PDA

Zobacz pełną wersję : letnie lenistwo



długi
13-12-2009, 19:43
Za oknem dziś pierwsze płatki śniegu. Tak jakoś zimno i zimowo się zrobiło. Młodszy syn pomachał mi na skypie z daleka i tak jakoś tęskno i smutno się zrobiło. W takie chwile sięgam do albumu po letnie wspomnienia. Pochylam się nad zdjęciami, a mam je wszystkie w wersji papierowej, i kartka za kartką, pomału, nie śpiesząc się... wieczór długi, a ciepło wspomnień tak przyjemne.
Latem to ja nie lubię łazić po górach. Za gorąco, za tłoczno. Wolę poleniuchować do góry brzuchem. Nie ma lepszego miejsca dla sybaryty jak Duszatyn. Sierpień jest najlepszą na to porą. Przyjeżdżamy na drugą połowę, by przy okazji świętować uroczystość rodzinną w gronie przyjaciół.
Będzie więc relacja z lenistwa, nieśpiesznych wędrówek, spacerów i odwiedzin znanych miejsc.
Nie wszystko będzie po kolei. Ale jakiś porządek będzie.
Na początek dzień pierwszy.
Na polu przywitali nas stali bywalcy, przyjaciele i przyroda, która swymi 6 i 8 nogami garnęła się do powitania.
Wieczór przywitał nas cykaniem świerszczy i zapowiedzią pięknej nocy. Czajnik na ogniu zaszumiał śpiewnie piosenkę o gorącej herbacie i nastąpiło to, co lubię najbardziej: opowieści w gronie przyjaciół.. a pamiętasz?? Jutro pójdziemy sprawdzić, czy jest tak samo...
cdn

WUKA
13-12-2009, 19:51
Już się przysiadam z wielkim apetytem na te sierpniowe ,smakowite dania.A w tle jakie dźwięki?Mam na myśli te zimowe,towarzyszące wspomnieniom.

asia999
13-12-2009, 21:10
kocham sierpniowe Bieszczady...

czekam na dalej...:-)

długi
13-12-2009, 23:33
Już się przysiadam z wielkim apetytem na te sierpniowe ,smakowite dania.A w tle jakie dźwięki?Mam na myśli te zimowe,towarzyszące wspomnieniom.

Byliśmy z Joanną w zeszłym tygodniu na koncercie z cyklu "W górach jest wszystko co kocham". Zdolną mamy młodzież:lol:
nie tylko z uczuciem wywołuje deszcz kijem deszczowym, ale i pomyka sprawnie na skrzypeczkach, gitarach czy bębenkach. Niektórzy też przy tym udatnie śpiewają nie psując poezji, w tym wierszy Wuki. Rozczarowało mnie tylko dwóch panów. Zapowiedzieli stare, wyciągnięte z lamusa kawałki i wyciągnęli... tak coś z lat osiemdziesiątych. To już moje dzieci były duże:-( w tym czasie. No tak jak oni przedstawili się jako stare pryki a ja jestem prawie dwa razy starszy od nich... Jedno co dobre to to, że grali i śpiewali koncertowo. Ale nie licz, że opiszę moje popisy wokalne. Śpiewam tylko przy goleniu.
Pozdrawiam
Długi
ps
Marcinie, ślicznie dziękuję za wejściówki
T

Jarek L
14-12-2009, 04:36
Piekny poczatek opowiesci i zdjecia ja ilustrujace. Bardzo nastrojowe. Czekam na ciag dalszy.

