PDA

Zobacz pełną wersję : 15 września - 6 października 2006 r.



Stały Bywalec
11-01-2007, 21:42
6 października 2006 r. Najpiękniejsza dolina świata

Ostatnia wycieczka bieszczadzka A.D. 2006.
Dojechaliśmy do Mucznego. Następnie doszliśmy strasznie błotnistą (początkowo) ścieżką do leśniczówki Brenzberg - to teraz tylko punkt na mapie, zresztą nie mam 100% pewności, że dokładnie tam dotarliśmy.

A potem się zgubiliśmy.

Na przełaj, a później korytem jakiegoś strumyka zeszliśmy do drogi zakładowej Lasów Państwowych, a nią - do miejsca wypału węgla drzewnego (już przy drodze ze Stuposian do Mucznego).
Stamtąd ścieżką poszliśmy w górę do Dydiowej. Niecała godzina drogi. Błoto chwilami powyżej kostek.
Przy chatce w Dydiowej skonsumowaliśmy nasz "suchy prowiant", rozmawiając z właścicielem terenu, panem profesorem z Krakowa, który akurat odwiedził swoje włości. No i ten widok przed nami - na przepiękną nadsańską dolinę ...
Powrót znów tą błotnistą ścieżką prowadzącą do szosy Stuposiany - Muczne. Szosą, już po ciemku, powędrowaliśmy (ok. 1 godz.) do Mucznego. Okazji żadnej nie łapaliśmy (zresztą i tak nic nie jechało), nie mając sumienia włazić niesamowicie zabłoconymi butami (i spodniami) do cudzego samochodu.

Buty wyczyściłem już w Warszawie. A spodnie dżinsowe (niesamowicie "złachane") pozostawiłem w Sękowcu. Może - pokrojone na szmaty - służą do mycia podłóg w domkach Basi.

Stały Bywalec
11-01-2007, 21:45
Wieczorem znów do barku, tym razem tylko na herbatkę (jako że jutro trochę za kierownicą).

Ależ ten świat jest mały. W barku spotkaliśmy 2 facetów z Radomia. Rycho też jest radomiakiem, a i mnie to miasto nigdy nie było obojętne - niegdyś zaliczyłem tam swoją edukację na poziomie podstawowym i średnim. Było to co prawda ze 100 lat temu, ale było (swój "staż" warszawski liczę dopiero od rozpoczęcia studiów). A i teraz b. często jeżdżę do Radomia - odwiedzać i opiekować się mieszkającą tam samotnie matką.

No więc pogadaliśmy sobie z owymi radomianami, wypytując się wzajemnie "co, kto, gdzie i kiedy". I okazało się, że jeden z nich (taki wielki zwalisty chłop, o posturze Andrzeja Gołoty) jest moim (a ja - jego) ... niedoszłym szwagrem. Niegdyś, i nota bene mniej więcej w tym samym czasie, chodziliśmy bowiem z dwiema siostrami B.: on - z Elizą, a ja - z Ewą. I obydwa te związki ... nie wytrzymały próby czasu (to oczywiście eufemizm).
Bez obawy o dekonspirację. Radom liczy ok. ćwierć miliona mieszkańców.

Stały Bywalec
11-01-2007, 21:47
Co do owego "drugiego razu" - uwaga jak przy dacie wczorajszej.
Trasa: Sękowiec - Dwernik Kamień - Nasiczne - dalej ścieżką wiodącą po zboczu Dwernika Kamienia aż do drogi prowadzącej do Zatwarnicy - wodospad nad Hylatym - Zatwarnica - Sękowiec.

Na ścieżce z Nasicznego spotkaliśmy 2 turystów, którzy lekko zbłądzili i - mimo posiadania mapy - nie bardzo wiedzieli, gdzie dokładnie się w danej chwili znajdują. Wędrowali z Dwernika Kamienia, tyle że ze szczytu schodzili nie tak jak my, ścieżką w stronę Nasicznego, lecz. ... na przełaj. A kierowali się na Połoninę Wetlińską, do Chatki Puchatka. Pomogłem im zorientować się co do aktualnego miejsca pobytu, wytłumaczyłem, gdzie napotkają skrzyżowanie 2 ścieżek, na którym powinni skręcić w lewo (znajdowaliśmy się tylko kilka minut drogi od owego skrzyżowania).

Wieczorem piwo w barku w Sękowcu. Także spotkanie z dwoma zaprzyjaźnionymi wagabundami z Warszawy, którzy również co roku o tej porze przyjeżdżają do Sękowca. Na mój gust to jednak stanowczo zbyt dużo używają samochodu. Np. przyznali się, że wybierając się na Przełęcz Orłowicza, samochodem dojechali aż do Suchych Rzek. Wg mnie to herezja. Jeszcze większy absurd niż nominacje rządowe dla polityków z Samoobrony.

