Zobacz pełną wersję : Rozplanowanie wędrówki. Potrzebna pomoc :)
Jak w temacie, jedziemy z 2 kumplami latem w Bieszczady, na jakies 10 dni. Jedziemy z Łodzi zapewne do Zagórza a stamtąd...no właśnie, gdzie? Obcykane mamy już wszystkie "komercyjne szczyty" typu Połoniny, Tarnice itd. :) Dlatego szukamy czegoś nowego, ja sam chętnie zobaczyłbym jakieś ruinki. Jeśli chodzi o noclegi, to na pewno bazy studenckie. Nie jesteśmy grupą moherów, możemy znieść dość ciężkie trasy. Mam jeszcze pytanie co do noclegów na dziko. Jakie niebezpieczeństwa czychają na osoby śpiące w środku lasu?
z góry dzięki za pomoc
Nie jesteśmy grupą moherów, możemy znieść dość ciężkie trasy.
:?: :?: :?:
Jakie niebezpieczeństwa czychają na osoby śpiące w środku lasu?
Głodne wilki :twisted: ,wściekłe,krwiożercze psy :twisted: ,strażnicy parku :shock: no i jakiś metr śniegu(no może pół metra :?: )
:D :D :D Oni jadą latem, więc nie ma co ich straszyć śniegiem, a i wilki nie są skore do zaczepek.
Utarł się dobry zwyczaj na forum, że nikt Ci nie doradzi, jak łamać prawo i nie licz na wyraźne wskazówki w tym zakresie. Jest dość miejsc legalnych do biwakowania, by trasa była i atrakcyjna i "nie komercyjna".
Osobiście polecam szlak od Przysłupu Caryńskiego, przez Dwernik Kamień, Krywe, Łopienkę, Rabe do Komańczy.Lub w odwrotną stronę. Mniej tam ludzi, są ruinki.
Długi
Dla wytrwałych tez przejście najdłuższej góry czyli Otrytu i zejście przy jedynej cerkwi bojkowskiej w Smolniku.
W ogóle jak się jedzie już któryś raz w Bieszczady to można w końcu zahaczyć o MBL (=skansen) w Sanoku. Jest naprawdę porządnie zorganizowany i ciekawie się go ogląda, a wpleciona tam wystawka poświecona czasom PRL dodaje nostalgicznego kolorytu, można wejść do wiatraka, zobaczyć starą wiejską szkółkę i zgromadzone w jednym miejscu cerkwie. Do kilku wnętrz można samemu wejść, do pozostałych z przewodnikiem. (Na zwiedzenie go dobrze zarezerwować znacznie więcej niż godzinkę.)
Do kilku wnętrz można samemu wejść, do pozostałych z przewodnikiem.
Na pierwszy i drugi raz polecam z przewodnikiem. Naprawdę warto.
Oprowadzający są świetnie przygotowani. Warto samemu wcześniej poczytać i w trakcie zwiedzania uzupełniać już nabytą wiedzę. Przewodnicy bardzo chętnie nawiązują kontakt i dzielą się ponadstandardową wiedzą, jeżeli z drugiej strony widzą czynne zainteresowanie.
Pozdrawiam
Długi
Oprócz trasy zaporoponowanej przez Długiego, która znam i także polecam, zaproponuję taki wyryp dla prawdziwych turystów czyli UG - Rawki - Rabia skała - Okraglik - Hyrlata - Matragona - Wołosań - Chryszczata - Komańcza. Niewatpliwie da wam w kość.
Moja propozycje z jednego wora:
Dźwiniacz, Bukowiec, Beniowa, Sianki z obowiązkowym szukaniem pozostałości po wąskotorówce w okolicach drogi do Tarnawy i nie tylko
J.P
Dzieki za pomoc. Co do przewodnika, to już byliśmy z przewodnikiem (na obozach wędrownych) nie raz. Chcieliśmy spróbować czegoś na własną rękę. Może na razie znajdziemy sobie jakiś tani domek (na oku mamy Kalnice, nie wiem czy jest tam coś ciekawego :) ), ponieważ są trudności z kupnem plecaka i butów (wszystko się dziwnym trafem nagle rozleciało...), oczywiście z powodów finansowych. Jeszcze raz wielkie dzięki :)
Co do przewodnika, to już byliśmy z przewodnikiem (na obozach wędrownych) nie raz. Chcieliśmy spróbować czegoś na własną rękę.
Ridzu, z tym przewodnikiem się chyba nie zrozumieliśmy. Nie chodzi o przewodnika, który wam zorganizuje trasę, ale wyłącznie o przewodnika ze skansenu, który tylko po skansenie oprowadza (np. tak jak na zamkach). Bo inaczej nie wszystko co ciekawe zobaczycie. (Technicznie rzecz biorąc to jakoś kosztuje dodatkowo, ale jak się zbierze grupa to zbiorowo po kilka złociszy można poświęcić.)
ponieważ są trudności z kupnem plecaka i butów (wszystko się dziwnym trafem nagle rozleciało...), oczywiście z powodów finansowych. Jeszcze raz wielkie dzięki
Ależ nie plecaki i buty są największym problemem. (Ja też kasą nie grzeszę.)
