Zobacz pełną wersję : Przedmioty
Witam!
Pomyślałem sobie, że warto byśmy porozmawiali o przedmiotach. O rzeczach, które zabieramy ze sobą w góry. Ileż ich jest. Kubki, noże, papierośnice, piersiówki … .
Myślę o tych wszystkich rzeczach, które wiążą ze sobą historie, wspomnienia, nie piszmy tu o „sprzęcie”, chyba , że takim z charakterem.
W czerwcu, wybrałem się z Rajskiego, zielonym szlakiem na Połoninę Wetlińską.
Nim jednak wyruszyłem postanowiłem sprawić sobie kij, kostur taki, co to będzie mi i podporą i gałęzie rozgarnie i obroną stać by się mógł, w razie potrzeby.
Do późna strugałem, a na koniec wyciąłem na jego szczycie dwa krzyże: grecki i łaciński.
Wydało mi się to bardzo na miejscu. Dla podkreślenia, osmoliłem wycięcia ogniem. Nabrudziłem przy tych operacjach co niemiara.
Kostur prezentował się nieźle i nienajgorzej sprawił po drodze; nie dość, że wspomagał moje słabe członki to jeszcze przyciągał wzrok mijających mnie na połoninie ludzi. Dobiegały mnie komentarze, które jednakowoż bardzie dotyczyły praktycznych jego walorów, niż ideologicznej wymowy.
Kij pozostawiłem na grani za Chatką Puchatka; pierwej zaopatrzywszy w informację: Jestem kosturem ekumenicznym. Przybyłem tu z Rajskiego zielonym szlakiem przez Smerek i Połoninę Wtlińską. W czym mogę pomóc?
Cytat ten może być nieznacznie zniekształcony, jak sądzę, w opisie trasy, bardziej pierwotnie rozbudowanym.
Czyście spotkali mego pomocnika?
Gratuluję wątku....
Nasuwa mi się na myśl karimata. Pewnie jak większość Waszych, wygląda jak po walce z tygrysem, postrzępiona podziurawiona, w ogóle okaz skrajnej marności- ale kto zamieni na inną? Choćby i lepszą......
Inna sprawa, to menażka. Kiedyś wojskowa nerka.... dawno już zamieniłem ja na "harcerską". Ostarnimi czasy strasznie stała się mi bliska. Trudno już pokazać tam koło, pogięta, osmalona, istny raj dla kontrolerów sanepidu. Czego na niej można nie zrobić.... wszystko! To właśnie dzięki niej, zrezygnowałem z kubka. Bo i po co komu kubek jak ma menażkę....
Aktualnie zachwycony pewną dziwką, chcę zrobić do menażki swoją... ładną, solidną..... Chcę dobrze, wyjdzie jak zawsze hehehe
Aktualnie zachwycony pewną dziwką, chcę zrobić do menażki swoją... ładną, solidną..... Chcę dobrze, wyjdzie jak zawsze hehehe
Nawet wiem którą. Pewnie tą Harnasiową, miedzianą. Bardzo oryginalna.
hmmm a ja zatem mam taką rzecz, ale nie związaną stricte z turystyką lub górami. Mianowicie jest to zegarek. Długo szukalem odpowiedniego egzemplarza, w końcu trafiłem na Allegro na taki i udało mi się go kupić za rozsądne pieniądze. Nie przeszkadzalo mi, że byl uzywany - ważne że jest taki jaki chcialem. Teraz już takich nie robią.
A czemu jest taki niezwykły ?
Ma rewelacyjnie fosforyzujące indeksy i wskazówki. Widoczne sa nie tylko w egipskich ciemnościach (jak te współczesne produkcje), ale i w szarówce pięknie swieci. No i najważniejsze - nie przestaje świecić po godzinie w ciemności, a spokojnie swieci całą noc i pewnie jeszcze dlużej by swiecił gdybym miał możliwośc sprawdzenia ile.
Nawet zegarmistrz, do którego go zanioslem na wymianę baterii zdziwiony był, że ma takie piękne indeksy i że ładnie świecą. Mówił, że rzadko się zdarza, aby w jakimś zegarku tak ładnie świeciłu. nawet te słynne rosyjskie komandirskie konstrukcje nie mogą mu dorównać.
Generalnie to było najlepiej wydane 200 PLN w moim zyciu.
Zresztą mój zegarek musi spełnić kilka wymagań:
Podstawa, to wskazówkowy, wodoodporny min. do 50 m, musi mieć datownik z dniami tygodnia no i bransoletę a nie pasek, ponieważ zegarka nie ściągam do kąpieli, do snu itp. Wogóle prawie nie ściągam zegarka.
Nie ma nie widziałam a mogę się określić jako specjalistka od Wetlińskiej coś z 500 razy tam byłam, w tym we wrześniu i pażdzierniku kilkanaście. Musiał być Twój kostur zbyt ładny.
