PDA

Zobacz pełną wersję : Wróciłem :-)



Doczu
23-06-2006, 06:53
Takiego wyjazdu w Bieszczad jeszcze nie miałem, atrakcja, za atrakcją, słowem - R E W E L A C J A !
Więcej opiszę, jak się wyśpię

Doczu
23-06-2006, 12:19
No to lecim - wybaczcie że będę się streszczał, ale więcej bedzie można przeczytać u mnie na stronie. Teraz tylko wrażenia na gorąco.
Zacznę od tego, że jak dojechałem na miejsce przypomniałem sobie że nie zabrałem kurtki przeciwdeszczowej, jednak co mi tam - liczyłem na dobra pogodę, i nie przeliczyłem się :-)
Do komańczy dojechałem nie jak zawsze koleją, a PKSem - przyznam że lepiej jechac PKSem - ładniejsze widoczki są. Bardzo malownicza trasa. W Komańczy byłem ok 16.00 - teraz do sklepu po prowiant i na szlak. Ku przygodzie.
Docieram do Duszatyna - przy barze tylko 2 samochody (mnie to cieszy - właścicielkę mniej) jedna rodzina, i chyba 6 osób podpitej młodzierzy z Rzepedzi. Siadam, zamawiam piwko bo duchota straszna, i deszcz wisi w powietrzu. Zamawiam też pierogi (bardzo mi smakowały) i wdaję się w miłą dyskusję z właścicielką baru, jej córką, i siedzącą już rodziną turystów. Miło się rozmawiało, więc zamawiam drugie piwko. Po chwili przychodzą właściciele drugiego auta. Poszukiwacze militariów. Właścicielka opowiada jak w zeszłym roku koło baru stał zaparkowany samochód przez pół roku. Okazało się, że gość poszedł w góry, w miedzyczasie zbzikował (może od nadmiaru wrażeń) i nie odnalazł samochodu a następnie trafił do zakładu dla osób chorych. Najważniejsze jest że po ok pół roku udało się ustalić właściciela i miejsce jego pobytu. Z poszukiwaczami wdałem się w dyskusję na temat sprzętu itp. informacji technicznych. Wymienilismy się miejscówkami. W międzyczasie zamawiam kolejne piwo, no ale trzeba mi ruszać. Patrzę na zegarek 19.00 z hakiem. No to nogi za pas i pod górę. Chcę zdążyć jeszcze przed zachodem na Jeziorka Duszatyńskie. Na jeziorkach jestem po 20. Naprędce robię kilka zdjęć, ale warunki są już trudne. Za ciemno :-(.
W planach miałem wejście na Chryszczatą i zanocowanie tam, jednak nie docieram na górę. Rozbijam się gdzies po drodze w lesie.

zillo
24-06-2006, 00:16
Ogladałem zdjęcia, które zapodałes w watku o fotkach i dlatego czekam na dalszą relację, bo część trasy szedles moimi majowymi śladami. Pozdro.

Fiaa
24-06-2006, 21:06
A ja czekam z niecierpliwością na relację, bo niedługo wybieram się własnie w ślady Docza.

Doczu
25-06-2006, 17:10
jutro dopisze następny dzień.

___________ EDIT ____________

Dziś niestety nie napisże kolejnego dnia, bo zapomniałem z pracy zabrać dyskietkę z z opisem :evil: Jutro bedzie na pewno :-)