A najwięcej przeszłem z ruskim plecakiem kupionym na targu od ruskich - taki bez stelaża szmaciany (śmiałem się że to chyba na ruskiego komandosa, bo miał za długie szelki i na krzyż je zawiązywałem). Przeszedł ze mną wiele, także za granicą. A na Ukrainie to w sam raz się wtapiał w tamtejszą jakość. Niedawno się dopiero poprzecierał i tak sobie marzę że może uszyję jego replikę.
A buty? Pamiętam jak na pierwsze wyprawy kupowałem w pośpiechu na kilka dni przed wyprawą tanie polskie trapery. Trzeba było tylko twardo nie zwracać uwagi, na ich niedopasowanie (może odrobinę masochizmu). Ale dało się, spoko.
Czasem można poratować się pożyczeniem, czasem kupić tańszy asortyment. A jak będziesz tylko czekał na wystarczające fundusze.... szkoda czekania.
UG - Rawki - Rabia skała - Okraglik - Hyrlata - Matragona - Wołosań - Chryszczata - Komańcza
Nooo ale to z pewnością nie w jeden dzień. Chyba że biegiem 8) 8)
Niewatpliwie da wam w kość
Z pewnością :mrgreen: :mrgreen:
Chłopaki idą na 10 dni, jak nawet po przyjeździe i wytrzeźwieniu pójdą przez rawki i rabia skałę do Roztok to i tak jak dojda pod wieczór i padna na łózka to nie wstana przez dwa dni. Potem cały dzień by doczołgac sie do Rabego do bazy studenckiej i tam wiadomo ze na trzeźwo wyjśc się w trzy dni nie da. A po przejściu z Rabego przez Chryszczata do komańczy trzeba nieźle odpocząc by miec siły na wejście do pociagu.....
:)
A buty? Pamiętam jak na pierwsze wyprawy kupowałem w pośpiechu na kilka dni przed wyprawą tanie polskie trapery.
No tu malo trochę pożartował :D
Jeżeli jedziecie w Bieszczady na 10 dni i naprawdę zamierzacie chodzić, to rozwiązanie proponowane przez malo dotyczące butów chyba nie wchodzi w rachubę. Na Bieszczady, to moje zdanie, trzeba mieć dobre buty, bo to nie tylko wygoda, ale przede wszystkim bezpieczeństwo. Niejeden się już o tym przekonał. Plecak może być, albo i nie, ale buty dobre na pewno. Życzę, mimo trudności, zrealizowania Twoich planów. Nie będziesz żałował :D
malo napisał:
A buty? Pamiętam jak na pierwsze wyprawy kupowałem w pośpiechu na kilka dni przed wyprawą tanie polskie trapery.
No tu malo trochę pożartował
Dobra żartowałem, bo pamietam że tak bywało na pierwszych wyjazdach na Jurę (a nie w Bieszczady). A wygladało tak: pierwszego dnia - bolące paluchy, drugiego dnia - zdarta skóra, trzeciego dnia - pierwsza partia plastrów, czwartego dnia - druga partia plastrów, kolejne dni - plastry się skończyły i olałem zakrwawione skarpetki w butach, nawet ich nie zmieniałem, eee... po co. Pozostała siła woli.
Ale bezpieczeństwo to racja - zwł. o siebie względem innych, tzn. aby swoimi niedomaganiami nie narobić trudności innym.
Stały Bywalec
08-02-2006, 10:04
Malo:
Ale bezpieczeństwo to racja - zwł. o siebie względem innych, tzn. aby swoimi niedomaganiami nie narobić trudności innym.
Święte słowa. Często nie zastanawiamy się, jak własną kontuzją (często z lekkomyślności lub wręcz głupoty) albo zawinionym brakiem formy (jedziemy w góry bez żadnej zaprawy, po miesiącach siedzenia na d... przy biurku i w samochodzie) możemy pokrzyżować plany wędrówkowe innym osobom, z którymi umówiliśmy się na wspólne łażenie po górach.
Znam to z autopsji. A to kogoś but uwiera i obtarł sobie stopę do krwi, a to ktoś zadyszki dostaje, inny sobie nagle "przypomina", że najpóźniej o ... godz. musi wrócić, itd. I grupka nagle zaczyna się buntować, padają żądania skrócenia zaplanowanej zaledwie parę godzin temu trasy, a jak jest to niemożliwe, to wręcz powrotu.
Ja też mam coś nie coś na sumieniu. Jakieś 15 lat temu pojechałem w Bieszczady bez przygotowania fizycznego i w dodatku w kiepskich butach. Po kilku dniach nadwyrężyłem sobie staw kolanowy w jednej nodze, a ścięgno w drugiej. Tak, że mogłem sobie co najwyżej chodzić drobnym kroczkiem po Polańczyku. Skomplikowałem tym samym pobyt w Bieszczadach koledze, który musiał łazić po bieszczadzkich wertepach sam.
