PDA

Zobacz pełną wersję : gdzie z półrocznym dzieckiem(wózek)



gubic
20-06-2009, 21:16
W połowie sierpnia wybieramy się nad j.solińskie.Chciałbym w ciągu 10dni schodzić jak najwięcej szlaków,im wyżej tym lepjej:) niestety-balast nr 1-półroczny brzdąc w wózku,balast nr 2-pięcoletni brzdąc na własnych wątłych nóżkach. Co polecacie? Gdzie bez problemu można wjechać wózkiem(najlepjej na szczyt)

WUKA
20-06-2009, 21:30
To zależy na szczyt czego?

Recon
20-06-2009, 21:31
Balast powiadasz... hmmm.
Albo prowokujesz albo szpanujesz. A może masz jeszcze balast nr 3... żonę w ósmym miesiącu ciąży, ale ona da radę, ma przecież mocniejsze nogi.

gubic
20-06-2009, 21:42
Balast powiadasz... hmmm.
Albo prowokujesz albo szpanujesz. A może masz jeszcze balast nr 3... żonę w ósmym miesiącu ciąży, ale ona da radę, ma przecież mocniejsze nogi.
poczucie humoru u kolegi na szczytowym poziomie jak widzę

Recon
20-06-2009, 22:02
Sarkazm zauważyłem. A Ty, Gubic coś też zrozumiałeś?

Misieg
20-06-2009, 22:05
nie jestem specem od dzieci....ale gdzieś, ktoś mi mówił,że zmiany ciśnienia jakie występują w górach w miarę jak wchodzi się w górę mogą negatywnie wpływać na zdrowie dziecka - nie jestem tego pewien (proszę się ze mnie nie śmiać:P ), może skonsultuj się z lekarzem czy jakoś to może zaszkodzić 0,5 rocznemu dziecku

Do-misiek
20-06-2009, 22:25
Przeciwskazań dla dzieci jako tako nie ma: " Zaleca się by dzieci do 18 miesiąca życia nie przekraczały 1800m n.p.m., a dzieci w wieku od 2 do 10 lat 3000m n.p.m."

http://medeverest.webpark.pl/medycyna_wysokosciowa/MEDYCYNA_WYSOKOSCIOWA.html#dzieci

Pytanie tylko czy jest sens ciągnąć takie maliznoty gdzieś wyżej? Starszy dzieciak prawdopodobnie szybko się znudzi (wiem, jak to u mnie przebiegało...), młodszy zmiany otoczenia nie zauważy, a Wy jako rodzice wymęczycie się z nimi jak cholera.

PS. Wózkiem można podjechać na Przełęcz Bukowską jeżeli ktoś lubi asfaltem łazić.

majka777
20-06-2009, 22:41
nie jestem specem od dzieci....ale gdzieś, ktoś mi mówił,że zmiany ciśnienia jakie występują w górach w miarę jak wchodzi się w górę mogą negatywnie wpływać na zdrowie dziecka - nie jestem tego pewien (proszę się ze mnie nie śmiać:P ), może skonsultuj się z lekarzem czy jakoś to może zaszkodzić 0,5 rocznemu dziecku

"Ciśnienie atmosferyczne obniża się wraz ze wzrostem wysokości n.p.m. Na poziomie morza wynosi ono 760 mmHg, na Mt Blanc (4810m n.p.m.) 410 mmHg, natomiast na Mont Everest (8848m n.p.m.) już tylko 250 mmHg."

Wydaje mi się więc, że przy wysokościach bezwzględnych Bieszczadów nie ma to żadnego znaczenia i można śmiało szkrabki ze sobą zabrać.

Recon, jestem pewna, że Gubic nie miał nic złego na myśli, Internet to ubogie narzędzie do przekazywania swoich intencji. Przecież słyszy się czasami o słodkim ciężarze, gdy ktoś mówi o swoich najukochańszych osobach.

PS: Do-misiek: wyrwałeś mi źródłową stronę sprzed nosa! :-)

buba
21-06-2009, 09:29
Pytanie tylko czy jest sens ciągnąć takie maliznoty gdzieś wyżej? Starszy dzieciak prawdopodobnie szybko się znudzi (wiem, jak to u mnie przebiegało...),


wedlug mnie jest sens! jak ja mialam kilka lat to mnie zabierali w gory! i ile mam wspanialych wspomnien! choc chodzic na watlych nozkach to za bardzo nie chcialam ;) ale jak mnie wniesli na pilsko jak mialam 4 lata i potem schodzilismy w czasie zamieci gradowej i przeczekiwalismy burze w szalasie to bylo cudownie :D takie momenty sie pamieta do konca zycia.. jestem bardzo wdzieczna rodzicom ze pakowali ten "balast" do koszyka lub na barana i zabierali w ladne miejsca

chyba nie ma w bieszczadach miejsc gdzie nie mozna by dotrzec z dziecmi, toz to nie himalaje!! wszystko zalezy od rodzicow.. kiedys spotkalam gdzies na bezdrozu, w chaszczach na zboczach kraglicy ojca biwakujacego z dwulatkiem, obserwowali razem gniazdo ptasie, jak ptaki karmia swoje male.. dzieciak od razu nabral apetytu na kanapke :D zbierali tez razem jakies rosliny do zielnika.. dzieciak jakos nie wygladal na znudzonego i nieszczesliwego..

vm2301
21-06-2009, 09:50
Ja też swój inwentarz ciągałem od małego...no może nie aż tak młodego wieku jak kilka miesięcy.

Na pewno musi to być bardzo blisko "cywilizacji", tak w razie czego. Nagła choroba, załamanie się pogody itp mogą być dla takiego szkraba niezwykle niebezpieczne, po stokroć bardziej niż dla kilkulatka.

Na Twoim miejscu gubic, odpuściłbym sobie trochę - piszesz, że chcesz zaliczyć jak najwięcej szlaków, jak najwyżej...głodnyś łażenia jakbyś z pierdla po 20 latach wyszedł;)

Myślę, że dobro dzieci jest na pierwszym miejscu, a dla ich bezpieczeństwa, dobrego samopoczucia, czy choćby rozrywki "szlaki" powinny być chwilowym dodatkiem, jakimś niezbyt długim spacerkiem przy dobrej pogodzie.

Pomyśl o ciuchci, dorożkach itp, zrób dzieciakom frajdę (to dla nich będzie powód do radości, a nie odfajkowanie szlaku i zdobycie jakiegoś szczytu),, żonie odpuść stresu, a swoje żądze zaspokój...przy okazji...albo nieco później;)


Pozdrawiam:)

Marcowy
21-06-2009, 10:54
W połowie sierpnia wybieramy się nad j.solińskie.Chciałbym w ciągu 10dni schodzić jak najwięcej szlaków,im wyżej tym lepjej:) niestety-balast nr 1-półroczny brzdąc w wózku,balast nr 2-pięcoletni brzdąc na własnych wątłych nóżkach. Co polecacie? Gdzie bez problemu można wjechać wózkiem(najlepjej na szczyt)

Sorry, ale nie przychodzi mi do głowy żaden szczyt w Bieszczadach, na który można wjechać wózkiem (a nie można samochodem). A o ile pamiętam okolicę Soliny, to nie ma tam specjalnie wielu tras przystosowanych do poruszania się wózkiem. Będziecie skazani na pobocza asfaltówek, a więc średnia przyjemność, tym bardziej w sezonie.
Półroczny malec jeszcze pewnie nie siedzi, wiec jest za mały do nosidełka. Pięciolatek, nawet zaprawiony, też jest za mały na całodzienne trasy i też czasem trzeba go wziąć 'na barana'. Jesteście pewni tych "wysokich szlaków" i "szczytów"?! :?:

Edit - tutaj (http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php?t=4415&highlight=dzie%C4%87mi) się toczyła podobna dyskusja.

buba
21-06-2009, 12:35
polecam stronke..
http://www.malypodroznik.pl/

piotrrz
21-06-2009, 12:40
A czy muszą być szczyty?. Z wuzkiem spokojnie można się wybrać na Sine Wiry, lub pod Łopienke. Zawsze może jedna osoba zostać z wózkiem, a druga może sobie chwile pobrykać po krzaczorach. Kwestia dogadania

buba
21-06-2009, 13:33
zawsze tez jedna moze wziac dziecko na rece i poniesc a druga przeciagnac wozek przez krzaczory.. zawsze sie znajdzie rozwiazanie, trzeba tylko chciec..

a wogole to doliny sa nieraz piekniejsze niz szczyty...

WUKA
21-06-2009, 14:04
Buba,masz rację jeśli chodzi o "zaszczepianie"w dzieciństwie.Moje dziecko,wtedy kilkuletnie (4-6) wyprowadziłam,na odpowiednią do jego możliwości,bieszczadzką górkę.Nie pozwoliłam sie po drodze oglądać co wywołało reakcję końcową taką:

-ale pięknie!az się chce...płakać!
Pamiętam to dosłownie,bo to był moment łyknięcia bakcyla.
Jednak z kilkumiesięcznym nie odważyłabym się zapuścić,zbyt daleko-wysoko ze wzgledu na to,że czasem licho sie budzi i może być niebezpiecznie.Ale cóż,może z wiekiem przybywa przezorności a może ...spada odwaga?

Do-misiek
21-06-2009, 16:55
chyba nie ma w bieszczadach miejsc gdzie nie mozna by dotrzec z dziecmi, toz to nie himalaje!!
A wciągniesz wózek na np. Matragonę lub Tarnicę? Ja z dzieckiem w wieku "wózkowym" tzn. nie dającym się jeszcze zapakować do nosidełka na plecy bym się nie wybrała. Ale dolinki można z maluchami zwiedzić.

Dziecko dziecku nierówne - książki tym mianem określają zarówno trzylatków jak i dzięsięciolatków. Generalnie dzieciństwo kończy się mniej więcej w wieku 13 lat (okres dojrzewania).

vm2301
21-06-2009, 18:28
Wg mnie rzucanie się na kilkugodzinny spacer jest w takiej sytuacji bez sensu. Ani kilkuletnie dziecko, a tym bardziej kilkumiesięczne radości z tego mieć nie będzie.

A radość rodziców z obcowania z przyrodą łatwo zniknie, gdy się dziecko z nudów zapłacze.

Co jeśli młodsze kolka dopadnie, czy nie daj Boże jakaś osa urżnie? Trza będzie z płaczącym malcem szybko odwrót robić.

Więcej radochy będzie z kolejki, jazdy konnej, czy rejsu statkiem, że nie wspomnę o budowaniu tamy na jakimś strumyku.

A na spacerek do byle dolinki, lasu można pobiec zawsze.

Pozdrawiam:)

gubic
21-06-2009, 21:02
bardzo dziękuję za podzielenie sie szeroką wiedzą. Chyba wybiliście mi z głowy szlaki bieszczadzkie w tym roku :)
Co do sensu zabierania dzieci: starsze zabierane w celu zaszczepienia bakcylka,młodsze zgodnie z radą pulmunologa-dwa tygodnie w odmiennym klimacie(mieszkam na morzem)= większa odpornośc organizmu na infekcje przez najbliższy rock.
Na marginesie-zaliczyłem w tym miesiącu wszystkie 4 doliny tatrzańskie i mam już trochę dosyc,nawet poważnie myślałem o nosidełku i chociaż troszkę się poszlajac...
A do chatki puchatka z wózkiem dojdę? Gdyż młodsze już nakręciłem :)

WUKA
21-06-2009, 21:09
Jeśli tak bardzo się upierasz,żeby tam dotrzeć to chyba jednak nie z wózkiem-raczej nosidełko.Jakoś sobie nie wyobrażam wciągania takiego pojazdu.Ale może bedziesz prekursorem?

gubic
21-06-2009, 21:14
tak sobie radziłem dwa tygodnie temu na szlaku z wózkiem :)
http://picasaweb.google.pl/tymawa/ZakopaneCzerwiec09#slideshow/5347677425891463442
ale to było nieplanowane,zastaliśmy zamkniętą drogę na morskie oko,więc boczkiem boczkiem do celu :)

WUKA
21-06-2009, 21:29
Powiem tak :jeszcze tak nie było,żeby jakoś nie było!
Jak będzie kiepsko szło,zawrócicie!
Nie widze TU nikogo,kto do Puchatka dopchał wózek i może o tym opowiedzieć.A moze jeszcze sie ujawni i podzieli tą radościa?

