PDA

Zobacz pełną wersję : Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.



Quentin
23-08-2006, 18:01
Dwa dni temu wróciłem z Bieszczad. Pojechałem tam ze znajomymi, by wędrować po górach. No i tak wyszło, że się w Bieszczach zakochałem. Klimat, przyroda i dzikość tych terenów jest wspaniała. Przeszliśmy Połoniny C. i W., Halicz, D. i M. Rawke, Tarnice, Rozsypaniec i wiele innych. Nocowaliśmy w schroniskach. Chcieliśmy jeszcze przejść szlak przygraniczny, ale odciski na nogach nam na to nie pozwoliły. (na pewno przyszłym razem go odwiedzimy) Po 6 dniach wędrówki, zmęczeni ale szczęśliwi zawitaliśmy w Wołkowyji nad wodą. A nastepnego dnia przenieśliśmy sie nad Soline - nie polecam, pełno ludzi, jeśli szukacie spokoju i chwili samotnosci to Solina nie jest dobrym miejscem. Ale generalnie musze przyznać, że z utęsknieniem czekam na kolejny wyjazd w Bieszczady. Może jeszcze we wrześniu mi się uda. Jak zobaczycie na szlaku człowieka z bandamą Metallici, wielkim plecakiem i krzywymi nogami, to jestem to JA !! Pozdrawiam wszystkich :) Swój pierwszy post zakończę okrzykiem: Viva La Bieszczady!!

Derty
23-08-2006, 18:29
:D
No i masz :shock: Następny chory :twisted:

Polej
23-08-2006, 19:07
No i tak wyszło, że się w Bieszczach zakochałem.
No to witamy w klubie :razz:

robines
23-08-2006, 19:27
No to już po Tobie...na tą chorobę nie ma lekarstwa:razz:

Quentin
23-08-2006, 19:31
No wpadlem po uszy:) A wy już doświadczeni Bieszczadołazy jesteście? :) BTW - Baza Ludzi z Mgły to total wypas pijalnia!

z lasu
23-08-2006, 20:00
mniejmy nadzieje, że nikt nie wpadnie w przyszłości na pomysł żeby uleczyć całą tą bieszdżumę :) cholera pomyślcie tylko, że na wetlińskiej, lub wierchy szerokim postawiliby wyciąg narciarski. Raaaaanyy bosskieeee :-o

Jadja
23-08-2006, 20:25
jeju.... tak sobie to własnei wyobraziłam, te wyciągi..... Tfu, tfu.... nigdy wiecej takich mysli..... Juz wystarczajacy oskalpowanych gór mamy, widzieliscie Jaworzyne Krynicka latem??? Boze zachowaj nam Bieszczady :))

bertrand236
23-08-2006, 20:29
Witam na forum i do zobaczenia niekoniecznie na szlaku.

z lasu
23-08-2006, 20:34
przy browarze też jest dobrze :)

wojtek legionowo
23-08-2006, 20:56
Witaj teraz to już tylko wracać będziesz.

Quentin
23-08-2006, 21:31
Przy browarze bardzo chetnie,ale jak znam zycie to nie wytrzymam i jescze na weekend przed rozpoczeciem roku studenckiego pojade w Biesy. Ostatnie dzikie gory w Polsce. Pozdrawiam i dziekuje za mile przywitanie na forum i do zobaczyska. Wstawie jakos niedlugo moja fote do avatara. Jak zobaczycie ten brzydki pysk na szlaku to walcie smialo. Zawsze mam piwko w plecaku. Pozdrawiam:)

mateo#
24-08-2006, 00:49
Ostatnie dzikie gory w Polsce bladzisz towarzyszu ;)
zapraszam w niski. przejdz caly szlakiem granicznym :mrgreen:
niektorzy nie uwazaja go za gory, wielce sie przy tym mylac - nie dosc ze to najwieksze gory w Polsce, toc i bardziej fundamentalne dla Karpat niz np. Gorce - np. glowny grzbiet wododzialowy ;)
choc pod wzgledem dzikosci i tak ustepuje chyba Pogorzu Przemyskiemu, no ale to do gor juz ciezej podciagnac ;)
z beskidzko-niskim pozdrowieniem
mateo

Doczu
24-08-2006, 09:53
No to już po Tobie...na tą chorobę nie ma lekarstwa:razz:
Jest...






... zamieszkać tam :-)

banana
24-08-2006, 10:18
No nie wiem, Doczu, nie wiem. Zmagam się z tą chorobą już od ćwierćwiecza.... Swego czasu rodzice wywozili mnie nad morze, ale ja i tak po powrocie uciekałam w Bieszczady. A co do ich dzikości i owszem, chociaż jak wróciłam tam po dłuższej przerwie (urlop macierzyński), to stwierdziłam, że już trochę ucywilizowane..... a szkoda. A co do Pogórza to faktycznie. Tereny dzikie, ale nie tak piękne jak Bieszczady.

Doczu
24-08-2006, 10:32
banana >>> widać nie przeczytałaś CAŁEGO mojego posta :-)

banana
24-08-2006, 10:37
:lol: Przeczytałam, przeczytałam, ale wiesz jaki są kobiety :oops: :oops:

z lasu
24-08-2006, 11:03
śpieszę poinformowac, ze zamieszkanie tu nie sprawi że sięktoś wyleczy a wręcz przeciwnie. popadnie w bieszczadzki obłęd. jak ktoś raz zapadł na bieszdżumę nie ma ratunku :-) (i dobrze). Sa i tacy mieszkańcy bieszczad co to nie czują o co w tym wszytskim chodzi. znam pewną dziewczynę z Lutowisk co to się strasznie dziwi dla czego my tak łazimy po tych lasach. ciul z nauką, ciul z pracą idziemy w busz. dla niej to mało pojęte. w ustrzykach dolnych też paru takich. oni to najchętniej by chcieli właśnie taki wyciąg na połoninie, bo im tylko kasa we łbie. cóż ... mam jednego jedynego znajomego z Zakopanego i co? taki sam. w górach to on widzi tylko kasę. ma 24 lata i był tylko na morskim oku i na nartach na kasprowym - bo kolejka. a tak to nieee. dziwne, ale prawdziwe.

irekr
24-08-2006, 11:28
Ja wracam w Bieszczady od 33 lat.... I jest to choroba nieulaczalna, do smierci....

__andzia
24-08-2006, 12:14
No i tak wyszło, że się w Bieszczach zakochałem.

Brawo brawo, nie jesteś pierwszy nie jesteś ostatni

Do zobaczenia gdzieś.. kiedyś.. w bieszczadzkich kniejach
Pzdr

Quentin
24-08-2006, 12:37
Gdy do mnie do Łodzi przyjezdzają wycieczki z Niemiec(starsze panie i siwi panowie z aparatami i mapami, szprechający pod nosem) oglądać secesyjne budowle ulicy Piotrkowskiej, albo pofabrykanckie budowle okresu międzywojennego, to też się dziwie. Chodzi tu tylko o przyzwyczajenie. Ale generalnie rzecz biorąc, to taki Zakopiańczyk ma pod nosem większe dobrodziejstwo niż ja. On ma piękne góry, natomiast ja tylko budynki. Pamiętajmy, że rutyna i przyzwyczajenie to zgubne cholerstwo.

Derty
24-08-2006, 12:47
Gdy do mnie do Łodzi
No nie dość, że chory, to jeszcze z Łodzi :P Obyś nie wpadł w Zapieckowe towarzystwo :D, bo będziesz musiał jeździć na Czart Grania i BA :D I na kilka innych imprez pod Caryńską :twisted:

Quentin
24-08-2006, 12:56
Zapamiętam :]

jkub17
30-08-2006, 00:11
Witam,
Z zaciekawieniem czytam posty na tym forum. Na początku chciałem coś wiedzieć na temat Bieszczad, a teraz ...... poprzypominać sobie tam gdzie byłem. Wybrałem się w Bieszczady po raz pierwszy w życiu, razem z synem i córką (wiek 18 i 16). Lubimy trochę łazikować po tych naszych polskich górach. Do Bieszczad jechałem trochę z obawami: bo żmije, bo dzikość terenu i szlaki nie najlepiej oznakowane, bo nie najlepsza baza noclegowa itp.Najpierw zanocowaliśmy w Myczkowcach zwiedzając okolice z Soliną na czele. Już wyprawa samochodem do Majdanu na Bieszczadzka kolejkę wąskotorową była okraszona przejazdem przez trzy brody, a później przejazd kolejką do Przysłupia( zgodnie z zaleceniem jakie wyczytałem na forum) spodobała się moim dzieciom i mnie również. Następnie przenieśliśmy się 15.08 do Ustrzyk Górnych i następnego dnia ruszyliśmy na Połonine Caryńską. Niezwykle miły pan w punkcie sprzedaży biletów udzielił informacji i bardzo dobrze oznakowanym szlakiem dotarliśmy na samą górę.Tam widoki przepiękne i te falowanie traw na szczycie- głaskane wiatrem. Następnego dnia Rawki dwie z Kremenarosem. Znowu widoki zapierajace dech. Dzień odpoczynku .Kolejny dzień to Koliba i wieś Caryńskie. Wieś której nieliczne ruiny pozostały. A w następny dzień Tarnica, Halicz i Rozsypaniec. Widoki niesamowite. Współtowarzyszom bardzo się to wszystko podobało, nawet szlaki w lesie i szum bukowych drzew, i chcą tam wrócić, bo byliśmy za krótko i nie wszystko widzieliśmy.Nawet zdołałem się co nie co opalić pomimo stososowania ciągłego kapelusza na głowie. Pogoda też w miarę dopisała, tylko urlop był za krótki. Czytając posty dochodzę do wniosku, że jeszcze wiele nie widziałem, a warto byłoby. Obawy wymienione na początku nie miały miejsca, więc wypoczynek był udany, aczkolwiek za krótki zdecydowanie i to jest powód aby tam wrócić.

