PDA

Zobacz pełną wersję : "Powroty i rozstania."- Bieszczady zimą 2006 r.



Ezechiel
12-02-2006, 12:11
Tradycyjnie sesja zimowa ciągnęła się jak koszmar senny. Kolejne zaliczenia i poprawki stoją na drodze wyjazdu. Grudniowa grypa uniemożliwiła mi wyjazd zimowy, w lutym miała nastąpić zasłużona rekompensata.

Cóż z tego, że ferie trzeba było sobie zorganizować na początku nowego semestru ? Cóż z tego, że czekają mnie jeszcze dwie walne bitwy z profesorami ? Jadę w Bieszczady!

Czy jest jakiś lepszy pomysł na początek nowego semestru, niż wyjazd w Bieszczady ?

Mam słabość do kobiet bieszczadzkich. Nie umiem oprzeć się ani wiośnie, ani zimie, ani jesieni w górach. W dowolnych porach i wariacjach gotów jestem do wyjazdu. Zima w Bieszczadach potrafi ładniej odmawiać, niż inne kobiety prosić.

Plany jak zwykle są ambitne,bo choć pozostające poza durnym prawem, to nie urągające kulturze i dobremu wychowaniu. Ma być namiot i basta! Oczywiście schroniska też miały być. Namiot tam, gdzie schronisk nie ma.

Jedziemy we czterech. 17.II pociąg z Gdyni. Potem Cisna, połoniny i Rawki. W zwykłych okolicznościach przyrody - nic specjalnego. W przypadku załamania pogody - paskudna awantura. Ekipa, choć mocna, nigdy jeszcze nie jechała ze sobą w tym składzie. Z drugiej strony jak nas zdmuchnie, szlak trafi kawałek pomorskiego ZHRu.

Z Kaszanem znamy się od stu lat. Razem z nim już kiedyś rozpatrywałem trawers Wetlińskiej zimą. Z owych rozważań ostały się zdjęcia ze Smereka i niedosyt.

Wicher. Kolejny mamut. Żonaty. Z tym człowiekiem spędziłem więcej miesięcy na obozie, niż godzin na imprezach. Rozsądny facet.

Pendzel. "Enfant terrible" moich wypraw. Człowiek, którego umiejętności zimowy idą w parze z niebezpiecznym brakiem szacunku do zimy. Na szczęście ma on nieco szacunku do mnie, ja zaś sporo do zimy. Może to wystarczy.

Ezechiel. Niżej podpisany, skłonny do melancholii i herbaty. Miłośnik dyskretnej hipotermii i niedyskretnego piękna zimowych połonin.

Jedziemy w dwa namioty. Dwie kuchenki. Dwie zmiany do torowania. Jedna ekipa. Czterech chłopa. Zero rakiet. Zero nart. Po połowie ryzyka i bezpieczeństwa

Dwa posiłki dziennie. Na śniadanie kaszka z bakaliami i chleb. Na obiad makaron z breją.
Zaczynam zbierać graty. Bo w końcu zaimpregnowane buty są stokroć ważniejsze niż kolejne zaliczenie ?

jeden z Pulpitów
14-02-2006, 16:08
Jadę w Bieszczady!

Powodzenia !

Jest tu pięknie, niestety obserwuję to tylko z dolin i dlatego Wam zazdroszczę.
Weźcie pod uwagę, że przez ostanie 5 dni trochę tu nawaliło świeżego puchu, tak na oko ze 40-50 cm. Jeszcze momentami popaduje.

Pogoda zdaje się porawiać, wiatr coraz słabszy, od czasu do czasu wychodzi słoneczko, połoniny widoczne ...... i ma być jeszce lepiej.
Pozdrawiam

jeden z Pulpitów
16-02-2006, 00:29
Chyba będziecie mieli ciekawie.
Dzisiaj od południa zaczęło wiać w dolinach, chociaż bez szczególnych opadów, co oznacza, że na górze duje ostro. Temperatura w Wetlinie w dzień - 5 C.
Różne konfiguracje zasp macie murowane.

Pozdrawiam

Ezechiel
16-02-2006, 00:31
Jutro jadę. Jeszcze 100 rzeczy zostało do zrobienia. Ciągle nie wiadomo jak ze śpiworem, jak z namiotem, jak z jedzeniem. Wiadomo, że już jutro!

malo
16-02-2006, 01:01
Razem z nim już kiedyś rozpatrywałem trawers Wetlińskiej zimą.
Oj możecie zatańczyć wokół Roha, jeśli bez rakiet.
Może coś się zmieniło przez ostatni tydzień? Może więcej zeszkliło w słoneczku?
Ale macie dobry księżyc teraz, można się trochę puścić po zmierzchu - przy pogodzie wrażenia niezapomniane.
---------------
Pozdrawiam

Ezechiel
16-02-2006, 01:05
Oj możecie zatańczyć wokół Roha, jeśli bez rakiet.

Bardziej obawiam się podejścia pod Smerek, tam rakiety by się przydały. Wiatr na połoninie nie jest IMHO taki straszny, w raczkach i z kijkami. Śnieg na połoninie jest zmarźnięty i przewiany.


Ale macie dobry księżyc teraz, można się trochę puścić po zmierzchu - przy pogodzie wrażenia niezapomniane.

Jasne.

Tyle, że wolę wyjść przed świtem a zmierzch mieć w rezerwie. Załamania pogody przychodzą po południu.

malo
16-02-2006, 02:03
Śnieg na połoninie jest zmarźnięty i przewiany.
No nie jest tak do końca z tym zmarznięciem i przewianiem. Owszem część jest też takich odcinków. Ale na części można się tu przeliczyć i nieco namęczyć.
Jest raczej tak jak napisał Jeden z Pulpitów:
Różne konfiguracje zasp macie murowane.
Odpisałem Ci na wątku: "Rozplanowanie wędrówki. Potrzebna pomoc : )"
Życzę oby coś się zmieniło na lepsze przez ostatni tydzień, od kiedy byłem.


Tyle, że wolę wyjść przed świtem a zmierzch mieć w rezerwie. Załamania pogody przychodzą po południu.
I to nie całkiem prawda. Te teorie czasem wyglądają całkiem na odwrót.
Gdy byłem kilka dni temu na połoninach, to chodząc o normalnej porze w dzień miało się nieciekawą pogodę. A dopiero po godzinie 15-16 (około zmierzchu) przez kilka dni zaczynała się dopiero robić dobra widoczność.

Pendzel
16-02-2006, 02:39
Ezi chyba mnie obraził ;) Nie chce mi się sprawdzać w słowniku, muszę jeszcze napisać trochę papki pseudo-dziennikarskiej.

Krótko: szykuje się niezła wyrypa :D Trzymajcie kciuki za dojazd autostopowy z Gdańska do Sanoka!