Ja też mam ulubiony sprzęd niezniszczalny aczkolwiek ciut, ciut spleśniały. Parasolkę. Kiedyś Irek zakpił sobie tu na forum z parasolek przeciwsłonecznych. Ja powiedziałam to pewnej grupie a ci na pożegnanie wręczyli mi górską parasol przeciwsłoneczno-przeciwdeszczową.
Acha - a ja niedawno jedną rzecz zakupiłem i mam nadzieję, że wejdzie na stałe do mojego ekwipunku.
Wielokrotni siedząc w schronisku dochodziliśmy ze znajomymi do momentu gdzie rozmowa już się wyczerpywała a za oknem słota, i nudziliśmy się. Postanowilem sobie - never ! I kupilem to.
Jest to zestawik gier Tatonki. W skład zestawu wchodzą następujace gry: Szachy, domino, młynek, warcaby, chińczyk i kości. Do gier planszowych plansze wykonane są poliestru, i szachownica też, lekko gumowana. Pionki, figury szachowe, kostki domina oraz kości wykonane są z drewna, a całośc pakuje się w estetyczne etui.
I pomysleć że zaplaciłem za ten zestawik tylko 30 PLN.
Wszystko ładnie wykonane z drewna
Lucyno, parasolka to nieco surrealistyczny ale wspaniały sprzęt.Spróbujmy sobie wyobrazić "singing in the rain" na połoninie.Gry- niezły pomysł na smotne wieczory- jest taka świetna gra, samotnik się nazywa.Prosta i piękna. Co do urody kostura; cóż, piękny był, po prostu.
Jeśli o karimatę idzie, to moja ściochrana niemiłosiernie przez kota, posłużyła mi do naprawy butów - zrobiłem z niej wkładki, wcakle przyzwoite. Czas się z nią rozstać, bo cokolwiek za krótkie stało się to posłanie.
Ale, rzecz zasadnicza: książka - w czerwcu miałem ze sobą " Dzieje Rzymu".
Drobne , jakieś 700 stron, chwała Bogu nie przyszło mi do głowy targać tego po górach ale i tak dostarczyć musiałem przecierz bibliotekę do bazy wypadowej.i teraz najlepsze; nie przeczytałem wtedy ani słowa z tej książeczki: zbyt byłem zaabsorbowany mapami i planowniem wędrówek.
W trakcie jesiennego wypadu przyhamowałem; jeno "Księga legend i opowieści Bieszczadzkich", " Wzory Kultury"- rzecz dotyczy społeczności pierwotnych, jest więc jak najbardziej na miejscu w Bieszczadach.Wszystko to w miękkich okładkach; wielką myśl taszczę, po co jeszcze tektura.
Anyczka20
11-11-2006, 21:10
Co się tyczy gier to jest to rewelacyjny pomysł :-) Barnaba moze potwierdzić ... ile to razy graliśmy w Chińczyka i ileż to emocji wzbudzało....kiedyś nawet gra tak się ciągnęła, że postanowiliśmy, że jak do Nowego Roku nie skończymy, to dajemy sobie spokój..hehe...oczywiście nie skonczyliśmy. Ostatnio przeżuciliśmy się na bierki...też kupa śmiechu, bo potrzebna jest "pewna" ręka i koncentracja, a po wypiciu "małego co nie co" to czasem trudne ;-) :mrgreen:
wojtek legionowo
11-11-2006, 22:07
O tak,ile emocji i śmiechu jest przy bierkach jako kibic mogę potwierdzić i czas tak fajnie płynie.
Harnasiowa dziwka obiekt podziwu,westchnień i chęci by ją posiąść.
Ludzie ... a o czym mówicie? , bark mi tu numeru telefonu np 0800
KKKrzychoo
11-11-2006, 22:46
Ja zawsze targam ze sobą z uporem maniaka dość rozbudowana apteczke choć sam zwykle wyjadam z niej jedynie pyralgin (a i to zwykle nie w górach). Przedmiot cokolwiek spory i nieporęczny ale poratował już niejedna sierotę z odciskami lub nadkręconą kostką czołgającą sie po szlaku. Wiem wiem nie jedne powie "a ja już naście lat chodze po górach i nigdy nie potrzebowałem apteczki" Daj ci Boże nigdy jej nie potrzebować a ja i tak będę ja targał.
Pozdrov
bertrand236
11-11-2006, 23:34
Harnasiowa dziwka obiekt podziwu,westchnień i chęci by ją posiąść.
O taak! Barnaba wzdycha dzisiaj cały dzień do tej dziwki. Myślę, że prędzej, czy później posiądzie podobną dziwkę, ale to juz nie będzie to. Z tego co wiem Harnaś zawsze miał najlepsze dziwki.
