PDA

Zobacz pełną wersję : Byłem!!!



WojtekR
13-06-2006, 00:34
Decyzja zapadła... "wypadamy" w Bieszczady! To nic, że to 300 km a benzyna po 4,29/l. Dziś liczy sie tylko to, że "tam będziemy"! A minęło przecież już 5 miesięcy...

9.06. (piątek)
Jazda krajową 9 zaczyna powoli być przyjemna. Co prawda jest kilka odcinków w "unijnym" remoncie, ale są długie (już) jak przysłowiowy "stół"! Jednak Unia się przydaje! :D
Zostawiamy za sobą "cały ten zgiełk" i krzyk związany z mundialową gorączką, marszami, paradami, licytowaniem się "kto jest prawdziwym Polakiem i patriotą", te wszystkie SLD-y, LPR-y, PiS-y, Leppery, Donaldy...
Mijamy, po krakowsku mówiąc, sakramencki korek w centrum Rzeszowa (trzeba było jechać "obwodnicą"...), by następnie się wlec za jadącym "po bożemu" focusem z niebieskim kogutem za tylną szybą i panach w białych koszulach...strach wyprzedzać!
O ironio... w Niebylcu okazuje się, że to byli "chłopcy ze straży pożarnej" :? :lol:
Na pocieszenie pozostaje fakt, że dziś "nie zgrzeszyłem" przekraczając i prędkość i... podwójną ciągłą!
W Sanoku robimy drobne zakupy i przez Lesko, Baligród (cieszą oko rusztowania przy cerkwi!), Cisną dojeżdżamy do Wetliny. To tu będziemy mieć swoją bazę "treningową" a zarazem test kondycji i sprawności...Zatrzymujemy się w "Hotelu Górskim". Jest trochę inaczej niż kilkanaście lat temu, ale też miło...
Niestety, dopadają nas odgłosy klęski naszych "orłów" (raczej wróbelków) i radość "równikowców"...Ratuje nas Główny Sponsor Reprezentacji (ale nie wywiesiliśmy flagi, niestety).
Postanawiamy jutro iść na Tarnicę, Halicz, Rozsypaniec i przez Przeł. Bukowską wrócić do Wołosatego. Główny Sponsor Reprezentacji zadbał, że w miarę szybko zapadamy w sen...
[/b]

WojtekR
13-06-2006, 01:24
10.06 (sobota)
Nocne "dudnienie w dach" potwierdziło moje obawy - dziś będzie niezbyt zachęcająca do wędrówki pogoda. Nie ma rady, trzeba iść, bo przecież w Gorganach może być podobnie. Musimy być i na to przygotowani. Jedziemy więc do Wołosatego, by zrobić tę "workową" pętlę.
Jest pochmurno, ale dzięki Bogu, nie pada.
W Ustrzykach Górnych, a jakże, zwyczajowa "kontrola ruchu drogowego" przez SG. Po chwili skręcamy w drogę do Wołosatego. Niestety, a może i dobrze, tu Unia jeszcze nie dotarła. Zostawiamy samochód na parkingu, wymieniamy kilka uwag z chłopakiem, który przed chwilą zszedł z Tarnicy i w drogę...
Przypominam sobie trasę, którą tak długo już nie szedłem. Cholera, drzewa jakieś większe, schodki i poręcze, co kilkaset metrów ławeczki...Nie ma co, minęło 11 lat!
Wędrówka lasem jest dość przyjemna, choć miejscami kałuże i przy podejściach ślisko, ale powyżej granicy lasu... wchodzimy w mleko. Widoczność nie przekracza kilkunastu metrów, wieje niemiłosiernie. Po około 1,5 godz. jesteśmy na Przeł. pod Tarnicą. Tu mało nas nie zwiewa... Nie decydujemy się wchodzić na Tarnicę, bo i tak nic nie będzie widać... Schodzimy w kierunku Przełęczy 1160m i trawersujemy grzebień Krzemienia i Kopy Bukowskiej by pokonując nasilający się wiatr (widoczność miejscami prawie zerowa) wyleźć na Halicz (patrz fotka) i już coraz szybciej maszerować w kierunku Rozsypańca i Przeł. Bukowskiej. Dopiero przy zejściu na Przełęcz robi się trochę cieplej, przedziera się słońce a i mgła odchodzi na ukraińską stronę...Odpoczywamy w schronie. Pogoda coraz lepsza, co sprawia, że i humory dopisują. Tylko ta czekająca nas Jaśnie Wielmożna Upierdliwość czyli asfaltowo-szutrowo-błotnista droga do Wołosatego...(na szlakowskazie: Wołosate 2h). Nie ma rady trzeba iść, choć każdy z nas skrycie myślał o jakimś quadzie albo defenderze SG...Niestety, nic z tego... choć pod koniec drogi mignęli strażnicy na swoich KTM -ach (nie mylić ze słynnym powiedzeniem lidera największej partii w parlamencie).
Na, nie da się ukryć, trochę obolałych nogach docieramy do punktu wyjścia: 10PLN za parking i z miłym na pożegnanie uśmiechem pani z parkingu, ubłoceni po miejsce, gdzie "słońce nie dochodzi" wracamy do Wetliny. Gorąca kąpiel i "Główny Sponsor Reprezentacji" relaksują nadwyrężone trochę mięśnie. Ale jest dobrze. Sprawdzian został zaliczony...

WojtekR
13-06-2006, 01:47
11.06 (niedziela)
Nie lubię wyjeżdżać z Bieszczadów! Nic nie jest w stanie, nawet słoneczna pogoda tego dnia, poprawić mi nastrój. A przecież powinienem się cieszyć: kondycja w miarę dobra, co dobrze rokuje na Ukrainie, odświeżyłem sobie w pamięci stary szlak, znów oddychałem tym cudownym powietrzem, atmosferą umiłowanych gór... A jednak żal ściska...
Pocieszeniem jest jedynie to, że, o ile Najwyższy Szef pozwoli, znów tu przyjadę :D
Wracamy trasą, którą tez dawno nie jechałem; Czarna, Polana, Rajskie, Wołkowyja, Solina... Przypominam sobie i miejsca i ludzi, których na tej trasie spotkałem: i miejsca i ludzie trochę się zmienili! Jeszcze tylko wizyta w dawnej cerkwi (p.w. św. Paraskewy)a dziś kościele, w Polańczyku, chwila zadumy przy cudownej ikonie Matki Bożej z Łopienki i pełni nadziei, że znów tu będziemy wracać, jedziemy do domu...

KKKrzychoo
14-06-2006, 10:55
No kurcze... Miarka sie przebrała!!!! :twisted: 23.06 Jade w Bieszczady i nie ma przeproś. Grrrr... Inni oglądaja te cudowności, wdychają te zapachy a ja gnije w mieście!!!
Gratuluje wycieczki i przepięknych fotek. :D

PiotrekF
14-06-2006, 23:28
W tym samym czasie kiedy WojtekR "trenowal" przed........ "spacerowalem " sobie przelomowym korytem Wetlinki (od "Sinych ..." do jej ujścia) ryzykując kąpiel co trzeci krok

Pozdrawiam PF

Polej
15-06-2006, 00:41
No Wojtku - trening zaliczyłeś i to w ciężkich warunkach!
Dzięki za ciekawą relację i zdjęcia.

malo
15-06-2006, 08:18
Baligród (cieszą oko rusztowania przy cerkwi!)
eh... żeby jeszcze tylko coś się na tych rusztowaniach poruszało... :?
Z chęcią usłyszę pierwszy sygnał, od kogoś kto zauważy prace na rusztowaniach.