agajotek
06-05-2002, 14:13
Własnie wrocilam z najurokliwszego miejsca w Polsce i jestem pod wrazeniem ogromnym, wrazenie wywarlo na mnie zarowno miejsce jak tez sytuacje w jakich przyszlo mi znalezc podczas tego krociutkiego ale jakze intensywnego pobytu w Bieszczadach.Przede wszystkim cudna pogoda, moze slonca troche za duzo ale narzekac nie wolno. Do Ustrzyk Gornych przybylismy w czwartek rano, oczywiscie problemow z dojazdem nie bylo absolutnie rzadnych, na dworcu w Zagorzu ciasno bylo od BUSow gotowych zawiezc gdzie sie tylko chcialo za dosc przystepna cene, w samych Ustrzykach rowniez niespodzianka, pokoj bez lazienki rezerwowany prze recepcje Hotelu Gorskiego, okazal sie byc, prztulnym, malenkim domeczkiem nad sama Wolosatka, a do tego z lazienka i ciepla woda. Tuz po przyjezdzie wyruszylismy na szlaki i z niejakim trudem zdobylismy Wielka i Mala Rawke, kondycja nie najlepsza (delikatnie rzecz ujmujac), ale szybko dochodzi sie do wniosku, ze warto sie pomeczyc, niestety o samotnosci na szlakach mozna zapomniec, ludzi duzo ale dosc spokojnie. Po zejsciu a raczej slizgu z Malej Rawki (na calej dlugosci trasy-snieg) odwiedzilismy Bacowke, tam juz byly tlumy.nastepnego dnia postanowilismy zdobyc obie Poloniny, ale niestety i tutaj ciasno od turystow, mysle ze na Marszalkowskiej tego dnia moznabylo spotkac mniej ludzi, slonce parzylo i w rezultacie po zejsciu z Poloniny Carynskiej, ze wzgledu na poparzone nogi i rece i w moim przypadku lewa czesc twarzy, zrezygnowalismy z dalszego smarzenia sie i Busem wrocilismy do Ustrzyk, zimne piwko nad Wolosatka okazalo sie byc zbawienne dla przegrzanych sloncem cial...:))A potem znowu mila niespodzianka o ktorej warto wspomniec, juz wieczorem wybralismy sie na poszukiwanie plackow ziemniaczanych, ktorych z reszta zaden pub w Ustrzykach nie serwowal, na koncu trafilismy do schroniska Kremenaros,gdzie (chyba) wlasciciel zlitowal sie nade mna i zarzadzil przygotowanie (specjalnie dla mnie :)) )plackow ziemniaczanych ze smietana (jeszcze raz dziekuje). W niedziele rano, w celu unikniecia tlumow na szlaku, wyruszylismy juz przed 7 rano, tym razem celem byla Tarnica i udalo sie przez ponad trzy godziny marszu przez Szeroki Wierch i wspinaczki na Tarnice nie spotkalismy nikogo, no i to chyba byl najcudniejszy dzien. Wspomne tez o zdziwieniu pani z budki pod szlakiem w Wolosatem, kiedy juz po zejciu ze szlaku zadeklarowalismy chec kupienia biletow, gdyz jak tam wchodzilismy budka w Ustrzykach Gornych byla zamknieta. Wieczorem juz wracalismy do Warszawy ( PKP sie spisalo podstawiajac dodatkowy pociag do stolicy), a dzisiaj w pracy i juz planujemy kolejny wyjazd.pozdrawiam wszystkich, ktorzy tam byli i tych ktorzy byc tam nie mogli.