PDA

Zobacz pełną wersję : Jesienno-zimowe Biesy



Jacek K.
06-11-2006, 21:28
Witam wszystkich i przedstawiam krótką relację z wypadu w Biesy w dniach 29.10-3.11.06
29-piątek. Wyruszamy rano z Otwocka. Pogoda cały dzień rewelacyjna. Ciepło, ani jednej chmurki, kolory, szczególnie na Pogórzu wręcz kiczowate. Robimy krótką przerwę na obejrzenie muzealnej zagrody w Markowej pod Łańcutem.Polecam, bo to miejsce słabo znane, a ciekawe. Oprócz starej chałupy i stodoły pod strzechą, jest mały wiatrak, kuźnia, spichlerz itd. Pełno kapitalnych narzędzi rzemieślniczych, które wyszły juz z uzycia. W ogóle w samej wsi sporo starych chałup drewnianych. Ciągniemy dalej przez Pogórze Dynowskie i w Dubiecku przeprawiamy się przez most na Sanie. Droga do Birczy ciekawa, acz dziurawa. Krótki postój w UDolnych. Dobra stołówka w Urzędzie Miejskim. Taniocha ( np zupa 1,5, drugie 6-7 zl) za dychę można sie nieźle nafutrować. Pamiętać,że jest czynna jednynie do 17.
Pod wieczór zapadamy w Lutowiskach w domu kolegi. Piekna pogoda napawa nas obawą, ze coś za dobrze, jak na koniec października...

30. sobota. Oczywiście rano ani sladu błękitnego nieba. Szarówa, wieje, Jednak nie chcąc dalej kusić losu od razu postanawiamy wybrac sie w "worek".
W Mucznem i Tarnawie widac nieco ludzi, na parkingu w Bukowcu 3 samochody. W zawiązku z tym,ze dzień krótki,wrzucamy dobre tempo. W Beniowej zero turystów, tyleż pod Negrylowem. Pogoda wyraźnie się poprawia, zaczyna silniej wiać i pokazuje się niebieskie niebo. Na Grobie Hrabiny zapalamy znicz, w punkcie widokowym w Siankach słychać jakieś ukrainskie disco dochodzące ze wsi. Przeciągniety szlak niebieski wiedzie do źródeł Sanu. Przy "Wytiku riczki Sian" z drzewa obserwuje nas kuna leśna.
Siedzimy i medytujemy... Szlak w "worek", parking w Bukowcu, tablice informacyjne, kładki itd. Dziwujemy się, my, stare zgredy jakie to dziwne czasy.
Pamietamy te miejsca z początku lat 70--tych, jak przekradalismy sie po krzalach, bawiąc sie w ciuciubabkę z Wop-em, ludźmi Pana Pułkownika Doskoczyńskiego, sowieckimi pogranicznikami i polskimi leśnikami...Kiedy na pasmie granicznym podziwialiśmy "sistiemę" w formie nie tylko drutów kolczastych, ale cienkiego jak włos drutu porozciąganego na wysokich słupach. Tylko mistrz Kapuściński może opisać sławetne sowieckie płoty.
Wracamy grzecznie tym samym szlakiem.Po drodze mija na ok 6 turystów, idących...właściwie gdzie? Niedługo zapadnie zmrok, u nich Panie dzieju ani bagaży, aparaciki digital jeno. Przy schronie znowuż jakieś dwie familie z dziećmi też wybierają sie w stronę Sianek. Na nogach adidasy, a błoto w lesie jak cholera. Nie to nas jednak dziwi, co widok kilku samochodów osobowych. To tak sobie mozna z Bukowca? Uciekamy znowu na Beniową,już wieczór i pysznie prezentuje sie Kinczyk i Halicz. Znów nabieramy podejrzeń, co do jutrzejszej pogody..
Ciąg dalszy nastąpi jutro

bertrand236
06-11-2006, 21:40
Samochodami osobowymi podjeżdżają do pracy pilarze, którzy wycinaja drzewa w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Sam widziałem. Ot, nam nie wolno zejść ze szlaku a innym wolno dtrzewa zwalać
pozdrawiam

DUCHPRZESZŁOŚCI
08-11-2006, 11:24
Od paru lat obserwuję pracę pilaży w "Parku" i też mnie to drażni. Jacek fajna relacja.