Stały Bywalec
11-01-2007, 21:49
Oczywiście 2-gi raz podczas tego pobytu, bo tak w ogóle to ... nie pamiętam. Chyba już ok. 10 razy tam się wdrapywałem.
Samochód, tak jak wczoraj, pozostawiliśmy na parkingu w Ustrzykach Grn. Potem okazją (mieliśmy wielkie szczęście - w zasadzie nic nie czekaliśmy) podjechaliśmy do Wołosatego, a stamtąd niebieskim i żółtym szlakiem weszliśmy na Tarnicę. Po zejściu z Tarnicy (też żółtym szlakiem) wróciliśmy - czerwonym szlakiem przez Szeroki Wierch - do Ustrzyk Grn.

Po drodze spotkaliśmy "Błękitnego Wiatra" - członka naszego Forum, wędrującego sobie z Asią (duży talent wokalny). Powołali się na znajomość z Tarniną, a nawet do Niej zadzwonili na komórkę.

Pogoda jak wczoraj - wiatr i mgła. Ale wycieczka b. fajna.

Stały Bywalec
11-01-2007, 21:51
Zostawiliśmy samochód na parkingu w Ustrzykach Grn. i powędrowaliśmy czerwonym szlakiem na Połoninę Caryńską. Przeszliśmy całą połoninę nie bardzo jednak sobie z tego zdając sprawę, jako że silny wiatr i mgła pozbawiły nas wrażeń widokowych. Mieliśmy za to, może jeszcze nie szkołę, ale chyba już przedszkole "przetrwania". Nie padało (chociaż cały czas zanosiło się na deszcz).
Pilnując cały czas czerwonego szlaku zeszliśmy do Brzegów Grn., a stamtąd wróciliśmy busem do Ustrzyk Grn.
Pod połoniną, w lesie (tam nie wiało) zrobiliśmy sobie przerwę "obiadową".

Tego dnia dwukrotnie (na połoninie, a potem na parkingu w Ustrzykach Grn.) spotkaliśmy 3 miłe panie z Poznania, wędrujące zdaje się tą samą trasą, lecz w odwrotnym kierunku.

Stały Bywalec
11-01-2007, 21:53
Odpust jak to odpust, za to sceneria - malownicza.
Prawdę powiedziawszy (a komu mam mówić prawdę, jak nie Wam ?), to przez cały czas trwania uroczystości przesiedziałem na wzgórzu nad doliną, w której stoi cerkiew. Zachwycałem się krajobrazem, rekonstruując w myślach wygląd tej okolicy do 1945 r. I dumałem o tym, że dla mieszkańców tej i innych bieszczadzkich wsi właściwa wojna rozpoczęła się dopiero po zakończeniu II wojny światowej.

Do kościoła zajrzałem już po nabożeństwie.
I w ten sposób tylko Rysiek uzyskał odpuszczenie grzechów, a moje zostały zachowane.

W Łopience przykleił się do nas pieszy turysta z Piaseczna k/Warszawy, mój imiennik. Człowiek noszący ponadto królewskie nazwisko (przyznał się, że czasem zagląda na nasze Forum, może się więc teraz odezwie). W drodze powrotnej wspólnie wpadliśmy na smażonego pstrąga do Terki.

Wracając nadłożyliśmy nieco drogi - minęliśmy skrzyżowanie w Smolniku (nie skręcając w stronę Zatwarnicy) i odwieźliśmy kolegę do samych Ustrzyk Grn., gdzie zamieszkiwał w Hoteliku Białym.

Stały Bywalec
11-01-2007, 21:54
Wycieczka piesza na trasie: Sękowiec - Dwernik Kamień - Nasiczne - Dwernik "Piekiełko" - Dwernik Skrzyżowanie. Stamtąd powrót do Sękowca okazją.

Na szczycie Dwernika Kamienia chwila zadumy, pogłębionej chmilnym micnym.
A na dyżurze w "Piekiełku" znów tylko Stały Bywalec z kolegą + miejscowi stali bywalcy.

Stały Bywalec
11-01-2007, 21:56
Pojechaliśmy do Soliny i Polańczyka. Obiadek zjedliśmy w Solinie (w knajpce z widokiem na jezioro), kawę wypiliśmy w Polańczyku.
W Polańczyku krótkie odwiedziny u starego znajomego, kierownika jednego z ośrodków wypoczynkowych.

Stały Bywalec
11-01-2007, 21:58
Poszliśmy trasą: Sękowiec - Zatwarnica - Suche Rzeki - Przełęcz Orłowicza - Osadzki Wierch - Chatka Puchatka - Brzegi Grn. Z Brzegów Grn. podjechaliśmy busikiem do Lutowisk, po których się trochę poszwendaliśmy. O godz. 19:33 mieliśmy PKS do Sękowca.