Marcowy
22-06-2009, 10:45
Nie czarujmy się - do Chatki wózkiem się nie dojedzie. Wnieść wózek na plecach można, owszem, ale po co? Żeby go na chwilę ustawić na tarasie przed Chatką? :roll:

A czy Starszy Junior nie jest czasem nakręcony, bo wyobraża sobie, że Chatka Puchatka to jakiś domek z bajki? Jeśli tak, to się raczej rozczaruje. Wetlińska to nie Stumilowy Las, a Lutek to nie Kłapouchy ;)

Jeśli chcecie poczuć klimat schroniska, to wózkiem możecie spróbować dojechać np. z Przełęczy Wyżniańskiej do bacówki pod Małą Rawką (http://www.rawki.pl/dojazd.html) albo z Cisnej do bacówki Pod Honem (http://www.podhonem.home.pl/).

Fiaa
22-06-2009, 21:06
bardzo dziękuję za podzielenie sie szeroką wiedzą. Chyba wybiliście mi z głowy szlaki bieszczadzkie w tym roku :)

Eeee. Najwyżej wybiliśmy Ci z głowy szczytowanie w Bieszczadach. :mrgreen: Ale atrakcyjnych szlaków jest multum. Poza wymienionymi wyzej propozycjami, z wózkiem można przejść się doliną Caryńskiego, którą niezmiennie polecam. Można skoczyć do Krywego z Zatwarnicy. Można poszlajać się otryckimi stokówkami (tak mi się przyajmniej wydaje). Żeby chociaż trochę dotknąć połonin, można spróbować się wybrać z Wołosatego na przełęcz Bukowską (ale wtedy trzeba wracać tą samą drogą.

Recon
22-06-2009, 23:33
A co na tym "szczytowaniu" zyskuje dziecko? Jest chyba w tym wszystkim najważniejsze? Jest podmiotem czy przedmiotem w tej wędrówce?
Jednak pojęcia rozsądku i logiki są diametralnie różne jak różni są ludzie. Tym bardziej, że chodzący po górach wiedzą na czym to polega i jakie są zagrożenia. A może wogóle ich nie ma? A może takie maleństwo jest bardziej odporne? Zawsze to można powiedzieć... niech się już hartuje.

robines
23-06-2009, 09:22
A co na tym "szczytowaniu" zyskuje dziecko?

Maluch pewno niewiele zyskuje(bo przecież półroczny brzdąc tego nie pamięta itd)ale zaspakaja taka eskapada rodzicielskie ambicje a może dzieciece górskie niespełnienie(tychże rodziców)...U mnie tak(przynajmniej)jest;)

P.S.Wszystkim tatusiom w dniu ich święta życzę uśmiechu na buziach ich pociech i częstych wspólnych wędrówek po bieszczadzie i nie tylko(bo wszędzie jest pieknie gdy ten najważniejszy człowiek jest obok nas).

zmokla_kura
04-07-2009, 17:53
Witam

Chciałabym troszkę podnieść temat. Prawdopodobnie wybierzemy się w sierpniu w Bieszczady z ośmiomiesięczną córeczką. Nie jesteśmy zwolennikami nosidełek, chodzików i tym podobnych ulepszaczy, ale nie wykluczone, że raz czy dwa skorzystamy z możliwości wniesienia córci na połoninkę.
Mamy w planie przejazd ciuchcią (choć dla mnie to już nuda, bo ile można), leśne mini zoo, wypad nad zaporę, no i spróbujemy - jak piszecie spacerkiem do bacówki pod Honem i Małą Rawką. Ponoć droga do Sinych Wirów tez jest przejezdna dla wózka? Może polecicie jakieś trasy spacerowe, przejezdne leśne dróżki?

WUKA
04-07-2009, 18:06
Jak do Sinych Wirów to moze też do Łopienki?

zmokla_kura
04-07-2009, 18:26
jeśli tylko się da to czemu nie :) Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje :)

Marcowy
04-07-2009, 19:54
Jeszcze jedna, chyba dość oczywista uwaga - nie każdy wózek się do eksplorowania gór nadaje. Jeśli macie jakiś miejski model na małych kółkach, to w grę wchodzi najwyżej rynek w Ustrzykach Dolnych, ale Łopienka to już raczej nie :-)

WUKA
04-07-2009, 20:13
Jak Kura pisze,że "leśne dróżki"to chyba mają wypas-terenówkę.Stąd moja propozycja!

zmokla_kura
04-07-2009, 21:32
heh wypas to może i nie jest, ale dwa duże pompowane koła ma :lol: wiem, że łatwiej byłoby pojechać z malizną do Zakopca :???: ale na samą myśl jakoś mi się źle robi. W końcu w Cisnej chyba też rodzą się dzieci i chyba matki je gdzieć ciągają na spacery :)

malo
05-07-2009, 17:42
Dzizas, przyznam się że nieco przeraziłem się czytając niektóre posty. Odniosłem tu wrażenie, że góry są dozwolone od lat "_ _".
Wg mej skromnej opini chyba jeno Buba nie straciła głowy. A gdy przeczytałem o "dobru dziecka" lub "podmiotowym a nie przedmiotowym traktowaniu" to poczułem się jak w gabinecie psychoterapety albo na sali sądowej:[
Ludzie... to Bieszczady, kraina ludzi wolnych, a nie zniewolonych konwenansem "jak to należy z dzieckiem, czego nie wolno, a co można dziecku.." :( Podpowiadajmy sobie jakie są możliwości.
Sam ze swoją 0,5roczną córką startowałem w zawodach na orientację, a gdy miała 1roczek to już w zimowych nocnych zawodach nO. Gdy miała 2,5roku pokazałem jej Bieszczady (i żałuję że nie wcześniej). Za kilka dni będę z nią (7latka) mógł być w Bieszczadach z powrotem, niestety na dość krótko:(
Nie ma żadnych przeszkód aby gdzieś z dzieckiem nie dotrzeć, nawet z "miastowym" wózkiem. Problemem zazwyczaj nie jest pojazd, ale kierowca który nim kieruje: czy potrafi to umiejętnie robić.
Jedyną przeszkodą jest przygotowanie rodziców! (mentalne - samozaparcie i fizyczne - choć minimalne wyrobienie fizyczne)
Ja zanim z moją najukochańszą pojawiłem się w Bieszczadach to spacerując robiłem wstępne testowanie (podobnie jak autor wątku korzystam z uroków 3-city i jego wcale stromych wzgórz dookoła). Przetestowałam jak to jest z wózkiem ("miejskim" - !) na leśnych szlakach o dużych pochyłościach, przetestowałem jak to jest z dzieckiem na wielogodzinnej wyprawie z dala od domu (na rowerze po 50km z 2 latką).
Ostatecznie wybrałem wariant bez wózka, bez nosidełka. Wędrowała siedząc na moim plecaku. Tak było dla dziecka najwygodniej bo o wiele mniej krępuje ruchy niż nosidełko. I tak było też dla mnie najswobodniej - mogłem dobrać tempo mi najwygodniejsze, bez męczenia nóg dziecka. Dla każdego dziecka da się znaleźć najlepszy sposób.
W tym roku pokażę jej jak staramy się dbać o zabytki (renowacja kirkutu). A najprawdopodobniej w następną niedzielę zrobimy trasę Łopienka - Czartów Młyn - Łopienka, trasa z walorami zabytkowymi-przyrodniczymi-widokowymi-i trochę na przełaj.
Sam nie wiem jak się uda taka trasa, ale jeśli są chętni..zapraszam na wspólną trasę z dziećmi w wieku dowolnym, wózki jak trzeba będzie wszędzie doniesiemy..nawet te miastowe:] (kontakt ze mną pod avatarem)

vm2301
05-07-2009, 18:28
Ludzie... to Bieszczady, kraina ludzi wolnych, a nie zniewolonych konwenansem "jak to należy z dzieckiem, czego nie wolno, a co można dziecku.."


Sam ze swoją 0,5roczną córką startowałem w zawodach na orientację, a gdy miała 1roczek to już w zimowych nocnych zawodach

Ja również starałem się by od małego moje dzieci spędzały czas na wolnym powietrzu, również w górach.

Ale ... kiedyś w te pędy odstawiałem osobę dorosła po ukąszeniu osy, wcześniej nie wiedziała o groźnym dla życia uczuleniu na jad. gdyby nie to, że byliśmy w pobliżu auta dojechaliśmy na czas.
Nikt nie wie, czy dziecko nie zareaguje równie wrażliwie.

Pędziłem kiedyś do Leska, gdy nie mogliśmy powstrzymać wymiotów, a innym razem nagłej gorączki.
Nikt nie wie jak groźne mogą być skutki dla 6-miesięcznego dziecka...bo kilkuletnie już są silniejsze.

Zdarzało mi się, również z "dobytkiem" przed burzą spieprzać i kompletnie przemoczeni i zziębnięci wracaliśmy przez ponad 2 godziny do auta.
Nikt nie wie, czy dla 6-miesięcznego dziecka takie termiczne ekstremum nie skutkowało by chorobą.

Dlatego sugerowałem, by idąc na spacer na łono natury być mimo wszystko
"w zasięgu" cywilizacji, gdyby z nagłej interwencji lekarza potrzeba było skorzystać.

Dlaczego lepiej na zimne dmuchać ojcu tłumaczyć chyba nie muszę.

A dlaczego bez problemu mogłem zrezygnować z własnych "ciągotek" na rzecz większego bezpieczeństwa dziecka...chyba też nie muszę tłumaczyć?

Spędzajmy z dziećmi dużo czasu na powietrzu, ale to nie oznacza by w imię własnych planów (6-miesięcznego, czy 2-3letniego dziecka nie rajcują kilkugodzinne spacery, nawet w nosidełku) podejmować ryzyko choćby tylko poważnego dyskomfortu 6-miesięcznego malca.

A pytanie dotyczyło "szlaków ze szczytowaniem", a to w przypadku "bagażu" może oznaczać nawet kilka godzin marszu...z dala od możliwości schronienia się, czy uzyskania pomocy...no chyba, że lot helikopterem planujemy.

Dlatego nadal będę sugerował, by nie uszczęśliwiać dzieci na siłę - ich rajcuje nawet 5-godzin zabawy w krzakach, lesie, placu zabaw, nad strumykiem...ale nie kilka godzin marszu, jazdy na plecach ojca, czy w nosidełku.
Nie ma sensu wyruszać na tak długi marsz.

A dbanie o bezpieczeństwo głupim pomysłem nie jest.


Dlatego Malo zwróć uwagę, że nikt tu nie pisze o tym, by z wyjazdu w Bieszczady z dzieckiem zrezygnować albo po przyjeździe kwatery nie opuszczać, tylko, by rozsądnie spacer zaplanować.
Zresztą sam sugerujesz takie a nie inne opcje nie bez powodu chyba?