Derty
08-11-2006, 14:56
Hej:D
Pilarz piłuje, bo plan wykonuje. A że jeździ autkiem? Spróbujcie sobie z pilareczką i kompletem gratów i paliwa do niej oraz w wymaganym rynsztunku ochronnym przejść z Bukowca do Negrylowa:D:D:D
Relacja OK i jak wiele tutejszych smuteczek wprowadza, nostalgię... Eh...może troszkę szkoda 'tamtych czasów' z sistiemą, Doskoczyńskim, Panie 'zgredzie'? Czasem mi szkoda. Wciąż prześladuje mnie myśl, że kiedyś, nie za długo, gdzieś w dolinie górnego Sanu powstanie wzorcowa wioseczka dla obutych w klapki właścicieli idioten-kamer. Może będzie to wioseczka nie PAN Parks, a innej firmy? Bez znaczenia. Wolę już tych pilarzy i wieczne 'przebudowy' drzewostanów.

Skorośmy w tym miejscu gór, to mam pytanie: jak teraz wygląda 'naturalna świerczyna' przy drodze ku Siankom?

Olowek
08-11-2006, 15:30
witam, to dobrze ze wycinaja bo robia to tylko z drzewami chorymi a zdrowych nikt nie rusza,gospodarka lesna troche sie zmienila kiedy jak byl park to kijka nie mozna bylo przesunac drzewa sie przewracaly,gnily i sie rozne choroby i owaday czapialy a potem na zdrowe drzewa przenosily,do czego to prowadzilo wiadomo....

Browar
08-11-2006, 19:47
witam, to dobrze ze wycinaja bo robia to tylko z drzewami chorymi a zdrowych nikt nie rusza,gospodarka lesna troche sie zmienila kiedy jak byl park to kijka nie mozna bylo przesunac drzewa sie przewracaly,gnily i sie rozne choroby i owaday czapialy a potem na zdrowe drzewa przenosily,do czego to prowadzilo wiadomo....

A do czego prowadziło??? Myślałem że do klimaksu..

Olowek
08-11-2006, 19:51
to niestety zle myslales

Browar
08-11-2006, 20:32
to niestety zle myslales

No to jak doprowadzić do klimaksu?

Olowek
08-11-2006, 21:22
wiesz mysle ze znasz sie na tym lepiej niz ja ale jak owady i grzyby opanowoja drzewo za drzewam to do klimaksu to raczej nie prowadzi

naja naja
08-11-2006, 21:33
wiesz mysle ze znasz sie na tym lepiej niz ja ale jak owady i grzyby opanowoja drzewo za drzewam to do klimaksu to raczej nie prowadzi
Nie jestem fachowcem, mimo wszystko wiem, że doprowadzi.
Czy możemy liczyć na dalszy ciąg opowieści?

Olowek
08-11-2006, 22:17
ja odpuszczam ale bylo fajnie pogadac

Doczu
09-11-2006, 10:00
No to jak doprowadzić do klimaksu?
Ja myślę, że przy obecnym stanie zanieczyszczenia gleby, powietrza, wody i ekspansji człowieka jest to stadium nieosiągalne

