PDA

Zobacz pełną wersję : Krótki zimowy pobyt Bertranda



bertrand236
04-01-2006, 16:25
Drugie Święto Bożego Narodzenia. W Poznaniu ciemno. Wyruszamy z całą pewnością ostatni raz w tym roku w Bieszczad. :D Tym razem obieram inną drogę niż zazwyczaj, ale zabieramy Barnabę do stolicy polskiego ketchupu :lol: . Droga pusta. Ledwo się rozjaśniło już byliśmy w Kotlinie. Barnaba wysiada i idzie do Ani. Obawiam się trochę o syna :? . Wizyta o tak wczesnej porze w Święta może nie być mile widziana. Barnaba wie co robi. Idzie odważnie. Droga nadal pusta. W błyskawicznym tempie dojeżdżamy do Rzeszowa. SMS ik do Jabola. :D W Rzeszowie zajeżdżam do Makro :shock: . Kupuję na wszelki wypadek łańcuchy na koła. Makro puste, bo przecież nikt normalny nie robi zakupów w takim markecie w Drugie Święto Bożego Narodzenia :lol: . Przepraszam kasjerkę, że jej przeszkadzam w odpoczynku. Jedziemy do Leska. Po drodze przeglądam notatki. Przed wyjazdem spisałem sobie ze strony www.bieszczady.net.pl o której są Msze Św. w Bieszczadach. W Lesku mamy trochę czasu ale wszystko pozamykane :( . Zaczepiam kobietę na ulicy i pytam się o Herbaciarnię. Tyle o niej czytałem na Forum, a nigdy tam nie byłem. Chcę chociaż wiedzieć gdzie jest. Pani wyjaśnia. Idziemy z Renatką zobaczyć. O dziwo Herbaciarnie otwarta. :shock: :shock: Chwila rozmowy z właścicielem Panem Wojtkiem w trakcie parzenia się herbaty. Po herbaciarni łazi jej Pan czyli potężne czarne kocisko :D . Zwierzę naprawdę wspaniałe. Wypijamy ciepły napój, obiecujemy, że będziemy zaglądać częściej i wyjeżdżamy. Wszak w Średniej Wsi jest Msza Św. o 16:00. Zajeżdżamy pod stary drewniany kościółek. Cicho i ciemno. Pomyślałem :idea: , że ksiądz już odprawia Msze w nowym kościele. Jedziemy tam. Też nikogo nie ma. :( No to w Wołkowyji mamy o 18:00. Jedziemy do Polańczyka. U Pana Leszka w Stanicy pozamykane :( . Na szczęście jest otwarte Pod batem. Nie lubię tego miejsca ale jesteśmy głodni. Jemy spóźniony obiadek. Spacer po pustym i cichym Polańczyka. Nawet w sanatoriach jest ciemno :shock: . Nigdy takiego Polańczyka nie widziałem. Jedziemy do Wołkowyji. Jesteśmy o 17:30. Z włączonym silnikiem czekamy przed kościołem. Na dworze – 12 stopni C. Zanosi się na wspaniałą zimę :D . Już się cieszymy :D :D . O godzinie 18:00 cisza. Nikt nie przyszedł. Nawet ksiądz :( . Stwierdziłem, że pomogę Irasowi i zweryfikuję kilka informacji, które są zamieszczone na jego stronie :idea: . Jedziemy do Zawozu. Droga pod Sawkowczyk biała i śliska. Skręcamy w lewo. Szok :shock: . Jedziemy prawie jak po asfalcie :D . Po prostu śnieg wyrównał wszystkie dziury w drodze. Gospodarze Państwo Markucowie przywitali nas bardzo serdecznie. Że nie wspomnę o flaszeczce i przepysznym cieście pieczonym przez Panią Danusię. Rozmowa się przeciągała, wszak od lata się nie widzieliśmy. Nadszedł czas na sen…

Barnaba
08-01-2006, 03:20
coś krótka ta relacja. a razem wracaliśmy parę dni później...
no daaaalej.....

bertrand236
10-01-2006, 15:12
Rano, raniusieńko skoro świt tak około godziny 9:00 :D otwieramy oczęta. W trakcie wszystkiego tego, co się zwykle rano robi zastanawiam się, co robić tego pięknego dnia :?: Jest mróz i jest śnieg. :D Przecież jest zima. Rozważam dwie opcje Studenne i Tworylne. Jest sporo za i sporo przeciw. Nie będę tłumaczył, co za, a co, przeciw ale wierzcie jest sporo. W końcu przeważa opcja następująca, ponieważ mam się spotkać z kolegą Jabolem /tylko nie wiadomo, kiedy :shock: / i do spotkania prawdopodobnie dojdzie w Rajskiem to do Tworylnego udamy się właśnie tego dnia. Uradowany takim logicznym myśleniem o świcie :idea: :!: kończę śniadanie. Wsiadamy do Karawanu i jedziemy do Terki. Tam na skrzyżowaniu przy sklepie znajduję miejsce do parkowania i dalej już pieszo. Przy okazji chrzest przechodzi mój prezent Gwiazdkowy. Dostałem od Gwiazdora /bo w Pyrlandii przychodzą normalne i prawdziwe Gwiazdory :!: :!: , a nie jakieś przebierane Mikołaje, czy inne Dziadki Mrozy :lol: / kije trekkingowe. Jako kochający mąż podzieliłem się nimi z Renatką. Ona idzie z jednym, a ja dla odmiany z jednym :D . Po drodze przyplątało się do nas małe psisko. Radośnie pomachało ogonem i ruszyło przed nami wskazując drogę. Mając takiego przewodnika już wiedzieliśmy, że nie pobłądzimy, a w razie spotkania z dzikim zwierzem mamy też obrońcę :D . Początkowo psina prowadziła nas zielonym szlakiem. Szlak to może i był ale całkiem nieprzetarty. Potem szlak odbił gdzieś w lewo, czy w prawo. Po prostu zgubił się i już :D . Nie miał przewodnika, tak jak my :!: . Psina prowadziła nas raźno przez te bezdroża Berdyciej. Co jakiś czas musiałem naszego przewodnika odkuć z lodu. Po prostu wędrując po nieprzetartym śniegu strasznie się upocił, a następnie pot ten na nim zamarzał. W końcu natrafiliśmy na przetartą drogę. Dalej już było jak z płatka. Z daleka widzieliśmy ambonę, tę koło cmentarza. Szybko do niej doszliśmy.SMS do Jabola, Lucyny i do Docza. /Niestety miałem zły numer do Docza/. Jabol od razu proponuje co mamy zrobić z resztą dnia i którędy iść dalej. Zapomniał, że musimy wrócić do karawanu. Lucyna, której nigdy przedtem na oczy nie widziałem, a nawet nie rozmawialiśmy ze sobą /chyba, że na Forum/ zaprosiła nas na spotkanie Przewodników i półprzewodników :shock: :D do Herbaciarni do Leska. Odpisuję jej, że mamy inne plany na dzisiejszy dzień.

Astra:)
11-01-2006, 11:07
A ja popędzam, popędzam z relacją :D

Jabol
11-01-2006, 12:45
Potem szlak odbił gdzieś (opcja druga :lol: )
w prawo. na Połomę...Powinny być tyczki ale komu sie chce...Szlak sobie leżał pod śniegiem i czekał na wiosnę...Nawet latem jest słabo znakowany i niepewny na tym odcinku. Jest kilka znaków na kamieniach ale musiałbyś wiedzieć gdzie kopać w sniegu :lol: :lol: :lol:

Jabol od razu proponuje co mamy zrobić z resztą dnia i którędy iść dalej. myślałem że zostałeś zdesantowany z karawanu i że Renia odbierze cie skadś gdy zadzwonisz 8)

Barnaba
11-01-2006, 17:55
mhyhyhy desant z karawanu- dobre!

bertrand236
11-01-2006, 22:07
Nawet latem jest słabo znakowany i niepewny na tym odcinku.
Wiem. Już kiedyś go tam zgubiłem latem. Fajnie było i tak

A ja popędzam, popędzam z relacją
Wiem dlaczego :D . Spoko. O Tobie będzie na końcu :( ale wszystko zgodnie z chronologią :D I jeszcze będę się kajał :oops: :oops: :oops: Ale wszyscy musicie poczekać na Wenę, a ona Cholera jedna mnie opuściła :(
Pozdrawiam

Barnaba
12-01-2006, 00:43
Zdradliwa wena, raz jest, raz jej nie ma.
Choć podstępuje na czoło jak morena
Zżera mnie trema, myślę o tym o czym nie powinienem,
W tym momencie chyba się przekręce.
Coraz goręcej i pióro drży w ręce,
Rozpoczęte dzieło i coś się zacięło.
A ile to już lat minęło, od kiedy wszystko się zaczęło
>Wena< Cal44

Astra:)
12-01-2006, 02:28
Wiem dlaczego . Spoko. O Tobie będzie na końcu ale wszystko zgodnie z chronologią


:) ... Jasne! ... :D :D :D

bertrand236
12-01-2006, 15:44
Robimy kilka zdjęć na cmentarzu. Krótka rozmowa z gościem, który podjechał właśnie saniami, żeby dokarmić zwierzynę i powrót prosto do Terki. O dziwo nasz przewodnik minął swój dom i nadal podążał przed nami :D , aż do sklepu. Jak tylko otwarłem karawan już skubany siedział na przednim siedzeniu. :lol: :lol: Musiałem go wyganiać. Przyszła po niego jego właścicielka i poszedł aczkolwiek niechętnie za nią. :(
Wypytuję w sklepie, czy dojadę do Cisnej. Uprzejmy sklepowy najpierw spojrzał badawczo na mnie, potem spojrzał badawczo na karawan i zapytał: A zimowe opony są? - Są! - To chyba dojedzie. – Mam też łańcuch jakby, co – odparłem dumnie. – No to, po co się pyta odrzekł. :D :D
Pojechałem. Droga bardzo zaśnieżona, ale przynajmniej dziur nie było. Pług zrobił swoje, a samochody pięknie ubiły śnieg. Dojechaliśmy do Cisnej. Przystanek u Ryśka Denisiuka. Nie miał ochoty pogadać. Nie żeby nie miał humoru. Humor to on miał, tylko sił mu jakoś brakowało po Świętach :D . Miał za to wiedzę. Wybieraliśmy się do Jadwigi do Łupkowa, ale jak powiedział Rysiek, jej tam nie ma :( . Jest w Bielsku. No to nie będziemy gnać do Łupkowa. :( W Siekierezadzie spotykamy Szocinskiego. Jak zwykle krótka rozmowa o tym, co się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania. Jako że w Siekierezadzie można wypić /herbatę sok, piwo albo jeszcze cóś innego/, ale nie polecam tam jedzenia idziemy na obiad do Zacisza. Tam, Renatka ogrzała się przy kominku :D , a potem zjedliśmy obiad. Podczas obiadu narada. Co robimy dalej? W sposób demokratyczny :!: :!: jednoosobowo podjąłem decyzję :D : jedziemy do Leska na spotkanie z Lucyną. Po drodze nastąpiła korekta planu. Podjeżdżamy do chatki, do której jutro ma przyjechać Barnaba z Anią. Chodzi o to, żeby sprawdzić czy stoi i czy jest w niej jeszcze miejsce. Podchodzimy do chatki. Robię trochę hałasu żeby nikogo nie zaskoczyć w środku w krępującej obie strony sytuacji. :D Okazuje się, że w środku były dwie osoby. Zaskoczenie obu stron było dosyć duże spotkaliśmy się z Barszczem :shock: :shock: w towarzystwie uroczej :roll: Beaty. Barszczu był wkurzony, bo też przyszedł przed chwilą, a zastał zapalone świece stojące na drewnianym świeczniku. Cała chatka mogła pójść z dymem :!: przez jakiegoś debila. Barszczu poszedł, a my po chwili też. Chatka została pusta, drewno i woda na miejscu. Termometr pokazywał wewnątrz -6 st C. Po drodze minęliśmy jakiegoś wielbłąda. Pewne było, że idzie na nocleg do chatki. Potem postój u Pękalskiego. Podziwialiśmy nowe jego prace. Facet ma talent. Później Lesko. SMS do Lucyny z zapytaniem, czy spotkanie aktualne? Odpowiedź błyskawiczna: tak, tylko ja się spóźnię. Idźcie do herbaciarni będzie tam na Was czekać Grzesiek Sitko. Nie znamy Lucyny, nie znamy Grześka, ale idziemy. O tym spotkaniu mógłbym napisać osobną historię... Wystarczy powiedzieć, że godzina z okładem rozmowy z Panem Grzegorzem zrobiła na mnie duże wrażenie. Muszę jeszcze kiedyś się z nim spotkać. Lucyna nie dojechała. Z braku czasu musieliśmy opuścić spotkanie Przewodników i Półprzewodników zanim się ono rozkręciło. Co się odwlecze to nie uciecze. :D Wyjeżdżamy z Leska. Nagle zatrzymuje nas przemiła dziewczyna i mówi, że jest Lucyna i żebyśmy się wrócili. Jak ona nas poznała? :D Niestety było to wtedy niemożliwe, żebyśmy wrócili. Wycałowałem Lucynę na dzień dobry i na do widzenia. I pojechaliśmy. W Zawozie czekał na nas Pan Krzysztof z pozostałością z dnia poprzedniego.

lucyna
13-01-2006, 11:22
Lucyny, nie znamy Grześka, ale idziemy. O tym spotkaniu mógłbym napisać osobną historię... Wystarczy powiedzieć, że godzina z okładem rozmowy z Panem Grzegorzem zrobiła na mnie duże wrażenie. Muszę jeszcze kiedyś się z nim spotkać. Lucyna nie dojechała. Z braku czasu musieliśmy opuścić spotkanie Przewodników i Półprzewodników zanim się ono rozkręciło. Co się odwlecze to nie uciecze
Juz się znamy. Trzymam za słowo. W sprawie Huczwic też Do zobaczenia na szlaku. Serdeczne pozdrowienia, a od męskiej cześci ucałowania dla Renatki. W imieniu Grupy Bieszczady koordynator Lucyna

Ezechiel
13-01-2006, 11:38
Ezechiel - kim chcesz być jak dorośniesz ?

Bertrandem, bo on ciągle siedzi w górach, a jak nie siedzi to pisze świetne relacje.

Dziękuję za żywą i barwną relację, udało Ci się zabrać mnie z odmarzającej, pluchowatej Północy.

PS Czy byłoby dużym problemem łamanie tekstu na akapity - łatwiej by się czytało.

bertrand236
13-01-2006, 12:04
Czy byłoby dużym problemem łamanie tekstu na akapity - łatwiej by się czytało.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem :? Za takiego posta :shock: :D to muszę się odwdzięczyć i obiecuję, że zobaczę co się da zrobić.
Nikt nie może Ci tyle dać, co ja mogę Ci obiecać

Pozdrawiam

Jabol
13-01-2006, 13:58
...

Doczu
15-01-2006, 09:51
Szybko do niej doszliśmy.SMS do Jabola, Lucyny i do Docza. /Niestety miałem zły numer do Docza/
Ehh może to i lepiej że nie dostałem tego smsa - zdołowałby mnie jeszcze bardziej. Siedziałem, gapiłem się w kamerkę z "Hoteliku Biały" i marzyłem jak to byłoby w Bieszcadzie. Taki sms pogrążyłby mnie na dobre.
Kiedyś chyba Święta spędzę sobie w takiej chatce. Tylko kiedy...
A swoją drogą Bertrand numer już poprawił i czekam na dalszą częśc relacji :-)

bertrand236
15-01-2006, 21:19
Bertrand numer już poprawił i czekam na dalszą częśc relacji
Nie myślisz chyba, że będę Ci relację wysyłał SMS em :?: :wink: :lol: :lol: :lol:

Zrobię to tak jak dotychczas, a nawet lepiej, z akapitami :D Trochę musicie jednak poczekać. Na razie mam luki w pamięci :wink: :D
Pozdrawiam

Doczu
15-01-2006, 22:17
Nie myślisz chyba, że będę Ci relację wysyłał SMS em
No cóż - niefortunnie zbudowałem zdanie i zbieram teraz żniwo :-)
Oczywiście że nie miałem na myśli przesyłania relacji smsem :-)

bertrand236
16-01-2006, 21:10
Wieczorem jeszcze telefon do Anyczki z propozycją, że mogę dnia następnego zabrać ją z Zagórza i zawieźć do chatki. Anyczka odmawia, :( nie chce skorzystać. Mówi, że jest chora :( , ale w chatce powinien być jej kolega z Wrocławia. O.K.
Ranek. Wcześniejszy niż wczoraj. Wstajemy wcześniej, bo dzieci /Barnaba z Anią/ przyjeżdżają do Zagórza. Nie aż tak wcześnie, żeby na nich czekać. :D Wstajemy tak, żeby być wyspani :D . Młodzi chcą mieć darmowy transport to niech poczekają :wink: . Wychodzimy przed dom. Odwilż. Ciepło. Ze śniegu robi się breja. Zaczynam się obawiać czy podjadę do Sawkowczyka :? . Podjechałem bez specjalnych problemów. Dalej poszło gładko. Jesteśmy w Zagórzu. Zabieramy dzieci i wracamy do Leska. Po drodze w Plusie spore zakupy żywności i o dziwo winnych flaszek.

Dalej już prosto do chatki. Prowadzę starą drogą przez potok :D . Lód jest pozarywany. Znaczy ktoś wpadł do wody :D . W chatce jest wielbłąd, którego widzieliśmy dnia wczorajszego. Trochę się zdziwił :shock: jak się go zapytałem co słychać we Wrocławiu. Wypiliśmy z Barnabą browara, zostawiłem im szampana na noc sylwestrową i pojechaliśmy. :D Po drodze spotykamy następnego wielbłąda, :shock: który szuka chatki. Jest zdecydowanie od nie za daleko, :o żeby już jej szukać. Tłumaczę mu drogę i jedziemy dalej.
Chciałem przez przełęcz zajechać do chatki za górą :D . Niestety dało się jechać tak długo, jak pług odgarnął. Potem już nie. :( Nie chciałem ryzykować tego, że utknę na tej górze i skończę jak ten biedak, od którego wzięła się nazwa tej przełęczy :lol: :lol: . Zawróciłem.
Miałem plana awaryjnego, ale nic nie mówiłem Ranatce. Zajechaliśmy do Cisnej. Tam jakieś zakupy i jazda dalej. Chciałem obejrzeć chatkę, którą znalazłem zimą ubiegłego roku. Wtedy jechałem do niej pługiem :D . Niestety teraz nie dojechałem nawet nie do ostatniej chałupy we wsi :? i dalej poszliśmy pieszo. A deszczyk siąpił :evil: . Spacerek nie był najprzyjemniejszy :evil: , ale nie o to w tym chodziło :D . Na razie nie uprzedzałem Renatki, że do Karawanu wrócimy po ciemku :wink: . Po co ma się za wczasu denerwować :D , a bojaźliwa jest :lol: . W końcu widać chatkę. Podchodzimy do góry. Chatka zamknieta na cztery spusty i w dodatku nawet okiennicy nie da się otworzyć tak jak rok temu :o . Czy ktoś z Was wie kto ma do niej klucze :?: :?: :?:

bertrand236
17-01-2006, 23:27
Nie pisałem dalszej relacji, bo ...... byłem zajety planowaniem letniego urlopu. Mam prawie wszystko załatwione oprócz samego urlopu :lol: :lol: . Wszystko na to wskazuje, że w pierwszej połowie sierpnia karawan śmigać będzie między Komańczą, a Mucznem. Bedzie można spotkać Renatkę i Bertranda również poza drogami jezdnymi. :D Już się cieszę. Relacji trochę dopiszę w tym tygodniu.
Pozdrawiam

Ezechiel
17-01-2006, 23:35
Bertrandzie spoczywa na Tobie wielka odpowiedzialność. W mrokach sesji, spowijających styczeń, jesteś jedynym światełkiem wskazującym drogę w Bieszczady.

Podoba mi się Twój styl pisania, niby reporterski, ale ze zgrywą. Uciekasz przed nadmiarem patosu, właściwego co poniektórym forumowiczom (np. niżej podpisanemu :-) ), jednocześnie nie zatracając emocjonalności narracji.

Jednym zdaniem: kawałek Bieszczadu żyje w Poznaniu.

Astra:)
18-01-2006, 00:41
Nie pisałem dalszej relacji, bo ...... byłem zajety planowaniem letniego urlopu.

A to Ci Bertrand jeden, no! :D :oops: :lol: A ja tu paznokcie, niegdyś długie i piękne, obgryzam zniecierpliwiona, czekając na ciąg dalszy relacji! :roll: :oops: :lol: :D
Litości! :lol:
Pozdrawiam

bertrand236
18-01-2006, 09:00
Podoba mi się Twój styl pisania,

:shock: :oops: :oops: :oops:


Litości!
Tylko dlatego, że jeszcze mi w uszach brzmi dzwięk fletu dziasiaj coś skrobnę. Lepiej mi się pisze przy tej muzyce. :wink: :D

Pozdrawiam

bertrand236
18-01-2006, 21:36
Wracamy, robi się ciemno :shock: . Jesteśmy przemoczeni. Renatki kurtka firmy Bergson o d..ę potłuc :evil: . Przecieka. Jest całkiem ciemno. Renatka jest zmęczona, wystraszona i po prostu zła :evil: :evil: . Zła na pogodę, na mnie, :( na świat za całokształt :D . Rozumiem. Bywaja takie chwile :) . Jakby wszystkiego było mało dzwoni Jadźka Denisiuk z Bielska i straszy nas wilkami :lol: :lol: .
Swoją drogą ostatnie nasze zamówienie ikony realizuje wyyyyjąąątkowo długo :!: . Wiem, że te moje relacje czytają jej znajomi, to może popędzą kobietę, bo się nerwowy już robię :evil: :evil: .
W końcu docieramy do karawanu. Jakby wrażeń było mało, to powiem, że podczas naszego spaceru przejechał pług i odgrodził małą pryzmą Karawan od drogi jezdnej :evil: .
Zmęczeni, zmarznięci, przemoczeni i głodni dojeżdżamy do Biesiska. Ogrzali się przy kominku – nie powiem, najedli do syta /to było obżarstwo :D / - nie powiem, zapłacili rachunek oj powiem :shock: , aż mnie przytkało :shock: . Ale jak smakuje i porcje są naprawdę duże to nie wydziwiam. :D
W nowych nastrojach jedziemy do Zawozu. Dojeżdżamy do Dołżycy. Chwila namysłu i skręcam w prawo. Przecież tędy jest zdecydowanie bliżej :idea: . Po 3 – 4 kilometrach wiem, że to był błąd. Wiem ale nie chcę się do niego przyznać :oops: . Kto jechał w błocie pośniegowym prawie po osie wie, co mam na myśli. Renatka blada siedzi koło mnie. Ja nadrabiam miną, a Karawan jedzie, a raczej ślizga się całą szerokością drogi. :? W końcu w Buku staję. Zakładam na koła łańcuchy. Szczęście, że je kupiłem :D .
Jedziemy dalej. Trochę lepiej ale nie za bardzo. Dojeżdżam do Spisówki pełen obaw, co dalej. Biorę pod uwagę :idea: możliwość zostawienia /porzucenia/ Karawanu i przebycia dalszej drogi pieszo. Byle dojść do miejsca w którym będzie zasięg. Dalej się zadzwoni do Zawozu i dobry człowiek w osobie Krzysztofa Markuca przyjedzie. Podjazd pod górę za Spisówką. Koszmar. Silnik wyje na wysokich obrotach, spod kół bryzga błoto pośniegowe, a Karawan prawie wcale się nie posuwa. W końcu jestem na górze :) . Jazda w dół. Renatka wyzywa, bo rozpędzam Karawan na tyle, na ile warunki pozwalają. Chodzi o to by podjechać rozpędem pod następne wzniesienie. W końcu jestem koło kapliczki. Dzięki Ci Matko Boska Łopieńska za opiekę. Teraz wiem, że już chyba dojadę. Z dużymi kłopotami ale już mniejszymi niż dotychczas docieramy do Bukowca. Chcecie to wierzcie, nie chcecie to nie, ale z Dołżycy do Bukowca jechałem około 100 minut. Daje to zawrotną prędkość 8,4 km/godz. Jak byliśmy już w pokoju to Renatka sama /co nie jest rzeczą normalną/ poprosiła żebym jej polał… :lol: :lol: :lol:

bertrand236
26-01-2006, 15:17
Jak już mnie niektórzy z Was popędzili na PW to mi się głupio zrobiło... :?
Dzień następny, to dzień odpoczynku, relaksu i żadnych emocji. Najpierw wizyta u Zdzisława Pękalskiego i długa z nim rozmowa na tematy bieszczadzko-twórcze. Ładne rzeczy pokazywał ale nie były na sprzedaż. :(
Potem wyjazd na zaporę, tę w Solinie. Brak miejsca do parkowania :o , bo ci, co kasują za parkowanie są od kasowania. Do głowy im nie przyjdzie, żeby pomachać szuflą i odgarnąć śnieg, żeby było więcej miejsc. No cóż….
W jednej budce znalazłem dwa ostatnie kalendarze ścienne z widokami bieszczadzkimi. Kupuję i zostawiam w budce. Odbiorę jak będę wracał. Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego Barszczu nie wpadł na pomysł, żeby nadrukować takich kalendarzy :shock: . Widać miał powód albo nie znał zapotrzebowania rynku. /Rynek to nie ja :D . W wielu miejscach mówiono mi, ze nie tylko ja się o nie pytam. Jakby były to by zeszły./
Na zaporze pi :wink: wieje jak w Kieleckiem. Szybko przechodzimy na drugą stronę. Chcemy odwiedzić Andrzeja Lacha. Niestety jego „Jaskinia Zakapiorów” zamknięta. A odgrażał się, że będzie czynna cały rok. Cóż groźby groźbami, a prawa rynku swoje. Widać mu się nie opłaca otwierać dla Renatki i Bertranda.
Schody prowadzące do zapory od strony Jaworu śliskie bardzo są, ale dajemy radę bez upadku. Znowu wieje na zaporze.
Zabieramy kalendarze i jedziemy na obiad do Polańczyka. Już wiemy, że najlepsze jedzono jest: „Pod Malwami” :) . Zasiadamy przy stoliku i zamawiamy Kociołek Bieszczadzki. Dla niewtajemniczonych: jest to kwaśnica. Gorąca i duże porcje. To jest to, czego nam było trzeba. :D Najedzeni i w pełni usatysfakcjonowani wychodzimy.

Postanawiam wykorzystać resztki dnia i pokazać Renatce niezły widok na zalew. W tym celu podjechaliśmy do krzyżówki i wdrapaliśmy się w dwie minuty :D na Kiczerę. Renatka przyznała, że nie spodziewała się takiego widoku w tym miejscu. Ja go znałem, bo latem spędziłem tam kilka chwil w baaardzo zacnym towarzystwie :!: :roll: . Myślę, że Ci, co ze mną wtedy tam byli to pamiętają.
Wtedy też przypomniałem sobie o ewentualnym spotkaniu z Jabolem. Szybki telefon do niego i co się okazuje :?: :?: :?: Jakbym miał lepszy wzrok to mógłbym go zobaczyć. :shock: Był wtedy na Werlasie po drugiej stronie wody. Umawiamy się na spotkanie w Sawkowczyku. :D Jak tam dojeżdżamy to Jabol już tam był. Radosne powitanie. :wink: :D Zapraszam na piwo do Zawozu. No to jedziemy. Biedak myślał, że będziemy konsumować przed sklepem :lol: . Nic z tego. W pokoju mamy cieplej. Jabol przynosi do pokoju łaptoka i pokazuje nam mnóstwo zdjęć. Przy piwku czas płynie bardzo szybko. Nadeszła pora rozstania, a chcieliśmy jeszcze trochę pogadać. Trudno. :( Jabol odjechał, a my tup, tup, :D do gospodarza w celu towarzysko-konsumpcyjnym. :wink:

Stały Bywalec
26-01-2006, 20:10
(...) Jedziemy dalej. Trochę lepiej ale nie za bardzo. Dojeżdżam do Spisówki pełen obaw, co dalej. Biorę pod uwagę możliwość zostawienia /porzucenia/ Karawanu i przebycia dalszej drogi pieszo. Byle (...)
Był ktoś w Spisówce ?
W październiku rozmawiałem z synem śp. Tadeusza.
Ale czy mieszka tam stale, jak niegdyś jego ojciec ? Cały rok ?

bertrand236
27-01-2006, 09:22
Było ciemno jak w d.. Nie pamiętam żebym widział jakieś światła. Nie sądzę, żeby ktos tam był ale moge się mylić.

Pozdrawiam

Astra:)
27-01-2006, 11:30
... Bertrandzie?..

