Zobacz pełną wersję : Gorgany. Pierwsze dotknięcie.
prolog
A zaczęło się tak niewinnie. Przeglądając „Przewodnik po Galicji „ wg dr. M. Orłowicza natknąłem
Się na fragment który mówił :
„ Szczyty Gorgan , śmiało zarysowane, oddzielone od siebie niskimi przełęczami
i głębokimi dolinami , pod względem piękności i rozmiarów krajobrazu przewyższają o całe niebo kopulaste
Bieszczady „
To było zarazem intygujące i irytujące.
Jak można mówić że coś jest piękniejsze „o całe niebo” od Bieszczadów !
Trzeba to koniecznie sprawdzić, a że jak pisze przewodnik „ najlepszą porą do wycieczek w Gorgany jest czerwiec”
tedy zapadła decyzja : jedziemy. Skład dwuosobowy nie jest najmocniejszy, ale pozwala łatwiej się zorganizować.
Organizacja wyjazdu to docieranie do źródeł informacji ale również wyjątkowo staranny dobór ekwipunku.Co zabrać i ile. Przecież to wszystko trzeba będzie nosić.
Odległości w tamtych górach są spore a wszystko pasowało by mieć.
Trochę starych map , trochę nowych.
Środkiem transportu będzie pełnoletni pug
ciąg dalszy nastąpi wkrótce.
Oj, polecam szczerze i gorąco :) Miałem przyjemność wędrować po Gorganach w sierpniu 2004 i była to zdecydowanie jedna z moich najpiękniejszych wypraw.
Gorgany nie bez powodu nazywane są "najdzikszymi górami Europy" - można kilka dni wędrować nie spotykając żywej duszy. Brak szlaków turystycznych. Naprawdę można odizolować się od cywilizacji.
No i jeszcze nieodłączny element tych gór, coś czego w Bieszczadach nie uświadczysz - kosodrzewina oraz gołoborza. Kto był i pamięta jak mu nagle pole kosówki po horyzont wyrosło tylko się uśmiechnie na samo wspomnienie ;D
Do nawigacji polecam mapy WIGówki - reprinty map przedwojennych w skali 1:100000 (dostępne np. w punktach PTTK) oraz do ogólenj orientacji i porównywania z wigówkami laminat wyd. ExpressMap "Karpaty Ukraińskie" w skali 1:250000. Te mapy można dostać w Polsce, natomiast w Lwowie można spróbować skołować radzieckie sztabówki, chociaż bez nich też można sobie dać radę.
Polecam również przewodnik wydawnictwa "Bezdroża" - "Ukraina zachodnia".
Pierwsze dotknięcie.
Poranne wstawanie , to nie jest ulubione zajęcie. Realia wskazują że jednak tak trzeba.
Delikatne trzaśnięcie drzwiami tego pełnoletniego samochodziku
i już przesuwamy się ku granicy drogami spowitymi mrokiem nocy. Za dnia można by pochłaniać obrazy doliny Sanu.
Rzeki która przebija się tu pomiędzy zielonymi górkami. To pogórze z zagubionymi wioskami , z malowniczymi cerkwiami
(jak choćby ta najstarsza w Uluczu ) jest zupełnie niedoceniane i nieznane.
Brzask wschodzącego słońca oświetla ostatnie kilometry przed Krościenkiem. To na tym drogowym przejściu granicznym zaplanowaliśmy przejechać na ukraińską stronę.
Ustawiamy się grzecznie na końcu kolejki oczekujących. Dochodzi piąta rano. Za zakrętami nie widać budynków granicznych.
Próbujemy zgadnąć ile czasu nam połknie oczekiwanie : dwie, trzy godziny , a może dłużej.
Okazało się że pięć z hakiem. Spoglądamy na zegarek i już wiadomo że marne są szanse aby jeszcze dziś wyjść w góry.
Ukraina przywitała nas chmurami które zaczepiały nawet o niskie górki. W najbliższym miasteczku (Chyrów) wybieramy drogę prowadzącą przez Felsztyn.
Felsztyn teraz nazywa się Skieliwka i w niczym nie przypomina swojej dawnej świetności.