Polej
30-08-2006, 00:37
Taaak, wyjazd w Bieszczady może się "źle" skończyć - jedziesz niby pochodzić po górkach, a wyjechać poźniej nie można i kombinujesz tylko jak tu powrócić :grin:

Quentin
30-08-2006, 07:55
Ja również wybrałem się raz i ja również chcę tam wrócić. Jeszcze we wrześniu, plany już są, fundusze już są, jeszcze tylko dogadać się z współtowarzyszami co do terminu - i w drogę.

człowiek z lasu
30-08-2006, 08:45
miło słyszeć że się ludziom u nas podoba :)
fajnie jest w Bieszczadach :-)

wojtek legionowo
30-08-2006, 14:11
Taaak, wyjazd w Bieszczady może się "źle" skończyć - jedziesz niby pochodzić po górkach, a wyjechać poźniej nie można i kombinujesz tylko jak tu powrócić :grin:

Itak od wielu lat wracam wracam coraz częściej wracam,zaraziłem córkę która też wraca.
Dwa tygodnie temu wróciłem z Bieszczad i już w piątek wracam do Ustrzyk Górnych i nie tylko.
Pozdrawiam

Polej
30-08-2006, 14:49
Dwa tygodnie temu wróciłem z Bieszczad i już w piątek wracam do Ustrzyk Górnych i nie tylko.

Takiemu to dobrze ! :wink: Ja prawdopodobnie do przyszłego roku muszę przetrwać :cry:

wojtek legionowo
30-08-2006, 21:26
Takiemu to dobrze ! :wink: Ja prawdopodobnie do przyszłego roku muszę przetrwać :cry:

Tym razem to córka mnie namówiła na ten wypad.Zreszta nie tak bardzo musiała mnie namawiać .
Już odliczam godziny do wyjazdu,i tak dziewiąty raz w tym roku pokonamy 440 km w jedną stronę A Z JAKĄ PRZYJEMNOŚCIA
Pozdrawiam

człowiek z lasu
30-08-2006, 21:55
oby tylko pogoda wam dopisała :)

muflonpl
30-08-2006, 23:01
ja rowniez nie moge sie doczekac kolejnego wyjazdu :) prawdopodobnie juz niedlugo :).To juz 4 raz w tym roku... a potem dluuga przerwa :/

wojtek legionowo
30-08-2006, 23:54
oby tylko pogoda wam dopisała :)

Ito Bieszczadzkie błotko jakieś takie przyjazne.
Pogoda jaka by nie była i tak na nią wpływu nie mamy,a wyjazdu odwoływać nie chcę.Najwyżej trochę zmoknę .
Pozdrawiam

yanuszka
31-08-2006, 00:12
440? ja mam jakieś 600.. ale i tak wrócę tam, bardzo chcę we wrześniu, bo we wrzesniu jeszcze nie byłam nigdy.. dlatego piszę, piszę, jeszcze tylko jedna prace oddać, jeden egzamin zdać i za 10 dni można zacząć planować wyjazd..
aha, było pytanie o pierwszy raz.. ledwo dwa lata temu.. dwa tygodnie, rok temu 10 dni.. a w tym roku.. dni 38:grin: non stop
ha, a co będzie za rok?:wink:

roGosia
31-08-2006, 01:10
Hej Yanuszka-a moze wspólny wypad w Biesy ok 9 września? daj znać?! czołem ; )

yanuszka
31-08-2006, 01:33
9.09 nie dam rady --> Bory Tucholskie:grin: tam mnie jeszcze nie było :grin:

stary niedźwiedź
05-09-2006, 15:16
Z bieszczad nie da się wyleczyć, i bardzo dobrze. witaj w klubie.
wyciag na wetlińskiej!!!!!!!!!!!!!!!:-x nawet o tym nie myślmy , ktoś to jeszcze podłapie i weźmie na serio

człowiek z lasu
05-09-2006, 16:03
ha! był tutaj jeden gość, który o tym myslał ze 2 lata temu. był nawet z projektem u dyrektora parku. musiał go niexle opier... i wyśmiać bo ponoć wrócił do warszawy ino się za nim kurzyło hihihi.

Lech06
05-09-2006, 18:00
Jak się spróbuje Bieszczad, to ciągną jak magnes... ;)

buba
05-09-2006, 23:52
a ja dopiero w listopadzie sie w bieski wybieram.. wszystkim jadacym we wrzesniu zycze duzo slonca!!!!!!!!!!!!!!!!!

Quentin
06-09-2006, 01:25
Miałem wyjechać jeszcze we wrześniu. Niestety. Nie dam rady... a ta Łódź taka głośna wielka i groźna. Nie wiem jak wytrzymam. Chyba wezme plecak namiot i pojade gdzieś niedaleko w las na tydzien. Ukryję się przed światem... . Nie nadaję się do miasta...

Derty
06-09-2006, 10:57
. Nie nadaję się do miasta...

Ty nie jesteś chory, Ty jesteś CIĘŻKO chory ;P Rak górski Cię toczy. Będziesz miał na starość żylaki i korzonki :lol: Wiatry i zimnice pogorszą Twój słuch, pot ze słońcem wypali kark, piwo rozpuści wątrobę :lol: Czeka Cię sromotny koniec w błocie po brodę, gdzieś w zapomnianych zapustach w okolicach, powiedzmy, Baligrodu, z nosidełkami dla dzieci na barach i wnerwioną żoną za plecami :D Wszystkie Twoje ubrania prześmiardną dymem i potem, każdy ciuch będzie miał w szwach błocko i powypalane przez iskry ognisk dziury w rękawach - no oczywiście nie licząc garnituru ślubnego ;-) Tego nie kupisz tylko pożyczysz, bo wydasz kasę na nowy plecak i namiot :-D A po domu będziesz chodził w koszuli kraciatej z flaneli albo wełenki i co dwa, trzy dni będziesz zaglądał do pakamery, gdzie będzie cała górska graciarnia. Ostatni kawałek wolnej ściany w mieszkaniu zakleisz wielkim zdjęciem Wetlińskiej, a odkurzanie pokręconych korzeni bukowych walających si po wszystkich kątach chałupy, będzie gehenną wszystkich domowników :P Tak będzie, już to czuję ;P

Browar
06-09-2006, 15:59
Derty,przecież nie byłeś u mnie a opis jakby się zgadza...Jasnowidz czy telepata?
Tylko z tą flanelą,nie noszę(kiedyś tak).Nawet moja córka jak przymierzałem ostatnio sandały "khaki" stwierdziła że jestem "omszały głaz" ;))

Quentin
07-09-2006, 01:36
Scian wolnych mam duzo, duzo zdjec sie zmiesci:) ale jak narazie wisi tylko ,,Widok z Rozsypańca na Kińczyk Bukowski" . Pojawi się z pewnością więcej. Co do ubioru to cholera wie. Wiem tylko, że z Łodzi muszę uciekać. Wole być wypalony przez iskry z ogniska lub Słońce, niż przez smog i spaliny. Pozdrawiam - nosiciel Raka odmiany Bieszczadzkiej z przerzutami.

banana
07-09-2006, 13:22
Uważaj, ta odmiana raka przerzuca się również na ludzi, z którymi się zadajesz... Nigdy nie byłam w Łodzi i nie wiem jak tam jest, ale sama też nie mieszkam już w mieście tylko parę kilometrów za... w kierunku na Krosno... Za miom domem cicho szemrze strumyk, z jednej strony las, z drugiej strony las... tylko pracować w mieście trzeba...

iFka
07-09-2006, 13:43
Ach te Bieszczady, co one robią z człowiekiem. Czy ktoś z was planuje zrobić sobie długi łikend listopadowy? o choinka chyba nie będzie jeszcze śniegu co?

