PDA

Zobacz pełną wersję : Bieszczady po raz pierwszy



medusa
07-10-2007, 02:32
No i stalo się. Jeszcze nie tak dawno pakowalam plecak, a teraz znow siedze w domu i probuje ogarnac tamten tydzien. Bieszczady znalam z tworczosci KSU jeszcze z czasow ogolniaka, ale jakos nigdy nie zlozylo się, żeby zobaczyc je na wlasne oczy.Wybor padl na Ustrzyki Gorne, gdzie zaczelismy polowanie na kwatere. Wysiedlismy przystanek przed „centrum” UG, wiec sila rzeczy zaczelismy od hotelu PTTK, którego ceny powalily nas na kolana. Ruszylismy dalej. Pokrecilismy się po okolicznych kwaterach, krotki telefon do Kremensarosa również pozbawil nas zludzen co do wolnych miejsc, wiec wrocilismy do petli autobusowej. W poszukiwaniu mapy Bieszczadow wpadlismy do kiosku niezobowiazujaco pytajac pana sprzedajacego i wolne kwatery, na co ten odparl tajemniczym tonem: „może wiem, może nie wiem”, po czym poinformowal nas, ze takowa posiada i moze nam ja wynajac. Koniec koncow zamieszkalismy w domku obok Kremenarosa, naprzeciwko strazy granicznej. Miejscowka bomba, a na dodatek, nie liczac nas, pusciutka! Zrzucilismy plecaki, przepakowalismy się do mniejszych i jazda na Polonine Carynska. Przyznaje, ze brak formy szybko dal o sobie znac i dzies w polowie pojawila się zadyszka, ale ponieważ nie poddaje się bez walki, chwile potem po raz pierwszy w zyciu mialam okazje zobaczyc, jak wyglada bieszczadzka polonina. Ale jeszcze wiekszym szokiem był zwyczaj pozdrawiania się na szlaku. Po pierwszym „czesc” ogladalam się za siebie sprawdzajac, czy my aby na pewno się skads znamy. Chwile pozniej zaskoczylismy o co chodzi i już do samego konca z wyszczerzonymi klami witalismy się ze wszystkimi na trasie. Pogoda fantastyczna, widoki zwalaly z nog, natomiast dziwila liczba turystow, ale najwyrazniej Carynska to taki bieszczadzki odpowiednik molo. Pamietam tez urocze Polakow rozmowy, z czego numerem jeden było „Proszę siadac i podziwiac”. Po krotkiej przerwie i "podziwianiu" ruszylismy dalej ku Przeleczy Wyznianskiej, skad sila rozpedu doszlismy do Bacowki pod Rawkami, gdzie rzucilismy się na lokalny przysmak pt. grule z bundzem, czyli zapiekane ziemniaki z serem i sosem czosnkowym. Porcje były tak ogromne, ze pomimo szczerych checi, nie byliśmy w stanie ich spracowac. Jedzonko popchnelismy Lezajskiem i udalismy się spowrotem do glownej drogi i z buta ruszylismy w kierunku Ustrzyk Gornych. Gdzies w polowie drogi zatrzymal się przy nas busik i oczom naszym ukazal się Pan Kapelusznik we wlasnej osobie (Derty, już wiemy skad ten przydomek J).
Nastepnego dnia ruszylismy niebieskim szlakiem w kierunku Wielkiej Rawki. Bardzo mocne podejscie, ale po wczorajszej rozgrzewce było ciut latwiej. O dziwo, prawie do samego szczytu nie spotkalismy zywej duszy na trasie. PRAWIE, bo mijajac polanke tuz przed ostatnim podejsciem na szczyt, z pobliskich krzakow uslyszelismy potezny ryk. Wlosy stanely nam deba i w ulamku sekundy znalezlismy sie na szczycie. Oboje dalibysmy sobie obciac rece i nogi, ze był to mis. Po niedlugim czasie okazalo sie, ze byl to jednak jelen, ale i tak trase z Wielkiej na Mala Rawke, a pozniej Dzialem az pod Wetline pokonalismy w tempie iscie olimpijskim, a każdy szelest w krzakach podnosil poziom adrenaliny. Dopiero pozniej dowiedzielismy się, ze misie nie szukaja towarzystwa ludzi, ale my i tak do konca nosilismy ze soba kawal kielbasy, która miala sluzyc jako element odciagajacy uwage misia od nas w razie nieplanowanego spotkania na trasie ;-) Co do samej trasy- widoki zapierajace dech w piesiach, no i znow mysl, która wwiercala się w glowe ciagle i ciagle na nowo- nie da rady ogarnac i zobaczyc tych wszystkich szczytow, dolin, tras i nie tras...zycia nie wystarczy! Az bolalo. W przenosni i doslownie, bo po tej wyprawie, prawie 20-kilometrowej, naciagnelam sobie sciegno Achillesa i cos chrupnelo w kolanie. Na szczescie w zapasie mielismy bandaz elastyczny w ilosciach hurtowych. Na koniec, gdzies pod Wetlina, znalezlismy w krzakach stary most i wpomnienie po kolejce, chyba waskotorowej. Szczesliwie 3-go dnia w planie był dosc delikatny przemarsz z Berezek na Przyslup Carynski. Tak sielskiego widoku chyba nigdy nie mialam okazji podziwiac. Nikogo dookoła, z wyjątkiem polany i cudownej panoramy okolicznych gor. Tam zrobilismy sobie polgodzinna sesje zdjeciowa i ruszylismy dalej w poszukiwaniu bylej wsi Carynskie po drodze natykajac się na malutka zmije wygrzewajaca się na betonie. Sama wies- az serce się krajalo, jak niewiele z niej zostalo. Pokrecilismy się troche i ruszylismy na Nasiczne. W koncu dotarlismy do szosy, skad dziarsko pomaszerowalismy do Brzegow Gornych, po drodze mijajac dzikiego zubra, który okazal się być bardzo towarzyska krowa pani sprzedajacej bilety na szlak J