Pozdrawiam
Anyczka20
11-11-2006, 23:42
Bo takiej dziwki nie ma nikt..tylko Harnaś...:mrgreen: :twisted:
Iza! Dziwka to dziwka! Nie da rady inaczej powiedzieć na chwytak do kociołków, garów i innych. Termin znany mi jest już z wczesnych lat w ZHP. Czemu dziwka? Małe to i często ginie, więc jak ulał pasuje wołanie:
- Gdzie ta dziwka?
No więc jest dziwka. A Harnasiowa? Miodzio! Już nie będę tu opisywał i się rozpływał, bo moja i tak będzie najmojsza. A jak się spodoba, to będę dzwikarz chałupnik..... hehehehe
...
Bo Bertrand "wzdycha" do tej starej dziwki jeszcze, okazało się że nowej nie widział jeszcze! Haha Może i lepiej, będzie moją mniej krytykował....
Co do Docza pomysłu na gry.... fakt, bierki są super. A po paru seriach ręka łagodnie wybiera widełki, harpuny, łopatki..... Tylko trzeba uważać co by ręce za szybko nie ociężały....
LINK (http://www.icpnet.pl/~jacek54/05bie/foto/miejsce03/130.htm)
Aż strach pomyśleć co będzie jak zapomnę zabrać...
DUCHPRZESZŁOŚCI
12-11-2006, 12:45
Plecak był pierwszym sprzętem turystycznym zakupionym za własne pieniądze. W latach 80-tych turystyczna rewelacja na aluminiowym stelażu, obecnie mocno podniszczony, mający kilka łat nieraz wyśmiany przez nuworyszy.A ile on przeszedł:to na plecach,to leżąc w bagażniku, to służąc za siedzisko bądz za poduszkę. Drugim takim ulubieńcem jest niezbędnik- służyliśmy razem w "Ludowym Woisku Polskim" razem odaszliśmy do rezerwy i obecnie razem się szlajamy po górkach i dolinach. Bez tych przedmiotów nie wychodzę na żadną wyprawę. Cała reszta się zmienia a ci dwaj trwają.
a mi kurde zginął, harcerski, aluminiowy, 4 zęby widelca wskazują 4 strony świata, łyżka też jakaś śmieszna była, a wszystko ładnie składane w jedną całość niczym scyzoryk..... radzę teraz sobie bez.... ale szkoda takiego egzemlarza.....
Mam, ci ja nóż. W spadku go otrzymałem, po Dziadku. Nie nóż to właściwie , jeno scyzoryk ale i ostrze słusznej ma długości i szereg mniej lub bardziej przydatnych akcesoriów.
Mnie jedna rzecz w nim ciekawi; po jakiego czorta obywatelom WNP, bo stamtąd pochodzi owo narzędzie( o czym świadczy dobitnie cena – 3 P 30 K ) korkociąg .Zwłaszcza teraz , gdy i gruzińskiego napitku sobie odmówili. I mnie rzadko przychodzi z niego korzystać, a może fajnie by było jakieś niezgorsze wino odkorkować pod połoniną.
Służy mi ten nóż niezawodnie; i konserwę otwiera i w. w. kostur wystrugał, i pazurki właścicielowi wyczyścił, gdy przyszło się z cywilizacją zetknąć. Brzydki jak nieszczęście, ale po sowiecku niezawodny.
Dziekuje za wyjaśnienia , teraz do patelni to dają -bardzo przydatne ,
tymniemniej nazwe ma dziwną .
tymniemniej nazwe ma dziwną .
Jak to dziwka ;-)
Dziekuje za wyjaśnienia , teraz do patelni to dają -bardzo przydatne ,
tymniemniej nazwe ma dziwną .
Ta nazwa to od trzymania: utrzymanka -> dziwka :wink:
andrzej627
12-11-2006, 23:53
Zresztą mój zegarek musi spełnić kilka wymagań:
Podstawa, to wskazówkowy, wodoodporny min. do 50 m, musi mieć datownik z dniami tygodnia no i bransoletę a nie pasek, ponieważ zegarka nie ściągam do kąpieli, do snu itp. Wogóle prawie nie ściągam zegarka.
A czy służy Ci też jako budzik?
ponieważ zegarka nie ściągam do kąpieli, do snu itp. Wogóle prawie nie ściągam zegarka.
Któryś z królów szwedzkich też się nigdy nie rozstawał ze swoimi wojskowymi butami. Twardziel z Ciebie, Doczu. :mrgreen:
Iza w moich kręgach ci co nie lubili nazwy dziwka mówili - utrzymanka. ;))
Też mam swoją starą, okopconą powyginaną menażkę i swoją ulubioną dziwkę. :D
Bardzo trafnie " utrzymanka " . Nie mam menażki i też nie pamiętam abym kiedykolwiek miała - z tąd się nie znam , ale już moja córka ma . Sprawdziłam i faktycznie jest takie cóś .
pozdrawiam
A czy służy Ci też jako budzik?