My tego typu problemy przeżywamy bardziej po amatorsku, w sumie odbywa się to bez konsekwencji, nie licząc drobnych niesnasek towarzyskich. Ale alpiniści czy inni wykwalifikowani podróżnicy mają tę zasadę (niekomplikowania innym sytuacji własnymi słabościami) uwzględnioną w niepisanym kodeksie.
pojechałem w Bieszczady bez przygotowania fizycznego i w dodatku w kiepskich butach. Po kilku dniach nadwyrężyłem sobie
Z takich względów wskazane jest wpierw zrobić sobie przygotowanie we własnej okolicy.
Dla mnie takim przygotowaniem była wiosenna 30km trasa szlakiem między sąsiednimi miastami. To było pierwsze większe przejście w wieku ....nastu lat. Początkowo zdziwiłem się, że można taką trasę zrobić tylko na jednym odpoczynku. Ale pod wieczór gdy przyjechałem pod dom, to ledwo się mogłem dowlec do pokoju. Ja p....czę - takich zakwasów w życiu nie miałem. Przez 2 tyg na wf-ie biegałem jak pokraka. Ale po tej pierwszej "szczepionce" - było już good. Gdyby to się stało na większej wyprawie.....?
Stały Bywalec
08-02-2006, 15:43
Malo:
Gdyby to się stało na większej wyprawie.....?
Wtedy taki ktoś zepsułby, a co najmniej skomplikował, wyprawę. Bo przecież miałby przypisane wcześniej jakieś funkcje, które musiałby przejąć od niego inny uczestnik (dodając je do swoich obowiązków).
A jaki morał z tego wynika dla nas, skromnych bieszczadników ? Ano, dobierajmy sobie składy wycieczek wg możliwości kondycyjnych uczestników. A ponadto przed wyjazdem poświęćmy nieco czasu na skompletowanie odpowiedniego obuwia, impregnatu do tegoż, oraz skarpet. Chociaż mnie kiedyś w studium wojskowym uczono, że najlepsze są flanelowe onuce ... :)
który musiał łazić po bieszczadzkich wertepach sam.
Tak prawdę mówiąć (choć to niepedagogiczne i trochę bezmyślne, jak sądzą niektórzy) takie chodzenie po górach odpowiada mi najbardziej
J.P
Stały Bywalec
08-02-2006, 18:43
Gar:
Tak prawdę mówiąć (choć to niepedagogiczne i trochę bezmyślne, jak sądzą niektórzy) takie chodzenie po górach odpowiada mi najbardziej
Kiedyś była na tym forum cała dyskusja - czy chodzić po B. samemu (samej), czy w towarzystwie. Podpowiedziałbym Ci link do tego tematu, ale nie wiem, gdzie go teraz szukać (dyskusja ta miała miejsce w czasie, gdy forum nie było jeszcze tak rozbudowane). A większość wypowiedzi była b. ciekawa. :!:
Może któryś z Adminów Ci pomoże.
bertrand236
09-02-2006, 07:57
Kiedyś była na tym forum cała dyskusja
http://forum.bieszczady.info.pl/bieszczady1238.html&highlight=samotnie
Pozdrawiam nie Admin
Ezechiel
09-02-2006, 16:24
http://forum.bieszczady.info.pl/bieszczady1238.html&highlight=samotnie
Pozdrawiam nie Admin
Ach te czasy. Byłem wtedy piękny i młody. Teraz jestem tylko "i" . ;-). Przydałaby się tam interwencja moda, aby temat był bardziej informacyjny a mniej romantyczny. Psiakość - taka specfika gór. Nawet jak piszesz informacje o Bieszczadach - to poezja wychodzi.
Jeśli chodzi o propozycję trasy to sugeruję przejście odcinka Okrąglik - Łupków. Nocleg po drodze w leśniczówce i w schronisku studenckim w Łupkowie. Na odkrycie czekają też dolinki " zapołoninskie" w Bieszczadach Wysokich, oraz rozmaite ruinki (okopy etc) na wschodzie, w okolicach Baligorodu, Cisnej i Komaczy. Osobiście polecam Carynskie, z pozostałościami po wsi, oraz odcinek z Cisnej do Komanczy.
Generalnie jeśli ktoś jest miłośnikiem historii to Beskid Niski jest ciekawszy, ale w Bieszczadach można też sporo znaleźć. W każdym razie porządny przewodnik jest niezbędny, bez tego znalezienie ciekawszych obiektów jest trudne. Ja, gdy chodzi o tropienie historii, korzystam z map p. Krukara i przewodników Ruthenusa.
Ale bezpieczeństwo to racja - zwł. o siebie względem innych, tzn. aby swoimi niedomaganiami nie narobić trudności innym.
Napisałem to kilka postów wcześniej.
Ale żeby być w zgodzie z sobą to muszę napisać, że bardziej chodzi o to co się ma "w sobie" niż na sobie.
Zawsze z przymróżeniem oka patrzyłem na opowieści jak to powinno wyglądać skompletowanie wyposażenia (może i dlatego że sam kasą nie grzeszę). Więc poczekałem do pierwszego zimowego włóczęgowania po Bieszczadach (ale niepierwszego zimowego po górach w ogóle).
