PDA

Zobacz pełną wersję : Ja też tam byłem



długi
14-06-2009, 01:11
Zaczęło się jak zwykle w piątek. Jak zwykle mieliśmy wyruszyć wcześnie, zaraz po pracy. I rzeczywiście.. tylko zaraz po pracy to była 21 z minutami. Na szczęście lubię jazdę nocą, a że ostatnio mi się poprawiło, to i podróż była w bardziej komfortowych warunkach. No i szybciej jechałem. Moje poprzednie auta z trudem rozpędzały się do 90 km/h. Liczyłem, że za Warszawą stanę gdzieś przy stacji benzynowej i zadrzemię. Ale jakoś śpik nie nadszedł i ani się obejrzałem, jak byłem w Sandomierzu. No to "za dnia" nie będę spał. To dobre w przedszkolu. Śniadanie w samochodzie, postój tylko na tankowanie i ...
I wreszcie zaczynają się wzniesienia, lasy.. jest za wcześnie na budzenie gospodarzy więc zatrzymujemy się na przełęczy Wyżniańskiej i chłoniemy widoki. Jest piękny ranek, ptaki oszalały z miłości i wyśpiewują trele pod niebiosa. Z jednej strony pierwiosnek w krzakach, z drugiej świergotek pod niebem. Na to wszystko dzwonek sikory i trel zięby. I Połonina w pierwszych promieniach słońca. Jeszcze zamglona.. Jednak odczuwam trudy kilkunasto godzinnej jazdy. Jedziemy do Wołosatego na kwaterę. Pokoik nieduży, z łazienką, w holu aneks kuchenny z dużą lodówką. Wszystko to spełnia nasze oczekiwania. Jest czysto. Prysznic i łóżko. Po kilku godzinach snu wstajemy wypoczęci. Przygotowujemy obiad. Pogoda jest piękna, więc jemy w ogrodzie, obok domu. Znad talerza widok na Caryńską. Jeszcze kawa i coś słodkiego i pora wyruszyć do Ustrzyk. Uprzedzamy Gospodynię, że wrócimy później i ruszamy. W Zajeździe już pomału się schodzą Kongresmeni. Serdeczne powitanie, wielu już wcześniej znałem. Szczególnie miło mi było zobaczyć Bertranda i Renatkę, bo nie byłem pewien czy będą. A tu niespodzianka. O obradach i reszcie nie będę pisał, inni to zrobili już wcześniej. Następnego dnia... cdn
Długi

Piskal
14-06-2009, 09:58
No i super. Będzie co czytać. SB swoją relację już skończył, ja kończę, Bertrandowe ognisko wygasło dla mnie już drugi raz, dobrze,że ty pojawiłeś się w tym miejscu.
PS. Gdy jedźesz w Bieszczady, to zahaczasz o Toruń?

długi
14-06-2009, 22:53
Ranek przywitał nas słońcem. Po śniadaniu - dobrodziejstwo aneksu kuchennego - wyciągnąłem telefon, by ustalić spotkanie z Bywalcem. Mieliśmy razem zmierzyć się z Tarnicą. Niestety, zero zasięgu. Chwilę pomarudziłem na operatora, ale po chwili pomyślałem, że z pracy też do mnie nie zadzwonią. Mając w pamięci sugestię Bywalca, że on by szedł z Wołosatego i schodził Szerokim Wierchem, postanowiłem iść drogą do przełęczy i potem przez Rozsypaniec, Halicz licząc, że może szczęśliwym trafem tam akurat spotkam Kazia. Pogoda sprzyjała, było ciepło, nie upalnie, słońce. Na szlaku pusto. Jakaś para za nami szła również bez pośpiechu, nie doganiając nas. Ponieważ nic nas nie pogania, słuchamy śpiewu ptaków, podglądamy przyrodę. Cóż, lata robią swoje, więc łatwiej zobaczyć to co na ziemi. (..takie widzi świata koło..).
Niestety też co jakiś czas rażą mój wzrok wątpliwej urody symbole religijne. Pozostałość pewnie po Drodze Krzyżowej.