Dzien czwarty to Polonina Wetlinska. Pogoda wciąż jak igla. Zapasy wody, uzupelniamy w pobliskim strumyku, ktory jest chyba bardziej krystaliczny niż wszystkie butelkowane wody, jakie przyszlo mi do tej pory pic.Na szczycie, w Chatce Puchatka zaskok- kilkunastoosobowa brygada Slazakow w wieku mocno emerytalnym, co tylko utwierdzilo mnie w przekonaniu, ze trzeba kontynuowac gorska przygode. I jeszcze jeden niespodziewany gosc- golab, który najwyrazniej stracil orientacje w terenie skonczywszy na puchatkowej laweczce dokarmiany przez wszystkich. Z Chatki ruszylismy przed siebie w kierunku Przeleczy Orlowicza. Wetlinska wydala się wezsza i bardziej kamienista niż Carynska, ale rownie popularna, bo takich jak my mijalismy dziesiatki. Srednia wieku na szlaku wciąż mnie intrygowala. Daj boze taka forme za kilkadziesiat lat! W drodze powrotnej busem z Wetliny do UG zatrzymalismy się przy lokalnej wedzarni, gdzie zaopatrzylismy się w kilka oscypkow i kawal hucula, które pieknie komponowaly się z piwkiem i ogniskiem pare godzin pozniej J Również tego wieczoru okazalo się, ze mamy sasiadow w pokoju obok, z którymi spedzilismy ten i kolejny wieczor przy ognisku, wiec przy okazji serdecznie pozdrawiam Piotra i Marka, o ile w ogole kiedykolwiek trafia na to forum.
Dzien piaty, wg planu Dertego, to zdobycie Tarnicy J Taka wisienka na torcie na ostani dzien, bo okazalo się, ze będziemy wracac ciut wczesniej, niż to oryginalnie zakladalismy, wiec Tarnica była symbolicznym pozegnaniem z Bieszczadami. Po 4 dniach intensywnych marszow moje sciegna były raczej ich wspomnienem. Pogoda troszeczke zaczela się zalamywac, ale na szczescie nie spadla ani kropla deszczu. Ostatni kamienisty kawalek dal nam troche popalic, ale widok ze szczytu zrekompensowal kazda kropelke potu. Trafilismy wprawdzie na kilka szkolnych wycieczek, ale przeczekalismy je i we wzglednym spokoju posiedzielismy chwile na gorze. Mielismy ogromnego smaka na Krzemien i Rozsypaniec, ale najzwyczajniej w swiecie zabraklo nam sil, wiec musielismy zadowolic się samymi widokami. Mocno sponiewierani ruszylismy pozniej w dol w strone Wolosatego, mijajac biegajace luzem konie huculskie. Slonce wyszlo zza chmur, zrobilo się sielsko-czarodziejsko, a do mnie dotarlo, ze to już praktycznie koniec naszej przygody. Ponieważ chcielismy dac sobie porzadnie w kosc, postanowilismy wrocic z Wolosatego do UG z przyslowiowego buta. Tak dziurawej drogi nie widzialam nigdy w zyciu. Wprawdzie z obu stron nowy asfalt powoli się rozwija, ale srodek wyglada jak ser szwajcarski JTen dzien również zakonczylismy ogniskiem z naszymi uroczymi sasiadami i zoladkowa gorzka zagryzana oscypkami i huculem. Niestety, nie udalo nam się zaliczyc Cisnej z Siekierezada i Trollem, ale minelismy ja w drodze powrotnej, wrzucajac przy okazji kartki dla przyjaciol i rodzinki. Nie obylo się oczywiście bez zakupu lokalnych specjalow u Nikosa, który najwyrazniej jest miejscowym mistrzem w wyrabianiu serow, co bardzo szybko odkrylismy wcinajac już po drodze czesc zakupow. W Gdyni wyladowalismy w niedziele po 5tej rano. Przywital nas ziab i resztki deszczu na ulicach.
Minal już tydzien od powrotu a mnie, jak to kiedys ktos ladnie powiedzial, meczyl mnie i nadal meczy „smutek spelnionej basni”. Nie moglam sobie znalezc miejsca, buty do dzis leza na balkonie, a każdy powrot do folderu ze zdjeciami jest jak rozdrapywanie wielkiego strupa. Ten niecaly tydzien przyniosl tyle pozytywnych wrazen, co ostatnie pare miesiecy. Czas plynal zupelnie inaczej. Przez caly pobyt ani przez chwile nie mialam na sobie zegarka, nie było ani telewizji ani radia- byliśmy tylko my, nasze nogi, mapa i otwarta glowa. Zreszta, nie wazne co napisze, bo wszystko zaleci banalem, ale te pare dni daly mi wiecej niż się spodziewalam i chocbym stanela na glowie, to i tak wiem, ze nie opisalam nawet w dziesietnej czesci tego, co tam widzialam i czulam.
Przy okazji chcialabym BARDZO podziekowac Tobie Derty za rozpisanie nam planu na te pare dni. Dzieki Tobie nasz wypad miał rece i nogi.

