeszczają na nich oczy, murzyni wyraźnie zaniepokojeni i zaskoczeni ich obecnością, chłopki postanowili oddalić się w szybkim tempie.
Historia niby zabawna, ale mogła skończyć się nie ciekawie...

delux
08-12-2014, 18:00
Nieciekawie? Dla kogo........?;)

mKSU
10-12-2014, 23:40
no faktycznie....<wstyd> nieciekawie.

Człowiek który szuka lepszego jutra chowając się po lasach może w strachu zrobić coś głupiego.
Spotkanie ze Strażą Graniczną w takim towarzystwie też pewnie skończyłoby się na dołku....

partyzant
21-12-2014, 20:51
To było w 2012 roku na szlaku, który cieszy się wyjątkowo ponurą sławą za sprawą notorycznie rozrabiających niedzwiedzi(wersja oficjalna). Był wtedy wyjątkowo niski stan wody(sierpień) i oto oczom moim ukazały się niezwykłe kamienne budowle:
36748

partyzant
21-12-2014, 21:10
Rozwiązanie zagadki jakie jest prawdziwe pochodzenie i znaczenie tych znaków znajduje się w wątku "historie z życia..."

asia999
21-12-2014, 22:16
UFO jak nic! bo co innego.:mrgreen:

mKSU
22-12-2014, 19:30
UFO jak nic! bo co innego.:mrgreen:

albo zapomniane i zaginione cywilizacje :P

biesmirek1
22-12-2014, 23:45
Witam. Na przełomie września i pażdziernika nastąpił tradycyjny wypad w Bieszczady, tym razem krótki, bo tylko tygodniowy.Wyruszyliśmy w czwórkę, dwoch wcześniej zarażonych kolegów i ,,pierwszak'', Jacek. Przyjechaliśmy na tyle póżno, że wypad w góry nie wchodził już w grę.Whiskacz, a póżniej przedni bimber, zaś jak najbardziej.Niestety tego dnia spaliśmy w Wetlinie i Jacek , który już słyszał o Bazie, zapragnął ją odwiedzić. Jak bardzo niedobry to był pomysł uświadomiliśmy to sobie na drugi dzień. Kac gigant, z tych najbardziej gigantycznych.Następnego dnia pomimo ciężkiego stanu, a mając na uwadze krótki urlop i napięty grafik zrobiliśmy trasę ,,rozruchową''Dwernik Kamień z Nasicznego do Zatwarnicy, a potem przez Suche Rzeki i Przełęcz Orłowicza do Wetliny.Jak bardzo piękna jest to trasa, nie muszę chyba nikomu mówić. Pusta też. Pierwszą osobę spotkaliśmy dopiero przy wodospadzie, i był to znany mi dotychczas jedynie z forum i youtuba Stały Bywalec.Koledzy zeszli na dół, my zaś po zapoznaniu się, rozmawialiśmy dość długo.W Zatwarnicy pod sklepową wiatą zasiedliśmy do póżnego śniadania, które wcześniej z wyżej wspomnianych powodów nie chciało nam wejść.Za chwilę następne zaskoczenie- w zbliżającej się osobie rozpoznaję Piskala, też znany do tej pory tylko z forum. Chwila rozmowy, łyk z piersiówki[ to była czereśniówka, Piskal, a Twoją propozycję przyjmę, tylko w innym terminie]i trzeba było już startować.Idąc rozmyślam, o tym niecodziennym spotkaniu, a tu podchodzi Jacek, częsty bywalec w Tatrach i Alpach i mówi- ja już teraz wiem, dlaczego, wy tu się wszyscy znacie. Tu jest mnie ludzi, niż wilków i niedżwiedzi.Trochę minął się z prawdą,ale żeby nie wyprowadzić go z błędu wszystkie trasy były już tylko bardziej ,,dzikie''. Włącznie ze spaniem u ,,Socjologa''. Pozdrawiam, szczególnie wyżej wymienionych, Stałego Bywalca i Piskala. Kudłatego z Bazy też.