Pogoda jakby wymarzona. A mimo to ktoś na połoninie miał tego dnia pecha. Przeleciał nad nami śmigłowiec GOPR i wylądował chyba przy Chatce Puchatka. Zasłabł jakiś turysta z Niemiec.
A dowiedziałem się o tym już po powrocie do Warszawy. Okazało się, że tamtego dnia przy Chatce Puchatka był też mój kolega z Warszawy - tyle że wyprzedzał mnie w wędrówce po połoninie o jakąś godzinę (maszerował tamtędy z Wetliny).

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:00
I to taki zupełny odpoczynek. Nigdzie nie idziemy ani nie jedziemy. Ale nie jest nudno - akurat wybuchła afera z tzw. "taśmami prawdy". I pomyśleć, ze stary konspirator (jeszcze z okresu stanu wojennego) tak dał się podejść Renacie B.
Rycho po którymś kieliszku stwierdził, że chyba zakochał się w Renatce B. Zdenerwował mnie tym strasznie, gdyż wydało mi się - po tej samej liczbie kieliszków, że Renata B. jest wyłącznie moją miłością. I tu chyba obaj zbytnio się pospieszyliśmy - nie przewidzieliśmy bowiem, że w 2006 r. jeszcze większą "gwiazdą" salonów politycznych okaże się Aneta K.

Skończyłem też wreszcie lekturę "Przed czerwonym trybunałem" Romana Horynia. Jakże nieprawdopodobnie skomplikowane mogą być ludzkie losy, i to jednego młodego człowieka ! Zsyłka na Sybir, służba wojskowa w armii gen. Andersa, potem emigracja w Anglii, a następnie ... przyjazd do ZSRR i służba w NKWD. I znów ... zsyłka na Sybir. Powrót do Polski dopiero za czasów Chruszczowa.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:02
Z Sękowca wyruszyliśmy prawą stroną Sanu, drogą zakładową Lasów Państwowych, aż do mostu na Sanie w Studennem (ze 13 km). Gdy już byliśmy w połowie tego odcinka, trafiła nam się niespotykana (w tym miejscu) okazja - wozem terenowym nadjechał Stacho z kolegą. Jechali w celach "fotograficznych". Podwieźli nas do samego mostu, po czym okazało się, że to tylko my mieliśmy tego dnia szczęście. Most był bowiem podwójnie zatarasowany: przez szlaban zamknięty na kłódkę oraz stojącą przed tym szlabanem ciężarówkę, w której akurat ... zabrakło paliwa (od samego Sękowca, a może jeszcze wcześniej, gubiła je po drodze z dziurawego baku).

Pożegnaliśmy się więc z pechowymi (gdyż musieli zawrócić) kolegami z Forum i poszliśmy starą bojkowską drogą przez Obłazy, Tworyjne, aż do Krywego. Po drodze zaliczyliśmy kilka "ekstremalnych" przejść przez strumyki a nawet przez jedno bagienko (zaraz za Tworylnem), ale udało się, i to suchą nogą. W Krywem odpoczynek obok domku Tosi, zjedliśmy i wypiliśmy, co tam mieliśmy swojego. Byli tam też mili turyści - goście Tosi, którzy zrobili nam herbatę. Gdy jednak my chcieliśmy ich poczęstować zacnym płynem z piersiówki, odpowiedzieli, że w ogóle nie piją. Wyszliśmy więc na dwóch starych opoi.

Po dłuższym odpoczynku (takim połączonym ze zdjęciem butów) wróciliśmy do Sękowca przez Zatwarnicę, idąc stokówką aż do kościoła, a potem już przez wieś do mostu na Sanie.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:04
Samochód zostawiliśmy na parkingu w Ustrzykach Grn. Potem poszliśmy szlakami niebieskim, żółtym i zielonym przez dwie Rawki aż do Przełęczy Wyżniańskiej. Obiad zjedliśmy po drodze, w schronisku pod Małą Rawką. Golonkę i czosnkowane placki ziemniaczane, gdyby to kogoś zainteresowało.

Podejście od strony Ustrzyk Grn. na Wielką Rawkę jest długie i dość (jak na Bieszczady) strome. Ale było warto ... Piękne widoki przy pięknej pogodzie. Cóż Wam będę zresztą opisywał, znacie je.

Z przełęczy podjechaliśmy busikiem do Ustrzyk Grn., po samochód. Potem już prosto do domu.
A w domu otworzyliśmy chlibnyj dar - mając nawet ku temu okazję. Akurat bowiem mijał "półmetek" naszego pobytu w Bieszczadach.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:06
Ryszard jest bardzo religijny, praktykujący, i w ogóle nie może być mowy, aby opuścił niedzielne nabożeństwo. Staram się więc tak ustalić turystyczny program pobytu, aby uwzględnić w nim również to "powołanie" kolegi (nieporównywanie większe od mojego, chociaż ateistą nie jestem). A zatem idziemy do cerkwi greckokatolickiej - Kościoła chrześcijańskiego, a ponadto podległego papieżowi.
W kościele niewiele ponad 30 osób (łącznie z nami). Poniewczasie zorientowałem się, że już na wstępie popełniliśmy faux-pas siadając po lewej, "babskiej" stronie. Byliśmy po tej stronie jedynymi przedstawicielami płci brzydkiej. Jednak ani ksiądz, ani nikt z obecnych nie zwrócił nam uwagi. I to chyba z racji taktu, gdyż płci pięknej z wyglądu raczej nie przypominamy.