długi
14-06-2009, 23:30
Droga choć dość monotonnie pnąca się do góry, nie jest specjalnie męcząca. Wreszcie przełęcz. Widoki w każdą stronę. Pstrykam kilka zdjęć i pasę oczy. Kińczyk Bukowski jak na dłoni. Przed laty w maju wędrowałem tamtędy nieświadomy, że w Czarnobylu wybuchł reaktor. Dowiedziałem się kilka dni później w autobusie z Ustrzyk do Sanoka. Po krótkim odpoczynku idziemy dalej, Rozsypaniec, Halicz, widoki i widoki. Nawet na tej wysokości ptaki śpiewają. I ciekawostka, przy zejściu z Halicza zobaczyłem węża wygrzewającego się na ścieżce. Nie zdążyłem mu się przyjrzeć jak czmychnął w trawę. Błysnęła łuska odcieniem miedzi i tyle go widziałem. Nie mam pojęcia co to było. Im bliżej jesteśmy Przełęczy Goprowców, tym bardziej odczuwamy zmęczenie. Joanna ma wyraźnie dość, a i moja kondycja została gdzieś pod Haliczem i tam wyleguje się w słońcu. Jeszcze tylko ostatnie podejście i Tarnica zdobyta. Tu jak zwykle sporo ludzi. Robię fotki i zmykamy. I ja i moja lepsza połowa nie lubimy tłoku. Wystarcza nam na szlaku własne towarzystwo. Zejście do Wołosatego zajmuje nam minimum czasu. Już nawet nie zatrzymujemy się na odpoczynek. Perspektywa natrysku działa jak najlepszy doping.

długi
14-06-2009, 23:40
Wieczór postanowiliśmy spędzić w Ustrzykach. W ZpC zamówiliśmy sobie obiado kolację i tu miłe zaskoczenie. Pojawiają sie Kimbowicze. Jest SB, Marcowy, Wojtek z Andrzejem i jeszcze kilka osób, tylko wybaczcie, pamięć nie ta. Marcowy zamówił naleśniki z jagodami. Dość długo czekał, nawet padły sugestie, że ktoś poleciał na Caryńskie nazbierać. W końcu jest. Danie pachnie smakowicie. Zaczynamy głośno przełykać ślinę, już zazdrościmy mu uczty... i nagle : beee naleśnik jest fest osolony. Solone jagody to jest nie do zjedzenia.. wśród śmiechów talerz wędruje z powrotem do kuchni. Następna porcja już jest korekt. Z czasem przenosimy się z werandy do środka i dalej opowiadamy sobie zdarzenia dnia dzisiejszego i wrażenia z wczorajszych obrad. Ten dzień był pełen widoków i zakończył się wśród przyjaciół. To był dobry dzień.
Długi

Polej
15-06-2009, 10:22
Piękną widoczność mieliście, robiłem tą samą trasę dzień wcześniej i widoki były niestety gorsze. Nawet deszcz trochę nas zmoczył. Ładne zdjęcia!

długi
17-06-2009, 23:21
Wczorajsze godziny na szlaku dały się nieco we znaki mnie i Joannie. Przeto następny dzień postanowiliśmy spędzić na spacerach. Po śniadaniu ruszyliśmy autem w kierunku Nasicznego. Postanowiliśmy odwiedzić miejsca, które pierwszy raz widzieliśmy wiele lat temu. Dolina... jedna z piękniejszych dolin w Bieszczadach przywitała nas kwieciem. Poprzednim razem jak tu byłem, to był kwiecień roku..., jeszcze Tomek Nawrot gospodarzył na Przysłupie. Wtedy na cmentarz i cerkwisko trafiłem tylko dlatego, że drzewa stały jeszcze bez liści. Dziś ścieżka wytyczona, mostek nad potokiem, pełna kultura. Pamiętam jak zdjąłem buty, przelazłem na drugi brzeg i wydawało mi się, że kamienie wystające ze śniegu ktoś podgrzał. To były te czasy, gdy w kwietniu było w dolinach jeszcze sporo śniegu. Tym razem dużo się nie nachodziliśmy więc pojechaliśmy odwiedzić inną piękną dolinę.