długi
14-12-2009, 07:41
Kilka linijek tekstu i już dzień zleciał. No może pół. I był to dzień bardzo pracowity. Trzeba było poszukać kamieni na kuchenkę, pójść po drzewo do lasu, połamać i porąbać je na stosowne szczapki. Na szczęście nie trzeba było sprzątać pola i kibelka. Leszek z Kasią, stali bywalcy z Sopotu zadbali o porządek wcześniej.
Noc przyszła gwieździsta. Zawsze zdumiewa mnie ile gwiazd jest w Bieszczadach. W Sopocie przy najlepszej pogodzie widać wielki wóz i jeszcze kilka gwiazdozbiorów. A tu jakby ktoś kaszą sypnął. I wystarczy chwilę pogapić się, by jakaś przecięła niebo świetlistą smugą prosząc o życzenia.
Ranek wstał rośny. Słońce świeciło tysiącem brylancików na każdej trawce. Pies też chciał to zobaczyć, więc razem zrobiliśmy rundkę dookoła Duszatyna. Te kilka minut wystarczyło, by rosa obeschła i czar zniknął. Rozpoczął się dzień. No nie całkiem, bo bez porannej kawy nia ma dnia. Czajnik na kamienie i poganiam ogień do roboty.Dzień zapowiada się pracowicie. Pierwsza rzecz, to trzeba pójść do leśniczówki po kosę. Ścieżka do potoku, gdzie zawsze biorę wodę, zarosła zielskiem wysokim jak ja. Okazuje się, że większość obozowiczów chodzi po wodę do studni przy gospodarstwie. Mnie się nie chce. To za daleko i pod górkę. Olchowaty co prawda już od rana niesie żółto - brunatną wodę, bo gdzieś wyżej leśnictwo prowadzi zwózkę drewna, ale z samego rana i późnym popołudniem jest wystarczająco czysta. Koszenie to strasznie męcząca czynność. Wymagała wypicia jeszcze jednej kawy i co najmniej dwóch kąpieli w Osławie. A jeszcze trzeba było uzupełnić zapas drewna, bo obiad, bo kolacja, bo wieczorne ognisko. I ani się spostrzegłem, jak niebo przybrało wyjątkowo kiczowate barwy. Świerszcze oszalały. Gdzieś koło 22 lub trochę później odezwał się puszczyk. Najpierw tak jakoś nieśmiało: wydobył z siebie jakiś syk, przechodzący w ksztuszenie starego gruźlika by po chwili wybuchnąć czystym, tak znanym hihotem. Z dugiej strony polany odpowiedział mu kumpel, kumpela? Po chwili bezszelestnie przeleciał nad polem i zniknął w olszynach nad Osławą. Niemal każdego wieczoru odgrywał nam ten spektakl. Najpierw gdzieś na jesionach wstęp, potem kilka śmiechów dosłownie nad głową i odlot gdzieś nad Równię. Jasny polar zwabił jakąś ćmę. Chwilę posiedziała i odfrunęła w mrok. Jak ona mogła latać z tak postrzępionymi skrzydłami i to jeszcze po ciemku?
Co jutro?
Jutro będzie kolejny leniwy dzień wypełniony zupełnie nikomu nie potrzebną pracą
cdn

Piskal
14-12-2009, 07:51
Ech, jak się patrzy na ten czajnik buchający parą i bieszczadzkimi wspomnieniami, to aż się ciepło na serduchu robi. Podkładaj pod nim szczodrze. Mam nadzieję, że również Bertrand nie będzie zwlekał z rozpaleniem letniego ogniska i jakoś tak wspólnie uda nam się przezimować. Dzięki Długi.

Krysia
14-12-2009, 08:01
Rozmarzyłam się;-)
czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy

bertrand236
14-12-2009, 08:09
Pięknie długi. Pisz, pisz, bo mnie Wena opusciła :(
Pozdrawiam

Polej
14-12-2009, 18:14
Zawsze zdumiewa mnie ile gwiazd jest w Bieszczadach.

Bo w Bieszczadach, człowiek jest jakby… bliżej Nieba. ;)
Pisz dalej Długi, od Twych opowieści cieplej się zrobiło i zapachniało latem

paszczak
14-12-2009, 22:17
Ranek wstał rośny. Słońce świeciło tysiącem brylancików na każdej trawce
Fajny klimat.
Podążając za poprzednikami przycupnę w pobliżu...gdzieś na granicy polany i lasu.

