trzykropkiinicwiecej
13-12-2008, 18:14
...pewnego sobotniego poranka grudniowego anno domini 2008
Dzisiaj znowu z rańca huk wystrzału blisko chaty... jak ja ich nie lubię... Idę więc do wsi na zakupy, może miejscowy Interchłop wyjaśni zagadkę strzałów... Jako że pogoda wyjątkowo dopisała, czystym niebiem tuląc mnie do łąki, padł oczywisty pomysł aby dotrzeć do "centrum" ..."obwodnicą". Spakowałem plecak, rozwinąłem teleskopy, przytroczyłem aparacik, wkleiłem na drzwiach karteczkę typu awaria pt.: JESTEM W TERENIE nr. tel (bla bla bla) ...i ruszyłem w drogę, upojony ciepłem poranka i denerwującym obijaniem się aparatu o brzuch (musze skrócić pasek ...tak już od roku muszę! grrrrrrrr)
Tuż nad Hłystejką wlajzłem zziajany w trop Misia, z tego co widac to: nie za świeży, wielki, leniwym krokiem wlókł się w stronę wsi, (kilkanaście dni wczesniej wilcy we wsi wytargały Bacy cielaka to i zapach kości się niesie po lesie) zapewne w celach konsumpcyjnych. Po obdukcji fotograficznej odciśniętej bytności jego Niedzwiedziej Mości wyruszyłem w przeciwnym kierunku niż prowadziły ów wesołe ślady (nie ze strachu ino z planu wyprawy)...by po chwili zawrócić i pognać w zwolnionym tępie po śladach Brązowego Grubasa. Ku mojemu nie całkiem zdziwieniu, ślady biegły na zachód... (czyli daremnne mi było drałowanie na Górę z plecakiem , teraz miałem schodzić w dół?) ..nastąpiła chwila ciszy... konsternacja.. iśc za Misiem i turlać się w dół zbocza, które przed chwilą się zmęczyło? Czy też podążać wcześniej ustalonym planem obejścia Magury i zejścia w okolicach Witkowej Łąki , co by trafić potem prosto pod sklep... eeeeeeeee....rzut kostką ulepioną ze śniegu... tatarata.. brak wyników, zapomniałem narysować kropki. Podnosząc głowę z nad zestawu do wróżenia ujrzałem przedziwnie powyginane buki ...jako że jeden kojarzył mi się z człowiekiem (co prawda z kobietą, ale przecież taki sam człowiek jak i ja tylko bez ...yhm!) a drugi z potworem który na niego z tyłu czycha! Symbolika zjawiska spowodowała że ruszyłem nie tropem a planem... las jest , każdy widzi jaki... piknie panocki.. poezyja.. czuć to COŚ, co każe mi się cieszyć, że nie przepadam za miastami i jestem tu gdzie jestem (nawiasem mówiąć chyba wiecie o co mi chodzi, jak nie!? To odsyłam na wycieczkę do lasu i polecam orgazm wzrokowo czuciowy na widok i szum drzew) ...Kontynuując szwedaczkę przez osnieżone bukowiny raz po raz przecinam ścieżki Jeleni, Saren i Żubrów odciśnięte w kilkudniowym śniegu, potraktowanym mocno przez słońce i brak mrozów. W tem , nagle dobiega mnie szum wody, przy dzisiejszej ciszy leśnej (nawet ptice coś niemrawe ze szczęscia chyba na to ocieplenie) brzmi to jak spora kaskada... Co czynię.. ? Oczywiście pędzę na złamanie karku, co jakiś czas wiąże skomplikowane węzły z lin ostrężyn, moich kijków i nóg własnych, mocno cielesnych i bolesnych. Wiem napewno że tak, musi się czuć archeolog, gdy przez przypadek grzebnie jakąś lepszą kość...Smak odkrycia na wargach ( i gałęzi bukowego młodnika) gna mnie wciąż w dół (przypominam że dosłownie kilkanaście minut wcześniej zrezygnowałem z pójścia w dół za misiem bo to przecież bez sensu) ..i gna, i gna... i wyłania się ten CUD! Wspaniały wodospad... okazuje się być wspaniały w swojej małości. Masz Ci babo klocek... niech żyje Echo! ...i kakofonia wąwozów. Strumyczek spiętrzony ledwie do kolan a i to na skutek badyli... Patrzę w Górę na romantyczne ślady szaleńca odciśnięte w śniegu.. patrzę w dół.. a tu jestem w dole... to co.. znów trzeba do góry... (Od słowa "bez sensu" powyżej, do teraz, trzykropek zastępuje pewne lubiane i znane wszystkim słowo na k.) To idę... (nie, do teraz!...!) już nie w bok, bo ta winda jedzie tylko w górę. Klucząć bajecznym (mimo wszystkich cierpień) wąwozem, docieram do miejsca gdzie stokówka przecina "mój" wąski strumyczek, i co widzę? ...tak tak, ślady Brązowego Grubasa. Idą sobie jak gdyby nigdy nic, jakby nie było całej tej historii z "wodospadem", dokładnie tam gdzie ja, tyle tylko że odbiły zapewne w połowie zbocza na południe i teraz je przeciąłem (więc nie poszedł do wsi.. a to drań). Przeskoczyłem w tym samym miejscu co Cielsko na drugą stronę wąwozu i poczęliśmy się Obaj wdrapywać pod górę, na zapleczu Witkowej Łąki. Ciach/prach, ślad Grubasa się urywa... kończy się śnieg a zaczynają ostrężyny i liście... Postanawiam już lekko zrezygnowany nie szukać kompana włóczęgi, i odbić od stokówki prosto na Polanę (WItkowa Łąka--> bo od Witka...;-) Gramolę się kilka minut jeszcze przez chaszcze i inne wynalazki utrudniające spacer by po chwili ujrzeć piękny widok na Pasmo Graniczne, Horodki i Terpiak, Krasną i Jasieniową... całe ukąpane w słońcu..achh.. to jest to ... ta przestrzeń.. to poczucie że Jestem teraz tam gdzie mam być, lekkie ciarki na plecach, szczęście, dobrobyt... Czuję że mam lekko rozluźnione buty, więc schylam się żeby zawiązać i co.. no jasne.. toć było by za nudno jakby opowieść skończyła się na wiązaniu sznurowadeł..! Trop Brązowego Grubasa biegnie wzdłuż lini lasu na południe, czyli tam gdzie dokładnie i ja zmierzam...ech , dobra nasza.. przynajmniej nie będe lazł sam. Przespacerowałem pochłonięty krajobrazem kilka metrów, a tu nagle ni stąd, ni z owąd, ale właśnie z lasu... dołącza do Nas trop Szarego Brata (Canis Lupus gwoli wyjaśnień) i drałujemy razem wzdłuż polany.. noga w nogę.. On Miś, On Wilk i Ja... po chwili z naszą Piechostradą maszerują już: sarenka, lis, jeleń i kilka żubrów (ale te dołączyły od inniejszej strony). Wszystkie idą w kierunku miejsca gdzie wbite w ziemię pale, czekają na realizaję pewnego ezoterycznego pomysłu odnośnie Mocy Naszej Planety.. czy to nie dziwne? (choć ja to nazywam Pięknem) Ślady pochodzą mniej czy więcej z dzisiejszej nocy, której to była pełnia...
...Na zaczarowanej łące, jednym szlakiem, w jednym kierunku, jednej księżycowej nocy szły sobie Żubr, Niedźwiedź, Wilk, Lis, Jeleń, Sarna i Człek ...czyli Ja.
"...Bo to jest tak że słowo Las - znaczy Świat..."
PS. Historię mogę poprzeć dowodami fotograficznymi (niestety w schroniskowym komputerze nie ma działającego slota na karty SD, a i ja bęcwał zapomniałem kabla przejściowego), ale nie o udowadnianie tu chodzi... Paszczak "dopisał" do całej tej opowieści fakt że dzisiaj niespotykany w skali roku deszcz meteorytów... i jak tu nie wierzyć w magię, skoro jest się jej częścią.. krok w krok.