Nie. W Bieszczadzie nie potrzebny mi budzik.Zawsze wstaję bardzo wcześnie. A na codzień uzywam komórki jako budzika.
Któryś z królów szwedzkich też się nigdy nie rozstawał ze swoimi wojskowymi butami. Twardziel z Ciebie, Doczu. :mrgreen:
heheh jaki tam twardziel ? Pewnie większym twardzielem trzeba być zeby nie zdejmować butów niż żeby nie zdejmowac zegarka :-)
Zawsze zabieram nóż, taki myśliwski, z piłą po drugiej stronie ostrza, średnio duży, w skórzanej pochwie. Kupiłem go w "Jedności Łowieckiej", gdy miałem 15 lat, za pierwsze zarobione w życiu pieniądze. Podczas wakacji przez miesiąc sprzątałem magazyny WPHW, a pensja wystarczyła mi na skórzane traperki i właśnie ów nóż. Oba zakupy przetestowałem podczas tych samych wakacji w bułgarskiej Rile :)
Kiedyś kosa zginęła mi podczas przeprowadzki, ale szczęśliwie znalazła się w czasie kolejnej :) Teraz gorączkowo próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatnio użyłem tego noża... Chyba baaaardzo dawno. Ale zabieram go zawsze :)
Zawsze zabieram nóż
Ja podobnie zawsze zabieram nóż, a właściwie dwa noże: jeden ciężki bagnet wojskowy pochodzący od kałasznikowa i drugi lekki, składany.
Tego drugiego używam "na codzień", a ten ciężki jest ot tak , na wszelki wypadek, wyposażony jest w piłkę oraz można go złożyć wraz z pochwą w nożyce do drutu.
Hej:)
Gdy byłem mniejszy, to podobnie jak Marcowy, zakupiłem nóż - nie w Jedności Łowieckiej, a w CSH. Fineczkę zgrabną, a potrzebną. Miałem zwyczaj ostrzenia jej na prZypadkowo znalezionych kamorach, a że był to przedmiot ze stali socjalistycznej, to po 20 latach ostrze zmieniło kształt tak bardzo, że któregoś razu przy ognisku jakiś człenio zapytał mnie po co ten rylec ma taką grubą rękojeść:D Niestety przepadł gdzieś w toku rozlicznych przeprowadzek i w przeciwieństwie do Marcowej kosy, nie odnalazł się już nigdy:/
Mam też w piwnicy zachowaną menażkę z 1974 roku. Jeno mniejszą miskę z 3 częściowego kompletu, ale zabytek jest jak tzreba:D Można na niej znaleźć kopeć z suchych olch ścinanych nad Pilicą w latach 70-tych. Nigdy go nie miałem chęci usuwać:D
A z odzieży używam czasem jeszcze koszuli jednej z pierwszych na rynku wyprodukowanych przez dużą gwiazdę - łach sterany jest niemiłosiernie choć ma dopiero 12 albo 13 lat:) Żółto-zielona krateczka wybornie maskuje w gąszczach Puszczy Kampinoskiej. Kiedyś odwiesiłem ją na krzoku wśród liści z powodu gorąca przy gotowaniu na ognisku i nie mogłem później znależć:P Ależ czułem rozpacz:)
Widze Wy tu tak o nożach. To i ja opisże o moich.
W trakcie mojego życia przez moje łapki przewinęła się masa noży. od zwykłuch, harcerskich finek do porzadnych nozy jak powiedzmy Kopromed.
Niemniej największym sentymentem darzylem zawsze noże wyprodukowane u naszych południowych sąsiadów. Wykonane były estetycznie, miały całkiem niezłą klingę (jak na czasy PRL) no i byly ogólnodostępne (ale nie u nas w kraju, choć czasem można było kupic taką w składnicy harcerskiej.
Do czasu gdy poszedlem do wojska na wszelkie wyjazdy (nie tylko w gory) zabierałem taką kosę. Niestety zazwyczaj potrzebna mi była rzadziej niż przypuszczałem, i kończyło się tak, że lądowala gdzies w namiocie lub plecaku.
Dopiero jakies kilka lat temu przestałem zabierać ze sobą te duże noże, zastępując je scyzorykiem o większym, blokowanym ostrzu/
Dalej jednak mam sentyment do nozy, i przy kazdej okazji zatrzymuję się na dłużej przed witrynami gdzie eksponowane są noże.
bertrand236
14-11-2006, 14:17
Kilka lat temu na przełęczy Hyrcza leżał sobie dosyć duży scyzoryk. Już nie leży. Jeździ zawsze ze mną. A jak nie jeździ to leży w karawanie. Taki sobie bieszczadowy scyzoryk.