Ze stricte jakościowo zimowego zdobytego wyposażenia miałem: impregnat do butów (za 20pln) i termos stalowy.
Reszta to: powszednie rzeczy (buty - pseudotrekkingowa "chińszczyzna" z hipermarketu za 49,90pln, kurtka typu lumpex "nieoddychająca", rekawiczki szmacianki, skarpety ze sklepu jak to skarpety), samorobne (stuptuty uszyłem sobie w pociągu z rękawów starej zimowej kurtki), lub nieco zdezolowane (plecak z niedziałającym pasem biodrowym, naprawdę to rzadko używam pasa nawet gdy działa).
Powłóczyłem się solo i niemało sam sobie przecierałem szlaków niewychodzonych zimą, i bez urazy dla tych którzy przykładają uwagę do właściwego kompletowania sprzętu... ja nadal patrzę z przymróżeniem oka na dyskusje o kompletowaniu sprzętu.
(Tak naprawdę to poważniej taką dyskusje wziąłbym do siebie gdybym planował noclegowanie zimą w warnkach polowych, gdzie rzeczy nie będą miały możliwości podeschnąć.... ale gdy korzystamy ze schronisk.... łeee tam.)
Ważniejsze jest obycie z wędrówką, własna zaprawa niż ten cały sprzęt.
Zawsze z przymróżeniem oka patrzyłem na opowieści jak to powinno wyglądać skompletowanie wyposażenia
Nooo... Nareszcie :D Swój człowiek...Z tą tylko różnicą ze Ty "przymróżałeś" oko a ja "przymrużałem", ale bez urazy :D Treść postu zrozumiała...Pozdrawiam :lol:
Ważniejsze jest obycie z wędrówką, własna zaprawa niż ten cały sprzęt
Niestety z tym sie zgodzic nie mogę. Najważniejsze są buty i skarpety. To wie każdy kto musiał przecinac obuwie gdy mu spóchły pokrwawione nogi. Miałam taki przypadek na poczatku lat 80-tych. Luksus nowe adidasy, kiepska skarpeta, najpierw nogi bolały potem piekłynastępnie zrobiło mi się ciepło w stopy i przestało mnie boleć. Jakos doszłam do Ustrzyk Górnych nie skarżąc się. Na kempingu Lutek kazał mi pokazać stopy. Potwornie byłam zdziwiona gdy okazało się, że buty nie można było zdjąć. Na szczęście był lekarz goprowiec więc opatrzył mi stopy. Przez dwa dni chodziłam z bandażami w starych kapciach Lutka. Tylko Prut pies legenda miał radochę bo siedząc na kempingu znosiłam jego kombinowanie np. jak naciągnąć turystę na ostatnia konserwę i jej potem nie zjeść.
Miałam taki przypadek na poczatku lat 80-tych. Luksus nowe adidasy, kiepska skarpeta,
Tak, też się zetknąłem z podobnym przypadkiem. Na wędrówce kolega zaczął mieć jakiś problem z "chodzeniem". Gdy pod koniec dnia zdjął buty - pechęrz obejmowały 2/3 podeszwy stopy (nie było ich tylko we wklęśnięciu stopy). Diagnoza lekarza była podobna: skarpety. Dla kolegi to był oczywiście koniec trasy.
Niemniej uważam że oba podejścia do sprawy są możliwe, bo ja osobiście wiem że jestem w stanie iść z defektem (nawet mocnym) w butach. Ale oczywiście nie mogę tego wymagać od innych. No i taka skarpeta zdarza się raz na......
Od tamtego wydarzenia też już minęło ok.10 lat, więc mam nadzieję że już takich skarpet nie produkują. No i niestety aby zaradzić trzeba by każdemu na starcie sprawdzic skarpety (a zdaję się że to naprawdę jakiś rzadki model skarpet tak działa).
Cos mi sie wydaje,ze chcesz pokazac przede wszystkim jaki z Ciebie nie jest twardziel moze sie myle :wink: .Przeciez w wedrówkach po górach nie chodzi o to aby cierpiec z powodu np. obolalej stopy i pokazywac swoja odpornosc na ból.Moim zdaniem maksimum komfortu i bezpieczenstwa,jesli te dwie rzeczy sa spelnione to mozna sie bez stresu cieszyc tym co nas otacza.Pamietam zawsze nawet latem mocne, twarde u sztywniajace kostke obuwie oraz gruba skarpeta to podstawa na to bylismy od czasów szkolnych uczulani.
ja osobiście wiem że jestem w stanie iść z defektem (nawet mocnym) w butach. Ale oczywiście nie mogę tego wymagać od innych.