Pozdrawiam:)

malo
05-07-2009, 19:52
Wiesz, dawniej telefonów komórkowych nie było a zapewne niejeden rodzic i tak miewał odwagę pójść ze swą pociechą w góry.. I czy nazwiesz to nieodpowiedzialnością jeśli w sytacji wypadku do najbliższego lekarza miał wiele godzin drogi?
Tak, sugeruję rozważenie różnych opcji po to by pójść w góry, a nie po to by zostać w dolinach. Każdy ma swoje własne rozumienie poczucia bezpieczeństwa i z tym polemizować nie ma sensu. Jednak przyznam że współczesny świat wariuje na punkcie poczucia bezpieczeństwa, w stopniu nie znanym jeszcze 20 lat temu. Chuchać na zimne to dla mnie Nie Znaczy: trzymać się blisko cywilizacji, Lecz: nauczyć sobie radzić właśnie nieco dalej od cywilizacji.
Gdyby kierować się tym, że dziecko rajcuje tylko zabawa w piaskownicy to niczego byś dziecka nie nauczył, a zostawił na wychowanie w tej piaskownicy. Zaś uczulenie na jad równie dobrze może mieć dorosły i wiek (tu: dziecko) nie czyni szczególniejszej różnicy. Zresztą co do odporności dziecka to opinie są różne (arabowie zaszczepiają na jad skorpiona dzieci, bo w późniejszym wieku człowiekowi trudniej wyrobić odporność, ja sam widziałem po swojej córce jak potrafi znieść warunki atmosferyczne o wiele lepiej niż ja staruch zepsuty cywilizacją, której komfort odbiera mi część odporności). Tak właściwie to dziecka się nie hartuje, lecz wychowując w zbliżeniu z naturą pozwala mu zachować naturalnie posiadane umiejętności.
Moja osobista opinia jest taka, że dziecko i tak jest "skazane" na swoich rodziców, a im bardziej ma ich zwariowanych tym ciekawszymi rzeczami nasączy na przyszłość.
Możesz rozumieć dbanie o bezpieczeństwo jako unikanie niebezpieczeństw.
Ja jednak preferuję dbanie o bezpieczeństwo jako przygotowanie się na niebezpieczeństwa, umiejętność myślenia w każdej sytuacji.
Wtedy żaden szlak nawet ze szczytowaniem nie będzie straszny.. nawet z "miastowym" wózkiem.

Jeśli jest wola rodzica, to jest sens wyruszać na długi marsz, jedynie z niewielkimi modyfikacjami, np: być przygotowanym na skrócenie trasy, dłuższe odpoczynki niż w przypadku tylko dorosłych osób, konieczność poniesienia dziecka które zaczęło iść jeszcze na własnych nogach (dotyczy ok.5latki, bo młodsze i tak powinny na grzbiecie rodzica, a starsze powinny dać radę przejść), itp. Nie traktujmy dziecka jak stwora z innej planety, którego z założenia trzeba prowadzić z wyposażeniem szpitalnym.

vm2301
05-07-2009, 20:53
Malo, gdybyśmy rozmawiali o 2-3 latku, to moja opinia była nieco inna.

Jakie Ty atrakcje w kilkugodzinnym marszu dla 6-miesięcznego dziecka widzisz?

Gdybyś uważnie czytał dyskusję, to byś zauważył, że doradzałem w sumie to samo, co Ty tu:


Jeśli jest wola rodzica, to jest sens wyruszać na długi marsz, jedynie z niewielkimi modyfikacjami, np: być przygotowanym na skrócenie trasy

Jako alternatywę dla kilkugodzinnego marszu bez możliwości szybkiego dotarcia do węzłów komunikacyjnych, czy miejscowości.

Co do kwestii niebezpieczeństw, to nie trzymam swoich dzieci pod kloszem "od małego" chodzą ze mną po górach.

Niebezpieczeństw ewentualnych jesteś świadom, więc tłumaczyć chyba nie muszę, to , że są dużo poważniejsze dla półrocznego dziecka niż dla kilkulatka chyba też nie zaprzeczysz.

Z obserwacji wiem, że kilkulatek łatwiej zniesie trudy wędrówki, czy niedogodności wynikające ze złych warunków atmosferycznych.

Tak więc wolałem zapewnić dobrą zabawę z ojcem i matką szkrabom podczas wypadu do ogrodu, lasu, na łąkę nad strumyk, w baseniku, piaskownicy, potrafiąc zrezygnować z kilkugodzinnego marszu w 35 stopniowym upale, bo tak ja lubię, chcę udowodnić jaki to ze mnie chojrak albo jakie te moje dzieci twarde i cool są.

Dzieci nie są z innej planety, daleko mi do takich poglądów, by pół szpitala zabierać, napisałem to wyraźnie.

Po prostu uważam, że dzieciom doświadczenia należy stopniować. A 6-miesięczne dziecko nie musi koniecznie dorównywać wytrzymałością starszym o kilka lat.

Pozdrawiam:)

Marcowy
05-07-2009, 22:02
Ludzie... to Bieszczady, kraina ludzi wolnych, a nie zniewolonych konwenansem "jak to należy z dzieckiem, czego nie wolno, a co można dziecku.." :(

Łomatko, Malo, a jakież to "zniewolenie konwenansem" Ty w powyższych postach widzisz?! :shock: Ja dostrzegam tam raczej troskę o bezpieczeństwo, a nie o jakieś pozory.

Ja to widzę tak: ludzie chcą jechać w Bieszczady, ale nie mają doświadczenia, więc pytają o różne rzeczy na forum. Podkreślam: NIE MAJĄ DOŚWIADCZENIA, więc doradzanie w takich przypadkach to spora odpowiedzialność. Ci, co mają doświadczenie (albo ułańską fantazję), nie zapytają, bo już wiedzą. Albo myślą, że wiedzą.

Jasne, każdy wózek i każde dziecko można wnieść wszędzie. To fizycznie wykonalne. Ale - ponawiam pytanie - po co?!



Sam ze swoją 0,5roczną córką startowałem w zawodach na orientację, a gdy miała 1roczek to już w zimowych nocnych zawodach nO.

Z ciekawości - co znaczy "startowałem z półroczną córką"? W jaki sposób ją transportowałeś? Pozdrawiam.

vm2301
05-07-2009, 22:23
Zapomniałem zapytać, więc się za Marcowym w kolejkę ustawię.

Po co startowałeś w takich zawodach z 6-miesięczna córką, a gdy podrosła o kolejne 6 w zimowych nocnych?

Czy to było dla jej zabawy?...czy raczej sobie coś chciałeś udowodnić?

Sam ją chciałeś zabrać, ona prosiła, czy akurat taka konkurencja istnieje?

Kim są w Twoim mniemaniu osoby, które nie widzą ani krzty sensu w zabieraniu tak małych dzieci na takie imprezy?

Browar
05-07-2009, 22:38
Kim są w Twoim mniemaniu osoby, które nie widzą ani krzty sensu w zabieraniu tak małych dzieci na takie imprezy?

Czy dobro dziecka jest dobrem najwyższym? Tylko dziecko się liczy? A my to co? Jak nie ma dziecka z kim zostawić to mamy zrezygnować z imprezy? Wszystko ma być podporządkowane dziecięciu?

Recon
05-07-2009, 23:39
Browar... według mnie tak!
Jeśli z pełnym przemyśleniem zdecydowałem się na dziecko to jest ono dla mnie najwyższym dobrem. Dla najwyższego dobra zrezygnuję wtedy z wielu rzeczy, imprez i swoich przyjemności. Według mnie to tylko wychodzi na dobre dziecku. Moim celem jest bym dbał o jego zdrowie, o jego psychikę, o częsty z nim kontakt, ostrzegał go i uczył widzieć dobro i zło, poświęcę wszystko na jego edukację i na spędzenie z nim tyle czasu kiedy tylko będzie chciał. Kiedy to zrobię, to z czystym sumieniem mogę powiedzieć "zrobiłem wszystko co mogłem" i dalej to robię ale i obserwuję efekty. A efekty mają przyjść choćby i w miłości jego partnera do mnie i miłości do mnie jego dzieci. Dla wielu to zapewne wariactwo, ale efekty widzę i nie żałuję. To moje spojrzenie na sprawę i przez taki pryzmat wcześniej na ten temat wypowiadałem się. VM2301 bardziej to rozwinął. Bo kiedy mamy odpowiedź, że dobrze się zrobiło, że opłaciło się, że nie popełniło się na tyle istotnych błędów (bo wszyscy jakieś popełniamy), które znacząco wpłynęły na dalszy los dziecka i jego rozwój? No właśnie... kiedy?. Można wybrać łatwiejszą i wygodniejszą drogę, ale czy o to w tym wszystkim chodzi?
Stosując metodę, że dziecko nie jest najwyższym dobrem, z mety spychamy go podrzędnej roli. To czasami już widać zanim się urodzi!

vm2301
06-07-2009, 08:31
Czy dobro dziecka jest dobrem najwyższym? Tylko dziecko się liczy? A my to co? Jak nie ma dziecka z kim zostawić to mamy zrezygnować z imprezy? Wszystko ma być podporządkowane dziecięciu?

A kto napisał, że wszystko?

Ja pisałem tylko o jednym jedynym przypadku.

Czy machnął bys ręką na wygodę, czy bezpieczeństwo własnego dziecka, tylko dlatego , że masz jakieś ambicje, czy plany?

Zabrałbyś 6-miesięczne dziecko na całodzienną wyrypę w 35 stopniowym upale, bo nie masz z kim zostawić? Nie potrafiłbyś zrezygnować dla własnego dziecka?

Sądzisz, że Malo zabrał roczne dziecko na zimowe nocne biegi na orientacje, bo biedakowi opiekunka uciekła?

A wiadomo, z biegów nie warto dla dziecięcia rezygnować, bo przecież wszystko ma być mu/jej podporządkowane?

Na popijawę mam nie iść, bo babcia zastrajkowała? Weźmiemy ze sobą, niechaj leży obok stolika w knajpie, krzywda się nie stanie, bo co? Ze wszystkiego mam rezygnować?

Mam całe swoje życie jakiemuś dziecku podporządkowywać?

Browar, zadajesz takie pytania i w taki sposób, że mam ogromną nadzieję, że sam dzieci nie posiadasz, a jak wpadniesz na takie pomysł, to przemyśl dwa razy i se kup psa.


Ja pierd*lę, mam nadzieję Browar, że nie pisałeś na trzeźwo.

WUKA
06-07-2009, 09:29
Ja myślę,ze Browar chciał tylko sprowokować dyskusję,albo napisał to z mrugnięciem.
Vm 2301 a co to za propozycja "kup psa"!W imieniu psów i kotów protestuję.One też nie chcą chodzić w nosidełku!

malo
06-07-2009, 22:10
Ło jezuuu.. No po waszych zdaniach zaczynam się czuć jakby dziecko było barierą zaporową dla jakiegokolwiek ambitniejszego życia.


Malo, gdybyśmy rozmawiali o 2-3 latku, to moja opinia była nieco inna.
A moja nie. (oczywiście nieco inaczej się przygotować, ale kierunek nadal ten sam)


Jakie Ty atrakcje w kilkugodzinnym marszu dla 6-miesięcznego dziecka widzisz?

Takie jakie mu Ty, ja, lub ktokolwiek inny będzie w stanie ukazać. Dziecko jest tak chłonne poznawania świata, że wielu z nas chyba sobie z tego nie zdaje sprawy. Atrakcją może być niemal każda rzecz, którą masz wokół siebie, także na szlaku turystycznym. Otwórz szerzej oczy i spójrz w bok..chyba rozumiesz o czym mówię. Przykład podała Buba (post:21-06-2009, 09:29). Dziecko co prawda ma inną optykę patrzenia, ale nie jest z innej planety nazywanej wyłącznie "piaskownica".


Gdybyś uważnie czytał dyskusję, to byś zauważył, że doradzałem w sumie to samo, co Ty tu: (...)
Jako alternatywę dla kilkugodzinnego marszu bez możliwości szybkiego dotarcia do węzłów komunikacyjnych, czy miejscowości

Chyba nie calkiem doradzaliśmy to samego. Jeśli dobrze odczytałem Ty proponujesz to jako zamiennik, a ja jako ewentualną ostateczność.


Co do kwestii niebezpieczeństw, to nie trzymam swoich dzieci pod kloszem "od małego" chodzą ze mną po górach.

Gratuluję, popieram i chylę nisko czoła takiemu rodzicowi.


Niebezpieczeństw ewentualnych jesteś świadom, więc tłumaczyć chyba nie muszę, to , że są dużo poważniejsze dla półrocznego dziecka niż dla kilkulatka chyba też nie zaprzeczysz.
Z obserwacji wiem, że kilkulatek łatwiej zniesie trudy wędrówki, czy niedogodności wynikające ze złych warunków atmosferycznych.

