PDA

Zobacz pełną wersję : Znowu pojechałem



bertrand236
14-05-2008, 20:02
Piątek zaczął się bardzo nerwowo w pracy już w czwartek. Im dalej tym było gorzej. W planach miałem wyjazd już od dawna, ale te dni były naprawdę trudne. Po wyjściu w piątek z pracy decyzja zapada. Jadę. Telefon do WojtkaR. /Nigdy dotąd go nie widziałem/. WojtekR zmienia swoje plany i czeka na mnie. Przyjazd do domu. Wpis do Shoutboxa „Wyjeżdżam. Łapcie mnie na tel.”. Renatka mnie pakuje. Barnaba nie może się zdecydować. W końcu godzina 18:00 i wyruszam. Około 20:00 dzwoni do mnie sir Bazyl i pyta: „w góry może jedziesz? Jadę. A w jakie góry? Głupie pytanie. Zabierzesz mnie? Zabiorę. O której będziesz? Jak wyjdę od WojtkaR, to Ci zadzwonię. A która to będzie godzina? Jak wyjdę od Wojtka, to Ci zadzwonię. Kilometry uciekają… Minąłem Piotrków i zgodnie z obietnicą dzwonię do WojtkaR. Niedługo będę u Ciebie w Skarżysku. W słuchawce cisza…. Po chwili słyszę, „ale ja mieszkam w Ostrowcu”. Dobrze, że zadzwoniłem. O północy jestem. Dusza na ramieniu, skrupuły olbrzymie. Pierwsza wizyta u gościa o porze nie najszczęśliwszej. WojtekR przyjął mnie jak starego kumpla. Godzina minęła w 3 sekundy. Nie dałem się namówić na nocleg. Pomknąłem do sir Bazyla. Zadzwoniłem przedtem do niego, z informacją, że będę u niego o 3:00. 2:58 dzwoni sir Bazyl i pyta czy nie śpię. Odpowiadam, że zajechałem pod blok i niech wyłazi. Byłem pod wrażeniem jego bagażu. Dużo tego miał. Pyta się, dokąd jadę, a ja odpowiadam pytaniem o cel jego podróży. W końcu ustaliliśmy gdzie go wysadzę. Jadę nie spiesząc się, bo bazę mam w Cisnej i nie chcę wszystkich pobudzić wczesną wizytą. Z sir Bazylem rozmawia się bardzo przyjemnie, więc podróż zleciała szybko pomimo niezbyt dużej prędkości podróży. W końcu skręcam w prawo. Mijam cerkiew po lewej. Droga zaczyna piąć się pod górę. Mgła. Nagle mgła zostaje w dole, a my jesteśmy w klarownym powietrzu. Na szczycie widok był tak wspaniały, że zatrzymałem się, aby zrobić kilka fotografii. Potem zjazd serpentynami w dół. Po prawej na serpentynach cmentarz. Po prawej mijamy cerkiew z zielonym dachem. Po chwili sir Bazyl prosi o zatrzymanie. Nie chce, żebym go podwiózł dalej w lewo. Zabiera cały swój majdan + piwo na wieczór. Zostawia mi przepyszny placek i odchodzi. Ja dalej pomykam sam. Ale jest jasno. Kryzys mam za sobą. Skręcam w prawo, żeby zobaczyć jak idzie odbudowa. Jestem pod wrażeniem. Byłem tu miesiąc wcześniej i takie duże zmiany. Jest dobrze. Dalej jadę do Cisnej. Jest 6:00. Nikogo nie budzę. Biorę prysznic. Przebieram się. Wypijam resztki kawy, zjadam Bazylowy placek i jadę dalej.
C.D.N