Jedynie kościół jest wspomnieniem dawnego. To do tego kościoła chodzili z niedalekiej Głębokiej dziadkowie mojego towarzysza podróży
Dlatego koniecznie chciał mi to pokazać. Jednak ta droga , mimo że krótsza , przypomina obraz po bombardowaniu.
Jakiekolwiek rozwinięcie szybkości grozi utratą zawieszenia.
Zachowując roztropną prędkość przejeżdzamy pełen historycznych dziejów Sambor i patrząc z niepokojem na coraz bardziej mokre niebo Dostajemy się do Drohobycza.
Tutaj mamy okazję troszke pobłądzić wyprowadzeni w pole drogowskazami.
Całkiem przyzwoitą drogą dojeżdzamy do Stryja ciągle kierując się do celu.
Celem ma być Osmołoda. Wioska zaszyta w głębokiej dolinie Gorganów nad rzeką Łomnicą
Zbliżamy się do celu.
Tylko kolejne kilometry coraz mocniej padającego deszczu gubią sens wyjazdu. Po co tam jechać kiedy wycieraczka nie może nadążyć , a przepływające obok drogi potoki zdążyły się zamienić we wściekłe brązowe rzeki.
Dojeżdżamy. Jest piąta po południu. Z nieba leje równo. Nasz optymizm uleciał , a właściwie rozmókł się całkowicie.
Co robić ?
Najpierw idziemy kupić ichnią wódeczkę.
Kurde. Sklep też zamknięty. Żadnych ludzi. Nawet nie ma kogo spytać.
Przygaszeni wracamy do samochodu. Powoli jadąc wypatrujemy żywego ducha.
I w tym beznadzieju przywraca życie mała tabliczka z polskim napisem : noclegi .
cdn
I w tym beznadzieju przywraca życie mała tabliczka z polskim napisem : noclegi
Przyznam ,ze niezle mnie zaciekawiles z niecierpliwoscia czekam na dalsza czesc.Postaraj sie i dopisz cos jeszcze . Serdecznie Pozdrawiam
Początek wciągający. Dawaj dalej
J.P
. druga runda
Taka mała tabliczka , a tak wiele zawiera w sobie nadzieji..
Idziemy w kierunku strzałki boczną drogą pełną kałuż większych od drogi. Deszcz nieustannie przybija. Dochodzimy do ostatniego domu , a tu żadnych oznaczeń.
Wchodzimy do niego aby zapytać czy coś wiedzą o noclegach.
Dwoje małych gospodarzy chłopiec i dziewczynka w wieku początku podstawówki tłumaczą że dobrze trafiliśmy.
Noclegi to tutaj.
Pytamy o dorosłych. Mama pojechała do Kałusza a tata po turystów - słyszymy w odpowiedzi.
Co to za kraj gdzie samotne dzieciaki przyjmują obcych ?
Nie pierwszy raz jestem na Ukrainie i nie pierwszy raz jestem zaskakiwany takimi sytuacjami.
Wracamy do własnego auta aby zaczaić się w pobliżu.
Po godzinie zbliża się pojazd przypominający naszą nyskę.
Zatrzymujemy. Trafiony. To gospodarz obiektu Witia
Zaprasza nas serdecznie do domu aby się ogrzać , wyschnąć i przenocować.
Dowiadujemy się że sklep jest już otwarty i możemy nabyć krople optymizmu.
Sprzedawca poleca horiłkę z kljukwą . Nie wiemy co to jest ale bierzemy zapas.
Na wieczór i na jutro. Przecież w czasie deszczu trzeba coś robić, a trzydniówka pewna.
W czasie wieczornego spotkania dowiadujemy się że obiekt ten to takie połączenie agroturystyki ze schroniskiem.
Nasz gospodarz okazuje się że jest zarówno przewodnikiem jak i ratownikiem górskim i mając samochód
( taką terenową nyskę ) dowozi i wywozi turystów w głębokie doliny Gorganów.
Teraz przywiózł właśnie z umówionego miejsca 4-osobową grupkę z Kijowa.