długi
17-06-2009, 23:26
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów, może kilku więcej, jesteśmy na miejscu. W Bieszczadach jest wszędzie blisko. Tylko w Bieszczady daleko. Zaraz za cerkwią skręcamy na ścieżkę przyrodniczą. Szlak słabo widoczny wita nas uroczym wodospadkiem. Potem wznosi się łąkami i pokazuje nam piękną panoramę. Przysiadamy na ławeczce pod sosną (ktoś rozumny pomyślał, i zbudował ławeczkę w miejscu pięknym i zacienionym). Po zejściu do bazy studenckiej (nikogo) wracamy do auta. Końcówka drogi zryta przez bieszczadzkie monstra. Wygląda to okropnie. Kończymy spacer wizytą w Cerkwi. Przychodzę tam tylko wtedy, jak nikogo nie ma. Cisza działa na mnie kojąco. Cisza tego miejsca szczególnie.

długi
17-06-2009, 23:38
I jeszcze ciekawostka. Niedaleko sosny z ławeczką, wprost na łące dziura. Dość głęboka, ukryta w trawie. Wygląda tak, jakby pod ziemią płynął potok i na odcinku ok 1,5 m ktoś zdjął mu sufit. Jama wyglądała bardzo tajemniczo. Jaskinia to nie jest, ale żeby zrobić zdjęcie wlazłem do środka.

Wieczorem spotykamy SB. Już tylko on i my zostaliśmy się w Ustrzykach. I okazało się, że świat jest maleńki. SB urodził się w Sopocie, a jego pierwsza (?) miłość to nasza serdeczna przyjaciółka jeszcze z lat szkolnych. Poleciały wspomnienia, ale SB już o tym pisał. Na koniec, wiedząc że dla nas najcudniejszym miejscem jest dolina Sanu i Krywe, rzekł z pełną determinacją, świadom grożących konsekwencji, że jest jeszcze jedno równie lub nawet piękniejsze miejsce - Dydiowa. Oczywiście musieliśmy to sprawdzić. Ale o tym później.
Długi

Hero
18-06-2009, 01:17
Widzę, że poza podziwianiem widoków lubisz też spojrzeć pod nogi (na przykład te robaki). Niektóre by się nadawały do "Co rośnie w tych Bieszczadach" :)

długi
18-06-2009, 07:50
Po całych miesiącach siedzącej w pracy kondycja raczej śpi. W efekcie częściej się zatrzymuję. I wtedy : widoczek, roślinka, robaczek, a tam zobacz jak ptaszek ćwierka ;) jakoś to usprawiedliwia postój. Poza tym już dawno przestałem się spieszyć na szlaku.
Pozdrawiam
Długi

długi
21-06-2009, 17:11
Dzień wstał lekko pochmurny. Licząc, że jak ma padać to raczej po południu szybko jemy śniadanie i wyjeżdżamy na Przełęcz Wyżniańską. Zostawiamy auto na parkingu, bilet w garść i po chwili mijając Bacówkę zanurzamy się w las. Jest baśniowo. Zieleń wiosenna nastraja poetycko. Chce się śpiewać, tańczyć.. tylko dlaczego jest tak pod górkę? Żonie nieco doskwiera kolano i dopytuje się, czy będzie też tak trudno jak pierwszego dnia. Obiecuję tylko jedno trudniejsze podejście i wcale nie tak męczące jak kółko przez Rozsypaniec, Halicz i Tarnicę. Przyjęła z ufnością moje zapewnienia i mozolnie zaczynamy się wspinać pod Rawki. Z prawej strony szlaku towarzyszy nam potok. Jest tak stromy, że można uznać go za jedną wielką kaskadę. Chciałbym tu być w czasie dużej burzy. Woda na pewno wali z hukiem po kamieniach. Robię zdjęcie, ale ono nie oddaje wysokości i stromizny. Idziemy dalej. Jest coraz cieplej i robi się duszno. Dopiero wyjście na otwartą przestrzeń pozwala odetchnąć. Na Małej Rawce wita nas kudłaty turysta. Początkowo trzyma się z boku i myślimy, że należy do ludzi, którzy przyszli przed nami. Zwracam im uwagę, że do Parku psów nie wolno wprowadzać, a jak już weszli, to powinni go mieć na smyczy. Okazuje się, że to nie ich pies, że przyszedł z grupą Słowaków, ale też jako przypadkowy towarzysz. Przywabiamy go do siebie. Jest młody, łagodny, łasy na pieszczoty - chłopak;)
Ma na sobie uprząż. Na szelkach napis: Bacówka pod Rawkami i nr telefonu. Dzwonię, ale nikt nie odbiera. Z automatyczną sekretarką nie chcę gadać. Idziemy dalej, na Wielką Rawkę. Pies z nami. Odbiega na kilka metrów i ogląda się, czy idziemy w tę samą stronę. Na szczycie siadamy i podziwiamy widoki. Pies też siada i odpoczywa. Ma żywe usposobienie, jest jeszcze bardzo młody. Po chwili postanawia iść dalej już z innymi, na Kremenaros. Wabimy go i w końcu rezygnuje. Idzie z nami z powrotem. W siodle między Rawkami pies, który stale szedł przed nami lub obok, nagle się zatrzymał, sierść mu na karku stanęła dęba. Niespokojnie rozejrzałem się. Nic. Idziemy dalej. Pies za mną z pyskiem przy łydce. Po kilkunastu metrach, jakby nic nie zaszło pognał do przodu, złapał jakiś badyl i w podskokach zapraszał do zabawy. Na szlaku ruch się wzmaga. spotykamy grupę niepełnosprawnych, później szkolną wycieczkę. Pies jest zachwycony. Taka duża grupa! Postanawia zawrócić i iść znów pod górę. Trochę prośbą, trochę groźbą udaje się nam przekonać go do porzucenia dzieci i schodzimy dalej. Przy potoku zatrzymujemy się na chwilę, aby zwierzak się napił. Robi się naprawdę gorąco. Przechodzący obok turyści (dwie panie i pan) pytają czy daleko jeszcze. Odpowiadam ze śmiechem, że nie daleko i że na górze czeka ich kiosk z lodami i colą. Ruszają w wyraźnie lepszych nastrojach. My też, tylko w dół. Przy Bacówce pies nas wyprzedził i od razu wpadł do kuchni. My zaś do sali dla gości na coś chłodnego, złocistego.. sok jabłkowy. Chwilę gwarzymy z Gospodarzem na temat psa i jego złych nawyków. Na obiad zjechaliśmy do Wetliny. W "Starym Siole" jak zwykle kuchnia na wysokim poziomie, wino znakomite i muzyka niezmiennie piękna. Zamówiłem wino Mozelskie regionu Saary. Kiedyś na południu Niemiec poczęstowano mnie tym winem i zapamiętałem znakomity, świeży, lekko owocowy smak. Nie spodziewałem się znaleźć tego wina w Wetlinie. Na ciepłe popołudnie było znakomite. Do tego na deser talerz z kozimi serami. Rewelacja. Nie było tanio, ale było warto. Za ten nastrój, za znakomity smak zapłaciłem kartą mastercard. :lol:
Wracamy na kwaterę. W zasadzie to mieliśmy przenieść się w inne miejsce, do Krywego i później do Duszatyna. Ale postanawiamy przedłużyć pobyt w Wołosatem. Prysznic po upalnym dniu to komfort, z którego nie chcemy rezygnować. Joanna natarła piętę. Bąbel pękł, bolesne paskudztwo. I to tak bez powodu. Przecież te buty ma już trzeci sezon i nigdy żadnych kłopotów. Jutro będzie lżejszy dzień. Postanawiamy sprawdzić SB. Tak zachwalał okolice Dydiowej. Pół wieczoru tłumaczył mojej żonie jak tam trafić. Źle wybrał. :lol:
CDN