Ezechiel
16-02-2006, 08:41
Stawiam, że przez tydzien w najbardziej eksponowanych odcinkach śnieg nieco przemarźnie. Dla mnie OT bo wzajemne udowadnianie swojej wiedzy rozmywa relację. Nie ten dział na takie dyskusje.

Zasp, szreni i puchu się spodziewam. Nihil novi sub soli.[/quote]

natasha
16-02-2006, 13:10
...a tutaj,moi drodzy podziwiać możemy unikalne okazy narwańców bieszczadzkich, którzy w zimową słotę,bez szacunku dla niej ( tak to było?.. :wink: ),wędrówki wysokogórskie planują..Rownocześnie mamy tu do czynienia z Forumowiczami z najwyższej półki, ktorzy zanim jeszcze wyjechali,opisali już praktycznie cały wyjazd :wink: Śmiem drżec na myśl (ale to takie przyjemne drżenie :wink: ), jak długa będzie relacja po powrocie.Sugerowałabym zalożenie osobnego wątku pt."Ezechiel mówi". :mrgreen:
Udanego wyjazdu!!

jeden z Pulpitów
16-02-2006, 19:50
Sugerowałabym zalożenie osobnego wątku pt."Ezechiel mówi".

Zdecydowanie popieram !!!
Czy ktoś na Forum już pisał, że Ezechiel ma naprawdę talent do pisania ? Jeżeli nie, to ja to piszę.

A co pogody - zaznaczam, że jak jestem tutaj to nie ogladam żadnych serwisów pogodowych, taki stary nawyk, bo o ileż ciekawiej bywało wtedy w górach i jaka satysfakcja była jak się trafiło z prognozą - to dzisiaj:
- na drodze karpackiej z Cisnej do Komańczy i z powrotem; wiało, prószyło drobnym śniegiem, miejscami zaspy, ale dawało się przejechać, póxniej przeszły pługi;
- w Wetlinie -5 C, później spadło do - 4 C, prószy gęściej i grubszym kalibrem, ale wiatr wyraźnie mniejszy;
Sądzę, że się poprawi (bo w końcu musi), a co do szczegółowej prognozy to stawiam na typowo góralską.
Pozdrawiam

jeden z Pulpitów
18-02-2006, 01:29
Z kół zbliżonych do najlepszej bieszczadzkiej agencji wywiadowczej – GBR (Gławnaja Bieszczadzkaja Razwietka) – dowiadujemy się, że wyprawa ruszyła !
Skład grupy został okrojony do 3 osób, niestety jedna wypadła z przyczyn losowych.

Dla zmylenia pogoni członkowie grupy docierali z Gdańska różnymi środkami transportu na miejsce zbiórki – hotelik „Okrąglik” w Cisnej, od powstania nazywany przez miejscowych „Krematorium”, a to z racji uroczego komina przyczepionego do zasadniczej budowli, też zresztą imponującej architektonicznie.

Spotkanie grupy nastąpiło w piątek, około godziny 17,45.
Jak twierdzą koła zbliżone, nie należy spodziewać się dalszych przecieków z działań grupy, a to z racji zarządzenia przez Ezechiela pełnej ciszy radiowej oraz z faktu, że Agencja umieściła komplety urządzeń podsłuchowych oraz tajnych agentów w 3 innych miejscach w Cisnej. Nie należy również liczyć na mały wieczorny trening kondycyjny grupy w Siekierce, co dałoby szansę na uzyskanie dalszych informacji.

No cóż, pozostaje nam tylko czekać na forumowe sprawozdania Ezechiela po zakończeniu wyprawy.

Komunikat pogodowy:
- popołudnie: odwilż, od Leska do Sanoka w miarę znośnie, momentami rzadki deszczyk, + 3-4 C;
- pod wieczór: od Sanoka deszczyk, od Cisnej do Wetliny deszczo-śnieg, o zmiennej intensywności;
- Wetlina wieczór: śniego-deszcz, dosyć intensywny;
- Wetlina godz. 24.00: drobniusieńki deszczo-śnieg, chyba coraz cieplej;

I przy tym wszystkim otrzymałem od oglądających telewizyjne serwisy pogodowe informację, że jutro w Bieszczadach pełne słońce. No ….. ciekawe, jak przyroda to zrobi ?

Pozdrawiam

Henek
20-02-2006, 19:35
Wiadomości są nieciekawe :
Turyści z Gdańska zagubili sie w masywie Jasła . Trwa akcja ratunkowa prowadzona przez GOPR.

zbieżność ?

malo
20-02-2006, 21:54
Jeśli to Ezechiel to skończy się tylko strachu. Chłopacy ambitni są i mam nadzieję że mimo iżby postawili kogoś na nogi to poza tym są mądrzy, a nie "mądrzy". A przy okazji zdobędą nową porcję doświadczenia. Czekamy na dalsze wieści.

jeden z Pulpitów
20-02-2006, 22:33
Trwa akcja ratunkowa prowadzona przez GOPR.
zbieżność ?

Niestety tak !

Informacja z GOPR-u

Akcja ratunkowa została zakończona - wszyscy cali i zdrowi, są w schronisku w Roztokach Górnych.

jeden z Pulpitów
20-02-2006, 22:57
Skrótowy opis akcji - uzyskany telefonicznie. Dokładny zostanie przedstawiony w księdze wypraw GOPR po zebraniu i zweryfikowaniu wszystkich informacji.

1/ 4-osobowa grupa - 3 z Gdańska, 1 z Krakowa - utknęła w masywie Jasła.

2/ Najsilnieszy dotarł do Roztok Górnych, skąd zawiadomiono GOPR.

3/ Akcję w centrali GOPR w Sanoku rozpoczęto po zawiadomieniu ok. godz. 16.45.

4/ Przyczyny niepowodzenia wyprawy turystów wg GOPR:
- grupa była dobrze wyposażona
- jednak skrajne warunki - głękoki i zwilgotniały śnieg - wyczerpał siły turystów
- grupa odpadła od szlaku i "zaliczała" jary potoków
- BEZ RAKIET nie mieli żadnych szans w tych warunkach

jeden z Pulpitów
20-02-2006, 23:26
Ot taka sobie refleksja zramolałego turysty bieszczadzkiego - a jednak te nasze "kapuściane góry" (takie okreslenie TOPR-owców na Bieszczady, z lat 70-dziesiątych) potrafią być niebezpieczne.

Pozdrawiam

malo
20-02-2006, 23:50
Niebezpieczne.... no jak każdy las z dala od domu, gdy nie umiemy się w nim odnaleźć.
Najwyraźniej przeszarżowali z siłami - jeśli akcję zaczęto o 16.45 - to była jeszcze godzina do zmierzchu, a że stok na Roztoki - to też nasłoneczny. Na kamerze widać dzisiaj było dobrą pogodę po godz.17 (mam jeszcze screeny pogodne z 17.40). No i czytanie mapy zaszwankowało - bo w tamtym rejonie mapy pokazują że drogi schodzą po grzbietach, a nie jarami. Troszkę za dużo liczenia było w postach Ezechiela (liczenie na sprzęt, liczenie że śnieg przymarźnie). Bez rakiet - to może przesada że bez szans (poza tym ważne jest nastawienie psychiczne i wydolność - same rakiety nie rozwiążą sprawy za człowieka, choć pomogą). Coś tam musiało ich wykończyć na górze.