Jacek K.
09-11-2006, 11:21
Witam i przepraszam za przerwę.
Co do tych samochodów, to raczej nie byli to pilarze. rejestracje zupełnie obce, facjaty raczej mało leśne. No i ta pora. chyba nie wycinają o zmierzchu.
Ale wrócmy do relacji.
Nastepny ranek niedziela. 29.
szaro, beznadziejnie. Nie ma sensu pchac sie w góry, bo i tak nic nie widać. Zanim dojechalismy do Zatwarnicy lunęło. Czekamy sobie godzinę, a tu coraz czarniej, jescze pół-nie lepiej. odwrót do Chmiela. Tam pod cerkwią przejasnia się. Cud? No to z powrotem do Zatwarnicy. Nie odpuszczamy. Auto pod kosciołem, my drapiemy sie smołówką w stronę Hulskiego. Ledwo weszliśmy na przełączkę pod Wierszkiem, powtórka z rozrywki. Leje, Chowamy sie do drewnianej budki robotników. Widok w dolinę Sanu raczej mało zachecający. gdy sie nieco uspokaja, znowu zasuwamy dalej. Koło ruin cerkwi na Hulskiem abarot zaczyna lać.Postanawiamy zrobic pętlę i dojśc do drogi idącej na wierszek z konca Hulskiego. Trzeba niestety przejśc przez gospodarstwo p. Piotra i nietrudno przewidzieć jak to się skonczyło. Gospodarz wyskoczył, zaczął krzyczeć, ja bardzo spokojnie przeprosiłem, bo wiem co tam wyprawiają niektórzy ludzie. Jednak gośc nalegał abyśmy sie cofnęli. Nie skutkowały argumenty, że leje i dziewczyny są przemoczone.Powiedziałem mu że tabliczka z napisem "teren prywatny" to jest za mało. Niech powiesi "przejścia nie ma " i będzie wszystko (przynajmniej dla nas) jasne,
Nie mam do niego żadnego żalu, bo rozumiem, że chce miec święty spokój.
Skąd może wiedzieć , kto mu łazi po gospodarstwie. Powiedziałem mu też,że ktoś w radosnym uniesieniu nanióśł na mapę zielony szlak przez Hulskie do Sanu i może sie spodziewać pretensji,ze nie pozwala chodzić po szlaku.
Ale nie ma tego złego coby itd. zamiast przez Hulskie włazimy na zupełnie odkryty Ryli i tam dostajemy kolejny prysznic niesiony wściekłym wiatrem.
Po tym spektaklu wyłazi na moment słońce i oświetla krwiste czerwienie buków na Otrycie.
Ostatni raz na Hulskiem i Rylim byliśmy w styczniu 1994. Pojechaliśmy "NIwą" z Michałowskim i znanym wam na pewno śp. Boguszem Bilewskim, Bogusz odwiedził nas w Lutowiskach i posiedział kilka dni, Był to wspaniały i zacny gość. Juz wtedy był cięzko chory, chociaz w TV wystepował w reklamie "Serce mam jak dzwon".Niestety nie miał... Tymi rozmyslaniami chcemy mu oddac hołd. Przecież jego "Rancho Teksas" było tak blisko.
kawał legendy Bieszczadów...
Ponieważ przejasnia się schodzimy do ruin cerkwi w Krywem, tak ku zaskoczeniu natykamy sie na elegancko ubrane towarzystwo, które podjechało niemal na miejsce samochodem terenowym. Ani dzień dobry ani do widzenia. Nowe górskie obyczaje.
pogoda wyrażnie poprawia się. Składamy wizytę w znanym wam gospodarstwie i już stamtąd wracamy do Zatwarnicy.Do auta dochodzimy nocą. Ten dzień to nie był jakiś wyczyn, ale i tak daliśmy odpór ulewom, dla mnie i zony był też dniem wspomnień nieodżałowanego Bogusza.
CDN chyba dzisiaj wieczorem. Zdaje mi się, ze pochrzaniłem dni. Wyjazd był 27 w piatek. przepraszam