naive
07-10-2007, 07:40
Teraz z czystym sumieniem można zawołać do Ciebie - witaj w Bieszczadach. Bo dopadła Cię chyba nieuleczalnie ta "choroba". Pięknie opisałaś swoja wyprawę.

długi
07-10-2007, 10:45
Witaj krajanko. Bardzo udany debiut - gratuluję. Żmijka cudowna. Jest tyle miejsc w Bieszczadach, które nie przypominają sopockiego mola w sezonie. Zresztą, plaża i Połoniny najpiękniejsze są zimą, wczesną wiosną, b. późną listopadową jesienią - polecam.
Długi

Julia
07-10-2007, 13:01
"smutek spełnionej baśni" i oglądanie fotek jak "rozdrapywanie wielkiego strupa"-oj znam to meduso. i nigdy tak naprawdę nie da się opisac wszystkiego, co się widziało, a zwłaszcza, co się czuło.no bo jak ubrac w słowa zachwyt, kiedy stoi się i patrzy na połoniny, a wiatr hula we włosach i niemal podrywa do góry.

byłam w tych samych co TY miejscach.i nigdy nie zapomnę :)
jak napisał naive- dopadła Cię ta nieuleczalna choroba zwana Bieszczadami.

pozdrawiam

buba
07-10-2007, 15:00
fajnie!!! widze ze wyjazd byl udany!!! a jakie super jest to zdjecie pt "niedzwiedz" !!!!!! rewelka!!!! taki ryczacy las musial robic wrazenie!!! i wspaniale dziurawu asfalt! az by sie chcialo znow pojechac ta droga!!

davson
07-10-2007, 15:29
Po raz pierwszy ale chyba nie ostatni?Gratuluję udanej wyprawy i pozdrawiam.