Zaprzeczę tej generalizacji. To są inne niebezpieczeństwa i wcale nie można powiedzieć że w przypadku starszego dziecka trudności są mniejsze. No bo na przykład jeśli uwzględnimy, że starsze dziecko umie wyrazić swe zdanie i stanie okoniem w połowie trasy to co..? (6-miesięczne dziecko tego nie zrobi). Stara maksyma mówi: małe dzieci - mały kłopot, większe dzieci - większy kłopot. Jednocześnie nie podważam obserwacji którą podałeś, ale w kwestii generalizacji pozostanę przy odmiennym zdaniu.


Tak więc wolałem zapewnić dobrą zabawę z ojcem i matką szkrabom podczas wypadu do ogrodu, lasu, na łąkę nad strumyk, w baseniku, piaskownicy, potrafiąc zrezygnować z kilkugodzinnego marszu w 35 stopniowym upale, bo tak ja lubię, chcę udowodnić jaki to ze mnie chojrak albo jakie te moje dzieci twarde i cool są.
Myślę, że autor wątku i rodzic w jednej osobie sam by nie wyszedł przy 35 stopniowym upale. Natomiast z własnej obserwacji wiem, że dzieciaki naprawdę bywają twarde i my jako rodzice często z trudem za nimi nadążamy (to wynika ze zmienającej się z wiekeim egzogeniczności w endogeniczność, czyt: nadmiar energii u dzieci). Ale spoko, pamiętam że dzieci nie mają takiej wydolności jak dorosły. Jednak co do naturalnej odporności już bym polemizował.


Po prostu uważam, że dzieciom doświadczenia należy stopniować. A 6-miesięczne dziecko nie musi koniecznie dorównywać wytrzymałością starszym o kilka lat.
Tak, jeśli chodzi o wykonywany przez same dzieci wysiłek. Dokonałeś tu jednak nieuzasadnionego skrótu sugerując, że chciałbym przegonić 6-miesięczniaka na własnych nogach. A jeśli dobrze przyjrzysz się szczegółom to z 6-miesięcznym można zrobić dłuższą trasę (w nosidełku, a na nogach rodzica) niż z 6-latkiem (na jego -dziecka- własnych nogach).


Ja to widzę tak: ludzie chcą jechać w Bieszczady, ale nie mają doświadczenia, więc pytają o różne rzeczy na forum. Podkreślam: NIE MAJĄ DOŚWIADCZENIA, więc doradzanie w takich przypadkach to spora odpowiedzialność. Ci, co mają doświadczenie (albo ułańską fantazję), nie zapytają, bo już wiedzą. Albo myślą, że wiedzą.

Autor wątku napisał (post z 21-06-2009, 21:02) że zaliczył rejon 4 tatrzańskich dolin, więc stwierdzenie "NIE MAJĄ DOŚWIADCZENIA" jest chyba nieco nieuzasadnione. Po prostu tylko nie znał jeszcze Bieszczadów (to jeszcze nie to samo co brak doświadczenia).


Jasne, każdy wózek i każde dziecko można wnieść wszędzie. To fizycznie wykonalne. Ale - ponawiam pytanie - po co?!

Każdy sam określa cel dla siebie, i dla osób które są pod jego opieką. Nie ingerujmy i nie odmawiajmy sensu w sposobie sprawowania tzw. władzy rodzicielskiej, jeśli ktoś nie ma poważnych podejrzeń że dzieje się komuś krzywda. A ja takowej nie dostrzegam w slowach autora wątku.


Z ciekawości - co znaczy "startowałem z półroczną córką"? W jaki sposób ją transportowałeś?
Gdy miała 0,5 roku - w nosidełku dla pozycji leżącej (takie wyjmowane z wózka, starsze typy wózków miały wygodniejsze wyjmowane nosidełka, niż te współczesne twarde plastikowe nośniki).
Gdy miała 1 rok - w nosidełku na brzuchu.


Moim celem jest bym dbał o jego zdrowie, o jego psychikę, o częsty z nim kontakt, ostrzegał go i uczył widzieć dobro i zło, poświęcę wszystko na jego edukację i na spędzenie z nim tyle czasu kiedy tylko będzie chciał.
Najbardziej podkreślam to ostatnie: "spędzenie z nim tyle czasu kiedy tylko będzie chciał" - bo myślę, że to jest cały klucz do wychowania dziecka. Jeśli da się dziecku tyle wsparcia, ile będzie potrzebowało to uważam, że naprawdę wiele będzie potrafiło i wiele nauczy się znosić. I drugorzędne tu będzie czy wychowasz je w piaskownicy, czy na szlaku turystycznym, czy w warsztacie samochodowym pod okiem taty mechanika.


Stosując metodę, że dziecko nie jest najwyższym dobrem, z mety spychamy go podrzędnej roli. To czasami już widać zanim się urodzi!
Niecałkiem.
Myślę że najważniejsze nie jest uczynić z dziecka najwyższe dobro (bo to niekiedy zaczyna doprowadzać do podkloszowego wychowania), lecz by potrafić połączyć jak najwięcej dóbr w jednym życiu, którym dysponujemy. Harmonia.


Sądzisz, że Malo zabrał roczne dziecko na zimowe nocne biegi na orientacje, bo biedakowi opiekunka uciekła?
Primo: proszę nie przekształcaj obrazu mych słów, bo zaczyna się czynić nieprawda. Nie napisałem "biegi" lecz "zawody" (co uściślając znaczyło "turystyczne marsze na orientację").
Secundo: opiekunka mi nie uciekła, bo opiekunka (czyt: mama dziecka) także brała udział w tych zawodach:]

(z góry przepraszam jeśli dalej nie dam rady kontynuować dyskusji, lecz aktualnie korzystam z netu bardzo wyjątkowo..co też bardzo długi okres mnie tu nie było)

hwat
06-07-2009, 22:36
Z małym dzieckiem można iść wszędzie pod jednym warunkiem - trzeba też zabrać ze sobą głowę. Ryzyka załamania pogody,ukąszenia owada nagłego pogorszenia zdrowia nigdy nie można wyeliminować. Ja się z tym nauczyłem żyć. Czy dziecko jest dla mnie najwyższym dobrem? Hmm ciężkie pytanie - chyba nie. Nie traktuje dzieci jak dobra. Dobro to na przykład miłość żony, dzieci, wolność. Moje brzdące mają 1,5/3,5 lat i łażą z nami wszędzie (prawie patrz: http://www.everytrail.com/profile.php?user_id=50140) ponieważ:
- mało mamy czasu by spędzać go bez dzieci.
- dzieci nie zastępują nam życia i też coś z niego chcemy

vm2301
07-07-2009, 09:39
@Malo

Zamiennik? Czy Ty planując wypad z półrocznym dzieckiem nie ustalałbyś trasy tak, by być zabezpieczonym, w razie W?
Ja tak. Dlatego, że potrafię przewidzieć, czy choćby wyobrazić sobie co mogłoby się stać.
Bo 6miesięćzne dziecko robocopem nie jest, zwykła gorączka może zagrozić. Pomyśl dlaczego do malucha z gorączka karetka jedzie na sygnale, a spróbuj wezwać takową do kilkunastolatka, czy dorosłego.

Więc po co mam narażać własne dziecko, skoro w równie atrakcyjny sposób możemy spędzić czas w miejscach, które nie są bardzo oddalone od parkingu choćby.

Stanie mi się coś, że nie polezę trasą, którą bym sam osobiście chciał?
Nie.
Miałbym mieć problem z tym, by z czegoś dla własnego dziecka zrezygnować? Przecież my rodzice potrafilibyśmy życie dla nich oddać, więc jaki problem w modyfikacji trasy tak, by niepotrzebnie życia nie utrudniać, a nawet w pewnych sytuacjach dziecka nie narażać.
Jaki problem w tym, by w tym roku sobie jakieś tam trasy odpuścić, a wrócić na nie, gdy dziecko podrośnie?

...no chyba że ambicja rodzica i jego pragnienia są silniejsze....


Nie odpowiedziałeś mi Malo na kilka pytań:



Po co startowałeś w takich zawodach z 6-miesięczna córką, a gdy podrosła o kolejne 6 w zimowych nocnych?

Czy to było dla jej zabawy?...czy raczej sobie coś chciałeś udowodnić?

Sam ją chciałeś zabrać, ona prosiła, czy akurat taka konkurencja istnieje?


Pozdrawiam:)

malo
07-07-2009, 23:11
Nie odpowiedziałeś mi Malo na kilka pytań:
Cytat:
Po co startowałeś w takich zawodach z 6-miesięczna córką, a gdy podrosła o kolejne 6 w zimowych nocnych?
Czy to było dla jej zabawy?...czy raczej sobie coś chciałeś udowodnić?
Sam ją chciałeś zabrać, ona prosiła, czy akurat taka konkurencja istnieje?


Na pytanie "po co?" odpowiem tak:
Moje brzdące mają (...) i łażą z nami wszędzie (prawie) ponieważ:
- mało mamy czasu by spędzać go bez dzieci.
- dzieci nie zastępują nam życia i też coś z niego chcemy

ps: hwat, mam nadzieję że nie wytoczysz mi sprawy za prawa autorskie do cytatu ;)

vm2301
08-07-2009, 08:11
Procesy ostatnio na forum modne, ale ja modzie nie ulegam;)

Pierwszą krechę rozumiem, sam wykorzystywałem i wykorzystuję optymalnie czas, bom ciągle zajęty. Choć mój inwentarz jest teraz w takim wieku, że często woli towarzystwo inne...


Druga krecha...hmm, ja bym raczej powiedział, że dzieci są częścią mojego życia, więc niczego nie zastępują, ani też nic nie jest w stanie ich zastąpić.

Idealną sytuacją jest, gdy będąc rodzicielem można mieć czas też dla siebie, móc realizować swoje pasje, hobby itd.
I w miarę wolnego czasu mnie się to zawsze udawało. Nie musiałem rezygnować z niczego, czasem jedynie konieczne było odłożenie czegoś tam na później.

Jednak w pewnym okresie, tym gdy dziecko nie jest jeszcze silne i uodpornione, sprawne na tyle by być w jakimś stopniu samodzielne i komunikatywne, a więc jest bezbronne i w 100% zależne od nas, w okresie, który jest też kluczowy dla wykształcającej się osobowości, i wszelkie kontakty emocjonalne, ale również przeżycia mogą mieć wpływ na resztę życia traktowaliśmy dzieci "szczególnie" priorytetowo, poświęcając czasem coś, ale jakoś nigdy, nawet przez chwilę tego nie żałowałem.


Chyba trza zakończyć jeden z najdłuższych OTów;)...aż dziw bierze, że moderatorzy byli tak łaskawi;)

Pozdrawiam:)

wadera
08-07-2009, 08:54
Ja długo pisać nie będę proszę sobie poczytać i pooglądać załączone zdjęcia
http://forum.gazeta.pl/forum/w,572,64191340,64234672,Re_Dla_mnie_na_przyklad_ta k_.html

pozdrawiam dyskutujących

buba
08-07-2009, 09:08
Ja długo pisać nie będę proszę sobie poczytać i pooglądać załączone zdjęcia
http://forum.gazeta.pl/forum/w,572,64191340,64234672,Re_Dla_mnie_na_przyklad_ta k_.html

pozdrawiam dyskutujących

i wlasnie o to chodzi! problem nie lezy w dzieciach tylko w psychice rodzicow... ale faktycznie mozna pozazdroscic samopoczucia w ciazy, ze dziaciak jest zdrowy itp

pozdrowienia dla tusi i zyrafa- dawno ich nie widzialam :)

vm2301
08-07-2009, 09:34
No nie chce mi się czytać całości, ale w pierwszym poście nie widzę nic, czego sam nie robiłem, czy bym nie zrobił.

Pisałem jedynie o takim dobieraniu tras, by dziecka na niebezpieczeństwo, czy znaczną niedogodność nie narażać.

Przecież nikt nie przekonuje tu nikogo, by dzieci trzymać w chałupie, a wręcz przeciwnie.