Doczu
09-11-2006, 12:16
Ostatni raz na Hulskiem i Rylim byliśmy w styczniu 1994. Pojechaliśmy "NIwą" z Michałowskim i znanym wam na pewno śp. Boguszem Bilewskim, Bogusz odwiedził nas w Lutowiskach i posiedział kilka dni, Był to wspaniały i zacny gość. Juz wtedy był cięzko chory, chociaz w TV wystepował w reklamie "Serce mam jak dzwon".Niestety nie miał... Tymi rozmyslaniami chcemy mu oddac hołd. Przecież jego "Rancho Teksas" było tak blisko.
kawał legendy Bieszczadów...
To ten człowiek tez był miłosnikiem Bieszczadów ? Nie przypuszczalem, choć jak na moj gust świetnie "wpasowalby" się w klimat i krajobraz Bieszczadu. Myslałem jednak że bywął tam li tylko z czysto zawodowych pobudek, a tu taka niespodzianka. Tym większy szacunek dla tego czlowieka. Nie znałem go osobiscie, ale ceniłem jako aktora, a i wyglądął na poczciwego człowieka.
Jak będę na Rylim - wspomnę Twoją relację i śp. Pana Bogusza.

EDIT ________
A przy okazji - posiada ktoś może wersję divx "Rancho texas" ? Szukam tego filmu bezskutecznie już od kilku lat :-(
Czekamy na więcej.

Anyczka20
09-11-2006, 12:52
Doczu ja mam Rancho Teksas tylko na kasecie wideo i to w dośc kiepskiej kopii.

lucyna
09-11-2006, 13:01
A czy mogę prosić po skończeniu tej relacji o wspomienia z dawnych lat? O worku bieszczadzkim i innych rzeczach.

Doczu
09-11-2006, 13:05
Doczu ja mam Rancho Teksas tylko na kasecie wideo i to w dośc kiepskiej kopii.
hmmm... ważne żeby było coś widać. jak nie znajdę wersji avi, to mogę się do Ciebie usmiechnąć i prosić o przegranie na jakąś kasetę i podesłanie ? Koszty pokryję ofc.

Anyczka20
09-11-2006, 13:47
Doczu no problem :-)

Jacek K.
09-11-2006, 14:05
poniewaz wyskoczył mi wolny czas jadę dalej
30 poniedziałek, Rano znowu co inego. Wszystko pobielone drobnym sniegiem, za oknem minus 8, ani chmurki! decyzja szybka. Trzeba skorzsta i wejśc na cos widokowego. Wybieramy wariant UG-Wielka Rawka, Mala Rawka, schronisko i przełęcz. Przy okazji podwozimy na dyzurkę w UG pana z GOPR