Derty
07-09-2006, 14:44
Ach te Bieszczady, co one robią z człowiekiem. Czy ktoś z was planuje zrobić sobie długi łikend listopadowy? o choinka chyba nie będzie jeszcze śniegu co?

A kto ja tam wie, tę choinkę?:shock: Może się zdarzyć, że będzie pięknie w śniegu stała...
A jestem ciekaw, czy już co wiadomo o następnym jesiennym Czart-graniu: kiedy, gdzie, dlaczego tak krótko?

Derty
07-09-2006, 15:40
:D

Ale tak w ogóle i bajdzełej, może byźmy tak opisaliźmy nasze pierwsze zetknięcia z Bieszczadami? Takie mini rozprawki na zadany temat.

buba
07-09-2006, 20:23
pierwsze zetkniecie z bieszczadami?

lipiec 1997, wlasnie skonczylam podstawowke...pojechalam z rodzicami do ich znajomych z dawnych lat do polanczyka..Polanczyk jak polanczyk uzdrowisko jakich wiele wczesniej widzialam- tylko te gory nad solina wydawaly sie troche bardziej puste i ciemne niz znane mi z krynicy czy szczawnicy.. kiedys pojechalismy do tarnawy niznej, bo tam spedzal wakacje inny znajomy rodzicow.. nie zapomne pierwszego wrazenia, miejscowosc nad sama granica, ostatnia zamieszkana na trasie, opuszczony hotel na wzgorzu, droga ktora prawie nikt nie jezdzi, szumiace plowe laki, historie wysiedlonych, nieistniejacych wsi gdzie tylko wiatr szumi w starych cmentarzach.. juz nigdy w zyciu nie doznalam takiego wrazenia, a przynajmniej juz nie tak mocno.. zapragnelam zostac tam dluzej, ale rodzice musieli wracac. Zostawili mnie pod opieka swojego znajomego, ktory jak pozniej sie okazalo za bardzo nie interesowal sie co robie i gdzie laze ;) byly to wiec moje pierwsze samodzielne wakacje, bez nadzoru rodzicow, ciotki, pani na koloniach itp, wspaniali znajomi z ukrainy- z ktorymi spedzalam wakacje przez kolejne 5 lat, ogniska przy blasku gwiazd (tak tego roku zdarzylo sie pare pogodnych nocy ;) , bimberek ukrainski pity przy blasku iskier (nie wszyscy swoj kontakt z alkoholem zaczynaja od piwa ;) , zabawy w chowanego w przepastnych korytarzach opuszczonego hotelu, wycieczki na dzwiniacz, sokoliki, bukowiec, sianki..lazenie bez szlaku po zboczach bukowego berda, jeleniowatym.. wysluchiwanie opowiesci starych bieszczadnikow o losach tej krainy po wojnie, o wyprawach w latach 50 tych w bieszczadzka glusze, wspolne wyprawy po grzyby, jagody, przypadkowe odnajdywanie srodlesnych chat a nawet opuszczonych gospodarstw zagubionych na zboczach bezimiennych gorek , pierwsze wypady na ukraine, takie bez paszportu ,ktorego wtedy jeszcze nie posiadalam.. fascynacje tym dziwnym, pozornie odleglym zlowrogim krajem, gdzie ludzie mowia podobnie do nas a laki nad sanem maja ten sam kolor... w koncu wycieczki samochodowe na ukrainskich blachach po czesci bieszczadu- wspaniala impreza z pseudohipisami na carynskim i 2 dni spedzone z harcerzami ZHRu na ich stanicy.. w koncu pozegnania, plany na nastepny rok i straszne slowo POWROT...

niby niecaly miesiac ale troche duzo jak na pietnastoletniego dzieciaka.. powrot do miasta..z ktorego wyjechalam jakis miesiac wczesniej.. jednak nie bylo juz to samo miasto, bo ja patrzylam na niego innymi oczami, wiedzac ze tam daleko, gdzie za oknem wschodzi slonce pozostal moj swiat..

o istnieniu polonin, bazie turystycznej wetliny i ustrzyk dowiedzialam sie duzo pozniej.. moze dlatego "prawdziwymi" bieszczadami pozostana dla mnie zawsze bieszczady dolin i zarosnietych mokrym lasem szczytow...

Browar
07-09-2006, 22:20
Buba,a jeśli można spytać to u kogo w Tarnawie?

buba
07-09-2006, 23:28
gosciu pod "opieka" ktorego zostalam w tarnawie spedzal tam wakacje, mieszkal w hoteliku a na stale mieszka w krakowie. Nie wiem czy ci cos powie jego nazwisko..chyba ze tez w 97 byles w tarnawie i uczestniczyles w ogniskach???? Hmm.. tak z nazwiska z mieszkancow tarnawy kojarze tylko panstwa Czuluk- kiedys noca wiezlismy ich malutkie dziecko do szpitala, bo ponoc zlamalo reke, najpierw do ustrzyk, potem do leska... a na koniec okazalo sie ze reka wcale nie byla zlamana.. ale ten nocny przejazd przez cale bieszczady, dwukrotna kontrola strazy granicznej po drodze, dziwne zwierzeta przebiegajace droge- dlugo pozostanie w pamieci :D
czesto w tarnawie bywal tez tzw. mnich ale on mieszkal w baraku w stuposianach (to z nim chodzilismy na jagody i grzyby)
myslisz ze mamy wspolnych znajomych?? :D

solina
08-09-2006, 09:27
Scian wolnych mam duzo, duzo zdjec sie zmiesci:) ale jak narazie wisi tylko ,,Widok z Rozsypańca na Kińczyk Bukowski" . Pojawi się z pewnością więcej. Co do ubioru to cholera wie. Wiem tylko, że z Łodzi muszę uciekać. Wole być wypalony przez iskry z ogniska lub Słońce, niż przez smog i spaliny. Pozdrawiam - nosiciel Raka odmiany Bieszczadzkiej z przerzutami.


Przy okazji sie przywitam :)
Również jestem z Łodzi i gdybym tylko miała takową możliwość (wrrr, życie jest podłe, bo takiej nie mam) opuściłabym to miasto w tempie znanego strusia :)
Jesli chodzi o mój pierwszy pobyt w Bieszczadach to przypadł on na Wetlinę. Jakieś 1o lat temu i do tej pory klimat bieszczadzki tkwi we mnie mocno, tak się zadomowił skubany :)
Kilka lat z rzędu witałam w Wetlinie wakacyjne dni, aż któregos pięknego roku wybrałysmy się z koleżankami do pewnej wioski w okolicach Komańczy. Wyprawa w ciemno, szukałyśmy czegoś bardziej na uboczu (Wetlina z roku na rok stawała się coraz bardziej "turystyczna") i znalazłysmy. Jestem zauroczona tym miejscem i cały rok czekam na kosmicznie krótki - dwutygodniowy urlop, żeby naładować się energią na cały rok. Z różnych dziwnych przyczyn nie mogę odwiedzać Bieszczadów częściej, nad czym ubolewam co jakieś 12 minut.
Buziaki dla wszystkich szalonych :)

Quentin
08-09-2006, 11:58
Jeśli chcesz się wyrwać z miasta na pare godzin pochodzić po ładnych lasach i pagórkach, to zapraszam do Krajobrazowego Parku Wzniesień Łódzkich. Jest tam pięknie. W pobliże dojeżdzają autobusy 91, 91A, 54A. Można sobie spokojnie pospacerować. Całkiem przyjemnie tam:) Pozdrawiam!

solina
09-09-2006, 09:26
Dzięki za radę :) Ponieważ mieszkam akurat po tej stonie Łodzi, więc wzniesienia "zaliczam" rowerkiem :)
Szkoda tylko, że moje towarzystwo zalicza się do tych bardziej leniuchowatych (ale spierniczałych hihi) i nie często mam z kim sobie popedałować. Ale faktycznie, miło tam i przyjemnie. Zupełnie jak nie w Łodzi hihi

Quentin
09-09-2006, 13:25
W takim razie mieszkamy rzut moherkiem od siebie:) Obecnie nie jestem zdolny do jazdy, rower w naprawie. Lecz jeśli kiedyś chciałabyś się przejechać to nie mam nic przeciwko:) pozdrawiam, Romek.

fab3
09-09-2006, 20:02
Mieszkałem w Bieszczadacz 17 lat,od 6 jestem na wygnaniu (z własnej woli) na drugim końcu Polski.Jestem dość często w tamtych stronach i kiedy muszę jechać z powrotem to coś się ze mną dzieje.Żona do tej pory robi mi wyrzuty,że "walizek jeszcze nie wypakowałem".To jest dopiero RAK.Powstaje dylemat,Rodzina czy Bieszczady?Rodzina nie wyjedzie.
Pozdrawiam

solina
09-09-2006, 21:05
W takim razie mieszkamy rzut moherkiem od siebie:) Obecnie nie jestem zdolny do jazdy, rower w naprawie. Lecz jeśli kiedyś chciałabyś się przejechać to nie mam nic przeciwko:) pozdrawiam, Romek.

