PDA

Zobacz pełną wersję : Jak Bieszczad zakpił sobie z Bertranda...



bertrand236
11-11-2006, 17:24
Już od dawna planowałem sobie wyjazd w Bieszczad. Chciałem zobaczyć złoto-czerwone góry. Plany miałem ambitne, ale człowiek myśli, Pan Bóg kryśli /jak mawiał mój dziadek/. Wyszło mi, że mogę pojechać 2 listopada. O.K. też dobrze. Może na kolorki się załapię. Kilka dni przed wyjazdem dzwoni do mnie Rysiek Szociński i zaprasza na Zakapiorskie Zaduszki do Cisnej. Zaproszenie przyjmuję i mam problem rozwiązany, gdzie założyć bazę. Będzie to Perełka. Dwa dni przed wyjazdem telefon do Browara. Przecież on też zmierza w tym kierunku. Pyta mnie o drogę do schroniska w Łupkowie. Dostaje szczegółowy opis. 2 listopada 6 rano zabieram Barnabę i wyruszamy w daleką podróż. Po drodze załatwiam mimo urlopu klika służbowych spraw. Po południu dzwoni telefon. Odbieram i słyszę aksamitny głos Browara. Pyta mnie o namiar na chatkę z cieknącym dachem. Wspólnie z Barnabą tłumaczymy mu jak tam trafić. Zadanie jest coraz łatwiejsze, bo niedaleko chatki pojawiły się znaki szlaku rowerowego. Barnaba liczy, że jak przyjedzie to w chatce będzie napalone, bo ma tam być też i Harnaś /nie mam na myśli marki browaru/. Droga się dłuży. Rzeszów – obiado kolacja. Pogoda się /zj/ zepsuła. Pada deszcz. Jest ciemno. Sanok. Wpadamy do koleżanki na kawę czy nie? Jednogłośne nie. Za Sanokiem korek. Ki diabeł? Się zastanawiam. Stoimy kilkanaście minut. Wreszcie otwieram drzwi od karawanu, coby rozprostować kości i wszystko jasne. Na asfalcie zalega gruba warstwa lidu. Przed nami kilka aut nie może sforsować wzniesienia. Kompletna kicha. Ktoś jadący z góry wyhamował i możemy oninąć zawalidrogi. Jedziemy dalej. Zastanawiam się jak będzie na serpentynach Zagórskich. Jest nieźle, bo przejechała piaskarka i załatwiła sprawę. Robi się biało. Zaczyna nieźle sypać śnieg. Jedziemy bardzo ostrożnie. Jeszcze postój przed sklepem w Hoczwi na ostatnie zakupy i mknę do lasu zostawić dziecko. W lesie na parkingu stoi auto całkiem przysypane białym puchem. Czerwone jak się okazało po odgarnięciu śniegu z tablic rejestracyjnych. Numery warszawskie. Znaczy nie Browar. Do chatki nie idę. Zostawiam Barnabę i jadę do Cisnej. Serpentyny Jabłonskie pokonuje bez problemu. Po chwili jestem już w Perełce. I tak kończy się dzień dojazdowy.

bertrand236
12-11-2006, 15:49
Rano skoro świt około 7 budzę się. Śniadanko i w drogę. Plan jest. Najpierw stopem do Maniowa. Wyszedłem przed perełkę na drogę i stoję. Jedzie coś…. Stoję. Znowu coś jedzie. Stoję… Robi się zimno. Stoję już 45 minut. W desperacji swojej postanawiam się przejść. W połowie drogi do Majdanu zatrzymuje się Cinquecento na miejscowych blachach. Pani kierowca chętnie mnie zabiera. Pies leżący za przednią szybą niezbyt. Warczy i szczeka. Ważne, że jadę. Niestety niedaleko. Pani skręca do Lisznej. Znowu stoję. Zimno. Wchodzę do sklepu, coby się ogrzać i pogadać. Pani sklepowa pociesza mnie, że za pół godziny będzie jechał PKS. O.K. jest dobrze. Wychodzę na drogę i z podobnym skutkiem, co w Cisnej zatrzymuję wszystko, co jedzie w kierunku Maniowa. Nadjeżdża PKS. Ma duże problemy żeby się zatrzymać ale udaje mu się nie wjechać do rowu. Wsiadam. Okazuje się, że drzwi tylne są zamarznięte i nie da się ich zamknąć. Na przednim siedzeniu leżą pełne reklamówki zakupów. Autobus parę razy zatrzymuje się przy domostwach w Żubraczem, żeby wydać zamówione przez miejscowe gospodynie zakupy. Podoba mi się ta organizacja zakupów. Sypie, że świata bożego nie widać. W końcu dojeżdżamy do Maniowa. Wysiadam na przystanku. Muszę się cofnąć kilkaset metrów. Dochodzę do drogi i idę przez wieś. Droga zasypana jest mocno śniegiem ale spod śniegu widać jeszcze miejsca w których jest woda i błoto. Udaje mi się nie wdepnąć. Po drodze spotykam miejscowego osobnika. Idzie w dół do szosy w reklamówce dźwięczą mu niemiło puste flaszki po miejscowym winie. Jak będzie wracał flaszki pewnie będą dźwięczeć mu radośnie i bulgotać nawet w nich będzie. Pyta się mnie, czy idę na spacerek. Odpowiadam, że tak. Chwile rozmawiamy o pogodzie, śniegu i spacerach. Widać jednak, że mój rozmówca cierpi strasznie. Doskwiera mu pragnienie. Postanawiam się z ni rozstać. Dalej drepczę samotnie wzdłuż potoku Roztoka (Maziówka). Po drodze po prawej mijam jakąś opuszczoną piwniczkę....