(Po takich przypadkach - obstaję przy swoim: że ubogość sprzętu znacznie bardziej zmusza do myślenia, niż bogactwo sprzętu zabezpiecza możliwości.)

A naszym śmiałkom życzę owocnego wniesienia nowych doświadczeń na szlak.

jeden z Pulpitów
21-02-2006, 09:26
Bez rakiet - to może przesada że bez szans

Podtrzymuę ! Bez szans na powodzenie swojej wyprawy, o czym świadczy zakończenie.
Jeżei nie jesteś przekonany to zrób kilkukilometrowy test - z rakietami i bez - po świeżym tylko półmetrowym puchu, momentami dochodzącym do metra (który trochę się wiąże pod naciskiem stóp) i i nagle zwilgotniałym sniegu o takiej samej grubości, gdzie zapadasz się do plecaka.


Coś tam musiało ich wykończyć na górze

To chyba akurat proste - wzmożony wysiłek wynikająy z zapadania się w mokrym sniegu, przemoczenie butów i ubrań (w sobotę przed południem ostro prało deszczo-sniegiem) i związane z tym wychłodzenie organizmu.
Pozdrawiam

friber
21-02-2006, 12:57
Niebezpieczne.... no jak każdy las z dala od domu, gdy nie umiemy się w nim odnaleźć
Chyba nie sugerujesz,ze kazdy las zdala od domu to podobne warunki jak w górach!!!

Po takich przypadkach - obstaję przy swoim: że ubogość sprzętu znacznie bardziej zmusza do myślenia, niż bogactwo sprzętu zabezpiecza możliwości.)
Nie rozumiem twojego podejscia,do jakiego myslenia?, gwarantuje,ze ubogosc sprzetu w ciezkich warunkach zimowych pogorzszy tylko twoja sytuacje,twoja opinia dotyczaca rakiet wydaje mi sie bardzo dziwna i nieco podejrzana,skoro chodziles po górach w zimie w glebokim sniegu,to powinienes wiedziec,ze poruszanie sie w rakietach w takich warunkach jest o wiele lzejsze,a co za tym idzie tracisz mniej sil.Moim zdaniem nie potrafisz trafnie okreslic zagrozen panujacych w górach,albo jestes takim ryzykantem,albo po prostu niedzielnym turysta.Jezeli tak nie jest,a mam taka nadzieje to z góry przeprasza cie za moja opinie.Serdecznie Pozdrawiam

malo
21-02-2006, 14:31
Po pierwsze - nie zamierzam negować rakiet.
Po drugie - żaden sprzęt nie zastapi ci umijętności, zdolności, itp. które wyrobisz sobie narzucając sobie naukę w jak najbardziej pozbawionych różnych technicznych zbawek warunkach (im mniej posiadasz - tym więcej musisz mysleć, a to najbardziej popłaca).
Po trzecie - sam sprzęt cię nie wyciągnie z trudnych warunków. Tym razem zabrakło rakiet, innym razem zabraknie czegoś innego. Tym którzy pokładają wielką nadzieję w technicznych zabawkach - zawsze czegoś zabraknie.
Po czwarte - oczywiście że w proponowanym przez Pulpita teście jakoś bym się zmęczył. Ale właśnie ćwicząc bez tych zabawek w naturalny sposób uczę się w takich utrudnionych warunkach dobierać właściwe decyzje.
Tamtej ekipie ewidentnie tego zabrakło (zaczęli jarować - choć w tych warunkach to jest głupota bo drogi w tamtym rejonie zaznaczone są na grzędach, poza tym w jarach zawsze jest bardziej stromo i gęstsza roslinność, najwidoczniej też przeszacowali własne siły, Ezechiel pisał poprzednio o przymusowych noclegach w zimie - więc czemu tego nie zrobił skoro tak pisał o przygotowaniu do tego).
Po piąte - w naszych warunkach nie ma tak długich odcinków skrajnie trudnego śniegu, więc nie straszmy na wyrost. (Łaziłem po Biesach tydzień przed Ezechielem, w dużej części po nieprzetartych szlakach - i wiem jak różnorodne są warunki, a nie wyłącznie skrajnie trudne).
Po szóste - to że snieg jest wykańczający, nawet dla mnie bez rakiet, nie znaczyło żeby nie dobierać odpowiednio rozłożenia sił, tempa porusznia (ewentualnie modyfikowania trasy), szukania obszaru płytkiego śniegu.
Po siódme - Ezechiel zarzekał się że nocą się nie chodzi. Gdyby jednak wziął pod uwagę taka możliwość - to bardzo poszerza możliwości. Przede wszystkim człowiek wtedy nie zaczyna panikować gdy zbliża sie zmierzch - a panika to krach w trudnych warunakch i koniec imprezy.
Po ósme - odległości w naszych górach naprawdę nie są az tak wielkie. Z tamtego grzbietu do stokówki nad Przysłupem było 2-3km. Z prostych wyliczeń czasowych wynika że w warunkach awaryjnych mieli 1,5h czasu na pokonanie tej odległości idąc w dół. Jeśli nie podjęli takiej decyzji - to wg mnie znaczy że po prostu.....
Itp, itd,
Reasumując - o wile bardziej zabrakło w tej wyprawie myślenia niż rakiet.

joorg
21-02-2006, 21:27
Po raz kolejny GOPR apeluje o rozwagę i planowanie wycieczek na miarę sił i możliwości.
www.bieszczady.pl
dzięki ,że tak sie skończyło Ezechiel (dobrze ,że zadzwoniliście po GOPR), -- i tu jest wyższość praktyki nad teorią - a tak barwnie Druh przy kominku w harcówce opowiadał ......, nie ma nic gorszego jak 1 m śniegu 5 stopni ciepła w lesie i do tego deszcz--czy survive tego nie przewidziało ?
ale nie przejmuj się zdarzyć sie może wszystkim ,nie ma mocnych na NATURĘ -- pisz jak to było nauczymy sie na przyszłość -- to jest właśnie zbieranie praktycznych informacji na cudzych błędach
Pisz to będzie ciekawa relacja i przestroga dla innych

Henek
21-02-2006, 21:45
Podziękowania dla Jednego z Pulpitów
za uspokajające wieści.

Czekamy na powrót Eizechela na forum i pozdrawiamy.

P.S. Opisywałem kiedyś na forum zimowe wejście na Połoninę Caryńską z Przełęczy Wyżniańskiej. Prostota i prymityw.
Po czterech godzinach podchodzenia pokłoniliśmy się Caryńskiej i zarządziliśmy odwrót.