Po nabożeństwie okazało się, że niedziela dla ukraińskich "mrówek" jest również dniem pracy. Podjechaliśmy na "ruski" parking (ten bliżej mostu) i uzupełniliśmy tam nasze piwne zapasy (kilka butelek chmilnego micnego zabrała wczoraj Gosia do Warszawy). Proponowano mi również zatankowanie tanio samochodu, ale się na to nie zdecydowałem.

W drodze powrotnej coś tam spożywczego jeszcze dokupiliśmy w Lutowiskach. Pomimo to na miejscu okazało się, że ... kończy się nam pieczywo. Sklepik w Sękowcu okazał się zamknięty, za to będąc przy nim dowiedzieliśmy się, że wyjątkowo jeszcze otwarty jest ten w Zatwarnicy, blisko hotelu. Poszliśmy więc tam "na skróty", przez strumyk. I kupiliśmy ostatni bochenek chleba (mam nadzieję, że nie odjęliśmy go od ust żadnemu miejscowemu dziecku).

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:07
Z jakichś tam powodów Żabki już muszą wracać do Warszawy. Moja Gośka też. W domu czeka przecież nasza świeżo upieczona studentka nauk politycznych na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Pierwszego, a wówczas właściwie jeszcze "zerowego" roku studiów (stacjonarnych). Magisterskich, czyli 5-letnich (w teorii, bo w praktyce to się jeszcze okaże). Córcia właśnie wróciła z wakacji, trzeba więc ją przygotować "do szkoły" od 1-go października.
Poza tym moja żona, jako "kadrowa i płacowa" musi zawsze być w biurze w ostatnim i pierwszym tygodniu miesiąca. Ma wtedy najwięcej pracy.

No i około godz. 9-tej "nasi" wyjechali z Sękowca. Po drodze mieli dłuższy postój. Żona dotarła do mieszkania w Warszawie o godz. 22-giej.

A my z Ryśkiem pojechaliśmy sobie do Lutowisk po uzupełniające zakupy oraz połazić trochę po tej, było nie było, siedzibie władz gminy. W drodze powrotnej wpadliśmy do dwernickiego "Piekiełka" na dyżur. Z Forum nie zastaliśmy tam nikogo (podobnie jak tydzień temu byli jeno stali bywalcy).

Jako wzorowy mąż przez cały dzień co pewien czas dzwoniłem na komórkę do żony pytając się, jak przebiega podróż.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:10
Znów pojechaliśmy w komplecie, moim samochodem. Dojazd na parking w Bukowcu przez Muczne i Tarnawę Niżną. Na ostatnich kilometrach przed Bukowcem trzeba bardzo uważać, aby nie zostawić gdzieś po drodze tłumika lub miski olejowej. Kilka razy zachrobotałem i łupnąłem podwoziem o coś. Na szczęście na strachu się skończyło.

A potem poszliśmy ścieżką historyczno - przyrodniczą przez Beniową, Negrylów i Grób Hrabiny aż do punktu widokowego na Sianki ukraińskie. Przebieg ścieżki został ostatnio trochę zmieniony, wiedzie ona teraz bliżej byłego folwarku Stroińskich.
W drodze powrotnej nie skręciliśmy już w stronę Beniowej, lecz poszliśmy prosto, obok jedynego zamieszkałego domu w Bukowcu.

W ośrodku hotelowo - wypoczynkowym w Mucznem zjedliśmy sutą obiadokolację. Smacznie i niedrogo, trzeba było tylko trochę poczekać na przygotowanie dań. Ale przecież nam się nie spieszy.