Barnaba
13-11-2006, 12:55
dalej dalej!!!!
A w tej piwniczce były jakieś zapasy? .. no jak to w piwniczce powinno być...

bertrand236
14-11-2006, 14:02
Ty tylko o jednym. nie właziłem do piwniczki...
Pomimo padającego śniegu widzę, że drogą szedł ktoś przede mną w tym samym kierunku. Zastanawiam się, kto to mógł być. Droga też jest przetarta przez sprzęt jeżdżący duży. Czuję się wspaniale. Jestem sam i góry. Robię to, co lubię. Napycham się widokami, ciszą i świeżym powietrzem. Nagle z za zakrętu wychodzi człowiek z butelką. Oprócz butelki ma jeszcze w ręce piłę. Piły przedtem nie słyszałem, znaczy poszedł do pracy, ale nie pracował. Przyczyn tego stanu rzeczy nie upatruję. Idę spokojnie dalej. Pomimo padającego śniegu ślady przede mną są coraz wyraźniejsze. W końcu doganiam leśnika. Ze dwa kilometry idziemy razem. Pytam się go, po co tu idzie. Odpowiada, że wczoraj zakładał tabliczki, że zakaz wstępu, bo zrywka, a dzisiaj idzie je pozdejmować. Widocznie takie są przepisy i musi to robić. Na jego pytanie, dokąd zmierzam odpowiadam, że, do Kołonic. Trochę go ta odpowiedź zaskoczyła. Pytał się, czy znam drogę? Odpowiedź moja, że nie, ale mam mapę. Udzielił mi kilka cennych rad jak dojść do czerwonego szlaku. Nadeszła chwila rozstania z sympatycznym leśnikiem. Dalej już nie przetartą ścieżką piąłem się mozolnie pod górę. Wiedziałem już, czego nie zabrałem z Poznania. Oczywiście kondycji. Sapiąc, oglądając widoczki i odpoczywając, co jakiś czas podążałem coraz wyżej. Nie obawiałem się o to, ze zbłądzę, bo ścieżka była wyraźna pomimo śniegu. Gorzej by było jakbym szedł po ciemku, ale było jeszcze przed południem. Dla kronikarskiego obowiązku dodam, że żadnych tropów zwierzyny nie widziałem. Wreszcie zapowiadana przez leśnika polanka, wreszcie jodły i jestem. Widzę na drzewach biało czerwone znaki szlaku. Teraz w prawo. Ścieżka jest przetarta. Ktoś tędy szedł. Myślałem sobie, że teraz spokojnie pójdę sobie, a tu znowu strome podejście. Co mi tam nie pierwsze i nie ostatnie. Myśli moje błądzą koło mojego dziecka. Co on teraz robi i czy nie idzie, aby w drugą stronę, coby się ze mną spotkać. Taki samotny pobyt w Bieszczadzie jest okazją do wspaniałego odpoczynku psychicznego i do wielu przemyśleń. Lubię to i już. Robię plany na dzień następny. I tak myśląc i wędrując dochodzę do rozwidlenia szlaków. Skręcam za znakami czarnymi w lewo. Schodzę dosyć stromym stokiem. W pewnym momencie góra się na mnie pogniewała, wstała sobie i uderzyła mnie w plecy. Uderzenie było potężne. Zsunąłem się po górze w dół. Wstałem i poszedłem dalej. Zejście czarnym szlakiem było bardziej widokowe niż podejście ścieżką. Nie zwracając zbytnio uwagi na oznakowanie szlaku szedłem sobie po śladach osoby, która szła jakąś godzinkę przede mną. Wreszcie łąka. Widok przedni. Później najpierw stokówką, a później droga do Kołonic. Po drodze mijam ciągle czynne retorty. W końcu dosyć zmęczony docieram do szosy. Na szczęście przystanek PKS jest zaraz obok. Co z tego. Najbliższy autobus za 1,5 godziny. Chyba zamarznę przedtem. Sytuacja autostopowa lubi się powtarzać. Nikt nie chce się zatrzymać, a bryki różne i na różnych blachach tylko śmigają. W końcu zabiera mnie dostawczy Ford z Rzeszowa. Jedzie do Ustrzyk Górnych i jest pełen obaw czy dojedzie. Śnieg pada. Do Cisnej dojechał. Życzę mu szerokości na drodze i wysiadam. Idę do Zacisza. Pałaszuję wielki obiad i idę do Perełki. Jestem tak zmęczony, że o godzinie 16:00 zasypiam w łóżku. Budzę się około 18:00.Czas wstawać i zbierać się na Zakapiorskie Zaduszki, spotkanie z Barnabą i Browarem jak mniemam.

joorg
14-11-2006, 19:36
...... W końcu doganiam leśnika. Ze dwa kilometry idziemy razem. ..... Na jego pytanie, dokąd zmierzam odpowiadam, że, do Kołonic. Trochę go ta odpowiedź zaskoczyła.........

