PDA

Zobacz pełną wersję : Czerwiec w Bieszczadach. Deszcz, grad, błoto i mgła



Pyra.57
02-07-2008, 20:04
Od rana rozgardiasz, poranna ablucja, szybki spacer z psem, śniadanko pakowanie maneli do auta i nareszcie zaczynamy jazdę na wschód. Pierwszy etap to Zamościa skąd zabieramy kolejnego uczestnika wypadu w Bieszczady. Ale czas nas nie goni więc po drodze mamy w planie zwiedzenie kilku ciekawych miejsc. Chcemy z lepszą połową zobaczyć Czersk. Są tam ruiny zamku, które są udostępnione do zwiedzania. Można wejść na dwie z trzech istniejących baszt skąd rozciągają się piękne widoki na okolice. Z Czerska pędzimy do Czarnolasu. Już wielokrotnie robiliśmy podejście aby odwiedzić Jan Kochanowskiego ale zawsze coś stanęło w poprzek. Tym razem mkniemy do celu. Miejsce moim zdaniem do obowiązkowego odwiedzenia. Szkoda tylko, że po legendarnej lipie nie pozostało śladu. Dworek otacza park oczywiście z lipami. Z Czarnolasu mkniemy do Zamościa, po dwóch godzinach jesteśmy na miejscu. Pogoda dała nam w kość bo upał niemożliwy. Następny rydwan muszę kupić z klimą, obecnie bez tego ani rusz. W Zamościu możemy złapać trochę oddechu przed dalszą jazdą. Obowiązkowo polecam wypad na rynek pod parasolki i spróbowanie miejscowego browara perłę zwierzyniecką mocną. Naprawdę ten wynalazek jest grzechu warty no i niesamowita atmosfera starówki. A teraz już tylko krok do biesków. cdn
http://picasaweb.google.pl/Pyra.57/DrogaWBiesy

Jarek L
03-07-2008, 20:36
Dzieki za pierwsza czesc relacji, zdjecia jak zwykle pierwsza klasa, czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy.

Pyra.57
03-07-2008, 21:39
cdn
Dzisiaj jedziemy w bieski, pobudka o 6. Obfite śniadanko, mocna czarna kawa i ruszamy, jeszcze tylko 260 km i witajcie ukochane biesy. Tradycyjnie zatrzymujemy się na kiełbaskę na parkingu pod Birczą. Biesy witają nas ciemnymi chmurami ale nie pada. Kwaterujemy się i wypad na grzańca „Pod Caryńską”. Smakuje wyśmienicie. W trakcie degustacji, pogoda zdecydowanie się poprawia wygląda słoneczko i uśmiecha się do nas. Miejscowa kotka przymila się i łasi oraz pozuję jak top modelka. Kotka wyjątkowo ładna. Podróż i grzane piwko robi swoje, wracamy na kwaterę aby rozprostować kości, podziwiamy przy okazji popisy latających nad naszymi głowami orlików krzykliwych. Dla nas mieszczuchów to widok niesamowity. Wieczorem spacer ścieżką przyrodniczą dookoła UG. Trasa ładna a zachodzące słońce barwi okoliczne lasy i łąki kolorami jesieni. Ranek wita słonkiem, które z trudem przebija się przez chmury. Idziemy z UG nowo wytyczonym szlakiem na caryńską. Nowy szlak jest całkiem, całkiem. Na górze wieje zimny wiatr ale jest jeden plus nie pada. Widoczność nie nadzwyczajna. W powietrzu wisi lekka mgiełka. Na szlaku ludzi na lekarstwo. Dopiero przy skrzyżowaniu szlaków zielonego z czerwonym spotykamy grupę młodzieży. Na drugim cycku carycy organizujemy popas. Ruch na szlaku zaczyna się dopiero gdy my schodzimy. Wielu mijanych „turystów” tradycyjnie idzie w góry kompletnie nie przygotowanych, wydaje się im, że połonina to deptak jak w jakimś kurorcie. Ale cóż na głupotę nie ma rady. Po zejściu idziemy uzupełnić mikroelementy „Pod Caryńsko”.
http://picasaweb.google.pl/Pyra.57/UstrzykiGRneIOklice50608
http://picasaweb.google.pl/Pyra.57/PoOninaCarySka