Powrót do Sękowca na długich światłach. Używam ich tylko w Bieszczadach. No bo powiedzcie sami, czy można gdzieś w Polsce (poza takim odludziem) jeździć samochodem na innych światłach niż światła mijania ?
Wcześniej mieliśmy mały problem z wejściem do samochodu. Latarnie przy hotelu w Mucznem były wyłączone, księżyc i gwiazdy schowane za chmurami. Ciemno, jak u Murzyna w ... A nasze torby, a w nich latarki, idąc do knajpy zostawiliśmy w bagażniku. Nie trafię na czas kluczykiem w dziurkę od zamka i jeszcze mi się rozwyje (autoalarm). No bo naprawdę nic nie widać ! Na szczęście coś wjechało na parking, rzuciło nieco światła - wtedy odblokowałem alarm i szybko otworzyłem samochód.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:12
Pojechaliśmy całą piątką (tym razem moim samochodem) do Wołosatego. Tam się rozdzieliliśmy. Rysiek z Żabkami powędrowali aż do Przełęczy Bukowskiej, a stamtąd przez Rozsypaniec, Halicz i Tarnicę wrócili do Wołosatego. Piękna całodniowa trasa. Mnie nie było dane zaliczyć jej w tym roku. Weszliśmy z żoną na Tarnicę najkrótszą drogą i wróciliśmy. Małgośka w zasadzie nie zdobyła samego szczytu - poczekała na mnie w "siodle" pod Tarnicą.
Za to się naocznie i definitywnie przekonałem, że nie ma żadnych kłopotów "kardiologicznych". Zwykła symulantka i panikara, zwłaszcza gdy ją buty uwierają.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:14
Tym razem to Rysiek oświadczył, że nigdzie nie pojedzie, gdyż chce sobie odpocząć i odespać zaległości.
Pojechaliśmy zatem samochodem Adama we czwórkę. Obowiązkowo do Ustrzyk Dln. na ukraińskie zakupy. A w drodze powrotnej:
- zwiedziliśmy cerkiewkę w Rabem, wysłuchując opowieści zastanego tam miejscowego dżentelmena,
- zjedliśmy obiad w "Rysiu" w Lutowiskach (niestety to już nie ta sama kuchnia, co jeszcze rok temu),
- zwiedziliśmy w Lutowiskach kirkut oraz stary cmentarz greckokatolicki.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:15
"Zagłębie" rydzów. Można je kosić. Ale tutaj, publicznie, nie zdradzę miejsca.
W pięcioro nazbieraliśmy ich kilka dużych toreb foliowych (koszyków nie mieliśmy).
Zebrane rydze posegregował nam jeszcze raz (było b. dużo robaczywych) gospodarz, u którego zatrzymali się Adaś z Anią. Także je przyrządził, ale raczej kiepsko. Wyszła z tego jakaś "mamałyga". A to wszystko dlatego, że nie chciało nam się wziąć za robotę. A ów pan sam się z pomocą zaofiarował.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:17
Żona mi się zbuntowała i tego dnia zrezygnowała z wycieczki. Powód: piwny kac oraz zmęczenie po wczorajszej wędrówce.

Poszliśmy zatem z Ryśkiem we dwóch. Z Sękowca weszliśmy krętą stokówką na Otryt, następnie niebieskim szlakiem dotarliśmy do Chaty Socjologa. Tylko zajrzeliśmy do środka, a potem zjedliśmy i wypiliśmy nasze zapasy przy stole na zewnątrz. Po takim odpoczynku zeszliśmy do Chmiela, skąd szosą powróciliśmy do Sękowca.

Gdy wróciliśmy, żona właśnie przyjmowała gości - Adama i Anię (Żabki). Tym razem zatrzymali się w Zatwarnicy, na samym końcu wsi (przy drodze w stronę Hylatego), tj. jeszcze kilkaset metrów za szkołą i końcowym przystankiem PKS. Zaraz po przyjeździe i rozpakowaniu się przyszli do nas w odwiedziny. Wyjedliśmy więc Rysiowy bigos (przywieziony w słoikach z Radomia), popijając go odpowiednią ilością piwa chmilnego micnego.

No a na zakończenie dnia (a w zasadzie już dość późnego wieczora) mieliśmy jeszcze ładny "nadprogramowy" spacerek. Poszliśmy odprowadzić Żabki do ich kwatery. Tam i z powrotem to ok. 10 km. Oczywiście z latarkami.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:19
W latach 1939-41 i 1944-51 biegła tędy granica, najpierw niemiecko - radziecka, później polsko - radziecka. Nie my ją wytyczaliśmy ...
Chociaż podobno zasługą polskich negocjatorów było wytyczenie granicy z ZSRR dokładnie na linii Sanu (do 1951 r.). Negocjatorzy radzieccy chcieli przesunąć ją jeszcze bardziej na zachód, nawet w Beskid Niski. Wtedy Polacy powołali się na obietnicę daną przez samego Stalina i dopiero to poskutkowało. Ukraińcy (z USRR) woleli nie ryzykować - następne negocjacje mogliby już bowiem prowadzić ze śledczymi KGB, a jeszcze później - z administracją Gułag. Nota bene przedstawiciele strony polskiej też od takich obaw nie byli wolni. A mimo to odważyli się uprzeć przy swoim.