Szkoda że ten post został wykasowany przez Admina

W najbliższy piątek wyjeżdzam (mimo wszystko)

Browar
21-02-2006, 22:21
Witam!
Była krótka dyskusja o sprzęcie, ale to przede wszystkim psycha chłopcom puściła...
Niestety świadczy o tym również wysłanie po pomoc pojedynczego zawodnika(dwóch bez obciążenia nie zginie).Byłem w `84r w podobnej sytuacji tyle że sam, ale to osobna historia.
Dobrze się skończyło,nauczka jest,ważne by wyciągnęli wnioski.
Pozdrawiam

malo
21-02-2006, 23:10
ale to przede wszystkim psycha chłopcom puściła...
Niestety świadczy o tym również wysłanie po pomoc pojedynczego zawodnika(dwóch bez obciążenia nie zginie)
Oczywiście że tak.
To jest jedna z podstawowych zasad wyjścia po pomoc: wysłać dwoje (jeśli tylko możliwe). Jeśli pójdzie pojedynczy i też coś mu się stanie - to cała ekipa kibluje na amen. Ale jeśli z tej dwójki jednemu coś się stanie po drodze - to drugi już powinien dojść.

Piotr
22-02-2006, 00:01
ale to przede wszystkim psycha chłopcom puściła...
Fajnie się gdybie przed kompem :) Nikt z nas tam nie był - warto poczekać na relacje z pierwszej ręki gdyż każdy taki przypadek jest indywidualny i nie wiadomo co ich tak naprawde podkusiło. Gadanie o rakietach sobie darujcie, bo w relacji GOPR stoi czarno na białym że w akcji nie mogli korzystać z rakiet ani nart gdyż zapadały sie na pół metra. Iść w rakietach, ktore zapadaja sie na pół metra to lepiej isc na czworakach bez rakiet. Nie mniej - bez względu na to co Ezechiel napisze (o ile to był on) jedno nie ulega wątpliwości: teoretycznie był dobrze przygotowany, elaboraty na forum o chodzeniu, sprzęcie, pogodzie, zachowaniu wystarczyłyby na magisterkę a nie wątpię że wkrótce i na doktorat, po czym jedzie w Bieszczady i GOPR go ściąga z pierwszej górki - troche chyba łyso. Teoria jest dobra, ale to nie wszystko - raczej kardynalne błędy były duzo wcześniej a to co sie stało niżej to już tylko skutki. Przed tym nie chroni żaden sprzęt. Na pewno tak jak napisał joorg będzie to niezła nauczka i przestroga dla innych, generalnie mam podobne zdanie jak malo,ale zakończe tak jak zacząłem: fajnie się gdybie przed kompem :)

Browar
22-02-2006, 14:21
fajnie się gdybie przed kompem
Właśnie dlatego nie mówię o kwestiach technicznych:raki itp..
A z gdybaniem masz oczywiście rację
Pozdrawiam

Bison
22-02-2006, 20:45
Podtrzymuę ! Bez szans na powodzenie swojej wyprawy, o czym świadczy zakończenie.
Jeżei nie jesteś przekonany to zrób kilkukilometrowy test - z rakietami i bez - po świeżym tylko półmetrowym puchu, momentami dochodzącym do metra (który trochę się wiąże pod naciskiem stóp) i i nagle zwilgotniałym sniegu o takiej samej grubości, gdzie zapadasz się do plecaka.

Co do rakiet to sie zgadzam ze ulatwiaja marsz... Ale zeby nie bylo szans na powodzenie wyprawy to lekka przesada. Sam od jakich kilku lat nosze sie z zamiarem zakupu tego sprzetu ale ceny sa dla mnie lekko zaporowe...Jezdze bez rakiet i jakos daje rade fakt ze czas przejsc czasem musze mnozyc przez osiem ale jak sie nie daje rady to zostaje namiot spiwor i inny sprzet ktory powinien sie znajdowac na takich wyprawach...Ale z niecierpliwoscia czekam na relacje Ezechiela na ten temat...
Pozdrawiam ludzi Gór...

Ezechiel
23-02-2006, 14:43
Jestem. Nikomu z uczestników nic się nie stało.

1. Spędziliśmy na masywie Jasła 4 dni unikając przemoczenia butów i mozlonie torując szlak. Żaden z nas nie doznał wtedy odmrożeń, wychłodzenia. Kondycja była sprawdzona i przetrenowana przed wyjazdem. Fakt, że bez rakiet poruszaliśmy się wolniej, niemniej udało się bez problemów pokonać założone odcinki. (po poprawce na warunki)

2. Mieliśmy odpowiednią odzież i żywność. O naszym szacunku wobec gór niech świadczy fakt, że planując 2 dniową wyprawę mieliśmy zapas jedzenia i paliwa na 5 dni.

3. Na Jaśle "nie trafiliśmy" na wieczorem Okrąglik. Zdecydowałem, że zamiast szukać szlaku łącznikowego pójdziemy w dół, do Roztoków. Szlak z Okrąglika na Przełęcz był nierozchodzony. Utrzymanie azymutu w zawiei i w obecności przedmiotów metalowych na połoninie okazało się trudne, niemniej przez całość wyprawy potrafiliśmy wskazać swoje obecne położenie. Wyszliśmy ok godziny 9:00, ze względu na problemy z kuchenką..

4. W momencie schodzenia mieliśmy temperaturę ok 0 C. Nie było oznak ocieplenia. Zmrożony śnieg był w jarach łatwiejszy do pokonania niż rozmarznięte odcinki grzbietowe. Trzymanie się jarów, w miarę ocieplenia było naszym najpoważniejszym błędem.

5. Sytuacja wyjściowa w momencie podejmowania decyzji o wezwaniu pomocy:
Godzina 15:00. Zmierzcha

a) Dwóch gości z odmrożeniami I stopnia nóg. Brak czucia w stopie, problemy z utrzymaniem równowagi.
b) Jeden w dobrym stanie.
c) Jeden, (chodzący NIEZALEŻNIE od naszej ekipy) nie widziany od 10 min.

Po sprawdzeniu nóg "najsilniejszego", nakarmieniu go i odciążeniu wysłałem go po pomoc. Do Roztoków zostało nam około 1,5 km drogi.
Samemu zająłem się ogrzewaniem nóg kolegi i swoich w następujący sposób:

a) Wytarcie nóg.
b) Założenie onucy z NRC
c) Założenie jednej warstwy suchych skarpet
d) Umieszczenie gościa w śpiworze, za wiatrochronem
e) Podanie ugotowanego w międzyczasie barszczu, wzbogaconego olejem. Zjedzenie dań kalorycznych. (czekolada, suszone oowce, rodzynki)
f) Wzięliśmy polopirynę (dla zmniejszenia skutków odmrożeń, poprzez zwiększenie ciśnienia krwi)

Nogi Łukasza, które były w najgorszym stanie, ogrzałem pod pachą, siedząc w śpiworze. Nasze śpiwory były za małe, abyśmy weszli do nich we dwóch. W trakcie tych zabiegów rozmawialiśmy, aby uniknąć zaśnięcia.