Piskal
23-12-2014, 08:57
Tak było.
Przy okazji tego samego pobytu któregoś dnia spod sklepu do mostu podwiózł mnie Żmiju. Miejscowy artysta malarz, zajmujący się ochroną zwierząt, w tym łapaniem gadów w celach ochronnych, katalogowych, etc. Stąd ksywa
Jedziemy w trójkę, bo ze Żmijem był jeden gość. Po dwóch dniach spotykam się ze Żmijem u Baryły Nowakowskiego, poety od "Kalin i jarzębin czerwień" (bywalcy kultowej wiaty wiedzą o co chodzi) a Żmiju mówi:
-Mój kolega, z którym jechaliśmy pytał się- "czy to nie był przypadkiem Piskal"?
Okazało się, że kolega pochodzi z Torunia i pamięta mnie z dawnych czasów ,i, jeśli dobrze zrozumiałem, jest obecnie gospodarzem Chaty Socjologa. A ja siedząc z tyłu nawet mu się nie przyjrzałem. Muszę koniecznie tam zajść przy najbliższej okazji.

bieszczadzka kuna
23-12-2014, 09:36
Piskalku, n-ty raz masz już w planie Otryt, jego piękno można podziwiać spod znanej wiaty.

diabel-1410
23-12-2014, 11:30
Piskalu Chatą zarządza obecnie Lubosz - nie wiem czy z Torunia ale człek przemiły a gościom przychylny :-)

diabel-1410
05-01-2015, 13:42
Stoę sobie grzecznie przed BLzM wraz z naszą współforumowiczką co to Sylwestra w zakazanym miejscu spędzała.Rozmawiamy o różnych ciekawostkach i sposobach biwakowania zimowego. Przysłuchuje nam się gość obok tak lekko tylko zawiany i bardzo grzecznie mówi do nas- A wiecie dziś mój brat podwoził na stopa dziewczynę co to Sylwestra spędziła w namiocie w zakazanym miejscu- Spoglądamy przez chwilę na siebie z koleżanką i wybuchamy śmiechem.Z rozbolałym od śmiechu brzuchem wskazuję ją palcem i tłumaczę gościowi że nie śmiejemy się z niego a z faktu że to o niej nam opowiada.Efekt jest taki że kolejki w Bazie nie dało się uniknąć :-)

Ed 56
27-01-2015, 01:32
Zwykłe spotkanie na drodze
Połowa sierpnia '77, niedziela, odcinek Wrocław- Sanok pokonałem stopem w jedną noc. Następnie, z mokrym namiotem, trochę PKS-em dalej pieszo w stronę płd-wsch zielonego cypla kraju. W pewnym momencie obrazek jak z filmu "strach na wróble". Pusta szosa opadająca w dolinkę by ponownie wspiąć się na wzniesienie. Cisza, z jednej strony ja, na przeciwnym krańcu inny wędrowiec. Spotkaliśmy się po środku, krótkie "hej" było wówczas nie tyle powitaniem co przedstawieniem się. Krótka rozmowa i rozchodzimy się, on na północ ja na dół. Niby zwykły epizod, ale dla osoby, która wówczas miała dwadzieścia lat, widziała parę amerykańskich filmów drogi i była przesiąknięta przesłaniem roku '68 to było emocjonalne przeżycie. Do tego dochodziła świadomość, że wkraczam w Bieszczady, krainę mityczną i niemalże mistyczną.
Tego wieczoru dotarłem do schroniska na Horodku gdzie zakotwiczyłem na miesiąc.

slawek71
31-01-2015, 00:35
Przeglądałem sobie dzisiaj zdjęcia z ubiegłorocznych bieszczadzkich wypadów i takie coś wpadło mi w oko. Szlak z przełęczy Orłowicza na Smerek i facet ze sztangą na spacerze czy może treningu.Na Smereku pewnie jeszcze wyciskał na ławczce, no i nie powiem trochę mnie to zadziwiło.:wink:36964

Ed 56
07-02-2015, 21:58
może to nowy rodzaj pokuty?