Wycieczkę tego dnia rozpoczęliśmy od nabożeństwa w kościele w Zatwarnicy. Potem powędrowaliśmy do Krywego, po drodze zahaczając o ruiny cerkwi i pozostałości cmentarza w Hulskiem. Weszliśmy na zbocze Rylego, potem zeszliśmy oznakowaną ścieżką do ruin cerkwi w Krywem. Tam czas zadumy i ... jedzonko (coś dla ducha, ale także i dla ciała). Najedzeni (i nie tylko, chociaż to "nie tylko" z umiarem) okrążyliśmy baraczek Akademii Medycznej z Lublina oraz całe Tosine agrogospodarstwo i weszliśmy znów na Ryli. A stamtąd w dół do potoku Hulski, nad którym doszliśmy do samego Sanu, oglądając, a jakże, ruiny młyna wodnego. Ścieżką nad Sanem wróciliśmy do Sękowca.

A potem zaszkodziło nam piwo w barku ośrodka, lane z beczki. Czyżby było z jakimś chemicznym "utrwalaczem" ? Mnie i żonę cholernie bolała po nim głowa. Rysiek wybrał piwo butelkowe i, jak się okazało, dobrze zrobił.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:21
Wycieczka samochodowa. Najpierw aprowizacja - w końcu trzeba czymś zapełnić lodówkę. Zakupy w Ustrzykach Dolnych, nie tylko piwno - wódczane. Tankowanie w Czarnej. Stacja benzynowa w Smolniku n/Sanem już nieczynna ! Zlikwidowana.

W drodze powrotnej wpadliśmy na pierogi w Dwerniku, do "Piekiełka" oczywiście. Obecni: tylko Stały Bywalec +2 oraz miejscowi stali bywalcy. Z Naszego Forum oprócz mnie nawet pies z kulawą nogą się nie pofatygował.
Za to pod stołem kręcił się jakiś piesek, zaglądał nam przymilnie w oczy, więc daliśmy mu kilka pierogów. Zjadł tylko skwarki, gardząc resztą.

Stały Bywalec
11-01-2007, 22:23
Sękowiec - Zatwarnica - Suche Rzeki - Przełęcz Orłowicza - Wetlina.

Nowy wilczur w schronisku ZHP "Ostoja" w Suchych Rzekach ma na imię Hektor. Jest dość nerwowy, mniej przyjazny wobec turystów niż jego poprzednik (Gimi, o ile dobrze pamiętam). Gimiego zjadły wilki.

Ta pierwsza wycieczka to test sprawnościowy dla mojej żony. Dotychczas chodziła na dłuższe, dochodzące nawet do 30 km trasy, ale było to po Puszczy Kampinoskiej. Ale tam nie ma podejść, w zasadzie tylko mazowiecka równina.
Test zdany na 3+, czyli nie najgorzej. Postawiłbym może nawet i 4-kę, gdyby nie pyszczyła na ostatnich kilkudziesięciu metrach przed przełęczą.

Wcześniej chwilka zadumy i krótki odpoczynek przy drzewie z metalową tabliczką upamiętniającą śmierć śp. Karola Gruszczyka.

W Wetlinie, schodząc ze szlaku, zupełnie nieoczekiwanie spotkałem niegdysiejszego kolegę z pracy, Rafała. Był z jakąś sympatyczną panią, przedstawił nam ją jako swoją żonę. Wg moich obliczeń to już jego czwarta małżonka (co najmniej), gdyż osobiście znałem jego trzecią żonę. Pogadaliśmy chwilę, szkoda że tak krótko. Tego lub następnego dnia wracali już do Warszawy, tak więc się nawet nie umówiliśmy na bieszczadzkiego drinka.

W Wetlinie Rysiek zafundował nam obiad u Dworaczków. Z podwójnym dużym piwem naturalnie. Wybaczcie mi tę kryptoreklamę, ale ilekroć jestem w Wetlnie, to jadam tylko u Dworaczków.

Z Wetliny powrót do Sękowca busem, pod samą leśniczówkę. Cena: 60 zł za 3 osoby, ale dopiero po dłuższym targu. Najpierw pan busiarz chciał całą setkę, później spuścił do 80 zł. Nie zaakceptowaliśmy tej propozycji i już od niego odchodziliśmy. Wówczas nas zawołał i przystał na sześć dych. Pierwszy dzień pobytu, to jeszcze mnie stać na taką ekstrawagancję.

Browar
11-01-2007, 22:59
Świetna wyrypa samochodowo-piesza,miodzio.Ja też tą dolinę uważam za najpiękniejszą dolinę świata ;-) Przyznam że dość oryginalnie relacjonujesz od końca,no cóż licencja poetica.

bertrand236
12-01-2007, 00:10
Na górze przy "leśniczówce" jest stara studnia. Może ją zauważyłeś?
Pozdrawiam

