PDA

Zobacz pełną wersję : Chaszczem się sztachnąć! ( czyli Bazyla głodne kawałki suto omaszczone cytatami )



sir Bazyl
10-11-2007, 21:38
„O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny”
( Leopold Staff – Deszcz Jesienny )

Coś Leopolda chyba gryzło jak to pisał, chandra czy inne diabelstwo i stąd pewnie te sączące się jęki. Musi on nie bardzo jesień lubił! A przecież teraz w górach „tu cichosza tam cicho” ( Grzegorz Turnau – Cichosza) i nie ma turystów i nie ma gawiedzi ( Bazyl ). Jeno wicher wyje, wilcy zbierają się w watahy a dźwiedzie wietrzą pierzynki przed snem „i pięknie jest” ( Lech Janerka – Jezu jak się cieszę ). Ale zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim może się to podobać, że są tacy którzy wolą lato i ciepełko, że już tęsknią za słupkiem rtęci w okolicach trzydziestki na plusie, że też chcieliby w zimowy sen zapaść. Leniwe są to bestie! Bo przecież właśnie teraz, jak pisał o narciarzach Kornel Makuszyński ( Zima, śnieg narty itd. ) nadchodzi „...czas ruji, właściwiej mówiąc sportowy okres, pełen wichrów i śniegów, taki to ci się wtedy wyrzeka i żony i kochanki i dziatek miłych i ciepłego łoża, śnieg mu uderza na mózg (...)”.
Szlag by...zabrnąłem już w zimowe zaspy a przecież relacja moja ma dotyczyć właśnie tego okresu, za którym niektórzy tęsknią, czyli pory komarów, bąków i innych sympatycznych stworzeń. Jest więc już i tak odrobinkę spóźniona a ja plotę jakieś dyrdymały miast przejść do meritum. Wybaczcie, już się poprawiam i zaczynam.

Uwaga! Ze względu na brutalność scen i niewybredne słownictwo tekst przeznaczony wyłącznie dla osób pełnoletnich o stalowych nerwach. Przed ewentualnym rozpoczęciem lektury proszę kliknąć poniższy napis:

Świadom(a) zagrożeń zeń płynących, po konsultacji z lekarzem rodzinnym decyduję się na brnięcie przez Bazylowe, jakże nieświeże już wypociny ( Fe! )

sir Bazyl
11-11-2007, 09:10
Piątek, 13.07.2007 godz. 21.30
Zaciszne ( póki co ) M3 w centrum Rzeszowa. Połowy: lepsza i gorsza. Gorsza przechadzając się po pokoju duma jakby przedstawić lepszej pewien arcydelikatny plan wyjazdu samopas bladym świtem dnia następnego. Zagaja:
- Jaką pogodę zapowiadali na łikend?
- Juto ma być nieciekawie: 26 stopni i możliwe ulewy.
Dobrze, dobrze nawet bardzo dobrze – myśli sobie gorsza.
- Ale w niedzielę ma być słońce i upał.
Zniese i to – kontynuuje myślenie gorsza, po czym mówi:
- To ja bym może wyskoczył na dwa dni?
- Gdzie?
Głos wewnętrzny na to:
„ Po cóż ci, kochanie wiedzieć, że do lasu idę spać,
dłużej tu nie mogę siedzieć, na mnie czeka leśna brać” ( Dziś do ciebie przyjść nie mogę ). Na fonii:
- W Bieszczady.
- Znowu?
W myślach: jakie znowu? Oburzające - cóż za brak wyczucia czasu! Ostatnim razem byłem w kwietniu! Głośno, z rozżaleniem i smutkiem:
- Ale ja na głodzie jestem.
- Ale w niedzielę ma być upał, nad wodę byśmy pojechali.
Do siebie, oczywiście w myślach: Boże! Tydzień w tydzień nad wodę, i znów smażyć się, ociekać olejkami słuchając wielce rozbawionej gawiedzi. Tfu!
Głośno, z troską w głosie:
- Kochanie, ale woda w zalewie nie będzie jeszcze odpowiednio nagrzana. ( Ale ściema! )
„Ale żona, jak to żona, Nic jej nigdy nie przekona” ( Jan Brzechwa – Ślimak )
- Ważne, że będzie słońce grzało.
- Na okrutnym głodzie jestem....
- No to rób jak uważasz.
Aha! Czyli wybór: weźmiesz pigułkę niebieską – zostaniesz i wszystko będzie jakbyśmy nie rozmawiali, weźmiesz czerwoną – pojedziesz i będziesz miał na co zasłużyłeś.
Wziąłem niebieską – koniec relacji.
E...tam, niebieską - na głodzie zawsze wybiera się czerwoną więc trzydzieści sekund później: - latarka, śpiwór, palnik...gdzie jest ten cholerny scyzoryk? Aha, chyba przy rowerze w sakwach. No jesteś w końcu, bo spać już trzeba.

sir Bazyl
11-11-2007, 17:45
Sobota, 14.07.2007, 4.00

Piiik – pik, piiik – pik, piiik – pik, budzika pikanie próbuje unieść moje powieki. Tymczasem instynkt samoobronny nuci: „ Czwarta nad ranem, Może sen przyjdzie...” (SDM – Czarny blues o czwartej nad ranem). Tfu! Bazyl, natychmiast wypluj te słowa! Przyjdzie sen, Connex odjedzie i cały wyjazd w pi....(znaczy się nie dojdzie do skutku). No dobra, już dobra, śmigam.
Szybkie poranne oblucje i już mijam sterczący niczym monstrualny pal ( powiedzmy :wink: ), charakterystyczny pomnik w centrum Rzeszowa.
Dworzec autobusowy PKS. Taka elipsa, po środku której parkują odpoczywające autobusy a po obwodzie rozmieszczone są stanowiska, z których moim ulubionym jest nr 5. Piąteczka – to stąd właśnie stalowe dyliżanse wyruszają na południowy wschód. Oprócz mnie, na ławeczce pod piątką tylko jedna osoba. Lico i szyja obficie pokryte tatuażami, rysy twarzy wskazujące może nie tyle na szlachetność czynów jej posiadacza co z pewnością na zdecydowanie i śmiałość w działaniu.
- Kafel jestem! Masz śluga?
- Bazyl. Niestety nie palę. (Wykrztusiłem przez ściśnięte gardło ) No nie żeby to Kafel ściskał, tylko jakoś tak mi zaschło.
On popatrzył tylko na mnie w taki sposób, że do razu wiedziałem iż wiele straciłem w jego oczach.
Co jak co, ale Kafel to telefonować lubi. Jeszcze piątej nie ma a ten wydzwania po kolegach i oznajmia im radosne nowiny: że będzie impreza, że przed dwoma dniami opuścił „sanatorium” , że nadciąga w rodzinne tereny do Brzozowa. Będzie się działo!
Tymczasem minęło pięć po piątej a tu autobusu jak nie było tak nie ma. Spojrzałem na rozkład jazdy a tu niespodzianka: odjazd przesunięty z 5.00 na 5.35. Czekamy dalej! Minęła 5.35 ... i nic, 5.45 ... i nic, 5.55 ... i nic, 6.00 – jest! Na odcinku 100 metrów 25 minut spóźnienia. Właściwie to niedużo, ale ja miałem w planie przesiadkę, na którą już nie ma co liczyć. Troszkę mi nabruździli w ten plan. Ale spoko – będziem naginać plan do rzeczywistości. Póki co prujemy trzymając kierunek.
Puk! Czółkiem w szybkę. Dźwignąłem jedną powiekę. A...to pętelka w Niebylcu, szatan nie kierowca. Powieka osunęła się na miejsce.
I tak to sobie drzemiąc dojechałem do Sanoka. A tu, zaraz po wyjeździe z dworca, po środku skrzyżowania przed fabryką Autosan stoi człowiek. Niczym szczególnym się nie wyróżnia, ot biała czapka, żółta kamizelka, białe rękawiczki, w zębach gwizdek. Ale moc ci u niego wielka! Wystarczy że jedną rękę uniósł do góry, drugą skierował w bok i już cały sznur pojazdów niczym kierdel potulnych owieczek podąża we wskazanym kierunku. Nasz woźnica też uległ tej zbiorowej hipnozie i zamiast jechać prosto do Zagórza, skręcił w lewo.
„A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most...” (J. Tuwim – Lokomotywa) i już po chwili oczom podróżnych ukazał się znak informujący, iż zmierzamy prosto na Przemyśl. W autobusie zapanowało wielkie poruszenie. Pasażerowie popatrzyli po sobie na prawo i lewo, coś jak w kościele przy przekazywaniu znaku pokoju, lecz teraz z niepokojem w oczach. Co śmielsi podnosili się z miejsc, bunt z każdym pokonanym metrem narastał. Na szczęście kierowca w porę się opamiętał, szarpnął kierownicę i pomknęliśmy jakieś 40 km/h, mijając górę Sobień prosto do Leska. Owacje na stojąco i fala meksykańska nie ustawały.

Henek
11-11-2007, 21:35
No tak - 5 nad ranem. Piękny autobus w krainę imaginacji.
Nie dalej jak dwa dni temu.
...ale, ale
czekamy ...

sir Bazyl
12-11-2007, 12:41
No tak - 5 nad ranem. Piękny autobus w krainę imaginacji.
Nie dalej jak dwa dni temu.
...ale, ale
czekamy ...

Przez całe lata prom w Bieszczady startował o piątej. A teraz przyszło nowe i ukradło nam 35 minut czasu bieszczadzkiego. Toż to już nie wykroczenie, nie przestępstwo a zbrodnia!:twisted:
C.d. relacji wrzucę wieczorem.

sir Bazyl
12-11-2007, 21:37
Jeszcze rzut beretem i już oczom naszym ukazuje się „Wielkie miasto w samych górach, dwie ulice jeden gmach” (KSU – Ustrzyki). Wysiadka. Tym razem nikt mnie nie wita. Pewnikiem poszła fama, że nie pije, nie pali i nie...je cukiereczków. Dobrze, że sklep stał na swoim miejscu. Szybciutko poczyniłem sprawunki (w tym prowiant) i ruszyłem w kierunku dolnego stanowiska autobusowego, przy którym stał taki wypasiony autokar. Okazało się że to linia pośpieszna do Lublina i jadą przez pogórze, czyli najpierw w kierunku granicy a później w północne strony. W to mi graj! Niestety pośpiech to pośpiech i kierowca poinformował mnie, że nie zatrzymuje się tam gdzie bym chciał wysiąść. Zatrzymuje – nie zatrzymuje, ważne że po kilku minutach byłem na miejscu i nie musiałem wyskakiwać w biegu. Najsamprzód udałem się naprzeciwko, Nikosa odwiedzić. Bynajmniej nie tego Nikosa, który pod połoninami częstuje serem i pogawędką lecz niegdysiejszego ideowego przywódcę jego starszych kolegów (foto_a).
- Strzała Nikos!
- Strzała Bazyl!
- Co ty tak ku wschodowi spoglądasz?!
- Może przyjdą, ocalą?
- Ocalą?
- Linką chcą mnie opleść i do DeTa zaprząc...
- Jak kiedyś tobie podobni cerkwie.
- Jak cerkwie, ale....
- Ale?
- Bo widzisz, lat już ździebko minęło, więc zdawać by się mogło iż ludzie teraz mądrzejsi. Przecież to historia już, można by obok prawdę na tablicy wypisać, ale niszczyć – jaki w tym sens?
- Moim zdaniem żadnego. Może się jeszcze otrząsną. Ale ci, ku którym spoglądasz, lepiej żeby nikogo już nie ocalali.
- Może i masz rację...
- Wypijem po maluchu?
- Ano wypijem!
- Na pohybel jedynie słusznym!
- Na pohybel!
- Piącha-czacha Nikos!
- Piącha-czacha Bazyl!
Teraz ruszyłem w kierunku cerkwi, którą w latach pięćdziesiątych pobratymcy Nikosa zamienili na magazyn, a która obecnie służy jako kościół. Podobno z jej oryginalnego wyposażenia nic nie pozostało ale na szczęście ocalała od zagłady i można nacieszyć oczy jej widokiem (foto_b).
Po chwili, całkiem naprzeciwko, piąłem się już polną drogą ku górze. Pnę się i pnę, aż tu nagle, zza zakrętu wyłania się całe stado bizonów. Pierwotny instynkt łowcy wstrząsnął mną do głębi, zacząłem strzelać na prawo i lewo (foto_c, foto_d). Koniec końców, po ustrzeleniu co atrakcyjniejszych sztuk wyrwałem, no może nie serce wołu ale też coś w ten deseń, czyli zbożowego batonika z kieszeni i pożerając go z iście wilczym apetytem pognałem dalej przez otaczającą mnie prerię w kierunku majaczącej w oddali Figury (foto_e). Tuż przed nią ściągnąłem cugle, rozkulbaczyłem i zarządziłem popas.

Bison
13-11-2007, 15:35
No Panie Bazyl.. Jestem pod wrażeniem zacnej opowieści i czekam na ciąg dalsiejszy...

dziabka1
13-11-2007, 17:54
Przez całe lata prom w Bieszczady startował o piątej. A teraz przyszło nowe i ukradło nam 35 minut czasu bieszczadzkiego. Toż to już nie wykroczenie, nie przestępstwo a zbrodnia!:twisted:
C.d. relacji wrzucę wieczorem.

No co wy... To przesunięcie pozwala nam, Przybyszom ze stron inszych, zdążyć na inkryminowany środek lokomocyi i zdążyć, jako i wy, w puszcze i chaszcze. (a pociąg często się spóźnia...)
Czekamy jak pęcherze.

sir Bazyl
13-11-2007, 20:11
No Panie Bazyl.. Jestem pod wrażeniem zacnej opowieści i czekam na ciąg dalsiejszy...


... zza zakrętu wyłania się całe stado bizonów.
Uderz w stół...
Dzięki za dobre słowo.

sir Bazyl
13-11-2007, 20:17
No co wy... To przesunięcie pozwala nam, Przybyszom ze stron inszych, zdążyć na inkryminowany środek lokomocyi i zdążyć, jako i wy, w puszcze i chaszcze. (a pociąg często się spóźnia...)
Czekamy jak pęcherze.
Skoro tak, to robię wycof ze stanowiska.
A w autobusie z pęcherzem bida.:wink:

sir Bazyl
13-11-2007, 20:20
Zaległem na łące wspierając głowę o plecak, z którego wydobyłem to co trzeba. Półleżąc zamoczyłem wąsa w pianie podziwiając dookolnie (foto_f). Tak pełną gębą oddychając, robiąc sobie dobrze we zmysły wzroku i smaku, kątem oka spostrzegłem pędzącego w moim kierunku dzikiego konia bieszczadzkiego. Chwilami zdawało mi się, że on nie tyle pędzi co leci. Spojrzałem tedy w głąb puszki szukając weń braku treści czyli ewentualnej przyczyny pegazostwa. To nie to! Treści całkiem sporo, trzeba będzie zrobić unik. W samą porę odskoczyłem od plecaka, który znalazł się na jego drodze. Uff! Niewiele brakowało! Cordura plecaka już nigdy nie będzie taka jak dawniej (foto_g). Po chwili poszybował dalej, a ja mogłem się z powrotem ułożyć wygodnie. Jak już się umościłem, zaczęło się: kapu – kap, kapu – kap, kapu-kap, kapu-kap, kap, kap, kap, kap.....Zatachałem dobytek pod buczka, rozsiadłem się wygodnie, padać przestało. „Chyba już pójdę, nie? Co tu będę tak sam siedział....” (Psy).
Droga moja prowadziła w dół, w kierunku jaru górskiego strumienia. Ale nim dostałem się w okolice potoku musiałem pokonać całe łany pokrzyw, które jęły mnie bezlitośnie smagać po odkrytych miejscach czyli po łydach, kolanach i udach. Aaa..., uuu...., sss....niosło się po lesie. Ale ja „nie dam się.....dopóki sił, będę szedł, będę biegł, nie dam się!” (E.Stachura – Siekierezada) ... tyle że wpierw wdzieję długie portki. He, He! Teraz to mi możecie...
Po chwili podążałem już brzegiem jaru porosłego piękną buczyną. Na dole lekkie przedzieranko przez wspaniale gęste leszczyny i wyskoczyłem na bity trakt opasający ten masyw (foto_h). Drogę tą jeno przeciąłem i niczym jeleń karpacki potruchtałem ku następnym szczytom.

sir Bazyl
16-11-2007, 16:58
Wokół las. Wszędzie drzewa! Z przodu, z tyłu, po bokach. Do tego ciągle pod górę, a nawet jeśli czasem z górki to też jak pod górę, bo akurat się przewróciło i leży takie nieposprzątane. Po prostu cudo! Nie na darmo od kilku dni, tygodni czy nawet miesięcy, narastało we mnie:
„Ja muszę do lasu
i tam, ach, pędzić muszę
i korę ciepłą obwąchiwać
i ściółkę wonną drapać” (Kury – Ja muszę do lasu).
Tak węsząc wśród poszycia wyskrobałem się na pierwszą hopkę, z niej hyc na następną, by w końcu wylądować na trzeciej, najwyższej. Dreispitz zdobyty! Pora na Steinfels. Boczną, lekko rysującą się grańką opadałem ku tej kolonii, zamieszkałej niegdyś przez przybyszów znad Renu. Po niedługim czasie soczyście zielony baldachim liści ustąpił na rzecz wibrujących wszelakim owadem łąk porastających tereny dawnej wsi (foto_i). Chabazie dwumetrowe a wśród nich jedynie nikłe ślady zwierzęcych ścieżek, z których korzystając, oblepiony tzw. dziadami, pajęczyną, i tym całym nasiennictwem ziołopuchowym przedarłem się do drogi. Z drogi prosto do potoku schłodzić przegrzany organizm. Zimna, krystalicznie czysta woda przemyka pomiędzy palcami, i twarz obmyta, i szyja, i ...a niech tam, zaszaleję, tors nawet.
Następny przystanek zrobiłem na przycerkiewnym cmentarzu (foto_j). Przed samym terenem cmentarza, wśród zadrzewienia zrobiony daszek z brezentu i folii, drewniane siedziska i miejsce po ognisku. Przez chwilę zastanawiałem się do czego i komu służą te udogodnienia. Po wejściu na cmentarz okazało się, że chyba służą bądź służyły komuś jako schronienie, podczas gdy teren cmentarza jako miejsce noclegowe dla koni. Cały teren pokryty końskim nawozem, w tym dwa nagrobki wyjątkowo obficie. Moim zdaniem na 100% nikt z rodziny opiekuna tych koni nie był tu pochowany, ośmielę się twierdzić nawet że był on też innego wyznania, więc z takiego cmentarza śmiało można zrobić stajnię i szalet dla koni – przecież na własne gniazdo by nie nasrał. Badylem zgarnąłem na bok to co było do zgarnięcia i ruszyłem dalej.
Przez mostek, obok drewnianej wiaty i kapliczki (foto_k) poszedłem w kierunku granicy, a tym samym w kierunku wypału węgla drzewnego znajdującego się na terenach po wsi Stebnik. Nim doszedłem do wypału udało mi się jeszcze ustrzelić czatującego na obiad gąsiorka (foto_l).

Browar
16-11-2007, 18:33
Tak węsząc wśród poszycia wyskrobałem się na pierwszą hopkę, z niej hyc na następną, by w końcu wylądować na trzeciej, najwyższej. Dreispitz zdobyty!

Skoro już wlazłeś w szkodę(rezerwat) to przynajmniej napisz czy fajny :twisted:

sir Bazyl
16-11-2007, 19:54
Skoro już wlazłeś w szkodę(rezerwat) to przynajmniej napisz czy fajny :twisted:
Z mapy wynika, że go ledwie musnąłem na środkowym wierzchołku (681), tak że nie mogę się wypowidzieć co do jego atrakcyjności. Idąc wierchem nie widziałem żadnej różnicy pomiędzy stroną północną czy południową. Las piękny, wierchołki "klimatyczne".
Czuj-druh!
Pozdrówka - Bazyl

Barnaba
10-12-2007, 00:32
e byłem tam na tym końskim szalecie w zeszłym roku. Wtedy to nie było tak obesrane. Sam nie wiem... wtedy to mnie sie wydawało że to przyczajka dla pograniczników.

buba
10-12-2007, 10:21
a to sie zmienilo na tym cmentarzyku- pare lat temu wypasali tam krowy i tylko krowie kupy sie przewalaly! i ani pol konia! z drugiej strony ciekawe czemu zwierzeta pasa sie akurat na cmentarzu, wokol tyle lak! moze trawa smaczniejsza?? ;0

sir Bazyl
16-12-2007, 11:46
Jestem w końcu na wypale, po którym krzątają się: jeden Brodaty i Ten Drugi.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry!
- Do granicy daleko?
- To tu.
- Ale do samej granicy?
- To tu, dalej nie wolno.
- Dlaczego?
- A co się tak wypytujesz, nie wolno i już.
- To ja pójdę sobie tylko pstryknąć zdjęcie i zaraz wracam.
- Nigdzie nie pójdziesz.
- Dlaczego?
- Bo zadzwonimy po straż i będziesz miał kłopoty.
- No skoro tak, to się pchał na siłę nie będę. Pstryknę sobie tylko retorcik.
Ostatni retort malowniczo dymił na tle błękitnego nieba więc obróciwszy się tyłem do brodatego rozmówcy, sięgnąłem po aparat. No i okazało się, że to był mój wielki błąd. Brodaty i Ten Drugi dostali białej gorączki czyli szlag ich trafił, ewentualnie cholera wzięła:
- Spróbuj tylko to ci łopatą przypierd...(kości porachuję) - Krzyknął brodacz idąc w moim kierunku.
Naszła mnie chwila refleksji. Jeśli faktycznie znieczulą mnie łopatą a później niczym podstępna Małgosia, schorowaną i wygłodniałą Babę Jagę, Brodaty i Ten Drugi wrzucą Bazyla do pieca - i szukaj tu wiatru w polu.
Agresor złapał za łopatę a ja tymczasem poluzowałem popręgi i zrzuciłem plecak jednocześnie wyszarpując z przytroczonego doń pokrowca piłę. „Stoję na ulicy z nią, śmiechy wkoło nas...” (Aya RL – Skóra).
Po ubitym placu rozpoczęliśmy rytualne krążenie taksując się spod przymrużonych powiek. Wiatr ustał, ptaki zamilkły, owady zawisły bez ruchu w powietrzu. Łopata jego rzucała oślepiające błyski, piła moja szczerzyła wściekle zębiska. Drzwiczki w retortach zaczęły się przeraźliwie telepotać, dym z sino popielatego zmienił się na rdzawo czarny, słońce jakby przygasło. Napięcie sięgało zenitu. Niespodzianie agresor cisnął we mnie:
- Warszawiaku je...(jeden)!
Ten, jak mu się zdawało ciężkiego kalibru pocisk mknął ze świstem w moim kierunku tnąc powietrze. Wzorem Neo z Matrixa odchyliłem się do tyłu na zgiętych kolanach, układając resztę ciała poziomo ponad ziemią. Poły płaszcza nie powiewały malowniczo z powodu cięć budżetowych scenografii. Słowny pocisk otarł się o koszulę na mojej klacie i minąwszy lewe ucho ugrzązł w zboczu na drugim brzegu Stebnika. Wyprostowałem się natychmiast gotowy do kontrataku. Przez chwilę miąłem w ustach zdanie, którym chciałem go powalić na ziemię. Miąłem odrobinę zbyt długo, bo on tymczasem cisnął we mnie niewybrednie:
- Gówniarzu! Nierobie!
W tym momencie „coś we mnie drgnęło, coś się zmieniło” (Chłopcy z Placu Broni – O Ela).
Podobno „John Malkovich jak grał Ruska to mówił ‘madier fakier’”(Kult – Mars napada), a że ja tak dobrze obcych języków nie znam, więc powiedziałem to samo tyle że po polsku dodając:
- Widzę że nerwową tu macie robotę. Żegnam.
No i pogonili Bazyla. Cóż było robić, zawróciłem i po krótkiej chwili kontynuowałem wędrówkę troszkę inną trasą.

buba
16-12-2007, 18:41
co za skurwiele tam trafily!!! a ja zawsze spotykalam takich milych smolarzy... ale jak widac w kazdej grupie spolecznej jest zroznicowanie..az by sie chcialo takim jakos na zlosc zrobic...

sir Bazyl
16-12-2007, 19:21
co za skurwiele tam trafily!!! a ja zawsze spotykalam takich milych smolarzy... ale jak widac w kazdej grupie spolecznej jest zroznicowanie..az by sie chcialo takim jakos na zlosc zrobic...

Buba, też mi się nie spodobało ich zachowanie ale na razie nic nie dodam, gdyż będzie jeszcze o tym mowa w dalszej części relacji. Z takim zachowaniem spotkałem się po raz pierwszy (też zawsze spotykałem porządnych ludzi wykonujących to zajęcie) ale nie żywię do nich urazy - ot mały, nieprzyjemny incydent. Dość długo zastanawiałem się czy opisywać czy nie, ale musiałbym później przeinaczyć inne spotkanie, czego nie chciałem robić, więc opisałem zajście zachowując doń dość czytelny (mam nadzieję) dystans.

buba
16-12-2007, 23:56
moze w dalszej czesci opowiesci bedzie jakies wytlumaczenie ich zachowania bo jak na razie to sie noz w kieszeni otwiera...