Po ok 1 godzinie doszedł do nas Bartek. Poczęstowaliśmy go ciepłym napojem, czekoladą etc. Po sprawdzeniu kondycji jego nóg podjąłem decyzję o wyjściu "naprzeciw" ekipie ratunkowej. Nie było możliwości "minięcia" się z nią, ze względu na żleb. Pomni doświadczen trzymaliśmy się zbocza żlebu, weszliśmy na grzbiet, gdy tylko się dało, obserwując jar.

6. Wezwałem GOPR z powodu

a) Zbliżającej się nocy
b) Braku Bartka (proszącego wcześniej o względną samodzielność)
c) Odmrożen.

Przeszliśmy cały namiotując masyw Jasła. Rok wcześniej Dział i Połoniny. Dwa lata wcześniej Wetlinską. Był to pierwszy wielodniowy zimowy górki wypad pod namiot, jednak poprzedzony treningiem, rozpoznaniem i wcześniejszymi wyprawami "bazowymi". Każdy z nas wcześniej bytował zimą parę dni w lasach TPK. Zarówno Pendzla jak i Kaszana znam od 5 lat.

7. Wyruszyliśmy o godzinie 17:00. Wyposażeni w latarki, gwizdek. Łukasz i ja mieliśmy założone onuce z NRC pod normalne skarpety. Buty uszczelniliśmy workami. Dbałem o niezakłócanie krążenia. (lekko ściśnięte sznurówki). Przeszliśmy około 400 m, zanim zobaczyliśmy latarki ratowników. Na miejsce spotkania doszliśmy o własnych siłach, dając znać gwizdzkiem i światłem. Pomoc GOPR ograniczyła się do odciążenia nas i poczęstowania herbatą.

Przeszliśmy około 800 m, utrzymując tempo "bosych" ratowników. Następnie wsadzono nas na skutery i podwieziono do szosy. Do miejsca spotkania dotarli ratownicy na nartach i rakietach.W RG żaden z nas nie miał śladów odmrożeń, ani wychłodzenia. Nikogo nie złapały "dreszcze", ani nie zasnął.

Błędy
a) Wybranie zejścia jarem. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że chciałem uniknąć "kibla" przy schodzeniu ośnieżonymi grzbietami.
b) Nie utrzymywanie kontaktu z Bartkiem. Nie powinniśmy się rozdzielać, nawet pomimo samodzielności ekip.

Wnioski
a) Rakiety nie są niezbędne. Są WYJĄTKOWO przydatne.
b) W jarach siedzi licho ;-)

Przeszliśmy trasę od Cisnej do Jasła bez rakiet, uzupełniając siły. Żaden z uczestników nie schudł więcej niż 0,5 kg.

Popełniłem błędy - to fakt. Umiałem zareagować na konsekwencje- to fakt. Trawersowałem Jasło zimą - to fakt. Nie zgodzę się z przypinaniem mi łatki "teoretyka", ani "amatora".

natasha
23-02-2006, 15:02
Z punktu widzenia kogoś,komu średnie zasoby odwagi nie pozwalają na wypad w Bieszczady zimą i kto ma wiekszą wiedzę teoretyczną niż praktyczną w temacie zimowej włóczęgi stwierdzam,że cała akcja zapobiegawczo-ratunkowa została przeprowadzona rozsądnie i jestem przekonana,że niekorzystne echo wyprawy chłopców jest głośniejsze niż sama wyprawa.Panowie z GOPRu zrobili sobie miły spacer i tylko żałuję bardzo tych odmrożonych nóg i stresu.Mam nadzieję,że mimo wszystko zdążyliście zachwycić się zimą bieszczadzką..Ave!

długi
23-02-2006, 17:16
Jestem. Nikomu z uczestników nic się nie stało.
Witaj w domu.
Z pewnym niepokojem śledziłem wcześniejszą dyskusję na temat wyższości rakiet nad błoną między palcami :lol:
Bałem się, że w ramach udawadniania sobie i innym ktoś przeszarżuje. Wieść o akcji GOPR jakby potwierdziła moje obawy. Cieszę się, że nie miałem racji. Rzeczowa i pełna pokory relacja pokazała, że Ezechiel potrafi zachować się w górach w każdych warunkach. Błędy sie zdażają i trzeba umieć w porę się wycofać lub wezwać pomoc. Sam dwa razy wzywałem śmigło do wypadku, raz mnie szukał TOPR, bo zmieniłem trasę a znajomi nic o tym nie wiedzieli, raz ja szukałem przyjaciół, o 21byłem gotów na wezwanie do pomocy GOPR, gdy oni słuchali wilków w Łopience (luty, -20), a mieli być gdzie indziej.
Człek łazi po górach i czasem mu się coś przydarzy. Cieszę się, że tym razem tak się to skończyło. Będzie co wspominać i opowiadać "młodym" :D
Do zobaczenia przy herbatce na szlaku
Długi

malo
23-02-2006, 19:11
Witaj w domu.
Uważam że koniec końców zachowaliście się odpowiedzialnie. Wezwać pomoc to też umiejętność, żeby nie stało się to co zauważył Długi: bo nie przeszarżować ze szkodą dla zdrowia lub życia (wszak zginąć można nawet 100m od schroniska). Wszyscy są bezpieczni i zdrowi - to zasadniczy sukces.


Nie zgodzę się z przypinaniem mi łatki "teoretyka", ani "amatora". Ale chyba nie do końca zrozumiałeś opinię innych (np. Piotra - "raczej kardynalne błędy były duzo wcześniej a to co sie stało niżej to już tylko skutki"). Nikt nie chce bawić się w przypinanie łatek (zwłaszcza że swoje przeszedłeś).
Po prostu niektórzy zauważają, że to co teraz wymieniłeś jako błędy - raczej nie było tymi błędami, które doprowadziły do Waszej krytycznej sytuacji. A była możliwość żeby tego uniknąć: rozbieżność międy tempem planowanym (wyprawa na 2 dni) a realnym (4+ dni) można już zaobserwować pierwszego dnia wędrówki. Jeśli dobrze czytam Twój opis - zaryzykowaliście marsz (nieplanowany dłuższy wysiłek, dłuższa rezygnacja z cywilizowanego schronienia) w pogorszonych okolicznościach z pełną świadomością. Narwańcy?
Ale każdy musi się tego nauczyć sam.

Ezechiel
23-02-2006, 20:55
A była możliwość żeby tego uniknąć: rozbieżność międy tempem planowanym (wyprawa na 2 dni) a realnym (4+ dni) można już zaobserwować pierwszego dnia wędrówki. Jeśli dobrze czytam Twój opis - zaryzykowaliście marsz (nieplanowany dłuższy wysiłek, dłuższa rezygnacja z cywilizowanego schronienia) w pogorszonych okolicznościach z pełną świadomością.

