PDA

Zobacz pełną wersję : i znów Bieszczady tym razem spokojne i udane:)



yoowki
30-07-2007, 15:03
Tak więc stało się. 15 lipca 20 oo wyjeżdżamy z Wrocławia. Jedziemy tylko w trójkę choć w zamyśle miało nas jechać dużo więcej. Ale co tam mi do szczęścia potrzebne tylko Bieszczady. Ja moje Słońce i Misiek. Cel wyprawy Ustrzyki Górne.
o godzinie 5 jesteśmy już w Rzeszowie a stąd Mini Autobusem na stojąco do Ustrzyk (tu tak mała dygresja autobus byl pośpieszny a jechaliśmy prawie 6 godzin bo kierowca jechał pierwszy raz i nie za bardzo znał trasę). przed 11 jesteśmy w Ustrzykach. Wysiadam z autobusu i miłe zaskoczenie odrazu widzę znajomą gębę miejscowego autochtona o pseudonimie Nindża trochę zarósł na potrzeby turystów ale go poznałem:). Z jego ust popłynęły do nas pokrzepiające słowa: "O kur.. no nie na jaki ch.. ście tu przyjechali upały jak Ch.. na połoninach wieje że łeb chce urwać a tym sie znów Bieszczad zachciało" a zaraz potem sławetne "oj ciężko w tych Bieszczadach ciężko.. a pić sie chce chopaki dajcie na jakiś browarek" po czym nastąpiła jeszcze prośba o papierosa i podkreślenie słowa "dajcie" bo prawdziwy biesczadnik nie żebra i nie pożycza bo wie że nie odda;) a, że Nindża dobry chłop bo o Bieszczady dba zbierając śmieci na szlakach i sprzątając przystankową wiatę więc na browarek dostał a i zaprosił nas do Siebie, bo mówił że ciężko z noclegami "... tylu się kur.. nazjeżdżało turistów" Za nocleg dziękujemy ale odmawiamy bo jakbyśmy u niego spali to w góry raczej byśmy nie poszli znając jego gościnę i zamiłowanie do trunków.. Kierujemy sie za kościół do Gabrysia którego mam zwinęła nas w zimie z przystanku na swe pokoje. Rozbijamy namioty i idziemy do Lacha na piwko co by się człowiek zaaklimatyzował w górach. Po drodze spotykamy Baranka niebieskiego ptaka, który coś tam rzeźbi przekręt z niego wielki jak cholera choć gość rozmiarów dość lichych za to sympatyczny i spokojny nawet jak na gazie Wielu z was go pewnie zna bo dosyć duży oryginał:). Resztę dnia spędzamy nad Wołosatym mocząc nogi i wygrzewając sie w słońcu.
W nocy padało a nawet grzmiało. jak przyjemnie jest słuchać odgłosów bieszczadzkiej burzy w ciepłym namiocie, ranek powitał nas słońcem i rosą. Dziś na celowniku Połonina Caryńska. Wyruszamy o 9 rano, słonko już ładnie grzeje wiec na pierwszym podejściu już jesteśmy cali mokrzy. W pocie czoła dochodzimy do połoniny i już podziwiamy widoki jest cudnie tylko ludzi jakoś tak dużo wiatr umiarkowany więc suszy nas dość szybko zatem polewamy się wodą nabraną ze strumyka jeszcze w lesie. przechodzimy sobie spokojnie przez połoninę podziwiając widoki i rozmawiając z motylkami które wcale się nie boją turystów i siadają nawet na nosie:). na zejściu do berehów wypijamy po piwku niesinym w plecakach i ruszamy dalej(ale ono smakowało ojoojoi). W berehah robię jeszcze kilka zdjęć starego cmentarza przez co ucieka nam autobus do Ustrzyk za co dostaje OPR ale zaraz łapiemy Busika. teraz się wykąpać i do Lacha na piwko nad strumyk Jutro ruszamy na Tarnicę (jak znam życie to i tak nic z tego nie wyjdzie). I co?? Nie wyszło za późno wstaliśmy a nogi i tak bolą wiec dzień odpoczynku. Idziemy na torfowisko siedzimy cały dzionek i wcześnie kładziemy się spać. Dziś sądny dzień. Zastanawiam się z Miśkiem czy tym razem Biesy i Czady pozwolą nam wejść na Tarnicę. Będzie to nasze będzie to nasze 4 podejście. co rok zawsze coś wychodziło ostatnio w tym roku w zimie doszliśmy tylko do Rozsypańca i musieliśmy zwrócić z powodu mgły tak gęstej że nie widać było czubka nosa. Autobusem do Wołosatego i dalej niekończącą sie drogą na przełęcz Bukowską. Tu już jest luźniej z nami idzie tylko piątką Słowaków w podeszłym wieku i muszę przyznać żę mieli dziadki krzepę:). Na niekończącej się drodze następuje przełamanie się mojego Słonka które (nie przeklina ale jak powiedzieliśmy tu się nauczy) stwierdza "kur.. !!! daleko jeszcze???". I już przełącz bukowska wita nas zapachem trawy i tęczą kwiatów. krótki odpoczynek i ruszamy dalej wchodząc na Rozsypaniec w pewnym momencie odwracam sie i widok po prostu zapiera dech w piersiach, ostatnim razem jak tu byłem to widziałem tylko biel i gdyby nie czerwona kurtka Miśka to myślałbym że już jestem w niebie. Trawy połonin falują na wietrze jakby były jednym wielkim oceanem zieleni poprzecinanym rafami kwiatów i ciemniejszymi plamami drzew. Po prostu pięknie . z Rozsypańca dalej ruszamy na Halicz na Haliczu strasznie wieje. widzą krzyż pochylam głowę w hołdzie ludzi gór, którzy odeszli już na niebieskie połoniny schodząc z Halicza czerwonym szlakiem trochę poniżej drugi krzyż tym razem stary drewniany taki taki bieszczadzki. Chwilę potem słyszę pisk rozglądam się.. tak tam niżej przy granicy lasu szybuje Orlik krzykliwy dostojnie i z gracją uderza w połoninę by zakończyć życie swojej ofiary zauroczony patrze jeszcze na niego zanim zniknie w lesie, a p[otem na łeb na szyję biegnę za towarzyszami podróży. w połowie drogi z Halicza na przełęcz goprowców zaczyna robić się trochę tłoczno co raz grupki turystów mijają nas na wąskiej ścieżce. na przełączy jeszcze kilka osób. A potem już tłumy na przełęczy pod Tarnicą . Wcale mi się tu nie podoba. Panie w klakach dziewczęta w trampkach panowie w mokasynach jakby wyszli z kościoła. Co to ma być ja sie meczę co roku i nie jest mi dane a tu se pan z kościoła wychodzi i jak gdyby nigdy nic idzie na Tarnicę:/ Przez to nie za bardzo mi się spodobała. następnym razem pójdę na bukowe i zejdę do pszczelin. Mijając tłumy ludzi szybko wchodzimy na Tarnicę przybijam piątkę z Miśkiem robimy zdjęcia i spadamy. Choć słonko grzeje to nie zużywamy dużo wody bo przez silny wiatr mamy góry z klimatyzacją ;). Mijając grupki turystów schodzimy Szerokim wierchem do Ustrzyk zajadamy się malinami i jagodami i kontemplujemy wspaniałości przyrody. W lesie moje Słonko przeżywa kryzys strasznie ją nóżki bolą i nawet nie pomaga motywacjo i ciepłym prysznicu i zimnym piwie. Nam za to pomaga jak najbardziej więc w podskokach zmierzamy w dół podtrzymując na duchy naszą Calineczkę. po dojściu do terebowca Mała Mi tupta już jak robocik ale dzielnie idzie dalej. W Ustrzykach stwierdzamy że bliżej nam na piwo niż do namiotów wiec szybko po jednym i do obozowiska. Wieczorem spotykamy znajomych których poznaliśmy na Caryńskiej troche pogadaliśmy pośmialiśmy się i spać jutro mamy zamiar wyruszyć do Duszatyna.
Z Ustrzyk jedziemy do Cisnej niestety w Ostatni Autobus do Komańczy odjechał przed godzin. Szybka decyzja zostajemy na trampku mamy jeszcze dwa dni na jeden nie opłaca się nam jechać do Duszatyna. Po rozbiciu się kroki kierujemy do siekiery tam dowiaduje się o imieninach swych i do późna kontemplujemy uroki Bieszczadów. Następny dzień spędziliśmy na spacerach po okolicach Cisnej. Jutro do domu:( jesteśmy przez to trochę smutni. Jeszce nostalgiczny wieczór z gitarą i panem Romkiem na Trampie i powrót do domu. Do zobaczenia góry kochane. Jak dobrze pójdzie to we wrześniu