długi
14-12-2009, 23:15
Siądźcie mili w cieniu. Pod jesionami, gdzie przewiew od Chryszczatej niesie ochłodę, albo pod olchami, gdzie od Osławy szum koi jeszcze niedawny zgiełk miasta.
Wielu znajomych, którzy jeszcze nie byli ze mną w Duszatynie pyta: a co ty tam robisz?
Nic nie robię, odpowiadam. I tym nic nierobieniem wypełniam czas od rannej rosy do rozgwieżdżonego zmroku. Zanudził bym was opowiadając czego to nie robiłem, a i nie jest specjalnie ciekawe co robiłem przez następne dni. Podam więc w skrócie kilka wybranych fragmentów ilustrowanych fotkami. Część z nich była robiona telefonem, więc i jakość nie specjalna, ale dokumentują chwilę i oglądając przywołuję w pamięci obra rzeczywisty, lśniący słońcem. Prosta codzienna czynność: pójść do lasu po suchary na ognisko. To bezwzględna konieczność, bo zawsze gotujemy na ogniu. Nie wiem czemu zawsze ta prosta czynność zajmuje mi tyle czasu. No ale jak się śpieszyć, gdy las jest tak rozświetlony, a po drodze rośnie tyle różności, że i Marcin S. by się zatrzymał.

maciejka
14-12-2009, 23:17
A ja mam takie wspomnienia z dzieciństwa ile razy taki imbryk udało nam się z mamą przypalić...:)

maciejka
14-12-2009, 23:19
Twoje wspomnienia nabrały tempa, że mój imbryk-czajnik całkiem nie na miejscu się znalazł:grin:

Recon
14-12-2009, 23:47
Oj Długi... Długi...
kilkanaście lat temu tutaj spędziłem pierwszą noc w Bieszczadach. Całą noc lał deszcz i szemrał mi w uszy strumyk a piękny świt zapowiadał ładną pogodę. Słońce wschodziło, było cicho, wszystko parowało i jakoś czułem się inaczej. Kompletnie spać mi się nie chciało. Łaziłem i wszędzie zaglądałem a zwłaszcza patrzyłem ciągle pod nogi (Bieszczady... żmije!).
Ładne miejsce! W Beskidzie Niskim mam drugie... tam jeszcze nocy nie spędziłem, ale chciałbym i tam zobaczyć świt po wyjściu z namiotu ;)

marcins
14-12-2009, 23:47
...No ale jak się śpieszyć, gdy las jest tak rozświetlony, a po drodze rośnie tyle różności, że i Marcin S. by się zatrzymał.

A cóż w lesie można więcej robić jak tylko botanizować ;)

Browar
15-12-2009, 08:25
A cóż w lesie można więcej robić jak tylko botanizować ;)

Można jeszcze elegancko niebieskoptaszyć,widzę że Długi wie coś o tym ;)

marcins
15-12-2009, 16:44
Można jeszcze elegancko niebieskoptaszyć,widzę że Długi wie coś o tym ;)

Browar Ty zawsze tak wąsko traktujesz słowa ;) tym razem botanizujesz było sensu lato...

długi
16-12-2009, 22:38
Cóż można robić w letni, upalny dzień?
Można pójść na coś dobrego do baru, pogwarzyć z przyjaciółmi, wykąpać się na głębince.
Przyjechali przyjaciele z Otmuchowa. Nastąpiła prezentacja nowego namiotu. Piękny taki, duuuży, całkiem nowy. Trzeba było pojechać do Komańczy po "coś na wieczór". Trafiliśmy akurat na dzień rynkowy. I mało nie kupiłem takiego cuda. Postawił bym na środku pola i pobierał opłaty za zdjęcia.
Następnego dnia katastrofa: ktoś wlazł w kibelku nogami na deskę i zarwał.. Szybkie śledztwo nie ustaliło sprawcy. Podejrzenie padło na ludzi, którzy pośpiesznie wyjechali rankiem. Oględziny wykazały, że część desek jest spróchniała, ale konstrukcja się jeszcze trzyma. Leszek pojechał więc do tartaku i przywiózł kilka desek. Piłę i gwoździe mieliśmy. Do południa kibelek był jak nowy. Śliczna biała deska wyposażona została dodatkowo w plastikową klapę. Mimo naszych starań by w kibelku zawsze było czysto, to zawsze jakiś .... zostawi swoje brzemię na ścieżce i przyozdobi trawy wstęgą. Do wieczora na świeżym drewnie ktoś zostawił ślady butów. I po co sprzątać. Czy w domu taki ... też staje nogami na sedes?
Jutro czeka nas dzień wycieczkowy jedziemy ...
cdn