Na pewno kiedyś skorzystam z miłego towarzystwa :) dzięki

fab3, faktycznie masz problem, mój narzeczony przeprowadził się z woj. podkarpackiego (co prawda nie Bieszczady, ale spokojna i ładna okolica) w łódzkie i jest zniesmaczony. Na razie daje sobie jakoś radę, przynajmniej ma za czym tęsknić :)

fab3
09-09-2006, 22:10
Ja mam za czym tęsknić.Znam je na wylot,znam ludzi i ich mętalność,znam lato,jesień,zimę,wiosnę.......

Derty
11-09-2006, 17:10
No, Buba, piknie napisałaś... :D Kto da więcej?;) Mój start w Bieszczady odbył się troszkę wcześniej :D Właśnie niedawno minęło kolejne okrągłe dziesięciolecie. I wcale wtedy nie poznałem 'słynnych' zakapiorów. Bo oni wówczas tam nie byli wstawiani na piedestały postaci legendarnych. To przysło później. Po prostu byli i wielu z nich zobaczyłem w roli zwyczajnych ludzi ciężko walczących o byt. Nawet nie wiem, czy dobrze kojarzę ich 'nicki'.

Zaczęło się, gdy jeszcze panował w tym kraju ustrój sprawiedliwości społecznej, a ja wyjeżdżałem na obozy organizowane przez firmę ojca. Ten najważniejszy obóz trwał równe 4 tygodnie, a został ulokowany w stałym miejscu - w Starym Siole przy dawnej leśniczówce (albo gajówce-tego akurat dobrze nie pomnę).
Od przyjazdu otrzymałem od tych gór serię wspaniałych lub nietypowych przeżyć. Pierwszego dnia polazłem za tory kolejki, przy których stało obozowisko, na tzw maliny. I stanąłem oko w oko z chmarą jeleni. Teraz tam jelenie chyba już nie podchodzą - za dużo cywilizacji. Tego samego dnia dusiłem się po raz pierwszy w życiu w kopciu z bieszczadzkiej ciuchci, wysłuchując kąśliwych żarcików na nasz temat od jadących na lorach robotników leśnych. Było coś o świeżym mięsie dla wilków itp. Tego samego dnia poznałem też okrutną rzekę Wetlinkę. Schodząc ze skarpki nabrzeżnej, aby umyć zęby, poślizgnąłem się po raz pierwszy na tamejszym błocku. Umyłem się od razu cały ciesząc się, że mogę też myć nadal zęby.
A następne dni i tygodnie to były bezustanne wyprawy i włóczęgi po połoninach (Wetlińska nie była wtedy rezerwatem), wysiadywanie pół dnia na serpentynach nad Berehami w oczekiwaniu na stopa do Wetliny, gdy nasz kierowca nieco pokrzepił się piwkiem, przemykanie ukradkiem doliną Wołosatego, gdzie w zasadzie nie wolno było chodzić, odkrywanie Dwernika Kamienia, Otrytu, Magury Stuposiańskiej ścieżkami zupełnie zwierzęcymi, nie szlakiem, pierwsza burza letnia nad Tarnicą, urzekająca cisza Caryńskiego, zapomniane już mielerze, ich niezwykły zapach i próbowanie wódki z robotnikami-wyrokowcami, usmolonymi, jak przystało na węglarzy 'na Murzyna', słuchanie o tym, jak to Janek, czy inny Stasio zapadł się w żarzącą pryzmę bukowego drewna i nic z niego nie zostało, spoglądanie z władczą miną z Hnatowego w dalekie, zielone doliny. Nawet Zalew był wtedy inny, pusty, spokojny, a od strony Chrewtu zupełnie dziki, aż przerażający. I Jasło było inne i Łopiennik i droga na Wołosań i na Chryszczatą. Tamta wyprawa była chyba najświetniejszą wyprawą mojej młodości. Zmącił nieco jej smak widok wojska pilnującego Mucznego niczym centrum lotów kosmicznych, ale poza tym nawet milicyjna kontrola w obozie zamieniła się w wesołą pogawędkę.
Kto tam teraz pamięta wieczorne oglądanie dziennika TV w świetlicy w Wetlinie wraz z miejscowymi. Gapili się w ekran, przepijali opalizującym płynem w musztardówkach, coś tam sobie wyjaśniali na zewnątrz izby i wracali pocharatani dalej patrzeć na daleki, obcy świat z ekranu. Kto z Was mógł wjechać do Moczarnego kolejką? Kto pamięta, jak się szło na Mylniów i Zdegową od dołu, albo ze ścieżki na Dziale? W tych mini wyprawach pomagał nam dzielnie kierowca obozowego Stara. Podwoził nas lub zabierał z umówionych punktów w górach dzięki czemu w jeden miesiąc poznaliśmy kawał Bieszczadów. A wszystko z marną mapą bodaj WZKartu i książeczką z serii Przyroda Polska. To było jak odkrywanie zamorskich krajów. Teraz już nie robi wrażenia widok jeźdźca wlokącego się na kobyle znakowaną ścieżką po stokach Caryny. A wtedy, gdzieś na ścieżynach u stóp Smereka nagle zza zakrętu wynurzał się jeździec przypominający strojem westernowego idola, pozdrawiał i odjeżdżał w nieznane, za swoimi sprawami, a ja stałem i gapiłem się za nim i zaczynałem marzyć. Zapamiętałem dokładnie pieczenie barana kupionego od podhalańskiego bacy, sraczkę 3/4 tych obozu po żętycy, furmanki pod dyskoteką w Polańczyku, albo zwyczajne leżenie przez chyba 4 czy 5 godzin na Haliczu i słuchanie opowieści wiatru przeplatanych krzykami orlika- nikt wtedy tam prócz nas nie przyszedł. Bardzo mi zapadła w pamięć tamta wyprawa, te niezwykłe obrazy i ludzie. Wtedy to był kawałek tamtejszego, naturalnego stanu rzeczy, a nie namiastka, marne kopie, komercyjny erzatz, jak obecnie. A później zetknąłem się z innymi górami. Gorce, Żywiecczyzna, Wyspowy, Sądecki, Tatry, wreszcie Alpy. I powiem na zakończenie – od lat wracam w Bieszczady, a w inne góry tylko jeżdżę...

Quentin
12-09-2006, 11:57
Pięknie...pozazdrościć.

misiekjakub
12-09-2006, 12:29
Pięknie...pozazdrościć.

Ano, tylko... Ja zaczałem Biesy poznawać nie wiem kiedy, jakiś 79/80/81 rok to był, a ja byłem 6/7/8 letnim gówniarzem. Jeździliśmy wtedy do Bereżek. NIestety, aż tak pięknych wspomnień jak Derty czy Buba nie mam... Pomagałem wtedy paść krowy córce gospodarza, u którego mieszkaliśmy, mojej rówieśnicy. Paść zresztą to złe słowo - rano dorośli je wyganiali, a potem wieczorem myśmy szli po krowy do lasu i przyganiali z powrotem. Do lasu, bo bydlęta miały zwyczaj wędrować z łąk ponad wsią, a to na Przysłup Caryński, a to gdzieś na stoki Berda (909 m.)... Resztki zagród i stare studnie na Caryńskim, raz w takiej studni znależliśmy utopioną owcę....
Na drugę stronę Wołostatego, w las na stoki Widełek, chodziło się na maliny, zwiedzajac przy okazji niesamowitości w rodzaju nasypów i przyczółków mostowych kolejki leśnej, wylewajac wodę z gumowców po przeprawie w bród przez rzekę... Bajdełej, całe Bereżki pielgrzymowaly wtedy po wode z potoku do mostku na Bystrym, na początku wsi od strony Lutowisk, bo nie było wodociągu ani nawet hydroforów przy studniach, a woda w nich nie zawsze nadawała się do picia... Pamiętam wyprawy z tatą na San, na ryby (ja tylko asystowałem, kija nie moczę), na Muczne, na Tarnawę, na Sokoliki, rozjeżdżanie dużym fiatem po nadsańskich łąkach i drogach wyłożonych przez Igloopol (to już późniejszy etap) betonowymi płytami... Wypady na maliny, borówki i grzyby, w dolinę Roztoki, na stokówkę ponad Wołosatym na stokach Kańczowej - pierwszy raz widziałem tam przemarsz leśnych mrówek, szły nieprzerwanym strumieniem, dobre kilka minut, a strumień miał chwilami z metr szerokości... Samotne włóczęgi po rzece, po torfowiskach... Tropienie śladów niedżwiedzia na poboczu drogi, a potem w lesie, z duszami na ramieniu... Zwiedzanie hotelu na Mucznym, zaraz potem jak wyprzągł zeń rządowy ośrodek łowiecki - całe Bieszczady tam wtedy pielgrzymowały, ludziska jeździli popatrzeć... Który to rok mógł być?
Pierwsze wypady w góry, bodajże na Caryńską, jeszcze z mamą, i to jak wymiękałem na podejściu, i falowanie traw na szczycie... Ech, tysiące obrazów.
To se już ne wrati...

buba
12-09-2006, 13:46
ech , derty, takie bieszczady gdzie podjezdzalo sie w gory ciezarowka i jezdzila kolejka z robotnikami lesnymi..takie bieszczady znam juz tylko z ksiazek..ale zawsze probowalam odnalezc ich namiastke i nieraz sie nawet udawalo...ech..a ja nawet spoznilam sie na lesna kolejke w gorganach.. czy gdzies sa jeszcze takie kolejki?

Quentin
13-09-2006, 01:28
Łza się w oku kręci:
http://youtube.com/watch?v=t1-ZicnIpw8
..............

Derty
13-09-2006, 12:19
Hej :)

No i co? Nikt więcej nie chce sobie przypomnieć swego pierwszego razu? Pisać, pisać:) Zboki bieszczadzkie uwielbiają opowieści o pierwszym razie :D Oczywiście w Bieszczadach...

Derty
13-09-2006, 12:32
ech , derty, takie bieszczady gdzie podjezdzalo sie w gory ciezarowka i jezdzila kolejka z robotnikami lesnymi..takie bieszczady znam juz tylko z ksiazek..ale zawsze probowalam odnalezc ich namiastke i nieraz sie nawet udawalo...ech..a ja nawet spoznilam sie na lesna kolejke w gorganach.. czy gdzies sa jeszcze takie kolejki?

W Rumunii są ponoć gdzieniegdzie, ale spalinowe. A kopciuchów już chyba nie ma nigdzie:(

A co do poznawania gór - ja czytałem wspomnienia różnych przedwojennych górołazów. I aż mi dusza wyła, że teraz tak nie ma. Polecam Krygowskiego - moim zdaniem jedne z najciekawiej napisanych książeczek o Karpatach i turystyce. Jedną ze smutniejszych różnic między tamtymi czasami a współczesnością jest obecny brak schronów górskich. Celowo i planowo stawianych przez PTT i inne organizacje kiedyś przed wojną. W schronach nie było zarządcy, a tylko ściana z desek, kilka prycz, jakieś świeczki, opał, pozostawione jadło i sól, a niedaleko źródło dobrej wody. Ludzie przychodzili tam i odchodzili dalej, a po ich odejściu zawsze zostawał ład i kilka uzupełniających skromne zapasy rzeczy. Wspaniały obyczaj, który 'nowe czasy' wykorzeniły z mentalności turystów w dużej mierze. W pewnym stopniu zastępują je chatki, ale większość z nich jest starannie ukrywana przez wtajemniczonych. Zresztą słusznie, bo tępych wandali i chamów na szlakach niestety nie brakuje. O tych różnicach można by więcej, bo obraz gór i turystyki wciąż ulegają zmianie. Kto chce odbywać podróże w czasie niech się spieszy ku Rumunii, Ukrainie. Niedługo nieubłagany postęp zmiecie resztki dawnych obyczajów i stamtąd.

misiekjakub
13-09-2006, 13:13
Hej :)

No i co? Nikt więcej nie chce sobie przypomnieć swego pierwszego razu? Pisać, pisać:) Zboki bieszczadzkie uwielbiają opowieści o pierwszym razie :D Oczywiście w Bieszczadach...

Derty, paskudo :-P :-P :-P

buba
13-09-2006, 13:27
echhhh, takie czasy gdy byly takie schrony.. jak teraz udaje mi sie odnalezc jakas ukrywana chatke w bieszczadach lub sudetach to wariuje z radosci! a wtedy to byla normalka..ech.. ze wspomnien krygowskiego to najbardziej mi sie podobalo jak szli gdzies przez bieszczady, pare dni dziko nic nie ma i postanowili rozbic namiot. Rozbijaja a sledzie im nie chca wchodzic w ziemie..po pewnym czasie odkryli ze pod warstwa trawy jest brukowana droga a oni sa w centrum wsi...
a to prawda ze zeby zlapac resztki dawnych lat trzeba jezdzic na wschod.. dlatego we wtorek ruszam w gorgany :D :D ale schronow tam tez nie ma :(

banana
14-09-2006, 14:02
No, czasów schronów też nie pamiętam, ale pamiętam jeszcze te czasy, kiedy Biesy były schronem dla ludzi represjonowanych przez PRL. To było niesamowite. Przyjeżdżałam tu z plecakiem pełnym konserw i śpiworem. Chodziłam gdzie chciałam i jak chciałam, albowiem kiepskie było oznaczenie szlaków (nie to co teraz). I właśnie te niespodzianki, kiedy w lesie przy wyrębie można było spotkać ludzi tak niezwykłych i słuchać ich niezwykłych historii. W głębi Bieszczad biednie wtedy było. W niektórych wioskach były chaty kryte strzechą i z klepiskiem zamiast podłóg, ale zawsze gościnnie i miło.

WUKA
14-09-2006, 14:18
A ja zapraszam na swoją stronę,gdzie wspominam Bieszczady z czasów,gdy stały się dla mojej rodziny DOMEM,a nie wakacyjną przygodą.Tak to było!Teraz dopiero,od kilku lat,mogę po nich wędrować i chłonąć uroki i wracać ciągle i tęsknić!
www.kwinto.com/wuka.htm (http://www.kwinto.com/wuka.htm)

jeden z Pulpitów
14-09-2006, 21:09
Wtedy to był kawałek tamtejszego, naturalnego stanu rzeczy, a nie namiastka, marne kopie, komercyjny erzatz, jak obecnie.

Ech .... Derty.. Tak to drzewiej bywało.

A poza tym piszesz pięknie i sercem.
Pozdrawiam

Derty
15-09-2006, 22:18
...Przyjeżdżałam tu z plecakiem pełnym konserw i śpiworem...

Z tym obyczajem wiąże się jedna z kilku historii o podobnym podłożu, których byłem świadkiem a to w Bieszczadach, a to w Niskim, a to wreszcie w Tatrach. Ta BieszcZadzka była komiczna szczególnie. Zaszliśmy w czasach studenckich przez Niski w Bieszczady, gramolimy się z kumplem pod Rawki do bacówki, przed sobą widzimy niską postać obarczoną wielgachnym brezentowym plecakiem na nosiłkach. Doganiamy ją z trudem, bo idzie szybkim krokiem. Gdy jesteśmy już blisko, słyszymy rzucane w eter 'no kurdeńko, kurdeńko, nie teraz...no jeszcze troszeczkę' I dalej jakoś w tym stylu. Kumpel rzucił szeptem tekścik, że by nie niósł do michy ze spłuczką, tylko w krzakach ulżył sobie należycie i nie musiałby gadać do siebie na polu:D
W tym momencie rozległo się rozdzierające 'prrrrrrrr' i z dna plecaka runęła dosłownie kaskada konserw różnistych. Bo to było tak...że dziewczę też wybrało się w góraski, a miała dostawę wykonać dla znajomych gdzieś tam i jeszcze dla siebie pół plecaka żelastwa z mięsem taszczyło. Ale plecak był projektowany na max 40 kg więc urwało się denko raz, bidna przyfastrygowała je jakąś nitką i teraz oglądaliśmy drugi bunt przeciążonego sprzętu... Tak było kiedyś. Kto nie dał rady chetać kłusem z 30 kg na plerach ten nie wchodził do kategorii 'turysta kwalifikowany' :P

buba
16-09-2006, 11:12
buuuuuuuuuuuuuuu! nie jestem "turysta kwalifikowany" - na ukrainie mialam tylko 25 kg ;) buuuuuuuuuuuuuu ;)

Dott
20-09-2006, 15:02
Pierwszy raz w życiu pojechałam w Bieszczady dokładnie 18.07.1999 miałam 15lat i nie chciałam jechać do jakiejś tam wiochy na zadupiu ((Niestety ale z takim nastawieniem tam jechałam, aż wstyd pisać :( ))
Perspektywa 2tygodni u kuzyna którego widziałam raz w życiu ((na pogrzebie prababci w 1989)) nie była miła...
Tego samego dnia co przyjechałam mój kuzyn zaprowadził mnie na 'bloki' i tam zobaczyłam najprzystojniejszego faceta na ziemi i oczywiście zakochałam się z miejsca :P Później ów przystojniak został moim chłopakiem a Bieszczady pokochałam od następnego ranka kiedy to już z bijącym sercem zaczełam zachłystywać się naturą, ciszą i spokojem...
I zamiast zostać 2tygodnie zostałam tam aż do końca sierpnia ((czyli jakiś miesiąc z hakiem)) :) :)

Lubie czasem wziąść album oglądać fotki i wspominać...
I uciekać myślami w Bieszczady...




Hej :)

No i co? Nikt więcej nie chce sobie przypomnieć swego pierwszego razu? Pisać, pisać:) Zboki bieszczadzkie uwielbiają opowieści o pierwszym razie :D Oczywiście w Bieszczadach...

Tak 'ten' pierwszy raz też był w Bieszczadach :P :P :P

Browar
20-09-2006, 17:36
buuuuuuuuuuuuuuu! nie jestem "turysta kwalifikowany" - na ukrainie mialam tylko 25 kg ;) buuuuuuuuuuuuuu ;)

Buczysz czy bubasz?? Pewnie że nie jesteś turysta kwalifikowany tylko turystka wykwalifikowana :grin: Targać wór 35 kg to cała przyjemność po stronie wora,a nie Twojej.Dawniej targałem a teraz wolę założyć bazę i działać z doskoku,na lekko, na szybko i na przyjemnie:twisted:

KKKrzychoo
20-09-2006, 22:03
Pierwszy raz w Bieszczadach...... hmmm... to był października 1988 roku. Wycieczka szkolna. Najpierw było no było ładnie ale.... pierwszego dnia weszliśmy na Wetlińska (oczywiście najkrótszym szlakiem do chatki). Wszedłem... zobaczyłem... i tak mi zostało... Przez 4 lata jeździłem tam kiedy się dało. Sam. I było pieknie. Potem się ożeniłem i przez 9 lat nic. Cztery lata temu zabrałem żone w Biesy. Była lekko niechetna ale... Zabrałem ja na Wetlińska. Weszła... Zobaczyła... i zrozumiała mnie. Teraz jeździmy co roku. Czasem jade sam, czasem bierzemy dzieci. Syn złaził ze mną większość (wszystkie?) z tych najpopularniejszych szlaków. Prawie zawsze zabieramy kogoś kto tam jeszcze nie był. I jest superrr....;-)

człowiek z lasu
20-09-2006, 22:50
ja to nie pamiętam kiedy był ten mój pierwszy raz w parku narodowym. miałem ze 3 może 4 latka. Tata mnie zabrał. Moi rodzice aż takimi górołazami to nie są. Dla tego jako szkrab nie bywałem tam za często. Dopiero jak zaczynałem być coraz bardziej niezależny od czasu do czasu się wybrało z kolegami. ale też rzadko. Na poważnie zaczęło mnie ciągnąć do lasu dopiero w liceum. "Czyste Góry" i inne króciutkie wyprawy tam i spowrotem. Skończyło się liceum, zaczęły sięstudio. Ot młody człowiek z prowincji wyruszył do miasta. Inny świat. Dopiero jak po 3 miesiącach przyjechałem z Krakowa do domu i po raz pierwszy zaczerpnąłem powietrza poczułęm sporą radość. Ba, jak już wjeżdżałem w Bieszczady nic tylko gapiłem przez okno za jakimiś wzgórzami. Wówczas zdałem sobię sprawę gdzie tak na prawdę mieszkam i gdzie jest moja lokalna tożsamość. łaże po swoich górach i lasach teraz ile się da. jak słyszę 18 latków co marudzą, że w tych Bieszczadach to nic nie ma mówię im o tym. pojedxziecie, zobaczycie i jeśli jesteście rodowitymi bieszczadnikami zrozumiecie, a jeśli nie ... cóż.
ot trochę sentymentów.

Derty
21-09-2006, 13:48
Dawniej targałem a teraz wolę założyć bazę i działać z doskoku,na lekko, na szybko i na przyjemnie:twisted:

He, he...zupełnie jak ja do niedawna. Ostatnio jednak znów mnie wzięło na taszczenie wora :D Jeżeli mam świadomość, że nie musze wrócić do pkt wyjścia, to czuję się znacznie lepiej. Nie ma tego nerwowego patrzenia na zegarek: ostatni busik zaraz, a ja dopiero tu. Wycieczka zaplanowana w bardziej odległy kąt gór musi być ściśle kontrolowana pod względem czasowym i to jednak jest coś, co psuje mi cały smak szwendania po górach :D
Plecak nieco ciąży, ale nie jest już tak, że trzeba zakitować wszytko do środka i z miną skazańca wlec się po szlaku. Jadło czeka na nas w sklepach w każdej wsi, półkilogramowa bańka gazu wystarczy na 2 tygodnie bez ograniczeń, a nawet można się bez niej obejść i gotować na ogniskach. Nawet puszki jakies cieńsze (gorsze) robią ;P Spanko jest teraz nadzwyczaj lekkie. Namiot też. Naprawdę trudno jest zapakować do wora tyle, żeby przekroczyć magiczną 30-tkę :P
Więc Bubo nie bukaj :D Albo...weź kilka kamyczków na pamiątkę ;) I tak jesteś wykwalifikowana :D

AnkaWawa
21-09-2006, 15:22
Witam nowego Bieszczadnika. Z Łodzi blisko do Warszawy a my tu często spotkanka piwne robimy aby pogadulic o górkach.....zapraszamy.
Anka

KAHA
21-09-2006, 15:55
Aniu czesto?? ostatnio ciagle nie wychodza :-( ehhh

AnkaWawa
22-09-2006, 09:51
Kasiu, nie przesadzaj :))))
Jestem bardzo ciekawa czy jest jeszcze jakaś grupa Bieszczadzka, która spotyka się tak regularnie jak my.
A może nowy topik????
Ania

Quentin
22-09-2006, 12:26
Ja niestety nic nie wiem o takich spotkaniach w Łodzi :/ z Łodzi chyba tylko dwie osoby są aktywne na tym forum.

Dott
22-09-2006, 12:31
A ja nawet nie wiem ile jest z Wrocławia :(
heh można by było wielki zjazd zrobić, oczywiście w Bieszczadach :D :D :D

Oskar
23-09-2006, 01:04
Mójpierwszy raz... niech poomyslę. Początek lat 70-tych, szescioletni szczyl. Mój wujek był kierownikiem PGR w Czarnej przyjechałem z rodzinką w odwiedziny. W tamtych czasach pojazdem służbowym był koń, więc wujo wsadził mnie na takowego (do dzisiaj pamiętam, że nazywała sie Gama) i jedziemy do domu na górę czyli Harwaty (tak sobie mieszkał w zaciszu - to były czasy). Rodzinka tymczsem zapierniczała perpedes pod górkę ca 1 km. Zjechaliśmy sie z mimi przed domem, moja duma z "ujeżdżenia" rumaka osiągnęła zenit i... stało sie konik przeskoczył przez rów, a ja "zsiadłem" w połowie tago manewru. Do dzisiaj pamietam jak zapłakany wrzeszczałm, że nigdy nie wsizde na to bydle, ale wujek podjechał wziął mnie za kołnierz posadił na konia i powiedział "wziąłes konia ze stajni to go teraz odprowadź, jak teraz nie wsiądziesz to nie wsiądziesz nigdy". Kiedy dojeżdżałem do stajni nie pamietałem już o upadku, natomiast wiedziałem, że będę tu wracał. Po skończeniu podstawówki przyjeżdżałem w Biesy na całe wakacje. Spędzałem całe dnie (a czsem noce) na koniu w górach...(ale to już chyba nie ten wątek)

Quentin
23-09-2006, 12:49
Jak na konie to do Prezesa:)

Oskar
23-09-2006, 20:24
Ja wiem i innym polecam. Jest tylko jedno takie miejsce gdzie koń ważniejszy od jeźdźca. Kiedyś jak zaczął padać deszcz Rysiek kazał wsiadać, bo siodła zamokną.

Quentin
24-09-2006, 11:45
A wieczorem ognisko, śpiewanie pieknych pieśni, piwko, sen na sianku w szopie. Człowiek wstaje jak nowo narodzony:]

Krysia
24-09-2006, 12:02
A wieczorem ognisko, śpiewanie pieknych pieśni, piwko, sen na sianku w szopie. Człowiek wstaje jak nowo narodzony:]
a mozna prosic namiary na te koniki???