Dzisiaj znowu z rańca huk wystrzału blisko chaty... jak ja ich nie lubię... Idę więc do wsi na zakupy, może miejscowy Interchłop wyjaśni zagadkę strzałów... Jako że pogoda wyjątkowo dopisała, czystym niebiem tuląc mnie do łąki, padł oczywisty pomysł aby dotrzeć do "centrum" ..."obwodnicą". Spakowałem plecak, rozwinąłem teleskopy, przytroczyłem aparacik, wkleiłem na drzwiach karteczkę typu awaria pt.: JESTEM W TERENIE nr. tel (bla bla bla) ...i ruszyłem w drogę, upojony ciepłem poranka i denerwującym obijaniem się aparatu o brzuch (musze skrócić pasek ...tak już od roku muszę! grrrrrrrr)
Tuż nad Hłystejką wlajzłem zziajany w trop Misia, z tego co widac to: nie za świeży, wielki, leniwym krokiem wlókł się w stronę wsi, (kilkanaście dni wczesniej wilcy we wsi wytargały Bacy cielaka to i zapach kości się niesie po lesie) zapewne w celach konsumpcyjnych. Po obdukcji fotograficznej odciśniętej bytności jego Niedzwiedziej Mości wyruszyłem w przeciwnym kierunku niż prowadziły ów wesołe ślady (nie ze strachu ino z planu wyprawy)...by po chwili zawrócić i pognać w zwolnionym tępie po śladach Brązowego Grubasa. Ku mojemu nie całkiem zdziwieniu, ślady biegły na zachód... (czyli daremnne mi było drałowanie na Górę z plecakiem , teraz miałem schodzić w dół?) ..nastąpiła chwila ciszy... konsternacja.. iśc za Misiem i turlać się w dół zbocza, które przed chwilą się zmęczyło? Czy też podążać wcześniej ustalonym planem obejścia Magury i zejścia w okolicach Witkowej Łąki , co by trafić potem prosto pod sklep... eeeeeeeee....rzut kostką ulepioną ze śniegu... tatarata.. brak wyników, zapomniałem narysować kropki. Podnosząc głowę z nad zestawu do wróżenia ujrzałem przedziwnie powyginane buki ...jako że jeden kojarzył mi się z człowiekiem (co prawda z kobietą, ale przecież taki sam człowiek jak i ja tylko bez ...yhm!) a drugi z potworem który na niego z tyłu czycha! Symbolika zjawiska spowodowała że ruszyłem nie tropem a planem... las jest , każdy widzi jaki... piknie panocki.. poezyja.. czuć to COŚ, co każe mi się cieszyć, że nie przepadam za miastami i jestem tu gdzie jestem (nawiasem mówiąć chyba wiecie o co mi chodzi, jak nie!? To odsyłam na wycieczkę do lasu i polecam orgazm wzrokowo czuciowy na widok i szum drzew) ...Kontynuując szwedaczkę przez osnieżone bukowiny raz po raz przecinam ścieżki Jeleni, Saren i Żubrów odciśnięte w kilkudniowym śniegu, potraktowanym mocno przez słońce i brak mrozów. W tem , nagle dobiega mnie szum wody, przy dzisiejszej ciszy leśnej (nawet ptice coś niemrawe ze szczęscia chyba na to ocieplenie) brzmi to jak spora kaskada... Co czynię.. ? Oczywiście pędzę na złamanie karku, co jakiś czas wiąże skomplikowane węzły z lin ostrężyn, moich kijków i nóg własnych, mocno cielesnych i bolesnych. Wiem napewno że tak, musi się czuć archeolog, gdy przez przypadek grzebnie jakąś lepszą kość...Smak odkrycia na wargach ( i gałęzi bukowego młodnika) gna mnie wciąż w dół (przypominam że dosłownie kilkanaście minut wcześniej zrezygnowałem z pójścia w dół za misiem bo to przecież bez sensu) ..i gna, i gna... i wyłania się ten CUD! Wspaniały wodospad... okazuje się być