Pyra.57
04-07-2008, 21:23
cd.
Sobota wita nas niebem koloru stalowego. Nic zachęcającego, gdy jemy śniadanie zaczyna padać. Cholera, czyżby nici z wyjścia na szlak? Nie zważając na aurę, ubieramy się i maszerujemy Szerokim Wierchem na Tarnicę. Na szlaku nie ma żywej duszy. Pogoda chyba wystraszyła wekendowych turystów. Na szlaku pierwszych piechurów spotykamy około 12. Góry parują jest pięknie. Zawsze kiedy idę na Tarnicę pada deszcz. Czyżby tym razem było odwrotnie? Szeroki Wierch wita nas widokami zapierającymi dech w piersiach. Warto dla nich było się męczyć. Idziemy na Tarnicę. Schodząc ze szczytu widzę budujący się front burzowy nad Szerokim Wierchem. Schodzimy do Wołasatego. Ledwo doszliśmy do linii lasu, zaczyna intensywnie padać. Jednak przekleństwo Tarnicy znowu mnie dosięgło. Aniołki zaczynają toczyć beczki. Jest nieprzyjemnie, pada coraz intensywniej. Dochodzimy do Wołasatego. Jesteśmy przemoczeni i zmęczeni. Idziemy na małe co nieco oraz gorące piwo. Dowiadujemy się, że ostatni autobus z Wołosatego do UG już odjechał, zostaje tylko marsz naprawioną drogą. Znowu zaczyna padać. Niedziela wita nas mgłą ale słonko zaczyna intensywnie świecić. Robi się piękna pogoda. W UG pojawiło się wielu weekendowych turystów. Po wczorajszych deszczach szlaki są śliskie. Aby ominąć tłok na szlakach wybieramy się na Dwernik Kamień. Na szlaku nie ma żywej duszy. Widoki ze szczytu rekompensują cały trud związany ze wspinaczką. Jest tak pięknie i słoneczko rozleniwia, że chciałoby się tu zostać na zawsze. Ale pora wracać, kilkakrotnie gubimy szlak jest bardzo słabo oznaczony. Mkniemy do UG, po drodze zabieramy miejscowego wagabundę. Drogę umila nam opowieściami o niedźwiedziach mieszkających w Dwerniku. Opowiada nam wyczyny śmiałków, którzy chcieli fraternizować się z misiami. Efekty ich działań to setki szwów na ich głowach. Po przyjeździe idziemy tradycyjnie „Pod Caryńską” uzupełniamy mikroelementy. Szlak ten jest idealny dla wszystkich chcących uciec od tłoku na popularnych trasach.
Cdn.
http://picasaweb.google.pl/Pyra.57/SzerokiWierchTarnicaDwernikKamie