Franciszka Adamskiego (jesli przekręciłem to poprawię wkrótce) jest on jednym z autorów w książce "Wołanie z połonin". Po drodze obgadujemy wspólnych znajomych. U nas w SKPB Warszawa było ( i jest nadal nieco ratowników). kto się tym interesował to takie nazwiska jak Jurek Korejwo, Wiili Orsetti (nadal dziala i awet jest we wladzach GOPR), Oldek Czeczott, Miśka Bremer, Bazyl coś mu powiedzą. Taka np ekipa obstawiała Nasz 1 Rajd Narciarski w Bieszczadach w lutym 1973. Chociaż sporo ludzi się starało, nikt się jakoś nie połamał! Dziwne zważywszy na jkim sprzęcie zjeźdżailiśmy z Halicza i Połonin. zamiast "fok" okręcaliśmy narty bandażem elastycznym z podłożonymi gałązkami świerków, buków itd. gdy to nie pomagało tarabaniliśmy się z plecakai i sprzetem na samą górę. Tam po kilku godzinach wyżymało się koszule...
Ale do rzeczy. W dyrekcji parku w UG mówią mi ze nie mozna zostawić auta przy bramce przy szlaku niebieski odchodzącym od drogi.anm sienie chce tracic czasu na asfaltówę. Jednak strażnicy byli ludźmi i poradzli postawić samochód kilkadziiesiąt metró dalej, na nie używanym składziku drewna. Nikomu to nie bęzie przeszkadzać, przyroda tez w niczym nie ucierpi.
Dajemy ostro w górę. icie jak tam se idzie,-raczej nudno, tyle,że stromo.
Nasze kobiety najpierw się obawiają, czy nie będą kulą u nogi, Obawy były płonne. zamiast 3 godzin wdrapaliśmy się na sam szczyt po 2.
Im wyżej tym bardziej wiało. Gdy wyszliśmy z piętra lasu duło już całkiem konkretnie na dodatek zrobiło się ślisko. Po drodze spotylamu dwoje turystów schodzących do UG. Najciekawiej było na Wielkiej Rawce. Tak za przeproszeniem piź...ło,że miałem trudności w utrzymaiu się na nogach, chociaż nie jestem ani mały ani lekki. Prawie huragnowy wiatr od Słowacji.
Za to panoramki-palce lizać!oczność ja brzytwa. Z jednej osnieżony łańcuch Tatr ( ok 200 km w linii prostej) z drugiej Karpaty Ukraińskie-Pikuj prawie na wyciągnięcie ręki. rzypatrujemy sie tym ostatnim, bo jeździmy tam od lat.
ostatnio filowaliśmy z Połoniny Równej.
Między Rawkami spotykamy jeszcze inną dwójkę , to wszyscy turyści widzini przez nas tego dnia, Słownie sztuk cztery, i to gdzie? a obleganej zawsze Rawce.
W dół fatalnie slisko. Napierw na oblodzonych kamieniach, potem po pokrywie bukowych liści przysypanych śniegiem. Niezła jazda! Potwierdzam, że stan niektóych barierek i pomostów jest fatalny i sterczą gwoździe.
W schronisku zywej duszy, tylko gospodyni i pies. Prz zejsciu poimy oczy widokiem połonin i posuwamy asfaltem w kierunku UG do auta.
W Lutowiskach odwiedziła nas Przemek z Otrytu. Pozdrowienia jeśli czyta, jeli nie , przekażcie!
CDN

