Zobacz pełną wersję : Dywagacje na temat...
Anonymous
23-08-2002, 17:49
Witam !
Obserwując od wielu lat życie Bieszczadu nie sposób nie zauważyć że zaczyna się żle dziać w tej cześci świata. Widać to będąc tam na miejscu, w rozmowach z bywalcami jak również na tym forum. Sądzę że problem co jest stonką a co nią nie jest, należałoby już zakończyć i zastanowić się co zrobic z tym problemem. Bo że problem istnieje to fakt. Jednak trzeba go najpierw zdefiniować.
Tu trzeba trochę sięgnąć do historii. Bieszczady w obecnym wydaniu zaistniały w latach 50 wraz z nowym osadnictwem. Ściągnęli tam artyści poszukujący inspiracji, ucekający przed prawem oraz różne dziwolągi ( w pozytywnym znaczeniu). Ci właśnie ludzie stworzyli w tym miejscu specyficzny "klimat". Tak, właśnie ten klimat , o którym tyle mówimy i którym się zachwycamy. Klimat , który przyciągał innych im podobnych. Ludzi, którzy chcieli uciec od "normalnego" świata. Dla wielu ludzi ( również i dla mnie ) było i jest to miejsce święte.
Miejsce gdzie można było pobyć sam ze sobą, odkrywać swoją naturę. Miejsce nie skażone cywilizacją. Stamtąd wracało się lepszym. W Bieszczady jechało się po to żeby trochę tego klimatu przywieźć do wielkich miast. Niestety ostatnio można zauważyć sytuację odwrotną. Coraz częściej przywozi się w Bieszczady klimaty wielkich miast. Ludzi, którzy tworzyli "klimat" Bieszczadu jest coraz mniej. Tych, którzy ich pamiętają także będzie ubywać. Następowac będzie powolna degradacja "klimatu". To co widziałem w Górnej Wetlince oraz ostatnie głosy na forum są tego wystarczającym dowodem.
Obawiam się że ludzie, którzy nie mieli żadnych zahamowań w tym żeby kemping zamienić w śmietnik, wkrótce pozbęda się takich zahamowań na szlakach ( chociaż niektórzy nigdy na szlak nie pójdą) Tego w Bieszczadach nigdy nie było. Jesli pojawiają się ludzie dla których muzyka do poezji Bellona i Harasymowicza to "smęty" to znaczy że znaleźli się w niewłaściwym miejscu. Nie chciałbym jednak dożyć chwili kiedy okaże się że to ja znalazem się w niewłasciwym miejscu. Trudno potępiac kogoś, kto nie cierpi ludzi z gitarami bo być może poznał nie tych co trzeba. Nie sądzę żeby komuś przeszkadzała muzyka przy ognisku. Mam na mysli prawdziwą muzykę przy prawdziwym ognisku. Zastanówmy się więc co zrobić z tym problemem zanim będzie za późno. Sądzę że to forum gromadzi ludzi, którzy są oddani Bieszczadom. Zaproponujcie coś.
felek
Eh witam !!!
Czyżby ktoś wreszcie dokładnie czytał moje posty (i nie tylko moje)?
Tak zgadzam się w dużej mierze z Tobą. Może jednak obecny Kongres podejmie zgłoszone przez Ciebie zagadnienia? Oby.
Z nadzieją
Michał
No i mamy DUŻY PROBLEM !!!! Problem <stonka>, czy jak to sobie nazwiemy jest tylko hasłem wywoławczym, literą " i " bez kropki, której jeszcze nie postawiono.
"Felek", według mnie, zrobił pierwszy krok w dyskusji o < stonce > odchodząc od przyjętego przez nas schematu. I tu sie zaczyna sedno problemu .
Jak się dobrze rozejrzeć wookół siebie, w miejscu zamieszkania, to na dobrą sprawę problem ten też tu istnieje. Ludzie , ich zachowania, sposób bycia, są obecne i tu, i tam w Bieszczadach niestety też. W końcu mamy demokację i każdemu wolno jechać gdzie chce i teoretycznie robić co i jak chce - przynajmniej niektórzy tak to rozumieją!!!!!!!!!! A jak dołożymy do tego " historyczno-turystyczną " legędę o Polskim Dzikim Zachodzie, a raczej Południowym Wschodzie geograficznie rzecz ujmując, otrzymujemy to co widzimy! Powolną d e g r a d a c j ę, jak to Felku ująłeś.
I " my ", i " oni " jedziemy w Bieszczady z tych samych powodów. Gnani tęsknotą za czymś, nieraz bliżej nieokreślonym, tylko sposób przeżywania Bieszczadów mamy bardzo różny, np impreza w Górnej Wetlince, śmieci na szlaku i nie tylko.
A co widzimy "w domu"? Niestety to samo!!!
Dla Nas Bieszczady to < chyża > dom rodzinny. Dom ze swoją historą, ludźmi, zwyczajami, mistycyzmem, tarktowany z szacunkiem
jakim obdarza się miejsce swojego urodzenia.