bertrand236
14-05-2008, 21:07
Jadę na wschód, potem na północ, potem znowu na wschód. Z góry i pod górę mijam „Galerię przy drodze”. Chyba ona tak się nazywa. Potem skręcam w prawo. Droga najpierw asfaltowa, a później szkoda pisać. Biedny karawan znosił drogę cicho pomrukując. Zdziwiony patrzę na zamknięcie drogi w prawo. Tej z betonowych płyt. Widocznie ktoś się boi, że oaza wyschnie. Zatrzymuję się i wychodzę na łąki. Łażę po nich, troszkę po lesie, troszkę po krzaczorach kilka godzin. Watro było. Spotkałem wilka i łanię. Zwierzęta nie okazały się towarzyskie i szybko pobiegły w swoja stronę. Nadeszła pora obiadowa. Pojechałem, więc do gospodarstwa, agroturystycznego, którego już niedługo nie ma być. Tam przywitano mnie z radością, nakarmiono, jak zwykle bardzo dobrze i napojono jednym piwem. I stała się tragedia. Wylazło ze mnie zmęczenie. Poczułem się okropnie. 32 godziny bez snu i wysiłek spaceru dały znać o sobie. Postanowiłem wrócić do Cisnej. Po drodze zatrzymuję się, żeby połazić, bo czuję się coraz bardziej senny. Dojeżdżam do metropolii ze strażnicą. Gdzieś na wysokości schroniska o grecko /przynajmniej dla mnie/ brzmiącej nazwie zatrzymują mnie dwa wielbłądy rodzaju męskiego. Zadali mi pytanie, które przywróciło mnie do życia: „nie jedzie pan czasem do Ustrzyk?” Odpowiedziałem im gdzie właśnie się znajdujemy. Nie zrobiło to na nich wrażenia. Chcą dostać się do Ustrzyk albo do Leska. Odpowiadam, że jadę w kierunku Wetliny. Okazało się, że, Wetlina im zupełnie nie odpowiada, bo oni muszą do Ustrzyk. Przyszedłem do siebie i już bez postoju dojechałem przed Siekierezadę. Krótka rozmowa z Rysiem o wszystkim i o wszystkich. Zajrzałem na chwilę do Łemkowyny, gdzie poznałem właściciela i pojechałem na kwaterę. Nastawiłem budzik na 18:00. Miałem wszak zamiar pojechać do sir Bazyla z browarkiem. Wiedziałem, gdzie ma zamiar nocować. Z Cisnej kawałek, ale nie znowu taki wielki. Budzik zadzwonił karnie o godzinie, o której miał zadzwonić. Ja jednak go wyłączyłem i spałem dalej. Tak minął pierwszy dzień, czyli połowa mojego pobytu.
C.D. może N

joorg
15-05-2008, 19:08
Jadę na wschód, ..... Budzik zadzwonił karnie o godzinie, o której miał zadzwonić.... Ja jednak go wyłączyłem i spałem dalej. ....
Co Ty dalej śpisz ???? Bertrand ,dawaj , dawaj ...mimo że piszesz :

"Dojeżdżam do metropolii ze strażnicą. Gdzieś na wysokości schroniska o grecko /przynajmniej dla mnie /brzmiącej nazwie ...."itd.

wiemy gdzie to .... ale proszę pisz dalej

sir Bazyl
15-05-2008, 20:23
... Zabiera cały swój majdan + piwo na wieczór. Zostawia mi przepyszny placek i odchodzi...
Piwko było też smakowite choć gwoli wyjaśnienia dodam, iż nie było tak żebym go zabrał Bertrandowi gdyż o godzinie piątej rano w spowitej mgłami dolinie przyjąłem ten dar z serca płynący z otwartymi ramionami i ku uciesze ducha mego. Serdeczne dzięki i do zobaczenia!

Derty
15-05-2008, 21:53
Hej:)

Bertrandzie, włóczysz się pięknie. Tylko czytam i marzę...

D.