pozdrawiam
naja naja
14-11-2006, 17:28
Niestety, ja mam słabość do plecaków. Bardzo się do nich przywiązuję. Mój plecaczek jest częścią mnie. Spłowiały, poprzecierany, wygląda jak siedem nieszczęść. Dwukrotnie ratowałam go od śmietnika, raz wygrzebywałam z kontenera, gdzie go rodzinka wyrzuciła pod moją nieobecność. Jest ze mną od pięciu lat i prawdę rzekwszy nie oszczędzam go. Turla się po ziemi, jest ciągle zalewany zakupami, czasami cuchnący, bo go zwierzaki lubią znaczyć. Znajomi na jego widok już alergicznie reagują, rodzina, koledzy a co najgorsze grupy kupowały mi nowy. Jakieś tam są w szafie ale ten mój zdzierciuch jest ukochany i zawsze w drodze ze mną
salamandra
14-11-2006, 17:50
Jakieś tam są w szafie ale ten mój zdzierciuch jest ukochany i zawsze w drodze ze mną
też mam taki plecak , traktuje go jak talizman
a ja mam taki chlebak na aparaty i duzo innych niezbednych drobiazgow!
a ja mam taki chlebak na aparaty i duzo innych niezbednych drobiazgow!
:) KOBIETA!!!!
a ja mam taki chlebak na aparaty i duzo innych niezbednych drobiazgow!
A nosisz w nim również granaty?:twisted:
A nosisz w nim również granaty?:twisted:
Browar , to nie ten rocznik... Ona nie wie co to znaczy(i dobrze) - "chlebak jak sama nazwa wskazuje służy do noszenia granatów"
A co to są granaty? Takie owoce i dlaczego Buba ich nie nosi?
Moim zdaniem są to granaty ( takie co wybuchają ) co je jedna babka nosiła też w chlebaku, a działo sie to podczas wojny co zabaczyć można na filmie " Pianista " ( albo i nie o takie chodzi,kto wie)
A co to są granaty??
Popatrz Browar... odzywają sie Dziewczyny z "najmłodszego rocznika " Lucyna & Iza (sory) i udają :razz: że nie wiedzą co to są granaty?
No nie teraz to mi wiek wypominacie ładnie to tak. Naprawdę nie wiem co to są granaty. W harcerstwie wręczałam jako dziecko wybitnie uzdolnione kwiaty pierwszym a nie biegałam po chaszczach. Nigdy nawet nie spałam w schronisku nie liczę latarni. Reasumując co to są granaty? I czy rzeczywiście to określenie ma korzenie harcerskie.
No nie teraz to mi wiek wypominacie ..... Reasumując co to są granaty? I czy rzeczywiście to określenie ma korzenie harcerskie.
Nikt tu o wieku nie mówi , tylko o granatach - wyłącznie ...- a granaty to takie owoce... :razz: przecie wiesz , sama pisałaś.
To określenie nie ma korzeni w harcerstwie, ale w wojsku.
A nie mówiłam są i wybuchajace ........... ha
Buba dlaczego więc Ty granatów nie nosisz?
Bo jej Dziad nie zostawił, gdy rozstrzelany był każdy dzień.
Długi
I tak mi trzeba było mówić od razu. Już, ja biedny człowiek żyjący w IV najjaśniejszej, myślałam, że macie jakieś ukryte w szafie tajemnice. Ja ta z tymi waszymi utrzymankami vel dziwkami.:mrgreen:
To określenie nie ma korzeni w harcerstwie, ale w wojsku.
Tu się nie zgodzę!!! 8-) Z niejakim zażenowaniem przyznaję, że pierwszego browara w życiu spróbowałem... ekhm... w harcerstwie. Kolega przemycił na obóz jakieś importowane piwo w puszce. W latach 70. to był kosmos! Bosz, pamiętam, że jak się męczyliśmy z otwarciem... Ale odrywanie tego blaszanego wihajstra nam się skojarzyło z wyciąganiem zawleczki granatu, więc coś jest na rzeczy :wink:
Mi się widzi, że w Bubowym, a i w moim też plecaku (chlebaku), prędzej znalazłby się granat innego typu.....
Bertrandzie! Ty widzisz i nie grzmisz?
Długi
kolejna guwernantka sie znalazła, przypomnę tylko że Zillo w maju zaoferował mi ewentualny przeszczep wątroby od motocyklisty..... trwaj wiecznie chwilo!
:) Barnaba to prawdziwy koneser, jak widzę:D
Lucyno , aby jeszcze bardziej Ci namieszać, rzeknę, że granat to nic innego, jak maszynka benzynowa zwana też juwlem. Czasem zatykał się jej zaworek bezpieczeństwa i przegrzana, eksplodowała. Użytkownik miał zwykle tylko tyle czasu, by odrzucić ją precz od namiotu:P Więc może takie granaty Buba nosi w chlebaczku?:D
bertrand236
16-11-2006, 15:31
Bertrandzie! Ty widzisz i nie grzmisz?