Pyra.57
06-07-2008, 15:20
cd
Dzień zapowiada się pogodnie, od rana słonko świeci radośnie. W planie wypad na Przełęcz Użocką. Droga do Mucznego dalej wygląda jak po ostrzale artyleryjskim, za to droga z Tarnawy Niżnej do Bukowca rewelacja, gdzie się podział uroczy szuter? Na parkingu w Bukowcu nakładamy ekwipunek i ruszamy na szlak. Przy resztkach schronu w Nagrylowie pojawiają się pierwsze oznaki zmiany pogody. Zaczyna lekko kropić, mimo tego decydujemy się iść dalej. Do Sianek dochodzimy bez żadnych niespodzianek. Na szlaku nie ma żywej duszy (nie licząc żołnierza SG na motorze). Odwiedzamy grób hrabiny, miejsce to zawsze wywołuje u mnie refleksję nad przemijaniem i nieuchronności naszego losu. Idziemy na punkt widokowy, robimy przerwę na małe co nieco. Dobry nastrój psuje nam spojrzenie w niebo, które zrobiło się szaro-granatowe. Rezygnujemy z marszruty do źródeł Sanu. Wracamy (a raczej kłusujemy) na parking w Bukowcu. Goni nas burza, dopingując do wzmożonego wysiłku. Myślę, że w tym marszu nawet Korzeniowski by nam kroku nie dotrzymał. Udało się dojść do samochodu przed deszczem. Jedziemy do Mucznego na obiad w „Wilczej Jamie”. Smakujemy pstrąga (rewelacyjny z sosem czosnkowym) w tym czasie zaczyna lać. Leje jak z cebra i aniołki bieszczadzkie kulają niebiańskie beczki. Posileni, jedziemy do UG. Dalej leje, błyskawice rozświetlają okoliczne szczyty. Wygląda to malowniczo i groźnie szczęście, że jesteśmy w aucie a nie na szlaku. Burza cichnie gdy wjeżdżamy do UG. Na kwaterze bierzemy szybki prysznica i „Pod Caryńską” na uzupełnianie mikroelementów. Góry zaczynają parować jest bajkowo. Po wczorajszej burzy, wydaje się, że dzisiaj będzie OK. Chcemy iść z Widełek na Magurę Stuposiańską i przez Caryńską wrócić do UG. PKS przyjeżdża punktualnie. W Widełekach niespodzianka okazuje się, że szlak na Magurę jest zamknięty (wyrąb lasu). Żadnej informacji wcześniej nie zamieszczono np. na tablicach informacyjnych. Ukłony dla wszystkich decydentów za dbałość o turystów. Zostaje nam marszruta do Bereżek. Tutaj kolejna niespodzianka dowiadujemy się, że nie ma już Koliby, jest rozebrana i będzie budowane nowe większe schronisko. Nie wiem, czy w tym nowym schronisku będzie tak wyjątkowo smakowało piwo z sokiem malinowym. No cóż samo życie. Idziemy na przełęcz Przysłup, im wyżej jesteśmy tym bardziej pogoda się paskudzi. Tuż przed przełęczą słyszymy pierwsze odgłosy burzy. Zawracamy, zaczyna padać deszcz który zmienia się w grad. Dochodząc do Bereżek jesteśmy przemoczeni. A deszcz leje dalej. Szczęście, że zdążyliśmy na autobus do UG. Po przyjeździe rozgrzewamy się gorąca kawa z prądem. Robi się ciepło, zaczynamy suszenie rzeczy. Na dzisiaj wycieczek wystarczy. Ciekawe co będzie jutro?
http://picasaweb.google.pl/Pyra.57/PrzeCzUOckaPrzysUp

Cami
06-07-2008, 17:52
cd.
Na szlaku nie ma żywej duszy.


o tym chyba marzy każdy...


pozdrawiam ^^

Pyra.57
07-07-2008, 20:16
cd
Dzisiaj mamy w planie odwiedzić Komańczę i wejść na Suliłę. Po przyjeździe do Komańczy idziemy zobaczyć jak przebiegają prace przy odbudowie cerkwi. Na miejscu widzimy, że prace są w toku. Grupa cieśli intensywnie pracuje co cieszy. Pogoda ładna korzystamy z możliwości spaceru ścieżką dydaktyczną dookoła Komańczy. Należy stwierdzić, że oznakowanie pozostawia wiele do życzenia, idziemy bardziej na nos niż po znakach bo tych praktycznie nie ma. A szkoda bo ta trasa jest ładna. Po dojściu do punktu widokowego podziwiamy panoramę Komańczy. Odwiedzamy klasztor Nazaretanek jak zawsze tłumnie odwiedzany przez turystów. Po chwili zadumy i refleksji wracamy do auta. Jedziemy do Rzepedzi i następnie do Turzańska aby zdobyć Suliłę. Szczyt niewielki ale dla roztaczających się widoków warty zdobycia. Szczerze mówiąc wchodząc na tą górkę nie zmęczymy się. Po drodze zatrzymujemy się w Turzańsku aby obejrzeć cerkiew. Słoneczna pogoda utrzymuje się przez cały dzień jest nadzieja, że jutro będzie podobnie. Niestety noc rozwiewa nasze nadzieje, zaczyna się burza z obfitymi opadami deszczu. Ranek wita nas mgłami które spowiły okoliczne szczyty. Jest mokro i szlaki toną w błocie. Zmieniamy plany i postanawiamy jak co roku wybrać się do galerii w Lesku na zakupy. Nabywamy drogą kupna kilka pamiątek wytworzonych przez miejscowych artystów, będą nam przypominały Bieszczady do następnej wizyty. Z Leska jedziemy do Myczkowców. Odwiedzamy ośrodek Caritasu z parkiem miniatur obiektów sakralnych. Wszystkie miniatury wykonano w skali 1 : 25. Dla mnie to miejsce zaczarowane, gdzie można zobaczyć bogactwo i różnorodność budownictwa sakralnego na Podkarpaciu. Należy podziwiać również prace twórców miniatur. Z ośrodka Caritasu idziemy na żółtą ścieżkę dydaktyczną dookoła Myczkowców. Wracając do UG zatrzymujemy się w Żłobku i Hoszowie aby obejrzeć cerkwie naturalnej wielkości. Cały dzień nie padało, jest szansa, że jutro bez przeszkód pójdziemy na szlak.
http://picasaweb.google.pl/Pyra.57/KomaCzSuliAMyczkowce
Cdn.

