PDA

Zobacz pełną wersję : Na Dziko Przez Łopiennik



eldoopa
25-01-2007, 15:16
6-8 sierpień 2005r.

To miała być samotna wycieczka na Łopiennik, lecz zabrał się jeszcze Reksio z kolegą - Grześkiem, i dzięki Bogu bo samemu nie byłoby za wesoło, a w grupie zawsze raźniej.
Odjazd niecodziennie odbył aię o godz 14 z minutami, ponieważ wcześniej była jeszcze nauka do poprawki egzaminu z anatomii, który jak sie okazało był za trudny... Droga zaplanowana była na ok 4 godz więc spokojnie mieliśmy zdążyć z Jabłonek, dokładnie przystanek 'Karolów', do Cisnej na piwo. Wylądowaliśmy na miejscu, ja jeszcze truchcikiem po pieczątkę ze schroniska 'Kropiwne', jak się okazało nie była zbyt wyrafinowana (zdj).
Gotowi i zwarci ruszamy w kierunku drogi mającej nas doprowadzić do potoku, którym dalej w górę do szlaku niebieskiego. Zgodnie z mapaą, którą zakupiłem specjalnie na tą wycieczkę bo była zalaminowana a pogoda była dość deszczowa, mieliśmy dojść do ostrego zakrętu, który przecina strumyk. Po wcześniejszych ulewach, które dokonały nielada spustoszeń na terenie bieszczad, nasz mały potok zamienił się w niezłą rzekę, ale teraz był już znacznie mniejszy, tylko koryto dawało do myślenia; porozrzucane głazy, drzewa i... na jednym z takich kamieni w środku lasu, stoi(ła) butelka 'Lecha', oczywiście pusta, ale skąd się tam wzięła, zapewne nigdy się nie dowiem. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to że miejsce nie wygląda na zbyt uczęszczane nawet przez grzybiarzy. Widoki przełomów potoku były niesamowite, niestety buty zaczęły szybko przemakać, a mokre buty to istne przekleństwo. Wspinając się strumykiem, pozostali członkowie załogi, zaproponowali by odbić bardziej na północ a ja niestety dałem się przekonać, zgodnie z kompasem szliśmy dobrze, ale nie wiadomo gdzie dokładnie byliśmy dlatego trzeba było dojść do źródeł potoku.
Stojąc na szczycie mogliśmy tylko rozglądać się dokąd iść i szukać pozostałości po jakiś ścieżkach, chwila szukania, chwila chodzenia i tak w kółko. Po sporym czasie doszliśmy jak się okazało do drogi, tylko skąd ta droga ??? skoro na mapie skończyła się dużo dalej i nawet ścieżki nie powinno tutaj być. Zdziwienie, to było mało. Mając przed sobą wizję niezłej porażki już prawie dałem za wygraną i mieliśmy iść dalej drogą, która jak się okazało, w/g innej mapy prowadziła dalej w okolice Jabłonek. Nie ma jak kolejna dokładna mapa.
Kiedy już prawie szliśmy drogą, szczyty wyłaniające się po lewej stronie wyglądały na pasmo Durnej i Łopiennika, były co prawda w sporej odległości ale... Idziemy! Teraz decyzja należała do mnie. Przez zupełną przepaść, chaszcze, polany, cali przemoczeni doszliśmy do jakiejś, ścieźki, kawałek dalej do drogi i do zielonego szlaku który kawałek wyżej łączy się z niebieskim (prowadzącym przez Łopiennik). Kiedt byliśmy na szlaku, wszystko już się poukładało i teraz tylko na Łopienninkę, i z tamtąd ścieżką prowadzącą prawie pod sam Czad-Bar. Było już późno ale jeszcze widocznie, w lesie było gorzej ale iść się dało, niestety kilometry i godziny mijały a szczytu Łopieninki nie było, tym bardziej ścieżki mającej odchodzić w kierunku Cisnej. I tak wybłoceni, przemoczeni, bładziliśmy do późnej nocy bo gdzieś do godz 2215 kiedy to odpuściliśmy i rozbiliśmy namiot przy pomocy latarki, którą używaliśmy idąc przez las, a była nią niezawodna Nokia 3510i. Gdyby nie to cudo raczej ciężko byłoby przeżyć te Egipskie ciemności, albo lepiej powiedzieć leśne, bo żeby własnych dłoni nie widzieć to już lekka przesada. Po rozbiciu namiotu, wylaniu wody z butów i wykręceniu skarpetek, tak, tak nie wiedziałem że można mieć tyle wody w butach, można było udać się na spoczynek, Reksio z Grześkiem jeszcze wypili połowę połówki z moją herbatą i też zasnęli, nie bojąc się już niedźwiedzi...
Później było nudno bo znaleźliśmy się i wróciliśmy do Cisnej.