lucyna
09-11-2006, 14:27
Franek Adamczyk nie tylko goprowiec ale też przewodnik znakarz(to jemu zawdzięczamy to, że możemy bezpiecznie wędrować) i dusza człowiek

Czarek pl
10-11-2006, 11:20
Wspaniała relacja,tylko pozazdrościć talent(do pisania) i cudownych przeżyć.
Doczu Ranch Texas co jakiś czs powtarzają na kanale Kino Polska.Trochę cierpliwiści i może sobie nagrasz w przyzwoitej jakosci.

Jacek K.
11-11-2006, 22:26
31 wtorek.całą noc czarownice latały na miotłach nad Bieszczadami. Duje potężnie, ale widowisko o brzasku iście godne Rembrandta. Budzę się o brzasku i wyglądam z łóżka na grupę Tarnicy i Halicza. Widzę ostro zarysowane kontury szczytów na tle krwistego nieba. Ale tak tylko w dali. nad nami w Lutowiskach, niebo przykryte czarną, wielką złowrogą chmurą. Po wschodzie słońca, nabiera i ona różowych odcieni.Można się gapić i gapić. Pamiętam podobny świt jakieś 3 lata temu w Komańczy, tyle,że było to na początku stycznia. Też nieprawdopodobna feeria barw na tle zimowego nieba. Ostro wieje, płyną chmury z zachodu, lepsza pogoda znika w oczach.
Postanawiamy dziś połazić w okolicy Zalewu. Zostawiamy auto w Polanie. dośc pamiętne dla nas miejsce. Kiedyś , jak działala jeszcze baza studencka w Tworylnem, przeprawialismy się często przez San i Otryt, żeby przynieść zaopatrzenie dla syna i dzieci znajomych wlaśnie z Polany. w plecakach niesliśmy mleko, serki itp. Jesli zdarzył sie jakiś cud , to i piwo, bo przecież zawsze za komuny był to towar niemozliwy do wyprodukowania w wystarczających ilościach. Wczesniejsze wspomnienia są niezbyt dla mnie miłe. Kilka lat temu byłem tam na święta i Sylwestra (prawie zawsze spedxamy je w Bieszczadach) , tyle, że miałem za przeproszeniem przetrąconą nogę. Nie w gipsie, ale nie mogłem jej stawiać i musiałem miec kule. Był wtedy akurat pyszny snieg i całe towarzystwo smigało codziennie na wycieczki narciarskie, a ja siedziałem w domu, gapiłem sie na góry i robiłem porządki w tysiącach slajdów, które wziąłem ze sobą. Moje wycieczki polegały na tym ,że po powrocie wsadzali mnie na sanki i ciągneli gdzieś nad potok. tam robiliśmy ognisko i tyle miałem tej zimy z Bieszczadów.
W Polanie auto zostawiamy niedaleko cerkwi i dajemy w górę na łysy grzbiet odgradzajcy nas od doliny Paniszczówki zaznaczony na mapach jako 540. Stamtąd grzbietem i pilnując kompasu zasuwamy tak, bu wyniosło nas blisko nieistniejącej cerkwi w Paniszczowie. Pogoda zdecydowanie poprawia się i gdy docieramy już do cerkwiska, świeci słoneczko chce sie żyć.
Pamiętam jeszcze tą cerkiew w Paniszczowie. Była w zupełnie niezłym stanie, tyle,że za mijej pamieci miała już wypatroszone wnętrze. Rozwalili ją w latach siedemdziesiątych, Sprzet był prozaicznie prosty: stalowe liny, spychacz pociągnął, cerkiew padła. Komu przeszkadzała? Tym samym którzy rozwalali cerkwie w Beskidzie Niskim i na Pogórzu Przemyskim.
Piekna cerkiew w Nieznajowej w Beskidzie Niskim konała dosyc długo zanim znikła z powierzchni ziemi. mam jeszcze zdjęcie zwalonej wieży z pochyloną kopułą, i belki dżwigające nawę... na szczęście mam też jakies małe i niepozorne czarno -białe foto również tej nieszczęsnej cerkwi w Paniszczowie. To jedyna taka pamiątka.Szkoda. Gdyby człowiek był alfą i omegą, to biegał by wtedy i robił na potegę zdjęcia.Ale kto normalny mógł przypuszczać, że znajdą sie ludzie, którzy będą tak niszczyć. Naiwni...
Dolina Paniszczówki piękna, jak wszystkie zresztą opuszczone doliny. Tyle, że błoto w górach fantastyczne. Pniemy sie teraz wzdłuż potoku i coraz wyżej i wyżej na grzbiet aż wychodzimy na szczyt Moklika, potem przez straszne krzaczory grzbietem na niezły punkt widokowy nieco na wschód od szczytu.
Skrzy się snieg, ładne panoramki. dalej zejscie do Rosolina. W nagrodę soczysto zielone trawy łąk, żólte modrzewie i brzozy w oświetleniu późnego październikowgo słońca. Na koniec największa atrakcja dnia: Dwukrotne forsowanie potoku Czarny. Woda do kolan, temperatura-czysty zywy lód.
Pierwsze przejście jest krótkie, po oślizgłych betonowych płytach, na drugim trzeba brodzic po kamieniach. Jedno jest pewne, że dzisiaj na pewno nikomu nie przyjdzie do głowy myć w domu nogi...
Jemy cos w Czarnej i wieczór staje się bardzo zimny, wręcz mroźny. znowu każdy próbuje odgadnąć, jak to aura przywita nas jutro.

lucyna
12-11-2006, 07:57
Błagam o dalsze wspomienia. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że dla mnie jesteś skarbnicą wiedzy. Czy kiedykolwiek opublikowałeś swoje wspomienia? Przepraszam, że aż tak się narzucam, ale dla przewodnika to jest fantastyczne zaglądnąć przez lustro wspomnień w dawne Bieszczady.