Jaki tu problem widzisz Bubo w psychice rodziców, jak Ty jako rodzic na to patrzysz?

Browar
08-07-2009, 09:43
i wlasnie o to chodzi! problem nie lezy w dzieciach tylko w psychice rodzicow... ale faktycznie mozna pozazdroscic samopoczucia w ciazy, ze dziaciak jest zdrowy itp


Ot co,i ja tak myślę.

Recon
08-07-2009, 09:47
No i temat można zamknąć! Wszystko zostało powiedziane i dalej to bicie piany. Dopowiem tylko o jednym. Każdy rodzic ma swoje metody wychowawcze i pomysły na bycie rodzicem. Czas przynosi później odpowiedzi czy były właściwe. Najgorsze są wtedy gdy skutkują nieszczęściem za które dziecko obarcza rodziców oraz gdy rodzi patologie u dziecka. Oby nigdy do tego nie dochodziło i oby każdy rodzic w każdym okresie życia dziecka mógł spokojnie patrzeć na swoje efekty wychowawcze oraz czerpać z nich radość. Oj, a dużo później tych radości też jest bardzo dużo (zastanawiam się, czy nawet nie najwięcej!), ale do nich trzeba... "dorosnąć". ;) Tyle.

buba
08-07-2009, 10:28
Jaki tu problem widzisz Bubo w psychice rodziców,

absolutnie nie mialam ciebie na mysli!!

a piszac o psychice rodzicow mialam na mysli postepowanie w stylu: "z dzieckiem do lasu- toz tam sa kleszcze", "zima w gory- toz tam zimno", "latem w gory- toz upal lub deszcz".. a dziecko jak ma zyc na tym swiecie to i z kleszczem sie spotka i z rozna pogoda.. a rodzic wiadomo ze chce dla malego jak najlepiej ale nie uchroni sie go przed wszystkimi niebezpieczenstwami tego swiata

a wiadomo ze rodzic bedzie zawsze chcial chronic dzieciaka przed tym czego sam sie boi, czego nie lubi i co wedlug niego jest zle..

dla jednego nocleg w lesie czy wejscie w deszczu na szczyt to hardcor i surwiwal a dla innego normalne codzienne zycie.. wszystko zalezy od wlasnego nastawienia rodzica

tomas pablo
08-07-2009, 12:14
nie ma wzorca "idealnego rodzica".To sprawa intuicji.Normalny rodzic NIGDY nie da zrobić krzywdy swemu dziecku.To instynkt stadny.Nie uważam nic nagannego w łazędze z maluchami.Każdy wie co robi i za to odpowiada.A zawsze trzeba zachować ten zdrowy umiar.
Sam "łaziłem" z Tatą po górach-od dzieciaka.Pierwszych wypraw nie pamiętam nawet.Nosił mnie na barana ( było to wieki temu, nikt nie znał żadnych nosidełek wtedy.O komórkach nawet nie wspomnę ...).I zaszczepił we mnie tą pasje.I tak mi zostało do dzisiaj.Amen

vm2301
08-07-2009, 15:41
@Bubo

A mogłabyś i mieć, na zdrowie;) Każdy ma prawo do własnego zdania przecież.

Ten wspominany wszem i wobec instynkt właśnie pozwala ocenić na ile można sobie w danej chwili z danym dzieckiem pozwolić.

jednak ja ripostowałem posty, które nijak o żadnym instynkcie nie wspominały, a jedynie sugerowały, że nie ma sensu sobie w imię bezpieczeństwa dziecka czegokolwiek odmawiać.

Przykłady Twoje są dla mnie hardcorem, to więzienie dziecka, które notabene nie przynosi żadnych korzyści dla szeroko rozumianej kondycji dziecka, zarówno fizycznej, jak i psychicznej.
Wyjazd łykendowy, czy wakacyjny z bobasem, nawet 1-2 miesięcznym, jeśli nie ma przeciwwskazań, jest moim zdaniem OK.
Osobiście zalinkowane wspomnienia łażenia z 5 tygodniowym dzieckiem po górach zimą (mam na myśli uprawianie turystyki górskiej zimą, a nie sam wyjazd gdziekolwiek) za przesadę. W przypadku niemowlęcia, które ledwie sie urodziło istnieje moim zdaniem zbyt wiele zagrożeń, więc dla dobra dziecka należało by z planów zrezygnować.
5 tygodni to zbyt krótki czas by jakimkolwiek akceptowalnym prawdopodobieństwem mieć przekonanie, że nic na pewno dziecku nie grozi.
A w przypadku takiego oseska zwykłe przeziębienie może miec skutki po stokroc gorsze niż w przypadku np. 2-latka.

Twierdzenie, że "na pewno nic się nie stanie, bo ja to wiem i już" uważam za dalece nieodpowiedzialne.

Poza tym mówimy o wypadach rodzinnych, które maja być wspominane z przyjemnością, mówimy o spędzaniu czasu wspólnie, dla przyjemności wszystkich, a ryzyko (poza tym standardowym, którego uniknąć się nie da) powinno być wyeliminowane lub ograniczone do minimum.

Obruszam się w takich sytuacjach, bo z doświadczenia zawodowego a i własnego jako rodzica wiem, że niespodziewane zupełnie pogorszenie stanu zdrowia jest możliwe...nawet jeśli wcześniej nie obserwowałem żadnych przesłanek, by się o samopoczucie dziecka obawiać. Wiem jak groźna może być reakcja organizmu dziecka na infekcje, zakażenia itp...szczególnie malutkiego.
Popatrzeć wystarczy na statystyki dotyczące powikłań po grypie, co nie oznacza oczywiście, by przed grypą się chować w domu i nosa z niego nie wyściubiać, a jedynie by jej nie bagatelizować.

Dlatego moim zdaniem nie warto niepotrzebnie ryzykować i serwować oseskowi ekstremy, bo przecież ma czas by takowej posmakować.

Inną sprawą jest to, że gdy w dyskusji o bezpieczeństwie dziecka słyszę argument typu: "w dlaczego mam sobie tego odmawiać", "dziecko mi życia nie zastąpi", to scyzoryk mi się w kieszeni otwiera;)

Chyba Reckon ma rację, by skończyć ten temat, bo udowodnić się swoich argumentów tu nie da, a klepac w koło macieju tyż sensu nie ma.


Pozdrawiam:)

buba
08-07-2009, 15:56
a co z dziecmi ktore rodza sie w gorach? ktorych rodzice mieszkaja w wysoko polozonych przysiolkach, wioskach zima wrecz odcietych od swiata? gdzie ni pogotowia ni zasiegu na komorke? a do lekarza trzeba zasuwac w sniegu pare kilometrow z dzieckiem na rekach..a w domu piec i brak biezacej wody.. czy wedlug was tacy ludzie wogole powinni sie wyrzec posiadania dzieci z zasady? czy tam rodza sie jakies inne dzieci niz nasze miejskie?

Góral
08-07-2009, 16:30
Są na świecie zapewne takie miejsca gdzie nie ma wody, jedzenia brakuje większą część roku, do najbliższego szpitala trzeba jechać kilka dni, higiena jest na poziomie zerowym itd. itp. Ale okazuje się że tam też zyją ludzie. W związku z tym rodzą się też dzieci. To normalne. Część tych dzieci umiera bardzo szybko właśnie ze względu na to w jakich warunkach żyją. O wiele więcej ich umiera niż w cywilizowanych krajach - to bezsporny fakt.
Tylko że ci ludzie nie mają wyboru - muszą tam żyć i skoro mają dzieci to muszą się pogodzić z większym ryzykiem.

Natomiast co innego jest pchać się dla własnego widzimisię z niemowlęciem czy - o zgrozo - z noworodkiem, w niekorzystne warunki jakie dla takiego maleństwa mogą pojawić się wszędzie, np. w wysokich górach (możliwe załamanie pogody, zimno, deszcz, upał, użądlenia owadów).

Ja również uważam to za skrajną nieodpowiedzialność.

Poza tym nie mogę zrozumieć dlaczego ludzie tak robią. Żeby sobie coś udowodnić? Żeby zaimponować innym? Pojęcia nie mam. Bo niemowlę zapewne nie odnosi z tego żadnych korzyści. Z resztą czy ktoś z Was pamięta co się z nim działo do drugiego roku życia. Ja nawet gdybym pojechał wtedy z rodzicami zobaczyć siedem cudów świata to i tak pewnie troszczyłbym się tylko o cyca od mamy ewentualnie butelkę z żarciem i głęboko gdzieś miałbym jakieś piramidy egipskie, wodospady czy inne atrakcje. Natomiast miałbym dużo większe szanse żeby mi się coś stało poważnego.

Dlatego uważam że vm ma 100 procent racji. Po prostu nie warto ryzykować. Chojraków jest dużo ale jak się coś stanie to już może być za późno.
Po Bieszczadach można łazić z takim dzieckiem do woli ale moim zdaniem jednak nie wszędzie i nie o każdej porze roku.

wadera
08-07-2009, 16:38
a co z dziecmi ktore rodza sie w gorach? ktorych rodzice mieszkaja w wysoko polozonych przysiolkach, wioskach zima wrecz odcietych od swiata? gdzie ni pogotowia ni zasiegu na komorke? a do lekarza trzeba zasuwac w sniegu pare kilometrow z dzieckiem na rekach..a w domu piec i brak biezacej wody.. czy wedlug was tacy ludzie wogole powinni sie wyrzec posiadania dzieci z zasady? czy tam rodza sie jakies inne dzieci niz nasze miejskie?

Gdy mój syn się urodził mieszkaliśmy na odludziu,bez drogi dojazdowej,godzinę drogi od najbliższej wsi.Bez wygód a jak dobrze powiało to i prądu.Jako niemowlę całymi dniami spał na dworze(zimą również) jego zabawy też nie były jakoś bardzo "higieniczne"-nigdy nie chorował,jadł wszystko.Potem zbliżał się wiek szkolny musieliśmy przeprowadzić się do cywilizacji.Dziś wygody ,komputer i jakiś taki delikatny się zrobił,choruje,to już nie to czerstwe dziecko z końca świata.

vm2301
08-07-2009, 17:23
Wadero, moje dzieci robiły to samo, może nie spały cały dzień na dworze, bo i po co, ale brak "klosza" jest według mnie elementem wykształcania m.in. odporności.

Gdybyś wtedy mieszkała w centrum wielkiego miasta, to wyjechałabyś na to odludzie, by celowo urodzić dziecko tam? Na pewno nie.

Ktoś na forum zapytał o łazikowanie z bardzo małym berbeciem, ktoś inny zasugerował, by nie szalał i w długie trasy bez możliwości w miarę szybkiego "odwrotu".

Wywiązała sie z tego niemal kłótnia, w której moi oponenci prześcigają sie teraz w ekstremie. Licytacja, kto w bardziej ekstremalnych warunkach chował dzieci.

Kurna, czego to ma dowodzić?

To, że np. Ty musiałaś w takich warunkach mieszkać z malutkim dzieckiem oznacza, że każdy może brać pod pachę niemowlę i na zimowy trekking uderzać?

Czy to, że Twoje dziecko na szczęście poradziło sobie kondycyjnie w takich warunkach oznacza, że każde inne również nie odniesie uszczerbku na zdrowiu?
Przecież sama piszesz, że Twoje dziecko teraz chorowite, czy nadal całymi dniami śpi na dworze?

Mógłbym spokojnie podawać przykłady z drugiego bieguna.

Nastolatek zachorzał na grypę, kurna, zwykła grypa kto by się przejmował, większość chyba ludzi do lekarza leci, gdy już domowo-apteczna kuracja nie pomaga. czy ktoś przejmuje się konsekwencjami powikłań? Nie.
Ten chłopiec teraz doskonale wie, czym grozi "przechodzenie" grypy - obecnie czeka z tego powodu na transplantacje serca.

Czy mój przykład jest dowodem tego, że należy siedzieć w domu, między ludzi nie wychodzić, by się grypą nie zarazić? Nie. Żadna skrajna postawa nie jest dobra. Więc nie lansujcie skrajnych postaw jako słusznych i godnych naśladowania.