Doczu
27-01-2006, 21:24
Jabol przynosi do pokoju łaptoka i pokazuje nam mnóstwo zdjęć.
Czy to ten sam "Jabol" co kiedyś ??? :twisted: :wink: 8) Tylko patrzeć jak zacznie giepeesa uzywać ;-)

Astra:)
28-01-2006, 01:07
Eeeeeeeee.... No nie opowiadaj Doczu... :D :) Jak Jabol bedzie miał GPS to zacznę podejrzewać, że w kurortach z basenem i tropikalnymi drinkami (nie daj Boże tropikalnych dziewcdzyn! :D) odpoczywa... Nieeeee, no... co to to... chyba nieeeee :D :D :D

bertrand236
28-01-2006, 11:04
... Bertrandzie?..
:wink:

bertrand236
29-01-2006, 22:41
Dzień kolejny.
Postanawiam pojechać do Rajskiego. Dziwne, ale nigdy tam wcześniej nie byłem. Czas nadrobić zaległości.
I tu uwago dotycząca innego wątku na forum. Zawsze jest coś jeszcze do zobaczenia w Bieszczadzie. Nie potrzeba do tego nowych szlaków.

Cały czas mam na myśli resztki starego Rajskiego, a nie to nowe Rajskie przy drodze do mostu na Sanie. Jedziemy od Sawkowczyku i skręcamy w prawo. Droga wąska i śliska. W końcu zostawiamy karawan i idziemy pieszo. Dopadają nas dwa psy. Ujadają strasznie i zachowują się groźnie. Ale nic to. Zostały zignorowane i nie wlekły się za nami.
Ponieważ nigdy tam nie byłem nie znam drogi. Cel mam jeden. Chcę odnaleźć kapliczkę, a raczej to, co z niej zostało. Rozmawiając z Renatką na różne tematy /najczęstszym jest Barnaba/ droga szybko ubywa. Ubywa, ale czy w dobrym kierunku?. Mapencja została w Karawanie. Nie chce mi się po nią wracać. Ach te psy!!.
W końcu dochodzimy do cmentarza. Miejsce, które warto będzie jeszcze odwiedzić w przyszłości. Na wzgórzu, nad wodą. Szczęście tego cmentarza, że nie został zalany. Na lodzie stoi dwóch gości z patykami nad małymi otworami w lodzie. Ciekawe co oni tam robią? Polują na ryby.
Pytam ich o ruiny kapliczki. Jeden nic nie wie na ich temat, a drugi bez słowa pokazuje patykiem na druga stronę wody/lodu. Nie odważamy się z Renatką wchodzić na lód. Wędrowanie po wodzie to domena Jabola.
Wracamy po swoich śladach. Później mimo tego, że wiedziałem, że trzeba skręcić w prawo, polazłem prosto pod górę. Po co tam polazłem? Wiadomo, żeby zobaczyć jaki widok z góry i co jest za górą. Chyba też Wam się to zdarza?
Wróciłem na dół. Po drodze znowu zboczyłem ze ścieżki, żeby zobaczyć jakieś fundamenty domostw ukryte w krzaczorach. Fundamenty nowe ale porzucone. Wygląda tak, jakby ktoś chciał się pobudować na dziko, ale nie było dane mu skończyć dzieła.
Robi się nam zimno i zaczyna coś z nieba spadać. Mokre jakieś. Deszcz albo inna mżawka. W końcu dochodzimy do kapliczki. Jest cudowna, ale natychmiast nasuwają się pytania: Jak długo jeszcze będzie stała. Kiedy się zawali? Czy można temu zapobiec? W tym momencie są to pytania retoryczne. Pstrykam zdjęcia i wracamy.

Cholerne psy się chyba zdążyły rozmnożyć. Były dwa, są trzy. Ten trzeci skubany jest najbardziej agresywny. Wydaje mi się, że kijki trekkingowe, które mieliśmy w ręku budziły ich respekt /a może one właśnie były przyczyną ich agresji?/. Cali i zdrowi dopadliśmy do karawanu. Postanowiliśmy zjeść w Bukowcu. Jedyny bar jaki tam był, był otwarty, serwował smaczne jedzonko i był niedrogi. To tyle pamiętam z tego dnia….

bertrand236
29-01-2006, 22:45
Jest cudowna, ale natychmiast nasuwają się pytania: Jak długo jeszcze będzie stała. Kiedy się zawali? Czy można temu zapobiec? W tym momencie są to pytania retoryczne. Pstrykam zdjęcia i wracamy.

Jabol
29-01-2006, 23:17
o kurcze...Chyba zawali sie niebawem... Ciekawe jaki to koszt ja odremontować? ...Obawiam sie że dopiero wtedy dowiemy sie, że była pod opieką jakchś konserwatorów zabytków czy tym podobnych i że nie wolno samowolnie jej odbudować...:( Jak byłem tam miesiąc przed Toba nie była taka pochylona...Przedwczoraj zwróciłem uwagę na wieżę cerkwi w Baligodzie, nie wiem czy doczeka do wiosny...Też już mocno chyli sie ku upadkowi...ech...

bertrand236
30-01-2006, 09:16
Przedwczoraj zwróciłem uwagę na wieżę cerkwi w Baligodzie, nie wiem czy doczeka do wiosny...Też już mocno chyli sie ku upadkowi...ech...
http://www.bieszczady.pl/?n=Apel_o_pomoc_dla_cerkwi_w_Baligrodzie&newsID=4554
Pozdrawiam

bertrand236
30-01-2006, 12:23
No to jeszcze inne ujęcie kapliczki i widoczek sprzed kapliczki