Pyra.57
08-07-2008, 23:57
cd.
Rano po śniadaniu w pełnym rynsztunku turystycznym udajemy się do centrum UG. Trafiamy na busa który jedzie do Wetliny. Korzystamy z okazji po drodze decydujemy, że pójdziemy przez dwie połoniny do UG. Szaro-bure chmury wiszą nisko ale mamy nadzieję, że nie będzie padać. Zanim zdążyliśmy wyjść z lasu spadły pierwsze krople deszczu ale to nic idziemy naprzód. W trakcie marszruty wieje i pada jak ch… . Po drodze spotykamy kilka wycieczek szkolnych, których uczestnicy idą w tych warunkach zupełnie nieprzygotowani, bez kurtek, odpowiednich butów (większość w nieśmiertelnych trampkach). Nasuwa się pytanie gdzie są opiekunowie? Z drugiej strony czy posterunek GOPR w Chatce Puchatka powinien takie grupy puszczać na szlak? Mam wątpliwości. Jesteśmy przemoczeni, zmęczeni ale zadowoleni. Otaczająca nas mgła tworzy klimat tajemniczości. Po dojściu do schroniska zamawiamy herbatkę górską. Mały popas i spadamy w dół. Oczywiście nie obyło się bez kilku wywrotek na gliniastym mokrym podłożu ale szczęśliwie cali i zdrowi schodzimy do Berechów Górnych. Rezygnujemy z marszu na Caryńską, zwłaszcza, że ponownie zbierają się czarne deszczowe chmury. Dołącza do nas trzech studentów z Krakowa dzwonimy po busa. Przyjeżdża dość szybko i jeszcze przed deszczem jesteśmy w UG. Kawa po zbójnicku nas rozgrzewa, szykujemy obiad zaczynamy suszenie rzeczy. Jest fajnie ale czemu tyle deszczu? Dzisiaj od rana lizanie ran po wczorajszych upadkach. Nie mamy w czym iść w góry dlatego organizujemy wyjazd do Sanoka. Chcemy zobaczyć przede wszystkim kolekcję Beksińskiego oraz ikony zgromadzone w tamtejszym muzeum. Miasteczko ładne, czyste i zadbane (przynajmniej tak wygląda na pierwszy rzut oka). Zbiór ikon imponujący. I wreszcie Beksiński. Z jednej strony zachwycający z drugiej dołujący wręcz wywołujący uczucie depresji. Wybieramy się jeszcze do skanseny. Musze stwierdzić, że jest to miejsce bardzo ciekawe. Chodząc po rozległym terenie można odnieść wrażenie, że jest się w wioskach i sadybach ludzkich gdzie tylko brakuje ich mieszkańców. Wracając do UG spotkanie z SG i oczywiście kontrola. Czy potrzebna?, tego nie wie nikt ale ktoś im każe więc to robią. Dzisiaj jest ostatni dzień pobytu w Bieskach. Plany ambitne trudno zdecydować się gdzie iść. Niebo wygląda niezbyt zachęcająco ale nie pada. Spokojnie szykujemy śniadanie i kanapki na trasę. Niebo zaczyna płakać, mnie zaczyna trafiać szlak. Deszcz zaczyna siąpić coraz bardziej. Nie ma nadziei na poprawę pogody. Z ciężkim sercem decydujemy się spakować i przyspieszyć powrót. Pakujemy manele do auta i ruszamy. Praktycznie pada do granic województwa podkarpackiego. Szczerze mówiąc nie pamiętam tak deszczowego pobytu w ukochanych Bieskach. Czyżby w tym roku Biesy się na nas obraziły? Do zobaczenia - może na jesień lub jednak dopiero za rok, zobaczymy co przyniesie los…
http://picasaweb.google.pl/Pyra.57/PoOninaWetliSkaSanok
KONIEC
I wszystkim forumowiczom dziękuje za cierpliwość i wytrwałość w zgłębianiu moich wynurzeń.
Pozdrawiam
Marek