Zobacz pełną wersję : Maras
Otrycka rodzinka pożegnała Marasa. Były świetne filmy o Marasie, przemówienia , prezentacje, piosenka ułożona na te okazję etc. Ale nie wszyscy mogli na Górę dotrzeć. Nie wszyscy mogli też wpisać się do pożegnalnego albumu. Dużo o Marasie mówiliśmy pisaliśmy. Może ktoś chciałby w tym wątku - na pożegnanie pierwszego gospodarza odbudowanej chaty napisać parę słów, a może jakąś anegdotę, albo po prostu pożegnać na forum... Dlatego zakładam wątek o Marasie. :D
I bardzo żałuję, że mnie nie było... Przespałem trochę te dwa Marasowe lata. Ale teraz bedzie Piotr, lubi Herberta ( już za to Go lubię). W lipcu ściągnę na Otryt silną grupę z Poemy. Podobno się myją :)
Witam!
Tak się złożyło, że na Otryt zawitałam zbyt późno, aby poznać Marasa bliżej, ale na szczęście udało mi się go spotkać. Jestem jednak w stanie docenić co zrobił przez te dwa lata gospodarzenia w Chacie. Jakże naprawdę niesamowity hart ducha trzeba posiadać, bo że kochać Bieszczady to nie podlega dyskusji, aby zdecydować się na życie w takich warunkach nie tydzień, dwa, a już lata. Chociaż w końcu element przygody w tym też pewnie był :). Przychodzimy, odchodzimy tak bywa, Maras wybrał teraz inną drogę i niech mu ona nie będzie wyboista - załużył na to.
Dzięki, że jesteś. Trzymaj się i do spotkania oczywiście w Chacie:))). Pozdrawiam serdecznie
Ewa - Efka
Maras był na Otrycie tak naprawdę trzy lata. W 2003 roku przyjechał w maju gdy zaczynaliśmy odgruzowywać pogorzelisko, stawiać wiatę, zrobiliśmy fundamenty i poprawiliśmy lektorium. Przez ten rok Maras mieszkał właśnie w lektorium. Tam to dopiero były spartańskie warunki! W Chacie jest wersal!. Niestety, lektorium nie nadawało się do przezimowania i na początku października Maras wrócił do Poznania.
Jednak w maju 2004 roku znowu wprowadził się do Lektorium. Mieszkał tam aż do września gdy założyliśmy folię na otwory okienne i można było jako tako nocować w Chacie. W listopadzie dopiero wstawiliśmy okna i wtedy wreszcie Maras mógł odetchnąć, że w zimie nie będzie się budzić z soplami na nosie.
Przetrwał w Chacie dwie zimy. Przetestował Chatę i możliwość w niej życia. Poradził sobie mimo przeziębień i niedźwiedzi przy kiblu (po jednym ze spotkań rano zrobił ze stearyny odlew odcisku niedźwiedziej łapy zostawionego w glinie. Odlew był naprawdę imponujacy). Z wilkami miał styczność jedynie poprzez ślady na śniegu i strach Kazana, który czasem nie chciał wyjść na wieczorny spacer.
Na jego oczach Chata powstawała. Był od samego początku, gdy mało kto wierzył w powodzenie tego naszego karkołomnego przedsięwzięcia. Odchodzi teraz, jak sam mówi, odmieniony, twardszy, pewny siebie. Z podniesionym czołem zamierza iść dalej przez życie. Myślę że trudno będzie złamać w Marasie tą wiarę która jest chyba w każdym z osób biorących udział w Odbudowie: CHCIEĆ TO MÓC.
Tak może trochę patetycznie, ale prosto z serca i prawdziwie. Pozdrawiam!
:!:
Moze napisze cos niepopularnego, ale jak patrze na rozwoj Marasa, jego "okrzepniecie" i kierunek rozwoju to w pewnym sensie "ciesze" sie, ze wyjezdza do pracy za granice i zaczyna ma szanse na rozwoj na "dole". Tylko zeby potem nie bylo, nie ciesze sie z tego, ze nie zobacze jego twarzy po wejsciu do Chaty, bo bede tesknil jak zapewne my wszyscy. Pozdro
Jasio
Jarkowa Ania
28-03-2006, 13:01
Byłam w Chacie tylko raz, ale zgadzam się w zupełności z moimi "przedmówcami". Maras jest osobą wyjątkową. A że czasem chodzą z Nikodemem na paznokcie... Kazdy ma jakieś tam swoje, nieprawdaż?
Powodzenia na Zachodzie/Północy. Nie ma bata żeby sobie nie poradził. :)
Impreza pozegnalna była istną powodzią serdeczności, objawów przyjaźni ale i szacunku. Maras dostał album z fotkami i osobistymi wpisami od wielu przyjaciół. Powiedział, że zabierze go do Irlandii, będzie siadywał na klifie, czytał i wzruszał się. Na scianie nad schodami zawisł portret "Pierwszego Gospodarza nowej chaty". Odśpiewaliśmy mu piosenkę, napisaną specjalnie dla niego i na tę okazję. Był laptop i rzutnik i pokaz filmów o Marasie, które Radny przygotował z dużym talentem i poświęceniem (czasu). To był prawdziwy BENEFIS MARASA. Niejedna łza zakręciła się w oku. Szkoda tylko, że trwało to tak krótko. Cóż - carpe diem.
Marasku, życzę Ci, abyś z taką hardością i determinacją, jakie dałeś u siebie zaobserwować gospodarząc Chatą, realizował kolejne etapy swej życiowej ścieżki!
Serdecznie pozdrawiam! I niezmiernie żałuję, że nie uczestniczyłam w pożegnalnej imprezce...
Karolina
05-07-2006, 01:00
Byłam bliską sąsiadką Marasa- w końcu do Seredniego jest tylko 3,5 godz.drogi z Chaty. Tak blosko że czasem nasze psy myliły adresy Kazan siedział u mnie a Wika u Marasa.
Przemiły z niego chłopak, pozdrawiam go serdecznie ale myślę że nowy gospodarz też da sobie radę. Zresztą już mnie odwiedził
Pozdrawiam
Powered by vBulletin® Version 4.2.1 Copyright © 2025 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.