eldoopa
25-01-2007, 15:18
CO by potwierdzić że niezła ze mnie pierdoła, albo że mam pecha do tego Łopiennika....


18 wrzesień 2006r.

Kolejny raz nieszczęsny Łopiennik i mapa bez zaznaczonego szlaku (ścieżki) dała nieźle popalić.
Wybraliśmy się z Pauliną do Cisnej, po drodze odwiedzając lokalną Siekierezadę, gdzie uraczyliśmy się wcześniejszym obiadem. Ja wybrałem rewelacyjne zasmażane pierogi ruskie, Paulina fasolkę po Bretońsku, która chodziła za nią już kilka dni. Po skonsumowaniu fasolka dalej chodziła za nią, ale już tylko jako złe wspomnienie.
Nie zważając na nieco popołudniową godzinę - w końcu to krótka wycieczka - ruszamy w kierunku Dołżycy, skręcamy w drogę na Buk, potem znowu skręcamy w prawo na drogę do Łopienki (baza stud.). Powoli wspinamy się stokową drogą po serpentynach, do przełęczy z której ma odejśc czerwony szlak w kierunku bazy.
Niestety nasza mapa nie ma zaznaczonego ów szlaku, pamiętam jedynie że ma z tamtąd odejść ten szlak. Dochodzimy do przełęczy, szukamy szlaku - jest, teraz chwila przerwy, szybkie kalorie i ruszamy czerwoną ścieżką do bazy. Droga się ciągnie, ciągnie, podejścia są całkiem niezłe, coś jak pod Łopiennik, ale idziemy...
Po wielu trudach, podejścia kończą się, droga trawersuje lasem, już bardziej poziomo, droga mija szybko. Idziemy jakąś granią, wypatrując bazy na polance. Po wejściu na skaliste podwyższenie ukazuje się zejście na polankę i w tym momencie nie wytrzymałem i mówie:
- Kurwa mać! Jest źle, jest źle...
Przedemną, na polance (jeszcze nie na pewno) ukazuje się drogowskaz, widzę go og tyłu ale już wiem, że dokładnie taki stoi na Łopienniku! Co my do cholery robimy na tutaj? Znowu ta przeklęta góra i popieprzone ścieżki, niech to szlag!
Po opanowaniu nerwów, co nie przyszło jednak tak łatwo należało podjąć decyzję, co robić. Zejść do Dołżycy - poddać się, nie zobaczyć Łopienk (cerkwii), nie dojść do Zawozia? A może zaryzykować i jakoś tam trafić? Sytuacja ciężka bo była już 1630, do tego Wrzesień, więc szarówka robi się dość wcześnie. Nie dając jednak za wygraną postanawiam że ruszamy potokiem na północny-wschód do Łopienki. Będzie z góry, czyli bez podejść więc powinno się udać w miarę szybko pokonać ten kawałek i za widoku dotrzeć na drogę.
Idziemy w dół, na dziko, więc przez zarośla i powoje, które najbardziej utrudniają marsz. Jak się okazuje, zejście z góry nie jest takie proste i Paulina szczególnie narzeka (może zaoszczędzimy opisu tego). Cały czas zgodnie z kompasem kierujemy się na północny-wschód, ale w takich jarach łatwo się pogubić, zchodząc w poprzek góry. Idziemy ciągle w dół, potoku jednak nie ma. Wciąż w dół i w dół, czekam na jakiś jar, by trafic do potoku opisanego 'ZaKamieniem'.
W takich sytuacjach bywa naprawdę ciężko by pocieszyć zrozpaczonego kompana, że już niedługo potok a potem kawałek do wypalarni i jesteśmy na drodze, gdy samemu nie jest się pewnym że idzie sie dobrze.