Wcale się nie dziwię ,że był zaskoczony , niezłą i nie krótką "samotną" trasę sobie wybrałeś,- podziwiam Cię -- nie mów jeszcze,że do tego szedłeś spod Krąglicy na Jaworne, a nastepnie do czarnego szlaku.
Dwa razy czytałem Twoja relację , bo zmyliły mnie podpisy pod zdjęciami - coś tam pisze o Mikowie i myslałem ,że i tamten teren "zaliczyłeś" w jeden dzień.Czekam na dalsze Twoje relacje, byle nie do następnego sniegu.:wink:

bertrand236
14-11-2006, 20:03
Wcale się nie dziwię ,że był zaskoczony , niezłą i nie krótką "samotną" trasę sobie wybrałeś,- podziwiam Cię -- nie mów jeszcze,że do tego szedłeś spod Krąglicy na Jaworne, a nastepnie do czarnego szlaku.
Dwa razy czytałem Twoja relację , bo zmyliły mnie podpisy pod zdjęciami - coś tam pisze o Mikowie i myslałem ,że i tamten teren "zaliczyłeś" w jeden dzień.Czekam na dalsze Twoje relacje, byle nie do następnego sniegu.:wink:
O.K.Wyjaśniam:
1. "-- nie mów jeszcze,że do tego szedłeś spod Krąglicy na Jaworne, a nastepnie do czarnego szlaku." Taką własnie trasę wybrałem i tak w łaśnie szedłem.
2. Zdjęcia podpisywałem zaraz po przyjściu na kwaterę. POMYLIŁEM nazwy miejscowości. Kładę to na karb mojego zmęczenia. Przepraszam wszystkich, których one zmyliły. Oczywiście chodzi o Maniów, a nie o Mików. Żeby nie wprowadzać jeszcze większego bałaganu nie będę wprowadzał poprawek pod zdjęciami, bo Ci co będą to czytali później będą mieli problemy ze zrozumieniem Twojeho postu i mojej do niego odpowiedzi.
3. Już teraz Cię przepraszam Janusz. Jak się położyłem i byłem na tak zwanym "Pierwszym śpiku" zadzwoniłeś i miałeś ochotę na dłuższą pogawędkę, a ja miałem w tamtym momencie ochotę tylko i wyłącznie przespać się. Dlatego nasza rozmowa wygladała/brzmiała tak jak wyglądała/brzmiała. Mam nadzieję, ze nie masz mi tego za złe?
Pozdrawiam

lucyna
14-11-2006, 20:19
Szłam łatwiejszą wersją w zimie tzn odwrotnie. Jedno mnie dziwi brak zwierząt. Się porobiło w Bieszczadzie.
Przepraszam, że wlazłam w Twój wątek. Przypomniałam sobie o prośbie za późno. Kilkakrotnie tam byłam w grudniu tzn w okolicy Kołonic, Krąglicy, wołosania, Woli Michowej i zawsze były tam świeze tropy. Raz nawet obserwując niedźwiedzia wpadłam w błoto gigant. Dlaczego lasy są "puste".

bertrand236
15-11-2006, 15:49
[QUOTE=lucyna;35388]Przepraszam, że wlazłam w Twój wątek. QUOTE]
Oj Lucynko!
Prośba moja dotyczyła innego wątku. Tutaj proszę o uwagi, spostrzeżenia itp. A w tamtym wątku tylko proszę nie pisać swoich relacji. Każdy ma prawo skrobnąć parę słów na forum. Jak ma ochotę machnąć relację niech macha. Miło będzie poczytać. Tylko niech zacznie swój wątek i w nim niech macha. Inaczej wszyscy się pogubimy i tyle.
Pozdrawiam

Barnaba
15-11-2006, 21:29
Przepraszam, że wlazłam w Twój wątek. QUOTE]
Oj Lucynko!
Prośba moja dotyczyła innego wątku.

nie, no spoko, kania samogonu w kącie..... wyciągnij go, zaproś i będzie już tylko jeden wątek.... Ale to już OT bo topic o alkoholach jakoś ucichł

lucyna
15-11-2006, 21:57
Ha a skąd to ja Ci wytrzasnę samogonik? Ja abstynent tylko czasami zbaczam z drogi cnoty? Może być żołądkowa. Jakieś tam butelczyny mam.

Barnaba
16-11-2006, 00:21
Nu do herbaty tak zabełtać i można słuchać opowieści Bertranda przelatane Lucynowymi wspomnieniami, i w ogóle..... A są też tacy co śmigaja po górach, ale żeby relacje napisać to nic! Tych można by słuchać w pierwszej kolejności....

wojtek legionowo
16-11-2006, 04:17
A są też tacy co śmigaja po górach, ale żeby relacje napisać to nic! Tych można by słuchać w pierwszej kolejności....

Barnaba chyba pojąłem aluzję.
Może się wezmę i coś popełnię zimową porą,jak pamięć dopisze.
Pozdrawiam

Barnaba
16-11-2006, 10:57
Pisz pisz, im później, tym gorzej- przynajmniej mi wylatuje wszystko z pamięci. Z tego co wiem to tnie tylko Ty jeździsz i nie piszesz.... :)

bertrand236
16-11-2006, 22:06
Przebudzenie miałem piękne. Najpierw czułem, że lecę. Później usłyszałem hałas. Okazało się, że spałem na samym skraju tapczanu. Ważę trochę więcej niż piórko, więc ze mnie i tapczanu utworzyła się niezła dźwignia. Przechyliła ona cały tapczan, który po chamsku zrzucił mnie z siebie, a następnie z hukiem wielkim opadł na podłogę. Huk był na tyle potężny, że wystraszył jak się później okazało WSZYSTKIE osoby przebywające w Perełce. Wszystkie to znaczy mnie i Panią recepcjonistkę. Pozbierałem się przemyłem i poszedłem do Atamanii. Po drodze stwierdziłem, że nie mam biletu. Kupiłem więc stosowny bilet w sklepie monopolowym. Uważni czytelnicy poezji Ryśka, wiedzą już, jaki konkretnie bilet kupiłem tylko, że nie w zmrorzonej butelce…
Na Siedzibie Atamanii wisi plakat z programem:

3 listopada 2006 r. od godz. 19.15 dziać się będą
ZAKAPIORSKIE ZADUSZKI W ATAMANII BIESZCZADZKIEJ
Ryszarda Szocińskiego w Cisnej połączone z nocnym czuwaniem poetyckim.
Przewidziane atrakcje:
- piosenki Wojtka Belona, w jego wykonaniu, nagrane 30 lat temu w schronisku na Połoninie Wetlińskiej
- Rysiek Szociński recytujący swoje wiersze
- Jasio Bryndza śpiewający poezję Szocińskiego
- wystawa obrazów Zbyszka Habrata z cyklu „Zakapiorskie ballady”
- nauka piosenki „Ballada na starą szafę i puste krzesła”
- Boguś „Sikorka” trzeźwy i chleb ze smalcem, i może coś jeszcze.
Czuwanie poprowadzi Andrzej Potocki
O północy zmówimy „Wieczne odpoczywanie” za zmarłych zakapiorów bieszczadzkich przy grobach Radosa i Zubowa.
Uwaga!
- Zabrania się uczestnikom zaduszek spożywania w nadmiernych ilościach napojów wyskokowych do północy 3/4 listopada 2006 r.
- Po imprezie nocleg we własnym zakresie: na podłodze w Atamanii, lub gdzie komu popadnie, albo gdzie sobie zarezerwował.
- Liczba miejsc, niestety bardzo ograniczona, rezerwacja u Ryśka Szo-cińskiego,
Wszedłem do środka. Zostałem powitany jak swój. Miłe to było. Naprawdę. Siadłem na ławie i zacząłem obserwować. Było jeszcze przed czasem, więc niewiele się działo. Jedynie miejscowy Zakapiory ostro polewał gorzałę… Przyznaję, że nie bardzo mi się to podobało, bo kłóciło się z punktem pierwszym uwag z plakatu. Nagle dostaję SMSa: jestem w Siekierezadzie. Tą wiadomość dostałem od dziecka. No to poszedłem. Przy stole siedziało kilku brodaczy. Największy z nich z największa również brodą był Boguś „Sikorka”. Przywitałem się jak z dobrym znajomym z Browarem. Tak mi się wydaje, że bratnie dusze nie potrzebują wielu słów nawet, jeżeli się nigdy nie widziały. A tak na marginesie /Browar jak to przeczyta pewnie się ubawi: myślałem, że jest znacznie starszy./ ponieważ przed Browarem stała szklaneczka ze złocisty płynem postanowiłem też takowy nabyć droga kupna. Poszedłem do baru. Cholera kolejka jest. Od czego jednak jest dziecko? Powiedziałem mu co ma mi kupić i zasiadłem w doborowym towarzystwie. Po dłuższej chwili przyszedł syn mój z grzanym winem i złocistym płynem /gorąca herbata/. Ciekaw byłem co jest czyje. Okazało się, że wino jest dla mnie. Dlaczego wino, a nie piwo do dnia dzisiejszego nie udało mi się ustalić. Dyskusji siekierezadowej nie będę przytaczał, bo nie ma po co. Ważne, ze było bardzo klimatowi. Największy brodacz sprawiał wrażenie trzeźwego, aczkolwiek winkiem się raczył. Ale bardzo powoli. W pewnym momencie postanowiliśmy udać się do Atamanii. Przed Atamania paliło się duże ognisko, a wokoło niego ustawione były ławki,na których siedziało sporo osób. Przed Atamanią stał duży głośnik, z którego wydobywały się głosy wydawane wewnątrz Atamanii. Weszliśmy do środka w momencie kiedy Główny Ataman siedząc na podłodze w towarzystwie młodych dam recytował swoje wiersze. Przysiadłem się na ławce obok sympatycznej dziewczyny. I co? I słyszę: cześć Bertrand! To Asiczka siedziała obok mnie. Za chwilę słyszę tubalny głos: ty naprawdę musisz lubić Bieszczady, że tu dziś jesteś. Tak mnie powitał „Łysy” z Czarnej, czyli Adam Glinczewski. Bardzo lubię tego gościa i bardzo się ucieszyłem, że go tam spotkałem. Po recytacji wierszy glos zabrał Andrzej Potocki prosząc o wysłuchanie piosenki, która miał zaśpiewać Jasio Bryndza. I zaśpiewał. Ładnie zaśpiewał, nawet bardzo ładnie. Tylko, dlaczego tak długo. Miałem wrażenie, że jeden wiersz śpiewał kilka razy. Później włączono kasety z nagraniami piosenek w wykonaniu niezapomnianego Wojtka belona. Nagranie te zostały wykonane w Chatce Puchatka jakiś czas temu. Później były chyba kilkakrotnie przegrywane. Jakość ich była jeżeli nie fatalna, to bardzo kiepska. Miejscowy Zakapiory ostro polewający gorzałę został w pewnym momencie wyproszony z Atamanii przez Głó.wnego Atamana. Był oburzony, obrażony i wkur..ony. To co on wtedy wypowiadał, niech zostanie tajemnicą tych, co tego szukali. Ale posłusznie wyszedł. Nadworny kucharz Atamanii i całej Cisnej - Krzysztof podał bigos. Był to bigosik, taki o jakim piszecie w innym wątku. Bigosik marzenie. W trakcie spożywania bigosu, chleba z pyyysznym smaloszkiem cały czas słuchaliśmy Belona. Niektórzy z nas głośno rozmawiali ze sobą, co mocno wkurzało Bodzia. Podchodził wtedy on do gadających delikwentów i w sposób bardzo wyraźny oświadczał: Albo będziecie cicho, albo wypierdalać na zewnątrz. Nie przeszkadzać jak artysta śpiewa. Krzysztof oznajmił nam, że w porze mocno późniejszej będzie podawany pieczony baranek podawany. Ponieważ spożywanie przez niektórych uczestników odbywało się nieco szybciej niż organizatorzy przewidywali, Andrzej Potocki postanowił przyśpieszyć wymarsz na cmentarz. Wszyscy Ci, co chcieli iść na cmentarz dostali zapalone znicze. W tym momencie Browar, Teodor i Barnaba oznajmili mi, że już jadą spac do lasu. Pożegnaliśmy się „na dobre”, Bo Teodor z Browarem nazajutrz o 6:00 mieli zamiar wracać do domu. Ja powiedziałem dziecku, że jutro około 9:00 będę u niego w lesie.