Bardzo sympatyczni, spędzili w górach trzy dni. Zerwanie akcyzy i rozpoczynamy wieczór wymiany poglądów karpacko-bieszczadzkich .
Za oknami ciągle padał deszcz. Ale wlewając kolejne krople optymizmu wcale nam to już nie przeszkadzało.
. wstaje nowy dzień
Poranek. Przez okna przebijają słoneczne promienie. Przebijają na tyle mocno że szybko wyciągam się ze śpiwora i podchodzę do okna.
NIEMOŻLIWE. Jednak stało się możliwe.
Zamiast wczorajszej szarugi słońce oświetla górskie szczyty.
Nie wiem co to za szczyty , ale wiem że trzeba ruszać jak najszybciej.
Pakujemy się migiem , budzimy gospodarza aby jeszcze raz opowiedział jak mamy iść. Wczoraj wieczorem oglądając mapę tłumaczył
co jest rzeczywistością a co wymysłem wydawców mapy pt. Gorgany.
Teraz wsłuchujemy się dokładnie w to co mówi Witja
Mimo wczesnej pory (ok.6 rano) wyszedł z nami aby doprowadzić nas do właściwej ścieżki.
Osmołoda jest miejscem gdzie rzeczka Mołoda wpada do Łomnicy. Obydwie mają górski charakter a po wczorajszych opadach wręcz kipią nad przykrytymi kamieniami. Mijamy składowisko potężnych rur i wchodzimy na to co kiedyś było mostkiem wąskotorówki nad Mołodą. Jeszcze z 10 minut i jest przejście w krzakach tym razem wiszącą kładką nad Łomnicą. Tu rozstajemy się z naszym gospodarzem.
Scieżka prowadzi na górę Wysoką.
Wysoka jest nie tylko z nazwy ale naprawdę jest wysoka. Mamy do pokonania ponad 1000 metrów w pionie.
Wyraźna ścieżka zdecydowanie pnąca się do góry doprowadza nas po trzech godzinach do domku myśliwskiego. To okazja do odpoczynku i posiłku.
A jest po czym odpoczywać . Wyżej nie będzie już wody gotujemy więc ostatnią zupkę.
Ruszamy dalej. Wkrótce gubimy ścieżkę ale wyczucie naprowadza nas z powrotem na nią. Zaczyna się kosówka, nazywana przez miejscowych alpiką.
Te nieznane w Bieszczadach iglaste krzaki mocno utrudniają przejście. W miejscach gdzie że były kiedyś przecinane nie jest jeszcze żle. Nie wyobrażam sobie
Jak można by iść „na dziko” przez nią. Pokręcone, poplątane dołem silne konary zakończone igłami uderzającymi po twarzy.
Na szczęście są obeschły po wczorajszym, bo po deszczu nie zazdroszczę nikomu.
Jesteśmy już powyżej granicy lasu. Odsłaniają się przestrzenne widoki. Jest czym oddychać.
Rzeczywiście „śmiało zarysowane , oddzielone głębokimi dolinami” jak pisał Orłowicz
Przed nami Wysoka. Dominuje w niej szarość kamiennych zboczy.
Wkrótce stąpamy po tych kamulcach najczęściej oblepionych zielonkawymi porostami.
To jest ten gorgan. Tak więc jesteśmy w Gorganach.
ciąg dalszy wkrótce
. .. Na szczytach
Na grani wieje dość mocno. Trzeba zawijać głowę w kaptur aby nie wywiało całkowicie.
Ścieżka wciąż pnie się w górę tworząc krętą linię. Linię wyrysowaną nie na połoninie - bo nie ma tu żadnych traw - tylko we wszechobecnej kosówce.
Miejscami prześlizguje się przez kamienne polanki i dalej pnie się w górę.
Żadnych ludzi, żadnych zwierząt, nawet komórka nie reaguje – wszędzie za daleko. Przestrzenność widoków zachwyca ale koloryt przygnębia.