Nie zgodzę się z Tobą. W mojej opinii przyczyną zdarzenia było gwałtowne ocieplenie ostatniego dnia, nie zaś nasze ewentualne wyczerpanie wędrówką.

Dowody:
a) Żaden z uczestników nie schudł w marszu więcej niż 0,5 kg.
b) Żaden z uczestników nie marzł w śpiworze. Nikt nie miał dreszczy, majaków etc.
c) Żaden z uczestników nie miał w trakcie marszu zakwasów, odcisków, omdlen, zawrotów głowy etc..
d) Po 1,5 godzinnym odpoczynku zregenerowaliśmy siły i byliśmy w stanie zejść samodzielnie, pomimo większej wagi plecaków.
e) Każdy z uczestników ma za sobą kilkunastodniowe wędrówki, również zimowe. 4 dni wysiłku, pod namiotem nie robią na nas wrażenia.
f) Przeszliśmy masyw Jasła, pomocy wzywając na ostatnim kilometrze wędrówki. Gdybyśmy byli wyczerpani marszem, bądź noclegami nie doszlibyśmy tak daleko. Pomocy wezwaliśmy w miejscu, gdzie szlak robił się łatwiejszy.
g) Wystarczyło ogrzanie i wysuszenie nóg, abyśmy kontynuowali marsz utrzymując dobre tempo.
h) Po spotkaniu GOPR byliśmy w stanie utrzymać forsowne tempo zejścia

Wbrew informacjom bieszczady.pl żaden z nas nie dotarł do schroniska wycienczony. Każdy był w stanie logicznie odpowiadać, chodzić i śmiać się (również z własnej głupoty). Nikt nie wykazywał apatii, zmęczenia, przygnębienia, albo dezorientacji w trakcie spotkania GOPR na szlaku. Brak było oznak hipotermii, co stwierdził lekarz GOPR.

Wbrew Waszej opinii, liczyliśmy się z dłuższym marszem i byliśmy na niego gotowi. Dni spędzone pod namiotem nie były "krytyczne", ani "na granicy bezpieczenstwa". Noclegi były regeneracją sił, a nie "przetrwaniem". Testem był pierwszy biwak, założony w okolicy Cisnej. Wykazał on, że jesteśmy w stanie spędzić noc bezpiecznie, regenerując siły.

Każdy z nas miał za sobą kilkunastodniowe obozy wędrowne, oraz wyprawy zimowe i bytowania, tak więc w miarę dobrze znamy swoje organizmy. Mieliśmy zapas jedzenia, paliwa i kondycji. Ryzyko było minimalne, ze względu na znajomość swoich możliwości.

Reasumując:

Podjęcie decyzji o dalszym marszu nie było w moim odczuciu błędem. Hej - skoro przeszliśmy 3,85 dnia bez problemów, to dalsze 0,15 w znacznie łatwiejszym terenie nie sprawiłoby nam problemów.

PS. Do domu wróciłem przyjeżdżając w Bieszczady. Teraz jestem tylko czasowo "na stancji" ;-) .

joorg
23-02-2006, 22:03
a) Dwóch gości z odmrożeniami I stopnia nóg. Brak czucia w stopie, problemy z utrzymaniem równowagi.
piszesz w tym post --w następnym piszesz....
quote="Ezechiel"]Podjęcie decyzji o dalszym marszu nie było w moim odczuciu błędem. Hej - skoro przeszliśmy 3,85 dnia bez problemów, to dalsze 0,15 w znacznie łatwiejszym terenie nie sprawiłoby nam problemów[/quote]

Pisałem ,że" pewną odwagą" i zdrowym rozsądkiem z Waszej strony było wezwanie GOPR ,ale teraz juz nie rozumie ,zaprzeczasz sam sobie Ezechiel, coś kręcisz??
--chyba ,że chcieliście "zrobić ćwiczenia " GOPR-owi --a to juz jest nie do przyjęcia

ps. 17 i 18 w piątek i w sobotę w rejonie Bieszczad było + 5 st i lało jak z "cebra " w niedziela było słoneczko i z +ok9 st -- i tak sobie pomyślałem... - jak Ezechiel wybierze się w taka pogode w góry to ładnie dostanie w "dupe" .. (z forum wiedziałem że sie wybierasz w tym czasie )

malo
23-02-2006, 22:17
Ezechielu, Twój ostatni post nie świadczy najlepiej. Wobec tego co piszesz powyżej (jak i poprzednich) można odnieść wrażenie że po prostu pobawiliście się GOPRem.
Na wszystko byliście zawczasu przygotowani, teraz piszesz że ostatecznie ze wszystkim dalibyście sobie radę. TO PO CO KURNA GOPR ? ? ? ?
Chwalisz Was niemałym doświadczeniem, a ostatecznie ratownicy ściągają Was w warunkach, w których sam twierdzisz że wystarczyło rozmasować nogę.
Czyżbyście jedynie spanikowali? (sory za niemiłe słówko, ale nie umiem znaleźć właściwszego). Nawet jeśli to panika, to panika nie wynika tylko z chwilowej niedyspozycyjności, ale z braku ogólnego przygotywania lub zbyt dużej rozbieżności pomiędzy umiejętnościami a realnymi warunkami. (Domyślam się także, że o to chodziło innym opiniodawcom.)

Twoja relacja tez się "nie klei". Z dwóch fragmentów Twojego wcześniejszego postu:

O naszym szacunku wobec gór niech świadczy fakt, że planując 2 dniową wyprawę mieliśmy zapas jedzenia i paliwa na 5 dni.

Spędziliśmy na masywie Jasła 4 dni unikając przemoczenia butów i mozlonie torując szlak
...wychodzi że wyprawa przedłużyła się w sposób nieplanowy z 2 dni do 4wspartego pomocą. Z tego wynika że 2-ego dnia planowo winniście byli być w miejscu docelowym (tu rozumiem: cywilizowanym). A dzień 3 i 4 to przekroczenie wstępnych założeń - czyli jakiś problem ponad plan.
A w następnym poście piszesz:

W mojej opinii przyczyną zdarzenia było gwałtowne ocieplenie ostatniego dnia, nie zaś nasze ewentualne wyczerpanie wędrówką.
...a tutaj opisując że załamanie przyszło dopiero 4 dnia. Czyli sygnalizujesz że tym razem tempo do 4 dnia wędrówki było ok, czyli nie przekroczyło wstępnych założeń.
Czy ja nie czytam po polsku ze zrozumieniem? Czy Ty coś nie tak właściwie opisujesz?