bertrand236
16-12-2009, 23:06
Czytam i wspominam, opowiadam Renatce i ona też wspomina. Z tym, że ja wspominam flaki, a ona pierogi....
Pozdrawiam

długi
17-12-2009, 04:08
I jedno i drugie "domowej" roboty. I jedno i drugie wyśmienite. Często, gdy nie chciało nam się gotować, to jedliśmy u Bożeny. Zawsze smacznie, zawsze w miłej atmosferze, przy piwie, przy kawie, pogwarka o codziennych i niecodziennych sprawach. Czasem Andrzej się przysiadł i snuł opowieść o życiu lasu.
Pozdrowienia dla Renatki
Długi

Stały Bywalec
17-12-2009, 06:41
Czytam z ogromnym zainteresowaniem.
A czy Ty wiesz, że ja latem (takim prawdziwym: lipiec, sierpień) tylko raz byłem w Bieszczadach? W 1987 roku.

Uwielbiam jednak letnie wędrówki wsród nieskażonej przyrody: po polach, łąkach, lasach. Nie przeszkadza mi letnie słońce ani temperatura powyżej 30 st. C. Niestety, zdecydowana większość moich znajomych, z którymi się włóczę, ucieka wtedy do gęstego lasu, zakłada letnie czapki, wachluje się i poci. Dwa lata temu żona mi mało nie zemdlała, gdy w palącym słońcu wędrowaliśmy w okolicach Tułowic, niedaleko ujścia Bzury do Wisły.
Są to przepiękne okolice na północno-zachodnim skraju Puszczy Kampinoskiej. Na początku sierpnia oglądaliśmy tam ptasie lekcje - szkółkę latania dla młodziutkich bocianów.

Dobra, dość tego wtrętu. Czekam na ciąg dalszy.

WUKA
17-12-2009, 12:27
Przepraszam Cię Długi za "wstawkę g......ą",ale sam o tym zacząłeś! W dobie powszechnego strachu o przeróżne HIVy,grypy i inne czerwonki,ludzie boją się normalnie(KULTURALNIE) korzystać z publicznie dostępnych przybytków dumania.Ja tego NIE USPRAWIEDLIWIAM i mam nadzieję,że ten co się tam zarwał,nieźle się ufaflonił.Jest dostępny w sprzedaży za kilka groszy spory asortymentjednorazowych ochraniaczy na sedes.Zawsze zabieram takowe w podróże,bo i w pociągach i innych miejscach strach i wstręt nie pozwala po ludzku skorzystać.W ostateczności pomysłowy Dobromir może sam wykonać cały pakiet takich osłon,choćby z papieru gazetowego z misternie dydartą dziurą.Piękne okoliczności przyrody to jedno,a palący problem to drugie.Nie da się bez tego obejść!

długi
18-12-2009, 22:10
Pora przedstawić naszego Nestora: 13 lat temu nadano mu imię Semen. I od tamtego czasu zawsze nam towarzyszy w letnich wędrówkach. Jednak od pewnego czasu zestarzał się nam bardzo i źle znosi nocne chłody. Przeto by nie pozbawiać go wypoczynku kupiliśmy małą przyczepkę. I przy okazji również moje stawy zostały dopieszczone. Teraz Semen już od rannych godzin zajmuje pozycję przy dyszlu i ma baczenie na całe pole. Nic nie umknie przed jego czujnym wzrokiem. No chyba, że śpi. A śpi twardo i często chrapie. Chrapanie go nie budzi. Mnie tak. Jest już całkiem głuchy. Nie słyszy nawet głośno wypowiedzianych słów: chcesz ciasteczko?
cdn

joorg
18-12-2009, 23:23
Pora przedstawić naszego Nestora: 13 lat temu nadano mu imię Semen......
Oryginalnie to piszesz Długi, dobrze się czyta , z wielkim zainteresowaniem "otwieram" kolejne Twoje wspomnienia.
Kiedyś przechodząc sierpniowym popołudniem brodem na Osławie ,z butami w ręce , widziałem Cię w Osławie ...chyba był upalny dzień.
Co do Nestora rozumię , mój ma już 14 lat i nawet nie chce myśleć co .....
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na cd.

marcins
18-12-2009, 23:29
Semen to chyba jakoś z litewska???

długi
19-12-2009, 00:00
Semen to chyba jakoś z litewska???