bertrand236
02-02-2006, 14:51
Sylwester :!:
Drugi z rzędu Sylwester w Bieszczadzie. :D Oby w ten sposób narodziła się nowa Bertrandowa tradycja. :D
Jedziemy złożyć życzenia noworoczne dzieciom. :D Barnaba nazwał to, „że przyjechaliśmy zobaczyć, co i jak”. On jeszcze nie rozumie tego, :shock: że rodzice mogą zapałać nagłą i niespodziewaną tęsknotą do dziecka. :wink: :D
W nocy napadało śniegu. :roll: Jedziemy, więc ostrożnie. Po zjechaniu z obwodnicy droga robi się nieciekawa :? . Śniegu dużo, karawanem zarzuca, ale da się jechać. Niestety nie skręcam w stronę chatki :( . Za dużo śniegu, boję się, że nie przejadę. W końcu spacer też nam się należy. :lol:
Cisza i spokój. :D Wszak jest Sylwester nie należy się, więc spodziewać pilarzy. W pewnym momencie :idea: :?: hałas. :!: Ki diabeł :?: Się zastanawiam. Nagle przed nami pojawiają się auta terenowe, które jadą od strony jeziorka. Pohałasowały, posmrodziły i pojechały. :evil:
Prowadzę Renatkę droga tradycyjną, przez potok. Najpierw w śniegu powyżej kolan :) , a później przez lód :D . Kicha lodu zabrakło :shock: :D . Ktoś przed nami go załamał. Narobił skubany Renatce kłopotów :!: . Bidula prawie przeskoczyła potok. Prawie to znaczy, ze woda wdarła się tylko do jednego buta. :lol: :lol:
Dochodzimy do chatki i tu dwie niespodzianki :shock: . Niespodzianka pierwsza – w chatce nie ma ani Ani, ani Barnaby :cry: . Poszli na spacer. Niespodzianka druga – w chatce jest Anyczka :D :!: i gość, którego kojarzę z zeszłego Sylwestra tylko nie przypominam sobie imienia :cry: /w chatce tez był Rafał z kolegą, ale to nie jest niespodzianka, bo ich już widzieliśmy kilka dni temu/. Nastąpiło czułe powitanie z Anyczką :oops: :P . Wszak poznaliśmy się właśnie w tej chatce równo rok temu :D . Gość, którego kojarzyłem z ubiegłego Sylwestra to Harnaś :idea: . Teraz już będę pamiętał :lol: . Harnaś raczy nas herbatą. Czekamy na Anię i Barnabę i rozmawiamy z młodymi. Rozmowa schodzi na chatkę i jej potrzeby remontowe. Czas mija szybko.
W końcu nadchodzą dzieci. :D Są zmęczeni, ale zadowoleni :wink: /ciekawe gdzie byli i co robili?/. :wink: Opowiadają o ambonie, głębokim śniegu i o wietrze. Ta opowieść nie brzmi wiarygodnie :lol: , ale co tam, są w końcu pełnoletni. :D Rozbili sobie namiot na strychu w chatce i tam mieszkają.
Wypijamy małą piersiuweczkę i pomału zbieramy się do odejścia. Przyjeżdża Żubr. Okazuje się, że też go poznałem w ubiegłym roku. Przywozi ze sobą piłę łańcuchową. Chatkowicze się cieszą, że nareszcie w chatce będzie ciepło. Żal wychodzić z chatki i opuszczać to miejsce :cry: . Jeszcze większy żal niż ubiegłym roku. :cry: :cry: Tym razem przechodzimy przez okropnie oblodzony Jabolowi Mostek. Tak go nazwałem, bo Jabol i nie tylko on go zbudowali/zmodernizowali. Barnaba zabiera śmieci z chatki i odprowadza nas do Karawanu. Jak jesteśmy przy aucie od strony jeziora nadjeżdżają trzy skutery śnieżne. Robią straszny hałas. :twisted: Barnaba próbuje załapać się na stopa, ale go olewają i nie zawracają tylko zjeżdżają na dół. Żegnamy się z synem i wracamy do Zawozu. Z gospodarzem wypijamy, co nieco :D i idziemy do swojego pokoju. Zostajemy sami, bo gospodarze idą na imprezę do sąsiadów. :cry: O reszcie wieczoru mogę powiedzieć, że był to nasz najgorszy :twisted: Sylwester, pomimo ze w Bieszczadzie. Więcej tylko we dwoje o tej porze roku tam nie pojedziemy. I to by było na tyle. W następnym odcinku będę się kajał…… :oops: :oops: :cry: :cry:

Anyczka20
02-02-2006, 15:27
:mrgreen: Miło było się znów spotkać w tym miejscu i w takich okolicznościach...jakies deja vu czy co? :lol: Coś tam jest co tak strasznie przyciaga....a mimo to było nas tylko 7 osób..sami swoi..jejku chyba tam zamieszkam :mrgreen: 8) :lol:

Przyjeżdża Żubr. Okazuje się, że też go poznałem w ubiegłym roku. Przywozi ze sobą piłę łańcuchową. Chatkowicze się cieszą, że nareszcie w chatce będzie ciepło.
Hahahaha..ano było ciepło :twisted: ..zdecydowanie za ciepło 8) :lol: +30 stopni to lekka przesada :lol:
Pozdrawiam..i do następnego :D

Astra:)
02-02-2006, 19:17
[quote="Anyczka20"]+30 stopni[/quote

Yyyymmm... To jest sztuka! "zrobić" Lato w środku Zimy :D

P.S. Przy takiej temperaturce... to można bylo w strojach kąpielowych w chatce chodzić... Albo i bez :)

Pozdrawiam

bertrand236
07-02-2006, 16:15
Nadszedł ten oczekiwany Nowy Rok :D . Nawet nie zauważyliśmy, kiedy :o . Za to rano….rano… ranek był przecudny :!: . Wyspani, bez kaca, słowem cudownie :!: . Śniadanko i szybko jedziemy po młodych. Wszak zabieramy ich z chatki. W chatce też wszyscy wyglądają raźnie pomimo pustych flaszek :shock: Chyba tak działa magia tego miejsca. 8) Opowiadają nam jak to dzięki pile, którą przywiózł Żubr w chatce było nocą ponad 30 stopni Celsjusza. :o :!: Żegnamy się z wszystkimi i w drogę.

