PDA

Zobacz pełną wersję : Zimowa ekspedycja 2010



PiotrB
24-08-2009, 11:16
Witam.
Kończą się wakacje i lato. Przed nami złota polska jesień miejmy nadzieje.
Ja jednak z przygotowaniami wybiegam o krok do przodu.
Wymyśliłem sobie zimową ekspedycję czerwonego szlaku od Komańczy do Wołosatego, ze spaniem na śniegu itp.
Mam już jednego zapaleńca, takiego jak ja jednak dla bezpieczeństwa i towarzystwa przydałoby się jeszcze kliku.

Naszą wyprawę planujemy w okolicach stycznia/lutego 2010. Ale to jeszcze do ustalenia, gdyby pojawili się jeszcze jacyś chętni.
Poszukujemy ludzi, którzy byli już zimą na podobnych wyprawach, jednak "nowicjusze" i chętni do spróbowania czegoś nowego też będą mile widziani.

Trasa miałaby wyglądać mniej więcej tak, aby w każdym ewentualnym miejscu noclegu było w miarę blisko do zabudowań. Bezpieczeństwo przede wszystkim!

Całą wyprawę przewidujemy na ok. max. 5-6 dni w zależności od warunków pogodowych (ilości czy też głębokości śniegu)

I tak pierwszy dzień to przyjazd w miarę możliwości wcześnie rano do Komańczy. Pozostawienie "gdzieś" naszych pojazdów. Krótki rozruch aklimatyzacyjny z marszem do pierwszego miejsca noclegowego na polu namiotowym w Duszatynie. Tutaj możemy doprecyzować plany i po pierwszym noclegu, jeśli ktoś nie będzie czuł się na siłach, to może zawrócić.
Drugi dzień, to trasa przez Chryszczatą, przełęcz Żebrak do Cisnej. Cały czas Wysokim Działem czerwonym szlakiem. W Cisnej mamy wybór, kto chce to w namiocie na śniegu (o ile będzie), komu zimno to w Schronisku.

Dzień trzeci, to dalej szlak czerwony przez jasło i Okrąglik pod Smerek. Nocleg gdzieś na zboczach lub u stóp Smereka. Tutaj mamy możliwość zejścia np. do Schroniska w Roztokach Górnych z Okrąglika lub z Jasłą w Okolice Przełęczy Przysłup. (moim zdaniem w zimie do Roztok będzie łatwiej).

Dzień czwarty to obie połoniny i nocleg w UG.

Dzień piąty to Tarnica, Halicz i Rozsypaniec z ewentualnym noclegiem w Wołosatem lub próba powrotu do Komańczy.
W zależności od warunków śniegowych, jeżeli odcinek Wetlina-UG będzie nieprzejezdny, to może byc problem z szybkim dostaniem się do Komańczy.

Istnieje też możliwość hardcorowa powrót do Cisnej z Wołosatego szlakiem granicznym i dalej Wysokim Działem do Komańczy. Ale na to potrzeba minimum 2 dni (czerwony+graniczny w sumie prawie 200km) no i przede wszystkim chętnych.
Oczywiście dla naszego bezpieczeństwa poinformujemy GOPR o naszych planach.

Czekam na chętnych :mrgreen: i wszystkie opinie.

Browar
24-08-2009, 16:01
"Niedźwiedzie mięso" się szykuje,mniam.Powodzenia życzę.

PiotrB
24-08-2009, 16:20
"Niedźwiedzie mięso" się szykuje,mniam.Powodzenia życzę.
Powinny jeszcze spać. Ale zawsze może któryś przebudzić sie na siku :-D

[/URL][URL]http://www.twojebieszczady.pl/fauna/niedzwiedz.php (http://bieszczady.pro/component/content/article/1-bieszczady/18-niedzwiedzie-w-bieszczadach.html)

Jak sroga zima będzie, to prędzej wilki mogą nas pogonić, w zeszłym roku wyciągały ponoć psy z budy :???:
W zimie nie miałem jeszcze do czynienia z misiem. Nie widziałem też jego tropów. Co innego z wilkami.
Dzika zwierzyna jest raczej płochliwa i jeżeli zbierze się nas kilkuosobowa ekipa, to narobimy tyle hałasu i smrodu, że raczej nic doi nas nie podejdzie

Browar
24-08-2009, 16:36
Nie w tym sensie pisałem,he he.Przeczytaj klasykę Jacka Londona "Bellew Zawierucha".Pożerać niedźwiedzie mięso to wdać się w znakomitą awanturę np spływ przez progi na Yukonie,coś jak nasze,taternickie "jest ryzyko,jest zabawa,albo piargi,albo sława".Najwyższym stopniem wtajemniczenia (i radochy) jest "pożeranie niedźwiedziego mięsa na surowo" ;)

PiotrB
24-08-2009, 16:46
Nie w tym sensie pisałem,he he.Przeczytaj klasykę Jacka Londona "Bellew Zawierucha".Pożerać niedźwiedzie mięso to wdać się w znakomitą awanturę np spływ przez progi na Yukonie,coś jak nasze,taternickie "jest ryzyko,jest zabawa,albo piargi,albo sława".Najwyższym stopniem wtajemniczenia (i radochy) jest "pożeranie niedźwiedziego mięsa na surowo" ;)


NO8-), bo już się zmartwiłem, że Twój post wystraszy ewentualnych chętnych:cry:

diabel-1410
24-08-2009, 21:07
a wkec jesli praca i szkola pozwola jestem pierwszym chetnym,choc przyznam ze przejscie polonina wetlinska zima 2008 mnie osobiscie zmusiło do powrotu,ale nie mialem sprzetu do noclegu na sniegu

don Enrico
24-08-2009, 22:45
Pomysł jest. Dobry pomysł.
Ale najważniejszego nie wiesz ..i nie będziesz wiedział do końca.
Nie będziesz wiedział ile będzie śniegu ...i co ciekawsze nie bierzesz tego pod uwagę. Nie znalazłem informacji czy ma być to trasa z buta, skiturem, a może rakiety ?
A to są totalnie różne wersje.
Wielkość i jakość śniegu decyduje co jest możliwe a co nie.
Mniejsze znaczenie ma nocowanie w śniegu.
Warto poczytać , a temat był poruszany wielokrotnie.

diabel-1410
24-08-2009, 23:40
don Enrico masz racje co do sniegu.po prostu plany bedzie korygowac pogoda

PiotrB
25-08-2009, 07:17
Pomysł jest. Dobry pomysł.
Ale najważniejszego nie wiesz ..i nie będziesz wiedział do końca.
Nie będziesz wiedział ile będzie śniegu ...i co ciekawsze nie bierzesz tego pod uwagę. Nie znalazłem informacji czy ma być to trasa z buta, skiturem, a może rakiety ?
A to są totalnie różne wersje.
Wielkość i jakość śniegu decyduje co jest możliwe a co nie.
Mniejsze znaczenie ma nocowanie w śniegu.
Warto poczytać , a temat był poruszany wielokrotnie.

Masz rację, ostatnio warunki śniegowe w Biesach, a raczej ich brak pokrzyżowały nie jedne plany.
Ostatnie pewne warunki z bardzo dużą ilością śniegu widziałem w tutaj jakieś 6,7 lat temu. Wejście z Wetliny na połoninę przez Orłowicza i zejście od Chatki do Wyżniańskiej zajęło nam 13 godzin. Śniegu było tyle że od Hotelu Górskiego w Wetlinie do samych UG droga była nieodśnieżana, a na przełęczy Wyżniańskiej było widać jedynie czubki (5 cm) znaków drogowych. To była zima. Wjechaliśmy późnym wieczorem do Komańczy i chcieliśmy wielką obwodnicą dojechać do UG. ale najdalej dało się jakieś 5 km. za Komańczę. Na drodze leżało 1,5m śniegu, a zaspy sięgały prawie 3m. Żeby zawrócić do Komańczy musielismy kopać jamę, aby samochód mógł wycofać. Noc spędzilismy na CPN w Komańczy.
Ale do rzeczy.

Ogólnie zamiar jest taki, że trasa z buta. Jeżeli będzie więcej chętnych i dużo śniegu, to chciałbym aby podzielić się na kilka grup, np. 4-6 osobowych i w każdej z grup byłyby rakiety dla pierwszego przecierającego szlak. Raczej wszyscy rakiet mieć nie będą, bo to wydatek rzędu 400-500 zł. Można też wypożyczyć np. w Wetlinie za 20 zł/doba. Ze względów głównie cenę, umiejętności i niepewny śnieg, skitur odpada całkowicie.

A co do nocowania na śniegu i mrozie, to wręcz przeciwnie, ma to kolosalne znaczenie, zwłaszcza, w drugiej połowie wyprawy, kiedy organizm jest już dobrze nadwyrężony.

Może się przyłączysz, zapraszamy:-D

PiotrB
25-08-2009, 08:44
a wkec jesli praca i szkola pozwola jestem pierwszym chetnym,choc przyznam ze przejscie polonina wetlinska zima 2008 mnie osobiscie zmusiło do powrotu,ale nie mialem sprzetu do noclegu na sniegu

Witam pierwszego chętnego. Bardzo się cieszymy:grin:
Wycofać się juz nie mozna, chyba, że dopiero w Duszatynie po pierwszym noclegu:grin:
Pozdrawiam.

Lithandra
28-08-2009, 15:36
Rakiet u mjenia niet, ale przemyslalem sprawe i prosze o wstepne wciagniecie mnie na liste. Potwierdze na PW jak juz bede wiedzial czy bede mial urlop (i na jak dlugo mozna sie zasniegowac). Doswiadczenie zimowe jakies tam jest (glowie Gorce i Beskidy - szlaki mniej uczeszczane bo zahaszczone i niezbyt widokowe).

PiotrB
02-09-2009, 13:24
Dla większego poglądu tego co zamierzamy zrobić oraz dla zachęcenia potencjalnych uczestników stworzyłem w wolnym czasie coś takiego pod adresem
http://www.biesy4ever.neostrada.pl (http://www.biesy4ever.neostrada.pl/)
Zapraszam do odwiedzin i czekamy na kolejnych chętnych. Na dzisiaj mamy wstępnie potwierdzony udział 5 uczestników.

vm2301
02-09-2009, 15:46
Chłopie...że się Ty nie boisz pisać o Biesach:shock:;)












...

Do-misiek
02-09-2009, 22:52
Kurde jakby nie ta matura... Pozwolicie, że powtórzę Wasz pomysł kiedyś w przyszłości?

PiotrB
02-09-2009, 22:57
Kurde jakby nie ta matura... Pozwolicie, że powtórzę Wasz pomysł kiedyś w przyszłości?

Matura dopiero w maju, zdążymy wrócić :razz:

PiotrB
04-09-2009, 23:52
Nowe informacje nt wyprawy.
Rozesłałem kilka wiadomości i mam pierwsze odpowiedzi.
Serwisy bieszczady.info.pl oraz bieszczady.pl napiszą o wyprawie oraz wstawią banery wyprawy na swoje strony.
Raz jeszcze zachęcam niezdecydowanych do udziału w zimowej eskapadzie.

TQT
07-09-2009, 23:27
hmmm... powodzenia ;)
Trasa dość ambitna. Czasy przejść na mapie "na styk" z godzinami wschód/zachód słońca.
OK, dobra.. może nie "na styk" - dzień dłuższy od mapowego czasu przejścia o 1-2h.
No, tylko jeszcze ten śnieg.....

Poproszę o relację i zdjęcia ;)

TQT
07-09-2009, 23:29
a! pal licho, czy idąc po szlaku się wyrobisz. Kwestia jeszcze taka, czy znajdziesz szlak, bo nie zawsze się udaje w śniegu (ja zgubiłem idąc na Chryszczatą), a i w lesie na Okrąglik poszedłem gdzieś prosto, mimo, że szlak skręcał :P tak to już jest jak oznakowanie szlaku masz na wysokości kolana, a nie głowy..

PiotrB
08-09-2009, 08:40
a! pal licho, czy idąc po szlaku się wyrobisz. Kwestia jeszcze taka, czy znajdziesz szlak, bo nie zawsze się udaje w śniegu (ja zgubiłem idąc na Chryszczatą), a i w lesie na Okrąglik poszedłem gdzieś prosto, mimo, że szlak skręcał :P tak to już jest jak oznakowanie szlaku masz na wysokości kolana, a nie głowy..

na Jaśle i w lecie się ludzie gubią i zamiast na Okrąglik idą do Przysłupia.
Tam jakoś dziwnie jest wszystko oznakowane.
Ale faktem jest że zimą wszystko wygląda inaczej.
Jak pierwszy raz byłem zimą w Biesach to nie wiedziałem o co chodzi :razz:
Co do czasów przejść na mapkach to są to czasy letnie więc nie ma co się zbytnio nimi sugerować.