Zastanawiam sie co by bylo jak by wlasnie wspóltowarzysze ubrali sie odpowiednio a ty wlasnie po pierwszym dniu mialbys same rany co wtedy? a drugi dzien wedrówki?,a trzeci.Moze i jestes twardzielem nie znam cie,ale takie rany,pecherze czy otarcia moga miec gorsze w skutkach konsekwencje.Pozdrawiam
Ezechiel
13-02-2006, 22:35
Dla mnie moje bomble są świadectwem mojej głupoty i lekceważenia gór. Nie chodzi nawet o ból, ale o wstyd i zażenowanie za sprawianie kłopotów kolegom.
Sprzęt- nie jest konieczny, ale bywa niezbędny. Grunt, żeby wiedzieć kiedy i jaki. Buty IMHO stanowią minimum, nie muszą to być nawet skórzane "treki", wystarczą solidne trzewiki i dwie pary skarpet.
Oczywiście zimą BHP jest znacznie ostrzejsze i sprzęt zaczyna grać ważniejszą rolę. Rezygnacja ze sprzętu kosztem bezpieczeństwa to IMHO głupota a nie oszczędność. W planowaniu wyjazdu należy wziąć pod uwagę również testowanie nowego sprzętu.
Ja np. nowe buty i plecak testuję w lasach Trójmiasta. Mogę sprawdić kondycję i ewkipunek. IMHO właśnie znajomość sprzętu i siebie jest kluczowa.
Oczywiście zimą BHP jest znacznie ostrzejsze i sprzęt zaczyna grać ważniejszą rolę.
Ostrzejszą? Ważniejsze? -czyli co tak właściwie?
Bo u mnie z konkretnych rzeczy to: impregnat + termos + samorobne stuptuty (poza tym że najzwyklejsza lumpeksowa kurtka, czapka, rekawiczki, kalesony).
IMHO właśnie znajomość sprzętu i siebie jest kluczowa.
Ooo, to tak ! Choć może ja to nieco inaczej traktuję: jeśli sprzęt jest "cienki" ale z góry to znasz i wiesz jak z tym radzić - to ok. Jak dla mnie wtedy możesz nawet w indiańskich mokasynach (lub jak szerpowie w trampakch po lodowcu).
Cos mi sie wydaje,ze chcesz pokazac przede wszystkim jaki z Ciebie nie jest twardziel moze sie myle.
Frieber odchodzimy od tematu - ale niech będzie:
W góry jadę bo je kocham. Bo chcę pooddychać tym co dają, nacieszyć oko, ale także zmieszyć się z własnymi słabościami. Słabością do pokonania może być wyszorowanie osmolonego nad ogniskiem garu, mogą być też nienajlepiej dopasowane buty, może być każdy inny problem napotkany na trasie któremu stawiamy czoła. Tak w tym sensie na każdego można spojrzeć jak na twardziela.
Twardzielem był mój mały kolega z podstawówki którego wziąłem w Bieszczady i spaliśmy w dziczy pod pałatkami (a po wszystkim powiedział że najgorsze było szorowanie gara). Ja sobie też staram na wyprawach wyszukiwać jakiś nowy cel (nie tylko nową trasę). Nie mam się co wstydzić, choć ten przypis "bieszczadnik" po 25 wpisanych postach może trochę przydzielany na wyrost przez system.
Przeciez w wedrówkach po górach nie chodzi o to aby cierpiec z powodu np. obolalej stopy i pokazywac swoja odpornosc na ból.
To zależy dla kogo. Jeśli chcę się z czymś zmierzyć - to jakaś doza cierpienia może być w to wpisana. No nie żeby od razu planować specjalnie wziąć niedopasowane buty. Ale zawsze na myśli mam Mallory`ego, Tenzinga, Hillary`ego - jaki oni mieli sprzęt, a gdzie na nim doszli ! Gdzie nam do ich normalności (czyt po naszemu: wytrwałości).
Moim zdaniem maksimum komfortu i bezpieczenstwa,jesli te dwie rzeczy sa spelnione to mozna sie bez stresu cieszyc tym co nas otacza.
No ja niestety nie jestem nauczony komfortu (choć z drugiej strony bywa ze mnie straszny leń). Pewnego poziomu komfortu nie cierpię.
Pamietam zawsze nawet latem mocne, twarde u sztywniajace kostke obuwie oraz gruba skarpeta to podstawa na to bylismy od czasów szkolnych uczulani.
No tak - cholewka do kostki - to chyba jeden z niwielu standardów którego się trzymam.
Ale skarpety? Przy dzisiejszej technice butów- to nie te sztywne skóry co ileś lat temu. Też kiedyś się bawiłem w wełnianie skarpety, a na bardziej wysiłkowe trasy brałem "doping" w postaci czekolady itp. Ostatecznie jednak stwierdzam że chyba wszystko (w naszych warunkach) można osiągnąć przy użyciu standardowych środków odpowiednio wykorzystywanych. Nie bawię się już w wełniane skarpety, wystarczają mi zwykłe kanapki na trasę.