DUCHPRZESZŁOŚCI
12-01-2007, 03:31
Mój imienniku sympatyczny SB, jako wywołany stawiam się do odpowiedzi. W ostatni dzień września po całodziennej wędrówce, z moimi kolegami (przewodnikami z PTTK) w barze u Lacha ( a podobno przewodnicy tam nie bywają) opłukiwaliśmy całodzienne trudy "Chlibnym darem". Zagryzając kiszoną żodkiewką (pierwszy raz to żarłem, super zagrycha). Po ostrym przepłukaniu gardeł, okazało się że mamy następny miesiąc. Koledzy poszli na Kemping a ja do Hoteliku. Nim zdążyłem zasnąć, współlokatorzy wyrwali mnie z objęć Morfeusza. Po porannej kąpieli zmywającej resztki dnia poprzedniego, bez posiłku, postanowiliśmy złapać stopa w kierunku Cisnej. W ciągu kilku minut udało sie nam zatrzymać pojazd na lubelskich numerach. Miła para, z gadki wynikło że pierwszy raz w Bieszczadach, podwiozła nas do Dołżycy. Po wyjściu z samochodu, koledzy ponownie złapali stopa bezpośrednio na odpust. Niestety ja nie zmieściłem się w aucie. Więc postanowilem skręcić na dobrze mi znaną stokówkę. Gdy doszedłem do Łopienki msza się kończyła. Po mszy koledzy mnie odnaleźli i poprosili abym popilnował plecaków. Poszli obejżeć bazę. Pilnując te ich toboły przysłuchiwałem sie muzykującej młodzieży. W tym czasie podeszli pod dzwonnicę dwaj panowie. Więc jako człowiek umiejący posługiwać się językiem zgadałem się z wyżej wymienionymi. Dalej nastąpiło to co powiedział SB. W czasie posiłku w Terce (wspaniałe pstrągi) SB wręczył mi świstek papieru na którym podał stronę internetową i nakazał mi przeczytanie Jego histori Bieszczad. Po obfitym posiłku w ciepłym wnętrzu jego wozu zasnołem. Bywalec jako stary łazior Bieszczadzki stwierdził że imiennika trzeba wspomóc i dowiózł mnie do UG. Ja wcześniej tylko z żadka zaglądający na forum, stałem się namiętnym czytaczem wszystkiego co opisał SB. Następnie stwierdziwszy że to Sam Prezydent Forum mnie wezwał, postanowiłem się zalogować. Tak to dzięki memu szanownemu imiennikowi zostałem duchem przeszłości.

robines
12-01-2007, 10:47
W tym samym czasie(tylko że trochę krócej)byłem w Bieszczadzie.Szkoda że nie udało nam się spotkać lub...rozpoznać...

Stały Bywalec
14-01-2007, 17:27
Browar (cyt.):
"Przyznam że dość oryginalnie relacjonujesz od końca,no cóż licencja poetica."

Ależ nie. Ja ułożyłem posty chronologicznie od początku. To jeden z Jaśnie Wielmożnych Moderatorów tak mi je przestawił.:roll:

Duch Przeszłości (cyt.):
"(...) Ja wcześniej tylko z rzadka zaglądający na forum, stałem się namiętnym czytaczem wszystkiego, co opisał SB."

I tak trzymać dalej, Wasza Królewska Mość.:smile:

Robines (cyt.):
"Szkoda że nie udało nam się spotkać lub...rozpoznać..."

Też bardzo żaluję. Ale to Twoja wina. Trzeba było wpaść na któryś z dyżurów do "Piekiełka" w Dwerniku. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, ile straciłeś nie odwiedzając tej ... placówki gastronomicznej.:grin:

DUCHPRZESZŁOŚCI
14-01-2007, 18:15
Szanowny SB jestem pełen podziwu dla Twojej pamięci. Widzieć człowieka pierwszy raz w życiu i zapamiętać jego nazwisko - godne pozazdroszczenia.

Jaro
14-01-2007, 21:56
Ależ nie. Ja ułożyłem posty chronologicznie od początku. To jeden z Jaśnie Wielmożnych Moderatorów tak mi je przestawił.:roll:

Zadaniem moda jest dbanie o porządek na forum i z tego nie muszę się tłumaczyć. Tematy zostały połączone, a posty posortowane wg daty ich utworzenia (od najstarszego do najnowszego), na to nie mam wpływu.
Pisanie relacji typu każdy dzień to osobny temat mija się z celem, bo żeby to miało sens, każdy temat należałoby przykleić. W przeciwnym wypadku, jeśli ktoś odpowie na post ze środka relacji np. 18 września to wyląduje on na górze i znów będzie niechronologicznie.
Z mojej strony tyle w tym temacie.

Stały Bywalec
15-01-2007, 10:59
Jaro, ja nie mam do Ciebie pretensji. Zresztą ten wątek tematyczny teraz bardzo się ładnie czyta (w całości), pomimo że jego tytuł dotyczy tylko ostatniej wędrówki z dn. 6 października 2006 r.
A może właśnie dlatego, bo to ... "najpiękniejsza dolina świata".