Jest czerwiec. To teraz bieszczadzkie połoniny nasycone są głęboką zielenią. A tutaj w Gorganach przebija kamienna szarość
Przed nami niczym spektakl przeciągają chmury raz zasłaniając aby za chwilę odsłonić bliźniaczą Górę Ihrowyszcze , nazywaną również Igrowiec a na starych mapach określaną nazwą > Róg < ; Na jej północnych zboczach spore płaty śniegu
podkreślającego plastykę stromizny. Sam szczyt płaski, porośnięty dywanowymi plackami niskiej kosówki.
W oddali majestat Sywuli. Same szczyty Małej i Duzej Sywuli zasłonięte są chmurami.
Siadając w zacisznym miejscu wpatrujemy się modlitewnie w majestat tej najwyższej w Gorganach góry , licząc że ulegnie naszym prośbom
i choć na chwilę zrzuci swe kłębiaste okrycie aby pokazać swą piękną nagość.
Długo każe się prosić. Wyciągamy ostatnie puszki piwa i wpatrujemy się. Już mieliśmy ruszać gdy wreszcie otworzyła poły zasłon i pokazała się.
Jest piękna.
Znów się otuliła chmurzastą woalką.
Ruszyliśmy dalej. Dzień zmierzał ku końcowi .
Jeszcze z godzinka, spadamy łagodnie w dół (ok.500 metrów w pionie) a przed nami miejsce nazywane Borewka.
Tutaj jest trochę równego , jest woda , idealne (jedyne) miejsce na nocleg.
Oczywiście ognisko i gdzieś tam popłynie piosenka, nasza piosenka wesoła.
Następnego dnia wczesny poranek budzi nas radosnymi promykami przebijającymi się do namiotu. To mobilizuje do działania. Śniadanko i jesteśmy na szlaku zanim wskazówki
Dochodzi 7 rano. Chodząc po naszych górkach nigdy nie wyruszałem tak wcześnie.
Elegancka ścieżka biegnie wyciosanym w zboczu trawersem . Trochę zielonej borowiny , ale przede wszystkim kobierce
miękkiego, zieleniutkiego mchu zalegają poszycie lasu.
Z map i z przekazów wynika że jesteśmy na krzyżówkach tras. Trzeba trafić na właściwą która poprowadzi nas Ruszczynę.czyli polanę pod Małą Sywulą na której dawniej istniało polskie schronisko górskie.
Znowu przydało się wyczucie potwierdzone wkrótce drogowskazem (?! patrz fot.) Zdecydowana ścieżka trawersuje masyw na przemian lasem
albo rumowiskami skalnymi zwanymi gorganem. Kamienie gorganu przybierają kolory zielonkawe albo ceglaste.
Cały czas podążamy na wysokości dolnego pułapu chmur. Dzięki temu spoglądamy w dół w zielone doliny bez żadnych oznak cywilizacji.
Pojawiające się limby zwracają wzrok na siebie. Każde spojrzenie w górę rozpływa się w chmurach.
Ciągnie się to przejście.. Kolejne godziny mijają a my wciąż nie mamy punktu odniesienia. Oczywiście żadnych ludzi.
Na dole zielono , na górze chmurzasto. W Bieszczadach przeszlibyśmy w tym czasie całą połoninę , a tu niewiadomo właściwie gdzie jesteśmy.
Mija południe gdy zmiana otoczenia wskazuje że coś nastąpi.
Wreszcie jest.
Wychodzimy na urokliwą polanę z czymś nietypowym na środku.
Podchodząc bliżej już wiadomo. Ruszcyzna ruiny schroniska.
ciąg dalszy będzie
Do wcześniejszego odcinka:
Te buteleczki, aż smaki mi przyszły :twisted:
Muszę jechać na Wschód uzupełnić barek 8)
Widzę że nie tylko ja jestem z klubu miłosników destylatów ukraińskich.
Warto uzupełnić wrażenia jakie płyną z Ukrainy , a przy okazji barek.
Myślę, że w następnych odcinkach zmieści się notka o nowych odkryciach smakowych związanych z destylatami :roll:
... Hajda na Sywulę
Krótki posiłek przy ruinach wykorzystujemy na rozważania dalszej trasy. Decyzja jest jedna. Będąc w tym miejscu
musimy wejść na najwyższy szczyt Gorgan mimo że tkwi on otulony szczelnie chmurami.