bertrand236
16-11-2006, 22:10
Grupa się zebrała i z zapalonymi zniczami w skupieniu udaliśmy się na ciśniański cmentarz. Po przekroczeniu bramy oczom naszym ukazały się tabliczki z nazwiskami/pseudonimami Bieszczadzkich Zakapiorów. Przed każda z nich postawiony został znicz. Urokowi chwili towarzyszył padający śnieg. Zmówiliśmy modlitwę i przeszliśmy do autentycznych grobów. Nad grobem Zdzicha Radosa zatrzymaliśmy się dłużej.

bertrand236
16-11-2006, 22:12
Znowu chwila zadumy, chwila wspomnień i modlitwa. Następnie zakapiorskim zwyczajem „Zbój” Krzysztof Szymala polał groby swoich kolegów Gorzałką. Szukaliśmy tez grobu dyrektora cmentarza Oleksego, ale nie znaleźliśmy. Rysiek Szociński wziął mnie na bok i pokazał najstarszy grób na cmentarzu okolony stalowym płotem wytopionym z żelaza w Cicnej. Później powoli wróciliśmy do Atamanii. Po drodze Andrzej Potocki podzielił się z nami swoim pomysłem. Otóż ma on zamiar doprowadzić do przeniesienia prochów Władka Nadopty na cmentarz w Cisnej.

bertrand236
16-11-2006, 22:14
Po powrocie do Atamanii raczyłem się /nie tylko ja/ smakowitym barankiem przyrządzonym przez Krzysztofa. W pewnym momencie podszedł do mnie sympatyczny jegomość i wali pytanie, które mnie wprawiło w zdumienie: czy ty czasem nie pisujesz na forum jako Bertrand? Jak się okazało zostałem rozpoznany przez Zbyszka. Chwilę pogadaliśmy o Bieszczadzie, forum i Ukrainie. Pozdrawiam Cię Zbyszku. W międzyczasie przepięknie, jak zwykle śpiewał swoje teksty ‘Łysy”. Czy ktoś ma jakiekolwiek nagrania jego piosenek? Śpiewał on na zmianę z Ryśkiem Szocinskim. Rysiek po raz kolejny mnie zadziwił. Nie wiedziałem, ze tak ładnie śpiewa i gra na gitarze. Powoli zbierałem się do odejścia. Wszak jutro następne planowane wędrówki po górach. Kiedy wychodzę z Atamanii wchodzi do niej miejscowy Zakapior wcześniej wyproszony. Z tego, co wiem, zadnych ekscesów nie było.

Barnaba
17-11-2006, 01:19
Dlaczego wino, a nie piwo do dnia dzisiejszego nie udało mi się ustalić.
- kup mi synu grzańca....

No to kupiłem :) Takiego jakiego lubię najbardziej

Plan Teodora w związku z wyjazdem o 6 był.... ale padł, bo większość nie lubi jak się coś planuje, tylko po to, aby ten plan zrealizować...... ostatecznie leśnych polaków rozmowy trwały do późna, tak więc i ranek nieco się opóźnił

Doczu
17-11-2006, 18:48
Po drodze Andrzej Potocki podzielił się z nami swoim pomysłem. Otóż ma on zamiar doprowadzić do przeniesienia prochów Władka Nadopty na cmentarz w Cisnej.
W lutym jak byłem u Lacha w UG, to też o tym wspominał.
Rzucił kilka cierpkich slów, pod adresem osob odpowiedzialnych za dotychczasowy spoczynek szczątków doczesnych "Majstra..." i na koniec skwitował, że jak będą opory przy oficjalnej drodze zalatwiania tej sprawy, to go przeniosą w nocy.

Barnaba
17-11-2006, 18:58
Dałby se ten Potocki spokój. Widzi mi się, że po śmierci nikomu różnicy nie robi, gdzie leży. Nawet jeśli byłbym w błędzie, to powinien pomyśleć wcześniej o tym, a nie że nieboszczykowi w spokoju leżeć nie pozwala. Wstydu nie ma! I niby w jakim celu? Czyżby chciał zrobić pośmiertną "aleję gwiazd" na wzór tej z "zaduszek"? W imię czego? ...... mamony!