wspaniały w swojej małości. Masz Ci babo klocek... niech żyje Echo! ...i kakofonia wąwozów. Strumyczek spiętrzony ledwie do kolan a i to na skutek badyli... Patrzę w Górę na romantyczne ślady szaleńca odciśnięte w śniegu.. patrzę w dół.. a tu jestem w dole... to co.. znów trzeba do góry... (Od słowa "bez sensu" powyżej, do teraz, trzykropek zastępuje pewne lubiane i znane wszystkim słowo na k.) To idę... (nie, do teraz!...!) już nie w bok, bo ta winda jedzie tylko w górę. Klucząć bajecznym (mimo wszystkich cierpień) wąwozem, docieram do miejsca gdzie stokówka przecina "mój" wąski strumyczek, i co widzę? ...tak tak, ślady Brązowego Grubasa. Idą sobie jak gdyby nigdy nic, jakby nie było całej tej historii z "wodospadem", dokładnie tam gdzie ja, tyle tylko że odbiły zapewne w połowie zbocza na południe i teraz je przeciąłem (więc nie poszedł do wsi.. a to drań). Przeskoczyłem w tym samym miejscu co Cielsko na drugą stronę wąwozu i poczęliśmy się Obaj wdrapywać pod górę, na zapleczu Witkowej Łąki. Ciach/prach, ślad Grubasa się urywa... kończy się śnieg a zaczynają ostrężyny i liście... Postanawiam już lekko zrezygnowany nie szukać kompana włóczęgi, i odbić od stokówki prosto na Polanę (WItkowa Łąka--> bo od Witka...;-) Gramolę się kilka minut jeszcze przez chaszcze i inne wynalazki utrudniające spacer by po chwili ujrzeć piękny widok na Pasmo Graniczne, Horodki i Terpiak, Krasną i Jasieniową... całe ukąpane w słońcu..achh.. to jest to ... ta przestrzeń.. to poczucie że Jestem teraz tam gdzie mam być, lekkie ciarki na plecach, szczęście, dobrobyt... Czuję że mam lekko rozluźnione buty, więc schylam się żeby zawiązać i co.. no jasne.. toć było by za nudno jakby opowieść skończyła się na wiązaniu sznurowadeł..! Trop Brązowego Grubasa biegnie wzdłuż lini lasu na południe, czyli tam gdzie dokładnie i ja zmierzam...ech , dobra nasza.. przynajmniej nie będe lazł sam. Przespacerowałem pochłonięty krajobrazem kilka metrów, a tu nagle ni stąd, ni z owąd, ale właśnie z lasu... dołącza do Nas trop Szarego Brata (Canis Lupus gwoli wyjaśnień) i drałujemy razem wzdłuż polany.. noga w nogę.. On Miś, On Wilk i Ja... po chwili z naszą Piechostradą maszerują już: sarenka, lis, jeleń i kilka żubrów (ale te dołączyły od inniejszej strony). Wszystkie idą w kierunku miejsca gdzie wbite w ziemię pale, czekają na realizaję pewnego ezoterycznego pomysłu odnośnie Mocy Naszej Planety.. czy to nie dziwne? (choć ja to nazywam Pięknem) Ślady pochodzą mniej czy więcej z dzisiejszej nocy, której to była pełnia...
...Na zaczarowanej łące, jednym szlakiem, w jednym kierunku, jednej księżycowej nocy szły sobie Żubr, Niedźwiedź, Wilk, Lis, Jeleń, Sarna i Człek ...czyli Ja.
"...Bo to jest tak że słowo Las - znaczy Świat..."
PS. Historię mogę poprzeć dowodami fotograficznymi (niestety w schroniskowym komputerze nie ma działającego slota na karty SD, a i ja bęcwał zapomniałem kabla przejściowego), ale nie o udowadnianie tu chodzi... Paszczak "dopisał" do całej tej opowieści fakt że dzisiaj niespotykany w skali roku deszcz meteorytów... i jak tu nie wierzyć w magię, skoro jest się jej częścią.. krok w krok.