PDA

Zobacz pełną wersję : Długiego przygody w Bieszczadzie



bertrand236
25-05-2006, 21:43
I tu Was zaskoczę :D Rozpoczynam relację Długiego z jego pobytu w Bieszczadzie :shock: Część z Was spotkała zapewne Długiego na KIMBIE. Myślę, że piwko pszeniczne smakowało :D . Dzisiaj o godzinie 18:40 zadzwonił mój telefon. :!: Patrzę a to Długi. :shock: Myślę sonie, że chce mi opowiedzieć jak było w Bieszczadzie. Okazało się, że on tam jeszcze jest. Zadzwonił do mnie z prośbą o rozpoczęcie tego wątku, co niniejszym czynię. Otóż kolega Długi zadzwonił z samochodu w którym aktualnie siedział. Nie mógł z niego wyjść, bo obok autka stał sobie żubr :shock: :shock: . Duże zwierzę - nie ten z którym kiedyś piwko piłem :wink: . Żubr według Długiego jednoroczny byk nie pozwalał Długiemu przejechać, ani opuścić samochód. Nie powiem, żeby Długi był wystraszony :D , nic znaczy intonacja jego głosu o tym nie świadczyła. Był za to bardzo podekscytowany 8) i obiecał, że wrzuci parę fotek, bo wypstrykał pół filmu. Kiedy opowiedziałem przygodę Długiego Barnabie, stwierdził on, że może to był Pubal....
Długi :!: :!: :!: Siedź jak najdłużej w Bieszczadzie ale zaraz po powrocie dokończ tą relację.

Barnaba
25-05-2006, 22:21
Tak właśnie. Nie widziałem stwora, ale coś czuję że może być owy niesforny żubrzyk. Impreza KIMB się skonczyła i Długi jak widać znalazł sobie nowego "kolegę", oby tylko wyszedl cało z owego spotkania.

irek
27-05-2006, 17:02
Kiedy opowiedziałem przygodę Długiego Barnabie, stwierdził on, że może to był Pubal....


Uprzedzę troche Dlugiego, ktorego goscilismy wczoraj w Chmielu. Tak to byl Pubal i kilka jego fotek z dnia dzisiejszego

Barnaba
27-05-2006, 20:30
co za koleś z tego żubra. Nie wiem czy chciałbym go spotkać luzem, ale zdjęcia są niebanalne

Doczu
27-05-2006, 22:09
Piękne zwierzę, chciałbym spotkać żubra. Niestety przykry jest fakt, że Pubal nie może się zaaklimatyzować i "zdziczeć" :cry:
Myślę jednak, że z czysto biologicznego punktu widzenia, wychodzenie do niego i robienie sobie z nim zdjęć, nie było dobrym pomysłem (choć sam nie wiem czy nie oprałbym się pokusie). Mimowolnie wyrządzamy zwierzęciu krzywdę.
Ciekaw jestem jakie będą dalsze losy Pubala, ale obawiam sie, że w najlepszym wypadku skończy w jakiejś zagrodzie (jeśli wczesniej nie trafi na jakiegoś kłusownika) :(

irek
28-05-2006, 21:34
Myślę jednak, że z czysto biologicznego punktu widzenia, wychodzenie do niego i robienie sobie z nim zdjęć, nie było dobrym pomysłem (choć sam nie wiem czy nie oprałbym się pokusie). Mimowolnie wyrządzamy zwierzęciu krzywdę.
Ciekaw jestem jakie będą dalsze losy Pubala, ale obawiam sie, że w najlepszym wypadku skończy w jakiejś zagrodzie (jeśli wczesniej nie trafi na jakiegoś kłusownika) :(

Doczu Pubal jest tak przywiazany do ludzi ze to nie my do niego wyszlismy lecz on do nas. Na dzwiek samochodu lub widok ludzi biegnie rozesmiany machajac ogonem ;). Raczej marne sa szanse na jego powrot do natury, z tego co mi wiadomo bedzie jeszcze jedna proba i przenosiny w inne miejsce, miejsce to bedzie zamkniete dla ruchu turystycznego co was zmartwi bo lubicie to miejsce. Nie bede tu pisal gdzie jak i nie pisalem gdzie Pubal ostatnio wita turystow, choc starzy wyjadacze bez problemu odgadna. Co do klusownikow to masz racje moze sie tak skonczyc, lub zima krwiozercze ;) wilki urozmaica sobie menu w koncu ile mozna jesc baranine ;).

Doczu
28-05-2006, 21:52
Doczu Pubal jest tak przywiazany do ludzi ze to nie my do niego wyszlismy lecz on do nas. Na dzwiek samochodu lub widok ludzi biegnie rozesmiany machajac ogonem
Dlatego tym bardziej nalezałoby unikać bezpośredniego kontaktu, a wręcz nastraszyć go klaksonem czy petardą.
Powyższe utwierdza mnie w przekonaniu, że wychodzenie do niego z samochodu było błędem, ale nie mnie to oceniać. Moje zadnie wyraziłem już.

irek
28-05-2006, 22:11
Dlatego tym bardziej nalezałoby unikać bezpośredniego kontaktu, a wręcz nastraszyć go klaksonem czy petardą.
Powyższe utwierdza mnie w przekonaniu, że wychodzenie do niego z samochodu było błędem, ale nie mnie to oceniać. Moje zadnie wyraziłem już.

Wiesz kiosk ruchu po drugiej stronie ulicy byl zamkniety wiec nie za bardzo mialem gdzie kupic petarde, klaksonu nie mam w samochodzie - naprawde nie zartuje.
Pubal przywital mnie juz po wyjsciu z samochodu.
Bylismy tam spora grupa ze szkolenia "Duże drapieżniki w Karpatach" Pubal byl odganiany i straszony dosyc ostro bym powiedzial i nic to niedalo polecial za grupa, po jakis czase znowu przygoniony w miejsce x, z tego co wiem po naszym usunieciu sie z terenu dogonil juz niezle oddalona grupe i nie dal za wygrana.
to tyle, widze ze pewnych zeczy nie powinno sie pokazywac na forum bo sa zle odbierane.