Jak się pewnie zorientowałeś, cały tekst został napisany wcześniej w jednym pliku worda. W ubiegłym roku postąpiłem identycznie (można sprawdzić).
Potem, po wejściu na forum, podzieliłem go na fragmenty ("wrażenia ogólne" oraz wg dat) - w kolejności "od końca". W ten sposób wątki na forum ustawiały się wg kolejności odwrotnej - "od początku" mojego pobytu. Przypomnij sobie - po "wrażeniach ogólnych" jako pierwsza pojawiła się relacja z dn. 15.09., potem 16.09., itd. Szkoda, że komasując owe wątki nie zastanowiłeś się nad tym i nie ustawiłeś ich właśnie w kolejności "rosnącej" (tak jak ja je ostatecznie umieściłem na forum), tj. rozpoczynając od dn. 15 września.
:-)

Jaro
15-01-2007, 20:24
Szkoda, że komasując owe wątki nie zastanowiłeś się nad tym i nie ustawiłeś ich właśnie w kolejności "rosnącej" (tak jak ja je ostatecznie umieściłem na forum), tj. rozpoczynając od dn. 15 września.:-)

Wierz mi, że chciałem tak zrobić, ale niestety nie ma takiej możliwości i posty są segregowane automatycznie wg daty i godziny napisania.
Co do tematu to również poprawiony.

sofron
16-01-2007, 16:39
ja też wówczas tam byłem, znowu się minęliśmy, jak trzy lata wcześniej w Dwerniku na szosie-bezimmiennie. Nic dziwnego, zważywszy na tłumy, które tam były.
sofron

tomekpu
19-01-2007, 10:55
I ja tam (w Sękowcu) byłem ale dwa tygodnie później. W ośrodku byłem jedynym gościem8)

iza
19-01-2007, 11:08
A to się porobiło my byliśmy jakiś tydzień po S.B , czyli tydzień przed Tobą , wolnych miejsc nie było .

Stały Bywalec
21-01-2007, 06:29
ja też wówczas tam byłem, znowu się minęliśmy, jak trzy lata wcześniej w Dwerniku na szosie-bezimiennie. Nic dziwnego, zważywszy na tłumy, które tam były.
sofron
28 września (czwartek) takich znowu tłumów na Połoninie Wetlińskiej nie zauważyłem. Wędrowaliśmy opisaną trasą, jacyś ludzie byli zawsze w zasięgu wzroku, ale nic ponadto. "Wymijanie" i "wyprzedzanie" też nie zdarzało się zbyt często.
Do Chatki Puchatka dotarliśmy po południu. Było tam wtedy (w środku i na zewnątrz) jakieś 20 - 30 osób.

Może owe "tłumy", o których piszesz, weszły na połoninę wcześniej. Czasem tak się zdarza, że przyjadą na raz 2 autokary pełne wycieczkowiczów, towarzystwo wejdzie najkrótszą (i najtrudniejszą) drogą do schroniska, tam najpierw złapią oddech, potem się obfotografują, następnie jakaś kanapka i piwko ... A za godzinę z górki na pazurki, z powrotem do autokaru, bo przecież trzeba dalej jechać, w planie wycieczki jest jeszcze to i owo.:smile:

sofron
24-01-2007, 20:59
Było to przed południem i tłum był niezmierny... spokój znaleźliśmy 100 metrów poniżej Chatki...:-)
sofron

Jarek L
15-02-2007, 06:24
Fascynujaca relacja, dobrze sie ja czyta, a odwrotny porzadek tylko jej uroku dodaje. Moze jakies zdjatka byc dolaczyl - jesli robiles oczywiscie.

Dzieki!

Jarek

grubyszymanek2
03-11-2010, 09:53
Witam. Odnośnie wyprawy do krywego - i dalej powrót do sękowca-to chyba był jeszcze most na krywem tak?? Jestem zakręcony jak diabli bo w lipcu 2010 też wybrałem się z zamiarem zaliczenia trasy zatwarnica- hulskie-krywe-tworylne. Ni cholery nie trafiłem do krywego. Z zatwarnicy koło kościoła jechałem fatalną drogą autem około 3 km do niby hulskiego. Na rozwidleniu dróg zostawiłem auto i udałem się w prawo w górę asfaltową drogą, która przerodziła się dalej w szutrówe (na skrzyżowaniu była informacja - krywe 50 min). Po jakimś czasie szutrówa biegła dalej, a czerwony szlak skręcił w prawo w las - poszliśmy szlakiem i po pół godzinie zawróciliśmy do auta. Nadal nie wiem - pomimo analizy map i rozmów na forum - dokąd prowadziła ta szutrówa i czy doszedłbym nią to krywego i gospodartstwa Pani Tosi. Jak możesz napisz mi więcej szczegółów i tak ogólnie jaka atmosfera u P. Tosi i gdzieś tam teraz ponoć jakiś prywatny teren jest. Z góry dziękuję. Pozdrawiam

Piskal
03-11-2010, 10:18
Jeden wątek do zadania pytania to dla ciebie za mało?