Ed 56
25-02-2015, 21:36
Spotkanie nie na szlaku a na drodze i nie w Bieszczadach a w Sudetach.
Rok '75, pobierałem nauki we Wrocławiu. Koleżka z internatu zaproponował wypad na wikend do domu, do Nowej Rudy. Podróż oczywiście stopem, czyli niektóre odcinki pieszo. Idziemy drogą, widoczki oczy radują, z przeciwka zmierza mężczyzna, widać że miejscowy. Przy powitaniu okazuje się, " że nie wraca ci on z kina". W dalszej części rozmowy pada z jego strony pytanie - a kto i skąd? Gdy odpowiadam, że z Białegostoku, człowiek uradowany mówi, że też tam się urodził i mieszkał do końca wojny.
Nawet na końcu świata spotkasz ziomala.

partyzant
26-02-2015, 00:48
Skoro Ed może o Sudetach, to ja mogę o kotlinie lokalnej rzeki, której nazwa niewiele Wam powie. Czesio mnie nie poznał a ja a jakże. Mówię: Czesław, ty skończyłeś szkołę jeszcze przed stanem wojennym, co było dalej?
-wyjechałem do Kanady, pracowałem w warsztacie samochodowym razem z Ukraińcami.
-były jakieś problemy? - zapytałem
-nie było żadnych, oni mieli problemy ze sobą, kłócili się o historię i o dziś a byli też starsi co zaliczyli UPA, dochodziło między nimi nawet do bójek. Raz jeden z klientów(Ukr.) zaklął szpetnie słysząc polski język. Po paru latach wróciłem w okolice Wilkowa, kilka lat temu Wisła utopiła mi duży sad. Tyle.

Jelonkowa
11-03-2015, 20:13
Moje niecodzienne spotkanie miało miejsce w drodze na Śnieżnik, a więc dziesiątki kilometrów od pięknych Bieszczad. Wchodziłam wtedy na szczyt z moim obecnie mężem, kiedy spotkaliśmy na szlaku parę, która poprosiła nas o zrobienie im zdjęcia. Od słowa do słowa, zdania do zdania nawiązaliśmy kontakt, który potem przerodził się w dłuższa rozmowę wieczorem w schronisku, aż po wymianę telefonów. Po dziś dzień, mimo, że minęło kilka lat umawiamy się raz w roku na wspólne górskie wyprawy, mimo, że my z południa, a oni z Gdyni!! Z poznanych całkiem sobie obcych ludzi na szlaku staliśmy się dobrymi znajomymi. :razz:

tolek banan
14-03-2015, 22:06
Jak jedziemy doi Wetliny to samochód zostaje odstawiony , a po Bieszczadach poruszamy się busami "pekaesam" lub stopem , ale przede wszystkim "autonogami". Ale 22 sierpnia 2013 wybraliśmy się z żoną Sanoka bo jeszcze nas tam nie było. Wracając już po ciemku ( koło 21 -szej) na drodze miedzy Terką a Dołżycą w światłach reflektorów mojego bolida ujrzeliśmy w przydrożnym zielsku dwie pary oczu , ona i on . Ona złożone ręce w " modlitwie myślowej - podwieź nas". Zatrzymaliśmy się . Z rozmowy okazało się ,że się "zasiedzieli" pod sklepem , śpią pod namiotem gdzieś koło Baligrodu . My jednak jechaliśmy do Wetliny. Wysiedli Dołżycy.

20 sierpnia 2013 roku podążając do Dwernika z Brzegów Górnych na stopa zabrał nas Pan z Gościńca Pod Jaskiniami.

To było w innym wątku:

19 sierpnia 2014 roku udało nam się ( żona i ja ) zabrać na stopa do Dołżycy . W trakcie rozmowy okazało się ,że Pan kierowca był jednym z montujących tablicę na Łopienniku. Wysiedliśmy w Dołżycy przy Cmentarzu. Potem jeszcze dawał nam instrukcję z mapy na na masce sam.
Spotkany na Smereku 25 sierpnia 201437266 :)

Jimi
15-03-2015, 11:14
Podróże autostopem, zwłaszcza w Bieszczadach to temat tysiąca i jednej niecodziennej historii :) Na to przydałby się osobny wątek ale żeby jeszcze to wszystko mogło się spamiętać w jednej głowie. Żeby nie sięgać daleko wstecz, tej jesieni w Dwerniku też zasiedziało mi się pod sklepem ale że noc już była to trzeba było obrać już kierunek na Nasiczne. Złapałam stopa a ci zamiast drzwi otwierają bagażnik. A w bagażniku już siedzieli inni autostopowicze i kolejka po aucie krążyła, oczywiście omijając kierowcę. Czy kiedy indziej, próbując pieszo iść z Tarnawy na źródła Sanu, gdzieś w okolicy Sokolików złapałam ciągnik i tymsamym znalazłam się w Bukowcu. Marzy mi się tylko złapać jeszcze na autostopa motocykl. Ale kiedyś miałam piękną dłuższą wycieczkę motocyklem po Bieszczadach (jako plecak) -złota polska jesień, piękne słońce i góry i wiatr we włosach, ah. Też przez przypadek. Pracowałam w jednej noclegowni i puszczałam dobrą rockową, motocyklową muzykę ze swoich płyt. Motocykliście klimat tak się spodobał, że przedłużył pobyt a mnie zabrał na wycieczkę motocyklem robiąc całą małą i dużą pętlę bieszczadzką zahaczając o zalew. Albo kiedyś znajomi mieli mnie odwieźć do namiotu do Cisnej ale plany się zmieniły i o 3 w nocy kąpaliśmy się w zupełnie pustym i cichym zalewie, większość na waleta. Kolejne niecodzienne spotkanie: siedząc nad zalewem spotkałam swoją najlepszą niegdyś koleżankę z Krakowa. Okazało się że wybrała się na wycieczkę z Giercuszkiewiczem i znajomymi i po chwili siedziałam już w łódce i płynęłam do domku który pływa na wodzie a tam bluesy, jamy. Wracając łódką do brzegu spotkaliśmy Siczkę i resztę bandy z jego zespołu i piliśmy beztrosko piwko nad brzegiem zalewu. Kiedy indziej jeszcze spotkałam kobietę która była jota w jotę podobna do mnie (nie chodzi mi o wygląd), miałyśmy identyczne zainteresowania i idee życiowe, a także wiele ważnych sytuacji życiowych z przeszłości nam się pokryło. Mało tego -dokładnie tego samego dnia, zupełnie niezależnie od siebie planowałyśmy pójść w jedno ZUPEŁNIE nie uczęszczane miejsce w środku lasu pod jedną górą (nie ma tam oczywiście żadnych szlaków a trafić nie jest łatwo, jest jednak jeden punkt do którego obie zmierzałyśmy ale mało osób o nim wie). Więc poszłyśmy. A na imię ma tak jak brzmi moje drugie imię. U celu rozpaliłyśmy ognisko i siedziałyśmy przy nim do późna rozmawiając o życiu, właściwie miałam wrażenie jakbym rozmawiała sama z sobą. Zjawiła się w wręcz idealnym momencie, w którym powinna się zjawić. To zdecydowanie było najbardziej niecodzienne spotkanie. Teraz raz na pół roku dzwonimy do siebie. Żeby było śmieszniej, dalej w naszym życiu dzieją się bardzo podobne zmiany. Pamiętam gdy wyprowadzałam się z Prełuk chciałam do niej zadzwonić. Powiedziała że ona jest w trakcie przeprowadzki do zupełnie innego miasta. Powiedziała że rzuciła pracę jaką wykonywała i postanowiła wrócić do zawodu. Jejku, pomyślałam -przecież ja to samo. Zaś gdy rozstawałyśmy się na owej górze w lesie, ona powiedziała że idzie teraz na Ukrainę w góry. Dziś się uśmiecham bo kilka miesięcy po tym spotkaniu sama zaczęłam jeździć na Ukrainę a pozostałe góry zaczęły mnie coraz mniej interesować. Jej kierunek na Ukrainę mógł być symboliczny. Ale nie wiem czy to wszystko jest na temat w tym wątku.