długi
22-06-2009, 23:03
I przyszła pora na Dydiową. Droga przez las przywołuje słowa piosenki:
"Cóż jest piękniejsze od drogi w lesie
Gdy słońce świeci i wóz się toczy
Cóż nam nowego zakręt przyniesie
Czym się napełnią zdziwione oczy"
Wóz został na poboczu stokówki. Ale każdy krok otwiera nowe widoki. Nie dbam specjalnie o drogę. SB dokładnie tłumaczył mojej lepszej połowie jak trafić. Przy pierwszym rozwidleniu pytam: w lewo? yyy chyba mówił w prawo, a może nie...... Patrzę w słońce. Niebo bez chmurki mówi .. w lewo. I dalej już na wyczucie, wszystkie drogi prowadzą do Dydiowej. Wystarczy spojrzeć na mapę. Nie sposób zabłądzić. Las piękny, drozdy.. "piękniej śpiewają niż śpiewak płatny na chórach".
Wychodzimy z lasu na otwartą przestrzeń łąk Dydiowej. Wita nas piękna brzoza. Schodzimy do chatki. Ślady niedawnej bytności. Ognisko jeszcze się dymi. Ktoś robił porządki i palił śmieci. Zza drzew błyszczy nowa kopuła. Ale to już po "tamtej" stronie. Krążymy po łąkach, jest tak jak powinno być. Cisza, tylko świergotek wznosi się z trelem i powoli opada pogwizdując melodyjnym tiuuu tiu tiu. Mijamy z daleka następną chatkę - domek. Jest bardzo okazała i wygląda na taką z wygodami.
Na skraju lasu lizawka, a obok.. ambona. dokładnie na wprost. Z drugiej strony kawałek pola obsiane dla zwierzyny. Panowie myśliwi. Takie polowanie to jak strzelanie do świni w chlewie w trakcie karmienia. I sprawia to wam przyjemność?
Pora wracać. Idziemy inną drogą, bliżej Sanu. Miejscami jest jak autostrada. Utwardzona :lol: Liczne tropy odciśnięte w świeżej glinie ( w nocy padało ). Widocznie nie tylko my lubimy wygodnie iść, nie przedzierając się przez krzaczory. Niektóre tropy budzą respekt. Są wczorajsze .. ale są. Z wysokiego modrzewia przygląda nam się wiewiórka. Prawie czarna, z lekkim brązowym odcieniem. Jest bardzo ostrożna. Gdy się zatrzymałem, by zrobić jej zdjęcie, natychmiast znika w gęstwinie drzewa. Dochodzimy do potoku Muczny. I miła niespodzianka. Jest mostek. Dość wysoki i dość szeroki. W sam raz.

długi
22-06-2009, 23:06
cd fotek

długi
22-06-2009, 23:20
Jeszcze pół godzinki asfaltem i kółko się zamknęło. Jedziemy do Mucznego do Wilczej Jamy na obiad. Jeszcze tam nie byłem. Bertrand tyle razy zachwalał tamtejszą kuchnię, że w końcu należało spróbować. Jesteśmy praktycznie jedynymi gośćmi. Pytam,, czy można zapłacić kartą? Niestety. No to zabieramy się. Ale Gospodyni nas zatrzymuje. Zapłacicie nam przelewem. Po powrocie do domu. No to zostaliśmy. I to była dobra decyzja. Jedzenie bardzo smaczne, naleśniki - poezja. Joanna tradycyjnie zaczęła od żurku. Chwali smak, aromat i tę delikatną nutę czosnku. Nie wiem, czy to z zupy, czy z bukietu na stole. Zachwycamy się obrusami. Część z nich to dobra, stara robota hafciarska na starym, ręcznie tkanym płótnie. Po posiłku dostajemy wizytówkę z numerem konta i rachunek. To był naprawdę miły dzień.