Anyczka20
28-05-2006, 22:20
Bylismy tam spora grupa ze szkolenia "Duże drapieżniki w Karpatach" Pubal byl odganiany i straszony dosyc ostro bym powiedzial i nic to niedalo polecial za grupa, po jakis czase znowu przygoniony w miejsce x, z tego co wiem po naszym usunieciu sie z terenu dogonil juz niezle oddalona grupe i nie dal za wygrana.
Popieram, byliśmy już naprawde daleko od miejsca w którym znajdował się Iras....a ten skurczybyk nas dogonił i za nic w świecie nie chiał sobie odejsć. Był przeganiany kijem...dosć brutalnie rzekłabym...ale jakoś nic sobie z tego nie robił...spokojnie skubał trawke i szedł za nami :( Co poniektórzy mieli frajde z bliskiego spotkania z żubrem...mnie osobiście sie łezka w oku zakręciła...bo to jedank nie był naturalny widok. :cry: Dość przygnębiający i smutny...a najgorsze to to, że ten biedny zubrzyk nie zdaje sobie sprawy z tego że jest "inny" i tak w ogóle to nie jego wina. Mam nadal nadzieje, ze sprawa zakończy się dla niego szczęśliwie. Jedno jest pewne, nie może pozostać tam gdzie się w tej chwili znajduje :cry:

Doczu
28-05-2006, 22:22
klaksonu nie mam w samochodzie - naprawde nie zartuje.
oj nieładnie 8)

Bylismy tam spora grupa ze szkolenia "Duże drapieżniki w Karpatach" Pubal byl odganiany i straszony dosyc ostro bym powiedzial
No cóż - mnie tam nie było, więc nie mnie oceniać.

widze ze pewnych zeczy nie powinno sie pokazywac na forum bo sa zle odbierane.
Cóż - jak pisałem wyżej - nie było mnie , więc nie oceniam. Nie mam do tego prawa. Wyrażam swoje zdanie. Tyle mogę.

bertrand236
28-05-2006, 22:55
A może po prostu najlepiej byłoby wysłać Pubala do "Puszczy Białowieszczańskiej" albo w okolice Wałcza? Za dużo szumu w Bieszczadzie i w Polsce wokół tego zwierzęcia. Z tamtych okolic przywióżłbym innego. Piszę jako laik, nie znam się na hodowli zwierząt. Natomiast wielu z Was się zdziwi, ale od czasu informacji o Pubalu na www.bieszczady.pl wiem gdzie przebywał prawie przez cały czas. Nie ruszałem się przy tym z Poznania. Dlatego śmiem twierdzić, że zbyt dużo ludzi wiedziało o miejscu jego pobytu. Sam tez nie jestem pewien, czy będąc w Bieszczadzie nie poszedłbym odwiedzić tego kolesia? Co z tego, że przewiezie się go w miejsce zamknięte dla turystów? Widziałem zdjęcia - Pubal ma 4 i nogi przyjdzie do ludzi. Może w Puszczy będzie miał dalej do ludzi? Może.... może...? Należy szukac wszelkich środków żeby znalazł zrozumienie wsród innych żubrów. Niech znajdzie swoja żubrzycę. To by było na tyle w tym temacie.
Pozdrawiam

Barnaba
28-05-2006, 23:17
Z tamtych okolic przywióżłbym innego

Świerza krew, a dokładniej DNA by się przydało tym w Bieszczadzie


Niech znajdzie swoja żubrzycę.
Dla kumpla bym nie potrafił dziewczyny znaleźć, a dla żubra ojjjj to byłoby wyzwanie. Robimy kasting? hihi Ale tak serio to moim zdaniem to dobry pomył! Koleś się zabuja i będzie łaził za swoją rogatą miłością....

irek
28-05-2006, 23:19
Skoro juz wszystko sie wyjasnilo i jest ok to jeszcze pare fotek Pubala.

irek
28-05-2006, 23:32
Mam nadzieje ze Dlugi sie nie obrazi ze Mu sie w watek wciolem :) A Pubal mnie polubil za to, ze ostatno pijam zubra ;)

długi
30-05-2006, 17:25
Jutro odbiorę zdjęcia, to napiszę parę słówek pojutrze.
Dzięki za pochwały piwne :oops:
Cała zasługa mojego młodszego, to on warzy te specjały, ja tylko finansuję i dowożę na miejsce KIMBu.
Grafik od etykietek wykonał pracę społecznie, dziękuję Krzysiu, etykietki były chwalone też.
Długi

bertrand236
03-06-2006, 00:10
to napiszę parę słówek pojutrze
Pojutrze było wczoraj :lol: :lol: nie żebym poganiał ale jestem ciekaw
Pozdrawiam

PiotrekF
04-06-2006, 21:57
A ja odważę (wszak nie jestem tak delikatny jak Bertrand) się .....ponaglić , dziś jest już ...... :)

Pozdrawiam PF
ps
.....bo żubry mnie dosyć interesują

bertrand236
04-06-2006, 22:25
wszak nie jestem tak delikatny jak Bertrand)
:lol: :lol: :lol: :lol: No, no..... :wink:

długi
05-06-2006, 19:32
Jeszcze nie zacząłęm relacji, a już ponad 700 wyświetleń :oops:
Ponaglany, spóźniony (przepraszam) zaczynam opowieść majową.
Jak zwykle wyjazd z przyczyn zawodowych oraz oczywistych (stan konta) do ostatnich dni stał pod dużym znakiem zapytania. W czwartek otrzymałem wiadomość, że kasa idzie i zabrałem się do pakowania. Szczęśliwy w piątek po południu sprawdziłem stan konta : nie przybyło jak w Miedonii. Tam powódź, a u mnie suchooo. Krótka narada ze wspólnikami i decyzja: jedź, kasę ci doślemy, jak tylko przyjdzie. Jak zwykle podróż rozpocząłem nocnym wyjazdem. Krótka drzemka gdzieś pod Sandomierzem i sobotnim rankiem przemknąłem przez Sanok. Tęsknie zerknąwszy w przecznicę z barem Smak pognałem dalej. "Moje" pole w Duszatynie przywitało mnie kwitnącą jabłonią i śpiewem ptactwa tak rozmaitego, że wielu nie mogłem rozpoznać. Zasiadłem pod wiatą, nastawiłem kawę, coś do jedzenia i wsłuchałem się w szum Osławy, trele drozdów i nie przszadzał mi daleki warkot piły. On był tłem dla popisów ptasich koncertmistrzów. Zrobiło się sennie, wiosennie, przyjemnie.
Pokrzepiony nieco i wypoczęty wyruszyłem do Smolnika. I tu gorące powitanie. Miłe zaskoczenie, że wielu czekało na mnie, jak na gwiazdę programu :oops:
Szybko jednak okazało się, że gwiazda programu jest w bagażniku w postaci magicznej skrzyneczki z domowym piwem :lol:
Długi

długi
05-06-2006, 19:56
Pierwszy raz trafiłem do Zagrody i ciekawie rozglądałem się po terenie. Sympatyczne zaplecze sanitarne, grile, ławki i przestronna wiata ze stołami oraz zadaszony salon z kominkiem zrobiły na mnie dobre wrażenie. Ktoś wiele rzeczy przemyślał, by było ładnie, dowcipnie i wygodnie. W sali kominkowej galeria rzeźb o treści ... różnej... bardzo. Od aniołków, przez diabełki do obsceny. Dzięki uprzejmości gospodarza piwo udało się schłodzić do właściwej temperatury. Jednak mimo tego sprawiało pewne problemy z konsumpcją :twisted:
Złośliwie się pieniło i koniecznie chciało wylać się na stoły, co na ogół mu się udawało.
Jednak zdeterminowani bieszczadnicy poradzili sobie z tym problemem, nie bez pewnych ofiar, i już po chwili rozpoczęły się śpiewy, a później tańce. Dużą atrakcją była autentyczna Młoda Para, z welonem, wódką weselną słodzoną całusami.
Do tego momentu dotrwałem. Trudy nocnej jazdy i zarwany szaleńczy tydzień w firmie dały znać o sobie. Pożegnawszy balujących pojechaliśmy do Duszatyna. Już przy świetle gwiazd postawiłem namiot i usnąłem jak dziecko wsłuchany w nocne odgłosy lasu. :D
Długi
PS
Ta piękna Pani na zdjęciach to moja Małżonka Joanna

joorg
05-06-2006, 22:24
[quote="długi"]
Miłe zaskoczenie, że wielu czekało na mnie, jak na gwiazdę programu :oops:
Szybko jednak okazało się, że gwiazda programu jest w bagażniku

Tu sie nie zgadzam z Tobą - Ty byłeś Gwiazdą :wink: , a w bagażniku były gwiazdeczki przedniej marki.
Wklejam zdjęcie z "wejścia" Długiego -- to zdjęcie pozwoliłem sobie ściągnąć ze str. Wojtka Gosztyły www.komancza.info , bo ja nie zdążyłem zrobić (może Duch,albo Xiro zbliżenie "gwiazdeczek" zamieszczą )

długi
06-06-2006, 15:10
Dzień następny - niedziela - wstał słoneczny. Ptactwo bezkarnie zwlokło mnie ok 7 rano, choć sen jeszcze tkwił pod powiekami. Wiosenne wypady zarywają wieczory i ranki przez ten ptasi koncert. :lol:
Pomału, leniwie snując się po polu przygotowywałem się do małej wycieczki. Poprzedniego dnia umówiłem się z Państwem Młodym oraz Piotrem, że pójdziemy pstryknąć czarne bociany w gnieździe. O umówionej porze przyjechali Młodzi. Piotr zaspał. (12.00 to rano, ).
Raźno wyruszyliśmy w kierunku Jasieniowej. Pierwszy bród na Osławie ominęliśmy idąc starą drogą, drugi wymagał zdjęcia obuwia. Płyty drogowe tylko pozornie ułatwiają przejście. Śliskie niemiłosiernie, a palce człeka to nie przssawki. Udało się bez upadku przjść i już po twardym ruszyć dalej. Za zakrętem weszliśmy w las. Tu drobne wyjaśnienie: przy gnieździe byłem ostatnim razem jakieś 15 lat temu. Nie iałem pewności czy jest zamieszkałe ani czy uda mi się je odnaleźć. Stan nóg naszego kolegi ujawniony przy brodzie nakazywał wybranie możliwie łatwej drogi. A tu trzeba na przełaj do góry, trawersem przez jakiś potoczek, grzbietem jeszcze wyżej i znowu krzaki. Gdy już myślałem, że zgubiłem drogę i nie odnajdę miejsca i zrezygnowany mialem zakomunikować odwrót... jest, tak jak było, widoczne w dolince jak na dłoni. Zamieszkałe, bocianica siedzi na gnieździe, wyraźnie ma lęg. Mój aparat w takich wypadkach jest bezurzyteczny. Ale pocoś ciągnąłem w te chaszcze przyjaciół. Krótka sesja zdjęciowa i powrót. Droga już łatwiejsza, omijająca bród, częściowo wiodła przez chaszcze, dalej torami kolejki. W miejscu, gdzie zwozka drewna zasypała torowisko widzimy wyraćne ślady kół drezynki. Ktoś z pewnym trudem pokonywał niedawno ten kolejowy szlak. Popołudnie spędziliśmy na pogwarkach z leśniczym. Opowieści o wilkach, mrożące krew w żyłach i jeżące włosy, na głowie też pominę. Ale opowieść o żubrze przytoczę.
Zanim to nastąpi proszę moich miłych towarzyszy wędrówki o jakąś fotkę, dwie z wyprawy do gniazda, bo ja nic nie mam.
Długi

długi
08-06-2006, 17:15
No, tu zdjęcia boćka proszę mi wkleić, albo przesłąć na PW
Proszę
Długi

długi
08-06-2006, 17:37
Opowiadania Leśniczego:
Może ktoś bieglejszy w piśmie kiedyś spisze te pogwarki, bo są smakowite, pełne życia i humoru. Ot jak ta o żubrze, który przyszedł w odwiedziny do sąsiedniej osady. Leśniczy powiadomiony o niecodziennej wizycie złapał za aparat fotograficzny, wsiadł w samochód i pognał na miejsce zdarzenia. I rzeczywiście, stoi na środku drogi, nie za wielki tak jakoś ze 700, 800 kg. Mieszkańcy osady ciekawie przyglądają się zwierzęciu. z za płota. Nawet w Bieszczadach jest to fakt raczej rzadki. Leśniczy wysiadł z auta, przygotował aparat... a tu jeden miejscowy J.. woła: Jędruś poczekaj, zrób ze mną i zaczyna podchodzić pomału z garścią siana w wyciągniętej ręce.
- Gdzie leziesz wariacie, stratuje Cię.
- Jędruś on o mnie w stodole już jadł, ja go po zadzie klepałem.
I pomału, pomału zbliża się do żubra. Żubr zwiesił łeb i sapie, jest źle.
- Odejdź od niego, mówię, spierd....
- Jędruś, nie gadaj, zrób zdjęcie jak będzie już jadł...
Nie zdążył. Żubr zaczepił rogiem o brzeg kufajki, rozdarł od boku przez bark do kołnierza. J.. potoczył się parę metrów, a żubr wgniatał w ziemię czapkę, która spadła J.. z głowy.
- J.. idź, weź mu tę czapkę!
- A niech se ją nosi, jak mu tak się podoba, patrz taką dobrą kufajkę na szmatę zrobił!
Wizyta szczęśliwie skończyła się cerowaniem watowanej kurtki. Żubr do wieczora poszedł sobie w las. Czapka nie nadawała się do użycia.
Z powodu emocji leśniczy zapomniał o aparacie, więc dokumentacji fotograficznej brak. Długi

długi
10-06-2006, 14:39
Pogoda nam sprzyja. Poniedziałek wstał słoneczny, prawdziwie wiosenny. Wybieramy się odwiedzic stare kąty. Pierwsze, to sprawdzić czy Olchowaty tak samo szumi jak przed rokiem. Złażę ze skarpy w krzaczory. Małe kaskady szumią jakby bardziej przyjaźnie, wiosna... Płoszę piecuszka i dzieżbę. Zdenerwowana bogatka dzwoni na alarm. Robię kilka fotek i wracam na drogę. Jabłonie w starych sadach oszalały. Biel w kilu odcieniach różowości na tle zieleni tak jasnej, że aż nieprawdopodobnej (o zieleni można nieskończenie, patrz zieleń, bo już nie powtórzę..). W głębi łąki odzywa się derkacz. Monotonnie piłuje swoje, a z drugiej strony odpowiada mu konkurent. Przy sągu drewna wygrzewa się padalec. Poniedziałek ma to do siebie, że nawet na tak popularnym szlaku jak na Jeziorka Duszatyńskie jest pusto. Tylko leśni pracownicy układają metry, gdzieś wysoko powarkuje piła i basem huczy det. Jeszcze przed wejściem w las wita nas wysokie kiija myszołowa. Chwilę przyglądam mu się przez lornetkę. Stary znajomy z postrzępionym skrzydłem. Obserwuję go w tym miejscu od kilku lat. Droga jest mocno rozjechana przez ciężki sprzęt zwózkowy. Ale nie padało od kilku dni, więc nie brodzimy w błocie, tylko boczkiem, boczkiem przemykamy się nad koleinami. A koleiny pełne życia. Kumaki we wszystkich stadiach rozwojowych. Istna lekcja biologii. Do tego traszki. Na kolejnej "plamie" słońca wygrzewa się padalec. Przenoszę go poza drogę, by nie spotkała go zła przygoda na drodze.

długi
10-06-2006, 15:14
Ptasie trele cały czas nam towarzyszą. Niespecjalnie się spiesząc dochodzimy do jeziorek.
Pliszka żółta poćwierkując zwraca na siebie uwagę. Pewnie ma w pobliżu gniazdo i stara się mnie oddciągnąć w inne miejsce. Daję jej spokój, nie jestem ciekawy jej lęgu.
Jeziorka niby takie same, a jakby jaśniejsze. Tatarak srebrzy się w słońcu, toń odbija błękit i zieleń. Feria barw z koncertem w tle. Udało mi się szczególnie jedno zdjęcie nad górnym jeziorkiem, nie wiem tylko, czy w tym formacie odda część nastroju.
Pojawił się nowy obyczaj: jedna z drużyn harcerskich przyczepiła do drzewa kartkę, w folii zabezpieczonej przed deszczem, że była tu, że wędrowała przez miejsca, które odwiedził Papież. Pewnie jeszcze wiele drużyn odwiedzi wiele miejsc, w których był Ojciec Święty. Ale jeżeli mają swoją bytność upamiętniać, to chyba przesada.
Siedzimy nad górnym jeziorkiem coś z godzinę. Jesteśmy tylko my, woda, szept w trzcinach i ptaki. Wracamy pomału, licząc na jakieś spotkanie... ale wczesne popołudnie, to nie jest pora na zwierzynę. Na polu namiotowym nadal jesteśmy sami, nikogo.
Wypoczywamy, wraca mi właściwa równowaga i porządek rzeczy.. Sprawy zostawione w Gdańsku zaczynają być nieistotne. Właściwie, to dlaczego tylko tydzień urlopu :?: :roll:
Wieczór jak zwykle (raptem trzeci, a już jak zwykle :D ) z koncertem drozdów. Po 22 dołączył do nich puszczyk z radosnym chichotem. Podkład daje monotonne rrrrr derkacza, raz z lewa, raz z prawa.
Jutro będzie piękny dzień
Długi

joorg
10-06-2006, 15:53
Udało mi się szczególnie jedno zdjęcie nad górnym jeziorkiem, nie wiem tylko, czy w tym formacie odda część nastroju.
oddaje, oddaje -- piękne ujęcie ,myślę że w rzeczywistości jest to krótka chwila takiego oświetlenia.
Relacja wspaniała , opisujesz to tak ,że czuję się jakbym tam był w tym czasie.Już by sie chciało tam jechać , ale dzisiaj przy takiej "jesiennej" pogodzie jaka u nas jest , to tylko można poczytać i popatrzeć na zdjęcia. --- ale jutro ????może....
dzieki
ps. nie tylko jedno zdjęcie Ci sie udało :wink:

bertrand236
10-06-2006, 18:20
oddaje, oddaje -- piękne ujęcie

Zdjęcia tak jak cała relacja pachnie Bieszczadem. Dzięki ci długi.... :D
Pozdrawiam

marekm
10-06-2006, 19:31
Wieczór jak zwykle (raptem trzeci, a już jak zwykle ) z koncertem drozdów. Po 22 dołączył do nich puszczyk z radosnym chichotem. Podkład daje monotonne rrrrr derkacza, raz z lewa, raz z prawa.

szkoda tylko, że fonii nie można dołączyć do postu.
Dzięki, fajnie się czyta, a jak przymrużę oczy, to wszystko można sobie wyobrazić.

marcin2000
12-06-2006, 10:31
Ja dodam, ze czuje zapach porannej kawy ze zdjecia.
A nie, to u mnie na biurku rano w pracy tak pachnie.
Kawa dla Dlugiego lepiej pachnie, bo naturalna i nie rozpuszczalna !
Ale i tak jest super cos takiego rano przeczytac, tylko jak po czyms takim zabrac sie do pracy.
Po prostu wyjechac w Bieszczady jak sie rano jedzie do pracy.
marcin

długi
12-06-2006, 13:35
Zanim opowiem następny dzień, jeszcze dodam historię z popołudnia.
Kawa pachnąca na ławie, na polu jesteśmy sami.
Jakaś uterenowiona toyota lub inna półciężarówka przemknęła z bulgotem przez bród i pognała dalej. Wstawiam czajnik na kolejną kawę.
No nie, warczący potwór wjeżdża na pole. Jakaś plugawa, brodata gęba wychyla się od strony pasażera i wrzeszczy: kurwów pięć Tomek, poznajesz mnie? Speszony bąkam coś, ale gościu niezrażony wita się wylewnie, robi niedźwiadka i jest wyraźnie wzruszony.
- Nic się nie zmieniłeś, 17 lat temu taki sam byłeś..
Siedemnaście lat, tyle ludzi przewinęło się przez pole. Wspólnie z Joanną przeczesujemy pamięć i przy pomocy pewnych szczegółów powoli wydobywamy tę właściwą kartę wspomnień. Zbieg okoliczności niebywały. Andrzej po ciężkiej chorobie postanowił odwiedzić stare kąty. W towarzystwie syna i wnuka ruszył w objazd po Bieszczadach. Zajechał przed bar i przypomniał się Bożenie. I jeszcze - mówi - wtedy na polu byli tacy ludzie z Sopotu..
- Właśnie są na polu, powiedziała Bożena.
Tego się nie spodziewał. Czym prędzej zawrócił i z już cytowanym okrzykiem zajechał na pole. Nie spodziewał się, że po 17 latach spotka akurat mnie na polu. A że z tamtych lat zostało wiele wspólnych wspomnień.. nie dziwię się impulsywnemu powitaniu.
Szybko rozpaliliśmy ognisko i do późna odgrzebywaliśmy wspomnienia przy pieczonej kiełbasie i piwku. Te siedemnaście lat temu wnuka jeszcze nie było, teraz zbuntowany lekko siedemnastolatek sztorcuje dziadka, walcząc o "swój" porządek w aucie. Ech te dzieci. Ze względu na trudy poprzedniego i jutrzejszego dnia, moi goście wcześniej idą spać. My zostajemy przy ogniu, wspominając licznych przyjaciół, którzy przeszli ten kawałek Bieszczadów z nami, przez te wszystkie lata. Zrobiło się jeszcze bardziej nostalgicznie... i ten puszczyk, i te gwiazdy. Czy zauważuliście, że w Bieszczadach jest więcej gwiazd na niebie?
Długi

długi
12-06-2006, 19:30
Wtorek - wczesna pobudka. Nasi wczorajsi, niespodziewani goście wyruszają w podróż do domu. Żegnamy się serdecznie obiecując sobie następne spotkanie letnią porą.
Pogoda nadal nam sprzyja. Postanawiamy wycieczkę autem. W planie jest Morochów. Wcześniej wyczytałem w internecie o wystawie starych fotografii rodzinnych. Ot taka ciekawa lokalna inicjatywa. Moja relacja zbiega się z reportażem na bieszczady.pl - zbieżność przypadkowa. Przy drodze drokowskaz, boczna droga prowadzi nas pod wielką stodołę. Klucz po sąsiedzku. Wielkiej postury gospodarz otwiera nam podwoje i oprowadza po sali. Zbiór niezbyt okazały, ale z tym klimatem starej szuflady. I gospodarz, bohater kilku zdjęć opowiada z pasją. Trudno rozpoznać w dziecku lub szczupłym młodzieńcu naszego Cicero. Oglądanie ma ten niepowtarzalny smaczek, gdy komentarz pochodzi od uczestnika tamtych zdarzeń. Zostawiamy datek w specjalnej puszce i ruszamy dalej. Po pierwsze odwiedzamy cerkiew w Morochowie. Pięknie odrestaurowana prezentuje się godnie. Warto zboczyć z trasy dla jej piękna i uroku wystawy po sąsiedzku.
W drodze powrotnej migają nam w krzakach słupki mostu wiszącego. Nie jest to ten widoczny z drogi. Ten przez nas "odkryty" prowadzi w las, do rezerwatu "Przełom Osławy w Mokrem". Liny wrośnięte w drzewa robią wrażenie. Czujemy się jak Indi w dżungli. Kilka fotek i dalej. Za kazdym razem, jak jedziemy tą drogą, zatrzymujemy się przy małym cmentarzyku z niedawno wybudowaną kaplicą. Po raz pierwszy zwabiły nas aniołki na dziecięcych mogiłach. I tak co 2-3 lata jesteśmy tam... Zapalamy zniczyk.
Nie mamy tu nikogo ze znajomych, ale wiedząc, że będziemy dziś u Jędrka i u Pani Anny, zabraliśmy kilka świeczek. Następny przystanek przy cerkwi i cmentarzu na Kulasznem. W cerkwi trwają dalsze prace wykończeniowe. Brakuje jeszcze obrazów, powstają polichromie, freski?. We wnętrzu pod kopułą stoi rusztowanie.

długi
12-06-2006, 19:34
Po wyjściu z cerkwi wstępujemy na cmentarz. Chwila zadumy nad losem i wzrok biegnie w dal nad Beskidem Niskim.
Jeżeli będziecie u Jędrka, przeczytajcie wiersze włożone za tablicę... i nie śpiszcie sie. Pośpiech wszystko zabija.
Później jeszcze jeden cmentarz, w Komańczy, przy starej cerkwi. Zapalamy lampkę Pani Annie Wasylko, naszej znajomej z Duszatyna. To ona pokazała nam skrót przez Karnaflowy Łaz, karmiła nasze dzieci mlekiem prosto od krowy i opowiadała o swoim dzieciństwie w przedwojennych Bieszczadach. Tragiczne losy ludzi, których dotknęła historia. Teraz ma spokój, którego los jej nigdy nie dał.
Długi

Anyczka20
12-06-2006, 22:41
i nie śpiszcie sie. Pośpiech wszystko zabija.
Oj tak...niby takie oczywiste, ale tak niewiele ludzi to rozumie......

długi
13-06-2006, 10:57
Po tak wyczerpującym i pełnym wrażeń dniu zajechaliśmy do odremontowanej restauracji "Pod Kominkiem". Jesteśmy jedynymi gośćmi. Pani za barem wita nas uśmiechem. Na pytanie co może nam polecić, uśmiecha się jeszcze milej i mówi, że niewiele, bo po komuniach trochę pustki w karcie. Są pierogi, naleśniki i ... więcej mi nie trzeba. Zasiadamy i czekając na zamówione dania rozglądamy się po wnętrzu. Jest czysto i wręcz ascetycznie. Wystrój bez specjalnego charakteru, tak może być pod Kościerzyną i Zakopanem. Jedynie piękna panoramka z Suliły i kilka starych zdjęć nawiązują do regionu. Jest kominek i piękna grafika nad nim. I nagle niespodzianka. Wchodzi miła Pani, a przed nią idzie zapach. Zapach świeżych skwareczek ze słoninki. Żaden stary przypalony tłuszcz ogólnokuchenny. Nim talerz znalazł się na stole, już byłem gotowy do jedzenia. Jeżeli z jakiś przyczyn ominiecie Bar Smak, tu zjecie równie dobre pierogi ruskie. Ciasto nieco inne niż w Sanoku, ale lekkie, cienkie i nierozpadające. Farsz pycha. Porcja dość duża. Jak uporałem się ze swoją porcją wjechały na stół naleśniki z serem. Druga rewelacja. Ciasto żółte zaświadcza, że jajka były swojskie, twaróg pełnotłósty, zaprawiony świetną śmietaną rozpływał się na podniebieniu. Przy płaceniu nie powaliło nas. Ceny średnio zaawansowane, choć znacznie wyższe niż w Barze Smak. W sumie bardzo udany przybytek wart odwiedzenia przy apetycie na pierogi i naleśniki. Przy okazji dowiedziałem się, że na pięterku będą pokoje gościnne. Kolejna dobra oferta dla turystów nie wędrujących z namiotem.
Długi

długi
13-06-2006, 11:16
Następny dzień nie wstał. Leżał na jednym boku, potem na drugim boku, potem znów drzemał. Słuchał bębnienia w tropik namiotu i znów pospał. Gdy wszystkie boki miały odleżyny dzień wstał, zrobił sobie kawę i wrócił do namiotu. Tam było sucho i przytulnie. Na zewnątrz mniej lub bardziej padało. Obiadek pod wiatą nie przywrócił dobrego humoru, nadal padało. Urozmaiceniem była krótka wizyta Wojtka i Andrzeja. Dla nich wypad z Bystrego w deszcz terenowym samochodem nie stanowił problemu. Osława przybrała.
Nawet nie chciało mi się rozpalać wieczornego ogniska. Pada do nocy. Jedynie ostatnie piwo ratuje zdrowie psychiczne i fizyczne.
Długi

długi
14-06-2006, 20:05
Po deszczowej nocy dzień wstał suchy, przyjemny, w sam raz na pożegnanie Duszatyna.
Pora nam zameldować się u Tosi w Krywem. Ponieważ mamy zlecenie na słodkości z Leska, jedziemy przez Tarnawę - malownicza ruinka. O słodkościach w Lesku nie będę się rozwodził, bo są powszechnie znane. Jeszcze kontrolny telefon do Tosi i ... No właśnie, Tosia mówi, że nas zwiezie jeepem na dół, tylko musimy poczekać, bo właśnie przyjechał weterynarz, więc na górze będzie Julka, to się nie przejmujcie, bo ona jest łągodna, trzeba z nią porozmawiać, w ciągu godziny będzie na górze, to nas zabierze, bo musi weterynarz zaszczepić zwierzynę, weterynarza zawiezie z powrotem, to my zjedziemy z nią na dół.
Zrozumiałem, że będę miał niespodziankę i łatwy transport.
Zajechałem na "parking". Wysiadam, by przepakować klamoty do zabrania na dół... i Joanna woła:- uważaj żubr!
I rzeczywiście, zbiegł z górki i stanął na drodze obok samochodu weterynarza. Więc to jest ta Julka! Robię fotkę i przyglądam się zwierzakowi. Im dłużej się przyglądam, tym bardziej jest to JULEK. Wysiadam, robię jeszcze jedno zdjęcie. Cielak wali do mnie, no to wsiadam z powrotem. Już domyślam się, że to Pubal. Byczek obszedł auto, polizał szybę obok Joanny i zaczął się czochrać o karoserię. Zatrąbiłem. Odskoczył na kilka kroków i patrzy. Niby nie jest groźny, ale czy ja wiem jak zareaguje jak wysiądę. Odszedł kawałek do samochodu weterynarza i tam z lubością ociera się o lusterka, klamki i narożniki karoserii. Dzwonię do Bertranda: - żubr nie pozwala mi wysiąść z auta. Lekko koloryzuję, żubr jest wielkości cielaka, ale to żubr! Tak doczekałem Tosi. Konsultacje z weterynarzem potwierdziły płeć, Julek jak go ochrzciła Tosia.
Tosia bez ceregieli poklepała żubra po grzbiecie: - No Julek idź, bo muszę jeepa przestawić. Widzimy, że żubr jest nie tylko bardzo młody, ale i zupełnie oswojony. Już bez lęku wysiadamy, przepakowujemy się do jeeepa i po błocku jedziemy w dół.
U Tosi po staremu. Trochę przebudowała pokoje gościnne, ale reszta spraw idzie swoim tokiem. Do późna dyskutujemy o Tosinych planach i sprawach Krywego.
Długi