Derty
17-12-2007, 15:00
Pewnie ich jakiś krawaciarz ze stolycy pięknej orżnął przy zakupie węgielku, to i każdego tura teraz gonią na 4 wiatry;P
Ciągnij Bazylu opowieść, bo to już i wątek sensacyjny się tu wkradł...i już do końca być musi spisane:)
Pozdrawiam,
Derty

sir Bazyl
17-12-2007, 22:39
Cofnąwszy się nieco dałem hopsa przez potok toczący swe wody ku Morzu Czarnemu i nagle, tuż przed Bazylem rozpostarła się ściana słynnej bieszczadzkiej sukcesji w całej, jakże splątanej okazałości. Gdzie nie spojrzę maliniaki i całe łany jeżyn poprzerastane rzadkim laskiem. Spojrzałem ku górze i się mi wydawało, że je pokonam w kilku susach. Dałem więc nura w tą rozbuchaną zieloność, która okazała się być niezwykle podstępną i bezlitośnie zaczepną. Długo by opowiadać za co mnie nie obłapiała, dość powiedzieć, iż po dwóch kwadransach wynurzyłem się na drugim jej brzegu opromieniony chwałą zwycięzcy i cały w sznytach. No! - Powiedziałem i ruszyłem z kopyta we wcześniej obranym kierunku.
Z grani rozpościerały się wycinkowe widoki ( foto_ł, foto_m ). W tej dość wysokiej trawie omalże nie rozdeptałem żmiji, jak powszechnie wiadomo, będącej w odróżnieniu od pędzących leśnymi duktami motocykli crosowych czy quadów, śmiertelnym i niepożądanym czynnikiem zakłócającym spokój ducha każdego prawdziwego i zrównoważenie rozwijającego się turysty:wink:. W oczy zajrzał mi... kadr z filmu Wolna Sobota z wypowiedzią Gawełka: „To mówię Panu, u nas w Bieszczadach to żmije bardziej potrzebne...niż turyści. To mówię Panu wprost!” Jeszczem się dobrze nie uspokoił a tu następna. Obie były maści kasztanowatej i tak na oko miały po sześć lat. Zapytacie: dlaczego akurat sześć? Ano owe bestie były całkiem dorodne, a jakby miały lat siedem to już by piszącego te słowa nie było gdyż „...taka żmija, jeśli tylko siedem lat człowieka nie widzi, to tak rośnie i puchnie, że w smoka się zmienia potężnego, co to wygląda jak byk ogromniasty na niskich nogach, z olbrzymimi szklanymi oczyma i zębami kłańcastymi, cały pokryty skórą podobną korze smrekowej, ale ta smokowa srebrna i błyszczy” (S. Vincent – Prawda Starowieku). Tak więc przeze mnie będzie o dwa smoki w Bieszczadach mniej, a dr Winnicki jak się o tym dowie, to mimo iż to nie BdPN, chyba się pochlasta:mrgreen:.
Po kilkudziesięciu minutach dotarłem znów w pobliże granicy lecz prawie natychmiast zawróciłem i dość znacznie się od niej oddaliłem. Nie to żebym chciał, ale usłyszałem silniki więc wolałem nie sprawdzać kto zacz przemieszcza się wzdłuż pasa granicznego. I dawaj jakąś starą drogą zwózkową w poprzek stoku aż do niezwykle ukwieconych łąk, z których rozpościerały się smyrające duszę panoramki ( foto_n ) .

Henek
20-12-2007, 19:33
Jedno sztachnięcie, drugie sztachnięcie, trzecie sztachnięcie
.... toż to w nałóg można wpaść.

sir Bazyl
23-12-2007, 11:01
Jedno sztachnięcie, drugie sztachnięcie, trzecie sztachnięcie
.... toż to w nałóg można wpaść.
I ani mi w głowie odwyk!

sir Bazyl
23-12-2007, 11:08
Mądrzy ludzie powiadają, że w górach trzeba dużo pić, żeby nie dopuścić do odwodnienia organizmu. W trosce więc o swoje zdrowie wyduldałem jedno opakowanie wody wzbogaconej jęczmiennym słodem i witaminą A, której zawartość wynosiła cirka 5%. Pycha! Motylki sobie motylą, brzęczołki sobie brzęczą, Bazyl sobie sączy – harmonia w przyrodzie zachowana być musi! Słoneczko się już chyliło, wychyliłem i ja , po czym ruszyłem pokonując bełkotliwy potok ku następnym, widokowym wierchom ( foto_o, ). Po sesji zdjęciowej wycofałem się nieco by założyć obozowisko w miejscu dogodnym a od strony siedzib ludzkich niewidocznym. Najsamprzód wyszukałem odpowiedniej grubości drzewa, których gałęzie dawały gwarancję wytrzymałości ciężaru dorosłego człowieka. Zrobiłem dwie pętle. Jedną zarzuciłem na konar drzewa, drugą sprawdziłem czy dobrze będzie trzymać i ...oplotłem nią drugie drzewo. Pomiędzy nimi rozpostarłem swoje łoże. Rachu-ciachu i już wisi sobie ono pomiędzy drzewami ( foto_p ). Na tym właśnie wyjeździe postanowiłem wypróbować ten sposób biwakowania. Od lat nosiłem się z tym pomysłem, a powstał on pod wpływem lektury opowiadania Józefa Czechowskiego „Tętno Gór” zamieszczonego w Pamiętniku PTT z 1992 roku, którego obszerny fragment cytuję:
„(...)W Górach bywam często. Niejednokrotnie odczuwam niedosyt doznań. Nierzadko, kiedy znajduję się w uroczym miejscu, na Górze, jest moim pragnieniem aby kontemplować barwny spektakl zachodu słońca aż do zmroku, w spokoju, bez zakłóceń i frustracji związanych z poczuciem upływającego czasu, z koniecznością dotarcia na czas do miejsca zarezerwowanego noclegu. Marzę o tym aby w ciepłą, pachnącą noc majową mógł być moim udziałem koncert słowików (...)...tymczasem jestem skrępowany jakimś planem, muszę określoną trasą dokądś dojść na umówioną porę. Wszystko to zubaża słodycz wsłuchiwania się w puls Natury, trwa zbyt krótko.
(...) W czerwcu 1971 roku wyjeżdżam w Bieszczady. Zabieram ze sobą hamak. Na temat dzikości tych Gór krążą legendy; to coś dla mnie. Jednocześnie spodziewam się, że będzie to dobry poligon dla sprawdzenia przydatności nietypowego sprzętu biwakowego. W godzinach popołudniowych opuszczam Krościenko i ruszam w dolinę Stebnika. / To ci dopiero sic! – przed chwilą, przy skanowaniu opowieści zauważyłem, że rozpoczynaliśmy swoją przygodę z hamakiem w tym samym rejonie / Szary deszcz zlewa się w jedną nieczytelną plamę z szarością bujnie rosnącej tu olszy oraz z bieszczadzkim błotem. Pierwszy, hamakowy biwak dodaje wiele kolorytu tej nieciekawej błotnej wędrówce. Następne biwaki są kolejnymi odkryciami nieznanych zjawisk w otaczającej przyrodzie oraz tych, które stanowią o naturze człowieka.
Ta bieszczadzka przygoda w ogólności przynosi potwierdzającą odpowiedź dotyczącą niezwykłych zalet tego typu biwaków. Wyodrębniają się tu dwa rodzaje zagadnień: zagadnienia czysto techniczne oraz zagadnienia psychologiczne. Te ostatnie zdecydowanie dominują.
(...) Otwórz się, odrzuć ściany, zerwij kaganiec nałożony przez ludzi — ten, który nałożyła ci Natura jest dostatecznie dobry. Ułóż się pośród miękkich traw, a jeśli tych nie staje, spocznij w hamaku. Zasypiając, oddaj się bez reszty, zaufaj. Przebudzony pierwszym promieniem słońca wynurzającego się zza wierzchołków gór, doznasz olśnienia i sam osądzisz jak wiele dotąd traciłeś z życia.
(...) Tak wiele wspaniałości spotykam: szmery dżdżystej nocy leśnej, ciemnej jak atrament i życiem pachnącej; nagłe rozkwity błyskawic, co jak gigantyczny flesz rozświetlają góry nocą to tu, to tam; niezgłębioną przestrzeń nieba nakrapianą iskrami gwiazd; ogniki świetlików łagodnie pławiące się w nocnej wilgoci traw pachnących.
Czy potrafiłbym wymarzyć coś ponad to?
Nasycony jestem; czuję to i wiem, że warto się było narodzić. I wdzięczny jestem losowi, że mnie umiejscowił w gronie tych niewielu, którym dane jest otrzymywać tak wiele.
Od tamtego czasu odnotowuję setki biwaków hamakowych najczęściej w samotności, w ciszy, w niesamowitej scenerii przyrody. W takich sytuacjach odczuwam żywy oddech Natury, odsłania się jej logiczna harmonia a jej Duch staje się kategorią poznania niemal zmysłowego. Hamakowe biwaki są najpiękniejszymi przeżyciami jakie znam. Koloratura miejsc biwakowych sprawia, że posiadają one niezwykłe walory estetyczne. Niejednokrotnie nie mogę oprzeć się myśli, że podobne przeżycia mogły być udziałem ludzi w raju. (...)”
Troszkę długi ten cytat, ale autor opisał tak pięknie zalety tego sposobu spędzania nocy, iż nie mogłem się powstrzymać i mu uległem. Nie przedstawił w tekście wad, ale starym wygą hamakowym będąc pewnych trudności nie odczuwał. Mianowicie wyjście Bazyla nocą na tak zwaną stronę stanowiło nie lada wyzwanie i skończyło się wykonaniem półobrotu w powietrzu z miękkim lądowaniem twarzą w trawie u stóp tego jakże wspaniałego łoża. Ale ja się nie poddam, będę ćwiczył i trenował do skutku.
Ale, ale...nim przy koncercie psów z pobliskiej, Narodowej wsi zapadłem w sen, wykonałem jeszcze kilka niezbędnych dla ciała i ducha czynności. Wdziałem czołówkę, pewną ręką chwyciłem piłę i ruszyłem trzebić okoliczny bór. Włażę w gęstwinę a tu jak nie trzaśnie, jak nie załomoce i poszły stokiem z rumorem. Po tropach poznałem, że w kopytkach były, więc albo jeleniowate albo biesy czy czady. Przeżegnawszy się na wypadek wszelki, rozpocząłem szatkowanie suchego zalegającego tu i ówdzie. Poporcjowane paliwo obwiązałem linką i zatarabaniłem w pobliże obozowiska. Starym, indiańskim zwyczajem, za pomocą kostki rozpałki do grilla roznieciłem ogień i chwilę później skapujący tłuszczyk radośnie skwierczał w jego płomieniach. Gdy wyglądało już na dostatecznie chrupkie i odpowiednio zrumienione a serek z grzaneczki jął powoli ociekać, zasiadłem do stołu. Przyrządzone jadło zapijałem przepysznym napojem, o którym Bufet, wokalista rzeszowskiej kapeli Wańka Wstańka, śpiewał niegdyś porywającą pieśń:
„Najlepsze piwo to Leżajski full,
Gul, gul, gul,
Gul, gul, gul,
Leżajski full,
Gul, gul.
Takiego piwa nie pił nawet król,
Gul, gul, gul,
Gul, gul, gul,
Leżajski full,
Gul, gul."

Browar
23-12-2007, 11:50
Coś niewyraźne to zdjęcie,z czego zrobiłeś hamak,czym przykryty?

sir Bazyl
23-12-2007, 13:36
Coś niewyraźne to zdjęcie,z czego zrobiłeś hamak,czym przykryty?
Niewyraźne bo się nie przyłożyłem, a hamak kupiłem w sklepie który tani jest. Wykonany jest z poliestru i posiada doszytą moskitierę zamykaną na suwak (a że to niezły bajer jest, przekonałem się leżąc w nim i słuchając szaleńczych bzyczeń próbujących dostać się do środka wygłodniałych komarzyc). Wytrzymałość do 100 kg - ja ważę troszkę mniej (85) więc nie wiem czy faktycznie stówkę uniesie. W kazdym razie nic nie pękło, nie urwało się itp. Co do zadaszenia to miałem ze sobą płachtę ogrodniczą ale nie wypróbowałem gdyż noc była niezwykle pogodna. Z netu wiem, że też hamaczyłeś więc jeśli masz jakieś sugestie bądź sprawdzone patenty to proszę o podzielenie się wiedzą gdyż wkrótce wiosna.

trzykropkiinicwiecej
23-12-2007, 16:18
..co do hamakowania to zaczynałem kiedy nie było takich fajnych tanich lekkich sprzętów, a moskitiera to pewien rodzaj luksusu, który nie był znany biednym harcerzom.. więc korzystaliśmy z pokrowca do kanadyjki... nadaje się jako hamaczek prawie perfecto, wytrzymały brezent.. tyle ze ciężki... do tego dwa kawałki drewna.. kawąłek linki, i pałatka czy inny rodzaj płachty.. pierwsze noce bywają ciężkie... kręgosłupek się zastanawia do czego służy ów przyrząd, a Ziemia czeka na wywrotke...

Browar
23-12-2007, 17:17
Nie wiem jakie są kupne bo korzystam z własnoręcznie robionego.Dość łatwo samemu zrobić taki sprzęt.Ja mam dwupunktowy(może być trzypunktowy-niewywrotny,jednopunktowy-na ramie,do powieszenia w skale),uszyty z materiału spadochronowego(nierozerwalny).Nośność zależy od zawiesia-próby robiliśmy do 7 osób siedzących i się rep urwał.Wymiar szmaty to 140 x 300 cm.Musi być obszyta taśmą coby można było w tym siedzieć poprzecznie.Całość mieści się w woreczku takim jak na kondon na śpiwór z Decathlonu,i waży 20 deko z taśmami i dwoma karabinkami(tytanowe Irbisy ruskie).Sam hamak waży pewnie z 3-4 deko.Niestety nie mam moskitiery(może ktoś wie gdzie można kupić materiał) ani dachu.Ale używam już od 20-tu lat i jest fajnie.Dodam tylko że jest niewywrotny(odpowiednio dobrana i szerokość,i długość) i bardzo wygodny,najlepsze łóżko jakie posiadam.

Derty
24-12-2007, 02:10
Hej:)
Browar, a z czego byś chciał moskitierę? Bo możliwe, że mam nawet w labie kilka mb jakiegoś materiału siatkowego. Tyle, że musiałbym jutro wparować do roboty i sprawdzić.

Ja hamaczka nie lubię - rano się prostuję 3 godziny - szkoda czasu na wygibasy o świcie:P

Pozdrawiam,
Derty

Browar
24-12-2007, 13:19
Derty,za mały hamak faktycznie jest niewygodny.Ale długi(co najmniej 3m samej szmaty + zawiesia) jest bardzo wygodny.A na moskitierach się nie znam,ale chciałem sobie uszyć taki woal na kapelusz(jak mają pszczelarze),żeby nie latały mendy brzęczące koło nosa.
PS Sprawdź co tam masz za materiał,ale się nie śpiesz,mamy jeszcze z pół roku :-)

sir Bazyl
25-12-2007, 14:28
Hej:)
Ja hamaczka nie lubię - rano się prostuję 3 godziny - szkoda czasu na wygibasy o świcie:P



.... pierwsze noce bywają ciężkie... kręgosłupek się zastanawia do czego służy ów przyrząd, a Ziemia czeka na wywrotke...


...używam już od 20-tu lat i jest fajnie.Dodam tylko że jest niewywrotny(odpowiednio dobrana i szerokość,i długość) i bardzo wygodny,najlepsze łóżko jakie posiadam.
Jak napisałem, to był mój raz pierwszy i jak to za pierwszym razem bywa wszystko odbyło się spontanicznie i jakoś tak szybko, że i zbyt dużo ze spędzonej nocy nie pamiętam gdyż jak już usnąłem to w błogim stanie przespałem do samego rana, ale po przebudzeniu towarzyszyło mi uczucie odprężenia i zadowolenia:grin:. Zdecydowanie więc skłaniam się ku opinii Browara, który jako koneser, po dwóch dziesiątkach lat doświadczeń nadal czerpie wiele przyjemności z tak spędzanych nocy. Trzykropkij i Derty pewnikiem spali na brzuchu:mrgreen: i pewnie stąd ich nieprzychylne zdanie w temacie spoczynku w zwisie.

Henek
29-12-2007, 19:55
Dzięki Bazyl za ten za długi cytat.
Czytam go kolejny raz o niedosycie doznań, o kontemplowaniu wrażeń bez pośpiechu i frustracji naganianaj czasem.
W czasie letniej wędrówki schowałem się za grzebieniem zdobiącym połoniny i zalegając w bezruchu patrzyłem z ukrycia na kolejne grupy pędzące po bieszczadzkich ceprostradach.
Gdzie oni sie tak śpieszą ? ...pojawiło się pytanie.
A może to ja jestem nienormalny w tym jednostajnym pochłanianiem obrazów ? ...padała diabelska podpowiedź.
Teraz po tej lekturze jestem już spokojniejszy. Są jeszcze na świecie nienormalni.

sir Bazyl
30-12-2007, 18:33
Dzięki Bazyl za ten za długi cytat.
.... Są jeszcze na świecie nienormalni.
Hmmm....nie ma sprawy:grin:

sir Bazyl
30-12-2007, 18:38
Bladym świtem dnia następnego, czyli gdzieś tak około szóstej zwinąłem cały majdan i po szybkim śniadanku wyruszyłem w dalszą drogę. Nabrzmiałe rosą trawy skierowały mnie ścieżynką ku dróżce, biegnącej wg mapy pobliskim laskiem, sięgającym swym jęzorem prawie do zabudowań wsi. Tyle co wlazłem na rzeczony płaj a tu
„Gdzie spojrzę, wszędy rąbią: albo buk do huty,
Albo sośnię na smołę, albo dąb na szkuty...
...wszak i drew po chwili
Nie najdą, żeby sobie izbę upalili...” (J. Kochanowski – Satyr)
Zrąb czyli, tyle że bez drwali,. Pewnikiem wypoczywali jako że siódmy dzień tygodnia był. Plątanina powalonych drzew nie dawała szans na kontynuowanie wędrówki wcześniej obraną trasą i chcąc nie chcąc musiałem ominąć ten galimatias boczkiem, pokonując kilka, na szczęście płytkich jarów. Na dole wypadłem na pastwisko, na którym rosły sobie przysmaki ( foto_r ). Jeszcze kilka kroków i wylazłem na drogę z asfaltu, a wzdłuż niej zabudowania, przed samochody, z nich muzyka zalatuje – jakoś tak dziwno i straszno zarazem. Toż to szok cywilizacyjny! Wrzuciłem piątkę i rwąc zelówy parłem przed siebie. Po drodze minąłem zabytkową kapliczkę ( foto_ s ), cerkiew , przydrożne krzyże ( foto_ t ), piękną zabudowę ( foto_u ) i ...zatrzymał mnie przydomowy sklep z powodu, że otwarty. Przed nim ławy i stolik pod zadaszeniem z winorośli, a przy nim amatorzy płynów chłodzących. Po krótkiej chwilce liczba amatorów przy stoliku zwiększyła się o Bazyla obejmującego dłonią tę smukłą i zroszoną. Dowiedziałem się, że buty to mam dobre...na żmije, że tam gdzie idę to żebym nie szedł bo dróg nie ma, że jak Kazia ucięła to do Ustrzyk na pogotowie w stanie upojenia jechać trzeba było, ale go uratowali i wiele innych ciekawych historii. Rozmówcy byli bardzo mili i sympatyczni ale las czeka. Ruszyłem więc dalej i w momencie gdy już moim oczom ukazał się kres asfaltu usłyszałem za plecami silnik samochodu terenowego. Się nawet oglądać za siebie nie musiałem by sprawdzić kto to jedzie. W końcu dopadli!

sir Bazyl
13-01-2008, 12:08
Minęli Bazyla i na mostku zaparkowali. Jeden wysiadł i podszedł ku mnie.
- Dzień dobry. Podporucznik Strażnik!
- Dzień dobry. Bazyl turysta – odpowiedziałem wyciągając dłoń, w której trzymałem plastikową kenkartę.
- O, Pan z Rzeszowa! – zagaił notując w kajecie.
- Ano z Rzeszowa – ciągnąłem pogawędkę.
- I co Pan tu robi?
- Spaceruję i odpoczywam.
- A na Stebniku to był Pan wczoraj?
- Był.
- Bo my Pana szukaliśmy wczoraj i dziś, a ja to sobie nawet palca rozwaliłem łażąc za Panem. I tu pokazał mi owo rozwalenie.
Pewnie wlazł za mną w te maliniaki, a że tam leżało pełno oślizłych żerdzi wśród poszycia to i nieszczęście gotowe.
- Przepraszam, nie chciałem sprawiać kłopotu.
- I co to się tam na tym wypale działo?
Tu nastąpiła krótka opowieść z łopatą w tle.
- Wszystko się zgadza – powiedział wysłuchawszy.
- Czy będzie Pan wnosił skargę?
No i tu mnie zastrzelił! Mundurowe służby za mną gonią, żebym skargę wnosił – czegoś my to doczekali! O tempora! O mores!
- Eeee...tam, skargę. Każdy czasem ma zły dzień, poszedłem sobie inną drogą i też było cacy.
- A wie Pan dlaczego tak się zachowywali?
- Nie, nie wiem.
- Widzi Pan, powody są dwa: pierwszy, że niedopici byli, znaczy się brakło – nic Pan nie zauważył?, a drugi, że nie dalej jak miesiąc temu redaktory z Warszawy przyjechali, porobili zdjęcia, wywiady i opisali ich w jakiejś gazecie w sposób, który nie przypadł im do gustu.
- A to takie buty!
- Ano takie, nie będzie Pan wnosił skargi?
Co on taki namolny z tą skargą.
- Nie, nie będę.
- No to wróćmy do Pana.
I tutaj nastąpił szereg pytań: którędy szedłem, gdzie spałem, dokąd idę i po co, jak długo będę w Bieszczadach, dlaczego nie zgłosiłem trasy do odpowiednich Placówek SG (mimo iż nie ma takiego obowiązku to SG apeluje by zgłaszać trasę wędrówki przebiegającą w bezpośredniej bliskości granicy), czy mam śpiwór, kompas, telefon (tu poproszono mnie bym podał numer) itp. A wszystko to przerywane było łączeniem się z macierzystą Jednostką, która co rusz zadawała pytania dodatkowe. Takie małe przesłuchanko ale w atmosferze miłej i sympatycznej. I tu muszę się podlizać, bo nie wytrzymam – jeszcze nigdy nie trafiłem na funkcjonariuszy SG, którzy by byli nieuprzejmi lub niekulturalni. Co prawda nie raz wydaje się iż zbyt dużo pytań zadają, ale w końcu taka ich praca. Jedno jest pewne, prześwietlili Bazyla ze wszystkich stron, a trwało to równe pół godziny. Podziękowaliśmy sobie i się pożegnaliśmy, oni zawrócili a ja w końcu porzuciłem asfalt na rzecz bitego traktu, którym chciałem dostać się w okolice przygranicznych łąk i samotnie stojącego krzyża.

sir Bazyl
30-01-2008, 22:47
Dróżka jedna na mapie, w terenie uległa rozczworzeniu. Fartem udało mi się wybrać tę właściwą i po kilku chwilach wychynąłem z lasu na przygraniczne łąki ( foto_w, foto_x ). Kawałek szedłem nad wyraz i niezwykle niepokojąco wygładzoną Detami promenadą (asfalt będą kłaść w lesie, czy ki pieron?). Na szczęście wkrótce pozostała ze mną normalna polna droga, przy której co i rusz pasły się bardzo okazałe „Filipy” (foto_y). Jak już wcześniej napisałem, moim zamiarem było dotarcie do samotnie stojącego krzyża. Niestety dróżka do niego prowadzi tylko na mapie, a w terenie zakręca ku lesistym wierchom. Brak choćby nikłej ścieżyny oraz ściana blisko 2 metrowego zielska wszelakiego pozbawiająca mnie wizualnego kontaktu z krzyżem, uniemożliwiły mi ocenę ewentualnej utarczki chaszczowej a tym samym moje krzyżozdobyczne zamiary zostały skierowane na inne, bardziej przyjazne pory roku. Ruszyłem więc ku górze. W tej okolicy oprócz odciśniętych w podłożu obutych łap Bazyla dostrzec można było inne, równie piękne odciski bosych łapek (foto_w1). Po kilku warstwicach dróżka zanikła, a w lesie natknąłem się na ludzką ręką uczynione cmentarzysko drzew, czyli porzuconą przed laty ścinkę (foto_z). Tuż powyżej biegł ku szczytom wpaniale dziki jar, porośnięty paprociami, jaworami i wiekową buczyną (foto_za, foto_zb).

Barnaba
30-01-2008, 23:06
Po kilku warstwicach dróżka zanikła, a w lesie natknąłem się na ludzką ręką uczynione cmentarzysko drzew, czyli porzuconą przed laty ścinkę (foto_z)

aż przykro patrzeć.... a porzucone drewno w lesie to dość częsty widok....

sir Bazyl
31-01-2008, 21:48
Podczas gdy fotografowałem jar, tuż powyżej kadru przeciął mi drogę dorodny jeleń. Ale prawdziwe emocje czaiły się na mnie na samym grzbiecie. Wyskakuję ja wprost z gęstwiny leśnej na biegnący działem płaj, a tam był ON.
Był troszkę wcześniej był niż ja, ale zostawił świeży trop (foto_zc) na dodatek biegnący w obranym przeze mnie kierunku. Zbytnio się nie spiesząc ruszyłem przed siebie i na wszelki wypadek zacząłem śpiewać, gdyż biorąc pod uwagę fakt, iż Stwórca nie obdarzył mnie zbyt hojnie słuchem muzycznym, wydawało mi się to najskuteczniejszą bronią. Nie myliłem się – trop długo nie wytrzymał i skręcił gdzieś w kierunku obwodnicy bieszczadzkiej, ale ja nie do końca mu dowierzając kontynuowałem recital. Wkrótce osiągnąłem hopkę, z której wypadało opuścić się w doliny. Niestety już po kilkuset metrach ścieżyna zanikła a przede mną pojawiła się szeroka, zarośnięta czepialskim poszyciem, ciągnąca się w dół stoku przecinka. Przedarłam się w poprzek i lawirując jej brzegami dotarłem do sporej polany, nad którą wznosiła się myśliwska ambona. Stoi to wejdę – pomyślałem. Wdrapałem się na balkonik lecz niestety wisząca kłóda nie pozwoliła na dogłębne zwiedzenie obiektu. Przyjrzałem się tej kłódce dokładniej i czupryną moją targnął niepokój ustawiając ją w postawie na baczność. Hmmm....to że napisy we wschodnim języku, to przecież w tych stronach nic nienormalnego – próbowałem się uspokoić. Ta przecinka to nie mogła być granica – dodawałem sobie jeszcze więcej pewności. Ale właściwie to nie ma nad czym deliberować gdyż nieopodal widać dróżkę i jar potoku (a wracać przez te krzaczory pod górę i w prażącym słońcu ani mi się śni!). Zasiadłszy nad potokiem rozścieliłem mapę, rzuciłem okiem na kompas i analizowałem przebytą drogę z ewentualnymi wariacjami w różnych kierunkach. Taaa....niemożliwe żebym będąc tu gdzie jestem, był tam, gdzie akurat teraz lepiej żebym nie był – stwierdziłem i raźno potruchtałem dalej. Wkrótce pojawiły się wokół mnie pofalowane łąki, a po kilku chwilach w oddali dostrzegłem zabudowania, wśród których rozpoznałem cerkiew w Michniowcu. Drożyna jednak zakręciła i poprowadziła mnie do Bystrego. Tam urządziłem sobie jeszcze krótki popas pod cerkwią (foto_ze, foto_zf) i niemrawo podreptałem ku asfaltowej drodze, którą chciałem dostać się do Czarnej. Wizja człapania rozgrzanym przez palące słońce asfaltem potęgowała we mnie uczucie przygnębienia związane z niechybnie zbliżającą się chwilą rozstania.
Jedzie, coś jedzie! Zamachałem – minęło i pojechało, ale po kilkuset metrach się zatrzymało i nazad jedzie! Szczęśliwy galopowałem na spotkanie, a plecak z radochy, że skryje się w cieniu samochodu cały trząsł się i podskakiwał. Powoziła sympatyczna Pani, która usprawiedliwiająco na wstępie wyjaśniła, iż nie zatrzymała się koło mnie, gdyż walczyła z myślami: zabrać, czy nie zabrać? Podziękowałem serdecznie za ten dobry uczynek i już po kilku chwilach byliśmy w Czarnej. Tam zakupiwszy to co trzeba, malowniczo rozpostarłem się na przysklepowej ławeczce i pasłem oczy okolicą. Nie minęło wiele czasu, nadjechał Connex, a głos wewnętrzny zawył:
„Kiedy mija, tak jak wszystko
Ta euforia kilku dniowa
Wstawać i pracować i mieć
Nie bardzo mogę
Nie bardzo mogę nie
Nie bardzo chcę – (Lech Janerka - Jezu jak się cieszę)

długi
01-02-2008, 21:15
Opowieść smakowita... mniam
Zdjęcia budzą miłe wspomnienia i mocne postanowienie: wiosną trzeba się sztachnąć!
Pozdrawiam
Długi

sir Bazyl
25-01-2012, 21:05
...hamak kupiłem w sklepie który tani jest. (...) Wytrzymałość do 100 kg - ja ważę troszkę mniej (85) więc nie wiem czy faktycznie stówkę uniesie. W kazdym razie nic nie pękło, nie urwało się itp. ...

Achtung! Achtung! Nie idźcie tą drogą...i nie kupujcie hamaka w tej dojczlandzkiej sieci! Wundertandetten!!! Szmelc czyli!
A było to tak:
Letnim, piątkowym popołudniem roku ubiegłego, rejsowy prom relacji Rzeszów – Jaśliska przygarnął mnie na pokład i unosił na zielone oceany szczęścia. Przewoźnikowi uiściłem za całą przeprawę, aż do truskawkowych winnic. Wszystko pięknie, ładnie, ale Zagórz minąwszy „wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi” (A. Mickiewicz – Stepy Akermańskie). No i sami pomyślcie, jak długo można to wytrzymać? Odpowiedź jest prosta – póki przez bulaja nie ujrzy się napisu „Bar u Wandy”! Wstrzymałem pędzący katamaran, po trzystopniowym trapie zeskoczyłem na Komańczów ziemię. A że znajdowałem się w nastroju przysiadalnym, na chwil kufli kilku dołączyłem do goszczącego u Wandy towarzystwa. Z Komańczami i ich gośćmi pyknęliśmy po kilka szklanic pokoju.
„uuu...zawirował świat, jak płatki śniegu na dworze...” (SDM – Zawirował świat)
Tak po prawdzie, to żadna zamieć nie szalała, ale że dosiąść się można było tylko do płci niepięknej, to i propozycje noclegu zbytnio nie rajcowały. „Dość, stanowczo dość...” (E. Stachura – Siekierezada), juki na plecy, popręgi dopasowane, piana z pyska otarta. Bazyl wystrzelił z karczmy i gościńcem pociął przed siebie:
„Gładko tak, lekko tak toczy się w dal,
Jak gdyby to była piłeczka, nie stal,
Nie ciężka maszyna, zziajana, zdyszana,
Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana” (J. Tuwim – Lokomotywa)
Tak, tak, 85 kilo żywej wagi - ale to są same mięśnie i oczy!
Słońce już zachodziło
27373
a do Jaślisk jeszcze kawał drogi. Jakoś, takoś, i nie dotarłem. Na nocleg zatrzymałem się w miejscu, gdzie
27374
Zgodę na spędzenie nocy w tej pięknej chacie
27375
otrzymałem od sympatycznego gościa „Baru u tej, co to Niemca nie chciała”, który zaznaczył, że jest to własność prywatna brata żony jego szwagra i prosi o nie podawanie jej współrzędnych geograficznych.
We wnętrzu chatki panował mrok, który absolutnie nie przeszkadzał miejscowemu czarownikowi-prorokowi przeobrażonemu na daną chwilę w batmana
27376
udzielać mi pokazowej lekcji latania i powietrznych ewolucji. Złośliwy chichot, który wtedy słyszałem, dobrodusznie odczytałem jako świst powietrze tnących jego skrzydeł.
Z plecaka wyjąłem hamaczek. Złącza belek konstrukcyjnych wzdłużnych i poprzecznych znajdowały się na dość sporej wysokości (tak po cycki) i właśnie o nie (złącza mam na myśli) zakotwiczyłem hamak. Ok, wisi sobie ślicznie, tylko jak się do skubańca dostać? Na Kozakiewicza rady nie dam, bo moje kijki wożą się pewnie do tej pory w czyimś bagażniku po kraju Drakuli. Dopiero teraz to widzę w całej jaskrawości! Tam kije, tu nietoperz...taaak...tylko pala brakowało na który można by się nadziać!
O! Stoi w kącie wąziutka, z desek zbita ławeczka! Przytargałem ją pod hamaczek, zdjąłem buty, hyc na ławeczkę, z niej hyc do hamaczka...”nagle gwizd, nagle świst” (J. Tuwim – Lokomotywa)
...lecę...lecę...lecę...i lecę...
„...jak bombowiec, lecę w dół, mijam podłogę, mijam stół” (Sidney Polak – 7 grzechów)
...podwójny axel z potrójnym tulupem...
...spirala śmierci tyłem do wewnątrz...
i pierdut!!! w tą ławeczkę, z której wystartowałem.
„Ciemność...ciemność widzę...widzę ciemność” (Seksmisja)
Ból zadano mi niewyobrażalny, a od uderzenia do tej pory boli mnie prawa tylna wątroba!
Strzelił materiał, zaraz za rękawem, przez który przepleciona jest linka zawiesia.
Tak, lidl jest tani i...do bani!!!
Chociaż, przyznać muszę, że piły do cięcia drewna to mają niezłe, tną aż do kości – ale o tym jak mi się noga z pieńkiem pomyliła, innym razem.
„Chodzi Bazyl koło drogi,
nie ma ręki ani nogi”
ale ma... piłę z lidla!

Bieszczady über alles!

iaa
25-01-2012, 22:39
No, ruszyło.
Nawet nie trzeba było długo czekać.
"Co było, to było. To było do śmichu, teraz by się zdało..." /zasłyszane/

długi
25-01-2012, 22:53
4 słownie czyteryyy lata kazał czekać, paskud jeden, dlatego musiało boleć

maciejka
25-01-2012, 23:34
Piknie, panie, piknie!
Taka niespodzianka na środeczek tygodnia...:grin:
Rozpędzaj się dalej sirze!


No i sami pomyślcie, jak długo można to wytrzymać? Odpowiedź jest prosta – póki przez bulaja nie ujrzy się napisu „Bar u Wandy”! Wstrzymałem pędzący katamaran, po trzystopniowym trapie zeskoczyłem na Komańczów ziemię. A że znajdowałem się w nastroju przysiadalnym, na chwil kufli kilku dołączyłem do goszczącego u Wandy towarzystwa.

Nie wiem co ta "Wandzia" ma w sobie;-) ale przez nią mało nie spóźnilismy się na transport powrotny...My byliśmy po paru dniach ukraińskiej samotności i spragnieni byliśmy ludzkich gęb, no i mowy ojczystej:) Ale, że miejscowi byli spragnieni naszego towarzystwa...to było miłe i dość wciągające...:mrgreen:

Pierogowy
26-01-2012, 01:20
Achtung! Achtung! Nie idźcie tą drogą...i nie kupujcie hamaka w tej dojczlandzkiej sieci! Wundertandetten!!! Szmelc czyli!



hi,hi,hi;

ja do wątku hamakowego nawiążę :-)
Bazylku czy ja mogę przypuszczać ?...
otóż to nie hamak ,nie hamak, a jakowaś " Bazylia "( z domu-Wadera ) owinięta w siatkę(nie mylić z szyneczką)- towaru zakupionego w promocji -jest przyczyną Twojego unieruchomienia wątroby...
wskoczyła wcześniej, a może ... wpadła w sieć suto zastawionego łoża napowietrznego?
a że oszczędzamy- więc hamaczek jednoosobowy...oczka plus mięśnie plus to niebańskie stworzenie ...to za dużo ! ;-)

krucabomba...
czy ja dobrze sczytałem nazwę wątku?
" ...głodne kawałki suto omaszczone cycatami "?
nie?
coś mam nie tak z monitorem,na ustawieniach standart tak mi się wyświetla ...
muszę się co nieco rozjaśnić ;-)

(aaaaa....brawo !!! )

Browar
26-01-2012, 10:29
Bazyl,z tego nauka że hamak musi być uszyty z ripstopu ;)

sir Bazyl
26-01-2012, 22:38
..."Co było, to było. To było do śmichu, teraz by się zdało..." /zasłyszane/
Już jutro w malowniczo położonym górskim schronisku rozpracujemy wykropkowaną część zasłyszanego :-P


4 słownie czyteryyy lata kazał czekać, paskud jeden, dlatego musiało boleć
Ja tu do ludzi z wątrobą na dłoni, a tu taka znieczulica społeczna :wink:


Piknie, panie, piknie!
Taka niespodzianka na środeczek tygodnia...:grin:
...
Miło jest zadowolić kobietę, na środeczku tygodnia też :mrgreen:

hi,hi,hi;

ja do wątku hamakowego nawiążę :-)
Bazylku czy ja mogę przypuszczać ?...

Ależ oczywiście, nawet należy, tym bardziej, że:


...krucabomba...
czy ja dobrze sczytałem nazwę wątku?
" ...głodne kawałki suto omaszczone cycatami "?
nie?...

Tak, właśnie tak! Tomciu, bardzo dobrze s(z)czyt(ow)ałeś nazwę - suto jedno, suto drugie i cycaty jak malowane :lol:

Bazyl,z tego nauka że hamak musi być uszyty z ripstopu ;)
Biorąc powyższe (post Pierogowego) pod uwagę, mniemam, że chodzi o stopripu w hamaku...

don Enrico
26-01-2012, 22:55
Bazylo !
Ty się nie wymiguj dysputami z forumkami, jeno sięgnij po kolejne cytaty które czekają na okrasę.

asia999
28-01-2012, 00:55
Biorąc powyższe (post Pierogowego) pod uwagę, mniemam, że chodzi o stopripu w hamaku...

domniemanie może dotyczyć w tym względzie również tego, że może chodzić o rajstopy w hamaku:mrgreen:

fajna lektura.:) Sztachaj się dalej sirzeBazylu chaszczem na zdrowie a i omasty nie żałuj.:-D

Miejscowy
28-01-2012, 12:47
a w radyjo przed chwilo mówiło, ze w tym dyskokokoncie mają najlepsze z Polski i z europy hamaki i że to mądry wybór.
Przeczytałem od początku - suty i cycaty reportaż

WUKA
28-01-2012, 16:15
Krótko i do rymu - Relacja Rewelacja!

długi
28-01-2012, 21:01
nie chcę krakać, ale następny odcinek relacji.... po zakupie nowego bujaka.
Może się zrzucimy?
Oj Bazyl, liczysz że jakaś nadobna forumowiczka ruszy z masażem Twoich obolałych.... no tego coś potłukł i leżąc, będziesz stukał w klawiaturę?
Bądź twardzielem, usiądź na twardym stołku i zaciskając....... zęby, pisz dalej relację.
Serdecznie
Długi

diabel-1410
29-01-2012, 18:53
Budzik sobie już ustawiłem na 2016 coby resztę doczytać-Bazylu uczyńże nam przyjemność i czekać tak długo nie każ:-)

sir Bazyl
19-01-2013, 20:17
Troszkę się zagapiłem, ale gorąco Wam dziękuję! Miałem szybciutko coś napisać w ramach podziękowania, ale czas tak zapiernicza, tak zapiernicza...


Budzik sobie już ustawiłem na 2016 coby resztę doczytać-Bazylu uczyńże nam przyjemność i czekać tak długo nie każ:-)

Pobudka!!!

Obok cytatów podaję linki do piosenek, które rzuciły mi się na uszy przy pisaniu.

Relacja pod roboczym tytułem:

„Meteopaci zdradzają o zmierzchu”

Sobota rano (9.03.2012).

„Telefony, telefony,
Gdzie dzwonić mam?
Jaki numer mam wykręcić,
Do kogo z was?”* ( link (http://www.youtube.com/watch?v=8ebtfZJ3cGI) )


Kilka numerów się znalazło, gołębie pocztowe poleciały w świat i już zwołuje się ekipa sił połączonych z podkarpackich grodów. Zewsząd napływały esemesy, trwały rozentuzjazmowane telekonferencje. Bracia kumotrzy i siostry kumoterki ustalili godzinę wyjazdu bladym niedzielnym świtem , miejsce schadzki i rejon tzw. penetracji.
Jak już wszystko było dopięte, nastał sobotni wieczór, godzina wróżb, czyli 20.00, inaczej mówiąc pogodynki czas.
„Szklana pogoda,
Szyby niebieskie od telewizorów,
Szklana pogoda,
Szklanka nadciąga bez humoru”** ( link (http://www.youtube.com/watch?v=gBf78M1R4jU) )
Oj, bez! Zdecydowanie i ponad wszelką wątpliwość! Nie najlepsze wieści z frontu atmosferycznego uruchomiły komórkową kołomyję, która zaczęła kręcić się od nowa, ale w stronę przeciwną. Przyznać muszę, że do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, iż meteopatia jest aż tak powszechna i zaraźliwa. Wykosiła wszystkich w kilka minut.
Jestem sam...

__________________________
*Republika – „Telefony”
**Lombard – „Szklana pogoda”

sir Bazyl
19-01-2013, 20:29
Nastał poranek dnia następnego.

„Jak dobrze wstać skoro świt,
Jutrzenki blask duszkiem pić,
Nim w górze tam skowronek zacznie dryl,
Jak dobrze wcześnie wstać dla tych chwil...”* ( link (http://www.youtube.com/watch?v=UYmjcRJeaxs) )
Taaa....Aura sprawiła, że nawet sraluchy parapetuchy dzioby stuliły, nie gruchały i nie nap...lały pazurami w blachę tylko siedziały cicho i spokojnie wtulone w narożniki okiennych szpalt.
Zaokienny widok zawyżał wskaźniki sprawdzalności wieczornych wróżb:
„Ciągle pada!
Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby,
Mokre niebo się opuszcza coraz niżej,
Żeby przyjrzeć się w marszczonej deszczem wodzie...”** ( link (http://www.youtube.com/watch?v=avV6_tiyxoo) )
Niebo się opuszcza a ja
„A ja?
A ja chodzę,
W strugach wody, ale z czołem podniesionym,
Żadna siła mnie nie zmusza i nie goni...”**
Oprócz rozkładu jazdy autobusów oczywiście. Dobrze, że kursów pekaesu nie odwołują z byle powodu. Po kilku minutach dotarłem na
31069
I przycupnąłem na ławce ulubionego terminala
31070
Po chwili przykołował kursowy Jumbo Jet
31071
Ruszyliśmy z kopyta i „już za chwileczę, już za momencik”*** przelecieliśmy przez erogenne strefy rzeszowskiej aglomeracji
31072



_______________________________
* Grupa i – „Radość o poranku”
**Czerwone Gitary – „Ciągle pada”
*** „Piątek z Pankracym”

Jimi
19-01-2013, 22:31
>>Głos wewnętrzny na to: „ Po cóż ci, kochanie wiedzieć, że do lasu idę spać, dłużej tu nie mogę siedzieć, na mnie czeka leśna brać”
-ah i tu się rozmarzyłam i po czym zaczęłam szukać swego kompasu ale zorientowałam się że codzień go noszę w "torebce". pobudki o 4 nad ranem by zdążyć na autobus do Leska -skąd ja to znam :}}

"dopóki sił, będę szedł, będę biegł, nie dam się!”
-swego czasu te słowa Steda były dla mnie myślą przewodnią i od nich wszystko się zaczęło :)

"Zimna, krystalicznie czysta woda przemyka pomiędzy palcami, i twarz obmyta, i szyja, i ...a niech tam, zaszaleję, tors nawet."
-czytając relację przypomniało mi się moje najpiękniejsze wędrowanie w minionym roku (czyli samej zupełnie na wariata w zupełnie nieznane strony z namiotem wedle zasady "witaj przygodo!") czyli wigilia świętojańska idąc na lackową z krynicy i kąpiel w zimnym potoku w upalny dzień.

"(...) pocisk otarł się o koszulę na mojej klacie (...)"
-opis sceny genialny :D

" kadr z filmu Wolna Sobota z wypowiedzią Gawełka: „To mówię Panu, u nas w Bieszczadach to żmije bardziej potrzebne...niż turyści. To mówię Panu wprost!"
-tak się składa że mam film właśnie nastawiony do oglądania i miałam to czynić jeno relacja Bazyla mnie wciągnęła.

"Starym, indiańskim zwyczajem, za pomocą kostki rozpałki do grilla roznieciłem ogień"
- oldshatterhand nie wymyśliłby tego lepiej :D

"na wszelki wypadek zacząłem śpiewać"
-też mi się to dość często zdarza hihihi gdy adrenalinka się podnosi. zwierzaczki widocznie nie są fanami Grechuty ("tyle było dni...") a może po prostu mają lepszy słuch muzyczny :}}}

zabierz mnie kiedyś ze sobą na takie chaszczowanko hihi propozycja niedoodrzucenia bo rzadko kiedy decyduję sie z kimś iść w góry, zazwyczaj odmawiam -albo inaczej -mało znam takich konkretnych wędrowniczków

"miejscowemu czarownikowi-prorokowi przeobrażonemu na daną chwilę w batmana"
-właśnie zdałam sobie sprawę że batmany to zwierzęta których się najbardziej boję :))

"erogenne strefy rzeszowskiej aglomeracji"
-zawsze nazywam to "duży pomnik" i każdy się śmieje, może niechcąc używać brzydkich słów, zacznę nazywać go po prostu erogennym

Widzę nowy podpis w stopce -genialne! :D

sir Bazyl
20-01-2013, 11:36
Jimi - bardzo się cieszę, że spodobała Ci się moja relacja i serdecznie dziękuję za wspaniały, osobisty a mnie wręcz uskrzydlający (a jakże!) komentarz.

(...)
Oj Bazyl, liczysz że jakaś nadobna forumowiczka ruszy z masażem Twoich obolałych.... no tego coś potłukł i leżąc, będziesz stukał w klawiaturę?
(...)
Długi, faktycznie nie ma co liczyć na pomoc, bezlitosne są te forumowiczki, tylko by w chaszcze zaciągały :mrgreen: :

(...)
zabierz mnie kiedyś ze sobą na takie chaszczowanko hihi (...)


...
a że oszczędzamy- więc hamaczek jednoosobowy...oczka plus mięśnie plus to niebańskie stworzenie ...to za dużo ! ;-)

No i kurka, muszę kupić dwuosobowy 8-)
PS
Na poważnie - z przyjemnością powędruję z Tobą, kwiecień miesiącem chaszczowania - może być?

sir Bazyl
20-01-2013, 13:01
Pogoda cały czas się stabilizowała, w Brzozowie też lało:
31076
Wiara w lepsze dziś mnie nie opuszczała, wzrok skierowałem ku niebu
„Ponad głowami, ponad oddechami, Ponad domami i ponad dymami”* ( link (http://www.youtube.com/watch?v=6HiyoJMVQnw) )
szukając wsparcia i ratunku przed potopem:
31077
Niestety bębniące o dach maszyny krople skutecznie zagłuszały moje błagania. Mijana graniówka wiodąca z Postołowa na Chryszczatą, ta wspaniała droga działowa, którą dzięki jej strategicznemu położeniu wykorzystywały w latach przeszłych bandy rzezimieszków, bandy UPA, partyzanci oraz Bazyl (http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/5021-Szwendy-t%C4%99dy-i-ow%C4%99dy ), z okien wodolotu wyglądała oblepiaszczo i mlaśnie:
31080
Na miedzylądowaniu w Lesku telebim potwierdzał trafność dotychczasowych obserwacji:
31081
Powiadają: barowa pogoda. A nas na pokładzie troje: on gdzieś daleko, za sterami
31078
Ja na tylnej kanapie i ono, w zasięgu ręki:
31079
Ono leżajskie było i błyskawicznie wdarło się do mię a zmiętoszona puszka powróciła do plecaka. Zostaliśmy samowtór, on daleko z przodu, ja daleko z tyłu. Szaro, pada deszcz, sikać się chce...a na szybach cieknące strumyki łączą się w wartkie potoki, które wpadają do wzburzonych rzek tworzących miejscami spore rozlewiska...noga na nogę, najwyżej uszami wystrzeli...na supeł przecież nie zawiążę bo się jeszcze zaguźla...ufff, w końcu desant, bieg za płotki, ulgaaa...
___________________
*Stanisław Barańczak – „Hymn Wieczorny”

Jimi
20-01-2013, 13:34
hahaha ale się uśmiałam czytając komentarze -macie Bazylu poczucie humoru :) a kwiecień jest bardzo dobrym miesiącem na chaszczowanko (choć kondycję wtedy dopiero się zaczyna nabierać), nie zbudzi się nikogo zza krzaka (conajwyżej amatorów trójnogiego misia) a jeżeli nie ma śniegu to spanie w namiocie zaczynam końcówką marca

sir Bazyl
20-01-2013, 19:29
Wylądowałem w samym centrum miejscowości:
31087
„Los cię w drogę pchnął i ukradkiem drwiąc się śmiał”* ( link (http://www.youtube.com/watch?v=UU7SN7QeKMg) )
Śmiał się też półgębkiem:
31082
Całą gębą:
31083
I chyba nie do końca szczerze się szczerzył:
31084
Niby wszystko dookoła takie uchachane, ale
„Na rozstaju dróg, gdzie przydrożny Chrystus stał,
Zapytałem dokąd iść, frasobliwą minę miał”*
31085
Pewnie się domyślał, że na zamek pójdę. Anioły też chyba wyczuły, że lekko dziś nie będzie:
31086
Ruszyłem na zamek, który wznosił się nad Hoczewką...niegdyś. Przeczesałem teren, znalazłem wejście do piwniczki:
31088
i Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że obojętnie koło takiego zaproszenia nie przejdę – zapuściłem się więc w głąb:
31089
Niestety, w środku ani złota, ani srebra, ani drogich kamieni, ani nawet żaby do ucałowania! Może to i dobrze, bo jeszcze by się w księcia zamieniła i musielibyśmy żyć razem długo i szczęśliwie, tfu!
No dobra, widać bogactwo mi nie pisane, może chociaż znajdzie się gdzieś w kąciku
„Wino, wino, wino – surogat pociechy,
za zmarnowany talent – wina za grzechy”** ( link (http://www.youtube.com/watch?v=WQOrSVMqgCE) )
A niech to dunder świśnie! Przerażające pustki!
„Daremne żale – próżny trud!
Bezsilne złożeczenia!”***
Wykoncypowałem, że ktoś tu musiał być przede mną i zajumał wszystko. Trudno, trzeba ruszać dalej. Kiesy nie napchałem, brzucha nie napasłem, to może choć ducha wzmocnię w cerkwi?

_____________________________
*VOX – „Szczęśliwej drogi już czas”
**KSU – „Wino za karę”
***Adam Asnyk – „Daremne żale”

Derty
21-01-2013, 10:29
Ono leżajskie było i błyskawicznie wdarło się do mię a zmiętoszona puszka powróciła do plecaka. Zostaliśmy samowtór, on daleko z przodu, ja daleko z tyłu. Szaro, pada deszcz, sikać się chce..
Sir Bazylu, bo kto to w taką podłą pogodę wlewa piwo w pustym, zimnym autobusie?:P Ja tylko raz skazałem się na taką mękę...:P Błagałem później tego z przodu, aby się zatrzymał w krzokach, całe 15 minut...aż zajechaliśmy na mój przystanek:D:D:D I później ten sprint do miejsca, gdzie muszla szumiała.... Gospodyni dziwowala się, co to za miastowy zwyczaj, żeby z 35 kg plecarem do WC wbiegać.

asia999
22-01-2013, 21:51
(...) Waszmosc Poeta mianowanym zostac powinien.
zaiste :-D

aaaale, tak - patrząc na to wszystko szerzej - przebiegły ten sir Bazyl, przebiegły! Niczym wytrawny dealer :twisted:
tak nam tu ten chaszcz podsuwa i dozuje, sztacha się nim na naszych oczach, uzależnia nas powoli i niezauważalnie - a potem pewnie każe płacić za każdy następny "skręcik słowny" :mrgreen:

sir Bazyl
22-01-2013, 22:27
.... przebiegły ten sir Bazyl, przebiegły! Niczym wytrawny dealer :twisted:
tak nam tu ten chaszcz podsuwa i dozuje, sztacha się nim na naszych oczach, uzależnia nas powoli i niezauważalnie - a potem pewnie każe płacić za każdy następny "skręcik słowny" :mrgreen:
Hi, hi - w końcu hamaków za darmo nie rozdają nawet w Lidlu, ale obiecuję, że stali odbiorcy dostaną zniżki na "skręty słowne" :mrgreen:

sir Bazyl
22-01-2013, 22:46
Pozostawiłem zamek za plecami, na krzyżówce zakręciłem na zachód i wspiąłem się na cerkiewne wzgórze, na którym wznosiła się duża, murowana cerkiew
31097
tak mniej więcej do połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
Do dnia dzisiejszego zachowały się jeszcze studnia i budynek plebani:
31093 31094
który pozostawiony samemu sobie, niszczeje
31096
mimo, iż jest objęty ciekawą i nowatorską formą ochrony tj. zafoliowanym monitoringiem:
31095
Odchodząc pożegnałem się z funkcjonariuszami
„W drogę – żegnajcie chłopcy,
W drogę – już na mnie czas,
Dokąd – poniosą oczy...”* ( link (http://www.youtube.com/watch?v=Q3ogPQmVFok) )
Poniosły mnie drogą wśród pól
31098
zabudowań dworskich
31100
do następnej cerkwi, która miała więcej szczęścia od poprzedniej i do dnia dzisiejszego wznosi się nad okolicą:
31099
Tak się plątałem z jednej strony drogi na drugą, wspinając się coraz wyżej i wyżej, osiągając wkrótce niebotyczną wysokość (tak mniej więcej 400 m.n.p.m. :mrgreen:), gdzie deszcz zamienił się w śnieg
31101
i jeszcze wyżej, gdzie śnieg już się w nic nie zamienił ale nieco zgęstniał
31102
Skończyła się droga, skończyła się widoczność, śnieg też skończył padać ... i zaczął nap.... Byle do lasu, byle do lasu, tam przeczekam. A może wracać do cywilizacji? O nie! –
„Ja muszę, gdzie zawiało śniegiem fest,
gdzie zaspy i ogólnie ciężki teren.
Gdzie indziej jasno i przytulnie jest,
A ja tam nie chcę, mnie tam po cholerę?”** ( link (http://www.youtube.com/watch?v=Cl6JpgEgnIM) )
Mrużąc oczy i kuląc się w sobie parłem zaśnieżonymi polami do góry w niewidoczną dal. W końcu wygramoliłem się na wododziałowy grzbiet i zanurkowałem w las.
_____________________
*Czerwone Gitary – „W drogę”
**Włodzimierz Wysocki – „Moskwa – Odessa”

sir Bazyl
24-01-2013, 19:50
Burza śnieżna pognała gdzieś dalej, mogłem troszkę rozejrzeć się po okolicy oznakowanej przez żubry
31107
i patrolowanej przez lisy
31109
Trzeba podjąć decyzję, w którą stronę ruszyć?
„Szczęśliwej drogi już czas,
Mapę życia w sercu masz,
Jesteś jak młody ptak...”*
Życia w sercu a Bieszczadów na pieńku:
31108
Miętowa herbatka z nutą wiśni dodała mi animuszu i ponieważ już kiedyś wędrowałem po okolicy południkowo, postanowiłem dziś troszkę poszaleć i wzdłuż zamienić na w poprzek. Po krótkim odpoczynku ruszyłem dalej wybraną drogą...
„...A droga stała się moją wybranką,
(...) Tak więc pokładam w niej zaufanie,
A ona sprawia, że jestem szczęśliwy...”** ( link (http://www.youtube.com/watch?v=PD8kZzgfwdY) )
Zaufanie zaufaniem, ale kompas też bywa potrzebny. Namierzyłem cel, mniej więcej ustaliłem odległość jaka dzieli mnie od wirażu, na którym powinienem zarównoleżnikować żeby w jakieś jary się nie wrąbać i pognałem „po grani, po grani, nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania”*** ( link (http://www.youtube.com/watch?v=guMyd5c59WY)). Z tą przepaścią to troszkę przesadziłem, ale łańcuchów i wahania nie było na 100%! No dobra...na 100% nie było łańcuchów . Mój trud i determinacja zostały dostrzeżone przez niebiosa, przestało sypać, chmurwy się rozstąpiły, wiatr z damskiego zamienił się na męski, widoczność diametralnie wzrosła, tak iż po kilku kwadransach namierzone Miarki zdobyłem i mogłem nasycić wzrok jędrnie**** prezentującymi się krągłościami nadosławiańskiej krainy:
31113 31112 31111 31110

______________________________
*VOX – „Szczęśliwej drogi już czas”
**Metallica – „Wherever I May Roam”
***Jacek Kaczmarski – „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”
****jędrny przen. m.in. obrazowy, wyrazisty (Słownik wyrazów bliskoznacznych)

Jimi
24-01-2013, 21:58
"zafoliowany monitoring" - zaraz padne

fajna jest taka forma relacji. dowiedziałam się na przykład o czym śpiewa metallika w tym kawałku mimo że słuchałam go dziesiątki razy (pierwsza kaseta jaką kupiłam w życiu) hihi -podobają mi się bardzo te słowa. relacja i zdjęcia tez

Pierogowy
25-01-2013, 12:46
halo

ha, Bazylku teraz już wiem kto Bartolomeo'u "zwinął "zimę !

kurczę,kondycja przed zimowym Pikujem u Ciebie rośnie,rośnie...:)
muszę w takim razie zahaczyć o sklepik...
oczywiście na piechotę !!!
świetny język i proporcjonalnie fotografie również
:)

trzykropkiinicwiecej
25-01-2013, 16:59
Imć Soplica dziwnie blady przy termosie wyszedł.... czuć malizną :P

sir Bazyl
25-01-2013, 18:50
...
fajna jest taka forma relacji. dowiedziałam się na przykład o czym śpiewa metallika w tym kawałku mimo że słuchałam go dziesiątki razy (pierwsza kaseta jaką kupiłam w życiu) hihi -podobają mi się bardzo te słowa. relacja i zdjęcia tez
Dzięki! Co do tekstów to też przez lata całe nie wiedziałem o czym śpiewają moje ulubione kapele ale od pewnego czasu wiele tłumaczeń ukazuje się właśnie w tej formie co powyżej oraz na portalu tekstowo.pl. Oczywiście są plusy dodatnie i plusy ujemne, niektóre teksty jak się okazało są delikatnie mówiąc takie jakie są ale w końcu to tylko Rock'n'Roll

...
świetny język i proporcjonalnie fotografie również
:)
Kurka wodna, takie słowa w Twoich (Artysty fotografa!) ustach to można dwojako odczytać ale jeśli się tu nie doszukiwać podtekstów to pękam z dumy! Dzięki!

Imć Soplica dziwnie blady przy termosie wyszedł.... czuć malizną :P
Bo to tylko taka dawka dla zdrowotności była, taki soczek do herbatki żeby góralska była jak już te pięćset metrów zdobyłem :)

Pozdrówka - Bazyl

sir Bazyl
26-01-2013, 19:33
Na szczycie zrobiłem sobie przerwę obiadową i nasyciwszy się widokami i żytnim z mielonką rzeszowską ruszyłem jak to bywa w górach, w dół
31126
Nawet słoneczko zaczęło przyświecać
31125
Więc poszedłem podziękować za ten niespodziewany dar do najbliższej świątyni
31127
Stąd postanowiłem wyruszyć na poszukiwanie skarbów, czyli różnych pozostałości z przeszłości. Tym razem sięgnąłem po specjalną mapę*:
31131
Parę chwil później stałem już nad „Śmierdzącym Brzegiem” i nawet chwilkę się zastanawiałem czy nie wyruszyć na „Koński Cmentarz” w poszukiwaniu Warszawy dziadka jednego z forumowiczów, ale że wcześniej nie dopytałem się, w którym rejonie można się na nią nadziać, zrezygnowałem z tego pomysłu i ruszyłem w dół biegu potoku, gdzie napotkałem „Modrzewiową Aleję”
31128
a dalej rozkopane groble i pozostałości po stawach dworskich:
31129 31130
Od stawów smyknąłem przez niewysoki grzbiecik do asfaltowej drogi.

____________________________
*mapa stanowi dodatek do książki Tomasz Litwina „Olchowa – Wieś i jej mieszkańcy do połowy XX wieku” (więcej o książce można znaleźć tu (http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/6424-quot-Olchowa-quot-Wie%C5%9B-i-jej-mieszka%C5%84cy-do-po%C5%82owy-XX-wieku-Tomasz-Litwin-Zag%C3%B3rz-2010) )

asia999
26-01-2013, 20:06
(...) Podpisane jest: wodospad na potoku pod Krywulą. (...) Może wiecie, o który potok chodzi i czy istnieje jeszcze ten wodospadzik?
ciekawe czy znalazłeś odpowiedź. :?:

sir Bazyl
26-01-2013, 20:34
ciekawe czy znalazłeś odpowiedź. :?:

W górę od Śmierdzącego Brzegu potok był zamarznięty a jar w którym płynie, zasypany śniegiem. W dolnym biegu oczywiście nasłuchiwałem czy jakaś Niagara nie szumi i jedyny wodospadzik znajdował się na wysokości grobli dolnego stawu i wyglądał tak:
31132
Ten ze zdjęcia w książce wydaje się zdecydowanie większy.

sir Bazyl
27-01-2013, 00:12
(...)
Od stawów smyknąłem przez niewysoki grzbiecik do asfaltowej drogi.


„A droga długa jest, nie wiadomo czy ma kres.
A droga kręta jest, co dalej za zakrętem jest?”* ( link (http://www.youtube.com/watch?v=-X0aGQg_NZ4) )
Za jednym z nich była kapliczka św. Jana Nepomucena:
31133
Za którymś z kolejnych cerkiew parafialna p.w. Zaśnięcia Matki Bożej:
31134
Na drodze, którą szedłem panował mimo niedzieli dość spory ruch, ale że chciałem jeszcze pobyć tu i jak najdalej odsunąć godzinę powrotu, postanowiłem od Olchowy do Zagórza dostać się pieszo. Jednak po kilku kilometrach asfaltowania stopy chciały mi nogi z d... powyrywać za takie pomysły, a mózg powoli zaczął wchodzić z nimi w koalicję. Taki bunt a ja przecież w butach szedłem, więc się cieszyć powinny gdyż mogłem im dać poczuć co to na prawdę jest droga:
„Co to jest droga to najlepiej dowiedzieć się nogami. A już obowiązkowo bosymi. Dobrze przy tym aby piach nie był ot taki sobie ale gorący albo zimny jak w listopadzie w przymrozek i żeby nogi młode były, stare kopyta mało czują. Dobrze, żeby na tej drodze jakaś kałuża była. Kamień. Korzeń. I skaleczyć palec albo piętę odbić oooo...żeby poznajomić się z drogą dobrze to trzeba hen w inne strony iść...iść...iść. Pomylić się na rozstaju. Wejść w dzikie chaszcze.** ( link (http://www.youtube.com/watch?v=ngwTNDfDOEs) )
A tu ani piachu, ani chaszczy, tylko asfalt ciągnie się w nieskończoność. I już by mnie przekabaciły żeby rękę z uniesionym kciukiem przed szyby pędzących automobili wyciągnąć, gdy nagle zrozumiałem po co tak lazłem zamiast śmignąć jakąś okazją. Ciemny, śnieżno-burzowy front zatrzymał się kilka kilometrów przede mną i nagle
„Jezu – kurcze – Chryste! Zobaczyłem światło!”***
31135 31136 31137
Po tym przedstawieniu nogi już bez oporu poniosły mnie na przystanek w Zagórzu, skąd udałem się

„Tam, gdzie szum wielkich miast, tam, gdzie pośpiech i zgiełk,
Znów wracamy, innego wyboru nie mając.
Choć do miast powracamy, jak statki na brzeg,
Nasze serca na zawsze już w górach zostają.

Dajcie spokój więc sporom o bzdury,
Jedną prawdę na pewno dziś znam,
Od gór lepsze są tylko te góry,
Których szczyty przed sobą wciąż mam,
Których szczyty przed sobą wciąż mam.”**** ( link (http://www.youtube.com/watch?v=gZ8vFt3hafM) )



____________________
*Akurat – „Droga długa jest”
** „Siekierezada” – film (reż. W. Leszczyński, R. Zatorski) na podstawie powieści Edwarda Stachury.
***John Belushi w filmie „The Blues Brothers”
****Włodzimierz Wysocki – “Pożegnanie z górami”

Jimi
27-01-2013, 14:13
"(...) jak dobrze wtedy zobaczyć naprzeciw człowieka" - ile razy każdy z nas miał taką sytuację? ja ze trzy razy kiedy widok człowieka mnie uspokoił i mogłam odetchnąć z ulgą:) raz pomyliłam ścieżki totalnie i 1,5 godziny chaszczowałam lasem, w tym połowę w deszczu. w końcu zobaczyłam czerwony GSB a nań harcerzyka. radosna kur* m* sama naniosła mi się na usta. harcerzyk był nieco zakłopotany sytuacją. poinstruował mnie że na lewo jest góra taka i taka a na prawo taka i taka wieś. "teraz to ja kurde wiem" -pomyślałam :P okazało się że szłam azymutowo tak jak chciałam ino ścieżka do której zmierzałam była z 300-500 metrów ciągle równolegle do mnie a idąc zgłupiałam już totalnie nawet brałam pod uwagę że może wyjdę na jedną wieś dalej. a sam film chyba nie będzie przesadą jak powiem że oglądałam kilkanaście razy (w tym 3 razy w Bieszczadach i raz w Grochowicach na festiwalu Stachury -akcja książki w ogóle rozgrywa się w Grochowicach i lasach Sławskich po których tam wędrowałam -ciekawym zjawiskiem było oglądanie po raz n-ty filmu ale tym razem na telebimie na tle lasu w którym rozgrywa się fabuła książki), dialogi wszystkie znam na pamięć :} jest to jedna z bardzo niewielu ekranizacji która świetnie oddaje książkę. mimo że scena z panem Bartoszko nie występuje w oryginale (wydaje mi się że jest to z innej ksiażki Stachury). tak bardzo nawiasem mówiąc, znalazłam kilka wspólnych rzeczy między filmem Siekierezada a Konopielka (są tego samego reżysera):

scena snu - potęgujące napięcie przez cykające świerszcze w obu filmach
pani nauczycielka -bibliotekarka występująca w tej samej roli w obu filmach
Kaziuk ten sam aktor i w obu filamach nazywa się Kaziuk
Bartoszko ten sam aktor i w obu filmach nazywa się Bartoszko

31138

komisaRz von Ryba
29-01-2013, 09:32
niesamowity ten Zagórz, światełko wspaniałe i klimat

Pierogowy
29-01-2013, 11:41
Znów wracamy, innego wyboru nie mając.


halo,
ten Zagórz...
Bazylku widzę,że ...świetnie sobie radzisz z polowaniem na odpowiednia chwilkę :)
w Nasicznem ,pięknie przyozdobiłeś ściankę Mavo- fotografią -zmierzchowym Zagórzem,
teraz pieścisz zmysły "frontowym" Zagórzem i ...
hm...czas przybrać habit,może zawiesić szkaplerz i ...wstąpić do bazylianków.
:)

asia999
30-01-2013, 21:48
Habit może poczekać. Jako namaszczony olejami forumowymi Ekspert, sir Bazyl powinien raczej przeprowadzić teraz ten eksperyment naukowo-badawczy z zakopaniem nietoperza w mrowisku (koniecznie z dokumentacją fotograficzną) :mrgreen:

A Zagórz pięknie uchwycony. : )

sir Bazyl
24-03-2015, 00:34
Wczoraj było szaro, buro, zimno, padał deszcz na zmianę ze śniegiem i było...pięknie! W tygodniu naczytałem się na forum mnóstwo dyskusji na bardzo poważne bieszczadzkie tematy i dręczony marzeniami czy to o swojej chatce w głuszy i dziczy, czy problemem z otworzeniem budki z hot-dogami a może i piwem, czy też chęcią sprawdzenia na miejscu rewelacyjnych metod obliczeniowych dotyczących wycinki bieszczadzkich drzew dla urzędników, postanowiłem zerwać z dotychczasowym życiem i wyruszyć na tą ziemię obiecaną! Można powiedzieć, że poszedłem na całość – nie wziąłem ani oszczędności, bo nie miałem, biblioteczki – bo ciężka, telewizora – bo zepsuty, i paruset czy tysięcy innych rzeczy - bo sobie wymyśliłem, że pojadę autobusem.
Na mapie wypatrzyłem miejsce, gdzie nie ma zaznaczonych sklepów ani punktów gastronomicznych, więc w sam raz idealne pod haburgerową budkę – żadnej konkurencji!
Po opuszczeniu przytulnego autokaru udałem się do pobliskiego sklepu, w którym zakupiłem dwa piwa w celu sprawdzenia jak będą smakowały w miejscu ewentualnej lokalizacji punktu małej gastronomii oraz dwa batoniki śmietankowe „Pawełek”, bo „Bajecznych” nie mieli. Pod sklepem Land-cruiser, Mazda, Bmw i rower tzw. góral. W sklepie chyba wszystko oprócz „Bajecznych”. Klienci narzekali, że bardzo by chcieli mieć hutę żelaza i odlewnię, bo kiedyś w takiej na przykład Cisnej była a teraz panie, to ni głodu, ni smrodu i w każdym domu kanalizacja! Idąc po drodze, nie drodze, co ja piszę, po chodniczku ułożonym z kostki minąłem wiele domów, wszystkie ładniutkie, mnóstwo nowiutkich willi, na podjazdach samochody zachodnich marek – tak się troszkę zawstydziłem, że ja takiego nie mam ani domu, ani samochodu i że żyję w jakimś punktowcu w swojej dziupli jak nie przymierzając kura chowu klatkowego.
W końcu cała infrastruktura pozostała za moimi plecami a ja dotarłem do krzyża i drogi ku ziemi obiecanej:
37316
Tak sobie kombinowałem, że nie jest źle, jakąś budę na kółkach da się tą drogą przeciągnąć, byle nie podczas roztopów i większych opadów deszczu, gdyż sforsowanie tego potoku
37317
mogłoby nastręczyć niemałych problemów.
A droga jak to droga, wiła się raz po jednej, raz po drugiej stronie rzeki, która wiła się też bez opamiętania i mostów:
37318
Po którymś tam skoku z kamienia na kamień, zakończonym nieudanym telemarkiem i zwieńczonym gejzerami wytryskującymi spod galopujących ku brzegowi kończyn, na szczęście tylko dolnych, wkurzyłem się i postanowiłem ją porzucić na rzecz zwierzęcych ścieżek. Nie będzie mi tu natura pluła spod moich własnych kopyt w twarz wodą z potoku!

iaa
24-03-2015, 06:48
Dobrze jest!
Wróciło Zwierzę na wiosenne leże i jeszcze popisowywuje o tem ;-).

peruwianka
24-03-2015, 08:34
Podoba mi się Twoja ziemia obiecana!!!!

bieszczadzka kuna
24-03-2015, 12:30
Wczoraj było szaro, buro, zimno, padał deszcz na zmianę ze śniegiem i było...pięknie
Bo trzeba było uderzać w pierwszy dzień wiosny, kiedy to słoneczko aż parzyło w oczęta

bo sobie wymyśliłem, że pojadę autobusem
Bo jazda autobusem jest pełna niespodzianek

don Enrico
24-03-2015, 21:44
Podoba mi się Twoja ziemia obiecana!!!!
Bazyl ! Mnie się ta Twoja ziemia obiecana wcale nie podoba.


Dobrze jest!
Wróciło Zwierzę na wiosenne leże i jeszcze popisowywuje o tem ;-).
Co nie zmienia faktu, że z przyjemnością trawię Twój język polski pełen zakąsek i ogonków.
Nie daj się sprowokować temu ciemnemu charakterowi, który niechybnie wciągnie Cię w polityczne dyletanctwo.
.
Pisz proszę dalej , nie przejmując się tym , że forum nie wchłania 122 załączników w jednym poście.
Rzucaj śmiało literkami ą i ę na lewo i na prawo, bez obawy że jesteś nie "trendy"

sir Bazyl
24-03-2015, 22:53
Dobrze jest!
Wróciło Zwierzę na wiosenne leże i jeszcze popisowywuje o tem ;-).
Zapach kiełkującej zieleninki wywabił mnie z barłogu :!:

Podoba mi się Twoja ziemia obiecana!!!!
Mi też :) :grin:

...jazda autobusem jest pełna niespodzianek
Jedną z nich była zamknięta toaleta w Sanoku, a oczy już taaaaaaaaaakie wielkie!!! :shock:

...
Rzucaj śmiało literkami ą i ę na lewo i na prawo, bez obawy że jesteś nie "trendy"
Z miLA chEciA, przecieZ moZna troszkE siE postaraC pisaC w jEzyku polskim. :mrgreen:

sir Bazyl
24-03-2015, 23:05
Nie chciało mi się po raz kolejny wodować a tu
„Płynie rzeka wąwozem jak dnem koleiny, która sama siebie żłobiła,
Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej, tam na górze są ponoć równiny”* (link (https://www.youtube.com/watch?v=QCopoCoerRs))
Ściany rosły co prawda tylko z jednej strony ale akurat z tej mojej. W poprzek stromizny pięła się śmiało sarnia perć,
37321
więc ubzdurałem sobie, że jak sarna potrafi to i ja dam radę! Ruszyłem z kopyta ku czekającej na mnie wierzchowinie
„Czekały przecież na mnie od początku:
Skała szaleństwa i skała rozsądku.”** (link (https://www.youtube.com/watch?v=qsBma7jJsOI))
Na pewno by mi się to szybko udało, gdybym miał takie nóżki jak ta sarna
„Jo by tys tak przebierała kiebyk takie nózki miała
Hej jak ta sarna, jak ta sarna”***
Ale że kopyta wielkie, tusza niezgorsza, gibkość nosorożca i serce w plecaku
„I choć go trapiły wielce
Kule, gdy szedł do ataku,
Żołnierz śmiał się, bo w plecaku
Miał w zapasie drugie serce.”**** (a mi tam w cale do śmiechu nie było, drugiego serca nie miałem, to w plecaku było jedyne co zwiało doń podczas ataku szczytowego) (link (https://www.youtube.com/watch?v=jkxrMq2jD-0))
chwytałem się taaakich, taaaaaaakich maciupkich buczków wystających ze ściółki a gdy ich brakło wczepiałem się pazurami w co się dało.

__________________________________________________ ________________________
*Jacek Kaczmarski „Źródło” https://www.youtube.com/watch?v=QCopoCoerRs
**Jacek Kaczmarski „Dwie skały” https://www.youtube.com/watch?v=qsBma7jJsOI
*** „Bez wójtowe pole” piosenka ludowa
**** „Serce w plecaku” Michał Zieliński https://www.youtube.com/watch?v=jkxrMq2jD-0

asia999
24-03-2015, 23:25
Całe szczęście, że sir Bazyl nie wczepił się w tego wawrzynka wilczełyko co mu na drodze wczepiania wyrósł, bo jeszcze ręce by mu odjęło i relacji by nie było ;)

...ciekawe co mi się przyśni po tym wieczornym sztachnięciu bieszczadzką wiosną skręconą przez sir Bazyla... 8-)

sir Bazyl
25-03-2015, 20:38
...ciekawe co mi się przyśni po tym wieczornym sztachnięciu bieszczadzką wiosną skręconą przez sir Bazyla... 8-)
Czy sny były odpowiednio pokręcone? ;)

sir Bazyl
25-03-2015, 20:54
Z poziomu rzeki, jej dal z okolicznymi przyległościami prezentowała się tak:
37334
a rzut poprzeczny dali tak:
37328 37330
Ten rzut poprzeczny pochodzi z innego niedzielnego spaceru (z marca 2014 roku), podczas którego przedzierałem się przez „leśne kłopotliwie”*
37329
panoszące się po drugiej stronie rzeki.
A teraz rozpostarty na stromiźnie niczym parodia alpinisty, na drżących rękach i nogach, przesuwałem się centymetr po centymetrze po skosie w górę, bo w dół lepiej było nawet nie patrzeć.
„A gdy krok się obsunie po zmylonej perci,
Kiedy ściana nie puści, dłoń od niej odpadnie,
To zieloną kosówkę wierną aż do śmierci
Przyjaciele pościelą pod zewłok – tam na dnie.”**
Tylko kto mnie tu na tym odludziu znajdzie, że o kosówce nie wspomnę?! A jeden zewłok, na szczęście nie ludzki a dziczy, już tam leżał kawałek dalej i kruk się nim opychał (kruk pozować nie chciał i zwiał):
37335
Trudno, trzeba brnąć dalej i wypić to piwo nawarzone. Coś tam się osypywało z chrzęstem w przepaść pod nogami ale do krawędzi było coraz bliżej. Ufff! Rany Julek, w końcu się wygramoliłem i
„I oto znikło drżenie rąk,
Już czas na szczyt,
I opadł strach na samo dno,
W przepaści dym.”*** (link (https://www.youtube.com/watch?v=Xz6ZxpCxvVo))
Od razu poczułem się lepiej i postanowiłem nagrodzić się za ten czyn potępienia godny. Z plecaka wyjąłem poddupnik, umościłem się w miejscu "najwidokowszym"
37333 37332 37331
i pół piwka zassałem na bezdechu, rozsmakowując się dopiero po chwili drugą jego połową.
„Każdemu wolno wypić piwko
W jasne wiosenne przedpołudnie
Gdy trzepie człeka pod przykrywką
I język klei się paskudnie.”**** (link (https://www.youtube.com/watch?v=dE30GDbtCug))


__________________________________________________ __________
* Krzysztof Wiktorowicz „Tłumacze ciszy”
** Zofia Jabłońska „Kosówka”
*** Włodzimierz Wysocki „I oto znikło drżenie rąk” (tłum. Paweł Orkisz)
****Jacek Kaczmarski „Ballada antykryzysowa”

sir Bazyl
26-03-2015, 22:00
Tak jakoś mi się błogo zrobiło i gdyby nie temperatura bliska zera to może nawet bym w delikatny letarg zapadł.
„Nie muszę tu być, lecz cieszę się,
gdy czasem jestem,
gdy czasem jestem...
Chociaż nie muszę stąd iść (póki co) -
- też cieszę się,
gdy czasem jestem... z DALA.”* (link (https://www.youtube.com/watch?v=YZlILiL0N6U))
Póki co szybko minęło, gdyż zaczęło rosić więc zerwałem się do dalszej drogi.
„Znowu deszcz, znowu mgła,
Niech się skończy, znowu sam.
Jak wytrzymać wszystko to mam?!” ** (link (https://www.youtube.com/watch?v=Q6n6Emj8vIg))
Wytrzymam, wytrzymam - wdziałem kurtkę, nałożyłem pokrowiec na plecak, padać przestało. Też pięknie, pomyślałem sobie i pociąłem ścieżyną przed siebie. Jednak mimo tej listopadowej aury, ukazujące mi się znaki, czy to na niebie,
37346
czy na ziemi
37347
wieszczyły nadejście wiosny.

---------------------------------------------------------------------------------------------
*Jacek Kleyff „Płachta nieba”
**KSU „Deszcz”

długi
26-03-2015, 22:55
jeju, jak mi się chce tam być

don Enrico
26-03-2015, 23:18
Tak jakoś mi się błogo zrobiło i gdyby nie temperatura bliska zera to może nawet bym w delikatny letarg zapadł.
(...)
To ja nie wiedziałem , że ty tak młody jesteś i walczyć chcesz z naturą .
Młodzi tak mają, że walczą z naturą.
Potem gdy następuje wiek dojrzały człek akceptuje wszystko i krzyczy jak
długi

jeju, jak mi się chce tam być
... ale nie dziw się , gdy kiedyś zobaczysz mnie jak promienie słoneczne wciągną mnie w stan określany jako "delikatny letarg zapadł"

sir Bazyl
28-03-2015, 21:35
jeju, jak mi się chce tam być
Mi już też :-D


...
... ale nie dziw się , gdy kiedyś zobaczysz mnie jak promienie słoneczne wciągną mnie w stan określany jako "delikatny letarg zapadł"
Już to kiedyś demonstrowałeś, więc szoku nie doznam :mrgreen:

sir Bazyl
28-03-2015, 22:07
Ścieżyna powoli opadała skrajem ściany wąwozu i wkrótce sprowadziła mnie znów do poziomu rzeki. Teraz dla odmiany wypiętrzyło się po jej drugiej stronie
37371 37370
Skoro skarpa zrzuciła takie dość pokaźne drzewo to Bazyla też pewnie mogłaby się łatwo pozbyć! Zrezygnowałem więc z wdrapywania się na nią i przedzierając się przez nadrzeczne zarośla brnąłem dalej. Z mapy wynikało, że jeszcze jedno zakole i powinna być wioska, w której zamierzałem rozkręcić interes, czyli otworzyć fastfoodową karczmę na kółkach. Bacznie rozglądałem się dokoła próbując dopasować detale z mapy do terenu i dotrzeć do pierwszych zabudowań. Oczywiście cały czas trwała sadomasochistyczna gimnastyka, skoki przez powalone drzewa, skłony i czołganie pod tymi nie do końca powalonymi, lewa ręka odgarnia gałęzie z jednej strony, prawa z drugiej, a tu chlast jakaś wredota ze środka przez ryj ze świstem strzela – fajnie jest! Jeszcze tylko zasieki różane i jest wreszcie polanka a na niej...żadnego domu! Nie słychać ujadania psów, wrzasków bawiących się dzieci czy żon rugających swych mężów, że gdzie lezie w tych buciorach jak dopiero co izba wysprzątana!
Zamaskowana studnia nie służy już nikomu,
37366
bo „po pierwsze primo”* - nie ma komu, a „po drugie primo”* - nie ma w niej wody:
37365
„Pusta studnia...kraina się wyludnia”** (link (https://www.youtube.com/watch?v=HyAB_XOCYu4))


-------------------------------------------------------------------------------------
* Jerzy Janicki „Wolna sobota”
**Luxtorpeda „Pusta studnia”

sir Bazyl
28-03-2015, 22:16
Krainę wyludniono blisko siedemdziesiąt lat temu, ale w terenie można odnaleźć oprócz cembrowanych kamieniami studni, inne ślady po niegdysiejszych mieszkańcach: porozrzucane cegły na zarośniętych drzewami kopcach w miejscach dawnych zabudowań,
37391
zarysy podmurówek,
37387 37386
kamienne piwnice,
37384
kanał młynówki
37383
z ruinami młyna,
37388 37390 37389
czy szpalery drzew rosnące przy biegnących niegdyś od domu do domu drogach
37382
Las powoli wchłania te pozostałości
37385
więc z roku na rok coraz trudniej odnaleźć ślady po zabudowaniach dawnych wsi.
Po zrobieniu tego ostatniego zdjęcia, schowałem aparat do pokrowca i ruszyłem żwawo ku tym ruinom, gdyż zachciało mi się zajrzeć w ten galimatias powalonych drzew, czy czasem nie uda się wleźć do piwnicy, a tu nagle z drugiej strony rozległo się głośne fuknięcie i potężny dzik podniósł się zza leżącego drzewa i truchcikiem zagłębił się w pobliskim młodniku. Jakoś specjalnie się nie śpieszył i ciągle coś tam fuczał i posapywał ze złością, pewnie oburzony, że przerwano mu poobiednią, niedzielną drzemkę.
Jak łatwo się domyśleć, mój biznes plan legł w gruzach a ja postanowiłem sprawdzić jaka mapa jest odpowiedzialna za odniesioną już w fazie planowania klęskę. Spojrzałem na okładkę i sprawa się rypła, „Bieszczady zachodnie 1937-1938”. Najgorsze, że nie ma na niej zaznaczonych przystanków PKS-u, a tu trzeba szybko pędzić na ostatni autobus! Na przyszłość muszę bardziej uważać, jaką mapę ze sobą biorę...

Jimi
29-03-2015, 16:24
Jasny gwint !!! Gdzie Ty się wpinasz?? Gdzieś Ty znowu polazł !! Jeeeeju. Co za wycieczka! A tego gościa to żeś tam znalazł w lesie?? Taki jakiś dziwny troche, może dziki.

asia999
29-03-2015, 17:16
Czy sny były odpowiednio pokręcone? ;)
Liczyłam na jakieś sny bieszczadzkie (odpowiednio pokręcone ;) ) po forumowych opowieściach bazylowych ale widocznie w Bieszczady nawet w snach za daleko :(
Za to z tym większym apetytem pochłaniam opowiadanie. :) A nowelka jest świetna! Nastrój, fabuła, fajna puenta. :)))
Kolejny raz - dzięki sir Bazylu, że chciało Ci się przelać swoje wędrowanie na papier forumowy.


A jeden zewłok, na szczęście nie ludzki a dziczy, już tam leżał kawałek dalej:
37335

Nie wiem czy to przez porządki i zakupy przedświąteczne i coraz śmielej wyglądające zewsząd wielkanocne zajączki ten dziczy zewłok ze zdjęcia skojarzył mi się z gigantycznym zającem :shock: ;)

Wojtek Pysz
29-03-2015, 19:51
A ja Bazyla głodny kawałek omaszczę taką jedną piosenką. Wydaje się, że do siebie pasują.

Intro
Kiedy wędrujesz bieszczadzkimi drogami lub bezdrożami
i nic ciekawego nie widzisz w pustych dolinach,
weź ze sobą na wędrówkę starą mapę
i spróbuj szeroko otworzyć, a czasem szeroko zamknąć oczy.

Bieszczady ze starej mapy

Widzisz miedze? widzisz pola? ślady mostu? stary sad?
Z góry schodzi wiejska droga, niżej stoją rzędy chat.
Tu był cmentarz, tam gajówka, folwark i kapliczki dwie,
Teraz szerzej otwórz oczy albo szerzej zamknij je.
Po drewnianym, starym moście biegła wąska wstążka szyn,
W dole potok, zejdź nad wodę: tu był tartak, dalej młyn.
A w tartaku tracz przy traku po kolana w stercie wiór,
A we młynie huczy koło, młynarz niesie mąki wór.

Ref. Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą
Przez wymarłe wsie, gdzie dawno nie ma już nikogo.
Próbujemy znaleźć kilka kropel wody
W studniach, z których nikt nie czerpał już od lat.
Przystajemy na cerkwiskach, stąd do nieba bliżej,
W starych sadach znajdujemy resztki chat,
Pochylamy cicho głowę przed kamiennym krzyżem,
Nie wierzymy, że się tak mógł zmienić świat.

Drogą zejdziesz wzdłuż doliny, płytki potok przejdziesz w bród,
Na rozdrożu stała karczma, jeszcze w beczkach pachnie miód.
Karczmarz piwo w kufle leje, gospodarze zeszli z pól,
Gospodynie przyszły kupić naftę, mydło, pieprz i sól.
Przy dzwonnicy usiadł Chrystus, apostołów zwołał krąg,
Pochylają się ku niemu, coś czytają z grubych ksiąg.
Święci Pańscy usłyszeli i spłynęli z deszczem z chmur.
A ze wszystkich stron ścieżkami ciągnie lasem wiernych sznur.

Ref. Idą tutaj zarośniętą dzikim zielskiem drogą
Przez swe dawne wsie, gdzie dawno nie ma już nikogo.
Nie znaleźli nawet jednej kropli wody
W swoich studniach, zasypanych już od lat.
Przyszli tutaj na cerkwisko, z nieba mieli bliżej,
Nie znaleźli w starych sadach swoich chat.
Pochylili cicho głowy przed kamiennym krzyżem
Zadziwieni, że się tak mógł zmienić świat.

Jimi
29-03-2015, 21:57
Wojtku, od razu czytając fragment relacji, gdy Bazyl wlazł do wsi nasunęła mi się ta piosenka! A teraz ją sobie zaśpiewałam :D Na KIMBie obowiązkowo ją zagraj a my zaśpiewamy (ja słowa już prawie na pamięć umiem) :> To będzie forumowy hymn chaszczowników.

sir Bazyl
02-04-2015, 23:03
Jasny gwint !!! Gdzie Ty się wpinasz?? Gdzieś Ty znowu polazł !! Jeeeeju. Co za wycieczka! A tego gościa to żeś tam znalazł w lesie?? Taki jakiś dziwny troche, może dziki.
Toż to żadna tajemnica, chętnie odpowiem każdemu osobiście ale dla niektórych miejsc w Bieszczadach jest lepiej, gdy ich nazwy nie pojawiają się w internecie. Niestety rozpleniło się wiele firm z "naturą", "wilkiem", "dzikością" w nazwach i pod tymi szyldami organizowane są w terenie wycieczki samochodami terenowymi, quadami czy crossami, dla spragnionych dzikości turystów, którzy nie chcą "tracić czasu na żmudne podejścia" i mają gdzieś głęboko zakłócanie ciszy i spokoju innym. Im mniej tej hołoty widzę, tym lepiej dla mojego samopoczucia i tym lepiej dla resztek pozostałości po dawnych wsiach, które niestety bywają traktowane przez kierowców jak tor przeszkód. Ja ze swej strony gwarantuję, że najfajniejsze przeżycia towarzyszą wędrówce, gdy samemu, tylko przy pomocy mapy odkryjemy piwnice, podmurówki, ruiny tartaków czy młynów.
A gość tylko odrobinkę dziki :)

(...)
Za to z tym większym apetytem pochłaniam opowiadanie. :) A nowelka jest świetna! Nastrój, fabuła, fajna puenta. :)))
Kolejny raz - dzięki sir Bazylu, że chciało Ci się przelać swoje wędrowanie na papier forumowy. (...)

Jeśli choć na chwilkę te moje wypociny pozwalają przenieść się w Bieszczady - miło mi i cieszę się, że nie tracę czasu na próżno.

A ja Bazyla głodny kawałek omaszczę taką jedną piosenką. Wydaje się, że do siebie pasują.
(...)

Pasują wręcz idealnie.
Tekst napisanej przez Ciebie piosenki wspaniale oddaje klimat jaki towarzyszy wędrowaniu "zarośniętą dzikim zielskiem drogą
Przez wymarłe wsie, gdzie dawno nie ma już nikogo"*.
Dziękuję wszystkim za dobre słowo i okazane zainteresowanie, do następnego razu! :)
__________________________________________________ ______
*Wojtek Pysz "Bieszczady ze starej mapy"

sir Bazyl
16-10-2015, 22:55
W ubiegły piątek, kilkadziesiąt minut po dwudziestej pierwszej wykroiła mi się wolna sobota więc naturalnym, bezwarunkowym odruchem palce same wystukały na klawiaturze właściwe kierunki na e-podróżniku w nadziei, że może coś w łikendy się poprawiło. Niestety od kilku lat, po sezonie a szczególnie właśnie w łikendy, komunikacja publiczna broni jak może dostępu do Bieszczadów. O kierunkach Komańcza, Cisna, Ustrzyki Górne można zapomnieć.
Nawet wtedy, gdy już uda się coś wyniuchać w miarę pasującego i o dogodnej porze, to okazuje się, że jest to bilet w jedną stronę i na powrót nie ma co liczyć. Na tablicach przystankowych, zawsze za podaną godziną odjazdu przyczajone jest pół alfabetu i rozkminić ten szyfr do końca, nie jest prostą sprawą. Już był w ogródku, już witał się z gąską, a tu nagle pojawia się np. mała literka wu, która niczym Det niszczący wszystko na swojej drodze, kładzie pokotem ten cały wcześniejszy las znaków wraz z ułożoną już w głowie ich logiczną strukturą, że jedzie, bo to nie drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, nie okres wakacji, nie pierwszy dzień świąt Wielkanocnych, nie jest to kurs w dniach pon. – pt., nie jest to pierwszy dzień roku ani nie jest to święto narodowe, nie jest to dzień nauki szkolnej itd. Ekstra, super, rewelka! I nagle sruuu, wyskakuje takie małe wu – w soboty nie kursuje!

krzychuprorok
17-10-2015, 14:17
Warto zaglądać na blablacar, czasem można trafić na ofertę przejazdu w interesujące nas miejsce. Tymczasem czekam na ciąg dalszy relacji...

asia999
19-10-2015, 22:53
Może przez to nieszczęsne małe wu nie będzie dalszego ciągu? :-(

sir Bazyl
19-10-2015, 23:27
Warto zaglądać na blablacar, czasem można trafić na ofertę przejazdu w interesujące nas miejsce. Tymczasem czekam na ciąg dalszy relacji...
Prorok z Ciebie Krzychu, czy ki diabeł? :wink::-D


Może przez to nieszczęsne małe wu nie będzie dalszego ciągu? :-(
Będzie, będzie - trwają zmagania z dyskiem zewnętrznym w celu odnalezienia właściwych wizualizacji chociaż niektórych miejsc z dalszego ciągu :)

sir Bazyl
20-10-2015, 20:17
...od kilku lat, po sezonie a szczególnie właśnie w łikendy, komunikacja publiczna broni jak może dostępu do Bieszczadów.(...)
Dzięki tym jej skandalicznym działaniom, od trzech lat pozostał mi tylko jeden autobus – na Bukowiec. I tak oto, podczas kolejnych wędrówek odbywanych we wszystkie pory roku i przy różnej aurze, zapuszczałem się w rozmaite zakamarki leżące na prawo bądź na lewo od drogi Lesko – Bukowiec. Udałem się do liskich kapielisk:
39039
zwiedzałem Dżordżię z przyległościami:
39038
Terpiczów i okolicę:
39040
doliny potoków i wzgórza nad Żernicą:
39037
Berezką:
39036
Bereźnicą, Polańczykiem, Wołkowyją:
39034
Górzanką:
39035
Bukowcem i inne leżące w odległości kilku do kilkunastu godzin marszu od nich. Czasem, gdy miałem wyjątkowe noszenie, udawało mi się zapędzić do Baligrodu, Jaworzca a nawet Cisnej.

sir Bazyl
20-10-2015, 20:25
Podczas błąkania się to tu, to tam, nie straszne było mi wiosenne buków pylenie
39041
zaminowane żubrzymi
39043
plackami śródleśne polany czy rozdeptane przez niedźwiedzie trakty
39044
a nawet Krzyżodziób :razz::
39042

sir Bazyl
20-10-2015, 20:28
He, he, meritum się domaga powrotu na właściwą ścieżkę, ale najpierw muszę sobie przypomnieć o czym to ja chciałem pisać?

diabel-1410
20-10-2015, 20:37
Pisz Waszmość dalej a ze swej strony obiecuję wierne czytanie. :-)

sir Bazyl
21-10-2015, 20:39
(...) podczas kolejnych wędrówek..., zapuszczałem się w rozmaite zakamarki leżące na prawo bądź na lewo od drogi Lesko – Bukowiec. (...)
I teraz wzięło mnie na małą zmianę okolicy. Właśnie tak to było, piątek, późny wieczór, a mnie nosi, o raju jak nosi! Bo się Wam muszę przyznać, że ja tak po trosze jestem chyba wędroholikiem góromanem praktykującym, w znaczeniu, że czynnym i nic na to nie poradzę! No i kombinuję sobie w głowie, jak tu jutro, w tą wolną sobotę dorwać się do gór moich ukochanych, no jak? Na głodzie zawsze coś się wymyśli i tak też było tym razem. Wybawieniem okazał się wspomniany przez Krzycha - Bla Bla Car. Z tej formy podróżowania już wcześniej korzystałem, więc miałem już tam swoje konto i szybko namierzyłem kogoś jadącego we właściwym kierunku i o niezłej porze. Teraz pozostało tylko nawiązać kontakt i potwierdzić rezerwację. Wszystko przebiegło nadzwyczaj sprawnie i po kilkudziesięciu minutach latałem już wokół plecaka dorzucając mu rozmaite różności. Wyjazd był przewidziany na 5.40, ale podczas rozmowy telefonicznej ustaliliśmy, że lepszą godziną będzie czwarta. „No to git!”, jak mawiali git ludzie w komiksie o przygodach Jana Żbika, kapitana Milicji Obywatelskiej.
Minęła krótka nocka, plecak na ramię i już drepczę na umówiony przystanek, na którym już czekał przewoźnik:
- Cześć, Bazyl jestem.
- Cześć, Janek.
- Długo czekasz? (na przystanku byłem o 3.58!)
- Już z półtorej godziny.
Jan powiedział to zachowując kamienną twarz, tak jakby chodziło o pięć minut. No proszę, pomyślałem sobie, wcale ze mną nie jest jeszcze najgorzej:razz::wink:.
Jak się później podczas rozmowy okazało, po prostu nie miał spania i plątał się po Rzeszowie robiąc nocne zdjęcia. Całą podróż przegadaliśmy, więc minęła bardzo szybko i w wesołej atmosferze, gdyż Janek zasypywał mnie anegdotami związanymi z jego różnymi pasjami.
W końcu dotarliśmy do miejsca zaplanowanego przeze mnie startu, więc wysiadłem a Jan pognał dalej.

sir Bazyl
22-10-2015, 22:17
Wysiadłem na „Przełęczy Biznesmenów”, nazwanej tak w latach dziewięćdziesiątych od krążących po niej w poszukiwaniu zasięgu właścicieli pierwszych komercyjnych, wielkich jak cegły telefonów komórkowych centertela. Teraz już nikt tam zasięgu nie szuka, cisza, spokój, szósta dwadzieścia, Bazyl wdziewa stuptuty i zaraz wystrzeli w siną dal!
„W siną dal, w siną dal.
Pomaszerował lewa, prawa – w siną dal.”*
Wspaniała i radosna chwilo trwaj! Uwielbiam te momenty rozpoczynające wędrówkę, kiedy zatrzasnął się za mną drzwi auta czy autobusu a ja ruszam gdzie oczy poniosą, zdany wyłącznie na siebie i ciekaw czekającej mnie drogi, gdyż co prawda w głowie istnieje jakiś zarys obszaru, po którym będę się poruszał, ale przeważnie są to tylko ramy nałożone przez czas i odległość.

... już z 10 postów walnąłeś w "Głodnych kawałkach" a jeszcze żeś nawet kroku na tej ostatniej wyprawie nie zrobił :wink:
Ruszyłem kilka kroków przed siebie i znalazłem się w szarym o tej porze lesie.

„Ciemnym lasem szedłem przed siebie
Wyszedłem i gdzie jestem – nie wiem
Żeby choć jakiś dom albo dym
Słońce oślepia mnie blaskiem swym
Ciemnym lasem szedłem przed siebie
Gdzie jestem? Nie wiem, nie wiem...”**

Napotkana łania
39045
„...gryzła trawę kręcąc mordą.
Kręcąc mordą i rogami
gryzła trawę wraz z jaskrami”***
i mając żuchwę zajętą mieleniem tej trawy (i jaskrów:)) nie odezwała się ni słowem, jeno wzrokiem zadając pytanie: gdzie leziesz człowieku?!

__________________________________________________ ___________________________
*B. Choiński, J. Gałkowski „W siną dal”
**J. Nohavica „Ciemnym lasem szedłem przed siebie” tłum. J. Lewiński
***K. Łochocka „Czarna krowa”

sir Bazyl
24-10-2015, 22:22
Napotkana łania...nie odezwała się ni słowem, jeno wzrokiem zadając pytanie: gdzie leziesz człowieku?!

- „Ciemnym lasem szedłem przed siebie
Gdzie jestem? Nie wiem, nie wiem...”* (link) (https://www.youtube.com/watch?v=fkxkwOAH3cE)
- „Spytaj milicjanta – on ci prawdę powie,
Spytaj milicjanta – on ci wskaże drogę!”** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=yCWKDnNGGV8)
Milicjanta nigdzie nie wypatrzyłem, ale nadrzewny tabloid umiejscowił mnie gdzieś pomiędzy Morzem Czarnym a Bałtykiem:
39094
Spojrzałem na południe, w zlewnię Morza Bałtyckiego, która była jeszcze pogrążona w szarości
39090
gdyż słońce do tej pory nie wyruszyło na wędrówkę po bieszczadzkim niebie. Pognałem dalej tym wododziałem i nadziałem się na kolejne zwierzę. Mimo, iż futerko miało rude – nie była to wiewiórka:
39091
Rozpiętość rogów ze dwa metry, długość cielska ponad cztery, wysokość w kłębie z półtora, jaja jak arbuzy! Początkowo myślałem, że to krowa, bo sobie leżała na ziemi nie zdradzając, co też tam chowa między nogami. Zacząłem więc ją nęcić i kusić: mućka wstańże, no rusz się, podnieś dupsko to ci ładne zdjęcie zrobię, no krasula, muuu, muuu - zamuuułem pieszczotliwie. No i chyba ją wzięło, uniosła się na kolana i zaczęła się kołysać, do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu, zakos w lewo, zakos w prawo i jak się już rozbujała nastąpiło cielska dźwignięcie i się okazało, że to on a nie ona. Odwrócił się do mnie i spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy:
39092
Nie zemdlałem, więc rozpoczął demonstrację siły i zwinności:
39093
Aż w końcu ryknął przeciągle, co w wolnym tłumaczeniu znaczyło: spadaj synek bo „zrobię ci z dupy jesień średniowiecza”*** Miał szczęście, że byłem jeszcze przed śniadaniem, więc odpuściłem mu łomot :mrgreen: i podśpiewując
„Idę prosto – nie biorę jeńców żadnych,
Idę prosto – dopóki sam nie padnę”**** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=ALP2ZFypnHY)
czmychnąłem :lol: czym prędzej z jego pola widzenia.
Wyhamowałem dopiero na kolejnej rozświetlonej polanie
39096
gdzie w ciszy, w słońcu i w samotności dobrałem się do sałatki z tuńczyka
39097
Półleżąc na karimacie zauważyłem, że jednak nie jestem sam, gdyż w zasięgu wzroku śniadali też bracia leśni w grupach małych
39098
troszkę większych
39095
i całkiem sporych
39099


__________________________________________________ _________________
*J. Nohavica „Ciemnym lasem szedłem przed siebie” tłum. J. Lewiński
**Dezerter „Spytaj milicjanta”
***Quentin Tarantino „Pulp Fiction”
****Kult „Prosto”

sir Bazyl
29-10-2015, 20:34
Podczas śniadania spożywanego w tak fantastycznym miejscu i doborowym towarzystwie, zastanawiałem się nad dalszą drogą i postanowiłem troszkę polawirować po okolicznych polanach i grzbietach. Wywijane esy – floresy kreśliły fantasmagorie, a ja nimi odurzony nie zważałem na upływ czasu, więc na tej polance ze zdjęcia z czterema łaniami wylądowałem dopiero po dwóch godzinach. Łań już na niej nie było. Ruszyłem dróżką do lasu i ledwie co opuściłem polanę a tu „ gdzie spojrzę dookoła dżungla”* (link) (https://www.youtube.com/watch?v=v8LSz4Zbsdw) i z jej głębin dochodzą dzikie zwierzęce odgłosy, takie porywcze tykanie-cykanie na przemian z dziwnym gulgotaniem! Przyłapałem wiewiórkę na upychaniu zimowych zapasów w spiżarni. Ale na mnie pomstowała, ale labidziła, ale narzekała i wrzeszczała! Co najmniej jakbym te smakołyki wybrał z dziupli i pożarł na jej oczach. Spryciula lamentując wniebogłosy jednocześnie przechodziła z drzewa na drzewo odciągając mnie od magazynu. Była to śliczna, ciemnobrązowa, niemalże czarna, leśna wiewiórka a nie jakieś podmiejskie, parkowe „ósme cudo znów na rudo”** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=y3OWMbH_Fow) więc chciałem ją koniecznie sfotografować. Niestety miała pierońskie adhd i tak się wierciła i kręciła, skakała i biegała, że fokus w aparacie oniemiał i odmówił współpracy. Biegałem za nią przez kilka minut aż w końcu wyłączyła fonię i znikła w koronach drzew zostawiając mnie w głuszy leśnej z dala od drogi. Na krechę ruszyłem dalej i wkrótce nadziałem się na ślad starej drogi zwózkowej
39156
i korzystając z tego ułatwienia dotarłem do kolejnych widoków
39157
Po przeskoczeniu pierwszej górki zacząłem schodzić długą, wąską polaną przedzieloną pasem drzew. Wyszedłem zza nich ze słońcem i pod wiatr, więc wygrzewający się i polujący żbik pozwolił mi na małą sesję fotograficzną, niestety ze znacznej odległości
39158 39159 39160 39161
Na razie mnie nie zauważył, więc niczym Old Shatterhand - biały brat Winnetou, przywarłem do ziemi, zrzuciłem plecak i zacząłem skradać się w jego kierunku. Na polanie pomiędzy nami znajdowało się delikatne wybrzuszenie pozwalające na ukrycie się przed jego wzrokiem ale tylko przy zachowaniu pozycji padnij. Sunąc własnym wybrzuszeniem po łące starałem się zbytnio nie zadzierać innych części ciała i wkrótce dotarłem do szczytu tej mini wydmy. Wstrzymałem oddech i podniosłem głowę, i cholera - popatrzyliśmy na siebie, i tyle go widziałem! :
39165
Żbik ogłosił koniec akcji, więc zadowolony ze spotkania pomaszerowałem dalej.
Po kilku minutach znalazłem się na kolejnym, tym razem zagrzybionym grzbiecie
39162 39163
na którym czekała na mnie kolejna niespodzianka. Błąkałem się po tej łące od zagajnika do zagajnika, od grzyba do grzyba, i nagle stanąłem jak wryty, gdyż spod moich nóg wystrzelił przed siebie w szaleńczym pędzie długouchy!
O raju, mało z butów nie wyskoczę a serce wali jak oszalałe,
„Skurczony świat, nie większy niż ta pięść,
na piersiach siadł i oddech mi się rwie...”*** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=P9sgupF6BwY)
muszę więc dla odzyskania równowagi psychicznej szybko się napić, lecz potrzeba „...mi ścianę, przytrzymam się muru gdy będę pijany”**.
W odległości trzech rzutów beretem znalazłem drewniany mur :razz:, o który mogłem się oprzeć i zażyć środki uspokajające:
39164



__________________________________________________ ____________
*Lady Punk „Fabryka małp”
**Perfect „Idź precz”
***Perfect „Objazdowe nieme kino”

bertrand236
29-10-2015, 21:33
Pięknie prawisz...
Aż mi się zachciało wrócić w Bieszczad. Pozdrawiam z Piekar Śląskich

sir Bazyl
12-11-2015, 22:04
Pięknie prawisz...
Aż mi się zachciało wrócić w Bieszczad. Pozdrawiam z Piekar Śląskich
Dziękuję ślicznie, mi się chce TAM być ciągle!

PS
Dzięki za namiar na noclegownię w Komańczy.

sir Bazyl
12-11-2015, 22:17
Wzdłuż grzbietu, na którym rozkoszowałem się pogodą, ciszą, spokojem i bursztynowym napojem, delikatnym spadkiem opuszczała się w dolinę leśna droga:
39280
Zerknąłem na mapę i mi się nie spodobało, że ona tak się ciągnie zbyt łagodnie. Postanowiłem zrobić skrót odbijając od niej pod kątem lewym sierpowym w gęstwinę leśną. Skrót, he, he...
„I można ominąć - po drogach się snuć,
Lecz my nie szukamy łatwych dróg”* (link) (https://www.youtube.com/watch?v=_2-xGZlq4Vw)
Ani połowy wysokości nie straciłem, gdy zewsząd otoczyła mnie sukcesja. Jak wiadomo jest to twór wielce zadziorny, czepliwy i złośliwy. Łudzi przesmykami kończącymi się gęstwą nie do przebicia, mami niby prześwitami, podstawia nogi, oblepia twarz pajęczynami, do oczu wpycha badyle! Im człowiek głębiej zabrnie tym dla niego gorzej. Smaczku dodają jeszcze dywanowe naloty strzyżaków. Ten przysiądzie na policzku, inny na czole, następny pcha się za koszulę, kolejny wplata we włosy! Wredne to takie, oj wredne! Się tego dziadostwa namnożyło i teraz żeruje na zbłąkanym turyście. Byle się szybko wyrwać z tej matni. W końcu coś tam widać niedaleko w prześwicie, albo kolejna fatamorgana albo polana. Teraz jeszcze tylko ten oporowy mur przybrzeżny trzeba pokonać a to zawsze jest esencjonalny zagęstnik plątaniny jeżyn, głogu, róży i tarniny z domieszką sypiących się za kołnierz iglaków, rozrośniętej we wszystkie strony leszczyny oraz walających się pod nogami olch. Udało mi się wyrwać spodnie, polar i całą resztę z tej ostatniej linii zasieków i wyskoczyłem wprost do zdziczałego sadu:
39281 39282 39283
Niecałe sto metrów dalej wyskoczyła droga, którą mogłem spokojnie tu dojść. No cóż, skróty rządzą się swoimi prawami.
Miejsce niezwykle urokliwe, mnóstwo jabłoni różnych gatunków, grusze i jedna samotna śliwa a na jej niemalże czubku tylko jedna śliwka:

„Nie widzę ciebie,
Tylko cię czuję, czuję twój zapach
Jak dzikie zwierzę wyjące z głodu
Wyczuwam cię z daleka

Pachniesz tak dobrze
Zachodzę cię od tyłu (...)
Pachniesz tak dobrze
Wkrótce będziesz moja”** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=1HDV1fmtIKE)

Zachodziłem ją od przodu, od tyłu, z boku jednego i drugiego, ale mi się nie oddała. Za wysoka jak dla mnie. Drągiem, trzeba było ją drągiem a nie skakać jak pajac.
A żeby cię tak robale zeżarły, rzuciłem na odchodne i przeskoczywszy potok zacząłem wspinaczkę drogą wśród łąk rozpościerających się na przeciwległym zboczu:
39284 39285

__________________________________________________ ____
*W. Wysocki „Na grani” tłum. P. Orkisz
**Rammstein „Du Riechst So Gut” tłum. www.tekstowo.pl

sir Bazyl
15-11-2015, 18:31
...zacząłem wspinaczkę drogą wśród łąk...

Skończyły się łąki, droga wpełzła do lasu po czym zawęziła się w ścieżkę a ta po kilkuset metrach rozproszyła się w poszyciu pozostawiając mnie wśród paprotnych pióropuszy
39297
Najgorsze jest to, że one nie rosną jak przystało na paprotki – w doniczkach, tylko w zwartych i kolczastych zwojach ostrężyn, co znacznie utrudnia i spowalnia marsz. Lawirując wśród nich w stylu szalonej czapli (normalnej czapli kolana wyginają się do tyłu) metr za metrem zdobywałem wysokość.
Prześwity leśne obfitowały w widoki
39298
pozwalając na zbawienne dla serca i zawiasów nożnych przerwy.
Po kilkudziesięciu minutach, zmachany jak koń po westernie, omotany pajęczynami i wyszturchany leśnymi mackami wygramoliłem się na sam czubek górskiego pipanta
39299
„Opłacił się nasz trud, osiągnęliśmy cel;
Czuliśmy bicie serc i pod stopami szczyt.”* (link) (https://www.youtube.com/watch?v=BoZC-qPSJZs)
Długo to ja go pod stopami nie czułem, gdyż runąłem bez tchu na murawę:
„Przepięknie jest – i tylko tlenu brak!”*
Gdy minęła już faza karpia, serce powróciło ze skroni na swoje miejsce a ciśnienie do mierzalnych wartości, podreptałem wzdłuż grzbietu na widokową polanę
39300 39301
Dziś, po raz już nie wiadomo który, opuściłem się z kolejnego szczytu w dolinę potoku. Się tak opuszczając wytropiłem przecherę
39302
a kawałek dalej rumaki maści indiańskiej:
39303
Tam w oddali, po drugiej stronie rzeki
39304
zauważyłem łąki, w sam raz na kolejną wspinaczkę ku górze.
__________________________________________________ ____
*Lady Pank "Wspinaczka (czyli historia pewnej rewolucji)"

sir Bazyl
15-11-2015, 18:43
Minąłem skalną dziuplę
39305
i po wdrapaniu się na krawędź urwiska mogłem maszerując wśród traw
39308 39307
podziwiać okolicę
39309 39310 39311
Ze szczytu pognałem ku asfaltowej szosie by złapać stopa, gdyż dotarcie na własnych kopytach do umówionego z Jankiem miejsca zapakowania mnie w drogę powrotną, było przed zmrokiem niemożliwe. A wiadomo
„Kiedy noc się w powietrzu zaczyna,
wtedy noc jest jak młoda dziewczyna,
wszystko cieszy ją i wszystko śmieszy,
wszystko chciałaby w ręce brać”* (link) (https://www.youtube.com/watch?v=x8aMWgZBqeg)
I weź się tu później oswobodź i wyrwij, tym bardziej, że
„Oplącze was to niebo,
klarnet uczynię z niego
i będzie buczał i huczał,
i na manowce wiódł.”*
Przez cały dzień kreśliłem w terenie esy floresy i teraz trzeba mi nie na manowce a na umówiony przystanek. Po kilku chwilach złapałem stopa, i dotarłem we właściwe miejsce. Wrótce siedziałem już w samochodzie Janka, w którym podróżowała oprócz kierowcy pasażerka. Oboje opowiadali o spędzonym dniu wśród ludzkiego mrowia na połoninach od Wetlińskiej po Szeroki Wierch. I jak tu nie lubić połonin? :wink:

„Bo gdy szlakiem ku północy
Podążają hufce ludne
Ja podnoszę dumnie głowę
I odjeżdżam na południe”** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=IAxdiURrj4M)

A nawet vice versa :-D


__________________________________________________ ______
*Konstanty Ildefons Gałczyński „Ballada o nocy czerwcowej”
**Mirosław Hrynkiewicz „Ballada o Krzyżowcu”

zbyszek1509
15-11-2015, 23:37
...Po kilkudziesięciu minutach, zmachany jak koń po westernie, omotany pajęczynami i wyszturchany leśnymi mackami wygramoliłem się na sam czubek górskiego pipanta
39299
Gdy minęła już faza karpia, serce powróciło ze skroni na swoje miejsce a ciśnienie do mierzalnych wartości, podreptałem wzdłuż grzbietu na widokową polanę .... a kawałek dalej rumaki maści indiańskiej:
39303

Piękna i wyjątkowo obfita w miejsca widokowe wyprawa. A od tego "pipanta"

39312

to tylko jeszcze ok 350 m i można godzinami leżakować, aby nasycić oczy i duszę. Natomiast indiańskie rumaki wspaniale prezentują się w galopie.

39313

Gdybyś posiadał dobrą lornetkę, to pewnie swoich znajomych, mógłbyś "podejrzeć" jak przeciskają się w tłumie;).

sir Bazyl
16-11-2015, 20:16
(...) A od tego "pipanta" to tylko jeszcze ok 350 m i można godzinami leżakować, aby nasycić oczy i duszę. (...)
Można i leżakować i sycić, byle znaleźć kawałek wolnego miejsca wśród stosów końskiego nawozu :mrgreen:

Wojtek Pysz
16-11-2015, 21:55
W odległości trzech rzutów beretem znalazłem drewniany mur :razz:, o który mogłem się oprzeć i zażyć środki uspokajające:
39164

Nie wiem, gdzie Ty tam chodziłeś, ale w podobnym miejscu spotkałem dokładnie 30 lat temu jakiegoś faceta, który chyba zabłądził.
http://ciekawe.tematy.net/1985/bieszczady/fs_05_E32-800.jpg

sir Bazyl
16-11-2015, 22:33
Nie wiem, gdzie Ty tam chodziłeś, ale w podobnym miejscu spotkałem dokładnie 30 lat temu jakiegoś faceta, który chyba zabłądził.
Bo to takie (o)błędne okolice są :)

asia999
17-11-2015, 22:39
Jakby tu tak ładnie sir Bazylowi podziękować za to, że opowiada o swoim wędrowaniu?
No to może tak...;) (http://browarkormoran.pl/Nasze-piwa/Sliwka-w-Piwie.html)
http://browarkormoran.pl/Nasze-piwa/Sliwka-w-Piwie.html

(http://browarkormoran.pl/Nasze-piwa/Sliwka-w-Piwie.html)

sir Bazyl
18-11-2015, 19:56
He, he, fajne i bardzo akuratne podziękowanie - dzięki Asiu!

sir Bazyl
27-11-2017, 19:08
Odcinek enty, pod tytułem:
Jak się zbudzi to mnie zje!

Nie ma co ukrywać, bardzo lubię samotne wyjazdy i Bieszczady też troszkę :mrgreen: więc często staram się doprowadzić do fuzji tych upodobań i wtedy wyruszam sam, najczęściej na dzień lub dwa w moje góry ukochane. Można rzec, że to „mnie stroi, czyli konweniuje”*:-D (link) (https://www.youtube.com/watch?v=AfzYAujQq8g)

Przeważnie są to wyprawy wręcz buzujące pozytywną energią, przysparzające niesamowitych wrażeń i sił psychicznych jak i fizycznych. Z tymi ostatnimi to może nie jest tak do końca, gdyż jak się czasem rozszaleję w terenie to po powrocie przez dzień, dwa a czasem nawet dłużej, boli to kolano, to ścięgno, to ogólnie całokształt niedomaga.

Niestety, nie zawsze podczas wędrówki wszystko układa się idealnie i o takiej sytuacji chciałem Wam opowiedzieć.
Za oknem listopadowa plucha a my przeniesiemy się do czasów władania geofitów ziemią bieszczadzką, czyli wczesnej wiosny (1.04.2017).


„Panie i Panowie!
Poznacie wydarzenia , które nie miały precedensu w dziejach naszej planety.
Będziecie świadkami wydarzeń, których groza przerasta ludzką wyobraźnię.
Zrozumiecie jak niewiele dzieliło Bazyla** od zagłady!"*** :wink: (link) (https://www.youtube.com/watch?v=4OPNl3YXEV4)



----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Wojciech Młynarski „Podchodzą mnie wolne numery”
** w oryginale zamiast Bazyla jest nas
*** Kazik na żywo „Las Maquinas de la muerte”

sir Bazyl
28-11-2017, 21:47
Wczesny, sobotni poranek, trzecia trzydzieści, pełna koncentracja - trzeba uważać bo ościeżnice jakby jeszcze nie zajęły właściwych sobie miejsc, pamiętać, że najpierw trzeba otworzyć drzwi od łazienki a później dopiero wejść i zważać na inne pułapki tej brutalnej pory!

Bez większych obrażeń udaje mi się w końcu dotrzeć do kuchni. Czajnik na gaz, żarcie w plecak, kawa w kubek, wrzątek w kawę.
Neo czwarta trzydzieści z przesiadką w Niebylcu dowiózł mnie przed szóstą do Sanoka. Tu ponad godzinna, zdecydowanie zbyt długa przerwa śniadaniowa i lecę Veolią dalej.

Po opuszczeniu autobusu, boczną dróżką, mijając maszty
43923
kiwony
43925
zbiorniki z ropą
43924
i kieraty
43926
parłem w stronę lasu. Po drodze napotkałem jeszcze bieszczadzkiego monstruma
43927
oraz wielką tablicę o tym, co można zrobić z kijem i partnerką :shock::
43928
Na szczęście miałem ze sobą trekkingowe kostury, więc poprawiłem koordynację, skoczność i oddech, lecz niestety nie towarzyszyła mi w wędrówce partnerka i etap ćwiczeń wzmacniających siłę musiałem pominąć.

mavo
02-12-2017, 18:46
Hitchcock?

mercun
02-12-2017, 19:44
Hitchcock?
Raczej Tove Jansson8-)

mavo
02-12-2017, 21:08
Duży muminek.☺

sir Bazyl
05-12-2017, 19:54
Raczej Tove Jansson8-)
Orzesz, czyli ze mnie biseksualna kobieta jest? :twisted: :wink:

Zaraz po zanurzeniu się w las wdepnąłem w koszmarny bardak ścinkowy, który próbując sprowadzić mnie do parteru, wykłuć oczy i połamać nogi doprowadził mnie do szewskiej pasji i wrzucił do pobliskiego jaru. Właściwie to się sam do niego wrzuciłem gdyż po konsultacji z mapą stwierdziłem, że jak przez niego myknę to obejdę ten bajzel i nawet trochę skrócę drogę.
Po wygramoleniu się z jego czeluści natknąłem się na leśną autostradę z zainstalowanym na poboczu zestawem wypoczynkowym:
43944
Ponieważ jeszcze mnie siły nie opuściły nie skorzystałem z tego udogodnienia i pomaszerowałem dalej. Wkrótce odskoczyłem w bok i leśnym duktem
43947
mijając łany wawrzynków
43945
śnieżyc wiosennych
43946
i podziwiając prześwitujące między drzewami panoramy
43948 43949
dotarłem do niewielkiej debry (takie zagłębienie, mini dolinka w terenie o stromych stokach) i tu postanowiłem odpocząć.
Teraz panuje jakaś dziwna moda na stawianie wielkich konstrukcji drewnianych wśród lasów, noszących nazwy „ścieżek w koronach drzew”. Na szczęście moda ta jeszcze nie dotarła do Bieszczadów i można w ciszy, spokoju i naturalnej scenerii spacerować wśród koron drzew bądź zasiąść wśród nich na małe co nieco. Wystarczy głębszy jar, osuwisko czy też debra i siedząc na ich skraju można godzinami patrzeć na korony drzew wyrastających z terenu położonego na znacznie niższym poziomie.
Miałem ze sobą mój ulubiony zestaw przetrwania
43950
i użyłem go w celu podkreślenia panującego nastroju gdyż uwielbiam Bajeczne a „zwłaszcza gdy piwko se golnę, i taki szmerek, luby szmerek we mnie trwa”*:mrgreen: (link) (https://www.youtube.com/watch?v=AfzYAujQq8g)

------------------------------------------------------------
*Wojciech Młynarski „Podchodzą mnie wolne numery”

sir Bazyl
05-12-2017, 23:18
Orzesz, ...
...a nawet ożeż!

mercun
06-12-2017, 14:31
...a nawet ożeż!
Żeby nie rzec: Ożeż ty, Orzeszko!:grin:

Kura8210
07-12-2017, 19:05
Akcja powoli się rozwija.dawaj dalej panie Sir Bazyl:)

sir Bazyl
07-12-2017, 20:53
...dawaj dalej...
No to daję :)

Po kilkunastu minutach leniuchowania ruszyłem w dalszą drogę zachowując maksimum czujności i węsząc oczami w głąb opadających zboczy gdyż chciałem utrafić we właściwy parów, słynący niegdyś z wydobycia czarnego złota. Właśnie na te tereny dotarła w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku choroba zwana gorączką złota:

„W tym okresie wydarzeń zaangażowany zostałem przez Isherwooda, do sprawowania naczelnego kierownictwa kopalni, którą, po zlikwidowaniu mej ciężkiej służby w Borysławiu, objąłem dnia 10 marca 1883 roku. Zaledwie zakwaterowałem się w żydowskim domu zajezdnym w Ustrzykach Dolnych, już mi zameldowano, że hrabia na czele zorganizowanej bandy chłopów zaokupował kopalnię, i zamknąwszy drogę dojazdową, prowadzącą przez las dworski uniemożliwił dojazd furmanek z beczkami, wysłanych po odbiór ropy.
Bezzwłocznie udałem się do wsi (…) by tu przy wydatnej pomocy karczmarza Jankla zwerbować około 100 jurnych parobczaków uzbrojonych w kije, widły i siekiery i wyruszyć z nimi na odsiecz kopalni. Pochód ten udał się wybornie, straże dworskie szybko ustępowały z drogi, a zepchnięte do parowu kopalnianego musiały, po krótkim i bezkrwawym oporze, zupełnie się wycofać z terytorium kopalni, dla której ustanowioną została silna straż graniczna, czuwająca także nad utrzymaniem wolnego dojazdu do kopalni.”*

Kilkanaście lat temu, w Roczniku Towarzystwa Opieki Nad Zabytkami Bieszczad nr 8 z 2001r. przeczytałem o istniejących dawniej na tych terenach szybach naftowych oraz wyżej opisanych wydarzeniach i już dwukrotnie tu się szwendałem ale zawsze od strony doliny więc było łatwiej namierzyć właściwy potok, i wzdłuż niego się przemieszczać. Teraz idąc grzbietową dróżką nie mogłem się zdecydować, w którym momencie powinienem od niej odpaść by trafić do celu. W końcu podjąłem decyzję i po kilku chwilach szybkiego marszu na krechę przez las, dotarłem do jaru strumyka delikatnie przystrojonego leśnymi ozdobami
43955
Im dalej, niżej, głębiej, tym jar był gęściej zaścielony:
43956
Wkrótce okazało się, że trafiłem we właściwy parów i wśród powierzchniowych wycieków skalnego oleju
43957 43958
lejów po szybach wydobywczych,
43959 43960
w których czasami tkwiły jeszcze pozostałości po odwiertach
43961 43962
dotarłem do zalanego wodą i bulgoczącego szybu z "naftusią"
43963

---------------------------------------------------------------------------------------------------
*Ferdynand Jastrzębski „Fragmenty pamiętnika starego nafciarza”

sir Bazyl
07-12-2017, 20:55
Po tradycyjnym skosztowaniu tego paskudztwa ruszyłem dalej i minąwszy odwiert zaczopowany metalową pokrywą
43964
oraz odwiert z czopem drewnianym
43965
dotarłem do otwartego całodobowo :grin:, zarówno w sezonie jak i po, kiosku:
43966

sir Bazyl
13-12-2017, 18:12
Chwilę później znalazłem się w bocznej dolinie na krzyżówce dróg. Jedna z nich prowadziła w dół z biegiem potoku a dwie do góry. Z tych dwóch wybrałem bardziej stromą: „istnieje pewna reguła: jeżeli jesteś na rozdrożu i widzisz drogę, która prowadzi w dół, i drugą, która idzie w górę, idź tą, która prowadzi wzwyż. Wprawdzie schodzić łatwiej, ale w końcu trafisz na jakąś dziurę. Kiedy się idzie do góry, jest nadzieja”.*
Na mapie wypatrzyłem, że po drugiej stronie góry są widokowe łąki, których jeszcze nigdy wcześniej nie odwiedziłem więc obrałem je sobie za chwilowy cel. Wspinałem się w pełnym słońcu do góry
„Słońce ziemią kołysze
Chmury z nieba wytarło
Zda się słychać jak w ciszy
Z kłosów sypie się ziarno”**(link) (https://www.youtube.com/watch?v=3mH6ALgpPgs)
Później wierzchowiną porośniętą szkółkami aż dotarłem do sięgającego doliny trawiastego jęzora.
43986
Schodząc łąką czułem jak zaczyna ćmić mnie głowa i próbowałem przekonać siebie, że to pewnie z głodu, gdyż od szóstej rano nie jadłem nic konkretnego.
Nie wiem na czym to polega, ale w pewnych okolicznościach czuję jakby pozytywne promieniowanie i często w Bieszczadach mam tak w miejscach, gdzie niegdyś mieszkali ludzie. Tak było tym razem i po zejściu w dolinę, w zakolu rzeczki, wśród złocących się złoci***
43989
łanów przylaszczek
43988
i trójlistnych cebulic dwulistnych
43990
odnalazłem ślady po dawnych mieszkańcach
43987
i tu postanowiłem zrobić przerwę na posiłek.
Niestety nie miałem w ogóle apetytu i na siłę, dla zaspokojenia nie tyle głodu co tzw. zdrowego rozsądku coś wszamałem. Szkoda, że wcześniej mi go brakło, gdyż po objawach już wiedziałem co się dzieje. Mianowicie gnębi mnie pewna przypadłość, która potrafi zamienić piękny, słoneczny dzień w lekki odjazd. Po prostu bardzo szybko przegrzewa mi się głowa i powinienem nosić zawsze przy słonecznej pogodzie jakieś nakrycie. Ale że nie bardzo lubię mieć coś na głowie, to zlekceważyłem sobie historyczną moc doświadczeń i od rana wystawiałem łeb na działanie promieni słonecznych.
W planach miałem biwak na dziko a tu przyplątało się dziadostwo i nie puszcza. Trochę kusiło by pomaszerować drogą do najbliższej miejscowości i poszukać noclegu pod dachem ale się zawziąłem i uparcie kontynuowałem wcześniej zaplanowaną trasę. Po wyruszeniu w dalszą drogę, miałem po jednej jej stronie mokradła i ścianę skalną
43991
Na szczęście miałem iść w drugą stronę, a tam do pokonania były tylko usiane skałkami bystrza:
43992
Niby rzeczka wąska ale huczy potężnie a do wtóru z szumem w głowie i łupaniem w skroniach podkład ten powodował, iż nie czułem się pewnie przeskakując ze skałki na skałkę i wdrapując się na strome zbocze po drugiej stronie.
Wiedziałem że niżej jest bród i dalej prowadzi leśna droga, więc nadrzecznymi krzaczorami przedarłem się do niej. Noga za nogą, człapałem powoli przed siebie do czasu, gdy wyszedłem na skraj łąk
43993


---------------------------------------------------------------------------------
*Tiziano Terzani „Koniec jest moim początkiem”
** KNŻ „W południe"
***
Raczej Tove Jansson8-)
Ciekawostka (za Wikipedią): Złoć żółta była pierwszą rośliną w zielniku Paszczaka w książce Tove Jansson "W Dolinie Muminków".:grin:

asia999
17-12-2017, 14:59
Środek zimy, a tu taka piękna budząca się wiosna :) No i przygody sir Bazyla - jak zwykle wciągające. :grin:

Jak to trafnie stwierdził Ryszard Kapuściński:
"Póki jeszcze mogę, jeżdżę i będę jeździć. Pomimo ogólnego przekonania, że wszystko wiemy, ciągle jest jeszcze bardzo wiele rzeczy na tym świecie do odkrycia."