sq5jrv-mario
07-10-2007, 19:03
Pozdrawiam i WITAM również w klubie Beszczadników. Życzę równie dużej ilości powrotów co Ja i inni w Biesy. Za 3 dni jadę po raz 10 i "chyba mi sie tam nigdy nie znudzi". Do zobaczenia na szlaku. :))

medusa
07-10-2007, 20:22
Dziekuje wszystkim za mile slowa. Jedno jest pewne...to dopiero poczatek przygody! A najsmieszniejsze w tym wszystkim jest to, ze jeszcze rok temu szabelka walczylabym o wyzszosc morza nad gorami. Chyle czola i przyznaje sie do bledu. Pierwsze kocham z sentymentu. Te drugie wyrwaly mi kawal serca i zawirusowaly caly system odpornosciowy.
Ech, a jutro powrot do "fabryki"... Mam atak paniki na sama mysl :roll:

pioabram
07-10-2007, 22:47
Dziekuje wszystkim za mile slowa. Jedno jest pewne...to dopiero poczatek przygody! A najsmieszniejsze w tym wszystkim jest to, ze jeszcze rok temu szabelka walczylabym o wyzszosc morza nad gorami. Chyle czola i przyznaje sie do bledu. Pierwsze kocham z sentymentu. Te drugie wyrwaly mi kawal serca i zawirusowaly caly system odpornosciowy.
Ech, a jutro powrot do "fabryki"... Mam atak paniki na sama mysl :roll:
Naprawde piękna relacja,bieszczady tez ,"wyrwały mi kawał serca",i to jakze juz dawno,muszę cię ostrzec ze ta ,"infekcja","",nie przechodzi nigdy!!!!
Tylko my,znad morza,mamy jeden problem,..ze jest tam tak daleko,(mieszkam ,po sasiedzku),i zazdroszcze formowiczm=om z południa ze maja blizej,i czesciej moga tam zagladac,no ale nadzieja jest ..oddano juz 500metrow atostrady a1:mrgreen: zawsze,to wygodniej i szybciej:mrgreen: .Trzymaj sie tam w fabryce,i poprostu planuj juz następny wypad,łatwiej wówczas,a ja juz za pare dni,w pociąg i heja,nareszcie,ruszą dla mnie dni.pozd.

Groszek
08-10-2007, 14:27
Witaj! Wróciliśmy z Biesów wczoraj byliśmy tylko 3 dni ale było cudownie. Jesień - te kolory nikt ich nie potrafi w pełni opisać to trzeba zobaczyć może w przyszłym roku pojedziemy na dłużej i niekoniecznie w oblegane miejsca Ustrzyki Górne i okolice. Nadal tłumu ludzi w każdym wieku. Wracając do domu widzieliśmy te Bieszczady gdzie diabeł mówi dobranoc. :-P i tam musimy pojechać okolice Łopiennika widoki powalają z nóg.

Hero
09-10-2007, 00:05
Meduso, po długości relacji rozumiem, że było super, że wyjazd się udał. Skoro jednak nie chciało Ci się używać liter z polskimi ogonkami i kropkami, to mi się nie chce tego czytać. Powiesz, że się czepiam - masz rację, ale mam już dość niechlujnych postów, czego przypadkiem wyraz daję w tym temacie.

naive
09-10-2007, 07:19
Meduso, po długości relacji rozumiem, że było super, że wyjazd się udał. Skoro jednak nie chciało Ci się używać liter z polskimi ogonkami i kropkami, to mi się nie chce tego czytać. Powiesz, że się czepiam - masz rację, ale mam już dość niechlujnych postów, czego przypadkiem wyraz daję w tym temacie.

Pewnie zapomnialeś, że tu nie tylko wolno nie czytać, ale też wolno nie pisać. Szkoda że z tej drugiej możliwości nie skorzystałeś.

Krysia
09-10-2007, 09:23
Hero a ja nie uzywam polskich liter z jednej prostej przyczyny: raz ze szybciej, ale....u niektorych np. piszacych z USA pozniej wyskakuja krzaczki. Wez sobie wyobraz taki text gdzie wszystkie polskie znaczki wystepuja w postaci krzaczorow. TRAGEDIA!!!
miejze wiec sumienie dla nich.

medusa
09-10-2007, 09:43
Meduso, po długości relacji rozumiem, że było super, że wyjazd się udał. Skoro jednak nie chciało Ci się używać liter z polskimi ogonkami i kropkami, to mi się nie chce tego czytać. Powiesz, że się czepiam - masz rację, ale mam już dość niechlujnych postów, czego przypadkiem wyraz daję w tym temacie.

Masz racje, wyjazd udal sie w 100%, dziekuje.

O wyzszosci postow Z lub BEZ polskich znakow nie dyskutuje. Skupilam sie na tresci.