długi
27-06-2009, 10:53
I pomału zbliżamy sie do końca naszej wędrówki. Na deser zostawiliśmy sobie moło uczęszczany szlak na Fereczatą. Samochód zostawiamy w Smereku. Początkowy odcinek szlaku za Smerekiem pokazuje mi zmianę krajobrazu. Łąki podzielone na mniejsze lub większe działki. Na działkach domki dość odbiegające od mojego poczucia estetyki. Zaglądam na stary cmentarz. Lubię ten nastrój ciszy i zapomnienia ( Polej, dzięki za filmik ). Za drzewami zgiełk rekreacyjno - daczowy, a tu jak przed laty, cisza. W końcu szlak zagłębia się w las i znikają z pola widzenia domki, tuje itp. Podejście nie jest ani specjalnie trudne, ani uciążliwe. Pogoda nam przez cały czas pobytu dopisuje. Z Fereczatej widok na pasmo graniczne i dalej. Chwilę odpoczywamy. Słońce zachęca do pozostania. Choć w planie mieliśmy dotarcie do Okrąglika i zejście przez Jasło postanawiamy nieco skrócić trasę. Joanna skarży się na nogę (otarcie) i zwyczajnie ma dość. Idziemy jeszcze kawałek w kierunku Okrąglika. Na mapie zobaczyłem ścieżkę schodzącą w kierunku stokówki. Joanna protestuje, mówi, że nie chce chaszczowania, noga ją boli i chce w sposób możliwie łatwy wrócić do auta. Wracać tą samą drogą? Wyciągam rękę i pokazuję na koniec polanki gdzieś niżej: zobacz tam jest droga, wystarczy przejść przez łąkę w dół i już będzie łatwo, a potem kawałek asfaltem. Zeszliśmy. "To" na końcu polanki to nie była droga. Droga była.. po godzinie przedzierania się przez krzaczory, jary potoków, zwalone drzewa. Oj usłyszałem... No ale później był znów pyszny obiad w "Starym Siole", sery od Nikosa i zostało mi wybaczone:razz:
Sery u Nikosa moją dodatkowy walor. Można usiąść i pogawędzić. Nikos jest świetnym rozmówcą. Ma dużą wiedzę popartą uniwersyteckim wykształceniem i dystans do siebie i świata podbity dużym poczuciem humoru. Lubię przysiąść przy bacówce, przegryzać buncem i niespiesznie rozmawiać o tym, o owym. O miejscowych sprawach i o zamiejscowych, o ludziach i rzeczach. Filozoficznie i wesoło.

długi
27-06-2009, 11:06
Ostatni dzień, to wycieczka autem po "starych" kątach. Oczywiście Komańcza, oczywiście Duszatyn i klika innych miejsc "po drodze". I od rana następnego dnia w drogę do domu. Znów te 800 km. Ilekroć przemierzam tę trasę kombinuję w czasie długich godzin jazdy, jak przenieść swoje sprawy w Bieszczady tak, by zamieszkać tu na stałe i nie dojeżdżać. Nie udało mi się dojść do jednoznacznych wniosków.
I znów zaczynam planować wyjazd. Tym razem sierpniowy.
Pozdrawiam
Długi

długi
27-06-2009, 11:09
No i super. Będzie co czytać. SB swoją relację już skończył, ja kończę, Bertrandowe ognisko wygasło dla mnie już drugi raz, dobrze,że ty pojawiłeś się w tym miejscu.
PS. Gdy jedźesz w Bieszczady, to zahaczasz o Toruń?

Jadę trasą warszawską "7", potem przez Kozienice, Ożarów, Sandomierz, Rzeszów itd.
Długi

Recon
27-06-2009, 14:09
Dziękuję za "Ja też tam byłem" :)
Pozdrawiam Was :)

bertrand236
27-06-2009, 23:04
Dziękuję za "dobre" słowo i do zobaczenia w sierpniu w D.
Pozdrawiamy

długi
27-06-2009, 23:42
Czekać będziemy z tortem.
Długi

bertrand236
28-06-2009, 00:24
:-)
Pozdrawiamy

wojtek legionowo
28-06-2009, 16:28
Do zobaczenia w sierpniu
Wojtek z Córką
Pozdrawiamy serdecznie

bertrand236
28-06-2009, 18:20
No, no. Szykuje się niezła imprezka w Duszatynie... ;)

długi
28-06-2009, 19:01
Do zobaczenia w sierpniu
Wojtek z Córką
Pozdrawiamy serdecznie

Będą ananasy kandyzowane, specjalnie dla Ciebie i Gosi:-P
Bardzo się cieszę
Długi