Piskal
15-03-2015, 14:26
Kiedyś z Bananem (ale nie z Tolkiem Bananem), moim przyjacielem, chcieliśmy się dostać z Czarnej do Polany, w której wtedy Banan mieszkał. Jedna terenówka-nic, druga terenówka- kicha. Aż w końcu zatrzymała się terenówka marki fiat 126p. Dwóch dużych facetów i dwa wielkie plecki, nie licząc kierowcy. W końcu zgadaliśmy się, że facet mieszka w Chrewcie.
- W Chrewcie mieszka taki pan Zbyszek, który hoduje konie- mówi Banan.
-Owszem-facet na to.- To ja.

Miejscowy
15-03-2015, 20:58
Podróże autostopem, zwłaszcza w Bieszczadach to temat tysiąca i jednej niecodziennej historii :)
Ja ja, ja jestem jedną zz - byłem autostopowozem i tak poznałem Jimi.
Oczywiście też woziłem w bagażniku, w bagażniku też jechałem, ale absolutnie największą radochę daje podwózka machinami z za wschodniej granicy.
Nawiązując jeszcze do jednego z poprzednich wpisów; też kiedyś spotkałem na szlaku dziewczyny z Gdyni, i też z jedną z nich później się umawiałem na wspólne bieszczadzkie wypady. Niezwykłe spotkania w Bieszczadach są normą.
Nie ma niczego niezwykłego w tym, że np. raz przegadałem całą noc z niezwykłą 19-latką, a innym razem przegadałem cały dzień z "chłopakiem" po 70-ce, o, jako, ze i Piskal pisze, to przypomniał mi się Edek - ten co opowiadał o syberyjskich zakazanych dystryktach i nas na Kińczyk Bukowski nie zabrał.

Ale ale, ja o czym innym miałem pisać. Mianowicie o dwóch spotkaniach nie na szlaku, ale z bieszczadzkimi konotacjami.
Mój pracodawca funduje mi ciekawe podróże służbowe, podczas których poznaję niezwykłych ludzi.
Ostatnio byłem w Bratysławie, dwa kilometry od austriackiej granicy. Pośród wielu osób, z którymi miałem zawodowy kontakt, zwróciła moją uwagę jedna młoda Słowaczka - coś mi w niej nie pasowało do otoczenia, była jakaś inna, coś było w niej znajomego. Zaintrygowała mnie.
W ostatni dzień pobytu miałem okazję z nią dłużej porozmawiać no i szybko wszystko się wyjaśniło. Rusinka ze Sniny, rodzinę ma w Osadnem! Oczywiście jak następnym razem będę w Sławie, to jesteśmy umówieni, ze Saszka, razem ze swoim bratysławskim frajerem (sł. chłopakiem) oprowadzi mnie po stolicy.