Bubo,

Czy fakt, że gdzieś tam w Afryce obrzezają dziewczęta oznacza, że zrobiła byś to samo swojemu dziecku?

To, że jakieś plemię dla dowodu dojrzałości chłopca wymaga upolowania jakiegoś dzikiego zwierza oznacza, że swojego syna w dniu 18 urodzin wrzucisz do klatki z lwem, bo tyż powinien jako mężczyzna sobie poradzić?

...ja tylko się dostrajam do Twojego toku myślenia;)


W końcu, ostatni raz tłumaczę, że nie walczycie z opinią, że dzieci należy chronić przed światłem słonecznym, świeżym powietrzem, że należy je sterylizować po każdym spacerze.

Nie walczycie z kimś, kto twierdzi, że nie wolno dzieciom pozwalać na zabawy na łonie natury.

Podyskutujcie z kimś, kto uważa, że zabieranie 5 tygodniowego dziecka na zimowe szlaki górskie jest bezsensownym narażaniem oseska na niebezpieczeństwo.

Kto uważa, że gdy zabieramy kilkumiesięczne dziecko na szlaki latem, to trza tak zaplanować trasy, by mieć w odwodzie auto, czy możliwość otrzymania pomocy, gdyby doszło do jakiejś nieprzewidzianej i groźnej sytuacji.

Przekonajcie mnie na przykład, że Waszego dziecka osa nie może użądlić, a jak użądli, to nie będzie reakcji alergicznej, a jak będzie to dziecku i tak się nic nie stanie.

Ja tylko ze względu na zwyczajna miłość do własnego dziecka i odpowiedzialność zawsze staram się ryzyko niwelować, a gdy wiem, że coś nieprzewidzianego może się stać, to zabezpieczam się w jakiś sposób.
Powiedzcie co w tym złego?

Przekonajcie mnie, że przyjaźń choćby, małżeństwo czy posiadanie dzieci nie jest związane z kompromisami, a co za tym idzie jakimiś wyrzeczeniami.
Powiedzcie co złego jest w tym, że bez żalu potrafię zrezygnować z pewnych rzeczy na rzecz własnych dzieci?


Pozdrawiam:)


PS Spodziewam się, że za chwilę ktoś napisze iż żydowskie dzieci podczas wojny wpieprzały obierki i to co kilka dni, w związku z tym ten, kto dba o zdrowe odżywianie się dziecka jest kiepem, hehehe

joorg
08-07-2009, 17:50
....Sam ze swoją 0,5roczną córką startowałem w zawodach ....
0,5 roczną .


...Osobiście zalinkowane wspomnienia łażenia z 5 tygodniowym dzieckiem po górach ....
Tak właśnie się tworzy fikcję (plotki)...Coś tu nie rozumię ? 5 tygodniowe , czy 6 miesięczne?To jest zasadnicza różnica.
A tak na serio .. to jest już "bicie piany" w tym temacie :roll: i robi się śmiesznie :mrgreen:,jak się pisze nie wiedząc nawet, co się pisze.

WUKA
08-07-2009, 17:58
Podsumowując -R O Z S Ą D E K NAJWAŻNIEJSZY!

vm2301
08-07-2009, 21:10
0,5 roczną .


Tak właśnie się tworzy fikcję (plotki)...Coś tu nie rozumię ? 5 tygodniowe , czy 6 miesięczne?To jest zasadnicza różnica.
A tak na serio .. to jest już "bicie piany" w tym temacie :roll: i robi się śmiesznie :mrgreen:,jak się pisze nie wiedząc nawet, co się pisze.

Joorgu drogi,

Poczytaj uważnie!!!, a zauważysz, że nie tworzę plotek, jeno odnoszę sie w swych postach do dwóch różnych przypadków.

By Ci to ułatwić:

rzekł Malo:


Sam ze swoją 0,5roczną córką startowałem w zawodach

a ja na ten przykład odrzekłem:


Jakie Ty atrakcje w kilkugodzinnym marszu dla 6-miesięcznego dziecka widzisz?

6-miesięczne = 0,5 roczne, prawda?


rzekła wadera:


Ja długo pisać nie będę proszę sobie poczytać i pooglądać załączone zdjęcia
http://forum.gazeta.pl/forum/w,572,6...klad_tak_.html

rzekłem ja sam, co raczyłes osobiście Joorgu zacytować:


...Osobiście zalinkowane wspomnienia łażenia z 5 tygodniowym dzieckiem po górach ....

zalinkowane, więc link otwierając można przeczytać:


Jaś miał 5 tygodni, kiedy zabraliśmy go w góry - to był grudzień, maleństwo
opatulone w nosidełku, piło jeszcze tylko moje mleko wtedy. Spędziliśmy w
górach tydzien zahaczając o doroczną

Czy nadal chcesz powiedzieć, że plotki tworzę?

Wskaż proszę fragmenty, w których zamiast konsekwentnie trzymać się swojej opinii staram się argumentować, rozmawiając z coraz to nowymi dyskutantami, odpowiadając na pojawiające sie posty i argumenty, a gdzie po prostu piane biję, czyli bez sensu atakuję kogoś...jak rozumiem o personalne ataki Ci chodzi, skoro w obronie czyjejś o plotkowanie mnie oskarżasz?

W którym momencie plotki tworzę?

Jesteś nadal tego pewien?

Może zechciej merytorycznie głos zabrać w dyskusji, zamiast po pobieżnym przeglądnięciu tematu dojebać komuś na podstawie niesłusznego osądu?



Zaś sprawiasz wrażenie rozsądniejszego...

Pozdrawiam:)

hwat
08-07-2009, 22:07
zapachniało kolejnym procesem :)

Proponuje zakończyć dyskusje poniższym podsumowaniem:
1. Dzieci zabieramy w odludzia jak już wiemy, że nie są uczuleni na jad osy
2. Małe dzieci, które np. nie potrafią siedzieć leżą w domciu w łóżeczku a nie szwędają się po górach w niewygodnych nosidełkach
3. Wszyscy kochamy dzieci
4. Dzieci kochają góry (mój 3 latek wychodząc na Orłowicza powiedział patrząc na góry "jak tu ładnie" - będę to pamiętał chyba do końca życia)

Pisałem całkiem serio, bez ironii. No może troszkę z tym jadem ;)

Marcowy
08-07-2009, 22:22
zapachniało kolejnym procesem :)


Na pieszczoty trzeba sobie zasłużyć ;)

Ja tylko dodam, że pod postami VM-a w tym wątku podpisuję się oburącz i obunóż. Nieczęsty to przypadek, gdy ktoś patrzy trzeźwo, uzasadnia sensownie, nie ulega egzaltacji i pisze stylowo. Sorry, nie chciałem być protekcjonalny :P

vm2301
08-07-2009, 22:27
Ja tam prawem żadnym podpierać sie nie mam zamiaru;)...liczę na rozsądek i dobre wychowanie.

To w kwestii plotkarstwa.

Jeśli chodzi natomiast o moje opinie, to chętnie i rok będę z kimś dyskutował, choć wiary w przekonanie tego kogoś mieć nie będę...bo w grze nie wygrana, ale przyjemność grania się liczy.

A to w kwestii bicia piany.

Pozdrawiam i spadam :)

wadera
09-07-2009, 09:49
Ja opisałam tylko swoją sytację (ten epizod trwał tylko 2 lata) i spostrzeżenia.Teraz żyjemy jak pan Bóg przykazał trochę bardziej wymoczkowaci ,wspominając z sentymentem tamten czas ale niech poziostanie on tylko wspomnieniem .

Osobiście nie wybrałabym się z małym dzieckiem na szlak,bo celem wędrówki jest odpoczynek duchowy i psychiczny-a w tej sytacji przyjemność wątpliwa.
A noszenie dziecka w nosidełku jest bardzo nie wskazane -rujnuje to nierozwinięty kręgosłup dziecka jeżeli już to tylko chusta,która jest doskonała pod względem ortopedycznym,likwiduje problem kolki itd.
Gdy pojawi się u nas kolejny potomek nie zamierzamy wybierać się w dalekie podróże,mieszkam 30 km od poleskiego parku narodowego i 80 km od roztoczańskiego.Teraz celowo tam żadko bywam by móc odkrywać te miejsca gdy inne wypady trzeba będzie odłożyć.Będzie miło ,blisko ,bezpiecznie a równie pięknie i ciekawie.

Swoją drogą dawno już nie czytałam na forum tak zaciekłej dyskusji,założyciel wątku zapewne czyta to przerażony,mieliśmy służyć tylko radą co do miejsca w które można by się ewentualnie wybrać.

vm2301
12-07-2009, 10:09
Drogi Joorgu,

Czyżbyś należał do kategorii ludzi, którzy nie baczą na własne słowa i nie liczą się z tym co piszą?
Czyżbyś uważał, że człekowi uchodzi oskarżyć kogoś o coś, a gdy ten udowadnia "mylność i niesprawiedliwość" osądu, nijak się do tego nie odnieść?

Wszak w ten sposób
właśnie się tworzy fikcję (plotki)
Jednajże wtedy nie zawsze
robi się śmiesznie:mrgreen: ,jak się pisze nie wiedząc nawet, co się pisze.

Masz odwagę nazwać mnie plotkarzem a brakuje Ci jej by odnieść się do mojej odpowiedzi?


Pozdrawiam:)


PS.

Trochę mi ta sytuacja przypomina kundla z sąsiedztwa.

Jak wpadnie, to poszczeka, pojazgocze trochę i pójdzie.

Gdy od razu zareaguję choćby staropolskim "do budy!", to podkuli swój kundli ogon po dupę i spieprza w podskokach, zaraz wraca i udaje, że mnie nie ma albo merda ogonem jakby nic się nie stało.:lol:

Basia Z.
12-07-2009, 10:50
Witam z opóźnieniem bo wróciłam z Rumunii.

Bardzo dobrze znam dr_Tusię, jej męża Żyrafa i synka Jasia (to "Harnasie", a miałam przyjemność prowadzić obozy kursowe, kiedy Tusia i Żyraf byli jeszcze na kursie).
W podlinkowanej wypowiedzi mowa była nie o wędrowaniu z 5-tygodniowym dzieckiem zimą po górach, ale o przyjeździe z dzieckiem do chatki która jest 40 min. pieszo od cywilizacji, a na miejscu jest kilkanaście zaprzyjaźnionych osób dysponujących samochodami. Więc jest to całkiem co innego niz piesza wędrówka.
Sama zresztą też byłam na owych "Mikołajkach" i pamiętam malutkiego wtedy Jasia, który obecnie ma już 2,5 roku i faktycznie jest zdrowym i pogodnym dzieckiem.

Warunkiem wyjazdu z małym dzieckiem jest doskonała organizacja, jak również w chodzeniu po górach - znajomość terenu.
Tusia i Żyraf są przewodnikami górskimi i w życiu nie wpadli by na pomysł pytania na forum "gdzie się tu wybrać z dzieckiem ?" gdyż oni po prostu to wiedzą.
Jak ktoś zadaje takie pytania na forum, już samo z siebie jest to dla mnie podejrzane i wtedy ja bym raczej odradzała mu wypady z dzieckiem.

Ja też jeździłam w góry z dzieckiem od mniej więcej 6 miesiąca życia, ale powtarzam do znudzenia, ze to były wyprawy dla niego, ewentualnie dla nich a nie dla mnie.

Co do biegów na orientację - o ileż większa, no po prostu nieporównywalnie większa była moja satysfakcja, kiedy moi chłopcy jako 4 i 9-latek wzięli samodzielnie udział w biegach na orientację organizowanych w Lasku Kochłowickim przez "Gazetę Wyborczą", uczyli się posługiwania mapą terenu i zajęli w biegach "rodzinnych" pierwsze miejsce wygrywając z 10-12 latkami (wygrali wtedy zestaw "Lego", i nawet napisała o tym "Gazeta Wyborcza" i było zdjęcie ich obu).
Maciek 4-latek biegł razem ze mną ale sam wybierał trasę na mapie, Michał - 9-latek - całkiem samodzielnie.
Satysfakcję miałam niesamowitą i ja i oni.
A dziecko w nosidełkach niesione na biegu na orientację nie będzie miało z tego żadnej satysfakcji.