Długi
:? Może bym i zagrzmał ale by się odszczeknął, że sam mu Misie z Bieszczadu woziłem.... Ja Go znam.... Na własnej piersi Go .....;-)
pozdrawiam
-> Barnaba
Z win piję tylko te najprostsze,zrobiłeś mi smaka :twisted:
DUCHPRZESZŁOŚCI
16-11-2006, 17:50
Barnaba to takie coś jeszcze istnieje. Ja granata piłem wlatach 80-tych.
W kwestii granatów, to są jeszcze takie małe 0,3... hmmm nie wino... taka oranżadka alkoholowa. A te najprostsze wina są super do grzańca! I nikt mi nie powie że nie! W czasie grzania na ogniu nieraz całe marne parę procent uleci, ale smak i tak bombowy!
Ożywię nieznacznie temat....
W kwestii wyrobu dziwek.... Wyciąłem już blachę, pozaginałem ładnie, dopieściłem krawędzie, wykonałem otworki, już udało mi się wstępnie przyprawić wewnętrzną część rękojeści.... i sprawa się rypła- metal nie wytrzymał... buuu chlasło oczko przy ośce zginania.
Kibiców moich poczynań manualnych proszę o dalsze trzymanie kciuków...
wojtek legionowo
10-01-2007, 20:09
Trzymam !
Ożywię nieznacznie temat....
W kwestii wyrobu dziwek.... Wyciąłem już blachę, pozaginałem ładnie, dopieściłem krawędzie, wykonałem otworki, już udało mi się wstępnie przyprawić wewnętrzną część rękojeści.... i sprawa się rypła- metal nie wytrzymał... buuu chlasło oczko przy ośce zginania.
Kibiców moich poczynań manualnych proszę o dalsze trzymanie kciuków...
Trzymam,ale straszną presję wywierasz na ten metal że tak nie wytrzymuje :twisted:
Użyłeś złego materiału. Blacha blasze nierówna. Jedna wytrzymuje 2 zagięcia i pęka, inna 20. Idealne do wielokrotnego obrabiania jest złoto. Złota dziwka - to brzmi:mrgreen:
Trachę, ale tylko trochę gorsze jest srebro. Srebrna dziwka brzmi też nieźle:grin:
Dobra jest blacha miedziana. Ma tylko jedną wadę, przy zagięciu utwardza się i dalsze gięcie już odbędzie się w innym miejscu. Miedź można rozhartować i zahartować (jak stal, tylko odwrotnie:grin: ). Utwardza ją również kucie.
Kuta dziwka ....
Powodzenia w eksperymentach
Długi
bertrand236
11-01-2007, 12:55
Użyłeś złego materiału. .... Idealne do wielokrotnego obrabiania jest złoto. Złota dziwka - to brzmi:mrgreen:
....Utwardza ją również kucie.
Kuta dziwka ....
Powodzenia w eksperymentach
Długi
Długi!
Nie wiem, czy podsuwasz mu dobre pomysły. Jeszcze po złoto przyjdzie do....:shock:
A tak poważnie użył mosiądzu. Widziałem to dzieło. Jeszcze przedwczoraj wyglądało dobrze. Musi jeszcze dużo poeksperymentować. Też trzymam kciuki: żeby się udała i żeby niekoniecznie była ze złota
co tu dużo mówić wierna dziwka złota warta....
Ale jak by to? Rozklepać bym musiał albo co, bo tego chyba się na 2mm blachy nie przerabia...
co tu dużo mówić wierna dziwka złota warta....
Ale jak by to? Rozklepać bym musiał albo co, bo tego chyba się na 2mm blachy nie przerabia...
Przerabia się, przerabia...Nowi Ruscy mają koperty zegarków takie:D
Pozdrawiam Bieszczadołazów
i tak muszę się przejść... to zwrócę uwage na zegarki....
Troszkę wracając do głównego tematu... :)
mam manierkę zrobioną z opakowania DANZKA VODKA (może znacie to nie szklana butelka lecz aluminiowa). Oplotłem ją paskami od plecaka i można ją doń przypinać.
Na początku miało to pojemność 1 l, ale jadąc okazją - Krazem w Gorganach wygniotła się troszkę na wybojach i straciła na pojemności jakieś 20-30 ml. Często staje się niezbędna, gdy idziemy grzbietem, a źródeł nie ma.
Oczywiście teraz służy do noszenia wody a nie vodki... :)
...a tak jeszcze na marginesie.
Jako nosiwoda skutecznie mi służy polietylenowy woreczek 5-ciolitrowy z mineralki Henryk z Wysowej.
Można dostać w sklepach (są i inne gatunki Franciszek, Słotwinka, Jan itp). To takie "kostkowe" kartony z wodą w worku w środku.
Potem w domowym zaciszu wypić i później w góry wziąć na wodę... .
KKKrzychoo
17-01-2007, 16:25
...a tak jeszcze na marginesie.