Najwidoczniej mamy różne systemy wartości i to nas różni .
Czyżbyśmy byli w mniejszości?????????????
marekm
Anonymous
24-08-2002, 01:11
Zacznę od Twego ostatniego zdania - tak, jestesmy w mniejszości, zdecydowanej mniejszości. Interesuja nas Bieszczady przez cały rok, a nie tylko te pare dni, tygodni w roku, które tam spedzamy. Wiekszości (imho) nie obchodzi co będzie z nimi (Bieszczadami) po ich wyjeździe.
Co do przejścia od słów do czynów, to nie chcialbym sie powtarzac, bo juz się na ten temat pośrednio wypowiadałem i także w wątku rozpoczętym przez Felka. W tym temacie jestem niestety nieco sceptyczny. I tak naprawdę, to myslę, że my mieszkajacy nierzadko setki kilometrów od Bieszczadów, możemy miec bardzo nikły wpływ na poprawę ich losu. Przeciez nie poleziemy z transparentami protestować przeciwko degradacji srodowiska, spowodowanej w dużej mierze sporym wzrostem ruchu turystycznego. Nie dość, że nie pomoże, to jeszcze nas widłami pogonią - nie turyści bynajmniej...
Tak naprawdę, to problem zaczął się po roku 1989, wiadomo dlaczego. Nowe czasy nie mogły ominać Bieszczadów. Dla mieszkańców zyjących z turysty bezposrednio i pośrednio najwazniejsza jest ich liczba, a to co nas w tej chwili interesuje jest na drugim planie i dopóki tam nie zobaczą tego problemu, tak będzie - bo dla wielu to my będziemy wrogiem, a nie śmiecący i wrzeszczący turysta. To jest ich chleb. Liczba miejsc noclegowyxh rosnie w bardzo duzym tempie, przy czym osobiście przepowiadam im klapę na własne życzenie - ale o tym myślę będziemy mogli pogadać najwczesniej za rok - pod względem cen noclegów i wyżywienia, Bieszczady zrobiły sie najdroższymi górami w Polsce, przy relatywnie nizszym standardzie usług. Turysci juz to spostrzegli, dlatego w kolejnym sezonie bedzie ich jeszcze mniej.
Przy czym liczba turystów nie musi być wprost proporcjonalna do wzrostu degradacji środowiska, a własciwie tej części przez nich spowodowanej. Bo w znacznie ludniejszych górach, gdzie kultura bycia jest widocznie znacznie wyższa, nie ma to na to wpływu. Ja przynajmniej nie widziałem tylu walajacych się butelek, papierow i innych rzeczy choćby u naszych sasiadów (Fatra), ale także Alpy, Pireneje, czy Góry Katalońskie połozone zaledwie kilkadziesiat kilometrów od Barcelony, lekko licząc 5 razy ludniejszej od Warszawy. Wyobrażasz sobie jak wyglądałyby Bieszczady 40km od Warszawy? Aha - żeby się zaraz ktoś nie obraził - to przykład, może to być Kraków, Poznań, czy "moje" Opole, W-wa jest lepszym przykladem ze względu na liczbę mieszkanców.
Bylibysmy także bardzo niesprawiedliwi cała winę zwalając na turystów.
Proponuję zrobic sobie czasem np. dłuzszy spacer rzeką. I co my tu mamy? Butelki i papiery, ale już miejscowe, zardzewiałe wiadra i baniaki, czasem zdechła kura lub piesek się trafi, drut kolczasty w parze ze zuzyta łopata, niepotrzebne ubrania i buty. Tak lubie sobie czasem połazic rzeką i robie to od dawna. Nawet kiedys były tam ryby. W Komańczy poszedłeś nad rzekę 20 lat temu - ręką mozna było wyciagać pstrągi, szedłeś rzeką z Komańczy do Rzepedzi, 20 pstragów za jedno popołudnie (wędka). Widział kto dzisiaj potokowca w tym rejonie? Czasem jakis kleń zabłakany, ale raczej bliżej Szczawnego, albo aż pod Płonną. Na terenie wsi nie - ale wiader przybyło, "gnojówki" ile spod stajni spływało do rzeki, tyle i spływa nadal. No to na spacer, lub na rybki na Prełuki iść mozna było, albo spacerek zrobić Osławą od Smolnika do Prełuk. Ale tak, będzie juz ponad 10 lat, owce "bacom" się odrobaczać zachciało. Idea słuszna, a jakże. No to posypali te owce ładnie odpowiednim środkiem, a potem stado "heja" do rzeki, no przecież wypłukać sie gdzies muszą. Tyle, że od Smolnika do Rzepedzi ryby pływały już tylko do góry brzuchami, to ich nie obchodziło :(
Teraz kto mądry to juz w te rejony na ryby nie pójdzie - wie, że nie ma po co. A tam gdzie kontenerów brak, albo przyzwyczajenie dawne zostało, to co się ze smieciami robi? Zakopuje, o ile bliżej domu, lub wywala od tak - jeśli las i od domu dalej. Takich miejsc jest całe mnóstwo. A gdzie się myje wóz, ciagnik, samochód? Za dużo jeszcze w rzekach. Mógłbym takich przykładów jeszcze wiele napisać, ale po co. Smutno mi się zrobiło, bo zdjęcie ktore zamiesciłeś ostatnio (Sine Wiry, pod Połomą) tez wspomnienia nasunęło. W Szmaragdowym mozna było wędkowac do woli i to nie na jakies sztuczne przynety, spiningi, albo wcale jak teraz. Teraz ani ryb nie zawiele, ani łapać nie mozna (co mnienie martwi, bo wędkarzem nie jestem - ot, czasem fajnie połazić z kijem w rece), ani jeziora nie ma - dobrze, że chociaz to ostatnie to wina ludzi (mam nadzieję).