Pozdrowienia

Basia

vm2301
12-07-2009, 13:42
Moim zdaniem są dwie strony medalu Basiu.

Jedna, to dyskutowanie, czy przede wszystkim doradzanie w kontekście zapytania postawionego przez nieznanego rozmówcę na publicznym forum internetowym.
Myślę, że typowym jest, nie tylko na tym, czy innym forum górskim, daleko idącej ostrożności w sugerowaniu czegokolwiek.
Nawet przesadna ostrożność krzywdy nie przyniesie, zbyt "lajtowe" podejście do tematu może natomiast powodować zbytni "hurraoptymizm", co jakieś niepożądane skutki przynieść może, chyba się zgodzisz obserwując dyskusje na tych kilku(nastu) forach, gdzie bywasz?

Drugą stronę medalu stanowi kwestia postępowania z kilkutygodniowym niemowlęciem.

O poziomie ryzyka pobytu choćby stacjonarnego w chatce w górach (choć przecież nie siedzieli w niej non stop, sądzę, że spacerów też nie ograniczali do bezpośredniego sąsiedztwa) - pogoda, warunki sanitarne itp - pewnie spieraliby się nawet specjaliści pediatrzy, więc nie ma mowy o tym, by którakolwiek ze stron takiego sporu udowodniła drugiej swoje racje.

Co zresztą jest logiczne, jedno dziecko może się rozchorować po spacerze pod blokiem, inne zniesie surowe warunki bez żadnych konsekwencji.

Ja skłaniałbym się za opcja "ostrożną", uważam, że bez względu na ocenę w skali Apgara, kolejne wyniki badań, czy obserwacji, należy w tym etapie życia znacznie bardziej uważać na dziecko, bo konsekwencje byle przeziębienia mogą być znacznie poważniejsze niż u starszych dzieci. Nikt chyba nie chce powiedzieć, że 5-tygodniowe niemowlę ma równie silny organizm, co choćby 3-latek?
Intuicyjnie czuję i łatwiej mi uwierzyć w sugestie tej "ostrożniejszej" grupy lekarzy, że 5-tygodniowe niemowlę jest zbyt małe na takie eskapady, nawet jeśli rodzice są zawodowymi przewodnikami. Wszak nie mówimy o zgubieniu się na szlaku, czy braku umiejętności radzenia sobie w terenie, a o reakcji bardzo młodego organizmu na warunki trudniejsze niż w domu, z możliwością dotarcia pomocy nie w kilkadziesiąt, a kilka minut.

Taki wypad nie jest konieczny dla prawidłowego rozwoju dziecka, nie przyniesie też żadnych pozytywnych korzyści, innych od tych, które są osiągalne "na miejscu".
Dlatego uważam, że taki wyjazd jest, że posłużę się Twoimi słowami, nie dla dziecka, a dla rodziców. A to kłóci sie w moim postrzeganiem umiejętności rodzica z rezygnowania z pewnych rzeczy na rzecz własnego dziecka.

Tym bardziej, że czasu na zabieranie dzieci w góry mamy mnóstwo później. Co takiego strasznego by się stało, gdyby zamiast w 5 tygodniu zabrać to dziecko góry w 5 miesiącu choćby?
Czy stałoby się coś złego? Coś poza nie spełnieniem się planów i zamierzeń rodziców?
Moim zdaniem nie.
Pojechałbym w te góry nieco później, pewnie po roku, czy dwóch w ogóle zapomniałbym, że raz musiałem sobie jakiś wyjazd odpuścić, radość dawana mi przez dziecko przesłoniła by wszelkie żale szybko, ale gdyby coś złego się stało nie darowałbym sobie tego do końca życia.


I nie jest to sprzeczne z przekonaniem o bardzo pozytywnym dla zdrowia i prawidłowego rozwoju spędzaniu czasu na świeżym powietrzu, kultywowaniu szeroko rozumianej kultury fizycznej i turystyki, które to przekonanie ma każdy z nas...inaczej nie bywalibyśmy na górskim forum;)

Pozdrawiam:)

vm2301
12-07-2009, 13:44
dubel, sorry

joorg
12-07-2009, 13:48
PS.
Trochę mi ta sytuacja przypomina kundla z sąsiedztwa.

Jak wpadnie, to poszczeka, pojazgocze trochę i pójdzie.

Gdy od razu zareaguję choćby staropolskim "do budy!", to podkuli swój kundli ogon po dupę i spieprza w podskokach, zaraz wraca i udaje, że mnie nie ma albo merda ogonem jakby nic się nie stało.:lol:

A mnie to przypomina Kundla ,który podlewa i podnosi łapę na każdy
napotkany po drodze płot,a jak się "zareaguje po staropolsku" to nawet się z... na własnym podwórku i dalej merda ogonkiem bez zrozumienia.

ps.przepraszam Pozostałych Czytających za to pisanie ,ale zostałem sprowokowany.

vm2301
12-07-2009, 14:07
Joorg, Nie "podnoszę łapy na każdy płot", bo nie latam po wszystkich wątkach próbując je zagarnąć, czy choćby oznaczyć jako swoje terytorium. Nie uzurpuję sobie jedynie prawa do czucia się jak u siebie, nie uzurpuję sobie prawa do bycia "jedynym wiedzącym".
Naprawdę takie wrażenie odnosisz? A na jakiej podstawie?

Co oznacza, że zesrałem się na własnym podwórku? Że nie zgadzam się z opiniami osób tu piszących? Przecież na tym polega dyskusja. Ty nigdy nie polemizujesz?

Merdam ogonkiem bez zrozumienia?
Przecież rozumiem, że ktoś inny ma swoje zdanie, ja po prostu się z nim nie zgadzam.


Może po tych psich dygresjach wrócimy do konkretów.

Zwracam Ci uwagę na to po raz drugi, może tym razem tego nie zignorujesz.

Zasugerowałeś mi sianie plotek i bicie piany. Co do pierwszej kwestii udowodniłem Ci niesłuszność oskarżenia, w kwestii drugiej postawiłem swoje argumenty.

Fakt, że wpadłeś jak burza do wątku, w którym nie brałeś udziału po to, by mnie złajać stawiając niesłuszne zarzuty, postawiłeś zarzuty na podstawie pobieżnego przeglądnięcia wątku, a potem nie próbowałeś w żaden sposób się do mojej odpowiedzi odnieść oznacza, że tak naprawdę nie ważnym jest to, czy miałeś rację, nie istotne jest wyjaśnienie "oskarżonego", grunt, że się dowaliło?

Mój post nie był "prowokacją" i to nie ja sprowokowałem wymianę zdań, za która przepraszasz forumowiczów (taka socjotechnika?) ja tylko bronię się przed nie słusznym oskarżeniem, gdybyś raczył odpowiedzieć na mój post, to nie pisałbym drugiego. Nie ignoruj rozmówców, a rozmowa będzie łatwiejsza. Zanim postawisz komuś jakiś zarzut przeczytaj uważnie jego wypowiedzi, unikniesz krzywdzących osądów.


Przeczytaj z łaski swojej moją odpowiedź na Twój "atak" i spróbuj odpowiedzieć mi na dwa pytania:


1. Czy jesteś pewien, że tworzę jakieś plotki, czy rozpuszczam nieprawdziwe informacje?

2. Czy to ja napisałem post do Ciebie, coś Ci w nim zarzucając, czy też to Ty stwierdziłeś, że plotkuję. Czy to ja Ciebie sprowokowałem, tzn to ja Ciebie w jakiś sposób zaatakowałem pierwszy?


Pozdrawiam:)

Basia Z.
12-07-2009, 17:40
Moim zdaniem są dwie strony medalu Basiu.

Jedna, to dyskutowanie, czy przede wszystkim doradzanie w kontekście zapytania postawionego przez nieznanego rozmówcę na publicznym forum internetowym.
Myślę, że typowym jest, nie tylko na tym, czy innym forum górskim, daleko idącej ostrożności w sugerowaniu czegokolwiek.


Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i wiesz zresztą, że z udzielaniem hurraoptymistycznych odpowiedzi w rodzaju "dasz radę - napieraj" nigdy się nie spieszę.




O poziomie ryzyka pobytu choćby stacjonarnego w chatce w górach (choć przecież nie siedzieli w niej non stop, sądzę, że spacerów też nie ograniczali do bezpośredniego sąsiedztwa) - pogoda, warunki sanitarne itp - pewnie spieraliby się nawet specjaliści pediatrzy, więc nie ma mowy o tym, by którakolwiek ze stron takiego sporu udowodniła drugiej swoje racje.


To był wyjazd wyłącznie weekendowy - pół piątku, sobota, niedziela.
Mimo tego, że Tusia jest z pewnością lepszym fachowcem niż ja, bo sama jest lekarzem pediatrą - to ja bym jednak z tak małym dzieckiem nie pojechała.

Właśnie dlatego, że byłby to wtedy egoistyczny wyjazd "dla mnie" nie "dla dziecka".
Egoistyczne zachcianki zaspakajałam zostawiając maluchy z mężem i jadąc sama (w pierwszym półroczu życia dzieci były to tylko wypady kilkugodzinne, z powodu karmienia)
A wspólne spacery zaczęliśmy na wiosnę od Jury (obydwaj moi chłopcy urodzili się pod koniec listopada, więc było to na wiosnę).
Zresztą Maciek w pierwszym roku życia poważnie nam chorował (zarażony w szpitalu), więc w jego przypadku było to jeszcze później.



Co takiego strasznego by się stało, gdyby zamiast w 5 tygodniu zabrać to dziecko góry w 5 miesiącu choćby?
Czy stałoby się coś złego? Coś poza nie spełnieniem się planów i zamierzeń rodziców?
Moim zdaniem nie.


Tu się z Tobą zgadzam, też uważam ze było to zaspakajanie zachcianki rodziców i pewnego rodzaju pokazanie wszystkim "dajemy radę".
Wyjaśniłam tylko kontekst wyjazdu, aby nie sprawiał wrażenie wyjazdu na zimową wędrówkę z oseskiem.
Inna sprawa, ze w chatce było wtedy ok. 60 ludzi, każdy chciał malucha zobaczyć, nie sądzę aby przebywanie w tak dużej grupie ludzkiej było dla malucha wskazane.



Pojechałbym w te góry nieco później, pewnie po roku, czy dwóch w ogóle zapomniałbym, że raz musiałem sobie jakiś wyjazd odpuścić, radość dawana mi przez dziecko przesłoniła by wszelkie żale szybko, ale gdyby coś złego się stało nie darowałbym sobie tego do końca życia.


Mam dokładnie tak samo, też nie raz z powodu dzieci rezygnowalam z wyjazdów, ale inne wyjazdy z dziećmi dawały mi poczwórnie dużo radości.

Z odwrotnej strony - nie rozumiem dobrego kolegi którego dziecko ma już prawie 5 lat a on sam mimo, że zapalony turysta wzbrania się zabierać je w góry choćby do "agroturystyki". Nie wiem dlaczego.
W góry jeździ prawie wyłącznie sam.
Moim zdaniem (podkreślam to moim zdaniem) traci możliwość bardzo ciekawych kontaktów z dzieckiem.

Pozdrowienia

Basia

vm2301
12-07-2009, 18:05
Ja staram się pogodzić swoje ciągątki, które nie zawsze mogę dzielić z rodziną. Moje baby, choć łażą po górach, nie wytrzymują dystansu, czasu itp, więc jak Twój kolega czasem im "zwiewam".
Może go żona na smyczy krótkiej trzyma i jak się z niej zerwie...to chce poczuć luz, żadnych obowiązków, ograniczeń?