Już po kwadransie wspinania się w górę wchodzimy w krainę mglistych tumanów. Ciągle w górę i w górę
Wychodzimy powyżej kosówki i po kamieniach dążymy do szczytu. Z boku majaczy postument.
Zawieszona tabliczka na nim mówi w języku polski że jesteśmy 1818 m npm i szczyt ten nazywany jest Małą Sywulą.
Gdyby nie ta tabliczka nie wiadomo by było gdzie jesteśmy. Otuleni chmurami czujemy się jak anioły w niebie.
Niestety zero widoków, również zero nadzieii na widoki. Dużą odpuszczamy. Zero przyjemności.
Po godzinie wracamy do plecaków które zostawiliśmy przy ruinach schroniska. To miejsce zwane Ruszczyną jest krzyżówką wielu tras
prowadzących z różnych miejscowości. Można by je określić jako główne skrzyżowanie w Gorganach. My idziemy odszukać dawnej granicy polsko- czechosłowackiej. (Skąd u licha tutaj Czechosłowacja ?)
Kulbaczymy plecaki i wybieramy kierunek. Wyraźne wydeptane ścieżki prowadzą w różne strony, ale nie wiadomo w jakie bo nie ma oznaczeń. Wkrótce natrafiamy na pierwsze słupki dawnej granicy. Trasa prowadzi lekko w dół , idzie się więc łatwo i przyjemnie.
Mijając kolejne polany widzimy na jednej z nich pasące się konie.
Mówię : chodźmy spytać pasterza o dalszą drogę. Pasie konie to na pewno zna teren.
Konie na nasz widok wchodzą w las , żadnego pasterza wokół. Jak się dużo później okazało te konie pasą się same całymi tygodniami.
Nikt ich nie pilnuje, nikt nie udzieli informacji.
Z kolejnej polany rozłożysty widok pokazuje bezkres doliny pokrytej niekończącymi się lasami .Niestety nie pokazuje żadnej dogodnej ścieżki do zejścia.
Jest już czwarta po południu. Pasowało aby jeszcze za dnia dotrzeć do jakiegoś miejsca noclegowego.
Przez kolejne dwie godziny schodzimy stromymi zboczami ciągle w dół i w dół aby w końcu dotrzeć do potoku.
Potok wcina się w wąską dolinę rozbjając wodę o kamienie. Nie ma ani kawałka równego terenu na rozbicie namiotu.
Mimo że minęła 18-sta decydujemy się iść dalej. To właśnie w tej dolince na starych mapach jest zaznaczona
Linia leśnej kolejki wąskotorowej. Kolejki która wywoziła to nieprzebrane leśne złoto.
Teraz dopiero po kolejnej godzinie drogi odnajdujemy pierwsze ślady dawnej kolejki. Jak ta przyroda potrafi unicestwić
to co człowiek stworzył w pocie czoła.
Ponieważ nie zostały żadne mostki przeskakujemy kolejne meandry rzeczki Bistricy i jej coraz większe dopływy.
Za załomem kolejnego dopływu kolega idąc przodem napotyka pierwszych od dwóch dni ludzi.
Robotnicy leśni.
Widząc go pytają : a Henrik gdie ???
Wybałuszył oczy ze zdziwienia .
Widząc go pytają : a Henrik gdie ???
Wybałuszył oczy ze zdziwienia .
Oj po sobie potwierdzam, potwierdzam nad podziw: zanim gdzieś doszliśmy - już miejscowi o nas wiedzieli na powitaniu. Jak oni to robili???
wreszcie znalazłem "instrukcję obsługi" Gorganów, od A do Zet, śledzę wszystko z mapą w ręku i czekam na ciąg dalszy, spróbuję to powtórzyć.
Rownież czekam na ciag dalszy... W mej kudłatej głowie kłebia sie pomysły o letnim wyjezdzie w Goragany... Ale jak na razie to tylko pomysły dlatega czytam relacje i może Bisoniasty sie czegos nauczy... :P
Ja tez czekam na ciąg dalszy, bo jak nie znajdę odpowiedniej grupy chętnych na Czarnohorę we wrześniu, to może Gorgany zaliczę :-)
bo jak nie znajdę odpowiedniej grupy chętnych na Czarnohorę we wrześniu, to może Gorgany zaliczę
a ja wybieram się tam chyba w lipcu...