Zastanawiam sie co by bylo jak by wlasnie wspóltowarzysze ubrali sie odpowiednio a ty wlasnie po pierwszym dniu mialbys same rany co wtedy? a drugi dzien wedrówki?,a trzeci.Moze i jestes twardzielem nie znam cie,ale takie rany,pecherze czy otarcia moga miec gorsze w skutkach konsekwencje.Pozdrawiam
No pisałem wcześniej - moja pierwsza wakacyjna wyprawa (choć poza Bies-ami) właśnie tak wyglądała: trzeciego dnia zdarte do krwi paluchy - a i tak się ścigaliśmy z kolegą przez kolejny tydzień po trasie kto szybszy. Konsekwencje? ...eee tam, podleczyło się szybko. Wspomnienie, ot co.
A jeszcze jedno co do cierpienia na trasie: wg mnie umiejętność cierpienia = bezpiczeństwo.
Np. jeśli wezmę 25kg na plecy bez używania pasa biodrowego = mogę wziąć 35 kg używając ten pas. A to już może znaczyć że wespół zespół w razie potrzeby można odciążyć na szlaku towarzysza w potrzebie. Lub jeśli umiesz wytrzymać dłużej w niewygodnych butach to gdy kogoś na szlaku zaczną obcierać jego własne buty to możesz spróbowac użyczyć własnych być może wygodniejszych, a pójść w jego mniej komfortowych. Tak ja myślę.
pozdrawiam
Ezechiel
14-02-2006, 00:50
Bo u mnie z konkretnych rzeczy to: impregnat + termos + samorobne stuptuty (poza tym że najzwyklejsza lumpeksowa kurtka, czapka, rekawiczki, kalesony).
Dodałbym folię NRC i komórkę. Dyskutowałbym nad butami. Jednak zimą adidasy to zły pomysł. Czekolada jako awaria też dorzucona. Na większość tras w izolowanych częściach B. wnioskowałbym o kijki i płachtę biwakową. Na połoniny ukraińskie wziąłbym gogle. Myślałbym nad latarką.
Jednym słowem - Twój wariant nie zakłada zawiasu bezpieczeństwa. Głupia śnieżyca na połoninie i bez gogli robi się krucho. Świeży opad śniegu i bez latarki zaczynasz loterię. Głupi uraz, konieczność czekania na pomoc - bez NRC i płachty liczysz na umiejętności i szczęście.
Potrafię zbudować jamę śnieżną. Potrafię rozpalić ogień i przetrwać w niej noc. IMHO zakładanie, że to samo mi się uda w stanie postępujacej hipotermii jest ruletką.
Twardzielem był mój mały kolega z podstawówki którego wziąłem w Bieszczady i spaliśmy w dziczy pod pałatkami (a po wszystkim powiedział że najgorsze było szorowanie gara). Ja sobie też staram na wyprawach wyszukiwać jakiś nowy cel (nie tylko nową trasę).
Rozumiem turystów-minimalistów, choć nie akceptuję ich kryteriów. W górach idę z zapasem bezpieczeństwa a nie na jego granicy. Nie jadę w góry walczyć z butami. Jeśli muszę, to trudno, poradzę sobie.
Wbrew temu co myślisz posiadany sprzęt powiększa możliwości i granicę bezpieczeństwa. Nie wszystko jest kwestią woli.
Są w zimowych B. kawałki, których bez kijków bym nie ruszył. Są okoliczności, gdy glukoza była niezbędna. Jeśli nie mi, to kolegom.
Reasumując. Nowoczesne materiały nie są niezbędne, ale i nie są zakazane. Nie zamienię mojego polaru na wełniaka. Umartwianie się mnie nie kręci.
W przeciwieństwie do Twoich idoli, ja po wyjeździe zimowym muszę wracać do studiów. Nie mam komfortu szafowania swoim zdrowiem. Nie mam ochoty na pobyt w szpitalu.
Uprzednio pisałeś:
Oczywiście zimą BHP jest znacznie ostrzejsze i sprzęt zaczyna grać ważniejszą rolę.
Więc przyznam że czekałem na odpowiedź o typowo zimowym wyposażeniu. Bo jednak wymieniłeś rzeczy ze zwykłego letniego wyposażenia:
- NRC, komórka, buty turystyczne, płachta biwakowa, latarka
Choć: kijki i gogle faktycznie coś by ułatwiły (oszczędziły nieco czasu i siły, przyspieszyły czas przejścia - fakt, że to już bezpieczeństwo).
Ale jakoś bardziej osobiście wolę się zmierzyć ze śniegiem.
Rozumiem turystów-minimalistów, choć nie akceptuję ich kryteriów. W górach idę z zapasem bezpieczeństwa a nie na jego granicy. Nie jadę w góry walczyć z butami. Jeśli muszę, to trudno, poradzę sobie.
Oj, ja też o adidasach nie mówię. Tylko że na tle butów sprzed 15 lat - wybredzanie przy tych wspólczesnych to wg mnie maruderstwo.
A minimalizm - traktuję bardziej jako stawianie sobie popzeczki i szukanie bezpieczeństwa we własnych umiejetnościach.
Wbrew temu co myślisz posiadany sprzęt powiększa możliwości i granicę bezpieczeństwa.