długi
16-06-2006, 17:13
Piątek wstał zapowiedzią powrotu. Pogoda niepewna, Joanna niechętnie patrzy na góry, z radością przyjmuje zaproszenie Tosi na wspólny wyjazd. Tosia ma parę spraw w Dyrekcji Parku, tartaku i u Nikosa. Nikos, to mieszkający w Bieszczadach Grek. Jest okazja poznania ciekawych ludzi, jedziemy.
Bacówka Nikosa mieści się na zboczach Połoniny Wetlińskiej. Wita nas mężczyzna w sile wieku, o usposobieniu żywym, pogodnym. Bogata polszczyzna, bez naleciałości świadczy nie tylko o długim pobycie w Polsce. Po prezentacjach, rozmowach o wypasie przychodzi czas na mniej formalne rozmowy. Tu dowiaduję się o mającej nastąpić zmianie dyrektora Parku. Kto ciekaw, nich wpadnie do bacówki, kupi pół kilo sera i pogawędzi chwilę. Myślę jednak, że dużo ciekawsze są rozmowy z Panem Nikosem na inne tematy. To bardzo ciekawy człowiek, wykształcony, z bogatymi przemyśleniami, oczytany. Kosztujemy wyrobów, są świetne, stosowny kawałek ląduje w torbie. Obiecujemy sobie dalsze wizyty i wracamy. Od zachody wychynęłą potężna czarna chmura. Ścigamy się z deszczem, by na sucho zdążyć do domu. Dopadł nas w Hulskiem.
Długi

długi
17-06-2006, 11:45
Po deszczu i po obiedzie wychodzimy zrobić parę pomiarów łąk, dzierżawionych przez Tosię. No i problem, Pubal zszedł do Tosinych krów. Trzeba go wyprowadzić z powrotem na górę. Tosia zabrała główkę młodej kapusty (miała być na kolację) i prośbą, pochlebstwem i przekupstwem prowadzi jak swoje :lol: . W międzyczasie odzywa się Anyczka, jest na konferencji w Chmielu. Wstępnie umawiamy się na wieczór.
Po pomiarach i odprowadzeniu żubra na miejsce postoju nogi mam mokre do kolan. Nikt jeszcze nie wymyślił butów odpornych na mokrą trawę. Z wycieczki do Chmiela były by nici, gdyby nie buty Staszka. Nowe i jak na mnie szyte. Kolejny raz na Ryli, do "parkingu" na stokówce. Pubal pilnuje samochodów. W Chmielu spotykam Anyczkę, Irasa, Jabola i Staszka. Po kilku minutach pada propozycja pójścia do baru na piwo.
-Daleko? pytam. Nie zaraz tu we wsi. Po półgodzinie stwierdziłem w duchu, że Chmiel nie jest Ochotnicą, ale trochę się ciągnie. Zasiadamy w końcu przy stoliku. Zerkam na zegarek, zaraz będę musiał wracać. Miło się gwarzy, czas leci niepostrzeżenie, przeciągam do ostatniej chwili odwrót. W końcu z żalem żegnam nowych - starych przyjaciół i kłusem ruszam do pensjonatu, gdzie zostawiłem autko. Przemknąłem przez uśpioną Zatwarnicę i już po chwili byłem na "parkingu". Założyłem czołówkę, poświciłem dookoła, Pubala nie było widać. Wyszedłem na Ryli. Jeszcze raz się oglądam, czy nie idzie za mną. Nie mam drugiej kapusty, aby go wyprowadzić. Cisza, niebo ciemne, tylko miejscami przebłyskują gwiazdy. Już chcę schodzić do Krywego, gdy w świetle czołówki widzę dwie latarki. Zwierzak jest za daleko, by czołówka mogła go oświetlić. Dostatecznie blisko, by widzieć wyraźnie jego oczy. Rozstaw i wysokość ułożenia eliminują drobną zwierzynę. Pubal?, nie bo by podszedł. Stoję, dusza zaczyna mi się przemieszczać gdzieś na ramię. Jest dobrze po 24. Nie jest to duch. Trochę to za długo trwa, klasnąłem w dłonie. Oczy "zgasły". Żadnego szmeru, stuknięcia kopyt, nic co by mogło ludzkie ucho wyłowić z ciszy. Tak skończyły się nocne przygody Długiego. Tosia stwierdzia, że to był wilk albo niedźwiedzica, bo ona już tam 2 - 3 razy chodziła. Tropy są regularnie zostawiane na mokrej glinie, przy drodze.
Wyjaśnienia Tosi nie uspokoiły mnie :?
Długi

długi
17-06-2006, 16:00
I przyszedł ten dzień smutny, choć słoneczny. Trzeba jechać do miasta, tyrać jak niewolnik i marzyć od pierwszego dnia o powrocie.
Przeciągamy chwilę rozstania z Bieszczadami. Jeszcze jedziemy dookoła, przez Nasiczne, wstępujemy po ser do Nikosa, zaglądamy do Baligrodu, odwiedzamy kirkut. Na zakończenie coś dla ciała, w Sanoku trafiamy do Baru Smak. Jest przed zamknięciem, ale pierogi są. Bar po remoncie wygląda jaśniej, czyściej. Nie zmieniły się obyczaje i organizacja "ruchu". Z okienka - pieroogi, kapusta raz!
Pyszności.
Jeszcze tylko 800 km i jesteśmy w domu
KONIEC
Długi

bertrand236
18-06-2006, 23:43
KONIEC
Kurcze! A tak dobrze się czytało....