Jacek K.
16-11-2006, 19:35
Przepraszam za przerwę. Nie było mnie kilka dni. Dziekuję za miłe słowa.
Wracam do relacji. Nie bedzie tego wiele.
1 listopada
Jak zwykle zagadka pogodowa. Rano bardzo szaro, z radia straszą okropnymi klęskami, jak zwykle zresztą. Żegnamy Lutowiska, bo chcemy poszwenadac sie trochę w okolicy Zalewu, mamy tam spore braki. Po drodze zaglądamy do Hoszowa załatwic jedną sprawę i wracamy do Czarnej. Cos jakby sie przejasniło i wiemy, ze dzisiaj nie stracimy dnia. Około poludnia dobijamy do Górzanki. Jest tam całoroczne schronisko młodziezowe w budynku dawnej szkoły. Wyrka piętrowe, nieco dla mnie przykrótkie, ale wszystko OK. z reguły omijamy takie miejsca jak wszelkie schroniska z daleka ze względu na wszechobecne chamstwo, nocne wrzaski, bieganie po schodach, trzaskanie drzwiami i chlanie do rana. tym razem , wiemy,ze ten termin jest b. dobry.
Bo cala Polska postanowiła polowac na siebie na drogach wiodących na cmentarz. W gorach pusto, pod górami też. Super.
Ale dzień niestety krótki. Znowu zrywa sie potężny wiatr. Odwiedzamy dawną cerkiewkę w Górzance i podziwiamy grubasne dęby w jwj otoczeniu. Potem zaczynhamy wędrowkę zniszczoną drogą idacą w górę w strone Bereżnicy.
teraz wymalowano tam niebieski szlak rowerowy. Na samym grzbiecie jest szkólka leśna i przez nią kierujemy sie w stronę nienazwane szczytu, przed którym skręcamy i łapiemy grzbiet schodzący do wsi. w rezultacie wychodzimy prosto na cerkiew i cmentarz w Bereznicy. Cerkiewka i stojąca obok dzwonnica sa drewniane i byłyby ozdobą okolicy gdyby nie szalony pomysł postawienia obok ohydnej metalowej konstrukcji z kątowników na nktórych powieszono dzwon. to psuje całe otoczenie. na dodatek zrobiono tam jeszcze wylane betonem schody na których umocowano poręcz z rury wodociągowej. Podejrzewam że to pomysł i smak miejscowego księdza.
jestrem osobą wierzacą, ale to co wyprawiają niektorzy księża na wsiach woła o pomstę do nieba. Przyklady moge podac z calej Polski, bo jeżdżę bardzo dużo. Od morza po góry powstają straszne budowle, i to często w poblizu małych drewnianych kościółków. Cudzoziemcy ze zdumieniem i niedowierzaniem przecierają oczy.To jest własnie najlepszy przykład niszczenia kultury. człowiek nie moze od tego uciec nawet w Bieszczadach.
Musimy teraz przejśc cała wieś pod górę i oczywiście pod coraz silniejszy wiatr. W bereźnicy jest kilka drewnianych starych domów, które na szczęście nie są zohydzone ani betonowym płotem ani innymi tego typu wynalazkami.
Stajemy wreszcie na przełęczy nad wsią. Tu spotykamy znany nam szlak niebieski rowerowy, który krzyzuje sie z czerwonym szlakiem rrowerowym biegnącym do Baligrodu. Znacie to miejsce? To kapitalny punkt widokowy i nawet przy tej brzydkiej pogodzie mozna podziwiać świetne panoramy. Jest tu też, (a właściwie był) niewielki pomnik poświęcony pamięci Zygmunta Kaczkowskiego. Niestety, komus bardzo przeszkadzał i ukradł płytę z napisem . Został jedynie jakis kamienny kopczyk i tyle. Juz w deszczu kierujemy się na miejsce oznaczone wiatą pod szczytem Markowskiej.
Wiata na szczęście jeszcze jest, tyle,że oczywiście pomazana węglami do cna itd. Tez przeszkadza...
Włazimy na Markowską. Z palnów zejścia do Radziejowej raczej nici. Pogoda slaba, coraz później. Złazimy więć inną droga na poprzedni punkt widokowy i potem posuwamy drogą w stronę Górzanki. przy cerkwi wychodzimy nocą.
taki to był nasz 1 listopada.