Swoją drogą bardzo mocno wydaje mi się, ze sanepid się na to nie zgodzi- świeży musi swoje odleżeć.

lucyna
17-11-2006, 19:33
Z ust mi wyjołeś. Aleja gwiazd zakapiorskich największą atrakcją Bieszczadu. Jakaś grupa, jakaś wycieczka, jacyś fascynaci takimi sławami i interes się kręci. Kurcze kumpel ma rację czas zmienić zawód. Zapominam, że jestem małpą w tym cyrku jak mówi Rysiek Szocińslki.:-x

joorg
17-11-2006, 19:43
Dałby se ten Potocki spokój. Widzi mi się, że po śmierci nikomu różnicy nie robi, gdzie leży...... Wstydu nie ma! ..... W imię czego? ...... mamony!.

Przecież to czysta komercja, tak samo to odebrałam jak i Ty Barnaba- (jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o ...) sam zauważyłeś ..."mamona.............." - ale mimo wszystko - pewne zasady i granice obowiązują i w tym zakresie, bo zazwyczaj potem takie działania obracają się przeciw.

jeden z Pulpitów
18-11-2006, 00:51
Po drodze Andrzej Potocki podzielił się z nami swoim pomysłem. Otóż ma on zamiar doprowadzić do przeniesienia prochów Władka Nadopty na cmentarz w Cisnej.

Zaiste, znakomity i cudowny pomysł !!!
Zwłaszcza dla tych, którzy mieli okazję znać Władzia cokolwiek bliżej.
Pomysł uzasadniony o tyle, że Władek w swoim bieszczadzkim życiu co najmniej z pięć razy przejeżdżał przez Cisną.
A to, że całe swoje życie (bieszczadzkie) był związany z Przełęczą, Schroniskiem na Połoninie (a nie żadną "Chatką Puchatka" - idiotycznym wymysłem turystów autokarowych z lat 90-tych), Ustrzykami G., a wreszcie pod koniec z Bacówką pod Małą Rawką - nie ma to żadnego znaczenia.
MA BYĆ CISNA, bo niektórzy tak to sobie wymyślili.

Na marginesie uwaga do potencjalnych realizatorów przenosin.
Proszę to uzgodnić z GOPR-em, zdaje się, że jest planowany pomysł wystawienia okazałego nagrobka przez GOPR w miejscu dotychczasowego pochówku.

Najlepsze życzenia zachowania zdrowia psychicznego (bo widać,że szwankuje) autorom i entuzjastom tego pomysłu.

Barnaba
18-11-2006, 01:08
Przeniesie nieboszczyka, a po roku jeszcze postawi szyld


"Najnowsza książka Bieszczadzkie Zakapiory" (wydanie ente) do nabycia przed Siekeirezadą"
albo co gorsza, przy cmentarzu postawi budkę z napisem:

Kupując książkę "Bieszczadzkie Zakapiory świeczka na grób gratis

Co ciekawe, juz po raz drugi Bodzio "Sikorka" tłumaczył mi, co to byli za jedni ci zakapiorzy, że nie mają nic wspólnego z tym co opisuje szanowny (albo i nie) autor. Okazuje się że bohater jednego rozdziału izoluje się od tej całej działalności Potockiego, prostując jego ściemnianie..... inni się całkiem burzą na wspomnienie o medialnym patronie.... A ten nic.... za nic ma spokój ludzi żywych i martwych. Trupa z grobu wykopie byleby zgarnąć choćby na koniaczek.

Derty
18-11-2006, 12:06
Trupa z grobu wykopie byleby zgarnąć choćby na koniaczek.
To dobry kawałek do trwających dysput o micie zakapiorów... A myślisz, że awtor pomysła tylko na koniaczek zarobi tym przedsięwzięciem?:O

Barnaba
18-11-2006, 12:19
hmmm pewnie nie.... ale jeden to już powód żeby chwycić za łopate- co nie?

bertrand236
18-11-2006, 22:50
Ale się porobiło! Noo....
Nie myślałem, że ten wątek wywoła tyle kontrowersji. Wobec tego czuję się zobowiązany do przedstawienia swojej opinii. Władek Nadopta został pochowany w Moczarach, Jędrek Wasielewski zwany Połoniną został pochowany w Kulasznem. I niech tak zostanie. Kto ma ochotę podumać przy ich grobach, to je znajdzie. Nie nalezy ich przenosić. Jezeli ktoś ma zamiar przeznaczyc jakąś kasę na przeniesienie nieboszczyka z jednego miejsca na drugie, to niech lepiej te pieniądze przeznaczy na ładny nagrobek w stylu bieszczadzko-zakapiorskim. Tak będzie lepiej.
A swoja drogą na cmentarzu w Cisnej leży Rados, Zubow, Oleksy i jakoś kasy na tym chyba nikt nie zrobił. Nie przesadzajcie.
Pozdrawiam

WUKA
19-11-2006, 00:19
Majster Bieda spoczywa nie w Moczarach tylko w Jasieniu.