Z przyjemnością wysłucham propozycji innych, co do zmiany tego stanu, ja pomysłu na poprawę sytuacji z "naszego poziomu" na razie nie mam. Nie wątpię jednak, że jakieś rozwiazanie istnieje.
Pozdrawiam
Piotr
Anonymous
24-08-2002, 08:58
>dobrze, że chociaz to ostatnie to wina ludzi (mam nadzieję).
Poprawka do tego zdania (6 wers od dołu): mialo być: "dobrze, że chociaz to ostatnie to NIE wina ludzi.
Klawiatura mi szwankuje
Piotr
Stały Bywalec
24-08-2002, 11:15
I jakimś pierwszym małym kroczkiem do celu może się okazać realizacja zamierzenia zapisanego w pkt. 5 lit.g mojego Zarządzenia Nr 1/02, w wersji znowelizowanej (vide nowy temat na Forum). Jest to po prostu uściślenie tego, o czym cały czas myślałem, lecz zostałem przez Ciebie źle zrozumiany. Bo z tym, co powyżej napisałeś, to przecież się w 100% zgadzam.
Pozdrawiam
SB
Wniosek z tego nasuwa sie tylko jeden : uświadamiać i uczyć , pokazywać
pozytywne przykłady, i uświadamiać i uczyć. Wiadomym również jest, że ochrona środowiska jako taka to niestety bardzo droga inwestycja, np biologiczna oczyszczalnia ścieków to ogromne pieniądze.
Natomiast pozbywanie sie śmieci, to również niezły wydatek obciążający
prowadzących pola namiotowe,campingi czy kwatery. O ile dobrze pamiętam to rząd wielkości 6-8 PLN od 1 worka ze śmieciami./czerwiec br/.
CZYLI poprostu chodzi głównie o pieniądze, których nie ma, a wszelkie programy, akcje , zarządzenia i rozporządzenia ich niezapewniają ani nie gwarantują niestety. Są zapewne wyjątki, ale te świdczą o regule.
Pozostaje więc świadomość ekologiczna społeczeństwa - z tym niestety jest jeszcze gorzej niż z pieniędzmi, brak jej wogóle!!!! lub prawie wogóle.
Więc nie należy sie dziwić napotykanym " hałdom " smieci w miejscach do tego nie przeznaczonych.
Spotykamy sie więc z samymi paradoksami lub jak kto woli z kwadraturą koła. Albo mamy masło, albo maślankę, nigdy te dwa specyfiki razem.
Kończąc te dywagacje , ja niestety też nie mam żadnego sensownego pomysłu. Mam tylko nadzieje, że moja wnusia Ola nie będzie musiała żyć w tak zakręconym świecie.
marekm
Trudno dodać coś do zaprezentowanych opinii. W pełni zgadzam się z nimi. Aby wzrosła świadomość ekologiczna mieszkańców, czy wręcz zakiełkowała w ich umysłach musi upłynąć jednak dużo czasu. Ci którzy dzisiaj beztrosko wyrzucają śmieci byle gdzie, pewnie już nie nauczą się że należy robić inaczej. Ich dzieci jeśli nie zrozumieją o co chodzi też będą robić to samo. Czy można mieć nadzieję, że dowiedzą się o tym w szkole, czy z telewizyjnych programów edukacyjnych? Wydaje mi się,że zaczną dbać o środowisko, tylko wówczas gdy zacznie im się to 'opłacać ' i oni to zauważą. A więc pieniądze, czy mechanizmy gospodarcze dające tubylcom konkretne korzyści. Sądzę, że wnuczka Ola musiałaby być bardzo małym dzieckiem i dożyć sędziwej starości, aby doczekać.
A jeśli chodzi o klimat. Są tacy, którzy jadą w Bieszczady, wracają i nic. Podobało się im owszem, widoczki, przyroda, może wrócą, ale po co w to samo miejsce. Żeby usłyszeć tę 'bieszczadką muzykę' trzeba mieć słuch, coś musi w duszy grać. A nie każdemu gra, I dobrze. A może tak tylko mi się wydaje.
Pozdrawiam serdecznie.
Powered by vBulletin® Version 4.2.1 Copyright © 2024 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.