PS pozdrawiam Pana Romka, Nindże, Baranka, Lacha, Gabrysia i jego żonę, Wojtka i Kasię z Lublina, małżeństwo z Ostródy, i wszystkich których spotkałem na szlaku...


załączam link do kilku zdjęć z naszej wyprawy : bieszczady (http://yoowki.fotolog.pl/to-wlasnie-sa--to-wlasnie-moje-Biesczady,1232647,komentarze.html)

Stały Bywalec
31-07-2007, 19:07
Bieszczady (jako kraina), to nie tylko góry.
Wybierzcie się kiedyś w Dolinę Krywego n/Sanem. Tam to zatęsknisz za spotkaniem człowieka.

wojtek legionowo
31-07-2007, 19:50
Bieszczady (jako kraina), to nie tylko góry.
Wybierzcie się kiedyś w Dolinę Krywego n/Sanem. Tam to zatęsknisz za spotkaniem człowieka.

A ja bywając tam nader często nie tęsknię za widokiem ludzi ,już bardziej za sklepikiem z browarkiem.no i oczywiście za miłym towarzystwem

klopsik
31-07-2007, 23:21
je tam wole lazic po lasach i tam nie tesknie bynjamiej za ludziami tylko zastanwaiam gdzie kurde ten pieprzony misiek jest :-) i pozsotaje mi nadizej ze nie przedemna