Quentin
25-09-2006, 10:50
Joanna i Ryszard Krzeszewscy
Chmiel 28
38-713 Lutowiska

Oferta

Atrakcje


oferta całoroczna
20 miejsc noclegowych
4 pokoje 1, 2, 3 i 4 osobowy z łazienkami w domu gospodarzy
1pokój 10 osobowy z 2 łazienkami, dla obozów jeździeckich lub grup
pokój wypoczynkowy
wyżywienie wyłącznie w gospodarstwie (wliczone w koszty pobytu)
piesze wycieczki połączone z obserwacją fauny i flory
przewodnictwo po okolicy
konie wierzchowe, bryczki, kuligi
spacery i wycieczki konne
rajdy konne po Bieszczadach
nauka jazdy konnej - instruktor P.T.K.K.F.
pieczenie barana na zamówienie
dobre warunki dla narciarzy
parking samochodowy
zwierzęta gospodarskieJEST BOSKO.

Oskar
25-09-2006, 10:54
Rysiek "Prezes" Krzeszewski Chmiel tel. 013 461 08 34. A zresztą wszyskie informacje są na srtonie www.konie.bieszczady.info.pl

calanthe
26-09-2006, 14:40
Też bylam też :D i też wrócę :D

Moja pierwsza wyprawa w Bieszczady była niestety dopiero w tym roku… pierwsza ale na pewno nie ostatnia:) Jechaliśmy autem… wiec jak już dojeżdżaliśmy to trudno było się skupić na jego prowadzeniu bo tyle pięknych widoków naokoło… uśmiech sam pojawiał się na twarzy… już nie mogłam się doczekać jak będę łazić po tych lasach. Tym bardziej było miło że to właśnie spełniało się moje największe marzenie…się nie mogę doczekać jak tam pojadę kolejny raz… Zatrzymaliśmy się w Wołkowyji, trafiliśmy do bardzo sympatycznego gospodarza Huberta:) Po długiej trasie, bo jechaliśmy chyba z 12 godzin na miejscu byliśmy wieczorem no i zmęczeni ograniczyliśmy się do zwiedzenia Wołkowyji i wypicia kilku piw... tak żeby się lepiej spało:)
Pierwszego dnia łaziliśmy w okolicy naszej „bazy”… było tam kilka pagórków, co widok z nich tez ładny..(eh… tam wszędzie ładnie, cicho a wiatr to muzyka dla uszu… aż łezka w oku się kreci jak sobie wspominam jak to było) no i to była taka rozgrzewka przed trasa co planowaliśmy na koniec tygodnia:) Kolejne dni były też udane.. wszędzie piękne widoki, dziki las i w ogóle super:) Wieczory… ognisko, piwo, opowieści naszego gospodarza, dużo śmiechu i zabawy.. pomimo zmęczenia łażeniem:)
W końcu nadszedł dzień naszej największej wyprawy.. dojechaliśmy do Ustrzyk i tam na szlak.. przez Szeroki Wierch, Tarnicę, Halicz, Rozsypaniec do Wołosatego… już się ciemno robiło a do Ustrzyk chyba coś ok 22 dotarliśmy. Nie ma co się w ogóle zastanawiać czy było warto bo to oczywiste ze TAK, niezapomniane widoki, sympatyczni ludzie… cisza, spokój po prostu super… żyć nie umierać:)
Na zaporze w Solinie tez byliśmy… robi wrażenie ale zdecydowanie za dużo ludzi się tam kreci… hehe nie ma jak to las:)
No i jeszcze w planach mieliśmy zaliczyć Smereka… niestety się nie udało.. za późno weszliśmy na szlak a po nocy to też zapewne sympatycznie ale na dodatek zaczynało padać…na kolejna próbe nie mieliśmy już czasu bo to ostani dzień niestety był:( to pojechaliśmy do Cisnej na piwo:) i stamtąd całkiem przez przypadek na stopa Barnabe zabraliśmy no i w sumie to od niego się dowiedziałam o tym forum.
O i jeszcze na pewno milo będziemy wspominać pływanie w górskim jeziorku:) super było:) a woda taka orzeźwiająca:) no i Sine Wiry też sympatyczne:)
Z Hubertem udało nam się załatwić jeden dzień dłużej bo stamtąd no nie chce się wyjeżdżać no… sami dobrze wiecie jak to jest :D no i ten pierwszy raz nie będzie ostanim.. jak tylko będzie kasa i czas to spadam stad… już się nie mogę doczekać… a jak wracaliśmy… to łzy w oczach… a w sercach niedosyt bo jeszcze tyle tu pięknych miejsc jest ze trzeba wrócić nie raz i nie dwa i to zobaczyć!! KONIECZNIE :D

POZDRAWIAM WSZYSTKICH CHORYCH NA BIESZCZADY :)

robak
27-09-2006, 11:06
Solina jest ok.
Ludzi pełno ale są zakątki, w których jest pięknie i spokojnie!!!
Pozdro Quentin.

Quentin
28-09-2006, 12:42
Niestety tych miejsc nie znalazlem. Widziałem tylko pełno ludzi zmierzających na zakupy pamiątek 'z gór' bądź na na disco :P W Wołkowyji jest dużo lepiej, spokojniej. Ale, szefostwo jednego z tamtejszych campingów nie jest zbyt miłe :). Dość narzekania - w sumie wszędzie tam jest genialnie :)

rico
01-10-2006, 18:59
Witam Bieszczadników nie do wiary ale trwa juz ponad 30 lat a zaczeło sie od akcji ZHP /Bieszczady 40/ i trwa nieprzerwanie do dzis mimo ze dzieli odległosc 500 km i trwac bedzie póki sił i póki ....beda góry i połoniny z pozdrowieniem;-)

deszcz1
01-10-2006, 19:38
Mam nadspodziewaną aktywność na forum.To wszysto przez to, że z a tydzień wracam.A jak było za pierwszym razem? Tak sobie i gdyby nie góry...
Byliśmy w piątkę.Busikiem do Berehów G - Caryńska - Ustrzyki G.Pięknie ale bez fotek, bo ktoś bardzo mi bliski wypstrykał całą kartę na wszystkie roślinki między Studennym, a kamieniłomem przed Sakowczykiem.potem było jeszcze bardziej bez sensu: ja pływałem kajakiem po Sanie, Ona na rowerze śmigała do Polany.I kiedy tak śmigała polazłem do Tworylnego.To jest to; nie ma Ich ,a są .Przyroda wraca tam skąd ją wypędzono, a ludzie nie wracają, snują
sie Ich cienie.Strasznie i pięknie.

AdiMK
20-03-2007, 21:16
W Bieszczady wyciągnęła mnie moja Panna, bo to były Jej ulubione góry. Jechałem z nastawieniem "a może coś z tego wyjdzie";-) A teraz? To NASZE ulubione góry i zaraz po powrocie z jednego wyjazdu myślę o następnym:grin: Mam nadzieję, że praca, a właściwie urlop w niej, pozwoli mi na całe 9 dni w weekend majowy:lol:

pozdrawiam;-)

Jolanta
21-03-2007, 14:24
Tak o Bieszczadach nie da się zapomnieć.:-) Byłam juz trzy razy i wybieram się znowu. To cudowne miejsce.

lucyna
21-03-2007, 16:02
Cudowne to muszę przyznać. Pierwszy raz w Bieszczadach. Pamiętam tylko obrazy. Miałam coś z 3 lata. Siostra pisała reportaż o kempingi w Ustrzykach Górnych. Pamiętam, że przyjechaliśmy tuż po burzy. Zapamiętałam widok jak z bajki. Morze zieleni, Caryńską tonącą w chmurach, wiadukt na Wołosatem i dużo owocujących malin na brzegu. Po raz pierwszy poczułam zapach gór, tej bujnej roślinności połączonej z zapachem ozonu. Bieszczady pokochałam juz jako 6-7 latka w zatwarnicy. Leśniczy miał na podwórku w zagrodzie miot podrośniętych wilcząt. Siostra rozmawiała z nim o wilkach, a ja cichaczem wlazłam do zagrody z wilkami. Pamiętam wzrok Berda ich młodocianego przywódcy który mnie obserwował. Inne wilczki bawiły się ze mną, a on nas obserwował. Potem to już normalka. Ciągłe wypady ze starszymi dziećmi od pierwszej klasy podstawówki. Zostałam jako najmłodsza potwornie rozpuszczona. Nigdy nie nosiłam plecaka. Pierwsza góra to też Caryńska. Pierwszy wypadek Caryńska, pierwszy zjazd na pupie w czasie oberwania chmury Szeroki Wierch. Co najśmieszniejsze po raz pierwszy na zaporze w Solinie byłam w liceum.

vm2301
21-03-2007, 18:07
Co najśmieszniejsze po raz pierwszy na zaporze w Solinie byłam w liceum.

hehe, chyba nie masz z tego powodu depresji:wink:

AdiMK
22-03-2007, 00:14
To ja może w ogóle nie będę się przyznawał... Mam 20 lat i tak na prawdę dopiero rozpoczynam przygodę z Bieszczadami :oops: A stało się to w ubiegłe wakacje, ale - jak pisałem wyżej - teraz już się pewnie nie odpędzę :lol:
W trakcie tamtego wyjazdu również zahaczyliśmy o Solinę, ale - jak dla mnie - był to ostatni wypad w to miejsce. Tam niestety zaczyna się robić "kurort" - widok, jaki stworzyliśmy, wchodząc na plażę pełną rozebranych amatorów kąpieli słonecznych ze stelażami, w "trepach", odpowiednio zaimpregnowanych błotem i gliną - trudno opisać miny tych plażowiczów :lol: Dlatego zdecydowanie bardziej wolę okolice Wetliny, Ustrzyk Grn. i Wołosatego, niż tłok nad Soliną.
pozdrawiam serdecznie!!!!

reniuszka
22-03-2007, 17:31
A ja ,glupio sie przyznac ;/ dwa lata mieszkałam u progu bieszczad... i jedyne co mi po nich zostalo ,to kilka zdjec,korale,twarze ,pare wierszy,nieosiagalne szczyty i zal ze za malo mnie bylo w tym wszystkim..
A gory eh..jeszcze tam wroce..to chyba moje miejsce na ziemi..