Jako nosiwoda skutecznie mi służy polietylenowy woreczek 5-ciolitrowy z mineralki Henryk z Wysowej.
Można dostać w sklepach (są i inne gatunki Franciszek, Słotwinka, Jan itp). To takie "kostkowe" kartony z wodą w worku w środku.
Potem w domowym zaciszu wypić i później w góry wziąć na wodę... .
Patent ciekawy tylko.... po co mi tyle wody. NO chyba że na 2-3 dni. :mrgreen:
Na jeden dzień to za dużo na jedną osobę (a każdy sam winien targać swoje klamoty). Zreszta nawet idąc na 2-3 dni wolałbym poszukać źródła lub ... sklepu niż targać dodatkowe 5 kilo.
Na jeden dzień to za dużo na jedną osobę (a każdy sam winien targać swoje klamoty). Zreszta nawet idąc na 2-3 dni wolałbym poszukać źródła lub ... sklepu niż targać dodatkowe 5 kilo.
w zasadzie masz rację :smile: ale...
1. po pierwsze to możesz wlać mniej wody prawda :)
2. po drugie ja nosiłem wodę a inni namioty :)
3. po trzecie np w Gorganach nie ma źródeł w partiach szczytowych (i poniżej kilkaset metrów), więc jeśli wody nie weźmiesz to nie będziesz pił :)
4. po czwarte nie zawsze jest sklep w promieniu 10 km :)
5. a po piąte jak biwakujesz opodal źródła to możesz sobie wodę w woreczku przynieść (a on pusty właściwie nic nie waży) 8)
KKKrzychoo
17-01-2007, 18:13
w zasadzie masz rację :smile: ale...
1. po pierwsze to możesz wlać mniej wody prawda :)
mogę ale nie ufam folii łatwo ja przedziurawić, a napewno pęknie przy upadku i w plecaku masz kałużę. Butelka Pet jest stanowczo bardziej odporna
2. po drugie ja nosiłem wodę a inni namioty :)
dory namiot waży2,5-3,5 kg czyli mniej i służy 2 osobom :)
3. po trzecie np w Gorganach nie ma źródeł w partiach szczytowych (i poniżej kilkaset metrów), więc jeśli wody nie weźmiesz to nie będziesz pił :)
Zazdroszę ci ale w Gorganach nie byłem. Abstrachując do tego nie nocowałbym w patriach szczytowych
4. po czwarte nie zawsze jest sklep w promieniu 10 km :)
więc nalezy być przewidującym.... zresztą co to jest 10 km......
5. a po piąte jak biwakujesz opodal źródła to możesz sobie wodę w woreczku przynieść (a on pusty właściwie nic nie waży) 8)
W butelce też możesz. Jeżeli wogóle mówić o pojemnikach tego typu to jednak lepiej zainwestowac w bardziej trwałe i odporne na rozdarcia czy pęknięcia zaopatrzone w wygodny uchwyt do powieszenia, otwór do napełniania i kranik
...W butelce też możesz. ...
dlatego mam także manierkę zrobioną z opakowania DANZKA VODKA :razz:
niemniej jednak w dalszym ciągu polecam taki woreczek. Kto chce niech spróbuje i oceni... .
p.s.... w gorganach jeśli rozbijasz namiot nawet kilkaset metrów npm poniżej grzbietu (czyli wśród drzewostanów reglowych) to źródła nie znajdziesz, bo taka jest specyfika tych gór (wśród luźnego rumoszu kamiennego każdy ciek wodny zaginie).
4. po czwarte nie zawsze jest sklep w promieniu 10 km :)
więc nalezy być przewidującym.... zresztą co to jest 10 km......
jeszcze raz przywołam gorgany (tam w promieniu i 20 km nie znajdziesz sklepu).
Reasumując - Taki woreczek może być świetnym opakowaniem awaryjnym na płyny, a pusty jest bardzo lekki i zajmuje znacznie mniej miejsca niż butelka pet.
KKKrzychoo
19-01-2007, 11:36
jeszcze raz przywołam gorgany (tam w promieniu i 20 km nie znajdziesz sklepu).
Reasumując - Taki woreczek może być świetnym opakowaniem awaryjnym na płyny, a pusty jest bardzo lekki i zajmuje znacznie mniej miejsca niż butelka pet.
Będę się upierał że ten z wody mineralnej jest za słaby. Na takie skrajne potrzeby wodę trzeba brać w czymś co nie zniszczy twojego sprzetu. Jeżeli folia to przystosowana do trekkingu a nie spozywcze opakowanie. To musi wytrzymać i ścisk w twoim plecaku i ewentualny opadek.
Opakowanie foliowe niby ok, ale hmmmm no na wypadek bęcki to PET jest lepszy.... Dodam tylko że wielokrotnie w plecaku nie ma miejsca na 5l baniak, a butelki pet po bokach gdzieś sie poupycha.... no cóż, mimo wszystko chyba przetestuję workowy pomysł.