Pyra.57
15-05-2008, 22:21
Podziwiam pełen spontaniczności wypad w zacnym towarzystwie oraz ciekawą relację. Czekam na ciąg dalszy. Jednocześnie Twoja relacja wywołała zazdrość która przeradza się w zniecierpliwienie bo do wyjazdu w biesy zostało jeszcze 10 roboczych dni. Dużo to i za razem mało, ale cholera mnie bierze, że to nie jest już jutro.

pozdrawiam
Marek

Derty
16-05-2008, 10:06
Hej:)
Bertrandzie, jeśli nie możesz trafiać w klawisze, bo niechcący zajrzałeś do buteleczek Barnaby, to ja rozumiem...ale pisz nawet powoli i z błędami:D My to wybaczymy;)

Pozdrawiam,
Derty

bertrand236
16-05-2008, 22:22
Jeszcze nie wróciłem do domu. Nie zawsze mam czas i dostęp do sieci… Cały czas jestem na Podkarpaciu....

Wstaję rano. Wypoczęty, jak dawno nie było. Dzwonię do Renatki do Poznania. Ze zdziwieniem przyjmuję życzenia urodzinowe. Zapomniałem o swoich urodzinach….Plany jasno określone. Najpierw znajduję cmentarz, na którym jeszcze mnie nie było. Mam to, że lubię stare cmentarze… Potem Jazda na północ. Chcę obejrzeć jeszcze jeden cmentarz, kapliczkę i cerkiew z malowidłami na ścianach. Zjadam szybkie śniadanie i jadę. Najpierw zatrzymuje się przy Siekierezadzie. Rozmowa z Rysiem. Krótka, bo nie mam czasu. Jadę tylko kawałek dalej. Zatrzymuję karawan przed mostem nad potokiem dalej pieszo w poszukiwaniu cmentarza. Opis drogi świta gdzieś mi w pamięci ze strony Piotra. Okazuje się, że świta, ale nie bardzo. Zawsze mówiłem, ze nie jest ważne znalezienie tylko ważniejsze jest szukanie… Dość powiedzieć, ze Wylazłem na jedną polankę, potem na drugą polankę. Było tak fajnie, że na każdej z nich trochę się zasiedziałem. Potem zrezygnowany zlazłem na dół. Znalazłem urządzenie „wędzarskie”, które z daleka wydawało mi się jako urządzenie „pędzarskie”. Cóż pomyliłem się. Włażę ponownie pod górę. W pewnym momencie znajduję ślad miśka. Ślad wydaje mi się stary, więc podążam dalej. Dalej jest jeszcze gorzej. Ktoś kiedyś mi powiedział: „jak będziesz wędrował po Bieszczadzie i poczujesz smród jak z lisiej fermy, to spierdzielaj stamtąd, bo niedaleko od Ciebie łazi niedźwiedź”. Taki smród po chwili poczułem. Robiąc hałas zlazłem ponownie na dół. Nie poddawałem się jednak. Poczekałem około pół godziny i polazłem ponownie do góry. Smrodu nie było. Łaziłem, łaziłem i całkiem przypadkowo wlazłem na cmentarz. Kiedyś chyba ktoś o niego dbał. Był nawet kiedyś ogrodzony. Niestety czasy te minęły dawno. Czas i przyroda zrobiły swoje. Las zarósł cmentarz, a zwierzęta /tak myślę/ rozpieprzyły ogrodzenie. Porobiłem kilka fotek i zlazłem do karawanu. Niestety na następny cmentarz i cerkiew czasu nie stało. Wszak mam zamiar udać się … ale niech Marcowy dokończy swoją opowieść. Nasze drogi miały się skrzyżować. Jeszcze tylko spotkałem się z Irkiem i Barszczem i ich znajomym w Cisnej. Miałem też okazję obejrzeć Łemkowynę. Dom z grubych drewnianych bali i podłoga z plastikowych paneli. Pasuje to, jak pięść do nosa. Komercja całą gębą. Byle szybciej skończyć, byle szybciej zarabiać, byle jak…

bertrand236
16-05-2008, 22:34
I jeszcze troche nieudolnych zdjęć..