Raczej z ukraińska
Za wikipedią:
Semeni – dragoni formowani w XVII w. w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, głównie na Ukrainie. Umundurowani byli na wzór Kozaków zaporoskich. Rekrutowano ich spośród ludności narodowości ukraińskiej, często Kozaków. Najczęściej uzbrojeni byli w muszkiety lontowe, lecz zdarzały się jednostki wyposażone w samopały. Używali także pistoletów i szabel. Niektóre formacje semenów, wzorem Kozaków zaporoskich, nosiły po 2 pary pistoletów (zwykli dragoni jedną). Organizowani byli w sotnie, liczące najczęściej po 100 ludzi, niekiedy nieco więcej. Liczne jednostki semenów wchodziły w skład prywatnych wojsk magnackich, rzadziej występowali w armii komputowej.
łac. nasienie, plemnik
Długi

długi
19-12-2009, 10:14
Wycieczki.
Wycieczki stanowią dla nas zwykle pewien problem. Staruszek Semen źle znosi jazdę autem. Jak dziecko cierpi na chorobę lokomocyjną. Każda wycieczka wymaga albo specjalnych przygotowań, albo poszukania opieki na czas naszej nieobecności. W tym roku byliśmy nieco większą grupą. Dojechał na wakacje nasz młodszy (Michał) z Ewą. Ewa pierwszy raz w Bieszczadach. Część zdjęć prezentowanych w tej relacji jest jej autorstwa. Młodym nie przeszkadzał nawet największy upał, a Michał w roli przewodnika oprowadzał Ewę po okolicy. Oczywiście na pierwszy ogień poszły Jeziorka.
Po spacerach zaproponowałem, że pokażę im cerkwie. Michał się skrzywił i już było wiadomo, kto zostanie z Semenem. Ewa wręcz przeciwnie, zareagowała entuzjazmem na moją propozycję. Na początek pojechaliśmy do Komańczy. Zakupiliśmy znicz i pojechaliśmy na cmentarz przy odbudowywanej cerkwi. Co roku zapalamy światełko dla Pani Anny. Przy okazji dokumentujemy postęp prac przy odbudowie. Następny przystanek to cerkiew w Rzepedzi. I tu miła niespodzianka. W środku trwają jakieś prace i pracujący pan wpuszcza nas do środka. Robimy kilka zdjęć i przysiadamy na ławce w skupieniu. Jest cicho, pracownik gdzieś zniknął, jesteśmy sami. Przez okno wpada słońce i rozświetla carskie wrota. Pojawia się pan i pokazując na zegarek daje do zrozumienia, że pora wychodzić. Jeszcze zaglądamy do Hermesa. Od zeszłego roku nic się nie zmieniło, żadnych śladów bytności, krzaki zarastają coraz większe. Mam sentyment do tego miejsca. Tu Michał jeździł konno, tu zaprzyjaźniłem się z Magdą i do tej pory pozostajemy w kontakcie. Wsiadamy do auta i kierujemy się do Turzańska. To moja ulubiona cerkiew. Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach i pierwsza cerkiew (to już prawie trzydzieści lat). Wtedy, przed laty cerkiew ta otrzymała nowy dach. Teraz patrzę, dach świeci nową blachą. Koło się zamknęło. Pora wracać.
cdn

Aleksandra
19-12-2009, 20:37
Zawsze wiedziałam, że błogie lenistwo, zwłaszcza letnie ma swoje wyjątkowe walory ;)
A dobrze opisane sprawia kolejną przyjemność. Chętnie przyłączę się do tego duszatyńskiego lenistwa :-D

długi
20-12-2009, 13:27
Zapraszam, teraz do ekranu, a w sierpniu nad Osławę
Długi

długi
20-12-2009, 15:19
Dzień odwiedzin.
Tym razem Joanna zostaje na straży obozowego ogniska. Jedziemy do Krywego, a w planie jeszcze obiadek w Wilczej Jamie.
Pogoda cały czas nam dopisuje więc wybieram trasę przez przełęcze. Widoki jak malowane. Tylko w Wetlinie musimy bardzo uważać, aby nikt nam nie wszedł pod koła. Nad Przełęczą Wyżną krąży myszołów. Ten to ma widoki. Pozazdrościć. Wtedy nie przypuszczałem jak szybko zobaczę Bieszczady z góry dzięki zdjęciom zrobionym przez mojego starszego syna, Maćka. Był w Bieszczadach z żoną tydzień przed nami i zrobił kilkadziesiąt fotek "z góry". Będą na zakończenie. Tymczasem jedziemy już kwietną aleją. Zawsze rudbekie przyprawiają mnie o dreszcz emocji. Fotografuję je bez końca. Ale później gdy oglądam zdjęcia.. to nie to. Dolina Krywego widziana z Rylego. Codziennie na nią patrzę. Mam tapetę na ekranie ze zdjęcia zrobionego spod słupa na szczycie. Pierwszy raz byłem tam pewnej zimy, czy wiosny. Usiłowaliśmy dość bezskutecznie dojechać pod dom Tosi, wtedy jeszcze Pani Antoniny Majsterek. Gdy w końcu zostawiliśmy auto pod pawilonem i podeszliśmy do Gospodyni przywitała nas słowami: jeszcze nie widziałam, żeby łąkę orać ułazem. I tak się zaprzyjaźniliśmy z Tosią i Staszkiem. Jesteśmy tam częstymi gośćmi i zawsze nas wzrusza ciepło przyjęcia i ... i te Krywe. Nie ma śliczniejszego miejsca. Na Krywem trochę nowości. Jest nowy domownik: kawka. Bystre, wścibskie ptaszysko, które nie pominęło żadnej okazji by nas poznać i spróbować dziobem. Młodych interesują głównie konie pasące się opodal. No cóż, skrzywienie zawodowe. Gotowi byli zostać kilka dni, aby dosiąść któregoś. Później jeszcze jeździliśmy do Woli Michowej, tam też są konie i do Wołosatego.
cdn

asia999
20-12-2009, 20:59
Zapraszam, teraz do ekranu, a w sierpniu nad Osławę
Długi

Ja się też zgłaszam - do karmienia Semena ciasteczkami:-P uroczy jest

w tym Twoim opowiadaniu po prostu czuć ten bieszczadzki sierpień:smile:

i te rudbekie - chyba tylko tam są właśnie takie...

marcins
20-12-2009, 23:08
i te rudbekie - chyba tylko tam są właśnie takie...

Rudbekie to zmora Bieszczadów, jak je widzę to spać nie mogę przez tydzień. Już baobaby łatwiej wyplenić.

długi
20-12-2009, 23:22
Ja się też zgłaszam - do karmienia Semena ciasteczkami:-P uroczy jest

Niestety, w jego wieku ciasteczka są surowo zabronione. Ale drapanie i czochranie jak najbardziej wskazane:-P
Doczekaj do końca opowieści, a ochota na Duszatyn będzie jeszcze większa;)
Pozdrawiam
Długi

długi
20-12-2009, 23:29
Rudbekie to zmora Bieszczadów, jak je widzę to spać nie mogę przez tydzień. Już baobaby łatwiej wyplenić.

Chyba przyjdzie się przyzwyczaić. Barszcz chyba łatwiej wyplenić. Z rudbekią jak z norką, jenotem i podobno szop też... Chyba się nie da. Ale w lasach też masz gatunki obce. Ot np. daglezję. Cóż, wiem - przywleczona. Ale taki łan jest piękny:oops:
Pozdrawiam
Długi

długi
25-12-2009, 09:33
Aż przyszedł TEN dzień. Dzień, w którym spotykamy się z przyjaciółmi, taki ciepły i słoneczny. Nawet gdy pada deszcz. Dzień, w którym patrzymy na nasze przeszłe dni i ... i mówimy: to były piękne dni. Tego dnia ranek wstał ciepły, słoneczny. Korzystając z obecności na polu młodszych przyjaciół zabieramy się za grubszą robotę. Trzeba postawić do pionu obalony kamień. Bez tego DZIEŃ byłby taki niezupełny. A taki dzień musi być bez rysy. Najpierw kosą trzeba było usunąć przeszło 2 metrowe pokrzywy. Kamień leżał. Nie rozbity, tylko przewrócony. Wystarczy wykopać dołek i gotowe. Odsuwamy go trochę w bok i.. księżniczka! Trzeba było ją chronić, tylu rzuciło się do całowania.