Ale właśnie dlatego że tylko zwieksza, a nie gwarantuje - preferuję naukę bytowania nieco zmuszając mózgownicę do radzenia sobie w bardziej spartańskich warunkach.
Są w zimowych B. kawałki, których bez kijków bym nie ruszył. Są okoliczności, gdy glukoza była niezbędna. Jeśli nie mi, to kolegom.
Dla mnie przed wypadkami największym wentylem bezpieczeństwa jest strach. Tylko on nie pozwala zrobić zbyt dużych głupstw. Gdy jego zabraknie - inne środki bezpieczeństwa mogą zawieść.
Reasumując. Nowoczesne materiały nie są niezbędne, ale i nie są zakazane. Nie zamienię mojego polaru na wełniaka. Umartwianie się mnie nie kręci.
Dla ciebie umartwianie... dla innych nauka bytowania w warunkach jak najbardziej samodzielnego polegania na sobie gdy zabraknie techniki. Technikę można dokupić, naukę trzeba trenować.
W przeciwieństwie do Twoich idoli, ja po wyjeździe zimowym muszę wracać do studiów. Nie mam komfortu szafowania swoim zdrowiem. Nie mam ochoty na pobyt w szpitalu.
Hmm... mój idol choć złapał w trasie przeziębienie umiał się go pozbyć nie rezygnując z wędrówki i wracając do domu zdrowy (a nie do szpitala).
Ezechiel
14-02-2006, 09:12
NRC, komórka, buty turystyczne, płachta biwakowa, latarka
Bez płachty biwakowej i NRC w lecie dam sobie radę. Ty zapewne też. Nie wymieniłeś jej, więc uzupełniłem. Latem potrzebna, zimą IMHO niezbędna.
Ale jakoś bardziej osobiście wolę się zmierzyć ze śniegiem.
Problem polega na tym, że gdy prowadzisz ekipę nie masz luksusu popełniania błędów. W śnieżycy na połoninie, bez gogli prowadzący jest IMHO bezbronny. Problem polega nie polega na tym, że może go być za dużo (bo wtedy się cofnę), ale na tym, że może spaść kopny puch.
Ale właśnie dlatego że tylko zwieksza, a nie gwarantuje - preferuję naukę bytowania nieco zmuszając mózgownicę do radzenia sobie w bardziej spartańskich warunkach.
Tu rozmija się survival z turystyką. Techniki s. ćwiczę w Borach Tucholskich, turystykę uprawiam w B. Zimą polegam i na umiejętnościach, i na technikach. Sprzęt pozwala mi poszerzyć zakres możliwości i bezpieczeństwa dostępnych dzięki umiejętnościom.
W przeciwieństwie do Ciebie twierdzę, że techniki wytrenowane w jednych warunkach, mogą zawieść w innych.
Wspomniana przez Ciebie nauka bytowania jest IMHO zimą niebezpieczna. Zbyt wielki margines niebezpieczeństwa, na takie eksperymenty.
Dla mnie przed wypadkami największym wentylem bezpieczeństwa jest strach.
Zgodzę się częściowo. Tyle, że ja się gór nie boję, bo nie traktuję ich jako wroga. Ja ja szanuję, bo traktuję je, jako partnera.
Tyle, że na moim poziomie problemem nie jest wybór iść/nie iść , ale wypadki losowe.
Bez NRC w lecie dam sobie radę. (...) Latem potrzebna, zimą IMHO niezbędna.
Jeśli już tak skrupulatnie traktować sprzęt, to myślałbym że jest odwrotnie.
Zimą możesz potrzebującego łatwo ogrzać dodatkowym ubiorem, natomiast gorącym latem człowieka z udarem trudno schłodzić - i tu NRC mogłaby się okazać niezastąpiona.
Problem polega na tym, że gdy prowadzisz ekipę nie masz luksusu popełniania błędów. W śnieżycy na połoninie, bez gogli prowadzący jest IMHO bezbronny. Problem polega nie polega na tym, że może go być za dużo (bo wtedy się cofnę), ale na tym, że może spaść kopny puch.
Co do tego puchu.... czasem wiele bym dał żeby mieć kopny puch. Jak kilka dni temu w okolicach Roha szedłem po cienko zeszklonym śniegu to się przekręcić można było. Człowiek zaczyna w pewnym momencie "tańczyć" na śniegu (tu przyznam: brakowało czegoś pod buty). Podobnie wspominała ekipa która szła kilka godzin przede mną. Gdyby to był tylko kopny śnieg... eh. Ale też zespół w kopnym puchu ma przewagę nad solistą - może co chwila zmieniać się torujący.
Tyle, że ja się gór nie boję, bo nie traktuję ich jako wroga. Ja ja szanuję, bo traktuję je, jako partnera.
No dla mnie góry to jak religia: czasem pomaga, czasem wymaga.
pozdrawiam
Co do tego puchu.... czasem wiele bym dał żeby mieć kopny puch. Jak kilka dni temu w okolicach Roha szedłem po cienko zeszklonym śniegu to się przekręcić można było. Człowiek zaczyna w pewnym momencie "tańczyć" na śniegu (tu przyznam: brakowało czegoś pod buty). Podobnie wspominała ekipa która szła kilka godzin przede mną. Gdyby to był tylko kopny śnieg... eh. Ale też zespół w kopnym puchu ma przewagę nad solistą - może co chwila zmieniać się torujący.