Anyczka20
19-11-2006, 00:21
W woli ścisłości...Władek Nadopta jest pochowany ( i będzie na zawsze!) na cmentarzu w Jasieniu. Jeżeli chodzi o nagrobek, to juz mu wysawili, tutaj są fotki: http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php?t=290&page=4&highlight=Majster+Bieda

WUKA
19-11-2006, 00:33
Dzięki Anyczko za link do "pomnika"Władka Nadopty.Akurat teraz zobaczyłam,ze znajduje się na nim fragment mojego wiersza(napisany w dniu pogrzebu Majstra Biedy).Troche jestem zdegustowana ,że przepisano go z błędem(z jakim wydrukowała go Gazeta Bieszczadzka).Pełny tekst wiersza na mojej stronie www.kwinto.com/wuka.htm (http://www.kwinto.com/wuka.htm) .Pozdrawiam i zapraszam.

bertrand236
19-11-2006, 14:33
Dzięki za poprawienie mojego błędu. Nie myli się ten, co nic nie robi. Nadal twierdzę, że powinien tam pozostać. Swoją drogą następnym razem będę musiał pochylić głowę nad tą mogiłą.
Pozdrawiam

bertrand236
20-11-2006, 23:47
Następnego dnia miałem plan następujący: jadę do Barnaby, a resztę się zobaczy. Plan prosty i klarowny. Wsiadam do karawanu i jadę przez ośnieżone serpentyny. Potem już wiecie: skręcam do lasu i jeszcze parę dłuższych chwil i już jestem. Złażę z góry i idę do chatki. Korzystam przy tym z „Jabolowego mostka”. Jest oblodzony i ośnieżony, ale udaje mi się nie spaść. Wchodzę do chatki o oczom nie wierzę. Browar z Teodorem mieszkali sobie w najlepsze, a mieli wyjechać o 6:00. Była tam jeszcze „ciemnobrewa”, która jak przypuszczam była przyczyną ich późniejszego wyjazdu. Zostałem poczęstowany herbatką i tak sobie miło gaworzyliśmy na wiele tematów. Tematem przewodnim były narzędzia służące ogólnie do ścinania drzew. Ludzie tam przebywający byli zaopatrzeni w takie narzędzia, o których przeciętnemu turyście się nie śniło. Była tam siekiera, maczeta i dwie piły chowane w rękojeść. Wszystkie markowych firm. Były tez opowieści o przydatności tych urządzeń. W końcu ktoś zauważył, że szkoda pięknego dnia na pieprzenie w chatce. Pozbieraliśmy klamoty, zabraliśmy śmieci, a „czarnobrewa” jak zwykle posprzątała. W końcu Ona po to tam przychodzi. Rozstaliśmy się przy samochodach. My z Barnaba wyruszyliśmy jako pierwsi. Pojechaliśmy szukać tego, czego nie znalazłem w sierpniu. Zostawiliśmy karawan na dużym placu i jedyną ścieżką udaliśmy się pod górę. Po krótkim marszu w głębokim śniegu dotarliśmy do celu. Stała sobie chatynka samotna bez okna i drzwi i czekała na nas. Miejsce śliczne i na pewno nie tak licznie odwiedzane jak to, z którego wyruszyliśmy. Poza tym trzy osoby w środku to już tłok. Połaziliśmy naokoło i dziecko moje odezwało się, że ma mokre buty od wczoraj i mu jest zimno. No to zaczęliśmy wracać. W dół droga wcale nie była krótsza. Barnaba korzystając z tego, że miał cyfrówkę z dużą kartą pamięci pstrykał jak opętany. Postanowiłem mu pokazać jeszcze jedno piękne miejsce. I wcale nie miałem zamiaru szukać geocache. Wiedziałem, gdzie jest, ale nie mieliśmy, czego tam włożyć. Podjechałem sobie dosyć daleko, ale nie na same Kamionki. Na Kamionki weszliśmy z buta. Barnabę przymurowało. Widok był przedni. Był jeden minus: wiało, żeby nie powiedzieć, że piź…ło jak w Kieleckiem. Postaliśmy chwile popstrykaliśmy i wróciliśmy do auta. Teraz to już prosto do Hoczwi. Zdzicho Pękalski miał mi cos zrobić, wiec trzeba to ocenić. Niestety. Nie zrobił. Nie pamiętał. Chwile porozmawialiśmy, telefon do Renatki, żeby jeszcze raz wytłumaczyła co miał zrobić. Czas się zegnać. Ja chce jechać do Polańczyka na kwaśnicę, a Barnaba do Cisnej do Perełki. Dziecko zapragnęło się umyć po raz pierwszy od kilku dni. Fakt od jakiegoś czasu zastanawiałem się, czym tak jedzie w tym moim karawanie. Taki jakiś trupi zapach był. Wróciliśmy do Cisnej. Po drodze zaczęło sypać. Jak jechaliśmy to śnieg padał poziomo, ale za to dosyć mocno. Obiad w zaciszu. Dobry był i obfity. I przy kominku. Potem po ciemku już do Perełki. I pomyśleć, że kilka miesięcy temu to jeszcze w górach nie myślało się o zejściu. Barnaba się umył i postanowiliśmy wyjść. Miałem zamiar odwieźć go kawałek. Jak wyszliśmy to stanęliśmy ze zdziwienia. Z nieba padał śnieg tak jakby aniołowie szuflami obejście odśnieżali. Pojechaliśmy. Na serpentynach całkowicie nieodśnieżonych nawet moje dziecko przycichło. Udało się przejechać. Postanowiłem Go podrzucić do chatki. Przed chatką Barnaba w obawie przed moja droga powrotną zaoferował się, że podkuje łańcuchami karawan. Nie oponowałem. Trwało to chwilę i już wracałem. Wyobraźcie sobie, że nie było widać moich śladów, które zrobiłem jadąc w tamtą stronę. I nie znaczy to, że były zawiane. One były całkowicie zasypane! Potem serpentyny. Bez łańcuchów nie wiem, czy bym sobie poradził. Podjechałem do Perełki. Wzbudziłem sensację, ponieważ był tam miejscowy osobnik, który próbował wyjechać Polonezem z Cisnej, ale pod serpentyny nie podjechał. Miał jednak letnie opony….