WALDI
22-03-2007, 22:27
Solina to lata mojej młodości. Pamiętam jak tu był wielki plac budowy.
Wpadła mi w oko pewna stronka i warto na nią rzucić okiem.

www.maciej.netmark.pl/galerie/sanok/solinazlotuptaka/index.html

Quentin
26-03-2007, 17:48
Fantastyczne zdjęcia, szkoda jednak, że nie ma zdjęć z całego rozlewiska.

AdiMK
27-03-2007, 01:05
Mam wrażenie, że zdjęcia robione dawno temu, kiedy nie było tam wielu turystów. Albo robione "poza sezonem":wink:

KostekP
04-07-2007, 23:00
No to i ja-na wstępie pozdrawiam wszystkich, a szczególnie Łódź i okolice.

Mój pierwszy raz to ubiegłe tysiąclecie-początek lat 80.Pojechałem z dziewczyną zafascynowany opowiadaniami kolegi-bywalca.Nazwy:Wetlina,Otryt,połoniny brzmiały jak z innej planety.I rzeczywiście było wszystko:słońce,mgły,deszcz,ogromne jagody i przede wszystkim ludzie na szlaku.Ludzie,jakich nie spotkałem nigdzie więcej.Krowa,która porwała nam torbę z butelką benzyny do maszynki,turyści z miasta stołecznego,którzy chcieli przejść góry na serku "złoty ementaler",a padli po 2 dniach.Noc na Wetlińskiej z wiatrem wiejącym z czarnej otchłani na wschodzie i wschód słońca z dolinami zalanymi mgłą ( wiersz nawet wtedy popełniłem).Później nastąpiła niestety przerwa:praca,dzieci-a więc "wczasy nad pięknym,polskim morzem",ale gdzieś w środku coś siedziało i czekało.Internet mam od niedawna,bo do mojej wioski telefonia drutowa jeszcze nie dotarła (!!!) i uratował mnie dopiero iPlus.I tak trafiłem do Was.

Siedzę,czytam i planuję--już nie odpuszczę,zwłaszcza przy mojej cygańsko-traperskiej duszy.Pięknie ktoś napisał,że w Bieszczady jedzie się raz,potem się tylko wraca.

Pozdrawiam.

Kelly
05-07-2007, 00:53
Piekne sa te wasze historie o pierwszym pobycie w Bieszczadach i fascynacja, zauroczenie tym zakatkiem ziemi.
Moj pierwszy raz w Bieszczadach zdawac by sie moglo byl dla mnie niewiele znaczacym epizodem. Objazdowa trasa, Wielka petla bieszczadzka i powrot do domciu. Jednak okazalo sie, ze nie byl to nic nieznaczacy epizod. Cos pozostalo w glebi, cos (moze ten widok Poloniny Carynskiej z Przeleczy Wyznianskiej - pewnie tak), co dzieki mojej dziewczynie moglo sie poglebic i na stale zagoscic w mym rozumku. Pierwszy pobyt - niby nic, a jednak - nie!

gAndzia
06-07-2007, 15:34
...na Bieszczady nie ma rady!!!!
mój piewszy raz to kolonia, miałam wtedy ok 6 lat i niewiele pamiętam z tych czasów...wielkie góry, zaskroniec na szlaku, duzo deszczu! ot takie dziecinne wspomnienia:wink: , potem były wycieczki szkolne, pierwsze westchnienia i to "coś" co ciągnie mnie w Bieszczady do dziś. To poczucie wolności, zapomnienia się choć na chwile... i radość której tak poprostu nie da się opisać... kiedy staje się na połoninie...

Notepad20
15-07-2007, 13:21
:razz:witam wszystkich ojejku mój pierwszy pobyt w Bieszczadach miał miejsce 6 lat temu i tak już to trwa w sierpniu tam bywam od razu sie zakochałam i nie wyobrażam sobie żebym tam nie jeździła wspaniały klimat wspaniali ludzie, przyroda nie ma to jak Bieszczady i pozdrawiam ludzi z Wetliny w tym roku tez tam jadę :):razz:

3 x
21-07-2007, 23:17
mój pierwszy raz świadomy z własnego wyboru miał miejsce w 2004 roku
kiedy to po majowym tygodniowym rajdzie po beskidzie niskim udajemy sie wraz z koleżanką na kilka dni w bieszczady ...
pierwsze wejscie na bukowe berdo, śnieg .. w oddali przebiega sarna, dwa zdjęcia - ja i kolezanka przy złamanym słupku szlakowym i szum.... szum przewijającego się filmu w aparacie
i tyle mam zdjęć z pierwszego pobytu ;)

wejscie na połoninę z wielkim cięzkim plecakiem w pozycji lekko pochylonej i słowa koleżanki "ale zajebisty widok" .... faktycznie widok był urzekający , naokoło wszystko było spowite mgła, łacznie z nami :D

i jeszcze jedno wspomnienie (tylko trasy nie pamietam) pozycja marszu jak wyzej, ogłuszający szum wiatru ze własnych myśli nie słychać, wpatrzona w ścieżkę pod stopami wokół wszystko nadal spowite mgłą, w pewnym momencie podnosze głową a tam przede mna na skałkach zjawa w rozwiewanej przez wiatr białej szacie [szok] .. były to dwie zakonnice jedyne osoby na szlaku które wówczas spotałyśmy ;)

i jeszcze nocne zejście spod tarnicy do wołosatego, bez latarek bo miałyśmy jedna sprawna i stwierdziłyśmy ze szybciej bedzie jak bedziemy szły bez, niz jak jedna bedzie swiecic sobie a potem drugiej (jak sie poźniej okazało druga latarka była równiez sprawna ;) ) pamietam nasze wzajemne zapewnienia przy nocnych odgłosach z lasu, ze to na pewno sa wiewiórki ;)

katanka
17-08-2007, 00:20
To zakochanie w Bieszczadach jest oczywiste! .....ale spoko! Ta miłość nie "zalatuje" zdradą. :smile:

basia_89
17-08-2007, 17:38
Bieszczady jako region odwiedzałam corocznie, kazde bowiem wakacje spedzam w Przemysłu, a stamtąd już niedaleko. Głownie były to okolice jeziora Solińskiego lub Sanoka, raczje wycieczki rekreacyjne niz wędrowanie.
W tym roku po raz pierwszy wybrałam sie ze znajomymi w Bieszczady dla wędrowania. Plecak na plecy, przyznam ze moj okazał się o wiele za ciężki na moje możlwiości, wspaniałe, zapierające dech widoki, niesmaoiwty klimat, ludzie śpiewający piosenki SDMu w schroniskach, nawet konserwy smakowały wybitnie. Zakochałam się na zawsze, szczególnie w schronisku pod Małą Rawką(pozdrowienia dla nocujących tam z 2 na 3 sierpnia, bo ludiz było mnóstwo:) ), cały czas myśle, kiedy tylko będe mogła tam wrócić. To był tylko 4 dni, ale wspaniałe, najwspanialsze z możliwych :):)

Konio
19-08-2007, 01:05
a mój pierwszy pobyt w bieszczadach, to lato '77 kiedy się urodziłem. i tak mi już zostało. pewnie wielu z was teraz mi zazdrości, ale pomyślcie - ja tu nie mogę wrcać:-))

wojtek legionowo
19-08-2007, 05:08
a mój pierwszy pobyt w bieszczadach, to lato '77 kiedy się urodziłem. i tak mi już zostało. pewnie wielu z was teraz mi zazdrości, ale pomyślcie - ja tu nie mogę wrcać:-))

I dzięki temu,że tam mieszkasz,możemy od czasu do czasu wpaść do Was na Jawor na kawę lub Wy odwiedzacie nas w H........
Pozdrawiam serdecznie