Pyra.57
17-05-2008, 17:12
Bertrand nie bądż taki skromny i samokrytyczny. Zdjęcia są całkiem całkiem a poza tym ilustrują to oczym piszesz i jest OK.

pozdrawiam
Marek

Jarek L
18-05-2008, 10:02
Bertrand, przede wszystkim sto lat z okazji urodzin! I czekamy na dalsza czesc relacji...

bertrand236
18-06-2008, 14:01
Dziękuję!
Marcowy napisał swoją wizję, to teraz mogę swoją dokończyć.

Zjechałem do Buka. Postanowiłem zajrzeć na cmentarz i cerkwisko. Znalezienie tego miejsca nie było żadnym problemem. A warto było. W innym wątku zamieściłem zdjęcie drzewa, które tam sobie rośnie. Cmentarz jak wiele cmentarzy bieszczadzkich zapomniany przez Boga i ludzi popadł dawno w ruinę. Podjeżdżam na parking. Dalej pieszo. Po drodze w obie strony poruszają się pojazdy mechaniczne. Nie spiesząc się podążam do cerkwi. Wpatruję się w pojazdy jadące w tym samym kierunku, co ja idę. Wszak mogą tam być Marcowi. Niestety nie. Z jednego auta ludzie mi pomachali, ale ich nie rozpoznałem. Tak powoli natychając się pogodą i wiosenną zielenią doszedłem na miejsce. Po małej chwili nadjechali. Miłe przywitanie, poznanie chrzestnych. Po chwili od strony Przełęczy Hyrcza przyszedł ksiądz Bartnik. Zaprosił zainteresowane osoby do stołu stojącego przed cerkwią, aby załatwić sprawy formalno papierowe. Osobiście nie spodziewałem się, że chrzest odbędzie się na regularnej Mszy Św. Do tego jeszcze zostałem poproszony przez księdza Piotra /w sposób nieprzewidujący odmowy… ;)/ o czytanie w czasie Mszy. Myślę, że z tego obowiązku wywiązałem się w sposób zadowalający. W cerkwi jak zwykle było chłodno, więc wszyscy z utęsknieniem czekali na zakończenie ceremonii. Po Mszy miałem w planie połazić sobie po łopieńskich chaszczach i krzaczorach ale nie było mi dane. Marcowi w przeuroczy sposób doprowadzili do tego, ze wsiadłem do ich samochodu i pojechałem z nimi do mojego karawanu. Tam przesiadka i jazda do Wetliny. Ludzie! W życiu nie spodziewałem się takiego miejsca, takiego przyjęcia i takiej obsługi w Bieszczadzie. Do dziś jestem pod wrażeniem. A może po prostu nigdy takich miejsc w Bieszczadzie nie szukałem?
W drodze powrotnej do Cisnej spostrzegam jeszcze kapliczkę, której nigdy tu nie widziałem. Robię fotkę i jadę na nocleg.
I to by było na tyle...
pozdrawiam

sir Bazyl
18-06-2008, 19:34
Bardzo fajnie czyta się Twoje wspomnienia, a ja dzięki nim nabrałem podejrzeń czy aby na pewno ta lipa to nie fotomontaż bądź inna lipa, a nie drzewo rosnące na przekór miast na baczność i udałem się to sprawdzić, dzięki czemu jestem w stanie zaświadczyć, iż jest właśnie dokładnie odwrotnie niż należałoby się spodziewać co nie oznacza, że rośnie do góry korzeniami :-P.

bertrand236
18-06-2008, 22:48
...nabrałem podejrzeń czy aby na pewno ta lipa to nie fotomontaż bądź inna lipa, a...

:shock::?::twisted: O co mnie podejrzewasz? Fotomontaż? Ja? Nie wiedziałbym jak się za to zabrać.
Pozdrawiam

sir Bazyl
19-06-2008, 17:47
:shock::?::twisted: O co mnie podejrzewasz?...
Oczywistym jest, że nabrałem takich podejrzeń: :wink: czyli zaszczepiony zostałem musem obejrzenia na własne oczy :!: