Zobacz pełną wersję : Tak sobie pojechałem...
bertrand236
17-04-2008, 20:23
Do napisania tej relacji sprowokował mnie Pastor, który powiedział mi, że kiedyś więcej pisałem. Miał ci ON rację. Postanowiłem, więc coś skrobnąć….
Późnym czwartkowym wieczorem wsiadłem z Barnabą do karawanu i pojechaliśmy… Pierwszy przystanek miałem w Mielcu, a następny w Łańcucie. Później konie mechaniczne zaprzężone do karawanu zawiozły nas do Komańczy. Mamy tam właśnie zarezerwowany domek na latowy tydzień, ale bez jakiegokolwiek potwierdzenia. Wpłaciłem kasę wysłałem maila i nic, zero odpowiedzi. Na miejscu okazało się, że wszystko jest jak trzeba i niepotrzebnie się martwię. Pyrus jestem, to i ornungu oczekuję. Będąc w Komańczy trudno nie zajrzeć na pogorzelisko. Plac uprzątnięty, a dzwonnica jak nowa. Deszcz pada, więc budowniczowie się pochowali. Później podjechałem do miejscowej Informacji Turystycznej. O dziwo była otwarta. Niestety materiałów na temat gminy Komańcza niewiele tam znalazłem. W naiwności swojej liczyłem na jakąś nową mapencję okolic Komańczy. Nic z tego. Miła dziewczyna, która pracuje tam od niedawna powiedziała, ze niebawem ukaże się nowa mapa okolic Komańczy. Ucieszyłem się, ale lepiej Barszczu niech się wypowie…
Następnie udaliśmy się do Cisnej. Tam przemiłe spotkanie z Bardem Bieszczadu. Niestety Bard spieszył się do domu. Potem wizyta u Denisiuków. Wizyta, krótka, aczkolwiek bardzo owocna. Potem obiad. Zacisze. Puste. Żarełko jak zwykle dobre. /Miras, zauważ tą wypowiedź ;)/. Potem zameldowałem się w alternatywie KIMBU. Barnabę zawiozłem do… Tam już byli … Nie zostałem upoważniony, ale wierzcie mi, że Towarzystwo było przednie. Zostawiłem Barnabę i wróciłem palić w kominku. Co trzy godziny wstawałem w nocy, coby dorzucić do ognia. Zdjęcia z tego dnia ma Barnaba. CDN
bertrand236
17-04-2008, 21:26
Dzień drugi
Wstałem. Zjadłem śniadanie i podjechałem do Barnaby. Tam towarzystwo bardzo zmęczone. Zabrałem Barnabę i pojechaliśmy połazić. Pojechaliśmy daleko. Po drodze zatrzymaliśmy się w miejscowości będącej siedzibą Straży Granicznej. Ku mojemu zdziwieniu buda, w której zawsze odwiedzałem właściciela jest otwarta. Właściciel przecież miał być nad Bajkałem. Włazimy do środka. Poeta, rzeźbiarz, gawędziarz jest jak zwykle na miejscu. Fakt. Ostatnio przeżył dużo. Zbyt dużo, jak na jednego człowieka. Ale wierzcie mi trzyma się. Ma zamiar wyjechać na Syberię, ale według naszej oceny ma tu dużo do załatwienia. Jedziemy dalej. Chcemy sobie połazić tam, gdzie nigdy nie byliśmy. Podjechaliśmy tak daleko, jak tylko się dało. Potem pieszo. Sporo śladów żubrów widzieliśmy, Natomiast zwierzyny żadnej. Na przełaj przez potoki, krzaczory, że nie wspomnę o deszczu, który padał cały czas. Nawet trochę pobłądziliśmy. Było fajnie. Naprawę fajnie. Deszcz, przyroda, nieznane nam tereny i może zabrzmi to dla niektórych dziwnie…, ale byłem razem z Synem i robiliśmy to, co naprawdę lubimy robić. Wato było moknąć. Błoto było piękne. Byłem w błocie po same.. /od uświadamiania jest Lucyna/. Barnaba zwątpił w leśników. Marcin, co Ty na to? Po prostu widzieliśmy miejsca, gdzie wycinano drzewa, a klika metrów dalej leżały metrówki. Stare metrówki. Bardzo stare. Na nich wyrósł świerk. To, po co się te lasy wycina? Ku..a. może się nie znamy, ale wygląda to ch….o. Przepraszam, ale drażnią mnie takie widoki. Udało w końcu się nam odnaleźć karawan. Pojechaliśmy tam, gdzie nie lubi przebywać WojtekR. Cóż tu mamy różne zdania. Barnaba i ja;)lubimy to miejsce. Lubimy ludzi tam mieszkających, lubimy tamtejszą kuchnię i wszystko to, co z tym miejscem jest związane. Wolno nam…
Zjedliśmy, wypiliśmy, pogadaliśmy i wyjechaliśmy. Po drodze, tak na wysokości „Chaty Wędrowca” Barnaba oznajmił mi, ze zostawił swoją komórkę, Tam gdzie jedliśmy. Jeden telefon i problem rozwiązany. Jutro komórka do odbioru w Sanoku. Kupiłem sobie kiełbachę w sklepie, żeby ją opalić w kominku i pojechaliśmy dalej. W pewnym momencie mówię Barnabie, że przydałyby mi się patyki do kiełbasy. Barnaba każe się zatrzymać, coby znaleźć patyki. Staję. Nagle obok mnie staje inny pojazd i jego kierowca dyskutuje z Barnabą. Myślę sobie „ pojeb..o go? O patyki mu chodzi?”. Pojechał. Zawiozłem Barnabę na miejsce. Obok z pojazdu wysiada kto? Pastor. Jak potem opowiadał rozpoznał karawan i drogą dedukcji stwierdził, że osobnikiem zbierającym patyki jest Barnaba. Boże ile on zniósł razem z innymi mieszkańcami tego magicznego miejsca płynów z auta na nocleg. Byłem zadowolony z tego, że nie muszę z nimi zostać i spożywać. Umówiłem się z Barnabą na 9:00 u mnie i pojechałem. W sercu pozostało uczucie niedosytu. Nie popróbowałem nalewki. Co się odwlecze, to nie uciecze. Zdjęcia ma Barnaba. CDN
bertrand236
20-04-2008, 13:41
Dzień ostatni.
Wstaję raniutko ;), zjadam śniadanko i czekam na Barnabę. Umówiliśmy się, że przyjdzie do mnie na 9:00. Jest 9:00. Barnaby niet. Jest 10:00 to samo. Dochodzi 11:00.Jestem ździebko podk… zdenerwowany. Postanawiam połazić samotnie. Zostawiam kartkę synowi, kiedy wrócę, dzwonię do Renatki i wyjeżdżam. Jadę najpierw asfaltem, potem skręcam na inny asfalt, mijam „Krzywy Domek”. Asfalt się kończy, Jadę dalej. Dziury małe i duże. Jadę dalej. Zatrzymuję się przy drodze, która odchodzi w bok. Zostawiam karawan i dalej idę pieszo. Najpierw oglądam miejsce po cerkwi i stary cmentarz. Uwielbiam takie miejsca. Później starą drogą idę dalej. Pusto. Żadnego człowieka. Po prawej galopują czworonogi. Widok przepiękny
Stoję i patrzę. Zastanawiam się czy dadzą sobie radę bez ingerencji człowieka?. W końcu stwierdzam, że życie pokaże. Idę dalej aż droga się przekształca w drogę zrywkową. Skręcam w stronę lasu. Przeskakuję wartki potok i stopniowo wyłażę pod górę. Zaczynają się pokazywać coraz odleglejsze partie Bieszczadu. Chcę zrobić zdjęcie telefonem i wysłać Renatce. Niestety telefonu nie mam. Jestem trochę zaniepokojony, ale uspokajam się, że komóra jest w karawanie. Powoli, wszak nikt mnie nie goni idę sobie grzbietem podziwiając widoki. W końcu złażę w dół przeskakuję potok i docieram karawanu. Tu sprawdzam i stwierdzam, komóry nie ma. A wyjeżdżając dzwoniłem do Renatki. Znaczy się zgubiłem. Wszystko, co w niej było, było tylko w niej. Nie zarchiwizowane. Siadam, myślę. W myśleniu pomaga mi puszka, a raczej jej zawartość. Kiedy mogłem ją zgubić? W każdym momencie, ale najprawdopodobniejsza