Trasa (przypuszczalnie) będzie wyglądać tak:
Werchowyna-Howerla-Pietros-Kwasy-Świdowiec-Gorgany. Po drodze wędrowanie po Kołomyi i Stanisławowie. Jeżeli starczy czasu (a powinno!) to może jeszcze Kamieniec Podolski a w powrotnej drodze Bieszczady Wschodnie. A w przyszłym roku... ruszam wokół Polski po granicach!
a ja wybieram się tam chyba w lipcu...
Zatem liczę na szczegółowe informacje po powrocie :-)
Jeśli możesz to ponotuj gdzieś odjazdyjazdy pociągów/busów/autobusów i ceny przejazdów - ułatwiłoby mi to nieco zadanie.
Jeśli możesz to ponotuj gdzieś odjazdyjazdy pociągów/busów/autobusów i ceny przejazdów - ułatwiłoby mi to nieco zadanie.
Jeśli Doczu przekonasz moją "połówkę", to rozkład jazdy pociągów/autobusów nie bedzie Tobie potrzebny, bo mogę jechac na południe przez Sosnowiec ( słynne miasto Czerwonego Zagłębia), i polecam moją furmankę. :)
Jeśli Doczu przekonasz moją "połówkę", to rozkład jazdy pociągów/autobusów nie bedzie Tobie potrzebny, bo mogę jechac na południe przez Sosnowiec ( słynne miasto Czerwonego Zagłębia), i polecam moją furmankę.
Fiu fiu - czyzbyś tez się wybierał w tamte rejony we wrześniu ?
Jeśli tak, to powiedz tylko jak mozna przekonac Twoją "połówkę", a zrobię to :-)
ATSD Henek już więcej nie będę zaśmiecał Ci watku. To był ostatni raz. Teraz będe pisał tylko na PW, ale czekam na cd. relacji.
.... powrót
Kilku robotników leśnych mieszkało w barakowozie stojącym obok zrujnowanego starego budynku.
Ich wygląd przypominał krzyżówkę człowieka pierwotnego z zabijaką. A jednak wygląd myli.
Przyjęli nas serdecznie zapraszając do środka. Na początek szklaneczka czystej wódki z którą z trudnością radzimy sobie na spółkę. Każdy z nich pije to na raz. Potem minerałka i pokrojona kiełbasa na gazecie.
W tej budzie grzeje nie wiadomo czy koza czy wódka , ale rozmowa płynie dalej. Pytamy skąd się tu wzięli.
Mieszkają na tym odludziu zajmując się wycinaniem lasu w pień. To taka prymitywna metoda pozyskiwania drzewa.
Pytamy jak daleko do Osmołody i o ciężarówkę stojącą obok.
Pytamy z nadzieją bo minęła już 20-sta a my jesteśmy na nogach od 7 rano.
Najchętniej chcielibyśmy się załapać na okazję na ten ostatni 10-kilometrowy odcinek który ponoć dzieli nas od Osmołody.
Na drugą nogę, minerałka i kiełbasa.
Chcą nas przenocować koniecznie. Czujemy jednak przez skórę że nie będziemy w stanie sprostać ich doświadczeniu w piciu. To są twarde chłopy.
Na ciężarówkę też nie ma co liczyć. Kierowca pojedzie dopiero jak leśniczy pójdzie spać , a najpewniej nad ranem.
Ponoć w połowie drogi jest leśniczówka i musi się przemknąć koło niej po cichutku.
Po drugim nie można się rozstać, byłoby to uchybienie zwyczajów na Ukrainie. Będzie trzeci. Tradycji trzeba więc sprostać.
Teraz już nas puszczają.
Słońce zaszło. Resztki światła pokazują leśną drogę a na niej trochę błota, trochę kałuż. Nogi ciągną się kilka metrów za nami.
Trzeba jakoś dojść.
