PDA

Zobacz pełną wersję : Pozostałe dni majówki



Stały Bywalec
09-05-2002, 01:30
Jestem wzruszony Waszym odzewem, szkoda że wirtualnym. Opowiem Wam, co było w dni pozostałe. Weźcie tylko pod uwagę, że swój majowy plan bieszczadzki musiałem "przykroić" do możliwości towarzystwa, w którym byłem, a które składało się m.in. z dwóch równie atrakcyjnych, co jednak całkowicie ceprowskich dam. A zatem ad rem.
1 maja.
Wyjazd z Warszawy o godz. 10,10. Do Janek pod Warszawą tempo 18 km/godz. Później półgodzinny korek na moście w Białobrzegach Radomskich. Ale humor dopisuje, tylko kotka Sabinka miauczy z tyłu na siedzeniu. Musieliśmy ją zabrać. W domu nikt nie został. Córka (15 lat) wyjechała na młodzieżowo - dziecinny zjazd po- i przedkolonijny, co się tam będzie włóczyła z wapniakami po jakichś Bieszczadach.
Z Adasiem i jego panią jesteśmy w kontakcie "komórkowym". Wyjechali wcześniej, wyprzedzają nas o 2 godz.
Za Ostrowcem Św. ruch już prawie żaden. Przed Rzeszowem tankowanie i kawa (ja) oraz piwo (żona). Kot już zobojętniał, nie miauczy. Przyjazd do Sękowca ok. godz. 18.
Ściągam Adama z ... (mój rówieśnik, a taką ma kondycję) i idziemy w czwórkę w Sękowcu przez most na Sanie do sklepu "Pod Lipą" na małe zakupy i oczywiście piwo. Kierowcom się należy po ich ciężkiej pracy. Ja i Adam jesteśmy z żonami, ale różnica między nami jest zasadnicza: ja jestem ze swoją żoną, a on ...
Żona (moja) postanowiła, że wpuścimy im w nocy kota do pokoju. I tak uczyniliśmy.
2 maja
Walimy już nie na cycek, ale wręcz na sutek na tym cycku bieszczadzkim. Kierunek: grób Hrabiny. Jedziemy naszym samochodem najpierw do Tarnawy Niżnej. Tam kupujemy bilety do BdPN dla nas i samochodu (3 zł za parking w Bukowcu). Potem jazda do Bukowca, droga wąziutka, coraz gorsza. Z przeciwka wielka ciężarówka z kłodami drzew. Udało się. A parking w Bukowcu prawie pełny. Zostawiamy samochód i idziemy do Sianek przez Beniową. Ale, psiakrew, nie sami. Sporo stonki, chociaż na pewno mniej niż na połoninach. Czas refleksji i zadumy na zachowanym cmentarzyku w Beniowej. Napisy oczywiście tylko cyrylicą. I dalej wpieriod. W schronisku nad Negrylowem krótki odpoczynek. Ostatni odcinek do grobu F.i K. Stroińskich (cmentarz w Siankach) dość błotnisty, stonka rozrobiła glinę na błoto. I znów czas refleksji na ławeczce w Siankach, tuz u grobu Hrabiny Klary. Sianki były przed wojną modnym lwowskim kurortem. I cóż zostało ? Po stronie polskiej tylko cmentarz, po ukraińskiej parę chałup. Powrót od Negrylowa trochę inny:nie przez Beniową, lecz drogą bardziej na zachód. My z żoną wyrywamy jako pierwsi, na "Adamostwo" czekamy pół godziny na parkingu w Bukowcu. Z parkingu zabieramy też jakiegoś studenta, który przybył z Tarnawy N. (tam się zatrzymał) i nie miał już sił wracać na piechotę. W Mucznem obiadokolacja (pstrąg), towarzystwo pije piwo, a ja się patrzę. Ciężka jest dola szofera. Ale w Sękowcu czeka cała bateria butelek Żywca i tym się pocieszam, pijąc na razie ... piwo bezalkoholowe (tfu!). No i wreszcie powrót.
3 maja - opisany oddzielnie (relacja z dyżuru).
4 maja
Baby się zbuntowały. Nie będą dużo chodzić. Trudno. Jedziemy więc samochodem Adasia do Wołosatego. Parkujemy i idziemy jakieś 4 km w stronę Przełęczy Bukowskiej. Po drodze chwila zadumy na cmentarzyku w Wołosatem. Grób prof. Konopackiego (?), już powojenny. Potem wracamy. Słońce grzeje, ani jednej chmurki, widoki - sami znacie. Stonki dużo, ale prawie wszystko od razu powędrowało na Tarnicę najkrótszym wejściem z Wołosatego. Atmosfera luzacka. Trwaj chwilo, jesteś piękna. Następnie podróż samochodem do Wetliny i obiad w Hotelu Górskim (pstrąg). W drodze powrotnej krótki przystanek w Ustrzykach Grn. - spacer i odnowienie zapasu piwa (zakupy w sklepiku przyparkingowym); cena piwa jak w W-wie, za późno się zorientowałem.
5 maja
Moja żona nie idzie na wycieczkę, lecz umawia się z nami na 15-tą w hotelu w Zatwarnicy na obiad. Powód: bąbel na pięcie. Maszerujemy więc w trójkę przez most na Sanie w Sękowcu i zaraz skręcamy w prawo idąc do Hulskiego leśną drogą nad samym Sanem (potem ścieżka odbija w lewo). W Hulskim podziwiamy żywot mieszkającego tam samotnika, przeprawiamy się na drugą stronę strumyka i zdobywamy Rykiego (najkrótszym podejściem). Schodzimy w dół do ruin cerkwi w Krywem. Pogoda piękna, gorąco, zbiera się chyba na burzę. Widoki - marzenie ! I tylko my, ani żywego ducha! Postój w ruinach cerkwi, lektura tablicy informacyjnej, odpoczynek na przycerkiewnym cmentarzyku przy grobie zmarłej w 1945 r. Katarzyny Jaskółki (napis polski). Historia aż wyje.
Wracamy nie przez Hulskie, lecz górą, drogą stokową do Zatwarnicy. Gdy już zaczęliśmy schodzić z góry (na tej drodze), zerwała się nagle burza. I tu przydała mi się Wasza telepatyczna pomoc, Wasze myśli, o których tak ładnie napisaliście. Dosłownie w chwili rozpoczęcia deszczu znaleźliśmy się bowiem przy pustym szałasie robotnika leśnego. Wleźliśmy tam, usiedliśmy grzecznie na ławeczce i przeczekaliśmy burzę (pół godziny). Przez szparę w drzwiach widzieliśmym jak piorun rąbnął w przekaźnik w Zatwarnicy (ok. 200 m od nas w linii prostej). Potem zeszliśmy do Zatwarnicy (koło kościoła), skręciliśmy w prawo w stronę hotelu i spotkaliśmy ... moją żonę idącą z powrotem (była już godz. 16,20). Zabraliśmy ją i w czwórkę poszliśmy na obiad, podlany oczywiście solidnie piwem.
Obiad się przedłużył. Zeszliśmy później kondygnację niżej do baru. Ale szaleństw nie było, następnego dnia czekał nas przecież samochodowy powrót do W-wy.
W domu wielka niespodzianka: Sabina złapała mysz (pierwszy raz w życiu, wcześniej nie miała okazji). Tylko ją trochę naddusiła, wyrzuciliśmy ją (mysz) na dwór prosto w kły jamnika Bąbla (pies gospodarzy).
6 maja.
Return. Dużo ciężarówek, bo to poniedziałek po długim majowym weekendzie. Z tyłu miauczący kot. Na pewno z żalu za tą myszą. Na odcinku Radom - Warszawa szaleństwo. widzieliśmy wypadek, obecna była i policja, i straż pożarna, i i pogotowie (konieczność stwierdzenia zgonu). Ogółem podróż od godz. 8,05 do 16,20. W domu już czekała córeczka, jakoś wyjątkowo grzeczna i pokorna. Przyznała się, że na tym ich zjeździe zagoniono wszystkich do malowania płotu. I dobrze im tak.
I TO BY BYŁO NA TYLE.
Teraz ja będę czytał Wasze wspomnienia wakacyjne. I będę się nimi "nastrajał", jako że pierwsze 3 tygodnie września znów spędzę w Bieszczadach. Żona puszcza mnie niezupełnie samego, przydając mi za "body guarda" swojego brata. Ale szwagier lubi łazić, jest wysportowany, więc myślę, że niemało km nakręcimy, wpadając oczywiście na piątkowe dyżury do Dwernika.

Anonymous
09-05-2002, 10:59
Pięknie! Dziś dopiero przeczytałam oba sprawozdania Stały Bywalcze, bo dnia wczorajszego podobnych (ale jakże różnych, bo przecież nic dwa razy się nie zdarza, a na dyżurze pierwszym tylko Stały Bywalec gościł, więc jest to hisoria nieskończenie niepowtarzalna) relacji od znajomej, która w Bieszczady na majówkę pojechała, wysłuchiwałam przy piwie. Pięknie! I ta burza! Jestem absolutną fanatyczką burz. Bombele, no cóż, całe szczęście zwykle krótki ich żywot na mych piętach jeśli je odwiedzą, ale pozdrawiam wszystke pięty na tej liście (i nie tylko!) odwiedzone przez Bombele. Pięknie! Ukłon głęboki i nic już więcej nie napiszę, bo cóż bym więcej mogła, oprócz tego, że pięknie... Tylko sobie jeszcze raz wszystko przeczytam.
A jeśli głos wolno mi oddać (jako żółtodziobowi bieszczadzkiemu przy takich personach jak Stały Bywalec) w wyborach przez Barszczyka zainicjowanych, to wszystkimi czterema kończynami i sercem przede wszystkim oddaję swój głos na Bywalca Stałego!

Lupino
09-05-2002, 17:39
Witam Stały Bywalcze ! I wszystkich stęsknionych za Bieszczadami.
Miałem przyjemność widzieć tę samą burzę co Ty, lecz ze strony Strzebowisk. Rzeczywiście pięknie błyskało. Chyba nawet widziałem Tę błyskawicę o której wspomniałeś, bo było akurat ok 16.30. Zaraz po burzy pojechaliśmy konno stokówką na Przysłup do smażalni, gdzie tłum ludzi zaniemówił na widok koni, (najlepsze są komentarze Pań na wysokokich obcasach) czmychnęliśmy czym prędzej do Biesiska, gdzie w spokoju na zapleczy mogliśmy wypić po piwie. Rozochocone rześkim powietrzem koniki zawiozły nas do "Trójkąta Bermudzkiego" (kto był wie o co chodzi ;)) na Kalnicy. Zjedliśmy po wędzonym pstrągu (u Włochów) i oczywiście wzmocniliśmy się złocistym napojem. Jednak od strony Smereka zaczęła nadciągać mgła i powoli osiadała na wyschniętych stawach. Zachaczyliśmy jeszcze o nowopowstałe siedlisko bobrów. Bardzo ciekawe zjawisko, ponieważ znajduje się przy samej drodze, zaraz za Kalnicą w kierunku Cisnej, po lewej stronie.
Natomiast mgła zaczęła przybierać na sile. Wjechaliśmy w las, przez tory kolejki, na łąki i nastąpiło niezwykłe zjawisko - pnąc się łąkami w górę znaleźliśmy się ponad mgłą, a wjeżdżając do Strzebowisk czuliśmy się jakby to była połonina...
No nic, wszystko co miłe się kończy. Ale tak sobie właśnie przypomniałem, że chyba w Krośnie widziałem terenowy samochód i kota za szybą. Czy to nie byłeś Ty?? Szkoda że nie mogłem zajrzeć do Dwernika, ale mogę z całą pewnością i ze snakiem polecić pierogi z jagodami w "Oberży Biesisko" na Przysłupie. Mogą być konkurencją dla dwernickich (ale niestety tylko latem).

Pozdrawiam.

Stały Bywalec
09-05-2002, 22:48
Nie mogłeś widzieć mnie w Krośnie, gdyż tamtędy nie przejeżdżałem. Poza tym nie mam, niestety, terenowego samochodu, a kotka podróżuje zamknięta w wygodnym, dużym wiklinowym koszu, z kołderką.

Szaszka
10-05-2002, 12:55
Hej, Lupino!
Czy to byly moze konie od Krzyska Szymali? :)
pozdrawiam,
Szaszka

Lupino
10-05-2002, 13:46
Cześć!

Dokładnie. Konie były od Krzyśka, był Krzysiek, Leon, Jurand i ja.
Znasz Krzyśka?

Szaszka
10-05-2002, 14:33
Oczywiscie! I Juranda tez! To wlasnie tam jezdze konno! Sa tam najwspanialsze konie w Bieszczadach: Konar, Batiar, Chyza i Iskra...
Ach, ile my w zeszlym roku zesmy z Jurandem i Krzyskiem piwa wypili przy ognisku...
Kiedy czytalam twoj opis, widzialam wszystko jak na dloni, bo i ja tam jezdzilam..
Nie wiem, czy widziales moze u niego w domu takie jedno zdjecie w kolorze sepii.
To ja! Jak bedziesz mial okazje, to zapytaj go o "Olki z Gdanska". :)
pozdrawiam,
Szaszka

Lupino
10-05-2002, 15:37
Co za niespodzianka. Krzysiek mi o Was opowiadał. Mnie się od razu rzuciło w oczy to zdjęcie. Bardzo ładnie ucharakteryzowne na czujkę (pewnej armii). Nawet te dymy...
No cóż było pięknie. Ja u Krzyśka dość często bywam. Przeważnie mieszkam na górze, lecz obecnie zimuje tam słynny "Majster Bieda" (muszę dodać że w tym miesiącu obcodzi 80-te urodziny).
Są tam jeszcze dwa koniki Gwiazdka i Szczawik. Szczawik pretenduje do roli ogiera, co udowodnił już w czerwcy rok temu... Ale jeszcze nie jest ujeżdżony.
Muszę Ci powiedzieć że teraz jest najpięknieszy okres w tamtych stronach.
Widać wszystko to czego normalnie nie widać...
Te kwitnące jabłonie, kaczeńce. Idąc pewną scieżką na Jasło można trafić na polankę, gdzie rośnie stara jabłoń, piękna pochylona brzoza i ślady zabudowań - wystarczy trochę wyobraźni... Niestety można się natknąć na niedopity jogurt.
Dorota zrobiła piękny ogród w tym roku, kwitną kwiatki, będą warzywka. Szkoda że wcześniej nie wiedziałem kim Kesteś, bo Krzyiek by się ucieszył, gdyż miło Cię wspominał. O zdjęciu mówił że chciałaś żeby wisiało chociaż w stajni, a ono wisi na ścianie w centralnym miejscu. Właśnie 3 maja mieliśmy piękne ognisko, w miejscu starego świerka, który usechł. Też się działo...

pozdrawiam

Szaszka
10-05-2002, 16:08
Jaki ten swiat maly! Jak to milo natknac sie na kogos, kto chodzi po tych samych sciezkach!
Gwiazdka jeszcze w zeszlym roku nazywala sie Jemiołką, ale Jurand ja kupil od Krzyska i pewnie przechrzcil.
W zeszlym roku dwa razy wspinalismy sie z konikami na Jaslo... Ech, piekny stamtad widok! A z grzbietu konskiego jeszcze piekniejszy!
Nie znalazles moze po drodze czarnej kangurki, bo mi sie w zeszlym roku odczepila od siodla gdzies w tamtej okolicy..? :)
Dzwonimy czasem do Krzyska i Doroty, zeby dowiedziec sie, co w Bieszczadach piszczy. Z tego co wiem, to Szczawik dlugo juz sobie nie poogieruje...
W tym roku wybieramy sie tam we wrzesniu. Mam nadzieje, ze tez bedzie pieknie. A w przyszlym roku moze na wiosne dla odmiany...
pozdrowka,
Szaszka

asiczka
11-05-2002, 08:42
Stały Bywalcze!

Uśmiechnęłam się promiennie jak przeczytałam relację z Twojego pobytu! To zadziwiające, bo mieszkając tu nie potrafię tak opisać moich wrażeń z gór... To musi zrobić, ktoś ze "świeżym spojrzeniem".

Mam pytanie, które muszę zadać na łamach, bo nie ma Twojego @! Czy wyraziłbyś zdobę na publikację tego tekstu na łamach naszego miesięcznika ("Echo"), jest teę dostępne na Info - link Echo Bieszczadów.

Pozdrawiam i aż żałuję, że nie uciekałam w to majowe wolne od bieszczadzkich szlaków, by nie widzieć (ehhhhh). Prawo (niepisane) tybylców do narzekania na stonkę;-)
Choć takich turystów jak Ty ze swoją ekipą, życze z całego serca naszym kochanym Bieszczadom!

To jak?

Czekam na odpowiedź. Najlepiej na mejl, by nie zaśmiecać forum;)

asiczka

asiczka
11-05-2002, 08:44
Upsssss... sorki za literówki. Spieszę się na szlak... tym razem Słonne;-)
A

Aleksandra
11-05-2002, 11:16
Ciekawa jestem czy drogi S. Bywalec przy grobie Hrabiny Stroińskiej pamietał o wypowiedzeniu imienia swej Małżonki, aby wzmocnić dozgonnie uczucie ich łączące?
Można w to nie wierzyć, ale zapewniam was, że jest to miejsce w Bieszczadach, w którym prawdziwe miłoście się wzmacniają, a to za sprawą: Klary i Franciszka. Owa para zakochała się w sobie od pierwszego wejrzenia, rodziny nie czyniły im przeszkód, więc wielce szczęśliwi mogli zamieszkać w rodowych dobrach Stoińskich w Siankach. Niezwykła ta Hrabina upodobała sobie Bieszczady i lud prosty...a i oni darzyli ją sympatyją...gdy wichura zniszczyla wiele chałub i starą cerkiew...przyczynili się oni do odbudowy, a nowa cerkiew wybudowano jako wotum ich szczęśliwej miłośći...została ona postawiona w miejscu gdzie upadł krzyż ze starej cerkwi...
Gdy niespodziewanie zmarła Klara w wieku lat czterdziestu...żałóba ogromna spadła na cały dwór i wieś. Pochowano ją na cmentarzu koło cerkwi, Franciszek przy grobie Klary zbudował kapliczkę z kamieniem, na którym umięscił najprostsze, a jednak najgłębsze słowa: TEJ, CO UCZYNIŁA MNIE NAJSZCZĘŚLIWSZYM Z LUDZI !
Ale to nie koniec ich historii, hr. Stoiński pozostał wierny swej pierwszej i jedynej miłości, w testamencie nakazał pochować sie po drugiej stronie kapliczki żony, którą codziennie odwiedzał....aż w końcu mógł się z nią na nowo spotkać w 1893...ich syn położył na grobowych kryptach kamienne płyty... A że życie mieli szczęśliwe, miłość najprawdziwszą...wierność dochowaną, czyny ich miłosierne były, dlatego też miejsce ich ponownie złączonej miłość wielką moc ma: umacnia zakochanych, uszlachetnia ich uczucia...nie zmieniły tego zawieruchy dziejów, zniszenie okolicy...wśród tego łez padołu..kamienne tablice grobu Hrabiny Klary, czynią szcześliwymi tych co kochać pragną! Trzeba tylko nie opodal żródeł Sanu odnaleść to miejsce i tam zmówiwszy "wieczny odpoczynek" wyrzec imię osoby, najbliszej sercu!

marekm
11-05-2002, 13:07
To co rzeczywistością było, prawie legendą się stalo.
Czytając to co pisze Stały Bywalec i Ola, widzę, że moje odczucia i wrażenia z tego miejsca są identyczne.Siannki, choć podzielone, mają "jakiś mistycyzm"
który emanuje na wszystkich, którzy Je odwiedzą.Coś w tym musi być!!!
pozdroowka
marekm

T.B.
12-05-2002, 01:21
A co to jest ta stonka?

agajotek
12-05-2002, 14:01
:))) Drogi T.B. Stonka to taki pasiasty robal, szkodnik, zamieszkujacy zwykle liscie ziemniakow, czasem emigrujacy na inne tereny, gdzie również czyni szkody. Jest owadem stadnym, cieżkim do wytępienia, często powodujacym plagi. W języku forumowym przyjęło sie tak nazywać grupy turystów w pocie i trudzie docierających w Bieszczady i wcale w nie mniejszym pocie wspinających się na szczyty, bardzo często tylko w jednym celu: wdrapania sie na szczyt drogą najkrótszą i szybkiego zejścia na dół (tą samą drogą) i pochwalenia się znajomym, jak aktywnie można spędzać urlop. Ludzie lubiący ciszę i spokój podczas swoich wędrówek i nie lubiący korków na szlakach, za stonką nie przepadają.

T.B.
13-05-2002, 01:25
A czym to się różni od Stałego Bywalca poza tym, że nie jest on - zapewne - pasiastym robalem?

marekm
13-05-2002, 09:21
Jest też jeszcze jeden podgatunek stonki preferujący bardzo spartańskeie warunki życia i wędrowania po Bieszczadach i nie tylko!! Spożywają oni trzy posiłki dziennie: śniadanie - zupa piwna, obiad - zupa piwna, kolacja - zupa piwna,
a w między czasie przekąszją małe co nie co - zupa piwna.
U tego podgatunku nie zaobserwowano tendencji do inwazji w wyższe partie Gór,
zalega on natomiast wszelakie grajdoły dolinne.

agajotek
13-05-2002, 10:51
Drogi T.B. tylko ufac mi pozostaje,że Stały Bywalec nie jest pasiasty, gdyż nigdy zobaczyc go nie było mi dane, jednak uważnie wczytujac sie w opowieści Forumowiczów,można zauwazyć róznice dzielące Stałego Bywalca od stonki, poza tym żeby dokładnie poznać wszystkie podgatunki stonki, jej obyczaje i zachowania wszelkie ,należy wyjechać w Bieszczady w sezonie popularnym turystcznie, np. jakiś weekend lipcowy, bądź opisywany niedawno na łamach forum weekend majowy, stanąć koło południa np. na szlaku z Ustrzyk Górnych na Połoninę Carynską, mozna usiąść (byle nie na ścieżce-grozi to rozdeptaniem przez stonkę) i już nawet czekać nie trzeba, stonka nadejdzie sama. Ten kto nie wie jeszcze czym jest stonka: albo nie był w Bieszczadach w sezonie turystycznym, albo będąc w Bieszczadach w sezonie unikał szlaków "modnych", np. z Wołosatego na Tarnicę, albo był, chodził ale robił to wcześnie rano( wtedy stonka śpi), albo sam reprezentuje jakis podgatunek stonki.

Aleksandra
13-05-2002, 12:40
Mam tylko nadzieje,że Stały Bywalec nie poczuje się dotknięty, Twoim zapytaniem T. B. , ale pytanie postawione całkiem słusznie.
Ja rzekłabym tylko tyle, że pojęcie "stonka" jest bardzo, ale to bardzo względne...dla każdej osoby zapewnie inaczej definiowane...ponieważ jak to często na świecie bywa: różnie pewne sprawy sie postrzega.
Na naszym forum, słówko to stało się pogardliwym określeniem tych, którzy zachodzą za skóre chadzającym po Bieszczadach PRAWDZIWYM MIŁOŚNIKOM....troszke to pachnie zadzieraniem nosa, ale nie ma ludzi idealnych.
Ale trudno nie irytować się ludzmi, którzy na ten przykład bezmyślnie zaśmiecają góry...próbują zrobić z nich zakopiański deptak...itd.

T.B.
17-05-2002, 01:02
Dawno tu nie zaglądałem, a tu tyle ciekawych wypowiedzi.
Już na koniec - zapytam tylko:
czy nie uważacie, że z perspektywy stonki spokojnie wcinającej sobie kartoflane liście, Stały Bywalec i jego znajomi (rolnicy z DDT) to POTWORY?

agajotek
20-05-2002, 15:59
JA NIE UWAŻAM!!! Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...Jak już pisałam, stonka to szkodnik, pasożyt i chyba żaden rolnik dbający o ukochaną ziemię, nie będzie spokojnie patrzył jak robactwo pałęta się po jego warzywkach. Ale z jednym sie zgodzę, oczywiście że potworem dla robala będzie ten kto z nim walczy, kto postrzega świat z nieco innej perspektywy niż liść ziemniaka... a stonka? no cóż, może i spokojnie oddaje się konsumpcji kartoflanych listków, pewnie nawet je lubi i nie wyobraża sobie życia bez nich, ale zjedzonych listków już nie ma, a co najgorsze nie ma też kartoflanego owocu, a robale emigrują sobie spokojnie na inne poletko Rolnika Potwora. Drogi TB, spróbuj popatrzeć na pasiastego robaczka z perspektywy Potwora.

T.B.
20-05-2002, 23:59
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ... Przecież o niczym innym nie mówię. A z perspektywy Potwora nie potrafię patrzeć na nikogo. Stonka też Stworzenie Boże. Nie jestem stałym bywalcem Bieszczad (jestem nim gdzie indziej) ale raz i drugi zdarzyło mi się poznać spory ich kawałek konno, samochodem i pieszo (najmniej). Ani ja nie patrzyłem na nikogo z góry, ani nikt na mnie. Widocznie miałem szczęście nie spotkać Stałego Bywalca (w sensie ogólnym, prosze nie traktować tego osobiście). Jestem nauczony mówić "dzień dobry" ludziom spotkanym na szlaku, a nie odwracać się w stronę MOJEGO TOWARZYSTWA i scenicznym szeptem mruczeć "stonka!".
Oczywiście - z rozważań wykluczam wandali, chuliganów itp. Mówimy o normalnym "masowym turyście".