Barnaba
21-11-2006, 00:21
W końcu Ona po to tam przychodzi

nie tylko po to.... nie tylko.....


ma mokre buty od wczoraj i mu jest zimno
Prawdę powiedziawszy to od pierwszej nocy w Bieszczadzie, do pierwszej nocy w Poznaniu było mi zimno..... ale nie ma co marudzić.... okazja pociupać była przynajmniej

Bison
23-11-2006, 21:59
Dzieki ci Bertrandzie za kawałek zimy w tym poście... U mnie jak na razie zimy nie widac jesien na całego. A poszlajało by sie po bieszczadzkim śniegu. Może niedługo bedzie okazja...:)

bertrand236
25-11-2006, 23:05
Dodałem jeszcze kilka zdjęć, ale musicie się cofnąć do ostatniego postu.

Przepraszam za przerwę w relacji, ale znowu byłem w Bieszczadzie. Relacji nie będzie. Zdjęcia w wątku o aktualnych zdjęciach.
Pozdrawiam

bertrand236
26-11-2006, 23:34
Na noc zostawiłem karawan stojący na łańcuchach. Po przebudzeniu tradycyjnie jak to mam w zwyczaju w niedzielę kościół. Było późno, więc podjechałem autem. Ksiądz swoim zwyczajem trochę poopieprzał swoich parafian. Nie będę tutaj wchodził na tematy religijne, ale uważam, że miał w tym wypadku rację. Po Mszy wróciłem do Perełki na śniadanie. Miałem zamiar pojechać do Mucznego. Ale jak wyszedłem po śniadaniu to okazało się, że droga jest czarna. Łańcuchów nie chciało mi się zdejmować, więc zostawiłem karawan na parkingu i zmieniłem plany. Postanowiłem przejść się pieszo na herbatkę do schroniska Cicha Dolina w Roztokach Górnych. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Pieszo sobie poszedłem do Roztok Górnych. Na krzyżówce znak drogowy Roztoki Górne 6 km. Podążam za nim. Kilka lat temu mieszkałem dwa dni w Lisznej. Dlaczego tylko dwa? Bo na kwaterze w małym domku „na górce” było tyle robactwa, że w nocy wydłubywałem je z włosów. Te wspomnienia odżywają, kiedy mijam domek. Dalej po prawej stronie mijam małą kapliczkę. Później staję zdumiony. Dom Leśnictwa Liszna, a za nim zagroda z sarnami. Myślę sobie, że leśniczy lubi bigos po myśliwsku albo gulasz z sarny. Zastanawiam się, czy każdy mieszkaniec Bieszczadu może hodować dziką zwierzynę, czy tylko wybrańcy? Wolno spacerując mijam czynne i nieczynne retorty. Pamiętam, ze droga kiedyś była bardzo wyboista. Teraz idę pięknym, równym asfaltem. Dochodzę do Roztok. Pusto i cicho. Żywej duszy tu chyba nie ma. Tylko pies jakiś mnie obszczekuje. Schronisko takie jak na zdjęciu. Powoli zmarznięty wracam. Widzę drogowskaz: Majdan 7 km. Cóż w dół zawsze się gorzej idzie, więc może ktoś to przemyślał i dodał 1 km?. Nikt mnie nie mija, nikogo niue spotykam. Lubię takie samotne spacerki tylko nie w deszczu. A tu deszcz zaczął najpierw padać, a potem lać. Dochodzę do Cisnej. Czas na obiad. Zachodzę do Zacisza. Zamawiam pierogi. Później okazało się, że to był błąd. Dostałem rozstroju żołądka. Lepsze i zdrowsze potrawy tam dają kiedy są one przygotowane na miejscu. Te pierogi były z mrożonek i nie wiem, czy nie były już rozmrażane. Cóż, człowiek całe życie się uczy i głupim umiera. Później już tylko nocleg i powrót do pracy… I jeszcze jedno. Dlaczego Bieszczad zakpił z Bertranda? Bo pojechałem w naiwności swojej zobaczyć Złotą Jesień, a zobaczyłem Białą Zimę. Ale jak mówią daltoniści:

Stały Bywalec
14-01-2007, 18:13
Bertrand (cyt.):
"(...) Fakt od jakiegoś czasu zastanawiałem się, czym tak jedzie w tym moim karawanie. Taki jakiś trupi zapach był. "

No tak, teraz wszystko jasne.
To jednak już dokonaliście tej ekshumacji i przenosin na cmentarz w Cisnej.
:roll:

długi
14-01-2007, 21:45
Zastanawiam się, czy każdy mieszkaniec Bieszczadu może hodować dziką zwierzynę, czy tylko wybrańcy?
Tylko wybrańcy, za zgodą ministra. Reszta jest nielegalna.
Długi

bertrand236
14-01-2007, 23:27
Bertrand (cyt.):
"(...) Fakt od jakiegoś czasu zastanawiałem się, czym tak jedzie w tym moim karawanie. Taki jakiś trupi zapach był. "

No tak, teraz wszystko jasne.
To jednak już dokonaliście tej ekshumacji i przenosin na cmentarz w Cisnej.
:roll:

To tego celu nie pozwolę użyć mojego Karawanu. Co, to to nie.
Nie jestem też zwolennikiem tej "przeprowadzki"
Pozdrawiam