Czekam więc na wiosennego odkrywania ciąg dalszy 8)

sir Bazyl
22-12-2017, 20:46
....[/I]Czekam więc na wiosennego odkrywania ciąg dalszy 8)
Odkrywania zatem ciąg dalszy:

Zatrzymałem się w cieniu, na skraju lasu i położyłem się na trawie. Zlazłem jeno z koleiny drogi żeby mnie nie przejechało, gdyby jakiś myśliwy bądź offroadowy popapraniec zapuścił się w te tereny. Wcześniej wygrzebałem z apteczki ostatnie dwie piguły przeciwbólowe i się nimi naszprycowałem. Do zamętu w głowie i łupania doszły dreszcze więc przykryłem się polarem. Się leży a tu się niedobrze robi. Ja nie mogę, mało kurcze atrakcji – przecież piguły były dwie ostatnie! Nie ma mowy, nie wypuszczę ich teraz, o nie!
Jakoś atak przetrzymałem, przeleżałem w letargu ponad godzinę i troszkę puściło. Ze względu na świeże ślady opon na drodze, jakoś mi się to miejsce nie spodobało na biwak i polazłem dalej. Snułem się rozległymi łąkami w dół i w górę aż do czasu napotkania pozostałości po siedzibach ludzkich, czyli starej studni
44008
i resztek podmurówki
44009
Poszedłem jeszcze troszkę dalej do linii drzew porastających płytki jar, żeby mój domek nie rzucał się z dala w oczy.
Drzewa kładły już długie cienie
44010
należało więc pomyśleć o zorganizowaniu obozowiska.
Jakoś mi nie szło rozstawianie płachty biwakowej, zmagałem się z nią znacznie dłużej niż potrzeba, wzbudzając zainteresowanie leśnej zwierzyny
44012
W końcu udało się:
44011
Graty wrzuciłem do środka i zszedłem do wodopoju
44013
uzupełnić zbiorniki.

sir Bazyl
23-12-2017, 17:44
Kilka kroków od płachty rósł rozłożysty krzak głogu i przycupnąłem za nim na herbatę. Zmrok zapadał szybko a ja siorbiąc napar słuchałem narastającego świergotu ptactwa wszelakiego. Gdy już ciemność spowiła okolicę, jak za dotknięciem wyłącznika chór pierzastych zamilkł, jedynie jakieś niesubordynowane jednostki wznosiły w przestrzeń nieśmiałe trele. Zdawało mi się, że słyszę coś jakby tętent kopyt. Uznałem, że to kołacze mi się jeszcze we łbie echo udaru więc spokojnie dopiłem czaj do końca. Chwilkę jeszcze posiedziałem patrząc w ciemność, po czym wstałem, w jedną rękę chwyciłem matę, w drugą kartusz i kubek, wychynąłem zza krzaka i stanąłem jak wryty.

Kura8210
23-12-2017, 17:49
Całą noc czekałem na ciąg dalszy a tu dalej nic się nie wyjaśniło ;):-)

sir Bazyl
24-12-2017, 12:19
Całą noc czekałem na ciąg dalszy
He, he, a co na to małżonka? :mrgreen: :wink:


a tu dalej nic się nie wyjaśniło ;):-)
Wyjaśniam więc, żebyś następnej nocy mógł zająć się przyjemniejszymi rzeczami niż czekanie :grin: :


...wychynąłem zza krzaka i stanąłem jak wryty.

Do legowiska miałem około trzy metry a za nim, w odległości nie większej niż pięć metrów pasły się pierwsze jelenie i łanie ze stada liczącego około dziesięciu zwierząt. Ciężko było dokładnie je w mroku policzyć gdyż zarówno one jak i ja nie byliśmy przygotowani na to bliskie spotkanie. Ja zaskoczony ale zachwycony stałem jak oniemiały a one zerwały się do ucieczki i ich bure sylwetki na ciemnym tle lasu rozmyły się w tempie błyskawicznym. Kiedyś (dwadzieścia lat temu) już takie bliskie spotkanie przeżyłem, gdy biwakowałem nad Turzańskiem w kępie świerków. Nad ranem przyszły łanie i szarpały odciągi od namiotu, pewnie kosztując czy nadają się do żarcia. Teraz zwierzaki pewnie też przyszły zaciekawione co to wyrosło na ich łące.

Przebrałem się do spania, zaległem na materacu i pogrążyłem w lekturze biografii o Jacku Kaczmarskim. Jak już od podpierania się ścierpły mi obie ręce, wyłączyłem czołówkę i próbowałem oddać się w objęcia Morfeusza. Dla wyjaśnienia sytuacji dodam, że ten Morfeusz nie był jakimś moim kochankiem co postanowił odwiedzić mnie na tym bezludziu. :-D
Dobiegające zewsząd odgłosy nie ułatwiały zaśnięcia i trochę się kotłowałem zanim zmorzył mnie sen. A bo to mi się wydawało, że idą ludzie i rozmawiają, a to jakieś trzaski i zawodzenia itp. W końcu udało mi się zasnąć ale nie na długo. Coś mnie obudziło, hałas, zły sen czy też Morfeusz z łokcia przywalił – nie wiadomo. Komórka wyświetliła 11.30, spałem więc niecałą godzinę. O co chodzi? Zacząłem nasłuchiwać i ciary przeszły mi po skórze a włosy stanęły dęba!

„Zupełnie nie wiem co się tutaj dzieje
Gdy widzę to wszystko niemalże truchleję”* (link) (https://www.youtube.com/watch?v=xA_I9OKv8Dw)

Widzieć to jeszcze nic nie widziałem ale efekty dźwiękowe wystarczyły by truchleć. Ewidentnie coś blisko łazi, sapie, dyszy i pomrukuje. Jak zobaczę ten włochaty pysk w otworze wejściowym to będzie za późno! W jedną rękę chwyciłem czołówkę, w drugą granat hukowo-błyskowy (ponieważ plączę się po jarach, oczeretach i innych podobnych, to kiedyś kupiłem coś takiego i zabieram na samotne wypady).
Teraz tylko zdobyć się na odwagę i wyleźć spod płachty:

„I wiem, że mogę, wiem, że mogę
Choć mam pod skórą coś jakby strach
Lecz mimo tego wiem, że mogę”** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=IVBn9O0HsiE)
wyskoczyć na łąkę i pogonić to bydle!

Plan był taki: oślepiam bestię czołówką, wyrywam zawleczkę, doprawiam mu granatem i …. tu się plan kończył.


----------------------------------------------------------------------------------------------------
*Kult "Psalm 151"
**Lipali "Upadam"

Kura8210
24-12-2017, 16:02
Wlasnie na to czekałem.i warto było zignorować żonę i jej zachcianki;):lol::lol::lol:8-)
A co było dalej???

bieszczadzka kuna
24-12-2017, 16:24
Coś mi się zdaje Kura, że pióra polecą. Zaraz będziesz koczować pod tarpem i to nie z Bazylowej scenerii a zimowej:grin:

bacza
24-12-2017, 23:34
(....) Widzieć to jeszcze nic nie widziałem ale efekty dźwiękowe wystarczyły by truchleć. Ewidentnie coś blisko łazi, sapie, dyszy i pomrukuje. Jak zobaczę ten włochaty pysk w otworze wejściowym to będzie za późno! (....)
No to teraz ja pewnie nie prześpię nocy, dumając, co (lub kto) to mogło/mógł być.
Na chwilę obecną obstawiam pierwsze udokumentowane spotkanie z .... Patatajem Leśnym - mitycznym stworem, którego wielu słyszało, a nikt nie widział ;). Pewnie dzisiejszej - Wigilijnej Nocy - stwór by się opowiedział, kto zacz, i wyjaśnił powód wizyty, ale... to było wiosną. Kursant szkolenia SERE ? Zagadka...

Bywalec
25-12-2017, 12:37
kocham mój ulubiony ciąg dalszy . . .

sir Bazyl
25-12-2017, 16:01
Trzy…dwa…jeden – start! Wybiegam w samych gatkach i skarpetach ale uzbrojony po zęby przed tarpa i tnę mrok snopem światła w lewo, w prawo, przed siebie i za siebie niczym jakaś oszalała latarnia morska. Dla wzmocnienia efektu, bo przecież nie dla podbudowania własnej psychy ;), gdyż

„- Ja nikogo się nie boję!
Choćby niedźwiedź... to dostoję!
Wilki?... Ja ich całą zgraję
Pozabijam i pokraję!”*:twisted::twisted::twisted::wink:
dodałem jeszcze efekty dźwiękowe paszczą.

Na co dzień nie używam wulgaryzmów ale wtedy uznałem, że należy mocniej zaakcentować oburzenie zaistniałą sytuacją więc wykrzykiwałem w ciemność: sp…(spadaj) ch…(chuliganie)!

Po odstawieniu tego szamańskiego tańca przed tarpem, załapałem, że jeszcze żyję i nie bardzo wiem komu, i w którą stronę przywalić granatem. Ręce i nogi mi się delikatnie trzęsły ale to z pewnością z zimna :mrgreen: gdyż byłem nadzwyczaj skromnie odziany żeby nie powiedzieć prawie nagi.

„Gdy emocje już opadną
Jak po wielkiej bitwie kurz
Gdy nie można mocą żadną
Wykrzyczanych cofnąć słów”**
pozostaje zlustrować na spokojnie okolicę.

Teraz omiatałem już w sposób usystematyzowany najbliższy teren snopem światła ale żadnego Patataja Leśnego czy innego stwora nie zaobserwowałem. Pewnie zwiał…a może tylko się przyczaił w pobliskim jarze? Za Chiny ludowe nie pójdę tam sprawdzić!

Przebrałem mokre skarpety, wlazłem do śpiwora, nasłuchuję…

---------------------------------------------------------------------------------------------------
*Maria Konopnicka „Stefek Burczymucha”
**Perfect „Niepokonani”

Kura8210
25-12-2017, 21:29
Uffff...ciśnienie skoczyło!!ehhhh...dawaj dalej!!! ..

bacza
25-12-2017, 22:06
Raczej Tove Jansson8-)
Wiem, wiem, wiem !
To musiała być Buka (link): https://pl.wikipedia.org/wiki/Buka_(Muminki)


https://www.youtube.com/watch?v=jm4wpG_8eSA

(https://pl.wikipedia.org/wiki/Buka_(Muminki))

asia999
25-12-2017, 23:20
noooo niezły horror!:shock:
nic tylko jakowyś ditku czeperchaty :wink:

jojo
26-12-2017, 08:33
No nie Bazyl - napisz zakończenie, pakuje się na wyjazd i cały tydzień będę w niepewności czy przeżyłeś....:lol:
Fajny teXt ....

sir Bazyl
26-12-2017, 11:39
Uffff...ciśnienie skoczyło!!ehhhh...dawaj dalej!!! ..
Oj skoczyło szalenie, oczami wyobraźni już widziałem jak mnie rozszarpuje...


Wiem, wiem, wiem !
To musiała być Buka ...

Wczesnym rankiem trawa wokół była oszroniona więc Buka też mogła tamtędy przechodzić :)


noooo niezły horror!:shock:
nic tylko jakowyś ditku czeperchaty :wink:
Spałem sam w lesie już kilkadziesiąt razy ale bałem się tylko dwa, teraz i przed kilku laty, gdy o 2.30 w nocy jakiś ditku mnie wybudził. Mam taką niedokończoną relację więc pewnie kiedyś opiszę tamtą sytuację.


No nie Bazyl - napisz zakończenie, pakuje się na wyjazd...
Mam tak samo, za kilka godzin ruszam na zimowe biwakowanie więc jestem "podniecony i czuję się jak zwierze"* i nijak nie mogę skoncentrować się na pisaniu. Następny odcinek w przyszłym tygodniu, po powrocie.


...i cały tydzień będę w niepewności czy przeżyłeś....:lol: ....
To się wkrótce wyjaśni :mrgreen:

---------------------------------------------------------------------------------------------------
*Yaro "Rowery dwa"

Bywalec
26-12-2017, 14:10
SADYSTA ! ! !
cały tydzień czekania na "ulubiony ciąg dalszy"

Kura8210
26-12-2017, 16:00
To żeś nas wszystkich załatwił.zadzwonie to mi opowiesz ten ciąg dalszy bo nie wytrzymam całego tygodnia;)

sir Bazyl
08-01-2018, 20:42
Przebrałem mokre skarpety, wlazłem do śpiwora, nasłuchuję…


Coś znów słychać, słabo, ale jednak. A za chwilę wyraźniej, bliżej, jakieś przeciągłe pomruki i mlaskania. Siadłem na materacu i myślę, co tu zrobić? O, znów ucichło ale tylko po to, by po chwili powrócić znacznie głośniej. Nie ma co, nie usnę przy tych atrakcjach, idę sprawdzić co za czort zakłóca mi nocny wypoczynek!

Naciągnąłem portki, wzułem meszty, narzuciłem kapotę, w jedną rękę miecz świetlny, w drugą granat - ZA RODINU URAAA!!!:mrgreen:
Cichutko wysunąłem się spod tarpa, rozprostowałem kości, radary nastawiłem na maxa!

„Gonią myśli, krew pulsuje,
Błądzą oczy rozbiegane”* (link) (https://www.youtube.com/watch?v=cS0KUs3x720)

Najbliższy od mojego barłogu jar, po lewej stronie, odrzuciłem od razu - cicho tu i spokojnie. Dźwięki dochodzą z bardziej oddalonego, z prawej strony. Leżąc w zacisznym schronieniu jak i podczas spontanicznej akcji ratujsięktomoże nie zwróciłem uwagi, że wiatr bądź wieje niezbyt silnie bądź całkiem ustaje. Teraz skonstatowałem, iż natężenie dobiegających dźwięków jest ściśle od niego uzależnione.

„Wiatr wieje, wiatr, z Połoniny
Wiatr wieje, wiatr, jak by zły przybył
Wiatr wieje, wiatr, w doliny,…”** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=bDrjmQDUvZk)

Do pełni jeszcze daleko więc to na pewno nie wilkołak. Sierp księżyca ładnie rozświetlał odkryty teren ale linia lasu pozostawała nieprzenikniona i tajemnicza. Na szczęście odgłosy nie dobiegały z mrocznych jego czeluści lecz z terenów jedynie z rzadka porośniętych pojedynczymi drzewami. Na linii pomiędzy moim schronieniem a punktem, z którego, jak mi się wydawało, dobiegały te szmery, mlaskania i pomruki rosło duże, rozłożyste drzewo. Skryję się za nim i rozejrzę po okolicy.

Ruszyłem ku niewiadomemu...

„Pomimo razów, sińców, ran
Pomimo z nosa strużek krwi
Idziemy wciąż, my żyjemy wciąż
I mimo że tak wiele zła
Będziemy się szaleńczo śmiać
Żyjemy wciąż! My idziemy wciąż!
Prawa lewa, prawa lewa
Lewa prawa, lewa prawa
Prawa lewa, prawa lewa
Wszyscyśmy z jednego drzewa...”*** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=LqzRO2Aknhc)


Po kilku sekundach byłem przy nim, rozglądam się i nasłuchuję. Przede mną, lekko w dole srebrzy się tafla wody w stawku a na jego końcu jest on!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*KSU „Ciemne ścieżki”
** KSU „Nic nie powiedziała”
***Lipali „Chłopcy”

bacza
08-01-2018, 21:27
(...) w dole srebrzy się tafla wody w stawku a na jego końcu jest on! (...)
No i napięcie wzrosło do tego stopnia, że mi bezpiecznik się spal

don Enrico
08-01-2018, 23:00
(...)
Ruszyłem ku niewiadomemu...

(...) a na jego końcu jest on!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Na KOŃCU jest ON
Dobrze że jest nadzieja na jakiś KONIEC, bo przecież tak dłużej nie można wytrzymać.
Budzę się codziennie rano spocony , z trwogą otwieram komputer szukając informacji czy Bazylo pokonał Bazyliszka ......?

jojo
09-01-2018, 00:49
Na KOŃCU jest ON
Dobrze że jest nadzieja na jakiś KONIEC, bo przecież tak dłużej nie można wytrzymać.
Budzę się codziennie rano spocony , z trwogą otwieram komputer szukając informacji czy Bazylo pokonał Bazyliszka ......?

No właśnie Bazyl - weź coś napisz dalej i skończ ten horror, bo końcówki BELFR-a (tego z młodym Stuhrem)
przy twoim opowiadaniu to pikuś ......;)
Czekam niecierpliwie na c.d.

sir Bazyl
09-01-2018, 07:43
Aleśta niecierpliwe!
Czy był to amator świeżych rybek

https://www.youtube.com/watch?v=Iz-8CSa9xj8
czy inna rybokalipsa:
https://www.youtube.com/watch?v=qS2xTGLCu-M
wyjaśni się w następnym odcinku.
Żeby go przeczytać proszę wysłać sms-a na numer XXX YYY ZZZ - koszt jedyne siedemset dwadzieścia czego kto ma :mrgreen:

bieszczadzka kuna
09-01-2018, 20:17
Bazyl, nie strasz mnie, w końcu kuneczki są płochliwe.

sir Bazyl
09-01-2018, 22:25
...a na jego końcu jest on!

Przepust w grobli!!!

Do stu beczek zgniłych śledzi! To mi omalże całe życie nie przeleciało przed oczami a tu sobie pomrukuje i mlaska przepust?! No jak tak można?! I jeszcze zaczął mi jakoś tak drwiąco w swoim języku dogadywać. Bezczelny hydro wybryk…

Dzięki tym wszystkim przeżyciom spałem raczej niespokojnie i budziłem się wielokrotnie.

Przepust kurna, ja nie mogę, przepust!

sir Bazyl
10-01-2018, 20:51
„O, dnieje, dnieje! Idź, spiesz się, uciekaj?
Głos to skowronka brzmi tak przeraźliwie
I niestrojnymi, ostrymi dźwiękami
Razi me ucho.”*

Razi nie razi ale wstawać trzeba. Błyskawicznie się ogarnąłem i już po siódmej maszerowałem w kierunku gdzie lubię

„Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę
Idę tam gdzie lubię, nie idę gdzie nie lubię
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie
Idę, lubię, lubię, idę, ole”** (link) (https://www.youtube.com/watch?v=dgeFC_yLfmw)

Najpierw spacerowałem łąkami

44207 44208

Później zagłębiłem się w lesie i nakryłem Entów w pozycji dwuznacznej:

44209

Wygramoliłem się na kolejne widokowe wzgórza

44210 44211 44212

I wzdłuż granicy lasu pognałem do wioski strzeżonej przez dwie wieże

44213 44214


--------------------------------------------------------------------------------------------
*Willliam Szekspir „Romeo i Julia”
**Kazik „Idę tam gdzie idę”

sir Bazyl
10-01-2018, 20:55
Stąd parłem dalej w górę rzeki

44215

i ścieżkami nad przepaściami

44216 44217

dotarłem do źródełka z jakąś wapienną(?) wodą

44218

jojo
10-01-2018, 21:45
Przepust w grobli!!!
Dzięki tym wszystkim przeżyciom spałem raczej niespokojnie i budziłem się wielokrotnie.
Przepust kurna, ja nie mogę, przepust!
No nie ukrywam Bazyl, że mnie zaskoczyło zakończenie horroru, napięcie opadło.
Znam to trochę z autopsji - tak to bywa jak się jest samemu w górach - wtedy wszystko słyszysz jakoś tak - "dokładniej";).
Fajna przygoda , czytamy dalej.

bartolomeo
10-01-2018, 22:04
Znam to trochę z autopsji - tak to bywa jak się jest samemu w górach - wtedy wszystko słyszysz jakoś tak - "dokładniej";).

Jak się jest samemu to faktycznie inaczej się słyszy las. A jeszcze w nocy, pierwszy raz na noclegu bez namiotu - wtedy wszystko dookoła żyje, przygląda się, szumi i czyha na biednego turystę. Strach oczy otworzyć :wink:

Mnie kiedyś śledził po lesie mój własny kaptur. Szeleścił za mną krok w krok, a jak się przyczajałem z kijem aż mnie dogoni i staniemy twarzą w twarz to tajemniczo cichł i nie dał się złapać. Głupie, prawda? Ale jak jest się w lesie, po zmroku, na samotnej wędrówce, to wszystko jest inne 8-)

Jimi
11-01-2018, 00:22
Nie ma co, też mnie to mocno zaskoczyło -aż musiałam sprawdzić czy to ta sama relacja, którą w napięciu czytałam kilka dni temu .. czy czasem to mi wątki się nie pomyliły. Nie tak dawno jak spałam w namiocie gdzieś w górach na szczycie i wiał silny wiatr i różne jego dźwięki (i telepoczącego namiotu) powodowały, że wydawało mi się, że ktoś tutaj krąży, nadchodzi, słyszałam "kroki" zapadające się w śniegu. Ale nierealnym było by ktoś tam chodził w środku nocy (także w dzień) więc faktycznie różnie to bywa :) :)

sir Bazyl
11-01-2018, 18:07
No nie ukrywam Bazyl, że mnie zaskoczyło zakończenie horroru, ...


Nie ma co, też mnie to mocno zaskoczyło ....

Moi drodzy, Was czytających zaskoczyło a co ja mam powiedzieć? Ja byłem przekonany, że to niedźwiedź łazi w pobliżu. Jimi napisała, że teraz zimą, przez dochodzące z zewnątrz dźwięki i łopot namiotu wydawało jej się, że ktoś w pobliżu krąży ale ze względu na niedostępność miejsca biwakowego wykluczyła taką możliwość. U mnie było zgoła inaczej. Podczas wcześniejszych wędrówek po tych okolicach kilkakrotnie widziałem tropy niedźwiedzi, był początek wiosny czyli okres intensywnego poszukiwania przez nie żeru a dobiegające dźwięki pierwszorzędnie pasowały do mojej wizji. Do tego jeszcze trzeba dodać nie najlepsze samopoczucie w tym dniu i jak tu nie uwierzyć, że zaraz mnie miś pogłaszcze?