Pozdrawiam

Lupino
23-05-2002, 20:17
Drogi T.B.!
Temat jest śliski i może urażać.
Ale jak nazwać ludzi idących w góry (u paska kumura) z psem (typu wilczur) puszczonym luzem, wybiegającym zza krzaków, głośno szczekającym???
Na uwagę, że tak nie wypada, że chodzą turyści z dziećmi, białogłowy lub konno -odpowiadają - i co z tego, przecież nic się nie stało! A jak usłyszą, że w regulaminie parku.... - odpowiadają - a kto im coś zrobi! A co na to dzika zwierzyna??
Mówisz o chuliganach. A jak nazwiesz tych co na Chryszczatej rozkopują groby i szukają z wykrywaczem metali militariów???
Inny przykład - mycie samochodu w Solince??
Przyjeżdża rodzina - ojciec, matka, dwie dziewczynki. Chcą pojeździć na koniach. Mówią, że są zaawansowani, oczywiście tylko w teren. Jadą. Górka, strumuk, krzaki - płacz. Ubrani jak na WKKW. Po powrocie (pieszo) słychać jak mówią pod nosem, że u nas w ....(mieście) dwie godziny dziennie jeżdżą i nawet przez przeszkody skaczą a ten tu to nawet nie umie anglezować.
Siekierezada. Siedzą przy piwie. Jeden wyciąga nóż z filmu "Rambo" (z plastikową rękojeścią i kompasem) i otwiera konserwę. Na pytanie tubylca po co mu taki nóż odpowiada, że jak (tubylec) chce to mogą się spróbować. Po godzinie siedzą w rowie i machają na okazję tzrymając w ręku flaszkę (dobrego wina za 5 zł).
Ja jestem pełen podziwu dla prawdziwych turystów, którzy z plecakiem idą z Łupkowa do Cisnej niebieskim. Nie raz zdarzyło się wstąpić do namiotu pod Tarnicą na herbatę. I nikt nie patrzył na mnie zgóry. Nie raz również prowadziłem wycieczkę na Tarnicę.
Są różni ludzie i nie można ich oceniać (słowa Staszka L.).
Na koniec jeszcze jedna historia.
Roztoki Górne, schronisko "U Stacha". Rok 1994. Był prikaz ze SG aby turyści wpisywani byli do zeszytu. Pozbierałem dowody, legitymacje, itp., wpisałem, oddałem, spytałem czy się zgadza. Było ok. Rano wyszedłem na jagody. Wracam, a tu krzyki, awantura. Stach mówi że pomyliłem dowody. Facet chciał nas do sądu wzywać. (a jak pytałem przy oddawaniu czy jego , to machnął ręką).... A wyglądał tak porządnie.... Potem się wyjaśniło. Drugi właściciel przyniósł dowód (8 km w jedną stronę!!!) i przeprosił, że nie sprawdził dokładnie....


Tak to jest z tą stonką.

T.B.
25-05-2002, 13:20
Drogi Lupino!

Widzę, że nie lubisz też psów - tych najstarszych i najwierniejszych przyjaciół człowieka. Zapewniam Cię, że są one bardziej częścią przyrody niż wszyscy Stali Bywalcy razem wzięci. Jak wilki.

Swoją uwagę zwróć raczej w stronę leśników i innych "sportowców", którzy uwielbiają dewastować Bieszczedy przy pomocy "koni" typu jeep.

Jeśli chodzi o Twojego nadpobudliwego klienta, to myślę, że od tego czasu byłeś bardziej uważny przy oddawaniu dowodów osobistych i problem zniknął.

Tych co rozkopują groby nazywam hienami cmentarnymi. Zapewniam Cię, że bydlę to występuje nie tylko w Bieszczadach czy innych tego typu regionach. Trzeba z nimi walczyć z całą bezwzględnością, a sprawiedliwość - w przypadku złapania żywego osobnika - wymierzać osobiście, na miejscu i natychmiast.

Co do rodziny jeździeckiej: zawalił przewodnik, który nie sprawdził ich przygotowania do konnego wyjazdu w góry. Oni mieli prawo nie zdawać sobie sprawy ze swoich braków.

Resztę Twojego wywodu podsumuję tak:
jest to wywód o wyższości szabli i jazdy po pijaku na koniach, nad nożem typu "Rambo" i jazdą po pijaku autostopem.

Bez urazy i z poważaniem

łączę pozdrowienia

T.B.

Stały Bywalec
27-05-2002, 23:04
Przypisałeś mi tu (T.B.) nie moje zachowania. Przecież ja na szlaku też mówię (bardzo często pierwszy) "dzień dobry" i wcale nie odwracam się do "swojego towarzystwa".
Lupino bardzo trafnie scharakteryzował stonkę turystyczną. Już nic nie dodam. A Ty, Drogi Przyjacielu T.B., pisz mniej agresywnie. Przeczytaj sam to, co pisałeś do Lupino i do mnie (lub o mnie); skąd te przykre porównania i uogólnienia ? Przykładowo:
"Widzę, że nie lubisz też psów - tych najstarszych i najwierniejszych przyjaciół człowieka. Zapewniam Cię, że są one bardziej częścią przyrody niż wszyscy Stali Bywalcy razem wzięci. Jak wilki." - to skopiowany Twój tekst, skierowany do Lupino. A on miał przecież rację, w puszczy psa lepiej trzymać krótko, przy sobie. Może np. pobiec gdzieś w bok i napotkać (żywe lub martwe) dzikie zwierzę chore (lub padłe) na wściekliznę.
Stary, polemizuj mniej napastliwie. Inaczej uznamy Cię za stonkę, ale na tym Forum.
Z poważaniem
SB

Lupino
28-05-2002, 16:13
Dzięki Stały Bywalcze za słowa pociechy.