Takie wspólne wędrówki, jak i inne sposoby spędzania czasu razem, dużo dają późniejszym relacjom rodzic-dziecko. Niektórym ludziom jednak to niepotrzebne, dla innych nie jest niezbędne, dać żreć, kupić parę gadżetów i tyle. Smutne, ale prawdziwe:(

Pozdrawiam:)

malo
16-07-2009, 21:59
Chciałem coś powiedzieć.. ale zbyt dużo, by się we wszystko wczytać.

Proponuje zakończyć dyskusje poniższym podsumowaniem:
1. Dzieci zabieramy w odludzia jak już wiemy, że nie są uczuleni na jad osy

OK

2. Małe dzieci, które np. nie potrafią siedzieć leżą w domciu w łóżeczku a nie szwędają się po górach w niewygodnych nosidełkach

Polemizowałbym.
Dawniejsze nosidełka lub inne metody noszenia np. w specjalnej chuście uważam że są całkiem dopuszczalne dla dzieci nie umiejących siedzieć. Całkiem poważnie zasugerowałbym przykłady z mniej zepsutych cywilizacją rejonów, gdzie dziecko musi być cały czas przy rodzicu pracującym na roli. Nasze polskie dzieci od urodzenia poza kolorem skóry nie różnią się aż tak bardzo.
No ale jak ktoś się zastosuje do tych czterech punktów to też źle nie będzie.

3. Wszyscy kochamy dzieci

OK

4. Dzieci kochają góry (mój 3 latek wychodząc na Orłowicza powiedział patrząc na góry "jak tu ładnie" - będę to pamiętał chyba do końca życia)
Pisałem całkiem serio, bez ironii. No może troszkę z tym jadem ;)
OK

Coś bym jeszcze... ale chyba bym uraził tych najbardziej rozsądnych.

A z ostatniego doświadczenia dodam, że tak jak podejrzewałem problemem było własne zdanie mojej najukochańszej aktualnie 7-latki, której się chwilami nużuło (trasa Łopienka-Tyskowa-Radziejowa-przeł.n/Stężnicą-Lipowiec-wdsp.Czartów Młyn-szosa do Górzanki-Tyskowa-Łopienka). Drogą negocjacji fragmentami niosłem na wielbłąda. Nawiasem mówiąc spodziewałem się tego i zawczasu wziąłem odpowiednio dopasowany do tego plecak. Od razu wyjaśniam że zadowolenie córki z różnych ciekawych punktów (np. wodospad pod którym wypluskała się w stroju kąpielowym, widok na Baligród w którym kilka dni wcześniej pomagała naprawiać zabytkowe macewy, a w ogóle to gwóźdź programu - kilka brodów do przejścia) na trasie było wiele większe niż chwilowe momenty znużenia. Dowiedziała się też o Łemkach (choć tu drobna nieścisłość bo powinienem był rzec: Bojkach) i ich historii, czemu ich wioski są dziś puste, kto odbudował cerkiew w Łopience i kapliczkę na Hyrczej. Wiedzę tę zapamiętała i już ochoczo zdążyła się nią pochwalić po powrocie z gór wśród domowiników z nizin.

Ala
16-07-2009, 22:49
A ja jeszcze odnosnie budowania wiezi rodzic - dziecko poprzez wspolne wedrowki.
Nasza corka nie cierpi lazenia po gorach i ma do nas zal ze zamiast opalania sie na plazy zaserwowalismy Jej wedrowanie - w wieku 15 lat zbuntowala sie i powiedziala ze nie ma takiej sily ktora zaciagnelaby Ja w gory- jezdzi nad morze. No to chyba bylismy zlymi mentorami.My to kochamy, kazda wolna chwile staramy sie spedzac w gorkach, Mala mowi ze spieprzylismy Jej dziecinstwo. Tak tez byc moze- nie jestesmy jedynym takim przypadkiem. Nie zebym z tego powodu cierpiala, robi co chce,ale nie udalo sie..

vm2301
16-07-2009, 23:13
@Malo

Piszesz jako sam bym napisał...niby to samo co wcześniej...a jakoś inaczej;)

malo
20-07-2009, 19:45
Wiesz Alu, dla mnie każda wyprawa z dzieckiem to też niewiadoma co do chęci dziecka. Zdaję sobię sprawę, że każdy z nas patrzy na świat inaczej, a co dopiero gdy dołożymy jeszcze różnicę wieku. Przyznam też, że turystyczne (i nie tylko) praktykowanie z nią było od samego urodzenia a nawet jeszcze wcześniej zanim się urodziła (czyli w brzuchu mamy) to miała takie akcje turystyczne a właściwie extremalne (za chętnym udziałem mamy oczywiście) że... co tu gadać.
Więc zawsze się obawiam czy kolejnym razem jeszcze nasze obojga kroki będą równie ochocze. Gdy wyjeżdżałem z córką, to też wcale nie miała za bardzo ochoty jechać w góry, wolała zostać i bawić się z kuzynką. Ale drogą negocjacji krok po kroku przekonałem.. a może raczej należy napisać -namówiłem- ja do wyjazdu (bo przekonana to raczej na początku nie była). Myślę że te negocjacje na początku wiele dały - dziecko gdy na początku widzi że jest powaznie traktowane, że dla niego się czasem nawet odstąpi od tego co nasz rozsądny umysł zamyśli - to później idzie już lepiej.
Ale te momenty.. gdy siedzieliśmy razem w górskiej chatce, paliliśmy na wieczór drewno w kominku (czego w mieście raczej nie zrobimy) i będąc sam na sam uruchamialiśmy wyobraźnię mówiąc sobie co widzimy w płomieniach - warto było namówić do tych chwil.
Ja pamiętam czego nie lubiłem gdy gdzieś "ciągali" mnie rodzice - tego staram się unikać, a konkretnie mówiąc to wsłuchiwać w tę część którą na wyprawie postuluje moja córka. I gdy jej się nuży i pyta "Czy długo jeszcze?" - to nie okłamuję i nie mówię "Niedługo".. bo to chyba taka fałszywa zachęta, która nie rozwija cierpliwości w małym człowieku, a w konsekwencji i zadowolenia. Tym bardziej że wyzwaniem było już dojechanie (12godz w foteliku samochodowym to przecież nie frajda, tłumaczyłem jej jakie etapy drogi mamy by dojechać) a jednak podróż "do" znieśliśmy dzielnie.
Może niektórzy się tu krzywią, że rodzic spełnia swe plany kosztem dziecka (ciągania jego po górach) ale chyba o to chodzi, żeby dobrze bawić się w dawne marzenia to wtedy odnajduje się w sobie takie dziecko któremu łatwiej dogadać się z tym kolejnym małym dzieckiem.
I nie wszystko opiszę co robiłem z córką, bo gdyby mama to przeczytała to ojojoj... A były tam takie pomysły córki, na które sam bym się chyba nie odważył :]

vm2301
20-07-2009, 20:31
Może niektórzy się tu krzywią, że rodzic spełnia swe plany kosztem dziecka (ciągania jego po górach)

Malo, jeśli do mnie pijesz, to popatrz obiektywnie, wiesz dobrze, że nie "czepiałem się" w kontekście po prostu wspólnych wędrówek po górach, palenia ognisk, czy w kominku, czy wspólnych zabaw.

Pozdrawiam i życzę udanych wypraw...wspólnych również:)

malo
21-07-2009, 21:34
Malo, jeśli do mnie pijesz
Jestem niepijący (kompletnie niepoprawny Polak:)

vm2301
21-07-2009, 22:09
Jestem niepijący (kompletnie niepoprawny Polak:)

Odnosisz się do jakichś stereotypów z ta niepoprawnością;)

Twoje zdrowie;)

tkamieniarz
22-07-2009, 22:14
witam
czytam ten watek i wiem jedno:
urodzilem sie w gorach, rodzice od urodzenia pokazywali mi je, kiedy podroslem sam przetrzasalem je w poszukiwaniu roznych ciekawych miejsc i robie to do dzisiaj - jedynie gory sie zmienily :)
za kilka dni razem z moja 9 miesieczna corka jedziemy do polski i na pewno bedziemy w pieninach. beskidzie sadeckim i bieszczadach, zas w przyszle wakacje ponownie w pireneje :), co prawda z tata na pico de aneto jeszcze teraz nie wejdzie ale za pare lat kto wie:)
a co do nosidelek - juz dawno stworzono nosidelka do wypraw w gory , wykonane jako dobry plecak , wygodny dla dziecka
pozdrowiena

Bęczek
28-08-2009, 01:26
To ja tak odpowiadajac na pytanie a nie dywagujac czy, dlaczego, po co i komu to ma służyć. Polecam wspomniane juz wczesniej drogi przez Sine Wiry i Caryńskie oraz całą masę "asfaltowanych" stokówek w dolinie Sanu, od zródeł praktycznie az do jeziora, na Otrycie - z kazdej jego strony oraz zamkniete dla ruchu "asfalty" na zachodzie wokół Chryszczatej, do Balnicy czy z Żubraczego przez Solinke do Roztok Górnych. Długo by wymieniac... Niestety żadnych tu szczytów, ale i tak lepsze to niż w miescie po parku. I mam nadzieje, ze mój czteromiesieczny syn podziela tą opinie :)
Pozdrawiam

Kelly
15-04-2012, 10:17
Witam
Za tydzień planujemy wybrać się z dzieckiem w Bieszczady. Ola ma już 9 miesięcy i na wszelkie spacery będziemy używać wózka więc w planach są wszelkiego rodzaju stokówki, np. Sine Wiry, Jaworzec, Łopienka, Caryńskie, rejony Zatwarnicy (Hulskie, Suche Rzeki, wodospat na Hylatym, stokówki biegnące pod pasmem Otrytu). Dodatkowo to gdzie będziemy spacerować uzależnione jest od naszego miejsce noclegowe. No i tu mamy mały kłopot, bo nie wiemy gdzie zarezerwować sobie nocleg. Potrzebować będziemy w miarę przestronnego pokoju, wyposażonej kuchni (aneks), w pokoju łazienki no i aby na noclegu było ciepo. Dodatkowo aby przed domkiem była możliwość posiedzenia na ławeczce z wózeczkiem. Jeśli ktoś polecałby jakiś fajny nocleg na wyjazd z 9 miesięcznym dzieckiem prosimy o informację.

długi
15-04-2012, 10:26
Wołosate, agroturystyka "Stajnia" u pani Grzegorz
Pokoje z łazienką, duży aneks kuchenny dla gości wyposażony w dużą lodówkę, kuchenkę oraz wszystkie naczynia i garnki
Ganek z ławeczką od frontu oraz trawniczek ze stołem i ławkami z tyłu.
Pozdrawiam
Długi

Kelly
15-04-2012, 13:52
Stajnia w Wołosatem to oczywiście bardzo fajne miejsce, nocowaliśmy tam kilkakrotnie ale teraz wolelibyśmy, ze względu na pobyt z dzieckiem, które chcemy wozić w wózku, nocować tak aby nie dojeżdżać zbyt dużo autem. Wolelibyśmy coś w linii Dwernik, Chmiel, Zatwarnica, Sękowiec. A może coś w Mucznem?

peterix
16-04-2012, 10:33
Jak spacery z wózkiem to może w Zatwarnicy http://www.barr-ustrzyki.pl/hotel/zielone.html
Szczególnie tanio to może tam nie jest, ale chyba dobre warunki do pobytu z dzieckiem. Jedzenie bardzo dobre - korzystałem choć nie bylem gościem ośrodka tylko przypadkowym łazikiem z plecakiem.
Blisko rzeczka, łączka, można posiedzieć z wózkiem i z ... browarkiem :)
Ewentualnie wielokrotnie polecany tu na forum Sękowiec http://www.sekowiec.net/ - ale czy są jeszcze wolne miejsca? Spróbujcie...

Kelly
16-04-2012, 11:32
A może ktoś wie czy Domek Myśliwski w Sękowcu http://www.krosno.lasy.gov.pl/web/lutowiska/21 to dobre miejsce na pobyt z małym dzieckiem?

curik
16-04-2012, 11:51
Polecam http://www.ckrczarna.pl/