Jednak po chwili ukazuje się strumyk. Uff, ale ulga, nie jest źle, zaczyna się zabawa. Kolejny raz nie wziąłem pod uwagę, że początkującym może być naprawdę ciężko skakać z plecakiem z kamyka na kamyk, omijając błoto i głębsze niecki. Posówamy się bardzo powoli, w dodatku co jakiś czas pojawiają się zwalone drzewa, trudne do ominięcia ze względu na bardzo strome brzegi jaru, którym idziemy. Zwalniani drzewami, krzakami poruszamy się naprawdę powoli. Jednak kiedy strumyk staje się czysty widzę że Paulina zaczęła się już dość sprawnie poruszać, więc trochę przyśpieszamy. Czas jednak mija a końca potoku nie widać, robi się troszkę szarówka a my tkwimy w gęstym lesie. Próbujemy poruszać się trochę brzegiem jaru, od czasu do czasu wychodząc z niego co zwalnia naszą wędrówkę, Paulinie spodobał się tak strumyk, że nie chce z niego wychodzić ale ja zdaję sobie sprawę, że jeżeli nie znajdziemy drogi to nie przyśpieszymy i możemy nie wyjść z lasu. Wychodzę sam na górę i widzę jakaś ścieżkę idącą wzdłuż strumyka, wołam swoją kompankę i kierujemy się już drogę w kierunku północnym, więc wszystko wskazuje na to że powinniśmy dojść do drogi przecinającej nasz potok. I tak się dzieje, po ok 15 min marszu, wyłania się przed nami wypalarnia węgla, robimy 2 zdjęcia i ruszamy dalej, teraz już nieco pewniej bo jesteśmy na drodze do Łopienki, Terki, Zawozu...
Po chwili mijamy odbudowaną cerkiew w Łopience, też kilka zdjęć, ale już robi się ciemno...Szybkim krokiem usiłujemy dość do drogi na Terkę, by z tamtąd złapać autobus do Zawozia. Kiedy jesteśmy już na główniejszej drodze, jest całkiem ciemno, jak wiadomo złapanie stropa w takich warunkach jest dość ciżkie, jednak nie dla zdesperowanej kobiety. Po kilku minutach wyłaniają się światła samochodu, nie zważając na nic, bo może to być nasza jedyna szansa dostania się gdziekolwiek, stajemy na drodze i machamy rękami. Zatrzymuje sie jakiś jeep, pełny ludzi, niestety nie ma miejsca. ale bagażnik! Ładujemy się i w całkiem przyjemnych warunkach jedziemy do Bukowca. Wysiadamy na krzyżówce, podążamy na przystanek, bo ok 2000, czyli za jakies 20 min powinniśmy mieć autobus do Zawozu. Czekamy...widzimy, że jedzie, i jakież jest nasze zdziwienie że nie skręca wcześniej na Terkę! Gdybyśmy czekali tam na niego jak mieliśmy w planie, to raczej musielibyśmy tam kolejny raz nocować, bo po okresie wakacyjnym autobus omija Terkę.
Załadowaliśmy się do PKS-u, kierowca policzył za nas tylko 4zł choć bilet kosztuje 2,60zł, ale chyba się nam należało po takim dniu!
I już spokojnie docieramy do domku w Zawoziu. Ale mieliśmy farta!
SPROSTOWANIE: Dlaczego wylądowaliśmy na Łopienniku? To było podstawowe pytanie jakie dręczyło nas tego dnia. Jak się okazało czerwona ścieżka, która nie była zaznaczona na naszej mapie łączy baze studencką - Łopienka z Lopiennikiem, przechodząc przez przełęcz 748m. Nie wiedząc o tym fakcie, skręciliśmy na zachód i za ścieżką dotarliśmy na Łopiennik. Żeby dojść do bazy należy iść do końca stokową drogą i wejść w las, po czym odbić lekko na północ (już szlakiem). No cóż kolejne doświadczenie; noś zawsze aktualne mapy, nie tylko dokładne!