Jest na to sprawdzony sposób rakiety śnieżne. Ostatnio próbowałam chodzic na rakietach w róznych warunkach śniegowych. Warto kupić komplet:rakiety, ochraniacze i kijki.
Ezechiel
15-02-2006, 23:41
Zimą możesz potrzebującego łatwo ogrzać dodatkowym ubiorem,
Nie zgodzę się.
A) W czasie przymusowego noclegu nie zawsze masz dodatkowy ubiór
B) Powyżej pewnej grubości utrudnia krążenie i pogarsza sprawę.
natomiast gorącym latem człowieka z udarem trudno schłodzić
Zgodzę się częściowo
A) Przy udarze i tak trzeba gościa w cień przenieść i umożliwić swobodną wymianę ciepła. NRC nie sprawdza się tak dobrze jak cień+kapelusz+woda.
Jak kilka dni temu w okolicach Roha szedłem po cienko zeszklonym śniegu to się przekręcić można było. Człowiek zaczyna w pewnym momencie "tańczyć" na śniegu (tu przyznam: brakowało czegoś pod buty). Podobnie wspominała ekipa która szła kilka godzin przede mną.
Kije + raczki. Wolę uważnie stawiać nogi, z ryzykiem gleby, zamiast kopać się w puchu z plecakiem. Zresztą puch do 50 cm to przeszkoda, powyżej to bariera zmuszająca pieszego do myśli o odwrocie.
Miałem tak na granicznym w 2003 r. Leźliśmy we trzech z Rawek na Kremenaros. Aż do Rawek te 50 cm forsowaliśmy gładko. Dopiero jak te 1,5 do Kremenarosa świży puch pokrył musieliśmy zawrócić.
Jest na to sprawdzony sposób rakiety śnieżne. Ostatnio próbowałam chodzic na rakietach w róznych warunkach śniegowych. Warto kupić komplet:rakiety, ochraniacze i kijki.
100 % Racji. Choć obecnie jestem na etapie śladówek, to i na rakiety przyjdzie pora.
Zimą możesz potrzebującego łatwo ogrzać dodatkowym ubiorem,
Nie zgodzę się.
A) W czasie przymusowego noclegu nie zawsze masz dodatkowy ubiór
W sytuacjach awaryjnych stosujemy działania awaryjne. Np ten który zdrowy i idzie po pomoc może zostawić część rzeczy potrzebującemu, w trakcie niedługiej wędrówki za szybko nie zamarźnie.
B) Powyżej pewnej grubości utrudnia krążenie i pogarsza sprawę.
Hmm... a to jak bardzo trzeba być ubranym na cebulkę aby stało się niebezpieczne?
Wolę uważnie stawiać nogi, z ryzykiem gleby, zamiast kopać się w puchu z plecakiem. Zresztą puch do 50 cm to przeszkoda
To nie takie proste, jak poczujesz niegrubo zeszklony śnieg na połoninie załamujący się pod co drugim krokiem. W pewnych warunkach ostrożne stawianie nóg zaczyna przypominać grę w bierki. W porównaniu do tego 50 cm puch to raj. Jeśli zamiast iść w obranym kierunku zaczynasz grać w bierki....
Ale możecie spróbować pociągnąć plecaki na lince - odciąży nacisk na śnieg. Jak zobaczysz warunki, będziesz wiedział o co chodzi. (Zamiast tracić czas na przechodzenie ostrożne 100m w 5 minut).
Ezechiel
16-02-2006, 07:53
Wiem o co chodzi, bo miałem coś takiego w zeszłym roku na Wielkiej Rawce. Zakładam jednak, że parę dni mrozu i wiatru poprawią sytuację. Samo użycie kijków ułatwia sondowanie i bierki zmieniają się w domino ;-)
Patentu z plecakami próbowałem kiedyś. Nie lubię ;-)
Ja np. zimą prawie w ogóle nie noszę zapasowych ubrań, więc jedyne co mogę nałożyć to NRC. Zaimpregnowane spodnie + kurtka i spokojnie można jechać, bo śnieg prędzej zamraźnie, niż zamoczy. Jak jest plucha to i tak mam pelerynę ;-), albo nie chce mi się tyłka ruszać ;-)
Dzięki za konstruktywną wymianę spostrzeżeń. Nie polegałbym jednak w zimie na dodatkowym ubraniu jako elemencie ratunkowym. Ratowanie osoby wychłodzonej polega na dostarczeniu kalorii i wystawieniu na działanie ciepła. Ubranie izoluje, NRC odbija IR.
Jeśli chodzi o cebulkę- indywidualnie - ja po założeniu dwóch bluz , polaru i kurtki odczuwam mrowienie w rękach. [/quote]
Powered by vBulletin® Version 4.2.1 Copyright © 2025 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.