Głupio mi czepiać się innych drobnostek, jak posługiwanie kompasem, ale jeśli już w innym wątku chwalisz że "wiecznie" bawisz się w SKPT-G, to powinieneś mieć w małym palcu Manerwy i Darżlub, po którym doświadczeniu taki światopogląd o kompasie powinieneś opowiadać 4-latkom. (Chyba że szyny kolejowe położyli na Jaśle? - bo może dopiero taka masa metalu może oddziaływać na kompas i tylko w odległości do 2m).
(PS: zdaję sobię sprawę że relacja na stronie internetowej może być podkolorowana, tu nie musisz mnie oświecać)

Argumenty o nie schudnięciu poniżej 0,5kg lepiej pomiń, bo 0,5kg to waży k.... (wiesz chyba co. A dodając ubytek płynów przy wysiłku - normą powinno być że dotrzecie chudsi o min. 2kg w stosunku do momentu wyjścia z pociągu, chyba że na Jaśle obiadaliście się pączkami, tortem i Bóg wie czym jeszcze).

Ezechiel
24-02-2006, 08:31
Na wszystko byliście zawczasu przygotowani, teraz piszesz że ostatecznie ze wszystkim dalibyście sobie radę. TO PO CO KURNA GOPR ? ? ? ?

Byliśmy przygotowani pod względem kondycyjnym. Powody wezwania GOPRu podałem powyżej. Nie było to ogólne osłabienie, ale miejscowe odmrożenia stóp i brak widzianego wcześniej turysty. Sami GOPRowcy przyznali nam potem rację.

W momencie gdyby odmrożenia okazały się zbyt poważne, zaś kolega nie dotarł sytuacja mogłaby być znacznie gorsza. Tyle, że wtedy poszukiwania ruszyłyby z co najmniej 3 godzinnym opóźnieniem.


Chwalisz Was niemałym doświadczeniem, a ostatecznie ratownicy ściągają Was w warunkach, w których sam twierdzisz że wystarczyło rozmasować nogę.

Mogło się okazać, że rozmasowanie nogi nie wystarczy. Mogło się okazać, że Bartek nie doszedł do nas. Mogło się okazać, że odmrożenia Łukasza są zbyt poważne, aby kontynuować marsz. Nie była to panika, ale decyzja uwzględniająca najgorszy wariant o czym świadczy nasze postępowanie na miejscu.


Nawet jeśli to panika, to panika nie wynika tylko z chwilowej niedyspozycyjności, ale z braku ogólnego przygotywania lub zbyt dużej rozbieżności pomiędzy umiejętnościami a realnymi warunkami.

Masz prawo do dowolnej oceny mojej osoby. Pozostanę przy opinii GOPR, że wezwanie było UZASADNIONE. Było kwestią szczęścia i umiejętności, że nasze zabiegi wystarczyły do poprawy sytuacji.

Zarzuty o robieniu "ćwiczeń GOPR" pominę, choć są IMHO obraźliwe.


...wychodzi że wyprawa przedłużyła się w sposób nieplanowy z 2 dni do 4wspartego pomocą. Z tego wynika że 2-ego dnia planowo winniście byli być w miejscu docelowym (tu rozumiem: cywilizowanym). A dzień 3 i 4 to przekroczenie wstępnych założeń - czyli jakiś problem ponad plan.

Inaczej powiem. Planując w domu wyprawę założyłem 2 dni - to fakt. Nasze przygotowanie uwzględniało jednak możliwość "kibli".

Uwzględniając jednak zmienność pogody w Bieszczadach uznałem, że wariant 4 dniowy nie przekroczy naszych możliwości. Przedstawione w powyższym poście dowody świadczą, że miałem rację.


Głupio mi czepiać się innych drobnostek, jak posługiwanie kompasem, ale jeśli już w innym wątku chwalisz że "wiecznie" bawisz się w SKPT-G, to powinieneś mieć w małym palcu Manerwy i Darżlub, po którym doświadczeniu taki światopogląd o kompasie powinieneś opowiadać 4-latkom.

Powinienem. Utrzymanie azymutu w mgle i wietrze na połoninie nie jest tym samym co bieganie na INO. Zresztą tutaj mój błąd nie podlega dyskusji- sam się do niego przyznałem. Tyle, że pójście Okrąglikiem dodałoby nam kolejny dzień drogi.

PS. W piątek lało - to fakt. Natomiast w sobotę i niedzielę mieliśmy temperaturę lekko poniżej zera. Wiesz dobrze, że pomiary w dolinie nie są reprezentatywne dla pomiarów górskich.

Reasumując:

Wezwaliśmy GOPR mając na uwadze bieżącą sytuację, oraz możliwości jej pogorszenia.

W wypadku, gdyby Bartek do nas nie doszedł, zaś odmrożenia Łukasza i moje okazały się za ciężkie interwencja GOPR byłaby niezbędna. Tyle, że wtedy akcja przebiegałaby w znacznie gorszych warunkach.

Uwaga o 3,85 i 0,15 była niefortunna. Miałem na myśli nasze przygotowanie kondycyjne i "normalny marsz", nie zaś sytuację faktyczną (odmrożenia).

PS. Z mojej strony dyskusję uważam za zakończoną. Nie mam zamiaru udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Podałem fakty świadczące za moją interpretacją i popełnione przeze mnie błędy. Nie pozwolę jednak, aby wytykano mi błędy, któych nie popełniłem.


A dodając ubytek płynów przy wysiłku - normą powinno być że dotrzecie chudsi o min. 2kg w stosunku do momentu wyjścia z pociągu, chyba że na Jaśle obiadaliście się pączkami, tortem i Bóg wie czym jeszcze).

Jak się okazuje potrafię zaplanować wyjście i posiłki, tak, aby tego uniknąć. Przed wyjazdem ważyłem 66 kg, teraz wazę jakieś 65.

długi
24-02-2006, 10:14
Wezwaliśmy GOPR mając na uwadze bieżącą sytuację, oraz możliwości jej pogorszenia.


Jako "zaprzyjaźniony" z TOPR i GOPR przyznaję Ci całkowitą rację. Wiele akcji (w tym w Bieszczadach) miało tragiczny finał, bo ktoś myślał, że jeszcze da radę, że wezwać pomoc to panika, nieodpowiedzialność, że jeszcze nie jest tak źle.
Jeżeli wezwaliście pomoc "trochę na wyrost", to bardzo dobrze. Wezwanie pomocy "trochę za późno" może się bardzo źle skończyć. Życie jest jedno.
Pozdrawiam
Długi

irek
24-02-2006, 10:19
A ja w pierwszej chwili gdy o tym uslyszalem myslaem ze to Bizon ;) - tez w podobnym terminie dzwigal namiot. Bizon kiedy relacja ?

Bison
24-02-2006, 12:44
A ja w pierwszej chwili gdy o tym uslyszalem myslaem ze to Bizon - tez w podobnym terminie dzwigal namiot. Bizon kiedy relacja ?