Jak zobaczyłem co to mnie straszy, to napięcie opadło ale, że człowiek jakiś taki głupi, to odczułem też delikatny zawód, że to jednak nie On :grin:

Kiedyś, na Kartynach wlazłem na niedźwiedzia i obaj spanikowaliśmy. Działo się to bardzo szybko, taki błyskawiczny skok adrenaliny a teraz napięcie narastało i narastało więc przeżycie było znacznie intensywniejsze.
Mimo, iż nie dane było mi go nad tym stawkiem spotkać, to i tak była to moja przygoda z niedźwiedziem! :mrgreen: I żadne krzyki czy płacze nie przekonają mnie, że było inaczej :wink:, gdyż


....jak jest się w lesie, po zmroku, na samotnej wędrówce, to wszystko jest inne 8-)

bacza
11-01-2018, 21:10
Bardzo dziękuję za wyjaśnienie horroro-zagadki.
Jednocześnie zazdraszczam i współczuję tych przeżyć. Wiem, że noc w lesie w samotności to zupełnie inna bajka. Sam nigdy nie spałem, ale zdarzało mi się wracać ze spóźnionych "foto-zwierzo-łowów" całkiem po ciemku i... bywało różnie. Często właśnie lęk, bo nie wiadomo, co tam się dzieje (człowiek jest wzrokowcem, więc gdy nic nie widać - umysł próbuje jakoś "uzupełnić dane"), ale zdarzyła mi się też sytuacja odwrotna - cicha wataha dzików (z 15 m ode mnie, stały w półokręgu, niemal wokół mnie). Powolutku się wycofałem... a one nie miały nic przeciwko temu, na szczęście. Ciśnienie spadło...
Dziękuję jeszcze raz za - świetny opis wyprawy.

sir Bazyl
18-01-2018, 21:23
...zdarzyła mi się też sytuacja odwrotna - cicha wataha dzików (z 15 m ode mnie, stały w półokręgu, niemal wokół mnie). Powolutku się wycofałem... a one nie miały nic przeciwko temu, na szczęście. Ciśnienie spadło...
Dziękuję jeszcze raz za - świetny opis wyprawy.
Ja dwa razy wlazłem w dzicze barłogi ale na szczęście dziki zwiały i nie próbowały mnie staranować. Raz minęła mnie też cała wataha. Przebiegły gęsiego :) ścieżką kilkadziesiąt metrów powyżej mnie.
Dziękuję za zainteresowanie - będzie jeszcze jeden post kończący wycieczkę ale jest tak, że do pisania trzeba mieć czas i chęci. O ile pierwszego trochę by się znalazło o tyle o drugie coraz ciężej niestety.

sir Bazyl
08-02-2018, 18:30
...będzie jeszcze jeden post kończący wycieczkę ...
I w końcu udało się go wysmażyć:

W takim terenie troszkę męczące są wahnięcia poziomu spowodowane bocznymi dopływami gdyż mimo, iż niby idzie się wzdłuż rzeki to co chwilę trzeba zanurkować w jar poprzecznego potoku tylko po to żeby po jego drugiej stronie ponownie wspinać się na utraconą wysokość.
Bujając się tak w górę i w dół płynąłem lasem w górę rzeki podziwiając jej uroki
44291
W końcu opadłem na samo dno
44292
I postanowiłem w tym miejscu bryknąć na drugą jej stronę w poszukiwaniu łąki, wznoszącej się według wskazań mapy gdzieś w pobliżu. Przedarłem się przez nadrzeczne oczerety i faktycznie była tam
44293
a po jej górnych partiach buszował lis:
44294

Zadowolony, że udało mi się trafić, ruszyłem dziarsko ku górze. Po chwili lis zniknął a na jego miejscu pojawiły się trzy wilki. Cóż to był za piękny widok, gdy krążyły po łące pewnie łapiąc trop poprzednika. Leciutkim i sprężystym chodem, niemalże unosząc się w powietrzu, zataczały półkola, wywijały ósemki zmieniając się miejscami – po prostu cudowny balet!
A ja zamiast zrobić zdjęcia z daleka, postanowiłem się bliżej do nich podkraść korzystając z osłony rosnącego po drodze młodnika. Już byłem tuż tuż, już aparat przygotowany - a one, czy mnie zobaczyły pomiędzy drzewami, czy wyniuchały i dawaj dyla do lasu. Jednego udało się uchwycić zanim wskoczył w gęstwinę
44295

Tydzień wcześniej, plącząc się z Bartkiem po bieszczadzkich chaszczach mieliśmy szczęście zrobić troszkę lepsze zdjęcia jednemu z dwóch wilków, które ukazały nam się podczas nie tyle wędrówki co leżakowania. Niemożebnie wyczerpani już blisko godzinną :-D przechadzką zalegliśmy na karimatach na widokowym dziale i wsparci plecami o ścianę lasu wystawiliśmy blade pyski ku porannym promieniom słonecznym jednocześnie racząc się okolicą i złocistą zawartością aluminiowych kufli.

Podczas tej regeneracyjnej przerwy, na szczycie najbliższej nam, trawiastej wydmy ukazały się wilki dwa. Jeden natychmiast się wycofał i tyle go widzieliśmy, ale drugi, bardziej śmiały obszedł nasze legowisko szerokim łukiem bacznie się przyglądając i węsząc, zapewne sprawdzając czy nie jest z nas już padlina
44297

A teraz miałem trzy na widelcu i skiepściłem wszystko. No cóż, zawiedziony, że nie udało się zrobić ładnego zdjęcia ale bardzo zadowolony ze spotkania ruszyłem w dalszą drogę. Po kilkunastu minutach marszu lasem dotarłem do miejsca, z którego roztaczała się piękna panorama
44296
Na ostatnim planie widoczny jest najwyższy szczyt Gór Sanocko-Turczańskich i dalsze kroki skierowałem właśnie w jego kierunku. Nie przekroczyłem jednak granicy państwa i nie dotarłem nawet w jej pobliże, gdyż po drodze zgarnął mnie na pokład autobus relacji Wołosate – Rzeszów i uwiózł do stolicy Podkarpacia.

sir Bazyl
08-11-2023, 18:20
Parówka szwedzka na wodzie.

W celu przyrządzenia będziemy potrzebowali: parówkę szwedzką, wodę i coś do mieszania.
Czas przyrządzania: niemalże dowolny z wykluczeniem siarczyście mroźnych okresów.
Sposób przyrządzania: najlepiej w siadzie prostym.

Ciąg dalszy nastąpi.

sir Bazyl
09-11-2023, 19:29
Szersze omówienie poszczególnych składników:

Woda – wyśmienicie nadaje się woda słodka ale może być też słona. Słodka najlepiej sprawdza się ze spławnych rzek o głębokości powyżej 25 cm lub jezior. Z kolei słona z mórz i oceanów ale tylko przybrzeżna i używana w dni spokojne, bezwietrzne. Ja wykorzystałem wodę z Morza Bieszczadzkiego.

Coś do mieszania – może być pagaj lub dwustronne wiosło – mieszałem wodę tym drugim.

Parówka szwedzka - czyli kajak:
„Kajakiem nazywamy dziś w języku polskim zarówno łódkę z wiosłem o dwóch piórach i bez dulek (dawniej zwaną też parówką szwedzką), jak też (choć rzadziej) łódkę poruszaną pagajem (wiosłem jednopiórym), czyli kanadyjkę, wzorowaną na indiańskim kanu (canoe)”*

Intro:

Kajak i kretyn

bajka

Kretyn spływał w kajaku na rzece,
Uśmiechnięty, szczęśliwy jak świnia,
A że kretyn był, więc z istoty rzeczy
Za każdym kilometrem kretyniał.

Niebo było czyste, bez chmurek,
Rzeka niebieska i krzywa.
I wołali źli ludzie, co się wspinali na pagórek:
- Ach, spójrzcie, to kretyn spływa.

Na brzeg wyszła żona w wianku z konwalii,
Wyszedł szwagier z całą rodziną
I płakali, i ręce załamywali,
A kretyn płynął i płynął.

Sens moralny, że słońce wszystkim świeci Jednakowo,
Niech się nikt nie wywyższa, niestety !
Bo nie tylko profesor może spływać w kajaku
Ale również zwyczajny kretyn. **

Sam pomysł na parówkę szwedzką wziął się trochę z pandemii, trochę z suszenia głowy, że „tylko chodzimy i chodzimy” ale głównie z Neverlego:
„Są dwa sposoby bezinteresownego przemieszczania się w przestrzeni – turystyka i włóczęga. Z Baedekerem albo z kijem. Planowo, wygodnie i z pożytkiem albo zwyczajnie przed siebie, ostro na trudy i przygody. Różnice temperamentu i natury, światopoglądu poniekąd. Turysta ogląda świat i poznaje, włóczykij kosztuje go próbując różnych smaków. Każdemu z nich po latach wędrowania coś zostaje, stosy map i przewodników, pamiątki, zdjęcia, rzeczy unikalne, niekiedy obraz własnego pędzla, książka, wiersze albo same wspomnienia i zguba czegoś z siebie gdzieś na szlaku.
W międzywojennym dwudziestoleciu włóczywiosło, młodszy brat włóczykija, trzymał się na wodach Polski obok rzadkich gatunków ptactwa gniazdowego.”
Jest to początkowy fragment tekstu, ze zbioru autobiograficznych opowiadań Igora Neverlego „Za Opiwardą, za siódmą rzeką” traktujących o jego wyprawach kajakarskich.
Igor Neverly śmigał po wodnych manowcach na tzw. składaku. Ja w 2021 roku zakupiłem kajak pneumatyczny tzw. dmuchaniec i dzięki temu troszkę poszerzyłem swoje turystyczne horyzonty :)


------------------------------------------------------------------------
*Jerzy Bralczyk „W drogę!!!”
**Konstanty Ildefons Gałczyński „Kajak i kretyn” 1934

Browar
13-11-2023, 23:06
Kajak fajny ale canoe jeszcze lepsze.

sir Bazyl
15-11-2023, 17:51
Kajak fajny ale canoe jeszcze lepsze.

Nigdy nie miałem okazji spróbować pływania na canoe więc nie miałem żadnego porównania decydując się na zakup kajaka. Podstawowym założeniem było żeby pomieścił dwie osoby z bagażami i był dmuchany. Niby są też takie canoe ale nie wiem czy by się sprawdziły gdyż dmuchańce mają dość szerokie burty (balony) a wiosłowanie na nich jest jakby bardziej w pionie - ale być może byłoby ok. I najważniejszy argument: w sklepie na literę de... były tylko kajaki w promocji :) a ich cena była bezkonkurencyjna do innych ofert. Są plusy dodatnie i ujemne tej konstrukcji ale ogólna moja ocena po kilku zaliczonych wielodniowych spływach (Krutynia, Pilica, Czarna Hańcza, Tanew, Biebrza, Wieprz) jest jak najbardziej pozytywna.

sir Bazyl
15-11-2023, 19:17
W czwartkowe popołudnie wrzuciłem kajak i resztę szpeju do bagażnika mojego szerszenia i w piątek od razu po pracy myknąłem na południowy wschód. Była druga połowa czerwca więc kombinowałem, że skoro są najdłuższe dni w roku, to po dojechaniu na miejsce, czyli po jakichś dwóch godzinach drogi, szybko napompuję dmuchańca, wrzucę doń graty i wypłynę w poszukiwaniu dogodnego miejsca noclegowego. Czas dojazdu zmieścił się w normie ale od Czarnej goniły mnie czarne chmurzyska, zerwał się się wicher a niebo z każdą chwilą ciemniało coraz bardziej. Na szczęście do miejsca docelowego było już niedaleko.
Z małej obwodnicy skręciłem w boczną drogę posiekaną resztkami asfaltu, z niej na betonkę i później na gliniastą, polną drogę prowadzącą niemal nad brzeg wody. W samą porę dotarłem na miejsce gdyż wokół rozpętał się armagedon. Z drzew spadały konary więc uciekłem na środek łąki i czekałem na dalszy rozwój wypadków. Lało, że świata nie było widać a ja jechałem po łące z duszą na ramieniu czy w coś się nie wpakuję. Udało się nic nie urwać i nie ugrzęznąć więc mimo tej nieprzychylnej aury byłem dość pogodnie usposobiony :) .
Po kilkudziesięciu minutach przestało padać ale niebo nadal było zaniesione po horyzont. Przyroda jasno dawała ciemne znaki żeby nie wyruszać na wodę i będąc jej posłuszny zrezygnowałem z pierwotnego planu. Poszedłem zasięgnąć języka u wędkarzy, czy i na jakich warunkach można tu biwakować. Okazało się, że można , zatem szybko rozstawiłem namiot i polazłem na drogę pościągać na pobocze utrącone przez wicher konary żeby odstawić auto na stabilniejszy grunt. Ledwo co skończyłem – znów zaczęło lać. Wskoczyłem do dżezki, odpaliłem muzykę oraz oranżadę i obserwowałem okolicę:

https://www.youtube.com/watch?v=mbRfx88lV9U

bartolomeo
15-11-2023, 19:43
Myślałem, że będziesz pływał kajakiem a nie samochodem :sad:

sir Bazyl
15-11-2023, 19:55
Myślałem, że będziesz pływał kajakiem a nie samochodem :sad:

Dżezka wiele potrafi ;)

sir Bazyl
15-11-2023, 20:41
Jak już siedzenie w aucie przestało mnie bawić to poszedłem posiedzieć sobie w pobliskiej kapliczce:
49178
A jak siedzenie w kapliczce też już mnie znudziło to wskoczyłem do namiotu, ułożyłem się wygodnie i zanurzyłem w lekturze. Czytałem wtedy książkę pt. „Zostaw broń, weź cannoli” (Mark Seal), która po trosze jest biografią Mario Puzo ale w zdecydowanie większej części traktuje o kulisach powstania filmu Francisa Forda Coppoli „Ojciec Chrzestny”. Polecam gorąco – wielbicielki i wielbiciele czy to filmu, czy powieści będą przy czytaniu mlaskać z zadowolenia jak przy cannoli z dobrą kawą. Mniam, mniam!
Rano było całkiem nieźle więc szybko się ogarnąłem, napompowałem kajak, odstawiłem auto na pobocze lepszej drogi i dokonałem niemal cudu czyli zwodowania tej szwedzkiej parówki. Normalnie nie stanowi to jakiegoś większego problemu ale we wszystkich przybrzeżnych miejscach niezakrzaczonych tkwiło tyle wędek, że nie sposób było je ominąć. Nie wiadomo czyje co je, bo wędki nowoczesne, wyposażone w sygnalizację dźwiękową a ich właściciele tkwili zaszyci czy to w namiotach, czy samochodach. Na szczęście jeden z nich zauważył jak miotam się z czterometrowym kajakiem na głowie po nabrzeżu i udostępnił mi skrawek lądu wyciągając jedną z wędek. Szybko i byle jak wrzuciłem wszystkie piernaty do środka i odpłynąłem od brzegu lawirując między żyłkami i spławikami.
Podpłynąłem na przeciwległy brzeg gdzie zacumowałem żeby przepakować i zabezpieczyć ładunek. Po kilku chwilach wszystko było gotowe więc nie zwlekając ruszyłem ku nieznanym lądom:
49179
Brzegi zalewu, podobnie jak i całe Bieszczady coraz bardziej zarastają infrastrukturą domkową:
49180
Wkrótce wypłynąłem z Zatoki Potoku Czarnego i mijając Bramę:
49181
skręciłem w kierunku Zatoki Rajskie. Ponieważ zaczęło mocniej padać podkręciłem tempo by dotrzeć pod dach Przystani Pod Brzęczącymi Trzmielami:
49182 49183
Tu skorzystałem z udogodnień cywilizacyjnych (ława, stół, dach nad głową) i przyrządziłem śniadanie. Jak już podjadłem i siorbnąłem małą czarną to korzystając z luki pogodowej pociąłem w kierunku kapliczki Na Skale:
49184 49185
Zacumowałem niedaleko:
49186
i ruszyłem z kopyta na zwiedzanie okolicy.

komisaRz von Ryba
17-11-2023, 21:34
na okoliczność kajakowania się mi pieśni radosne przypomniały, w dziale właściwym umieszczam.

Ponoć nad Morzem Bieszczadzkim jest jaskinia znaczy Frankowa Jama chyba dostępna tylko do strony wody, chyba ...

sir Bazyl
18-11-2023, 17:41
(...)
Ponoć nad Morzem Bieszczadzkim jest jaskinia znaczy Frankowa Jama chyba dostępna tylko do strony wody, chyba ...
Była jednym z wytypowanych miejsc do zahaczenia...

sir Bazyl
18-11-2023, 18:47
Ponieważ dość dawno nie było mnie w tych okolicach postanowiłem podejść malowniczą dróżką
49197 49198
do kapliczki by obejrzeć ją z bliska
49199 49200
Z wyniosłości rozpościerał się malowniczy widok na okolicę
49201
Po powrocie do kajaka obrałem kurs na cerkwisko. Tyle co dobiłem do brzegu a tu jak nie lunie! Błyskawicznie narzuciłem plandekę na kajak i pognałem pod drzewa. Okazało się, że tuż przed terenem cerkwiska stoi taka mała wiatka typu ławostół z daszkiem. Skryłem się pod nią i po przeczekaniu ulewy wszedłem na przycerkiewny cmentarz:
49204 49205
49202 49203
Niestety teren mocno zarośnięty, trawy po pas, pokrzywy po szyję, wszystko nasączone na maksa. Biorąc pod uwagę wszystkie przeciw i żadnego za, po kilkunastu krokach dałem dyla.
Odpaliłem moje ręczne śmigło i poleciałem niemalże unosząc się nad wodą :) z powrotem w kierunku połączenia się wód Sanu i Czarnego.

sir Bazyl
19-11-2023, 20:54
Wcześniej, po drodze zauważyłem reklamę
49206
i teraz będąc trochę zmoknięty oraz lekko wychłodzony postanowiłem tam zawitać na jakąś rozgrzewającą zupę bądź cokolwiek innego, byle gorącego. Wywieszone na zewnątrz budynku menu było więcej niż zadowalające ale drzwi do lokalu zamknięte. Na szczęście wisiała kartka, że „jestem na terenie domków, proszę dzwonić na nr …”. Zatelefonowałem na podany numer i dowiedziałem się, że mimo, iż przyszedłem w porze, o której bar powinien być czynny to się nie opłaca teraz otwierać ale jak poczekam ze cztery godziny, to po siedemnastej będę mógł coś zamówić. Nie poczekałem więc nie udało się nic z menu skosztować i po raz drugi nie dam się na tą reklamę nabrać. :evil: Szkoda tylko, że właściciel nie wywiesił odpowiedniej informacji na tym słupku przy brzegu gdyż zaoszczędziłbym trochę czasu, energii (było stromo pod górę), stresu (poszedłem w kroksach) a przede wszystkim rozczarowania zaistniałą sytuacją. Cóż było robić? Zadzwoniłem po milicję :mrgreen:
49207
po czym wróciłem na brzeg, wskoczyłem na pokład i powiosłowałem dalej pocieszając się, że
„Jeszcze żaden kajakowiec nie zginął na pustkowiu z głodu ani go nie rozszarpały dzikie bestie”*
Znów zaczęło padać ale na tyle delikatnie, że nie szukałem schronienia. Właściwie to byłem z takiej aury zadowolony gdyż co prawda od czasu do czasu przechodził mniejszy bądź większy prysznic ale dzięki temu ruch na wodzie był niemal zerowy. W ogóle nie wiało, powierzchnia wody równa prawie jak stół a flauta i deszcz skutecznie zniechęcały użytkowników jachtów do przemieszczania się, a i kajakarzy nie było nigdzie widać. Cudowny spokój i cisza, z którą współgrał delikatny plusk kropel deszczu i miarowego zanurzania wioseł.

„Tak! Porzućmy palący bruk, rozgrzane mury i duszne komnaty. Uciekajmy, na bogów!, w chłód krystalicznej wody, w kojący cień lasu.


Zbrodnia w mieście się lęgnie,
Podłość w nim tętni głęboka.
Człek w kwiecie wieku tam więdnie
Rażony klątwą rynsztoka.

Zgarbieni, o płucach zatrutych
Dymami fabryk cuchnących.
Śmierć dybie na lud strudzony,
Łagodną zielenią gardzący.”**


Obrałem kurs na część wsi, o której kiedyś w relacji pisałem, że z przyczyny obiektywnej odpuściłem jej zwiedzanie. Tą przyczyną było jej zalanie wodami Morza Bieszczadzkiego.
W drugiej części wsi stoją teraz tylko dwa znane chyba wszystkim zabudowania:
49208 49209
a w wodzie tkwi charakterystyczne drzewo, od którego zatoka przyjęła swoją nazwę:
49210
Chwilę powęszyłem po zatoce i za następny cel obrałem Wyspę Skalistą.
49211
Opłynąłem ją dookoła i okazało się, że nikt nie cumuje więc cała wyspa dla mnie! W takim razie tu zostanę na noc i sobie porobinsonuję :razz: Podpłynąłem do wschodniego cypla, wytarabaniłem cały dobytek na brzeg, odwróciłem kajak do góry dnem żeby nie zamakał od środka i parę metrów dalej, blisko kamiennego kręgu ogniskowego
49212
zacząłem rozstawianie namiotu. W tym czasie do cypla podpłynął jacht
49213
i wyskoczyło z niego czterech chłopaków. Okazało się, że też chcą zostać tu na noc. No i skończyła się moja robinsonada :) Panowie widząc, że stawiam namiot tuż obok miejsca ogniskowego (nie miałem w planach rozpalania ognia) zapytali, czy mogliby rozniecić watrę w tym miejscu. Oczywiście się zgodziłem, namiot nie był jeszcze przyszpilony więc udałem się z nim na spacer wznoszącą się delikatnie ścieżką.
49214


--------------------------------------------------------------------------
*Melchior Wańkowicz „Na tropach Smętka”
**Nessmuk (George W. Sears) „Leśne wędrówki. Kanadyjką przez Adirondack”

sir Bazyl
19-11-2023, 21:05
Okazało się, że nie ma tego złego i kawałek dalej odkryłem bardziej urokliwe miejsce:
49215 49216
Wróciłem po resztę rzeczy i spotkał mnie drugi plus dodatni :razz: gdyż przybysze wzruszeni moim dobrym sercem podarowali mi dwa Pilsnerki :razz::razz::razz: co uradowało mnie niebywale!
Po skończeniu prac obozowych upichciłem obiadokolację i ukontentowany umościłem się w śpiworku puchowym, zaświeciłem lampkę, otworzyłem książkę i odpaliłem Urquella. Było bosko!
Ani do połowy nie dopiłem gdyż zmorzył mnie sen. Jak mawiał główny bohater powieści Karola Olgierda Borchardta „Znaczy Kapitan”: znaczy, co to znaczy? Bazyl piwa nie dopił? Skandal! :shock:

don Enrico
19-11-2023, 22:49
Wcześniej, po drodze zauważyłem reklamę
49206
(...)”. Zatelefonowałem na podany numer i dowiedziałem się, że mimo, iż przyszedłem w porze, o której bar powinien być czynny to się nie opłaca teraz otwierać ale jak poczekam ze cztery godziny, to po siedemnastej będę mógł coś zamówić. Nie poczekałem więc nie udało się nic z menu skosztować i po raz drugi nie dam się na tą reklamę nabrać(...)
Twoja wiara w reklamę ujmuje mnie, ( to tak jak wiara w drugiego człeka) , pieknaż ona jest , ale jakże romantyczna a nie pragmatyczna .
p.s. przytłaczająca większość bieszczadzkich obiektów gastronomicznych uznaje za nieopłacalne otwieranie dla zabłąkanych indywiduali. No, gdyby przyjechał autokar , to może rozważymy otwarcie...
.... to sarkastyczne stwierdzenie prześladuje mnie od wielu lat ... nie opłaca się .... nie ma turystów ... to nie sezon ....

sir Bazyl
02-12-2023, 17:51
Rano, tuż po pierwszej kawie a przed drugą, które rozdzieliła jajecznica, zwinąłem cały majdan i upchałem go w łajbie. Troszkę się gramoliłem i dopiero po siódmej wystrzeliłem moim ślizgaczem na wodę. Panowie z jachtu dopiero co się rozbudzili i rozpoczęli poranne pogwizdywania wśród drzew. Dzień zapowiadał się piękny. Pogoda odmienna od wczorajszej, bieszczadzkie niebo niebieszczało, bieszczadzkie morze zieleniało:
49218
Podpłynąłem obejrzeć moje miejsce noclegowe skąpane w słonecznej aurze:
49219
i skały Wyspy Skalistej:
49220
po czym śmignąłem przed siebie:

„Dziś pędzę przed siebie, nie znoszą mnie prądy
Na bok problemy, jak ptak chcę być wolny
Jestem spokojny a czas jest dogodny
Bo wiem, że nie zabraknie mi chęci ani formy”*

Opuściłem Chwieję** i we łbie nastał sztorm, kocioł myśli, próby oddzielenia chęci od możliwości.
Chwieja – chwieja, Chwieja wyspa – chwieja*** ja.
Pierwotny plan zakładał kilka miejsc do odwiedzenia: Wyspa Zajęcza, Zatoka Giera, Frankowa Jama, Zatoki: Teleśnicka, Brosa i Victoriniego.
Niestety twardy but rzeczywistości po raz kolejny zdeptał kiełkujące źdźbło nieograniczonej swobody:

„jesteśmy już w piątym niebie,
a do siódmego tylko kawałek
lecz pora by wracać do siebie
a tam już nie tak wspaniale”****

Okroiłem plan i pocieszałem się sentencją zaczerpniętą z forumowego wątku „Nalewki czas zacząć!”: co się odwlecze, to nabierze mocy!


__________________________________________________ _________
*Pluto „Wolny Jak Ptak” (Gośc. Klaudia Kita) https://www.youtube.com/watch?v=0qJ4q6THWWE&list=RDMMeO-ygwYMyWc&index=5
**inna nazwa Wyspy Skalistej – od nazwiska pierwszego dyrektora Zespołu Elektrowni Solina-Myczkowce
***chwiej – człowiek niezdecydowany, wahający się
****Voo Voo - „Łajba” feat. Masha Natanson https://www.youtube.com/watch?v=yNczkw4NFpE

sir Bazyl
24-03-2024, 15:06
Najpierw zawinąłem do Zatoki Teleśnickiej
49370
a później przemieszczałem się wzdłuż wschodniego brzegu na południe.
49371 49372
Po drodze minąłem Teleśnicę Sannę, Zatokę Victoriniego i Sokole
49373
a następnie pociąłem do miejsca startu, czyli do Chrewtu
49374
Od ciągłego siedzenia w kajaku włączył mi się zespół niespokojnych nóg więc po drodze zaparkowałem go na chwil kilka i udałem się na przechadzkę, sprawdzić czy najciekawszy ze współczesnych krzyży bieszczadzkich jeszcze stoi:
49375 49376 49377
Ten spędzony na wodzie weekend był niesamowicie relaksujący i bardzo mile go wspominam, częstokroć przywołując w głowie różne obrazy, co działa na mnie uspokajająco i pozwala choć na chwilę oderwać się od kłopotów dnia codziennego. Samotne pływanie dość mi się spodobało gdyż jest bardzo podobne do samotnej wędrówki. Dostrzega się więcej, bardziej przeżywa się każdą chwilę a doznane w związku z tym emocje mocniej zapadają w pamięć. Owszem, trochę brakowało mi chaszczingu ale w głowie kołatała się już pewna idea, do której musiałem dojrzeć.