Później dorzuce, kolejne zmagania z fatum, czyli zejście potokiem Stary Majdan z pod Łopiennika :)

Barnaba
26-01-2007, 02:46
hyhy dobre! Wiem coś o tej górze.... powinna się nazywać Błędna, albo jakoś tak... Mi tylko dwa razy udało się wejść i zejść szlakiem (Dołżyca<> Łopiennik), na trasie z i do bazy.... no nie ma szans... trasa w dół, do potoku, potokiem do drogi, drogą do wypału.... opis trasy co najmniej jak na wyprawę po królewnę jakąś (a w bazie zarośnięty wszech- dziwak "Niedźwiedź"). Idąc od strony bazy też można przegapić conieco.... ojjj bywało bywało...

Później było nudno bo znaleźliśmy się ....
Faktycznie, najfajniejsze jest takie błądzenie sobie

Stały Bywalec
26-01-2007, 20:20
Napisałeś m.in.:
"... Nie zważając na nieco popołudniową godzinę - w końcu to krótka wycieczka - ruszamy w kierunku Dołżycy, skręcamy w drogę na Buk, potem znowu skręcamy w prawo na drogę do Łopienki (baza stud.). Powoli wspinamy się stokową drogą po serpentynach, do przełęczy ..."

A nie w lewo ?

eldoopa
27-01-2007, 14:15
No jasne że w lewo :-D czasami mam z tym problemy więc jak jeżdże samochodem to lepiej mówić --->tam :mrgreen: Gratuluje spostrzegawczości.

damian
28-01-2007, 23:27
Z Łopienika schodzilem do bazy kilkakrotnie... i zawsze wylazlem gdzie indziej... Pewnego lipcowego dnia, wiele, wiele lat temu wdrapaliśmy się z plecakami (początek wyprawy, lata osiemdziesiąte, więc kolo 30kg każdy) na Łopiennik od Dolzycy (bez szlaku) i w dól wg znaków do bazy... po jakimś czasie wybraliśmy odchodzącą w lewo ścieżynkę... i stromym jarem wylądowaliśmy w uroczym potoczku... w górę na się nie chcialo więc dawaj w dól. Wspaniala przygoda, wody zbyt wiele nie bylo ale zejści śliskimi glazami, wodospadzikami bylo nieco ryzykowne. Na szczęście mlodzi jeszcze byliśmy i sprawni więc poza paroma otarciami i przemoczonymi butami bylo calkiem OK. Po jakimś czasie potoczek nabieral 'mocy' więc trza bylo wyjść z jego koryta. Teren się nieco wyplaszczyl. wypatrzylem koleiny starej drogi i ruszyliśmy mlodnikiem, który ową drogę byl zarósl doszczętnie. Po 3-4 godzinach od Łopiennika wyszliśmy na 'glówną' drogę w Łopience... ale sporo powyżej bazy, więc dopiero po jakichś kolejnych 20-30 minutach mogliśmy podziwiać mecz siatkówki (pozdrowienia niniejszym dla Krokodyla, Diabla i innych tam grających i będących) znad oparów wspanialej herbaty miętowej....

Inną razą... już nie tak mlodzi :) ruszyliśmy z druhem mym wiernym Grzesiem, spod Hona na Łopiennik. minąwszy wypaly w dolince nad barem skręciliśmy w lewo w wyraźną ścieżkę. Pieliśmy się i pięliśmy sie aż dopięliśmy się do końca owej ścieżki... nie bacząc na to wyraźnym żlebem w górę przez maliniaki na grzbiet. Grzbiet w pięknym i cichym lesie wyprowadzil nas do czarnego szlaku, którym wgramoliliśmy się na szczyt... z tamtąd już w miarę bezproblemowo udalo się dotrzeć do bazy gdzie przywital nas Bazyli... niniejszym pozdrawiam.

Jak widać Łopiennik to góra szczególna... niby niewysoka, niby latwa a jednak zapętlić się tam nietrudno... Zapętlenia owe to jednakten niezwykly smaczek bieszczadów. Kto się nigdy w bieszczadach nie 'zapętlil'(sens wieloraki) ten w bieszczadach nie byl...
pozdrawiam

jastrzab
29-01-2007, 10:48
czesc
poszukuje kogos,kto bywal w schronisku na lopienniku w latach 70.

pipa
29-01-2007, 12:39
Kłaniam się wszystkim


czesc
poszukuje kogos,kto bywal w schronisku na lopienniku w latach 70.

hmmm, chodzi Ci o bazę studencką?
Jeżeli tak to ja bywałam - i to nie sama. Ale sza bo mi dostęp do komputerka zablokuje.