A tak btw, powiedzcie mi proszę czy ktoś testował cammel back, czy po ludzku mówiąc te tytki na wodę z rurkami co można pić w czasie marszu.... Jak na sposób szlajania się uprawiany przez (zapewne) większość z forumowiczów rozwiązanie dość egzotyczne, może ktoś się wypowie?
.... Jak na sposób szlajania się uprawiany przez (zapewne) większość z forumowiczów rozwiązanie dość egzotyczne, może ktoś się wypowie?
no właśnie ;-) . Na tyle egzotyczne, że nie bardzo to widzę w terenie ... :)
Jesli o nożu mowa, to ja musze koniecznie opowiedziec o Nożu Na Wilki. Otoz moj tata, zapalony turysta posiada nóż z rekojeścią z kości, w skorzanej pochwie. Kiedy z bratem byliśmy mali, tata wciskał nam kit, że w trakcie swoich wędrówek za pomocą tego noża walczy w górach z napadającymi na niego wilkami. Sluchalismy z oczami jak spodki, spoglądając z szacunkiem na lekko zniekształconą już kolejnym ostrzeniem głownię Noża Na Wilki. Kiedyś tata zgubil go na szlaku i wracal pare km - na szczęście nóz czekal na wlaściciela.
Kiedy zaczełam sama jezdzic na rożne wycieczki i wyprawy, zaczęlam zabierać Nóż Na Wilki ze sobą. Kroił chleb, ostrzył kijki na kielbasy, otwierał konserwy... Wilków jakoś nie spotkałam. :)
Jakieś 3-4 lata temu wybrałam sie w parę osob konno na Bieszczadzkie Anioły. Nóż wisial sobie u mojego pasa, co jakiś czas odruchowo dotykałam go dłonią, sprawdzając czy aby nie wypadł z mocno już wyświechtanej pochewki. W pewnym momencie moja reka namacala pustkę. Zamarłam.... Zawróciłam konia i wracalam jakis kilometr ze ścisniętym sercem, wpatrując sie w ziemię. Byl! Czekal na włascicielkę... :)
Od tej pory ani ja, ani tata już nie zabieramy go w góry. Jest zbyt cennym rodzinnym zabytkiem, a obawiam się, ze zapas szcześcia mogł sie juz wyczerpac... :)
Teraz mam zwykły szwajcarski scyzoryk, ale rozgladam sie za jakims składanym nożem, bo 6 cm ostrza to troche za mało - chleb kiepsko się kroi.
Co do camelbacka - sprawdza się całkiem nieźle. Jest wprost niezastąpiony w wyprawach rowerowych, w gorach też dobrze sie sprawdza. Ponieważ worek jest specjalnie skonstruowany po to, żeby gnieść sie z wodą w plecaku, nie ma obawy, ze pęknie, zalewają rzeczy. Złożony nie zajmuje w ogole miejsca, napelniony można przytroczyc z boku plecaka. Mozna pić w trakcie marszu, masz wolne ręce. Jedyna wada to taka, ze pijesz cześciej niż z butelki i zapas wody szybko sie kurczy. No, ale przynajmniej porzadnie sie nawadniasz. Zawsze zabieram go "na wszelki wypadek" oprocz butelki PET, bo raz zdarzylo mi sie, ze napelniona spadla na kamienie i sie roztrzaskala.
Podsumowując - na gorskie wyprawy mily gadżet, ktory moze sie przydać.
No, ale ja gadżeciara jestem.... ;p
w sprawie pochwy... proponuję zreperować, albo zrobić nową. Np u mnie na rynku przesiaduje kobieta, co robi różne przedmioty ze skór (śmieszna jest kierownice od rowera z rogów ma i różne takie dziwactwa) można wykonanie pochwy zlecić takim specjalistom. Kiedyś kumpel obszył mi bardzo zgrabnie pochwę od bagnetu do kałacha. Zrobił to tak akuratnie że do dziś nie mogę wyjść z podziwu.... Tak czy owak, jak z głową zreperujesz.. może dodasz jakieś coś dla poprawienia stabilności kindżała.... nie powinnaś go zgubić.
Trzymam,
https://lh6.googleusercontent.com/-BT6glXd5u4Q/UOD2cLMha4I/AAAAAAAABDE/ur7Y2vnrk0o/s800/20121231_031141.jpg
Dzięki za trzymanie kciuków. Trochę jeszcze roboty przede mną, ale Browarze, wiedz, ze Twoje trzymanie kciuków nie idzie na marne ; - )
Pozdrowienia dla wszystkich dziwkarzy !
creamcheese
31-12-2012, 09:01
6 lat pracy...a jak z bicza strzelił!! Trzymam zatem i ja za tę robotę przed Tobą.
Pozdrawiam sylwestrowo i noworocznie
Powered by vBulletin® Version 4.2.1 Copyright © 2025 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.