Totalna noc ogarnęła nas i drogę po której szliśmy nie mając pojęcia czy daleko czy blisko. Skończyły się baterie w latarce.
Czas wlecze się , droga też. Z boku dochodzi odgłos przepływającej rzeczki.
Gdy mocno wyczerpani dotarliśmy do naszej bazy- schroniska dochodziła północ.
Stukanie po drzwiach i oknach pomogło i możemy się położyć do łóżka .
choć na dobrą sprawę w tym stanie można spać w każdej pozycji i w każdych warunkach.
Rano po śniadanku żegnamy się z gospodarzami którzy serdecznie zapraszają nas ponownie do siebie.
Zostawiają nam swój adres mailowy
osmoloda_arnika@mail.ru
Na co dzień mieszkają w powiatowym Kałuszu dlatego mają dostęp do internetu. bo w samej Osmołodzie to nawet żadne komórki nie funkcjonują.
Oglądamy się do tyłu. Zostawiamy Gorgany spowite chmurami.
Znów się pogoda zmieniła
Po drodze zatrzymujemy się w Drohobyczu. Szczególnie wrażenie robi nieczynna cerkiew św. Jura
A potem jeszcze dwie godziny stania na granicy i koniec.
.
No super, aż żal, że koniec, potrafisz pisać, ostatnio tak dobry kawałek czytałem chyba u Cobena :wink:
Doczu napisał
ponotuj gdzieś odjazdyjazdy pociągów/busów/autobusów i ceny przejazdów - ułatwiłoby mi to nieco zadanie.
Wybierając połączenie kolejowe warto powalczyć z rozkładem jazdy klikając
http://tinyurl.com/lfmg6
Może nie jest najłatwiejszy ale zawsze można liczyć na pomoc. Mamy przecież na forum prawdziwego maniaka rozkładów kolejowych.
[admin]
Zmieniam adres na krótki.
. zamiast posumowania
Jak odpowiedzieć na postawione na początku pytanie - rozważanie ?
Czy Orłowicz miał rację pisząc że " Gorgany są o całe niebo ładniejsze od Bieszczadów " ?
Otóż osobiście nie mogę się z tym zgodzić.
W Gorganach wszystko jest dwa razy większe niż w Bieszczadach.
Większe są odległości, wieksze są lasy, większa niepewność pogody, większe bezludzie, większa samotność.
Dla mnie jednak bardziej pociągające są wędrówki połoninami smaganymi wiatrami niż skakanie po kamieniach lub przedzieranie się poprzez poskręcane kosówki.
Dla osób chcących się sprawdzić w surowych , twardych warunkach Gorgany będą atrakcyjnycm miejscem. Jak nie mamy potrzeby sprawdzać siebie to nie będzie nas tam tak bardzo ciągnęło.
Bieszczady potrafią być malownicze , miękkie , pełne nostalgi i wręcz nostalgicznych przeżyć.
Gorgany są twarde, szorstkie , dzikie i wyczerpujące.
Ot kilka osobistych refleksji.
Jeśli macie inne (lub po powrocie będziecie mieć) to zapraszam do podzielenia sie nimi.
Koniec
Jeśli macie inne (lub po powrocie będziecie mieć) to zapraszam do podzielenia sie nimi
Byłem tam 13 lat temu, w 1993 roku, jako jeden z pierwszych, a może nielicznych tak szybko po uzyskaniu niepodległościo przez Ukrainę. Trasa z Osmołody (nocleg w leśniczówce) wiodła przez Popadię, Gorgany Wyszkowskie, Rafajłową (Bystricę), Worochtę, Kukul, Borkut-Kwasy (Zakarpacie), Szeszul, Howerle i granią Czanohory na Popa Iwana do ruin schroniska, Żabie-huculskąstolicę (Werchowyna). Trzy tygodnie deszczu z trzema dniami słońca w przerwach. Dziko i wysoko w górach-pusto niesamowicie, jodłowe i kosówkowe gąszcze. Za to w dolinach serdecznie, miło i gościnnie; ludzie spragnieni świata i kontaktu z innymi. Ale wartością tych terenów jest ich kresowość. Trudno doświadczyć podobnego uczucia w innych regionach Polski i świata, kiedy w mgłach i śniegu (wrzesień) wchodzi się na Popadię, przekraczając rowy, okopy wydrążone w piarżyskach z kamieni, stare zasieki z pierwszej wojny i na szcycie 1725 metrowej góry dotyka się polsko-czechosłowackiego słupka granicznego z godłem RP z roku 1923. Podobnie jest pod krzyżem na Pantyrze, na przełęczy Legionów, gdzie zimą 1914/15 roku na piechotę przeprawiała się ich Druga, zwana później Żelazną, Brygada. I w Bystricy, pod pomnikiem poległych legionistów i drewnianym, zamienionym na sklep przez Sowietów kościołem. I w Worochcie pod zniszczonym Kościołem i w ruinach schroniska zwanego Białym Słoniem na Popie Iwanie. I w Żabiem, i w Ilci, i w Jaremczu. Ktoś, kto na podstawie przedwojennych (ale i obecnego "Powroty w Czarnohorę") przewodników i WIGowskich map odbędzie taką "podróż sentymentalną", popatrzy na grań Gorganów zarówno z galicyjskiej, jak i ruskiej strony, poczyta o Hucułach i ich miejscu w przedwojennej przestrzeni kulturowej Polski-ten spojrzy na te tereny kompleksowo i zrobi tylko jedno: będzie tam chciał wracać, żeby poczuć dotknięcie czegoś, co jest już tylko "krajem utraconym".
sofron :wink:
WojtekR
oj.... człowieku z nieba mi spadasz!!! nie szukasz towarzystwa?
Brzydal@poczta.fm
oj.... człowieku z nieba mi spadasz!!! nie szukasz towarzystwa?
na razie nie :wink:
ale w przyszłym roku! kto wie?
sofron
wybieram sie w gorgany w tym roku i mam pytanie czy gdziekolwiek tam lapie zasieg na komorke? bo z relacji wynikalo ze nie bardzo... na swidowcu, czarnohorze, w bieszczadach lapal na szczytach i nieraz w dolinach tez- przynajmniej drogi jak sto diablow UMC...bo jak sie nie odezwe ani raz w ciagu dwoch tygodni to moja rodzinka zdechnie ze strachu, a szkoda by bylo bo sa mili ;)
Powroty w Czarnohorę - to tytuł kultowego już dzisiaj przewodnika po ukraińskich Beskidach Wschodnich.
Byłem tam już sześć razy - i wciąż nie mogę doczekać się powrotu. Na szczęście najbliższy już pod koniec stycznia. Ja upodobałem sobie właśnie tą porę roku - cisza, spokój i jeszcze większa, niż zwykle, dzicz ;-)
Serdecznie polecam, lecz z rozwagą ;-)
Witaj Zombi z powrotem.
Piszesz
Powroty w Czarnohorę - to tytuł kultowego już dzisiaj przewodnika po ukraińskich Beskidach Wschodnich.
Chciałem dodać że ukazał się ostatnio pierwszy przewodnik po Gorganach.
Nie miałem go jeszcze w ręku, ale sądząc po autorach (którzy stworzyli poprzednio bardzo dobry "Gdzie szum Prutu..." możemy się spodziewać dobrej pozycji.
A przede wszystkim pierwszy i jak dotąd jedyny, może nawet ukaże się w tłumaczeniu na ukraiński ?
Zombi !, mam nadzieję że tym razem po powrocie ze zwariowanej (zima!) podróży w Gorgany skrobniesz cośkolwiek na forum.
Jednym ku radości innym ku zazdrości.
Ja już Ci zazdroszczę.
Masz to jak w banku, Henku ;-)
A tymczasem zmykam do Garmisch-Partenkirchen, a później prosto na narty do Sestriere.
Pozdrudki serdeczne,
mz
Mam nadzieję, że ta druga już zimowa wyprawa w Gorgany uda się tak jak to sobie z Piotrem planujecie.:-P Też jestem ciekawa relacji... ;D
Powered by vBulletin® Version 4.2.1 Copyright © 2024 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.