Drugie spotkanie było dla mnie jeszcze ciekawsze, chociaż nie dziewczyna.
Zilina, środkowa Słowacja, też służbowo.
Nocleg ze znajomym z Sącza i młodym (ok 18 lat) chłopcem. Polacy.
Ja ze znajomym (nb. w SG dawniej pracował), wiadomo, wódeczka wieczorem u koleżanek, a chłopiec, książka do poduszki.
Jak wróciliśmy do pokoju, było jeszcze w miarę wcześnie - znaczy jakieś pół flaszki ostało się, więc okazja była, by pogadać.
Chłopak nie pił. Porządny, skromny, niepozorny. Był wtedy szeregowym magazynierem. Zaimponował mi swoją pracowitoscią i podejściem do pracy. Jakbym kiedyś zatrudniał, to go zatrudnię. Pracował pierwszy miesiąc. Tryb pracy; 3 tygodnie non stop od rana do nocy, tydzień wolnego. Opowiedział mi o swoim wielkim marzeniu - po wypłacie wyjechać gdzieś w tym tygodniu wolnego.
Chłopak nigdy, nigdzie nie wyjeżdżał. Jak miał wolny czas od nauki, to pracował. Zawsze. Niezwykłe.
No to mu poopowiadałem, o tym, że jak chce, to może wsiąść w samolot i wygrzewać się gdziekolwiek w Europie, czy pobliskiej Azji, Afryce..
Stwierdził, że super, ale wolałby raczej w Bieszczady. Bieszczady?! Ktoś, kto nigdy nigdzie nie był, na pierwszą w życiu podróż wybiera Bieszczady?! Super! No to mu opowiadam, jak komuś, kto pierwszy raz w Bieszczady jedzie, opowiadam o Tarnicy, o połoninach, Rawkach, Buklowym, ale widzę, że mu znowu coś nie pasuje! Mówi, że super, ale wolałby co innego zobaczyć w Bieszczadach.
No to pytam: "co chcesz zobaczyć?"
Odpowiada: "chcę zobaczyć pozostałości po dawnych, nieistniejących miejscowościach, ślady dawnej kultury, wierzeń, ruiny cerkwi, cerkwiska, stare cmentarze etc. "
Jak już odzyskałem głos, po ty co usłyszałem, oczywiście opowiedziałem chłopakowi o różnych Tworylnych, Beniowych itp. - pełen zachwyt.
A jak mu opowiedziałem o niedostępnej cerkwi w Sokolikach Górskich, to aż mu się oczy zaświeciły.
Miał nawet coś pokombinować, by tam się dostać - ma kogoś w bieszczadzkiej SG. Chce się tam wybrać ze mną - ma dzwonić - i ja na nim duże wrażenie zrobiłem.

18-letni chłopiec, który nigdy, nigdzie nie był, na pierwszą w życiu podróż wybrał Bieszczady, by oglądać jakieś stare ruiny, cerkwie, cmentarze.

Albertina
15-03-2015, 21:47
Czy ktoś spotkał kiedyś na bieszczadzkim szlaku znanych muzyków?

bartolomeo
15-03-2015, 21:49
Czy ktoś spotkał kiedyś na bieszczadzkim szlaku znanych muzyków?
Nie przeczytałaś tego co zostało napisane powyżej, prawda?

Albertina
15-03-2015, 22:01
Siczke tez spotkalam. A ktoś kogoś jeszcze?

Slav
16-03-2015, 00:06
5 lat wstecz,na "szlaku zmotoryzowanym" (mała pętla) zatrzymałem się by odetchnąć , a tu nagle 37272372733727437275
Kilka minut wcześniej, wszystko było w normie,psy pilnowały a owce się pasły.

WUKA
16-03-2015, 11:27
Niespodziewane spotkanie na szlaku muzycznym z Maniem na jubileuszowej YAPIE !! Przeboleć nie mogę, że z powodu zbyt wielu emocji nie zostało utrwalone na wspólnej fotografii. Doszliśmy jednak do wniosku, że lepiej mieć coś przed sobą niż za !

tolek banan
16-03-2015, 12:05
Czy ktoś spotkał kiedyś na bieszczadzkim szlaku znanych muzyków?
Witam
Bacówka "Pod Honem" 15 sierpnia 2014 poszliśmy na piwo i zaproszono nas na super koncert (chyba prywatny :) ) zespołu Caryna .
37276 37277 37278 37279 37280
Jestem autorem zdjęć , nie mam jednak zgody obecnych na fotkach (oprócz mojej żony) do publikacji na forum, Jeśli więc naruszyłem czyjeś dobro proszę admina o usunięcie

Pozdrawiamy uczestników

Szymon

Ania56
17-03-2015, 13:01
W tym roku też coś będzie mam nadzieję? :D Czuć już wiosnę