A dżwigał...Na szczescie ja nie miałem takich problemów...A relacje jest w fazie tworzenia tylko to moze potrwac bo mam ograniczony dostep do kompa... :mrgreen:
Pozdrawiam

Doczu
24-02-2006, 16:44
Jeżeli wezwaliście pomoc "trochę na wyrost", to bardzo dobrze. Wezwanie pomocy "trochę za późno" może się bardzo źle skończyć.
Bardzo trafne spostrzeżenie.
Sam doświadczyłem pogorszenia warunków podchodząc w okolice Bukowego Berda, szło się w lekko zmrożonym śniegu, miejscami zapadając nieco ponad kostkę a rzadko kiedy do kolan. Następnego dnia gdy schodziłem szło się już wiele gorzej, i brodzenie w śnieznej brei po kolana to była norma, a i zapadanie do połowy uda do rzadkości nie należało.

MF
24-02-2006, 18:21
Sporo krytyki w niektórych postach. Przyznam, że mnie też kusiło, żeby coś napisać w tym stylu, ale... błędów nie popełniają tylko ci, co nic nie robią. Sztuka polega na tym, żeby się na tych błędach uczyć, choć podobno najtaniej na cudzych. Nic strasznego się nie stało, nie było żadnej nocnej akcji czy narażania bezpieczeństwa ratowników. Raczej rutynowa interwencja GOPR. Każdemu z nas kiedyś się może coś podobnego przydarzyć. A że góry uczą pokory, to nie od dziś wiadomo.
Ezechielu, życzę więcej szczęścia i ostrożności na przyszłość - co Cię nie zabije, to Cię wzmocni;)

Pendzel
24-02-2006, 21:59
Dodam, że nie tylko Ezechiel, ale również GOPRowcy uznali wezanie pomocy za uzasadnione.

Wyjazd uważam za udany, mimo że pogoda niezbyt nam dopisała. Musieliśmy zrezygnować z dalszej kontynuacji trasy - planowanego wejścia na Wetlińską przez Orłowicza, zejścia do Berehów, zaliczenia Połoniny Caryńskiej i zakończenia wyprawy w Kolibie. Życie.

Gdyby ktoś był zainteresowany, to wyjazd stopem z Gdańska zakończył się sukcesem - w sumie 10 samochodów, ok 19 godzin jazdy z przerwą na komfortowy nocleg w Warszawie (bynajmniej nie na dworcu).

Za rok matura, więc pewnie nie będę mógł się z chłopakami wyrwać w czasie zajęć szkolnych na tydzień w góry :) Ale już zaczynam odkładac na rakiety na za 2 lata.

Wracam do słuchania Dylana i zabieram się za naprawę przypalonego śpiwora.

Pozdrowienia dla Razwietów ;) oraz nagich słowackich turystek opalających się na Okragliku ("the truth is out there")

Ezechiel
25-02-2006, 00:06
Piątek. Deszcz. Plucha

W tych trzech słowa można zamknąć ropoczęcie wyjazdu. Choć byłoby to prawdziwe, to jednak nie oddawałoby całości atmosfery "powrotu do domu". Jak zwykle odwiedziłem muzeum, jak zwykle zjadłem gołąbki, jak zwykle wypiłem herbatę u Franciszkanów.

Dobrze mi było w Sanoku!

Drobne przyzwyczajenia, charakterystyczne dla miasta i okresu podróżnego stanowią niejako wstęp do głównego dania. Pobudzają apetyt, pozwalając jednocześnie dostrzegać inne strony Bieszczadów.

Można od razu z pociągu pchać się w góry, zaliczając "obowiązkowe" trasy. Można też góry dawkować sobie po kawałeczku, chłonąc atmosferę i odkrywając coraz to mniejsze pasemka i zakamarki. Są ludzie, którzy w życiu nie zejdą z oznaczonej trasy, są też tacy, dla których szlak zaczyna się tam, gdzie ona się konczy. Choć prywatnie wolę Bieszczady raczej smakować niż pożerać, rozumiem nienasyconych.

W księgarni kupuję książkę o Łemkowszyźnie. Troska o zachowanie jej w suchości będzie głównym refrenem wyjazdu.

Autostop, przez Baligród, do Cisnej. Leje. Zaczynam poważnie martwić się o wyjazd. Śnieg mnie nie wzrusza, wiem, czego mam się spodziewać. W koncu dla owego śniegu i przygody jadę w góry. Śnieg kusi swoją dziewiczą bielą, dopiero po złożeniu na nim pierwszych pocałunków stóp można zacząć go kochać i nienawidzić.

Cisna. Chłopaków nie ma. Leje. Siedzę pod daszkiem, nie mając ochoty (ani pieniędzy) na jakieś inne lokale. Czekanie się dłuży. Dłubię w gratach, w nosie i w myślach. Czas wlecze się niemiłosiernie. Kolejni ludzie mnie mijają, a ja zarastam mchem.

Wreszcie 17. Wchodzę do sklepu i kupuję ostatnie jedzenie przed wyjazdem. Jakaś kiełbasa, sosy, makaron. Zgodnie z przewidywaniami sklep w Cisnej był dobrze zaopatrzony, więc wolałem dać zarobić sklepowej nie zaś Tesco w Gdyni.

Wychodzę ze sklepu i widzę dwa wielbłądy. Jakieś znajome garby i pyski. To już Kaszan i Pendzel.

Idziemy na wejście na szlak. Po drodze jakiś miejscowy żegna nas wymownym gestem, jakby żegnał się z umarłymi. Niestety gest okazał się proroczy ;-)

Navigarre necesse est...

Ezechiel
01-03-2006, 22:56
Śpimy niedaleko szlaku, w miejscu, gdzie opuszcza on dolinkę potoku. Namiot - Skaut 3 Marabuta - rozbijamy bez trudu. W środku dużo miejsca, można swobodnie klęczeć. Okaże się to ważne, gdy zaczniemy gotować w środku.

Dwa przedsionki okazały się niezłym pomysłem.( Pod koniec wyjazdu opanowaliśmy równoczesne niezależne korzystanie z obydwu.) Jedyna wada namiotu to jego waga, prawie 4,6 kg. Stelaż aluminiowy to przy ujemnych temperaturach rozsądne wyjście, bo FG pęka jak zapałki.

Rano ostatnie zakupy. Papier toaletowy, cebula i Kubuś, dla kurażu.

Idziemy do góry, jest dość chłodno. Powoli zdobywamy wysokość i pierwszy śnieg na ochraniaczach. Idzie się dobrze, szlak jest pewny. Po drodze mijamy stokówkę. Na drodze chwila postoju, przepak i idziemy dalej.

Prowadzę przez większość dnia, zmieniając się tylko na trudniejszych odcinkach. Wbrew pozorom frajda z prowadzenia i dziewiczych śladów rekompensuje umiarkowany trud torowania.

Przed nami szedł turysta z sankami, niedługo przed nami. Może gdzieś go spotkamy ?

Dzięki śladom marsz jest przyjemny, choć śnieg do suchych nie należy. Z początku wydaje nam się, że 50 cm to dużo. Pod koniec wyjazdu taką głębokość będziemy witali z ulgą.