Pozdrawiam

długi
21-06-2006, 19:50
Mały remanent,
Po deszczowym dniu podwoziłem turystów z dzieckiem do Cisnej. Już jadąc w tamtą stronę zobaczyłem wędrującego człeka. Zwrócił moją uwagę pokrowcem na narty, wypchanym ciuchami. Niósł go przez ramię, śmiesznie wygięty w "parasol". Wracając zatrzymałem się i pytam- podwieźć? Łaskawie się zgodził. Okazuje się, że ten młody człek idzie do znajomej bacówki, by popracować jako juhas. Jest maj, trochę wcześnie jak na wakacyjną pracę - pytam.
Nie on na "stałe". Już od 2 lat łazikuje pracując za nocleg, strawę i parę groszy.
- Zarobiłem trochę pracując za granicą i odłożłem. Jeżeli nawet nie znajdę pracy, to za 500 zł przeżyję przez miesiąc. Tak licząc, to co mam na koncie starczy mi do końca życia. Nie mając innych konieczności żyję jak lubię. Tak gdzieś w okolicach Woli Michowej pożegnał się, podziękował za transport i poszedł w kierunku stadka owiec...
Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy, gdzieś na drodze życia.
Długi

marcin2000
23-06-2006, 12:09
Z ostatniej chwili.
Pubal, zwany Julikiem ostatnia noc spedzil w oborze Tosi na Krywe, a lesni debatuja czy mozna mu dac zastrzyk aby go zabrac. Podobno na glowe nie chce sobie dac nic wsadzic.
Jeszcze troche a Tosia bedzie miala hodowle Zubrow.
A czego to juz na Krywe nie hodowano i testowano, ze wspomne psa - koze ( co mial byc koza i koz pilnowac )

Doczu
23-06-2006, 12:39
Z ostatniej chwili.
Nie tak z ostatniej chwili.
Na Krywe przyszedł za mną 4 dni temu, więc jak widać, prawdopodobnie spędził tam więcej niż jedną noc.
Tym samym muszę przyznać rację Długiemu, że Pubal jest wyjątkowo uparty i ciężko się pozbyć "natręta" ;-) Na moje nieszczęście nawet posiadane przeze mnie petardy nie zdały się na nic, bo zawilgły :/ Już myślałem że tuż przed Krywem go zgubiłem, bo nie pojawiał się na zakrętach, ale gadzina czujna jest i nawet jak schowałem się w krzaczorach - wyniuchał mnie. i nie opuszczał na krok. Dopiero u Tosi zainteresował go ciągnik i pies w budzie.
Tosię poprosiłem o pomoc w pozbyciu się towarzysza, ale uspokoiła mnie, że jak zobaczył ciągnik to już za mną nie pójdzie. Miała rację.
Przeprosiłem za kłopot jaki sprowadziłem Tosi na głowę, ale co miałem zrobić - przecież nie będę mieszkał z Pubalem ;-)

długi
23-06-2006, 12:40
Z ostatniejszej chwili
Dziś będzie weterynarz i zdecyduje jak uspokoić Pubala i namówić do transportu
Długi

Doczu
23-06-2006, 12:45
Ja myślę, że trzeba by go gdzies przetrzymać, aż osiągnie dojrzałość płciową, to może pójdzie za jakąś żubrzycą.
Długi - mam nadzieję, że Tosia za długo na mnie nie wyzywała ? :oops:

długi
23-06-2006, 13:03
Nie wspominała o tym :D
Winien prawdopodobnie był niedźwiedź, który zniszczył ogrodzenie Pubalowej "farmy"
Długi

Doczu
23-06-2006, 13:10
Nie wspominała o tym
To dobrze, bo trochę mam wyrzuty sumienia. Za cholere sie go tam jeszcze nie spodziewałem, wiec troche mi napędził stracha. Zwłaszcza że na czole nie ma napisane PUBAL ;-)

długi
23-06-2006, 13:17
A czego to juz na Krywe nie hodowano i testowano, ze wspomne psa - koze ( co mial byc koza i koz pilnowac )

Pies jest nadal, ale były też kozy kameruńskie, przywiezione z Oliwskiego ZOO. :lol:
Dlugi

Doczu
23-06-2006, 13:27
A swoją drogą, to myślę, że gdyby nie udało się Pubala zaadoptować do środowiska naturalnego, mógłby być atrakcją Krywego. Zawsze to lepszy los niż pod nożem kłusownika. Ale nie jestem pewien czy Tosia by tego chciała 8)

długi
23-06-2006, 14:28
Ale nie jestem pewien czy Tosia by tego chciała Cool
Jest problem natury bezpieczeństwa i prawny.
Dzikie zwierzęta, oswojone, potrafią sprawić wiele kłopotu, jak dorosną. Wyobraź sobie byka wagi 1200 kg, zainteresowanego chlebem w plecaku lub fukającego na pieska.
Problem prawny polega na tym, że hodowanie dzikich zwierząt wymaga zezwolenia ministra.
Długi

Doczu
23-06-2006, 14:34
Problem prawny polega na tym, że hodowanie dzikich zwierząt wymaga zezwolenia ministra.
No tak - w naszym kraju nic nie jest takie proste :-( Co racja to racja.
Już nie te czasy aby historia słynnego Pulpita się powtórzyła.

długi
23-06-2006, 15:03
w naszym kraju nic nie jest takie proste

Z tego co mi wiadomo, to we wszystkich krajach europejskich to obowiązuje.
Pulpit chodził sobie samopas, nikt go nie hodował. Jakie będą skutki zderzenia auta z żubrem?
Długi