Doczu
27-06-2006, 10:03
Obudziłem się ok. 3.30. Dzień zapowiadał się bardzo ładnie, niebo bez jednej chmurki. Czym prędzej więc wziąłem się za zwijanie "obozowiska". Nie pomagały mi w tym muchy, które były wyjątkowo natrętne. Zresztą jak się później okazało te owady były nieodłącznym elementem wędrówki każdego turysty, i nie tylko mnie dawały się we znaki. Tak czy inaczej zwijanie obozowiska przeciągnęło się do ok.5.00. O tej godzinie ruszam bez plecaka spowrotem nad Jeziorka, na poszukiwania kapelusza, którego brak stwierdziłem podczas porannego pakowania plecaka. W tym miejscu apel - jeśli ktoś znalazł w tamtym rejonie, a w zasadzie na dojściu do rezerwatu kapelusz wojskowy, w pustynne ciapy, i zechciałby mi go zwrócić, będę wdzięczny. Kapelusza nie znalazłem, ale za to udało mi się wykonać kilka fotografii, o wiele lepszej jakości, niż te z dnia poprzedniego, a następnie udałem się do miejsca gdzie zostawiłem plecak. Zakładam go na plecy i dalejże w drogę. Na Chryszczatej jestem ok. 7.00. Tutaj krótki odpoczynek, kilka fotografii i tym razem korzystam z GPSa, jako urządzenia do nawigacji, aby odnaleźć skrzynkę "Geocache" ukrytą w pobliżu.
Ale do rzeczy - jako że w okolicy Chryszczatej ukryto jedną ze skrzynek geocache, zaplanowałem sobie że odszukam ją. Zatem korzystając z GPSa ruszyłem najkrótszą drogą do skrzynki, zmagając się cały czas z muchami. Po kilkunastu minutach marszu docieram wreszcie do miejsca o współrzędnych w/g których znajduje sie skrzynka, odszukuje właściwe drzewo (oznaczone farbą) i po chwili wygrzebuje z ziemi i liści pojemnik. W pojemniku znajdowały się 2 naboje i baton Lion. Dorzuciłem coś od siebie, i spiesznie zakopałem pojemnik, cały czas walcząc z natrętnymi muchami. Po chwili dochodzę do drogi, i idąc nią docieram do kolejnych jeziorek w okolicy. Ja byłem tylko nad jednym ale ponoć są dwa. Wykonuję foto, z pięknym widokiem na Chryszczatą, i udaję się do pobliskiej chatki. Tam najpierw zajmuje się nazbieraniem opału, a następnie przyrządzam sobie kolejną Chińską zupkę, oraz wykonuję szybciutką kąpiel w przepływającym nieopodal potoku, oraz piorę sobie niektóre rzeczy. Postanawiam dziś już nie iść dalej. Mogę sobie pozwolić na ten luksus, ponieważ w Bieszczady dotarłem dzień wcześniej niż pierwotnie planowałem. Poza tym po pierwszym dniu wędrówki pojawiły mi się otarcia stóp. Poobiednią drzemkę przerwał mi hałas za oknem. Okazało się że będę miał gościa. I bardzo dobrze - będzie do kogo sie odezwać Zgadaliśmy się z kolegą, że on też udziela(ł) się na bieszczadzkim forum pod ksywką "Klopsik". W trakcie rozmowy okazuje się, że do chatki ma przyjść jeszcze "Harnaś" - człowiek, któremu chatki zawdzięczają wiele, a którego chciałem zawsze poznać. Tym milej będzie mi opróżnić butelkę destylatu, w tak zacnym gronie.
Wcześniej machnęliśmy po jednym kieliszku, aby lepiej nam sie pracowało i poszliśmy po opał.
Czas upływał nam na miłych rozmowach, ale "Harnasia" długo nie było. Klopsik zadzwonił do niego, i po pół godziny juz siedział z nami. Okazało się że zatrzymała go burza. Na rozmowach do późnych godzin nocnych upływa nam rozmowa. Ja odłączyłem się od towarzystwa nieco wcześniej ponieważ srodze byłem zmęczony i najzwyczajniej przysypiałem przy stole.
Dalszą cześć relacji będzie można niebawem przeczytać na mojej stronie - wybaczcie że nie wszystko tutaj, ale na stronkę też muszę coś zostawić.

Doczu
04-07-2006, 01:23
Pragne poinformować, że pełna relację, można już przeczytać u mnie na stronie. Zapraszam.