Może się do nas przyłączysz?:razz:

andrzej627
08-09-2009, 16:19
Kwestia jeszcze taka, czy znajdziesz szlak, bo nie zawsze się udaje w śniegu
Oczywiście, w takich warunkach nie można liczyć, że oznakowanie szlaku będzie zawsze widoczne. Niezbędna jest mapa, kompas albo jeszcze lepiej - GPS.

joorg
08-09-2009, 18:21
na Jaśle i w lecie się ludzie gubią i zamiast na Okrąglik idą do Przysłupia....
Nie ma tak żle, w lecie czy zimą. Masz tu link z zimy tego roku na Jasłach.
http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php?t=4920
Śnieg był taki sypki, że i rakiety nie przydatne były. Poszperaj na forum ,gdzieś jest tu sprawozdanie z zimowej wyprawy która "Goprem" się skończyła. Nie piszę to dla tego żeby zniechęcać do chodzenia zimą , bo na prawdę jest wtedy pięknie i dobrze się chodzi , tylko wszystko trzeba robić z rozsądkiem.

PiotrB
09-09-2009, 07:41
Nie ma tak żle, w lecie czy zimą. Masz tu link z zimy tego roku na Jasłach.
http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php?t=4920
Śnieg był taki sypki, że i rakiety nie przydatne były. Poszperaj na forum ,gdzieś jest tu sprawozdanie z zimowej wyprawy która "Goprem" się skończyła. Nie piszę to dla tego żeby zniechęcać do chodzenia zimą , bo na prawdę jest wtedy pięknie i dobrze się chodzi , tylko wszystko trzeba robić z rozsądkiem.

Czytałem i czytam ciągle, co do rozsądku to jak wszędzie piszę: bezpieczeństwo przede wszystkim. Między innymi dlatego przygotowania rozpoczynam teraz a nie w styczniu.
Co byś doradzał na odcinku Cisna Jasło?

joorg
09-09-2009, 20:40
... bezpieczeństwo przede wszystkim....
Najgorsze zimą w górach są zamiecie , zawieje i brak widoczności. Mróz , głeboki śnieg i opady śniegu nie są tak uciążliwe, jak zawieja i brak widoczności.
Dla tego przed wyjściem ważne jest sprawdzić prognozę pogody na dobrej stronie, ale i tak prognoza jest względnie wiarygodna ,no max. na 48 godzin, dłuższa to wielka niewiadoma.
Przy złych prognozach nie należy nigdy wychodzić w góry.
Bardzo przeszkadza też "braja" z roztopionego głębokiego śniegu i nie daj Boże jak to częsciowo zamarznie popołudniem:mrgreen:
Pozdrawiam i życzę powodzenia , bo góry są piękne zimowa porą.

Czapa
10-09-2009, 00:33
Po obgadaniu z diablem-1410 vel Piotrkiem:) macie kolejną osobę do teamu:) Jeżeli tylko życie pozwoli to ruszamy;) plan jest szalenie ambitny, ale kwestia przygotowania, jakieś tam zaplecze zimowe (tatrzańskie) mam więc jestem dobrej myśli co do całej inicjatywy;]

PiotrB
10-09-2009, 07:36
Po obgadaniu z diablem-1410 vel Piotrkiem:) macie kolejną osobę do teamu:) Jeżeli tylko życie pozwoli to ruszamy;) plan jest szalenie ambitny, ale kwestia przygotowania, jakieś tam zaplecze zimowe (tatrzańskie) mam więc jestem dobrej myśli co do całej inicjatywy;]

witamy na pokładzie :lol:

Czapa
10-09-2009, 12:18
Na pokładzie to tak bardziej po mojemu (Sopocku:P) :) Dzięki, dzięki:) Witam całą resztę ekipy;]

Lithandra
10-09-2009, 12:56
Moja, jednoosobowa czesc reszty ekipy wita Pania w szeregach (lub szeregu bo pewnie bedziemy przemiszczac sie gesiego) ;)

Marcin
11-09-2009, 07:07
Nigdy, pod żadnym pozorem nie sugerujcie się pogodą z tzw ICM... najpewniejsza pogoda jest na onet.pl... sprawdzałem wielokrotnie i ta z onetu w 99 procentach się zawsze sprawdzała (z godzinami włącznie)... tak przynajmniej jest w Bieszczadach.

Polej
11-09-2009, 12:11
Jeśli chodzi o prognozy długoterminowe, to polecam portal kanadyjski:
http://www.accuweather.com/index.asp?partner=accuweather
Prognoza dwutygodniowa sprawdza się w ponad 90 procentach.

dominik999
12-09-2009, 03:12
witam. pomysl ambitny i szalenie interesujący. zglebie swoj grafik sesyjny i ..... mam nadzieje do zobaczenia ;)
pozdrawiam

Zasłuchana
13-09-2009, 15:58
Pomysł zimowej wyprawy jest na tyle atrakcyjny, że prześledziłam cały temat... Sama, przypuszczalnie, tego roku ograniczę się do weekendowych wypadów śnieżną porą, natomiast gdy przed momentem dzieliłam się ze znajomym żalem, że nie mogę się do Was przyłączyć - on z kolei wyraził chęć dołączenia (ku mojej zazdrości!). Mogłabym więc prosić o jakieś namiary, żeby nie być forumowo-osobistym pośrednikiem? :)

PiotrB
13-09-2009, 16:57
Pomysł zimowej wyprawy jest na tyle atrakcyjny, że prześledziłam cały temat... Sama, przypuszczalnie, tego roku ograniczę się do weekendowych wypadów śnieżną porą, natomiast gdy przed momentem dzieliłam się ze znajomym żalem, że nie mogę się do Was przyłączyć - on z kolei wyraził chęć dołączenia (ku mojej zazdrości!). Mogłabym więc prosić o jakieś namiary, żeby nie być forumowo-osobistym pośrednikiem? :)


witam.:razz:
wszystkie niezbędne informacje znajdziesz na naszej stronie www.biesy4ever.neostrada.pl (http://www.biesy4ever.neostrada.pl)

Zasłuchana
13-09-2009, 17:20
Dziękuję za informację, już przekazuję dalej ;)

PiotrB
06-10-2009, 13:17
Sklep ze sprzętem outdoorowym znanego czeskiego producenta zaproponował uczestnikom naszej wyprawy rabat w wysokości 30% na wszystkie dostępne produkty ze wszystkich kolekcji.
Więcej informacji dla zainteresowanych na naszej stronce (http://www.biesy4ever.neostrada.pl) lub na priv

Jabol
06-10-2009, 18:32
na swojej stronce napisaliście: "Problem może być z wodą, wypływający nieopodal potok Riaby, może być zamarznięty..." naprawde macie doświadczenie w zimowych biwakach? po takim tekście zaufanie maleje.

PiotrB
06-10-2009, 21:14
na swojej stronce napisaliście: "Problem może być z wodą, wypływający nieopodal potok Riaby, może być zamarznięty..." naprawde macie doświadczenie w zimowych biwakach? po takim tekście zaufanie maleje.

jedni mniejsze inni większe (przynajmniej tak im się wydaje) co do wody, to zawsze można rozpuścić trochę śniegu i po problemie. W zasadzie po problemie, niektórzy po śniegu mają rozwolnienie :)
A co tak dokładnie wzbudza Twój niepokój?

Jabol
07-10-2009, 00:33
Nie napisałem ani słowa o niepokoju i absolutnie ani troszeczke się o was nie martwię :d Bawi mnie tylko ten wielki szum i atmosfera niezwykłości jaką robicie wokół zimowego wedrowania:)))

Czapa
07-10-2009, 02:05
Wielki szum? Hmmm jakoś nie zauważyłam:) Niezwykłość chyba nie, bo czarować nie zamierzamy, wręcz przeciwnie przejść jak ludzie ciekawy kawałek Bieszczad zimą, dla niektórych to wyzwanie, dla innych trening, dla jeszcze innych po prostu aktywny urlop, właściwie tak jak jest to z każdym wypadem w góry. Każdy na to inaczej patrzy. Myślę jednak, że każdy z nas podchodzi trochę z pokorą do zimy w górach, dlatego te opisy (tras itp.) są tak szczegółowe i przygotowanie tej propozycji zaczęło się tak wcześniej aby każdy mógł się przygotować (choć by sprzętowo, bo w zimę już pod przysłowiową pałatką lub na hamaku się nie ma co spać:):))

diabel-1410
07-10-2009, 23:02
wybacz Jabol ale takie zaplanowanie jest niezbędne i dla naszego bezpieczeństwa i z szacunku dla gór.Jeśli piszesz że szum jest robiony to pokaż gdzie.Piotr utworzył specjalną stronę gdzie dowiadujemy się o nowościach i to cały szum.Jeżeli uważasz że lekceważenie jakichkolwiek zagrożeń jest robieniem afery to osobiście radzę-omijaj góry zimą cobyś GOPRowcom pracy zaoszczędził.Pozdrawiam serdecznie i wielu pobytów w Bieszczadach życzę

Krysia
08-10-2009, 08:28
No i widzisz Krzyś wyszło, żebyś w końcu przestał w zimie jeździć, bo szkoda GOPRu :mrgreen: a tak na poważnie-niech sobie mają stronkę w necie, zobacz na innych?Robią mega medialne show z byle wycieczki terenówką na połoniny rumuńskie, to ci młodzi ludzie przynajmniej pójdą na piechotę, a nie skuterem śnieżnym na Wetlińską czy innym pojazdem np Straży Granicznej:-D a zapewniam Cię, że są tacy lansujący się na miłośników gór-ot taki bajer i imidż;-)

Czapa
08-10-2009, 10:54
heheh spokojnie my już z Jabolem wyjaśniliśmy sprawę na priv i wszystko jest ok, on t bardziej żartobliwie wszystko pisał, więc nie ostrzmy noży już na siebie;)

Czapa
08-10-2009, 10:55
A wszystkich Panów oczywiście zapraszam z nami do nieskuterowej:P wycieczki w góry:)

Krysia
08-10-2009, 10:57
A wszystkich Panów
a panie gorsze?:twisted:

Czapa
08-10-2009, 10:59
Panie tym bardziej zapraszam, bo ktoś mnie musi wspierać w póki co mocno męskim gronie:)

robines
08-10-2009, 11:27
W okolicach waszego terminu bede łaził(jak bozia pozwoli)po terenach przez was planowanych.Nasze spotkanie więc jest całkiem możliwe.U mnie termos zawsze jest,wkładka tyż...
Powodzenia życzę i pozdrowienia ślę.

PiotrB
08-10-2009, 12:56
jakiś minimalny rozgłos i strona www muszą być, jak się chce pozyskać sponsora np. na odnowienie ekwipunku

Krysia
08-10-2009, 14:22
A swoją drogą bardzo ładnie wykonana ta www, Piotrze Tyś jest autorem?czy komercyjnie (och jak ja lubię to słowo) też tworzysz?

kar
10-10-2009, 22:58
Powiem tak . pomysł jest super i co do wyprawy i myślę co do dołączenia , ale z decyzją muszę jeszcze poczekać ,bo jeszcze nie wiem jak z praca połapie.
a co do stronki http://www.ta-no.pl/biesy4ever/index.php? super sprawa podeśle do znajomych :-):-):-).
pozdrawiam

kar
10-10-2009, 23:22
a tak od siebie coś do wyprawy dodam.na pewno większość o tym wie, w aptece można kupić plastry rozgrzewające nawet takie duże płaty co na cała klatkę piersiowa się zmieszczą a nawet w w takiej formie jak stopa czy dłoń sam z tego korzystałem i polecam a na pewno na takiej wyprawie może się przydać.:-):-):-)

Derty
16-10-2009, 15:15
eżeli uważasz że lekceważenie jakichkolwiek zagrożeń jest robieniem afery to osobiście radzę-omijaj góry zimą cobyś GOPRowcom pracy zaoszczędził.Pozdrawiam serdecznie i wielu pobytów w Bieszczadach życzę
To Jabol masz za swoje:D:D:D W ogóle już Ty lepiej w górki nie chadzaj:P

Ale powiem, że gdybym miał czas, to bym też sobie taką wyrypę zimową zafundował po Bieszczadach. Moze mniej ambitnie, jeśli chodzi o zasięg dziennego marszu ale tęsknię za takimi wojażami. Ostatnio nieco sobie doładowałem akumulatorki na zimówce SKPB:P lecz to już jakiś czas temu było i do dziś nie miałem okazji.
Z ciekawostek zimowo-łazęgowych i q przestrodze. Dawno temu poszliśmy we dwóch w Gorce. Na znany Stawieniec. Traska z Turbacza, przez Borek i atak od dołu z doliny Kamienickiego Potoku na szagę bez szlaku, bo mieliśmy jedynie jakąś marną mapę i zielone najwyżej pojęcie, którą grzędką ruszyć do góry, przy którym kolejnym potoczku. Już po dwóch dniach zdobyliśmy szałas;> Wg mapy, Mości Panowie - od przełęczy Borek do tego miejsca nie było wiecej niż jakieś 6 km:D:D:D Ale jeśli ma się wszystko wyćwiczone i przepracowane, znaczy, jak obozować w zimie na śniegu, to w sumie jest to super zabawa i wówczas pokonany dystans nie ma znaczenia.
Pozdrawiam i czekam na jakąś fajną relację:)
Derty

PiotrB
17-10-2009, 01:19
najważniejsza jest przygoda, atmosfera no i bezpieczeństwo, plany zweryfikuje pogoda, trasa też nie jest najważniejsza tak jak i ilość przebytych km. Nawet jeśli dotarcie z Komańczy do Cisnej zajmie 5 dni to i tak będzie warto...chyba:)
Zapraszam wszystkich raz jeszcze, mamy już 8 potwierdzonych uczestników, 4 się jeszcze waha (o których mi wiadomo).
W okolicach połowy listopada organizujemy weekendowe spotkanie gdzieś w Biesach nt zimowej wycieczki. Można wpaść i samemu się przekonać, że warto. O terminie spotkania postaram się poinformować. Termin samejk wyprawy to najprawdopodobnie 2 tydzień lutego 2010.

kar
17-10-2009, 18:24
witam.to nie zapomnij daj znać na forum o terminie spotkania co do omówienia wyprawy.

PiotrB
17-10-2009, 20:36
Witam.
Listopad zbliża się coraz szybciej więc proponuję ustalić termin spotkania organizacyjno-integracyjnego.
Ponieważ w tym roku 11listopada wypada w środę i niektórzy pewnie będą mieli długi weekend, proponuję termin spotkania na 14-15 listopada br. Miejsce oraz forma spotkania do ustalenia.
Myślę, że dobrze byłoby spędzić go w jakimś pensjonacie z barem:)
W sobotę możemy się poszwędać, wieczorem poplanować przy piwku a w niedzielę powrót.
Miejsce spotkania do ustalenia w terminie nie dłuższym niż do poniedziałku, trzeba zarezerwować miejsca (o ile jeszcze będą)
Proszę o pilne potwierdzenie udziału w spotkaniu oraz propozycję miejsca spotkania.

Moja propozycja to Oberża Biesisko w Przysłupiu, jest bar i pokoje, w sobotę możemy wejść np. na Jasło i Okrąglik, ewentualnie iść dalej do Cisnej i powrót asfalcikiem

kar
18-10-2009, 11:47
witam.co do zimowej ekspedycji tak jak wcześniej pisałem nie mogę jeszcze potwierdzić przybycia.ale co do spotkania organizacyjno-integracyjnego to się piszę na 100% termin mi odpowiada a co do miejsca to się dostosuje no ale bar to bankowo musi być:-):-):-) takie sprawy to to nawet należy omawiać przy piwku:grin::grin::grin: .

Czapa
18-10-2009, 23:54
Ja również już mailowo potwierdziłam obecność, także przybędę znad morza;)

PiotrB
20-10-2009, 09:50
Ustalony został termin i miejsce spotkania organizacyjnego.
+ miejsce zbiórki: nowa stacja benzynowa w Wetlinie
+ termin: 14 listopada 2009
+ godzina: 6-8 rano
Awaryjnie wymagane posiadanie namiotu lub miejsca w namiocie oraz bezwzględnie śpiwór.
Więcej informacji dla zainteresowanych na e-mail (piotrb@poczta.neostrada.pl).
Szczegóły (nocleg) ustalimy na miejscu w sobotę.
Zapraszamy wszystkich.

dominik999
11-11-2009, 04:00
nie wiem wprawdzie, gdzie jest nowa stacja benzynowa w wetlinie, niemniej mam zamiar sie stawic, do zobaczenia 6-8 rano tamże :)

taxus10
11-11-2009, 10:08
nowa stacja jest koło budynku Nadleśnictwa jak to komuś pomoże :D

PiotrB
11-11-2009, 11:32
nie wiem wprawdzie, gdzie jest nowa stacja benzynowa w wetlinie, niemniej mam zamiar sie stawic, do zobaczenia 6-8 rano tamże :)

innej w Wetlinie nie ma:) trudno pomylić, czekamy:)

ps niektórzy będą moknąć już od dzisiejszej nocy:)

PiotrB
16-11-2009, 21:38
I po integracji:)
Kto nie był, niech żałuje.
Relacja wkrótce.
Na razie kilka zdjęć.

foto1. Czwartek w południe na Jaśle
foto2. Czwartek po południu na stokach Jasła
foto3. Piątek na Okrągliku
foto4. Piątek prawie w Wetlinie
foto5. sobota - kolacja przy świecach na połoninie:)

ps. takiego śniegu na odcinku Cisna-Smerek (czerwony szlak) nikt się nie spodziewał, czasami śnieg sięgał do kolan. Szlak absolutnie nieprzetarty.

PiotrB
03-02-2010, 22:16
Odświeżając wątek, informuję szanownych forumowiczów, że wszystko przygotowane i ruszamy w sobotę przed wschodem słońca spod schroniska w Komańczy.
Trzymajcie kciuki:)

andrzej627
03-02-2010, 22:34
wszystko przygotowane i ruszamy w sobotę
Nie było żadnych postów, myślałem, że zrezygnowaliście. Nadawajcie komunikaty z trasy. Trzymam kciuki.

PiotrB
03-02-2010, 22:51
Zrezygnować? W życiu! :)
Wszystko przygotowane, nerwowa atmosfera wyczuwalna:)
Jak się nie odezwiemy do 15 lutego możecie nas szukać.

Czapa
04-02-2010, 01:18
Możecie wpaść jak coś na wiosnę to może już będzie trochę z nas lód topniał:)
A tak serio pewnie, że idziemy, ale w uszczuplonym składzie...

PiotrB
04-02-2010, 11:05
No niestety.
Z początkowych 10 chętnych, zrobiło nam się 5 osób.
Zaczynamy w trójkę z Czapą i Diabłem (Diabeł już czeka-mamy nadzieję:)
Od Cisnej dołączy Ella i Duńczyk.
Jeżeli ktoś by się jeszcze skusił, to zapraszamy oczywiście:)

dch
04-02-2010, 19:53
Żałuję, że nie wiedziałem wcześniej, co prawda planuję tą trasę na wiosne, ale i w zimie bym poszedł. No cóż, trudno - trzymam kciuki i powodzenia !!!

andrzej627
04-02-2010, 21:12
Jak się nie odezwiemy do 15 lutego możecie nas szukać.
Mam nadzieję, że będziemy mieli na forum co wieczór bieżące wiadomości. Planujecie coś takiego?

Petefijalkowski
04-02-2010, 23:40
Gołębia pocztowego będą wysyłać :D Miłego wyjazdu! No i pogody, oraz ciekawych, niespodziewanych - ale pozytywnych zdarzeń, one dodają soli każdemu wyjazdowi :)

P.

PiotrB
05-02-2010, 00:37
Mam nadzieję, że będziemy mieli na forum co wieczór bieżące wiadomości. Planujecie coś takiego?

Czapa obiecała relacje Piskalowi, zapewne będą to relacje sms, na WAPa może prądu nie starczyć:)

PiotrB
05-02-2010, 00:38
Żałuję, że nie wiedziałem wcześniej, ...

No to się sprężaj. Masz jeszcze prawie 2 dni na przygotowanie:)

Czapa
05-02-2010, 02:05
No nie bezpośrednio ja ale bardziej z Diabłem ale spoko:)

Myślę, że komuś będziemy dawać znać więc pewnie ktoś czasem coś szepnie na forum:)

szymon magurycz
05-02-2010, 09:57
Powodzenia PiotrzeB i cała reszto:-D
Przy okazji: podobną trasę zimą z namiotami od Komańczy na Opołonek, tudzież pętlę od przełęczy Łupkowskiej wododziałem przez Opołonek i z powrotem do Komańczy przez Połoniny i Chryszczatą miałem okazję przebyć w różnym, zawsze wytrwałym towarzystwie w drugiej połowie lat 80-tych, nazywaliśmy to "bularstwem" i byliśmy dumni... po latach przeczytałem o zimowym przejściu na nartach, na przełomie stycznia i lutego 1955 roku... rany, wydawało nam się, że mamy super sprzęt, choć nie wszyscy posiadaliśmy karimaty, a puchowego śpiwora na początku nie miał nikt... a oni 30 lat wcześniej też dali radę:grin:, a teraz 55 lat później wy też dacie radę, nie wątpię:grin:
a ciągle mam w głowie zdjęcia z Rawek, z lat 30-tych, na których widać kobiety, Bojkinie, przewracające siano tam, znaczy one tam co dzień dreptały z Berehów... co prawda latem, ale też to siano często było zwożone zimą...
Świat się zmienia...
Powodzenia:-D

Petefijalkowski
05-02-2010, 10:14
Jakby coś to mogę służyć pożyczeniem książki opisującej to pierwsze po wojnie przejście narciarskie w Bieszczadach:

P. Czartoryski - "Na nartach przez Bieszczady" - opisujące pierwsze wielodniowe przejście Bieszczad na nartach po II WŚ. Trasa wiodła mniej więcej Lutowiska - Ustrzyki Grn - Bukowe - Tarnica - Halicz(na 3 razy) - Caryńska - Wetlińska - dolina Wetlinki - Terka - Łopienka - Jabłonki - Rabe - Chryszczata - Komańcza. do pożyczenia u mnie.

Mogę wysłać - żeby krzewić fajną literaturę - a w odpowiednim wątku wpiszę do kogo, żeby książka nie zaginęła w pomrokach dziejów.

Mogę też służyć książką "Na nartach w Czarnohorze" - S.Lenkiewicza. opisującą narciarskie przygody z lat 30tych XX wieku.

Piotrek

szymon magurycz
05-02-2010, 10:21
Aha, PiotrzeB, gdzieś na początku tego wątku napisałeś:
"Wejście z Wetliny na połoninę przez Orłowicza i zejście od Chatki do Wyżniańskiej zajęło nam 13 godzin."
Nie wiem czy ktoś ci zwracał uwagę, ale: jeśli schodziliście do Wyżniańskiej, to - nie kpiąc z 13 godzin (bo to jak najbardziej realny czas podczas prawdziwej zimy) - zapytuję czy zeszliście na tę przełęcz podążając przez Caryńską?, czy do Berehów i asfaltem zaśnieżonym? czy zeszliście na Wyżnią i jakoś tam na Wyżniańską doszliście?
Tak pytam, bo wiesz:):):) Przełęcz Wyżnia, na którą zwykle schodzi się od Chatki, co nie znaczy zawsze, to nie Przełęcz Wyżniańska pod Wyżniańskim Wierchem:), o czym, nie wątpię wiesz:), ot ciekawość: pomyliłeś przełęcze czy obraliście inną niż myślę drogę?, hm, bo od Chatki trudno jest zejść, w sensie dosłownym, na Wyżniańską, ściśle to niemożliwe:)
Jeszcze raz: powodzenia!!!

PiotrB
13-02-2010, 20:20
Gratuluję wyśmienitej znajomości topografii Bieszczadu szymonie magurycz:)
Oczywiście chodziło mi o Przełęcz Wyżnią.

Najważniejsze jednak, że żyjemy i nam się udało.
Przeżycia i wrażenia niezapomniane.
Zdjęć mnóstwo.
Niebawem Diabeł i Czapa pokuszą się o krótką relację.
Za rok idziemy niebieskim:)

diabel-1410
16-02-2010, 20:28
ejże Piotrze a może jako główny organizator pierwszy dasz przykład i skrobniesz co nieco

bertrand236
16-02-2010, 21:09
No, to chyba się nie doczekamy. Ale fajnie było, nie?

PiotrB
17-02-2010, 07:23
A było, było:)
Zajefajnie!!!
Karolina już pisze (tak mówi). Dajcie jej jeszcze chwilę :)

elaslob
17-02-2010, 12:53
A póki co :-)
http://picasaweb.google.com/elaslob/CZERWONADROGAZimowaWyprawaCzerwonymSzlakiem0813Lut y2010#
pozdrawiam uczestników :-)))

TQT
18-02-2010, 22:49
dobre foty! kto szedł z plecakiem wolfganga? jaki to model? ja mam globetrotter II 65l i jest strasznie ciężki... pokrowiec przemaka strasznie na deszczu - czy ten wyprawowy wolfgang się sprawdził na śniegu?

PiotrB
19-02-2010, 07:27
Wolfganga ma Duńczyk, chyba ten sam model co i Twój.
Nie zauważyłem, żeby miał z nim problemy.
Ale najlepiej jak sam się wypowie.

PiotrB
20-02-2010, 22:45
nikt się nie kwapi aby zacząć, więc muszę ja
(nie licząc Diabła, który już zaczął http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php?t=4817&page=3 ale on przecierał nam szlaki już tydzień przed naszym przyjazdem).
Szybkie pakowanie i długie pożegnanie i już pędzę do Kielc.
W drodze tel. od Czapy, pociąg ma małe opóźnienie.
Na dworcu czekam troszkę, ale po 20min. pojawia się w drzwiach dworcowych ONA.
Uściski, powitania :-) i pakujemy się do cytrnki.
Jest około 22. Ruszamy dalej, na południe!!!
Śnieg czeka. (no i Diabeł w Komańczy)
Podróż trochę się dłuży, po 2 jesteśmy pod schroniskiem.
Diabeł wychodzi nam na przeciw (pewnie po to piwo co mamy ze sobą:-) )
Na powitanie po peciku (Czapa nie pali, jeszcze się nie nauczyła), potem po piwku (piwko jednak lubi:-) ) i jeszcze po peciku i spać.

PiotrB
20-02-2010, 23:03
Kto nie przeżył pobudki ala Diabeł nie wie co to pobudka :evil:
Około 6 zbiórka, kolejno odlicz, i po peciku.
Jest nas troje: Czapa, Diabeł i ja.
Ela i Duńczyk mają dołączyć w Cisnej za dwa dni.
Przepakowujemy plecaki, zbędne rzeczy wędrują do bagażnika.
W schronisku dowiadujemy się, że jakaś para również zamierza podążać naszym śladem do Cisnej za jakieś dwa dni. Niestety nie spotykamy ich.
Więc jeszcze tylko poranna kawa Diabła i startujemy.
Przygoda czeka!!!
Po drodze rozważamy dwie opcje: drogą do Duszatyna czy szlakiem?
W końcu to "Czerwona droga" więc wybór jest jednoznaczny.
Przy zejściu do lasu wyciągam swój ciężki sprzęt.
Jeszcze po peciku i zanurzamy się w śniegu.

diabel-1410
21-02-2010, 17:05
a nie mieliśmy aby promować zdrowego stylu życia:-)a te pety faktycznie smakowały:-)

PiotrB
21-02-2010, 21:00
Ostatni rzut oka na drogę i ro ruszamy naszym czerwonym.
Śnieg sypki, puch, tak więc moje rakiety za dużo nie pomagają, pomimo 140kg nośności.
Zapadam się do pół łydki, ale za to Czapa z Diabłem do kolan.
Szlak nieprzetarty absolutnie, nikt przed nami nie próbował tędy spacerować.
W lesie sporo tropów zwierzyny i śniegu coraz więcej.
Spotykamy ludzkie ślady, kluczą dziwnie wokół całkowicie poza szlakiem, jakby jakiś myśliwy, albo Jabol nie mógł się zdecydować, w którą stronę ma iść :-)
Niezłym tempem docieramy ponownie do drogi przed Duszatynem.
Jeszcze chwila i pijemy kawkę pod zamkniętym barem.
Humory dopisują, pogoda również.
Po peciku i ruszamy dalej.

PiotrB
21-02-2010, 21:14
Z Duszatyna dalej drogą w kierunku jeziorek.
Droga dobrze przetarta, trwa zrywka po ubiegłorocznych śniegołomach.
Praktycznie do samego dolnego jeziorka docieramy drogą w towarzystwie bieszczadzkiego monstra.
Raz tylko próbujemy zejść na szlak, ale śniegu jest tak dużo, poza tym pod śniegiem ukrywają się powalone drzewa, które bardzo skutecznie spowalniają marsz (jak bardzo, przekonamy się już za godzin kilka)
Idziemy więc drogą i tak docieramy do pierwszego jeziorka.
I tu zaczyna się przedsmak tego, co nas czeka przez kolejne dni.
cdn...

PiotrB
21-02-2010, 22:12
Przy dolnym jeziorku byliśmy około południa, może troszkę później.
Więc stwierdziliśmy, że raczej spokojnie przed zmrokiem powinniśmy osiągnąć nasz pierwszy cel, czyli przełęcz Żebrak.
Tym bardziej, że czekała tam na nas ukryta whisky :-)
Oj jak bardzo się przeliczyliśmy.
Górne jeziorko osiągnięte zostało po ok godzinie. Bardzo ciężkiej godzinie.
Na brzegu korzystając z okazji pecik, który poprawił bardzo "samopoczucie".
Popatrzyliśmy na drugi brzeg, gdzie koło symbolicznej mogiły leśnika szlak odbija od brzegu prosto na zbocze Chryszczatej.
Pierwsza myśl, skracamy drogę, idziemy przez jeziorko.
Jednak rezygnujemy z tego pomysłu i z mozołem zaczynamy okrążać zgodnie ze szlakiem.
Idę w rakietach torując szlak towarzyszom. Staram się iść brzegiem, lód wydaje się wytrzymywać moje obciążenie. Nie ma tu tyle śniegołomów co wyżej, tylko śniegu sporo.
Na samym końcu jeziorka, gdzie wpada do niego strumień i szlak ostro schodzi w dół przechodząc przez osuwisko, wiedziony pokusą skrócenia nieco drogi idę prosto po tafli trzymając się jak najbliżej wystających ze śniegu krzaków. W rakietach idzie mi się nieźle. Śnieg jest tu na tyle zleżały, że zapadam się niewiele.
Gdy docieram ponownie na brzeg słyszę wołanie za sobą.
To Czapa postanowiła spełnić swoje marzenie i co prawda nie udało jej się umyć włosów, ale za to jedną stopę tak:-)
Szła ostatnia i niestety lód nie wytrzymał.
Śniegu i powalonych drzew jest tyle, że okrążenie jeziorka zajmuje nam kolejną godzinę.
Dalej jest już tylko gorzej.
Początek podejścia na Chryszczatą, to istna wspinaczka po powalonych drzewach przysypanych śniegiem, w którym zapadamy się co rusz prawie po pas.
Mijają kolejne dwie godziny a do szczytu jeszcze daleka droga.
Dają znać o sobie zmęczenie i nieprzespane noce.
Diabeł wysuwa się na szpicę, ja z Czapą ledwie dyszmy.
Na dzisiaj wystarczy. Dalej nie ma sensu.
Rozbijamy się wprost na szlaku w miarę równym terenie.
Przygotowujemy platformy pod namioty, w międzyczasie topiąc śnieg na herbatkę.
Pomimo zmęczenia humory nam dopisują.
Planujemy następny dzień.
Wstać przed wschodem i na śniadanie zmierzyć się z Chryszczatą.
Potem to już górą Działu więc na pewno będzie lżej.
Następny nocleg to pewnie za Wołosaniem, a może i w samej Cisnej.
Przecież w poniedziałek w Cisnej dołącza Ela z Duńczykiem.
Tak więc parzymy herbatkę, szybka liofilizowana kolacja, smakuje rewelacyjnie zwłaszcza spaghetti przyprawione proszkiem z pochłaniacza tlenu, następnie po peciku, szybka toaleta i do śpiworków. (Czapa toalety nie zażywała, wszak nogi myła całkiem niedawno:-) )
Zasypiam błyskawicznie, nie pamiętam co mi się śniło, pewnie Chryszczata)
cdn...

Pyra.57
21-02-2010, 23:47
Zganiasz na śnieg i powalone drzewa, że Was spowalniają a z tego co piszesz to zdecydowanie winne są "peciki":lol:

Petefijalkowski
22-02-2010, 10:53
i łyskacz :) Fajnie się czyta - lekkie pióro, jakieś spotkania ze zwierzaczkami? No i co z tym butem/nogą zamoczonym - przeca to idzie się odmrozić, chyba że woda nie doszła do środka, tylko but posmakował wody?

P.

PiotrB
22-02-2010, 12:16
Dzień drugi wyprawy, niedziela.
W nocy trochę dosypało śniegu.
Nie mamy termometru (błąd), ale w nocy było chyba znośnie, co prawda Czapa i Diabeł mają pozamarzały buty (o dziwo moje nie zamarzły???). Wydaje nam się, że temperatura spadła niedużo poniżej -10st.C., może do -15.
Wstajemy wcześnie, jest jeszcze ciemno.
Toaleta, śniadanko i po peciku i już jesteśmy gotowi na zmierzenie się z Chryszczatą.
Po końcówce dnia poprzedniego nabawiłem się małej kontuzji.
W dziwny sposób przeciążyłem kolano, chyba od wyjmowania rakiety spod śniegu.
Bolało jak diabli tylko przy podnoszeniu nogi.
Dopracowana później technika marszu w rakietach pozwoliła mi uniknąć bólu. Gorzej było w namiocie, gdy trzeba było uginać kolana.

Ale do rzeczy.
Wyruszyliśmy dalej po godz.7.
Im bliżej wierzchołka Chryszczatej tym mniej śniegołomów, śniegu jednak ciągle mnóstwo.
Szliśmy wzdłuż osuwiska, starając trzymać się oznakowań na drzewach.
Nie zawsze się to jednak udawało.
Na początku prowadził Diabeł, później ja przejąłem inicjatywę.
Sen dobrze mi zrobił i nawet kontuzja kolana nie dokuczała.
Czułem się na siłach wypić piwo wieczorem w Cisnej.
Brnęliśmy więc tak przez zaspy i śniegołomy już dość długo, a wierzchołka wciąż nie było widać.
Dopiero ok. godz. 11 pojawiają się znajome gęste choinki zwiastujące, że jesteśmy tuż tuż :-)
Na cmentarzu się co prawda nie pali papierosów, ale nie mogliśmy się powstrzymać.
Po peciku i uskrzydleni wpadamy pod wieżę.
Wreszcie Chryszczata!!!
Dawno tu nie byłem. Są ławki i stolik, dobre miejsce na biwak.
W warunkach bezśnieżnych, nawet z dużym obciążeniem dotarcie z górnego jeziorka na Chryszczatą nie zajmuje więcej niż godzinę.
Nam to podejście zajęło od wczorajszego dnia ok 6h!!!
Natura weryfikuje wszystko.
Ale nadal jesteśmy dobrej myśli i mamy jeszcze nadzieję na nocleg bliżej Cisnej.

Pamiątkowe fotki i trzeba ruszać.
Na wierzchołkach śnieg przewiany i zmrożony. To dobrze zwiastuje na pozostałą część trasy.
Dalej Działem, torujemy na zmianę z Diabłem.
Czapa idzie ostatnia, coś jest nie tak, ale że to "Zosia-Samosia", to się nie przyznaje i o pomoc nie prosi :-)
I tak po godzinie marszu zostaję sam na szpicy, a przewaga nad towarzyszami zaczyna się powiększać.
Trasa nieco lepsza, mniej powalonych drzew, ale śniegu coraz więcej.
Rakiety się przydały, a tak długo zwlekałem z ich zakupem.
Pomimo tego, że się zapadam do połowy łydki, mogę poruszać się w miarę sprawnie.
Pogoda jest ładna i mroźna. Temperatura w granicach -15 st.C.
Idę na szpicy torując szlak. Moja przewaga nad resztą grupy wzrasta.
Na początku jesteśmy w zasięgu wzroku, później głosu, ale gdy robiąc 15min. przerwy nie widzę ani nie słyszę moich kompanów postanawiam zrobić postój na popas.
Zaczął wiać przenikliwy, mroźny wiatr. Wyszukuję miejsce w dolince za dwoma pokaźnymi bukami, zdejmuje plecak i rakiety.
Osłonięty pniami postanawiam coś zjeść na szybko.
Nasz szybko w menu mam tylko chleb razowy i zamarznięte pasztety.
Nie chce mi się gotować więc ciepłem swoich palców nabieram pasztet jak widelcem.
Smakuje rewelacyjnie. Jest zamarznięty.
Gdy kończę opakowanie nadchodzi reszta grupy, a moje palce zaczynają boleć i szczypać.
Trzeba je szybko ogrzać.
Zapomniałem niestety zabrać termosu (nigdy tego błędu więcej nie popełnię) więc jestem zdany na zapasy płynów moich przyjaciół.
Odpoczywamy jeszcze chwilkę, inhalujemy z Diabłem płucka i wyruszamy.
Ponownie zajmuję miejsce torującego i ponownie moja przewaga nad resztą szybko się powiększa.
To chyba ten zamarznięty pasztet dał mi takiego kopa, o inhalacji nie wspominając :-)
Opanowanie techniki poruszania się na rakietach i zmęczenie Czapy i Diabła, też się do tego przyczyniło.
Moja przewaga wzrasta dramatycznie. Nie świadom tego posuwam się dalej.
Dzisiaj już się z przyjaciółmi nie zobaczę...

cdn...

diabel-1410
22-02-2010, 12:56
To prawda zapadamy się w dobrych miejscach tylko do kolan a w złych-brry do pasa.Czapa -Zosia-Samosia zaczyna zostawać w tyle więc żeby jej nie zgubic mam co chwila odpoczynek przymusowy.Dośc szybko zaczyna się robić ciemno i w pewnym momencie włosy stają mi dęba gdy słyszę-Piotruś poczekaj na mnie-Czapa mnie dogania i nieswoim głosem prosi o odpoczynek-jest żle.Zakładamy czołówki i dalej naprzód.Stwierdzamy zgodnie że jeśli to jeszcze nie jest Żebrak to najwyższy czas rozbić namiot i odpocząć.Tak też czynimy.O zmęczeniu Czapy niech świadczy fakt że kiedy zdjęła pledcak zatoczyła się jak pijana a odcinek kilku zaledwie metrów zajął Jej dłuższą chwilę.Pierwszą menażkę wytopionege śniegu wypijamy kilkoma łykami i pijemy dalej teraz już coś gotowanego.Udaje nam sie złapać zasięg i skontaktować co prawda tylko sms z Piotrem i powiadomić że z nami wszystko OK.Po kolacji robi nam się miło ciepło więc spać-szybko nam się to udaje.Tego dnia szliśmy ok 12 godzin a przemieżony odcinaek był tak znikomy że szkoda gadać-ale tak juz zimą bywa

PiotrB
22-02-2010, 14:41
Popełniłem duży błąd odłączając się tak bardzo od grupy.
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że stało się to nieświadomie.
Jeszcze przez 2h. słyszałem ich głosy, a przynajmniej tak mi się wydawało :-)
Teraz wydaje się to wesołe, ale dla mnie wówczas nie było zbytnio do śmiechu.
Nie miałem żadnej wody, a pić się chciało tak bardzo.
Rozpuszczałem śnieg między zębami a ustami i tak gasiłem pragnienie.
Nie chciałem bezpośrednio połykać śniegu, aby się dodatkowo nie wychładzać.
Jedyny minus tak pozyskanej wody, to odmrożona dolna warga od wewnątrz.
Idę więc sobie dalej, zmagając się ze śniegiem samotny jak palec.
W innych warunkach samotne wędrowanie bieszczadzkie mi nie przeszkadza, ale teraz, zima, czuje się dziwnie.
Nie jest to strach, bo swój domek mam na plecach, ale wyczuwam dziwny niepokój.
To chyba magia tego miejsca i legenda o trzech potworach zaklętych w skałę na Chryszczatej :-)

Schodząc w kierunku przełęczy napotykam coraz więcej nawianego śniegu i zwalonych buków również przebywa.
Niektóre z nich są tak duże, że muszę je obchodzić wokół.
Marsz w rakietach w sypkim śniegu ma tą zaletę, że pomimo zapadania (płytszego niż przy ich braku) wokół buta tworzy się przestrzeń wolna od śniegu. Noga się tak nie wychładza.
Problemem i to dość dużym jest cofnięcie się
.
Początkowo robię dłuższe przerwy z nadzieją, że reszta grupy w końcu mnie dogoni. Jednak po godzinie 14 zrezygnowałem z czekania.
Próbuje dzwonić, ale w ciągu dnia mamy telefony wyłączone (oszczędzanie baterii) więc nie udaje mi się dowiedzieć, gdzie jest Czapa z Diabłem.
Nie mogłem również w 100% zlokalizować dokładnie mojego położenia, a samemu wolałem nocować na przełęczy.
Wracać się nie miałem siły, poza tym liczyłem, że jednak spotkamy się wszyscy wieczorem na Żebraku.

Brnę po kolana, byle do przodu. co kilkaset metrów rysując różne znaki na śniegu.
Myślę sobie, że jak się w końcu dodzwonię, to przynajmniej będę wiedział jak duża odległość nas dzieli.
I tak rysując wchodzę na zwalonego buka przykrytego śniegiem.
A że były to dwa buki, jeden za drugim, to oba czubki rakiety utknęły mi szczelinie i już walę w zaspę nawianego śniegu głową w dół.
I tak sobie leżę. Ruszyć się nie mogę.
Obie nogi zaklinowane pomiędzy pniami, gdzieś w górze.
Głowa pod śniegiem, dla odmiany gdzieś w dole.
Plecak skutecznie dociskał mnie do ziemi przesuwając się na głowę.
Jedna ręka zaklinowała mi się razem z kijkiem zgięta pod brzuchem.
Na szczęście druga ręka wraz z kijkiem leżała sobie z boku.
Szkoda, że nikogo nie było ze mną bo fajną fotkę bym miał :-)
Nogi w rakietach wystające z zaspy.

Śnieg wciska mi się do ust. Próbuje wstać. Nie mogę.
Trzeba się więc obrócić na plecy, ale nowe plecak położenie plecaka sprawia że mój nowy środek ciężkości jest na wysokości pach.
Ruszam głową na boki, aby złapać więcej powietrza.
Walczę chwilę o uwolnienie drugiej ręki spod brzucha, kijek trochę przeszkadza, ale w końcu udaje się, uff.
Teraz mam dwie ręce wolne, obie z kijkami.
Próbuje się podeprzeć na dłoniach, ale zapadają się głębiej w śniegu.
Leżę bezsilny przyciśnięty plecakiem, rakiety skutecznie klinują się w pniach.
Głowę trzymam w bok i spokojnie oddycham pod plecakiem.
Próbuję ponownie odwrócić się na plecy a chociaż na bok.
Za pomocą kijka odpycham się kilka razy, drugą ręką próbuje ciągnąć za plecak w przeciwnym kierunku.
W końcu udaje mi się przekręcić. Leżę teraz na boku. Czyli jestem uratowany.
Powoli rozpinam paski i zsuwam plecak.
Z trudem uwalniam nogi z rakiet i wstaję.
Jestem cały w śniegu, wystraszony, jest mi zimno.
Oj jak bardzo żałowałem odłączenia się od grupy.
Siadam jednak na plecaku, pecik na pewno poprawi mi nastój.
Znowu próbuje bezskutecznie nawiązać kontakt telefoniczny z grupą.

Zbieram swoje zabawki, zakładam rakiety i nieoglądająca się za siebie ruszam w kierunku przełęczy.
Zaczyna się ściemniać, albo za nastepnym wzgórzem będzie przełęcz, albo rozbijam się gdzie popadnie.
Jestem bardzo zmęczony i chce mi się pic.
Za wzgórzem niestety przełęczy nie było, za następnym też, ani za następnym.
Jeszcze ponad godzina marszu i jestem na przełęczy. A miała być Cisna, no chociaż Wołosań. :-)
Jestem tak zmęczony, że nie mam ochoty na poszukiwanie ukrytego łiskacza, poza tym samemu jakoś tak głupio.
Jest dobrze po 16.
Na przełęczy widać ślady kół, droga była niedawno odśnieżana.
Szybko kopie platformę pod namiot przy podejściu szlaku na Wołosań.
Mam stąd dobry punkt obserwacyjny na druga stronę szlaku.
Rozkładam zabawki, topie śnieg, pierwszą menażkę (dzięki Karolinko) wypijam jak tylko śnieg się roztopił.
Później cztery herbaty jedna po drugiej i do śpiwora.
Włączam telefon, SMS od Piotra.
"Jesteśmy daleko, jeszcze idziemy, ale chyba będziemy nocować, Czapa ma kontuzję"
Zaczynam się martwić, Czapa nigdy nie narzeka, jeśli powiedziała, że ją coś boli, to musi być juz niedobrze.
Próbuje dzwonić, wreszcie około godz. 18 udaje się, dowiaduję się że kolano Czapy nie wygląda dobrze, ale ciągle idą.
Znaleźli jakąś drogę i będą próbować schodzić w kierunku Woli Michowej, jak się nie uda to biwakują na Dziale.
Czapa chce, żeby kolano obejrzał lekarz. Diabeł prosi, abym spróbował wypatrzeć ich czołówki w lesie.
Wychodzę z namiotu, nic nie widać, zaczyna wiać i pada śnieg.
Tragedia!!!
Dzwonię do Eli, informuję ją o naszym położeniu.
Miała być jutro rano w Cisnej, a my dopiero w połowie drogi.
Trzeba szybko weryfikować plany.

cdn...

PiotrB
23-02-2010, 11:17
Dzień 3, poniedziałek

Noc była długa.
Na przełęczy wiało jak cholera, drzewa trzeszczały, śnieg sypał.
Obudziłem się o północy i nie mogłem zasnąć.
Rozmyślałem o tym co dalej.
Wstępnie postanawiam schodzić do Jabłonek, stamtąd mam większe prawdopodobieństwo dostania się jakimś pojazdem do Cisnej.
Jeżeli Czapa i Diabeł schodzili wcześniej do Woli Michowej, to pewnie nad ranem już tam będą.
Jednak ostateczną decyzję pozostawiam do rana.

Obudziło mnie przenikliwe zimno, w dwie osoby jednak się lepiej śpi, jest zdecydowanie cieplej i można się pokopać :-)
Była chyba godzina 7. Próba dodzwonienia do Diabła nie powiodła się.
Gotuję śniadanie, sprawdzam drogę z przełęczy na obie strony.
Do Woli Michowej odśnieżona niczym aleja Marszałkowska, do Smolnika i do Jabłonek tylko dwie głębokie koleiny, ciężko się po nich idzie, dwie nogi się nie mieszczą.
Pakuję się szybko i jeszcze raz dzwonię do Diabła.
Ponownie nic.
Decyduję się na zejście do Woli Michowej, jest wcześnie może dogonię resztę.
Droga wije się po zboczach Działu, wszystko dookoła jest białe.
Jest cudownie :-) Zima jak marzenie.
Na ostrym łuku po lewo widzę chatkę za drzewami. Drzwi nadal nie ma (info. dla Jabola)
Nie widać, aby ktoś tam ostatnio zaglądał, nie ma żadnych śladów, a śniegu po pas.
Chatka szybko zostaje w tyle. Gnam do przodu szukając śladów na każdej napotkanej stokówce schodzącej z Wysokiego Działu.
Bez powodzenia. Wokół jedynie mnóstwo wilczych tropów.
Jakaś wataha podążała przede mną, czasami doszukuje się śladów pięciu osobników.
Poprzedniego dnia gdy docierałem samotnie do przełęczy również trafiałem na wilcze tropy, w zasadzie przez całą drogę, ale nigdy nie udało mi się wypatrzeć żadnego wilka.
Chociaż zachowywałem się wyjątkowo cicho na postojach, pewnie za bardzo mnie było czuć :-)

Po drodze do Michowej mijam jeszcze parę zabudowań pracowników leśnych oraz kilka stokówek schodzących z Działu, którymi mogli potencjalnie schodzić moi przyjaciele.
Niestety na żadnej nie odnajduję ich śladów.
Prawie przed sama wsią telefon.
Dzwoni Diabeł.
Wczoraj schodzili do Woli, ale postanowili jednak wrócić na szlak i będą szli na przełęcz a potem do Woli Michowej.
Czapa ma opuchnięte kolano, ale może iść. Nastroje ogólnie niezłe.
Ok, myślę sobie, zejdę do wsi, zostawię swoje zabawki i wyjdę im na przeciw.
Pomogę Czapie nieść plecak.
Informuję towarzyszy o swoich planach.
Odpowiedź Czapy jest oczywista: Absolutnie nie!!! :-)
OK, czyli nie jest jeszcze tak źle.

Do sklepu w Woli docieram błyskawicznie.
Już po 1,5h od startu z przełęczy siedzę na parapecie i delektuję się pecikiem.

Mam trochę czasu, więc przerwa na piwko i małą integrację z miejscową ludnością :-)
Wchodzę do sklepu i na dzień dobry dostaję grzane piwo z pieca.
Stawia Zdzicho (ten bez nogi).
Nie pozostaję dłużny, stawiam następne.
Zdzicho złapał smaka i już 6 pustych butelek stoi na ladzie.
W między czasie telefonuję Czapa że są już na przełęczy i będą schodzić do Woli.
Już południe, późno. Ale dzisiaj i tak tylko drogą do Cisnej.
Daleko nie jest jakieś 15km, może uda się stopa złapać, ale ruch dzisiaj bardzo marny.
Zdzicho słysząc nasze rozmowy telefoniczne postanawia organizować pomoc GOPR dla moich przyjaciół.
Na bufecie pojawia się 0,5l czegoś mocniejszego.
Muszę się szybko ewakuować ze sklepu, bo zaraz pomoc GOPR będzie potrzebna dla mnie.
Dzwonie do Eli z informacją o naszym położeniu. Będzie czekać na nas w Cisnej po południu.
Dzwonię do Kija (Wagabunda) z pytaniem o jakąś ciepłą strawę normalnego pochodzenia.
Zaprasza serdecznie do Kiry.
A więc żegnam się ze Zdzichem i już po chwili jem gorącą kwaśnicę w Kirze.
Jest rewelacyjna!!!
Dzwoni Jabol z pytaniem jak nam idzie, opisuję mu nasz dotychczasowe zmagania ze śniegiem, dostaję w zamian kilka wskazówek na dalszą trasę, dowiaduję się o pożarze schroniska w Smolniku :-(
Dopijam herbatkę i postanawiam jednak wyjść na przeciw Czapie i Diabłowi.
Zostawiam sprzęt w Kirze i spotykam moich towarzyszy kilkaset metrów przed wsią na drodze z przełęczy.
Czapa wygląda dobrze, gorzej jej kolano.
Diabeł marzy o browarku.
Idziemy do sklepu.
W sklepie "goprowców" przybyło i wódeczka na ladzie widzę już się kończy.
Rozmawiamy chwilę z "goprowcami", Zdzicho stary kawaler chce całować Czapę, Diabeł przedstawia sie jako ojciec Czapy.
Śmiechu było co niemiara.
Nam jednak czas w drogę, w Cisnej czeka Ela.
Po drodze wpadamy jeszcze do Kiry na coś gorącego.
Diabeł potwierdza walory smakowe tutejszej kwaśnicy.
Czapa nie może zmęczyć swojej ogórkowej:-)
Żegnamy obsługę Kiry i wychodzimy na stopa.
Długo nikt nie chce stanąć.
Idziemy tak drogą, nuda jak cholera, robimy zdjęcia.
Chyba wielkość naszych plecaków przeraża potencjalnych chętnych na podwiezienie do Cisnej.
W końcu nasza główna autostopowiczka Czapa zabiera się za łapanie stopa.
Pierwsza próba i od razu rekord skoczni:-) (leć Adaś leć!!!)
Ładujemy się do Vectry Szczepana (chyba z Cisnej) pozdrawiamy go i dziękujemy raz jeszcze.
Czapa do przodu, my z Diabłem i plecakami ledwo mieścimy się do tyłu.
Przywaleni sprzętem docieramy do Cisnej.
Ela czeka w Trolu.
Wchodzimy uradowani, powitania uściski, browarek i pecik (Ela niestety też się jeszcze nie nauczyła palić, co zrobić, trudno :-( )
Ustalamy nocleg, decyzja zapada, że jednak w Goprówce.
Poza tym kolano Czapy trzeba poddać diagnozie bardziej profesjonalnej niż nasza.
Idziemy więc na kwaterę.
Jest ciepło miło i przyjemnie, można się wykąpać.
Czapa opiera się przed oględzinami kolana bardzo długo.
Chyba obawiała się diagnozy. Kolano napuchło dość mocno. Mogła zebrać się woda.
Jednak o przerwaniu wyprawy nawet nie chce słyszeć :-)
W końcu ulega namową.
Idzie do ratowników.
Diagnoza jest jednoznaczna: Przeżyje!!! :-)
Ale jeżeli do rana kolano spuchnie bardziej, to nie ma mowy o dalszej wędrówce.
Dostaje maść z prywatnych zborów cisniańskiego GOPR.

Tak więc trzeba opić pomyślną diagnozę no i czas się trochę zintegrować.
Wszak jesteśmy w Cisnej i Siekierkę trzeba zaliczyć.
Idziemy na grzane wino.
Diabeł dzwoni do Duńczyka. To nasz ostatni 5 uczestnik. Jedzie do nas prosto z Danii.
Ma być w Cisnej nad ranem. Po drodze zahaczy jeszcze o Komańczę. W schronisku czeka jego jedzenie na wyprawę i inne pierdoły.
Ustalamy, że musimy odpuścić sobie również odcinek Jasło - Smerek.
Teren podobny do wcześniejszego, zapewne śniegu będzie równie dużo a i śniegołomów na zejściu do Smereka w listopadzie było mnóstwo.
Przejście tego odcinka zajęło by nam pewnie ok. 4 dni. Tyle czasu nie mamy, a po cichu liczymy na jakąś małą inwersję na połoninach.
Postanawiamy, że podjedziemy PKS-em za Kalnicę i wyprawę rozpoczniemy dalej od Smerka.
Wracamy do Goprówki, szybki prysznic i spać.
Śpi się niewygodnie, jest stanowczo za ciepło.
Takie mieszane noclegi namiot/kwatera nie są chyba dobrym rozwiązaniem.

Noc mija szybko, pobudka zafundowana przez Diabła jest niczym scena z przesłuchania gestapo w filmach wojennych.
Od razu lampą po oczach w ciemnym pomieszczeniu.
Rano dociera Duńczyk.
Dociera to mało powiedziane.
Jak dojechać zimą, samochodem osobowym z Komańczy do Cisnej stokówkami, zahaczając prawie o Roztoki Górne, wie tylko On i jego nawigacja.

cdn...

diabel-1410
23-02-2010, 12:23
oj tam gestapo od razu-delikatny byłem jak NKWD:-)

Czapa
23-02-2010, 12:54
Rano to pojęcie względne, tam nasze rano bywało przed 4:00 i o takiej właśnie godzinie pojawił sie Duńczyk:)
Dodam jeszcze tylko apropo tych pobudek... Jeżeli kiedykolwiek zamierzacie się wybrać z Diabłem w góry to moja naprawdę serdeczna rada: NIE POZWÓLCIE MU ROBIĆ POBUDEK!!!

Cdn.:

Po drastycznych pobudkach itp. postanawiamy podjechać PKSem do Kalnicy i stamtąd ruszyć dalej czerwonym szlakiem, wysyłamy więc Duńczyka na przystanek aby zobaczył co i jak:) No i zobaczył... Po 7 mamy autobus, więc szybkie śniadanko, pakowanko, ja poleciałam podziękować za maść i lecimy na przystanek. A tam... no tak Duńczyk nigdy PKSami nie jeździł, więc wybrał dla nas opcje wakacyjną :P a do tego czasu to chyba wolelibyśmy już nie czekać na tym przystanku:) Czyli mamy jeszcze godzinę do realnego transportu i od razu pada stwierdzenie Panów "po peciku?" tak więc udajemy sie do sklepu na zakupy, peciki... (jezu jak oni mnie terroryzowali tymi pecikami). Czas szybko zleciał więc się ładujemy do (uwaga- niespóźnionego:)) PKSa, tam oczywiście min ludzi zerkających na nasze plecaki nie da się opisać, ale już sie chyba przyzwyczailiśmy.

Dojechaliśmy (miły kierowca wyrzucił nas przy samym szlaku). No to chłopkami po tradycyjnym peci.... grrr... I ruszamy:)
Ja asekuracyjnie ze względu na swoje kolano ruszyłam na przód, zaraz za mną ruszył Diabeł, potem z daleka widziałam Elę z Duńczykiem i zamykał Piotr. Początek całkiem ok, śniegu nie mam po pas:P
Ela wysuwa się na prowadzenie, ktoś musi przecierać szlak dlatego tak sie zmienialiśmy, ale trzeba przyznać, że ta trasa w okresie ferii była całkiem uczęszczana i choć nie spotkaliśmy tam nikogo to sladów było całkiem sporo.
Duńczyk padnięty po podróży widać, że nie zawsze biegnie do przodu.
Przerwa- Panowie-peciki, Panie- potrzeby fizjologiczne, czekolada, herbatka i pniemy się wyżej.
Pogoda nie jest najgorsza, jest pochmurnie,ale widzimy siebie praktycznie cały czas, dosyć ciepło, po rozmowach ekipy wnioskujemy, że ok -5 stopni. Niepokoją nas tylko ciemne chmury idące w naszą stronę. Jednak dzięki 100 % pozytywnemu myśleniu całego naszego zespołu stwierdzamy- przejdą obok:P

I w końcu ok 11 wychodzimy z lasu, przed nami wyłania się on... Biało- skalisty, wyglądający trochę lawinowo, ale zachęcająco- SMEREK.
Nasza ekipa troszczyła się o mnie zawodowo, co chwilę pytali jak kolano, na miejscach bardziej zawianych przecierali szlak także trzeba przyznać, że wspieraliśmy się wzajemnie ( z reszta potem sami zobaczycie przy dalszych relacjach).
Podjeście pod Smerek było bardzo wyczerpujące, stroma ściana, w wielu miejscach pod pięknych ale kurcze zdradliwym puchem białego śniegu wystawały oblodzone kamienie. Nasze plecaki z każdym metrem ważyły coraz więcej. Wtedy myślę sobie: a jednak w Bieszczadach czasem raki by się przydały...
Docieramy na szczyt jest po 12. Wieje, jak to przeważnie na Smerku.
Czekolada, herbatka i po krótkich sesjach fotograficznych schodzimy na Przełęcz.
Zejście idzie już gładko, trzeba uważać tylko na lód.
Widzimy po Duńczyku, że opada z sił. Wiemy, że musimy dojść do zmroku do Chatki, tam zrobimy dłuższą przerwę i przemyślimy sprawę noclegu. Na początku wychodząc mieliśmy te optymistyczne i realistyczne wersje. Sądziliśmy nauczeni doświadczeniem z poprzednich dni, że nocować będziemy musieli na Przełęczy. Chyba jednak będzie dobrze, jedno wiemy wchodząc już na Połoninę Chatka jest pierwszym miejscem gdzie możemy stanąć na dłużej.
Ubieramy gogle, łapawice i stajemy twarzą w twarz z bardzo silnym wiatrem i coraz bardziej ponurymi widokami.
Przetarte- jedno dobre myślimy chyba wszyscy. Tym razem na zdjęcia z Połonin nie ma co liczyć:(
Szlak wydaje sie dłuższy niż zwykle, a przecież każde z nas tak dobrze go zna.
Duńczyk jest wyczerpany, ustalamy, że idzie cały czas w pierwszej trójce.
Tak więc ja z Piotrem zamykaliśmy nasz skład reszta z przodu.
Widzimy podjeście pod Osadzki Wierch... jejku jak tam wieje. Śnieg uderza o krawędź szczytu i ulatuje w powietrze.
Ostatnie zejście- strome, dalej lód trzyma, coraz ciemniej już ok 16 a my dalej idziemy.
Nasz szyk się zmienia. Piotr na prowadzeniu. Diabeł z Duńczykiem na końcu. Widoczność beznadziejna. Sama na podejściu do Chatki zauważyłam ją dopiero jakieś 25 m przed sobą.
Wchodzimy.
5 bigosów i herbaty- prośba do Lutka i Dorotki.
Po chwili docierają nasi przyjaciele. Wykończeni. Każdemu ewidentnie wiatr dał popalić. Krótka narada zespołu- nocujemy w Chatce.

"W schronisku po sezonie"- wiecie jak to jest jak juz dostaliśmy wrzątek, herbatki, obiadki itd i poszła w ruch whisky prosto z Dani:) Kolejna integracja z właścicielami i nie tylko. Obok też impreza (tzn tam chyba byla impreza, bo u nas to były pogaduchy przy "pełniejszej szklance":)). W schronisku spaliśmy z ekipą narciarzy.
Po jakimś czasie dociera do nas Dorotka, opowiadająca o problemach ze swoimi kotami... Dałam jej podpowiedź, żeby pogadała z Diabłem bo przecież on jest weterynarzem (ubaw po pachy:)- potem chciał mnie za to zabić). Musiał sie wybronić jakoś, ale stanęło na udzielaniu rad:)
Po opowieściach zimowo- historyczno- schroniskowych kładziemy się spać...

Cdn

trzykropkiinicwiecej
23-02-2010, 12:59
Dzięki za relacje... w dobie betonowego więzienia to jak balsam dla duszy... pisać pisać... za tydzień się przejdę po okolicy i mi już spieszno żeby się w nastrój wprawiać... :D

diabel-1410
23-02-2010, 13:23
Córcia -za tą minę na następnym spotkaniu napoję Cię surowym jajkiem a pobudkę ogłoszę wiadrem lodowatej wody:-)

don Enrico
23-02-2010, 13:48
No to ładna wyrypa.
świetnie się czyta, tym bardziej że mam własne odniesienia, bo w tym samym czasie samotnie walczyłem się z Trohańcem. Śniegu nie brakowało.

PiotrB
23-02-2010, 14:31
do opisu Czapy dorzucam kilka fotek z pierwszego etapu tego dnia, czyli zdobycia Smereka.

elaslob
23-02-2010, 15:05
Po jakimś czasie dociera do nas Dorotka, opowiadająca o problemach ze swoimi kotami... Dałam jej podpowiedź, żeby pogadała z Diabłem bo przecież on jest weterynarzem (ubaw po pachy:)- potem chciał mnie za to zabić). Musiał sie wybronić jakoś, ale stanęło na udzielaniu rad:)


Dodam, że Karolinka też nieźle musiała się tłumaczyć z tego że Dorcia na pewno jej nie zna :mrgreen: i że jej się tylko wydaje to co sie jej wydaje hahahah.

PiotrB
23-02-2010, 15:19
Krótki opis uzupełniający relacji Czapy (z mojego punktu widzenia)

Warunki śniegowe na trasie były o wiele lepsze niż w poprzednich dniach.
Przede wszystkim szlak był przetarty przynajmniej w lesie.
Na odkrytych przestrzeniach było już gorzej, ale było coś widać i nie trzeba tracić czasu na zastanawianie się nad wyborem drogi.
Początek dnia był dla mnie bardzo ciężki. Nie lubię dużych odprężeń na trasie, później ciężko mi się zebrać do kupy i wejść w swój rytm marszu.
Do Smereka pogoda była ogólnie rzecz ujmując przejrzysta.
Już na samym szczycie zrobiło się mocno pochmurnie, gdy dotarliśmy do Orłowicza zaczęło porządnie wiać i spadła nam troszkę widoczność.
Na początku Duńczyk trzymał się dobrze, jego niewyspane noce i zmęczenie dały znać o sobie za przełęczą.
Co innego Ela.
To kobieta na baterie. Nie widziałem co rano jadła, ale ciężko za nią było nadążyć.
Może dlatego, że jak mówi Diabeł "to nie człowiek, to miejscowa" :-)

Od przełęczy śniegu nam przybyło, na początku szedłem bez rakiet, ale w końcu założyłem swoje dopalacze i udało mi się zmienić Elę na prowadzeniu.
Podejście pod schronisko było wyczerpujące.
Marzyliśmy z Czapą o rozbiciu namiotu niedaleko chatki, ale nie było takiej opcji (może następnym razem).
Gdy już wszyscy poszli spać postanowiłem udać się na ostatniego tego pięknego wieczora pecika.
Stojąc tak w drzwiach schroniska zauważyłem na wprost przede mną trzy czołówki, była już prawie północ. Światełka wyraźnie poruszały się w moją stronę.
Stałem tak dobre 20min. Światła raz zapalały się, raz gasły raz jedno raz drugie.
Myślę sobie, nic tylko ktoś tak jak my próbuje się zimą, tylko wyszedł za późno i ma teraz problemy.
Wracam po kogoś, aby potwierdził że nie mam przewidzeń.
Ela wraca ze mną przed schronisko.
Wypatrujemy świateł, niestety nic nie widać.
Mgła sie przerzedza i widzimy światła, ale samochodów jadących w dole drogą.
Jestem na 100% pewien że widziałem jednak światła czołówek i były wyraźnie na wysokości szlaku, a nie na dole.
Wychodzimy kawałek na szlak.
Jednak nic nie widać, tylko samochody w dole.
Sam już nie jestem pewien.
Wracamy do schroniska, Elę obarczam odpowiedzialnością, jeżeli jednak ktoś tam był i idę spać.
Widok samochodów na drodze na dole, zwiastuje poprawienie pogody na jutro :-)

cdn...

PiotrB
23-02-2010, 15:42
jeszcze kilka fotek z tego dnia.
Smerek, przełęcz i połonina

Petefijalkowski
23-02-2010, 16:11
a schron był oświetlony jakoś na zewnątrz? mogłeś pomóc i poświecić Twoją czołówką - to mogłoby pomóc wędrowcom, rozwiałbyś wątpliwości. A dlaczego nie było opcji namiotowej przy schronie? Zakaz ze względu na BdPN? P.

PiotrB
23-02-2010, 16:19
a schron był oświetlony jakoś na zewnątrz? mogłeś pomóc i poświecić Twoją czołówką - to mogłoby pomóc wędrowcom, rozwiałbyś wątpliwości. A dlaczego nie było opcji namiotowej przy schronie? Zakaz ze względu na BdPN? P.

świeciłem w opcji 90m, mrygałem dawałem różne znaki.
Jednak chyba zmyliły mnie samochody na drodze.
Nie słyszałem później, aby kogoś szukano lub znaleziono.
Schronisko, a raczej wiatka Goprowców jest oświetlana od tamtej strony do ok. godz 22
Co do spania, to zakaz BdPN

PiotrB
23-02-2010, 16:25
Dzień 5.

Wstaję wcześniej, jest mi gorąco.
Idę zobaczyć czy to już.
Pogoda super wszystko widać.
To jeszcze nie już, ale widać już poświatę.
Wschód lada moment.
Dopalam pecika i wracam po aparat.
Ela idzie również.
Sesja trwa, dołącza Czapa i Duńczyk.
Wschód przepiękny. Widoczność idealna.Tylko ciągle wieje.
Chmury powoli ustępują. Rozwidnia się
Z prawej we mgle majaczą Tatry.
Z lewej to chyba Pikuj i masyw Karpat Ukraińskich i prawie cała Ukraina.
Solina za plecami, Caryńska, Tarnica i Rawki na wyciągnięcie ręki.
Dzisiaj się będziemy opalać.

cdn...

Petefijalkowski
23-02-2010, 17:29
przepiękny ten wschód mieliście ! Bajer :)

PiotrB
23-02-2010, 17:34
przepiękny ten wschód mieliście ! Bajer :)

nasze zdjęcia nawet w połowie nie oddają jego uroku

don Enrico
24-02-2010, 20:06
Wschód słońca nad sraczem (5) ....to jest hicior.

PiotrB
24-02-2010, 20:41
Wschód słońca nad sraczem (5) ....to jest hicior.

To chyba jedyny sracz na świecie z takim wschodem słońca
Śniegu było w nim po sufit :-)

taxus10
24-02-2010, 21:06
tak a wokół sracza czuć zapach PRL-u :)

vm2301
24-02-2010, 21:11
Taxusie,

Moim skromnym zdaniem gówno tak samo śmierdzi w każdym ustroju;)

A wschód słońca niezły...bez względu nad czym on tam jest;)

taxus10
24-02-2010, 22:44
Taxusie,

Moim skromnym zdaniem gówno tak samo śmierdzi w każdym ustroju;)

A wschód słońca niezły...bez względu nad czym on tam jest;)
zgadzam się ale te klimaty spotyka się coraz rzadziej a tam niezmiennie 365 dni w roku można poczuć ten powiew.... :)

Duńczyk
24-02-2010, 23:00
Zajebiście piptsze teras niebieski szlak nanas czeka pozdrowienia duńczyk

Duńczyk
24-02-2010, 23:01
Pszepraszam potsze

don Enrico
24-02-2010, 23:18
taxus10 napisał :

tak a wokół sracza czuć zapach PRL-u :)
Nie zgodzę się z tym.
Przy tej temperaturze nie czuć zapachu, !!!!

PiotrB
25-02-2010, 00:16
cd opowieści

Po sesji jemy śniadanko, pakujemy się i dalej w drogę.
Słońce wschodzi nam coraz wyżej zwiastując ładną pogodę.
Szczelnie zapinamy ubranka, idąc granią połoniny wiatr ciągle przypomina nam kto dzisiaj tu rządzi.
Poza górną granicą lasu słońce przejmuje inicjatywę na resztę dzisiejszego dnia.
Robi się "nieprzyjemnie" ciepło a wręcz gorąco.
Plaża w Sopocie na morzem normalnie :-), tylko piasek ma biały kolor.
Zdejmujemy kurtki i zbędne ocieplacze, zostajemy w polarach i bieliźnie.
Okulary p.słoneczne stają się niezbędne, słońce mocno razi odbijając się od śniegu.
Pogoda-marzenie.
Dojście do Berehów zajmuje nam dosłownie chwilę.
Na parkingu przy budce BdPN robimy dłuższą przerwę na przepak i dostosowanie ubioru.
Można się poopalać.

cdn...

Czapa
25-02-2010, 23:20
Plaża w Sopocie na morzem normalnie :smile:

No zaszalałeś tym stwierdzeniem:P

PiotrB
01-03-2010, 10:05
cd.

Z Berehów ruszamy na Caryńską.
Podejście wymagające.
http://lh3.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4TjL7DvI0I/AAAAAAAAEOs/Iy9fUeXQ63w/s1024/P1030099.JPG
Po nocy spędzonej w chatce idzie mi się ciężko.
Szlak przetarty, słonko przygrzewa nawet między drzewami.
Robimy coraz więcej krótszych i dłuższych postojów.
http://lh4.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4TjuD4v8oI/AAAAAAAAEP8/OlrC4if-BKg/s1024/P1030105.JPG
No i mnóstwo zdjęć.
http://lh6.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4Tk3iOP3nI/AAAAAAAAESk/dknqnJsFPdc/s800/DSC02757.JPG
Pogoda super.
Widoczność idealna. Może nie taka jak przy inwersji, ale widać naprawdę wiele.
http://lh5.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4TlF819HjI/AAAAAAAAETM/lmBnrtzG5vo/s800/IMG_5134.JPG
Czas mamy dobry, do Ustrzyk niedaleko, więc i na dłuższe przerwy można sobie pozwolić.
Na odkrytych przestrzeniach sporo nawianego śniegu, idę w rakietach.
Przed granią, a właściwie na jej początku robimy dłuższy popasik z czekoladką i sesją foto.
http://lh3.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4Tk78dHZII/AAAAAAAAESw/rMgEYmV1fTg/s1024/P1030120.JPG
Później już tylko chwila i jesteśmy na szczycie Caryńskiej.
http://lh3.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4TlSGuOO7I/AAAAAAAAETs/B00SblLawgY/s800/DSC02755.JPG
Grupa znacznie się rozciąga, wszyscy zawzięcie fotografują (prawie wszyscy:-) )
http://lh3.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4TlwIQmZKI/AAAAAAAAEUs/uBD8_lxm4zE/s800/DSC02764.JPG
Dzisiaj spotykamy już więcej turystów na szlaku. Najwięcej ludzi wchodzi zielonym od Przełęczy Wyżniańskiej.
Niedaleko za skrzyżowaniem szlaku czerwonego z zielonym dogania nas "Stary". Tak chyba się wabi mieszkaniec Bacówki pod Małą Rawką.
http://lh3.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4TlXxivoDI/AAAAAAAAET4/NdCpyGYPAA8/s800/DSC02770.JPG
Diabeł dzwoni do schroniska, że mamy ich pieska. Właściciele proszą o sprowadzenie go do Ustrzyk. Tam wieczorem umawiamy się na zwrot psa.
Dzień jest przepiękny, słonko mocno przygrzewa, śnieg razi oczy.
http://lh5.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4Tlnj3273I/AAAAAAAAEUc/tuY8uaSyLVU/s800/DSC02752.JPG
Późnym popołudniem docieramy do końca grani Caryńskiej i schodzimy do granicy lasu.
Śniegu przybywa, "Stary" toruje szlak.
http://lh5.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4Tl1159oaI/AAAAAAAAEU0/noaDIWhPirE/s800/DSC02761.JPG
Z połoniny stromo w dół, Czapa trenuje pupozjazdy przy okazji rzucając ekwipunkiem po lesie. Lubi sporty ekstremalne :-)
Na parkingu w Ustrzykach jesteśmy już po zmroku.
Czekamy chwilę na właścicieli psa.
Po szczęśliwym przekazaniu psiego wędrowca, Diabeł już trzyma swoją golonkę w garści.
W ZPC ponoć smakuje najlepiej :-)
http://lh3.ggpht.com/_XY1Zsv4kH0c/S4TmLblZlhI/AAAAAAAAEVc/6UagFMKe-KI/s1024/P1030132.JPG

cdn...

elaslob
02-03-2010, 21:48
Dzień 3, poniedziałek

Moje uzupełnienie ...
W niedzielę urywam się szybko z weselnych poprawin by spakować swoje manatki do wyprawy. Rozmawiam z Piotrkiem o ich sytuacji i zaczynam mieć ..... stresa. Do mojej głowy cały czas napływają myśli czy dam radę, nie dla kogoś ale dla siebie. Od jakiegoś dłuższego czasu chcę pojechać na jakąś dłuższą, ekstremalną wyprawę więc gdzie lepiej się nie sprawdzić jak nie u siebie??? Tym bardzie nie chce się rozczarować :? W poniedziałek popołudniu jadę do Cisnej i w Trollu czekam na resztę. Jestem strasznie ciekawa reszty ekipy - znałam tylko Piotra i Karolinę i wtedy jeszcze nie wiedziałam że z 9-osobowej ekipy została nas tylko piątka.
Noc w goprówce po weselichu była zdecydowanie za krótka a ta pobudka..... Bezcenne...

elaslob
02-03-2010, 22:15
Krótki opis uzupełniający relacji Czapy (z mojego punktu widzenia)
Warunki śniegowe na trasie były o wiele lepsze niż w poprzednich dniach.
Przede wszystkim szlak był przetarty przynajmniej w lesie.
Na odkrytych przestrzeniach było już gorzej, ale było coś widać i nie trzeba tracić czasu na zastanawianie się nad wyborem drogi.
Początek dnia był dla mnie bardzo ciężki. Nie lubię dużych odprężeń na trasie, później ciężko mi się zebrać do kupy i wejść w swój rytm marszu.
Do Smereka pogoda była ogólnie rzecz ujmując przejrzysta.
Już na samym szczycie zrobiło się mocno pochmurnie, gdy dotarliśmy do Orłowicza zaczęło porządnie wiać i spadła nam troszkę widoczność.
Na początku Duńczyk trzymał się dobrze, jego niewyspane noce i zmęczenie dały znać o sobie za przełęczą.
Co innego Ela.
To kobieta na baterie. Nie widziałem co rano jadła, ale ciężko za nią było nadążyć.
Może dlatego, że jak mówi Diabeł "to nie człowiek, to miejscowa" :-)

Po bardzo dobrze przespanej nocy szybko regeneruję się po weselichu :-) I w ogóle adrenalina wysoka, piękne widoczki (przynajmniej na początku) więc nogi same niosą. Ku wyjaśnieniu jadłam kaszkę dla niemowląt :-)))) Już raz w Rumuni w Paringu uratowała mi życie 8-) No i jestem miejscowa.
Przed zmrokiem docieramy do Chatki. Uwielbiam ten klimat. Dookoła jest nieprzyjemnie, hula wiatr, zacina śniegiem a w środku tak cieplutko i przyjaźnie. Bigos Dorci i whiskacz Duńczyka wszystkim poprawia humor.
Przed nocą Piotrek obarcza mnie odpowiedzialnością za światła czołówek gdzieś tam w oddali. Cholera ... stoimy pod chatką, wyostrzają mi się wszystkie zmysły ale nic nie widzę. Kurczę, może faktycznie ktoś tam potrzebuje pomocy, sama wiem, że nawet w dzień nie było łatwo. Więc jeszcze kilkakrotnie podchodze do okna i wypatruje i kładę się z nadzieją że tylko nam się wydawało ... I na szczęście, tylko nam się wydawało :grin:

elaslob
02-03-2010, 22:33
Dzień 5.