No to wstęp mam za sobą.

Całuski

damian
29-01-2007, 16:26
Jastrzębiu drogi... niestety jak zawitalem w biesy pierwszy raz to już bylo dawno po wszystkim... Pamietam jeszcze resztki podmurówki... sam jestem ciekaw jak tam bywalo. ciekawą anegdotę czytalem u Potockiego, o Piotrze Francuzie...
pozdro

damian
29-01-2007, 16:36
Dochodzimy do przełęczy, szukamy szlaku - jest, teraz chwila przerwy, szybkie kalorie i ruszamy czerwoną ścieżką do bazy. Droga się ciągnie, ciągnie, podejścia są całkiem niezłe, coś jak pod Łopiennik, ale idziemy...
Po wielu trudach, podejścia kończą się, droga trawersuje lasem, już bardziej poziomo, droga mija szybko. Idziemy jakąś granią, wypatrując bazy na polance. Po wejściu na skaliste podwyższenie ukazuje się zejście na polankę i w tym momencie nie wytrzymałem i mówie:
- Kurwa mać! Jest źle, jest źle...
Przedemną, na polance (jeszcze nie na pewno) ukazuje się drogowskaz, widzę go og tyłu ale już wiem, że dokładnie taki stoi na Łopienniku! Co my do cholery robimy na tutaj? Znowu ta przeklęta góra i popieprzone ścieżki, niech to szlag!

Hmmm przeczytalem uważnie... kurs czytania mapy by się wam przydal... przecież baza jest niżej niż przelęcz!!! i na przelęczy należy skręcić w prawo (mniej więcej na wschód) w dól!!! a nie wlazić pod górę...
Swoją drogą lechu to nie pierwszy glos o braku oznaczen bazowych na przelęczy... nie wiem czy cos w tej sprawie się ruszylo od ostatniego razu.
I czy lazi się już tą nową spychówką czy nadal przez krzaczory od strony 'pryszniców'?

eldoopa
29-01-2007, 17:54
Szczerze to nawet nie patrzyłem na mape, bo jak wspominałem - pamiętałem z domu ze jest tam czerwony szlak do bazy, więc zadziałałem raczej instynktownie.
Nie była to wielka wycieczka w góry tylko mieliśmy przejść kawałek dla przyjemności. Dodam jednak że absolutnie nie żałuje, bo była to cholernie ciekawa podróż.

ps. Droga dalej przez prysznice ;)

Lech Rybienik
04-02-2007, 16:00
No to z tym niepatrzeniem na mapę to błąd...
Po prostu skręciłeś nie w tą stronę... A koledzy mnie zakrzyczeli, żebym nie stawiał tabliczek na przełęczy. Na wiosnę zrobię drogowskaz na przełęczy - tam gdzie szlak odbija od szutrówki na Łopiennik.
Kurcze - sam nie wiem jak wyznakować ten szlak, żeby było idealnie...
Jakieś dwa lata temu popełniłem zamiast małych czerwonych znaczków duże znaki na sam Łopiennik, i ludzie jakoś przestali się gubić...co prawda trzeba by poprawić tabliczki, ale one niestety giną po sezonie.

Co do zejścia przez prysznice - już od dawna jest plan na przełożenie szlaku na nowa stokówkę ale: na skrzyżowaniu mieszka niedźwiedź, no i cały czas formalnie tam jest wyrąb, więc nikt nie da nam pozwolenia. Ta ścieżka rzeczywiście wiedzie przez mega krzaki:)
Pozdrawiam
Lech

eldoopa
04-02-2007, 17:51
Sądzę ze każdy kto choć raz a dokładnie spojrzy na mape bedzie wiedział gdzie iść.

damian
07-03-2007, 14:51
Sądzę ze każdy kto choć raz a dokładnie spojrzy na mape bedzie wiedział gdzie iść.


To rzeczywiście dobrze spojrzałeś :razz:

eldoopa
11-03-2007, 12:16
spójrz dokładnie i ty i przeczytaj ze "...dokładnie spojrzy" a nie tylko rzuci okiem w domu.