PDA

Zobacz pełną wersję : Wspomnienia z letniej wyprawy rowerowej po Bieszczadach.



Krzyżak
17-01-2006, 01:47
Witam wszystkich!

W ostatnim tygodniu sierpnia miałem również okazję z moją dziewczyną (byłą) przejechać ładny kawałek Bieszczad na rowerku oczywiście. Rozpisaliśmy sobie trasę na 6 dni. Zaczęliśmy od Sanoka: śniadanie nad Sanem i odpoczynek po 12-godzinnej podróży pociągiem, obowiązkowo skansen; dalej przez Zagórz - Lesko do Ustrzyk Dolnych i tam pierwszy nocleg (oczywiście pod namiotem) u przypadkowego, miłego gospodarza. Drugiego dnia przez Czarne, Lutowiska, do Ustrzyk Górnych. Tutaj zatrzymaliśmy się na dłużej bo „aż” na dwa noclegi na polu namiotowym P.T.T.K. Naprawdę pozytywny klimat. Trzeciego dnia zostawiliśmy rowerki i ruszyliśmy trochę pieszo. Co prawda oklepana, trochę już wydeptana Tarnica (ale jakby mogło być inaczej), szlakiem do Wołosatego. Pogoda piękna i w ogóle pięknie. Czwarty dzień powitał nas ulewą więc z Ustrzyk G. wyruszyliśmy dopiero ok. 14-tej. A w planie trochę było. Mimo deszczu, chwilami naprawdę ulewnego plan prawie udało się zrealizować, poza jednym punktem, ale to za chwile. Trasa tego dnia to Brzegi Górne – Wetlina (z pięknymi serpentynami po drodze :), idealne na rower) dalej do Kalnicy i tu skończyły się asfalty, a zaczęło się całe piękno Bieszczad. Przestało nawet padać :). Ruszyliśmy wzdłuż Wetlinki przez rez. Sine Wiry. Salamandry chodziły sobie po drodze i nawet dały się fotografować. Coś wspaniałego. A celem tego dnia była Studencka Baza Namiotowa na Łopience. Wszystko może było by dobrze gdyby nie wcześniejsza całodniowa ulewa i fakt, że drogi zamieniły się w jedno wielkie błocko, a my przecież mieliśmy jeszcze ze sobą rowery załadowane 30 kg bagażem. Ale nic, brnęliśmy w to błoto dalej, ciemno się robiło. Brudni od błota po szyje, przemoknięci maksymalnie no i nie ukrywajmy że już nieźle zmęczeni zatrzymaliśmy się w końcu i zastanawiamy się co dalej. Pobiegłem (dosłownie) zobaczyć jak to jeszcze daleko. A tam jeszcze gorzej no i daleko więc podjęliśmy decyzję, że jednak wracamy na dół. Widzieliśmy tam wcześniej jakieś małe pole namiotowe. W końcu całkiem po ciemku dotarliśmy do tego pola. Na szczęście właściciel pola był na tyle miły, że udostępnił nam przyczepę campingową i mogliśmy chociaż spać w suchym. Przygoda piękna. Kolejny dzień to już powrót do Zagórza przez Polańczyk i Solinę. Tam już uroku Bieszczad nie widać przynajmniej o tej porze roku :(.
Od tego czasu sporo się zmieniło, ale moje przynajmniej zafascynowanie Bieszczadami nie przeminęło i w tym roku na przełomie sierpnia i września również planuje podobną wyprawę tak na tydzień. Szukam tylko podobnych zapaleńców na rowery, których ciągnie w Bieszczady każdego roku tak jak mnie.

Pozdrowienia dla wszystkich Bieszczadników!