Po drodze dosyć daleko od chatki widzimy, że idzie „Czerwony Kapturek” 8) :lol: . Może nie dosłownie, ale dziewczyna odziana w czerwoną kurtkę z plecakiem na plecach. Doznaję olśnienia :idea: ….. Nigdy jej nie widziałem, ale wiem, kto to jest :idea: . Otwieram okno Karawanu i „Cześć Astra” – się odzywam. Dziewczyna prawie przysiadła z wrażenia :o :shock: :D . Starszawy facet :!: , którego nigdy nie widziała pozdrawia ją po imieniu :?: Niesamowite :!: Astra namawia nas do powrotu do chatki. Może w plecaku ma jakieś zapasy płynów, albo, co :?: Niestety odmawiam :( , ale chcemy zdążyć na Mszę Św. do Łopienki.
Teraz nadszedł ten moment :!: … zachowałem się okropnie :oops: :oops: i w tym miejscu przepraszam Cię Astra. Nawet nie wyszedłem z Karawanu co by się przywitać. Nie wiem, dlaczego tak się zachowałem :( . Możesz mi wierzyć, że normalnie tak się nie zachowuję. A jak mi nie wierzysz to zapytaj innych naszych wspólnych znajomych. Stało się i już. Mam nadzieję, że mi wybaczysz to moje zachowanie. :oops: :oops:

Jedziemy do Cisnej. Cisna jak to Cisna senna zimą. W Siekierezadzie parę osób przyjmuje tabletki piwne :D na ból głowy. Robimy zakupy w Samie i jedziemy dalej. Po drodze krótki postój u Ryśka Denisiuka :D na życzenia Noworoczne. Dojeżdżamy do Fantasmagorii. Tam ostatni tego pobytu rzut oka na Smerek, tudzież inne połoniny /bardzo lubie widok z tego miejsca/ :shock: i wracamy.

Obiad jemy w Biesisku. Barnaba bardzo ciekawy pyta Tomka ile kosztuje jazda skuterem śnieżnym :?: Po minie jego widzę, że odpowiedź nie przypadła mu do gustu. Kosztuje to 200 PLN/godzinę :!: , ale w godzinkę można zdążyć na Jasło i z powrotem :shock:
Po obiadku jedziemy w stronę Łopienki. Samochód zostawiamy na parkingu przy Spisówce i dalej idziemy pieszo. Rok temu szło tą droga sporo ludzi, teraz tylko my. Śladów samochodowych też nie ma. Czyżby Mszy nie było :?: Po drodze mija nas autko z księdzem. Dochodzimy do Łopienki. Pusto.
Cerkiew też zupełnie inna niż w ubiegłym roku. Rok temu mury wewnątrz były przystrojone gałęziami z zielonym igliwiem. W tym roku nic :( . W ubiegłym roku między kamieniami w murze paliło się kilkadziesiąt zniczków. W tym roku nic :( . Natomiast nastrój w tym miejscu jest zawsze ten sam :D . Ksiądz Piotr zwleka chwilę z rozpoczęciem Mszy Św. Prosi Renatkę, Anię i Barnabę o czytanie w czasie Mszy i śpiewanie psalmów. He,He mi się upiekło :lol: :lol: :lol:
Doszło jeszcze parę osób. Razem jest nas 9 razem z księdzem. W trakcie Mszy przybywa jeszcze kilka osób. Jest nas mimo wszystko garstka. Rok temu było nas 120-150 osób. Pod koniec Mszy zorientowałem się, że nikt nie zbierał na tacę. :idea: Barnaba bierze swój kapelusz bieszczadzki :D i czyni powinność Kościelnego :D . Po Mszy jeszcze rozmowa z Księdzem Piotrem o cerkwi w Łopience i o cerkwi w Górzance. Spacerkiem dochodzimy do Karawanu.

Jedziemy do Zawozu. Tam gospodarze witają Barnabę prawie jak syna :? . Ma chłopak szczęście nawet nie musiał płacic za nocleg :D . Następnego dnia rano wyjeżdżamy z Bieszczadu. I to by było na tyle. Acha jeszcze przez kilka dni po powrocie do Poznania wszystkie rzeczy Barnaby wydzielały z siebie woń chatkowego kominka :D :D . Popimo tego, że były prane.

Doczu
07-02-2006, 20:28
Acha jeszcze przez kilka dni po powrocie do Poznania wszystkie rzeczy Barnaby wydzielały z siebie woń chatkowego kominka . Popimo tego, że były prane.
Heh przez ten zapach, to ja swego czasu musiałem się ostro zonie tłumaczyć, że na delegacji było ognisko, grille itp :-)

Astra:)
08-02-2006, 01:25
Po drodze dosyć daleko od chatki widzimy, że idzie „Czerwony Kapturek”

:) No ladnie :) na białym tle sniegu ciężko mnie nie zauważyć... :) ALe żeby ropoznać nie znając mnie wcześniej? :)
Szczerze, to tak się zamysliłam, że gdybyś mnie nie zagadał powitalnym "Cześć Astra", to minęłabym was (albo wy mnie :)), jak mija się drzewa po drodze :) Fajnie, że tak pewnie i zdecydowanie podszedłeś do swojego "olśnienia" :)


Teraz nadszedł ten moment … zachowałem się okropnie i w tym miejscu przepraszam Cię Astra. Nawet nie wyszedłem z Karawanu co by się przywitać. Nie wiem, dlaczego tak się zachowałem . Możesz mi wierzyć, że normalnie tak się nie zachowuję. A jak mi nie wierzysz to zapytaj innych naszych wspólnych znajomych. Stało się i już. Mam nadzieję, że mi wybaczysz to moje zachowanie.

Drogi Bertrandzie! Nie ma o czym mówić! Li tylko o tym, że szkoda, iż nie daliście się namówić na powrót do chatki :) Spóźniłam się jak nic... Wielka szkoda, którą trzeba koniecznie nadrobić :)

To kiedy? :)


Pozdrawiam
Astra

bertrand236
08-02-2006, 13:16
To kiedy?

Hmmm.... Chyba znowu zrobię Ci niespodziankę :lol: mam ambitnego plana, ale nie chcę zapeszyć. :roll: jakby co, to mam telefon do Ciebie. Czy ta końcówka z mojego nicku jest aktualna :?: :D

Pozdrawiam