Analizując wypowiedź T.B., który w pierwszych słowach stwierdził, że nie lubię psów, wyjaśnię iż to pomówienie. Mam dwa psy( - nie wymienię rasy, bo T.B. powie, że jestem znowu do innych uprzedzony). Traktuję ton wypowiedzi T.B. jako żartobliwy i wierzę, że w gruncie rzeczy T.B. wie na czym polega sprawa, ale musi dorzucić trochę dziegciu...
Co do szkodników typu "leśnik" to tu nic nie poradzimy, bo Oni mają swoją politykę w tym temacie i tu nikt nie wie o co chodzi.
Przykładem niech będzie drewno poukładane i przygotowane do transportu 20 lat temu (pewnie zapomniane), a obok z tego roku (może zbierają hurtem)...
A co do samochodów terenowych, to nikt nimi po parku nie jeździ, nie licząc Lutka Pińczuka. Mało gdzie można wjechać samochodem do lasu czy na stokówkę bo są zapory, a kto je niszczy jest wandalem. Na rajd trzeba mieć listę zezwoleń i dokładnie określić trasę i cel rajdu.
Natomiast wilk to wilk a pies to pies. Można je porównać co do groźności, ale zapachy pozostawiają inne i dzika zwierzyna je rozróżnia. Może się wypowie osoba kompetentna, np. biolog.
Co do jazdy po pijaku na koniach i straszniem turystów szabelką po nocy to pewnie oznaka chwilowej słabości spowodowanej upojnym duchem gór (nie należy naśladować w tej formie, bo w Bieszczadach przemocy i wypadków było już wystarczająco dużo....) ale to odzielny temat.

pozdrawiam wszystkich miłośników Bieszczad

agajotek
28-05-2002, 17:37
Drogi T.B. nie trzeba byc wrogiem psow zeby wiedziec, ze nie nalezy spacerowac z nimi bez smyczy i kaganca po parku miejskim, tym bardziej chyba po Narodowym...prawda ? a jesli chodzi o jazde po pijanemu, to co za roznica czy na koniu, czy autostopem, jedno i drugie zakrawa na zachowania na poziomie stonki. I jeszcze jedno Drogi T.B., czym sobie zasluzyl Szanowny Stały Bywalec i tudziez obecny w tej pasjonujacej polemice o stonce, Szanowny Lupino, na .... wydaje mi sie ze nie przesadze...czepianie sie ich osobowosci. To ze panowie Ci stonką nie sa, wiedza raczej wszyscy, ktorzy opowiesci ich sledza od czasu jakiegos, wiec o co chodzi Tobie Drogi T.B.

T.B.
29-05-2002, 00:36
Witam!

Do Stałego Bywalca:
Już wcześniej prosiłem, żeby nie traktować używania przeze mnie tego określenia osobiście (przeczytałem to jeszcze raz i - rzeczywiście - tak napisałem). Mówiłem - może mało wyraźnie - że jest to dla mnie ogólne określenie oznaczające "tego, który jest tu przeciwnikiem 'stonki'".
Tak się składa, że przybrałeś sobie ksywkę, która jest jednocześnie najprostszym określeniem ... no właśnie: stałego bywalca. Zaproponuj synonim, to - jeśli będzie trafny - będę go używał.
Jeszcze raz: pisząc Stały Bywalec miałem na myśli "stałego bywalca", a nie Ciebie. Natomiast jeśli masz stosunek do "stonki" przeciwny do mojego, to pisałem również do Ciebie.

Do Lupino:
Dobrze, że zauważyłeś, iż ton moich wypowiedzi daleki jest od agresji (chyba, że agresją jest wyrażenie zdania innego niż "jedynie słuszne" w danej grupie). Jeśli ktoś to odbiera inaczej, to ma ciężkie życie - zapewne musi się na każdym kroku denerwować. Ale czy ten mój ton jest aż żartobliwy? Chciałem całkiem poważnie dać wyraz swojej dezaprobacie dzieleniu turystów na "stałych bywalców" i "stonkę". Bo problem jest nie w "stonce", czyli "masowym turyście", tylko w kulturze każdego osobnika z osobna - "stałego bywalca" też!

Do Agajotka:
Serdecznie Cię pozdrawiam :-)))

Do wszystkich, których to interesuje:
Na temat "stonki" nie mam już nic więcej do powiedzenia. Byłoby to już mielenie w kółko tego samego. Nie oznacza to jednak, że "wynoszę się" stąd. Jestem od dawna stałym czytelnikiem tego serwisu, a w tym - tego forum. I tak - być może dla niektórych "niestety" - pozostanie. Jeśli znów mi się coś nie spodoba, to na pewno się odezwę.


Z poważaniem
Tomasz Banasiak

T.B.
29-05-2002, 00:50
Oczywiście: "dezaprobacie dla dzielenia",
a nie: "dezaprobacie dzieleniu".