jest chwila, kiedy przeskakiwałem potok. Wtedy prawdopodobnie wypadł mi z kieszeni przypiętej do paska. Wsiadam do karawanu i jadę do końca drogi. Potem pieszo przez las. Dochodzę do potoku. To nie to miejsce. Po kilku chwilach znajduję miejsce, w którym przeskakiwałem potok. Przeskakuję. Na brzegu nic nie leży. Znaczy się pudło. Nie poddaję się idę dalej. Po kilku krokach przecieram oczy. Nie. Nie, mylę się. To moja Nokia sobie leży i czeka na mnie. Wiem, że od rzeczy zgubionych jest Św. Antoni, ale gdzie ja go tu znajdę? Jest w pobliżu Matka Boska Łopieńska. Postanawiam się, więc jej pokłonić. Wracam do karawanu. I jadę. Wracam do drogi. Objeżdżam górę. Wjeżdżam w następną dolinę. Jadę do końca. Aż za cmentarz. Potem pieszo. Najpierw pod górę potem w dół. Po drodze mijam mały budynek. W końcu widzę cerkiew. Po kilku chwilach jestem przy cerkwi. Wchodzę do środka. Jest to cudowne miejsce. Zawsze, jak tu jestem czuję to samo. Nawet tego uczucia opisać nie umiem, ale coś mnie tu ciągnie. Chwila zadumy. Wpis do zeszytu i powrót. Nie powiem. Chciałem na skróty, ale mi nie wyszło. Wróciłem na szlak i jak po sznurku wróciłem do karawanu. Wracam do miejsca noclegu, ale tam Barnaby nie było. Jadę, więc do niego. Reszta niech zostanie między Barnabą, mną i jeszcze kimś, kto tam był. Jeszcze tylko jazda do Sanoka po Barnabową komórkę i powrót w Bieszczad. I to by było na tyle.
Pozdrawiam wszystkich, a zwłaszcza tych których spotkałem podczas tego wyjazdu
....Później starą drogą idę dalej. Pusto. Żadnego człowieka. ..... Idę dalej aż droga się przekształca w drogę zrywkową. Skręcam w stronę lasu. Przeskakuję wartki potok i stopniowo wyłażę pod górę. ....
Oj , Bertrand zaczynam się martwić o Ciebie ,łazisz sam, a tam jest dużo "niedżwiedziów":wink: (wcześniej niż to przedostatnie zdjęcie było robione ) Chyba że chcesz być tak sławny, jak ostatnio ta kobieta która "wyszła do lasu na spacer" :wink: i naszła na misia.
bertrand236
20-04-2008, 14:49
Już kiedyś na tym forum pisałem, że dobrych ludzi Pan Bóg strzeże. Kiedy łażę sam, robię trochę hałasu...
.... dobrych ludzi Pan Bóg strzeże....
Wiem ,że jesteś dobrym "Ludziem" , ale jak mawiali "Starożytni Rosjanie" ;).."Strzeżonego Pan Bóg sterzeże"
ps. Ok już nie zaśmiecam Ci Twojego tematu ,nie będzie mnie przez tydzień jak wiesz , dobrze się czytaTwoją relację i szkoda że już koniec
Dzięki za relację. Zazdroszczę Ci możliwości bywania w Bieszczadach tak często. A przecież masz 2 x dłużej (albo i więcej!) :-))). Zaproszenie "na popas" cały czas aktualne.
bertrand236
20-04-2008, 23:12
Moze sie poprawię i częściej będę pisał kilka słów ze swoich pobytów. Zobaczymy.
P.S. Dzięki może w tym tygodniu się uda... odezwę się jak będę cóś wiedział
pozrdawiam
Zazdroszczę wypadu. Relacje bardzo plastyczne i pełne emocji. Poprosimy o więcej zdjęć ilustrujących Wasz wypad. Niestsety ja muszę się jeszcze uzbroić w cierpliwość, mój wypad dopiero na początku czerwca.
Pozdrawiam
Marek
bertrand236
21-04-2008, 19:15
Rozumiem, że prośba skierowana bardziej do Barnaby jest.
Pozdrawiam
Powered by vBulletin® Version 4.2.1 Copyright © 2024 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.