Rano budzi nas niesamowity wschód słońca. Po prostu WOW. Pierwszy raz w życiu widzę coś takiego :-))))) Latam dookoła tej chatki jak poparzona i pstrykam fotek tyle ile się da bo cały czas mam wrażenie że jest piękniej niż przed sekundą.
Dziś jest piękny dzień, dla odmiany idę cały czas z tyłu i robię zdjęcia, opalam się i delektuję przyrodą :-) Ale pod koniec mam lekki kryzys, co wyczuwa zaraz Diabeł więc uparcie idzie za mną i nie da się przekonać że dam sobie radę i wiem że źle się idzie czyimś tempem i to mnie straaaasznie wkurza. Ale z drugiej strony się cieszę. To był mój pierwszy kilkudniowy wypad z ludźmi których nie znałam i nie wiedziałam czy będę mogła na nich polegać, czy będę mogła liczyć na pomoc gdy będę jej potrzebowała ...

diabel-1410
04-03-2010, 18:10
wybacz mi takie zachowanie ale w górach tak trzeba.jeśli widzę że ktos zostaje z tyłu to trzeba na tą osobę czekać.nie chodzi mi o zmęczenie ale nawet głupie skręcenie kostki lub coś w tym stylu i już mogą być problemy a taka wycieczka ma być przyjemna ale i bezpieczna:-)

elaslob
05-03-2010, 10:07
No co ty, ja przecież się nie gniewam. Takie momenty są irytujące ale na dole czujesz wdzięczność do takiej osoby :-)

PiotrB
05-03-2010, 12:48
cd...

I tak delektując się miną Diabła i Duńczyka pochłaniających gorące golonki, siedzimy i myślimy gdzie tu dzisiaj spać.
Diabeł chce się rozstawiać koło ZPC, więc korzystając z okazji robię szybki prysznic w kibelku obok. Już jestem gotowy.
No ale jak to w grupie zdania są podzielone. Z tym że w naszej grupie dogadujemy się bez większych problemów. Kompromis (Karolina :-) )
Namioty będą musiały poczekać na przełęcz.
Dzisiaj raz jeszcze wczasy w goprówce. Nasza wyprawa powinna chyba nosić nazwę "Szlakiem bieszczadzkich Goprówek" :-)
Jeszcze krótkie negocjacje ceny noclegu w ZPC i idziemy w końcu naprzykrzać się ratownikom.

Dzień chyba 6. Bodajże Czwartek.
Po upalnej nocy w goprówce (pomimo zakręconych grzejników i rozszczelnionych okien) szybko przychodzi ranek, a z nim kolejny opad śniegu.
Wychodzimy później niż ostatnio, chcemy uzupełnić zapasy w sklepie.
Poza tym dzisiaj tylko zamierzamy dostać się na przełęcz pod Tarnicą.
Dzisiaj "tłusty czwartek" więc pod sklepem jeszcze po pączusiu :-)
Startujemy.
Śnieg leniwie sobie sypie. Temperatura też jakby wyższa.
Droga do początku lasu odśnieżona.
Idziemy do przodu, Diabeł pozdrawia ulubionego Wujka i już jesteśmy w lesie.
Szlak również przetarty, wszak to tędy na Tarnicę :-)
Ludzi zero. Miejscowych też (nie licząc Eli :-) ). Tylko dwa kundelki zamykają naszą kolumnę i pomimo naszych wysiłków w żaden sposób nie chcą się przekonać do powrotu do Ustrzyk.
Odpoczywamy pod wiatą. Przygotowanie do spotkania z Szerokim Wierchem odkładamy na granicę lasu.
Do końca lasu warunki są dobre, dalej robi się już fajnie.
Chmury, śnieg i porywisty południowy wiatr zacinający śniegiem.
Ale co to dla nas. Kominiarki, chusty, kaptury, co kto ma, na głowę, gogle lub inne sprzęty przesłaniające oczy i zaczynamy.
Szlak dobrze otyczkowany, nie ma możliwości pobłądzenia we mgle.
Idzie się ciężko, wiatr szaleje i nawianego śniegu na szlaku sporo.
Idę w rakietach więc znów wysuwam się na czoło, Ela tuż za mną, wczoraj jadła schabowego :-)
Na Szeroki wchodzimy środkiem stoku, mniejsze zagrożenie lawinowe.
Na grani wieje jeszcze mocniej. Niektóre tyczki powywracane.
Idziemy w chmurze. Widoczność bardzo kiepska, ale idzie mi się dobrze. Lubie takie warunki i szczerze mówiąc liczyłem na wiatr, który będzie mnie wywracał :-)
Docieramy do Tarniczki. Widoczność jakieś 10m. W około mleko.
Schodzimy na przełęcz, troszkę niżej widoczność się polepsza.
Przełęcz totalnie zawiana śniegiem.
Patrzę trochę ze smutkiem w stronę niższej Przełęczy Goprowskiej i dalej na Krzemień i Halicz.
Nie ma ich, wszystko tonie w chmurach. Nie widać nawet lasu w dolinie.
Tarnica osłania nas od wiatru więc nie wieje.
Szybka decyzja.
Nocujemy na przełęczy. Jak do rana widoczność się nie poprawi, odpuszczamy Halicz i schodzimy bezpośrednio do Wołosatego.
Jest dopiero po 14.
Rozstawiamy nasz obóz, po raz pierwszy wszystkie namioty :-).
Mając jednak nadzieje na wietrzną noc przywiązujemy namioty do odkopanych ławek na przełęczy.
Jeden odciąg namiotu Diabeł przewiązuje w poprzek szlaku, niespodzianka dla jutrzejszych zawodów narciarskich Goprowców :-)
Wejście na Tarnicę również odkładamy na jutro i lepszą widoczność.

Ku naszemu zdziwieniu, na przełęczy zaczynają pojawiać się turyści.
Dwie grupki wchodzą od Wołosatego.
Wzbudzamy zainteresowanie. Rozmowy, zdjęcia, pozdrowienia.
Wchodzą i schodzą z powrotem.
Około 15 szok.
Od strony przełęczy goprowskiej podchodzi jakaś postać.
Kobieta!!!
Jest sama, idzie z Wołosatego, ale przez Halicz!!!???
Ma rakiety. Co za "baba" :-)
Co prawda z lekkim plecakiem, ale sama w takich warunkach.
Szczęka mi opadła. (jak to czyta, to gratuluje jej raz jeszcze)
Krótko odpoczywa i rusza dalej do Ustrzyk. Przez Szeroki Wierch :-).
Za nią lub też przed nią (nie pamiętam dokładnie) jeszcze jedna para poszła również tą droga do Ustrzyk. Pomimo niezbyt dobrego przygotowania i późnej już pory.
Nie dali się nam przekonać na zejście bezpieczniejszą droga do Wołosatego.
Dlaczego tej miejscowości nikt nie lubi?
Ostatnim turystą spotkanym na przełęczy był chyba bardzo wyczerpany i zziębnięty chłopak, który nie reagował na nas absolutnie.
Zszedł z Tarniczki i potykając się kontynuował zejście do Wołosatego.
Wyglądał co najmniej dziwnie.
Tak więc po wszystkich odwiedzinach jemy sobie kolacyjkę no i idziemy spać w oczekiwaniu na poprawę widoczności.cdn...

PiotrB
05-03-2010, 15:28
Dzień 7. Piątek.

Noc była długa.
Czapa gdzieś mi zginęła w namiocie.
Wiało słabo, ale za to znów dopadało troszkę świeżego śniegu.
W nocy obozowisko odwiedziło stadko saren (tak twierdzi Czapa).
Wstaliśmy wcześnie, pogoda do dupy, czyli bez zmian - mleko :-(
Nawet skałek na Tarnicy nie było widać, jedynie czasami tylko na chwilkę.
Pakujemy plecaki i czekamy z decyzją co dalej.
W międzyczasie z Czapą i Elą wchodzimy na Tarnicę.
Zimą tu jestem pierwszy raz, aż wstyd się przyznać.
Dlatego tak się upieram na wejście.
Wchodzimy więc, troszkę zbaczamy z letniego szlaku, ale szczyt osiągamy bardzo szybko, wydaje mi się, że szybciej niż w warunkach bezśnieżnych.
Szybkie fotki przy krzyżu i schodzimy.
W połowie zejścia coś zaczyna się dziać.
Nagle widzimy przełęcz i Diabła z Duńczykiem.
Później widzimy las w dolinie przy goprowskiej.
To nie mgła. To raczej bardzo niski pułap ciężkich chmur, które nie mogą przedostać się nad Tarnicą.
Wiatr je gna dookoła doliną Wołosatki i Terebowca. Samym środkiem Gniazda.
Schodzimy na przełęcz.
Zaczyna się przedziwna i zarazem piękna gonitwa chmur, a w jej środku my na przełęczy.
Raz ukazuje się Kopa Bukowska, za chwilę znika, później widzimy Krzemień za moment wyłania się Bukowe Berdo.
Ela biegnie z aparatem na Tarniczkę, robimy mnóstwo zdjęć.
Teraz widać jak zasypana jest Przełęcz Goprowska. Wczorajsze ślady dziewczyny, która wchodziła do nas od Goprowskiej zawiane totalnie. Wszystko równiutko zasypane.
Samego trawersu w stronę Halicza jednak już nie widać.
Sielanka trwała ok pół godziny.
Wiatr lekko się zmienił, zrobiło się ciemniej i bardziej pochmurno.
Zastanawiamy się jeszcze trochę na Haliczem.
Jednak pogoda bierze górę nad nami decyzja jest jednomyślna.
Trzeba chyba kończyć...

cdn...

(ciężko wybiera się z tylu zdjęć)

diabel-1410
06-03-2010, 20:21
A tak trochę na dokładkę-po rozbiciu namiotów i przygotowaniu jedzonka rozmawiam z parą planującą zejście z Tarnicy przez Szeroki Wierch do UG.dość grzecznie proszę ich o pozostawienie nam swoich kart bankomatowych wraz z numerami pin-niestety odmawiają(tak liczyłem na dodatkową gotówkę) :-) ale za to zrezygnowali z tego dość marnego pomysłu i grzecznie zeszli do Wołosatego.W nocy zmarzłem nieco bo karimata tradycyjnie okazała się za wąska ale nocleg bez przygód.resztę opisał już Piotr więc teraz dni zostaje odliczać do kolejnej zimy:-)

elaslob
23-03-2010, 21:27
....schodzimy. Ja w duszy w sumie się cieszę, wychodzi moje ego :-) Źle się czuję, troszkę się przeziębiłam i prawdopodobnie w przypadku podjęcia decyzji, że idziemy dalej trasą ja najprawdopodobniej podjęłabym decyzję o schodzeniu do Wołosatego. Nie chciałabym być balastem. I smutno by mi było :-(. A więc schodzimy do Wołosatego, zamawiamy busa i jedziemy do Wetliny (Jak miał na imię wasz przyjaciel?...).
A wieczorkiem żegnamy się w Bazie Ludzi z Mgły (Diabeł obiecał jedyne w swoim rodzaju grzane wino ale nie było mi dane go spróbować). Ja wymieniam się z sympatycznym "miejscowym" kolegą naszą wyprawową koszulkę, na początku troszkę żałuje ale dzięki temu teraz mam unikatową koszulkę w kolorze czerwonym :-))))) ...

PiotrB
23-03-2010, 23:08
Przyjaciel ma na imię Henryk (pozdrawiamy:-) )
Wracając do tematu koszulek, to historia jednej z nich potoczyła się dość niespodziewanie i niesamowicie.
Razem z Karoliną i Elą opuściliśmy Biesy i Wetlinę w sobotę rano.
W piątek dowiedzieliśmy się, że w sobotę wieczorem w remizie w Wetlinie będzie imprezka charytatywna, z której dochód ma zasilić miejscową szkołę.
Ponieważ Diabeł z Duńczykiem zostali dzień dłużej od nas, pojawili się na tej właśnie imprezie i...
i wystawili na licytację naszą wyprawową koszulkę (własność Duńczyka).
Koszulka osiągnęła niebotyczną cenę 170 zł :-) Kasa oczywiście zasiliła fundusz szkoły.
Taki nasz wkład w rozwój edukacji bieszczadzkiej dziatwy :-)

Mam nadzieję, że nowy właściciel będzie nosił ją z dumą 8-)
Tak wyglądała

diabel-1410
24-03-2010, 20:57
No Piotrze pierwsza zimowa już za nami ale rozmawialiśmy o czymś w Bazie Ludzi z Mgły-coś o niebieskim zabarwieniu.Może czas powoli na konkrety:-)

PiotrB
24-03-2010, 21:11
No Piotrze pierwsza zimowa już za nami ale rozmawialiśmy o czymś w Bazie Ludzi z Mgły-coś o niebieskim zabarwieniu.Może czas powoli na konkrety:-)

Cierpliwości Piotrze. Ja jeszcze żyję Babią Górą :-)
Ale pierwsze pomysły już są.

Krysia
08-04-2010, 23:19
Ładny film na jutjubie;-)
pochwalcie się nim proszę :-D

PiotrB
09-04-2010, 01:29
w zasadzie to Czapa powinna, bo to jej dzieło.
Filmik jest tutaj
http://www.youtube.com/watch?v=_QvnpVl0in4

A tutaj zdjęcia, gdyby ktoś miał ochotę
http://picasaweb.google.pl/dokumenty.czapa/CzerwonaDrogaZimowaWyprawaLuty2010

Czapa
09-04-2010, 12:26
No milo mi bardzo, że się podoba;)
Jak sobie o nim przypomnialam teraz i go obejrzalam, to zrobiło mi się strasznie tęskno:(

PiotrB
12-04-2010, 16:22
No Piotrze pierwsza zimowa już za nami ale rozmawialiśmy o czymś w Bazie Ludzi z Mgły-coś o niebieskim zabarwieniu.Może czas powoli na konkrety:-)

Wedle życzenia
http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php?p=101138#post101138