Derty
11-10-2007, 16:55
Hej:)
Hero chyba z tęsknoty za górami ma zły humorek:P Super jest, że wpadłaś jak śliwka w kompot:D To chyba jedno z najwspanialszych uczuć - być 'trafionym górami'... Witaj w klubie powsimord i moczynóg :D
A żeby śmieszniej było - mnie wyniosło ostatnio do Gdyni. Morenowe buczyny jeszcze zielone, ale światło o poranku tak pięknie w nich 'gra', tak nastraja na góry...

Pozdrawiam
Derty

pioabram
12-10-2007, 10:35
Hej:)
Hero chyba z tęsknoty za górami ma zły humorek:P Super jest, że wpadłaś jak śliwka w kompot:D To chyba jedno z najwspanialszych uczuć - być 'trafionym górami'... Witaj w klubie powsimord i moczynóg :D
A żeby śmieszniej było - mnie wyniosło ostatnio do Gdyni. Morenowe buczyny jeszcze zielone, ale światło o poranku tak pięknie w nich 'gra', tak nastraja na góry...

Pozdrawiam
Derty
Tak zaiste,te morenowe lasy buczynowe,wokół trójmiasta,przypominają,te w bieszczadzie,tylko połoninek brak! niestety,"orginały",są oddalone o 900km.:-(

Derty
12-10-2007, 11:07
tylko połoninek brak!(

Nie no, są połoninki, tylko stoi na nich Real, Carrefur i inne takie 'ośrodki wypoczynkowe':D

Pozdrawiam,
Derty

PS: Załączam 2 foto z mrocznej buczynki nadmorskiej, abyście mogli porównać zaawansowanie jesieni tam i w Bieszczadach:)

torunianka
23-10-2007, 14:40
pięknie opisane jak przeczytałam to sie czuje jak moje przeżycia tez byłam tam pierwszy raz i myślę że nie ostatni a szczególne pozdrowienia dla GOPR w UG

Viperaberus
23-10-2007, 18:06
Pewnie zapomnialeś, że tu nie tylko wolno nie czytać, ale też wolno nie pisać. Szkoda że z tej drugiej możliwości nie skorzystałeś.

Ot i dobrze gada, polać wina :)

A co do relacji z pobytu:
"po drodze mijajac dzikiego zubra, który okazal się być bardzo towarzyska krowa" - rozbawiłaś mnie tym zdaniem bardzo heheh

Pozdrawiam.

Aa! No i na focie vipera berus, coś pode mnie :)

medusa
24-10-2007, 09:25
Ot i dobrze gada, polać wina :)

A co do relacji z pobytu:
"po drodze mijajac dzikiego zubra, który okazal się być bardzo towarzyska krowa" - rozbawiłaś mnie tym zdaniem bardzo heheh

Pozdrawiam.

Aa! No i na focie vipera berus, coś pode mnie :)


Emocji nie brakowalo przez caly pobyt i sama sie smieje, jak sobie przypomne bezowego zubra z wymionami :grin:
Ech, zeby tak blizej bylo i wiecej czasu...

madera
24-10-2007, 15:10
"Częściej patrzę się na Wschód,bo tam jest zima najdziksza..."
A u mnie było to tak...Szukałam swojego miejsca od kilku lat,zawsze kochałam las,góry,każde żdźbło polskiej trawy...Ale dopiero daleko,na obczyźnie,miałam wreszcie czas i możliwość przemyślenia tego tak do końca.I tak po powrocie do kraju od przepakowałam plecak i pierwszy raz ruszyłam z przyjacielem stopem w Bieszczady(taki sposób podróżowania to podwójna przyjemność!!!!Można poznać mnóstwo ciekawych ludzi!I już w tych kierujących się tam samochodach rozmowy zupełnie inne od tych,które słyszy się na codzień-każdy tylko wychwala piękno,dzikość tych gór,padają nazwy,które teraz dla mnie też mają juz znaczenie,w głosach słychać takie emocje...).Szłam Połoniną Wetlińską i płakałam.I łzy pojawiają się za każdym razem,kiedy oglądam zdjęcia z tych kilku dni.I już wiem-znalazłam swoje miejsce.Nie wiem,ile czasu zajmie mi przeniesienie tam swojego życia,ale zrobię to.Wszystkie dzisiejsze wysiłki to dążenie właśnie do tego,każdy dzień ciężkiej pracy ma sens-bo zbliża mnie ku spełnieniu marzenia.Ucałowania dla wszystkich,którzy rozrzuceni po świecie serca zostawili właśnie tam!