długi
25-12-2009, 09:43
Po przeniesieniu księżniczki w bezpieczne miejsce, z dala od tłumu wielbicieli i nachalnych fotoreporterów wróciliśmy do pracy. Po pogłębieniu fundamentu, kamień został siłą młodych ramion uniesiony i wreszcie stanął na swoim miejscu. Jeszcze starannie ubijamy ziemię i kamienie wokół i gotowe. Teraz tylko kosmetyka. Miska z wodą i Joanna zdejmuje z niego warstwę brudu i życia biologicznego, które nawet na kamieniu znalazło sobie miejsce do bytowania. No, teraz jest wszystko jak należy. Można jechać do Leska.
Jak co roku o tej porze.

długi
25-12-2009, 10:05
Jak co roku celem naszym jest cukiernia w Lesku. Oczywiście byliśmy tu w rej sprawie kilka dni wcześniej. Jak co roku rozmowa była niemal identyczna:
- chcieliśmy zamówić..
- a, jak zwykle tort?
- tak tylko z...
- oczywiście że z ptaszkami, a jaki napis? Która to już?
Podajemy treść napisu i stosowne liczby. Zamawiamy największy, jaki robią, bo w tym roku będzie dużo gości.
Dziś tylko odbieramy zamówienie. Dokupujemy jeszcze trochę drobnych ciasteczek i gotowe. Pora wracać. W rynku atrakcja turystyczna: człowiek orkiestra. Podśpiewuje, gra i pozwala się fotografować. Nie marudzimy z powrotem, bo upał się wzmaga, i boimy się, że tort nam popłynie. Po powrocie tort wędruje do naszej obozowej lodówki w Olchowatym. Michał nam melduje, że jak byliśmy w Lesku to przyjechali do nas goście. Pytam, kto przyjechał i dokąd poszli? Do Osławy. I radość wielka: Bertrand z Renatką własną osobą nas zaszczycili.

długi
25-12-2009, 10:21
Tymczasem na polu trwają jakieś tajemnicze przygotowania. Andrzej z zafrasowaną miną pyta Joanny, czy ma oregano, majonez i jeszcze coś. Oregano jest, inne przyprawy też, majonezu nie ma. Tomek z Jerzym coś tajemniczo szepcą, a reszta robi tajemnicze miny.
Wiemy, że Andrzej jest świetnym kucharzem, ale bo co mu na polu majonez?
W końcu nadchodzi pora przygotować stół. Wykładamy nasze słodkości i ... i nasi goście wykładają swoje nie słodkie. Jest więc karp zapiekany, sałatka warzywna (bez majonezu), kiełbasa pieczona i różne flaszeczki, w tym ta od Bertranda. Zapraszamy do stołu wszystkich. Tradycyjnie, wszystkich obecnych na polu. Wywołuje to pewne zdziwienie u młodych ludzi, co właśnie przyszli i rozłożyli namiot, ale zaproszenie przyjmują. Najpierw życzenia. I prezenty. I wzruszenie. I radość, że ten dzień możemy spędzić w tak licznym gronie przyjaciół

bertrand236
25-12-2009, 11:16
Oj długi. Fajnie jest powspominać.
Pozdrawiam

długi
26-12-2009, 10:20
Np i nastąpiła najbardziej oczekiwana część imprezy. Tort został podzielony. Wino, i inne napitki zmieniły miejsce pobytu z ciasnych, niewygodnych flaszek na solidne bieszczadzkie kubki. Długo tam nie przebywały. W gwarze rozmów szybko czas minął i zmrok przyniósł kolejną niespodziankę przygotowaną przez Andrzeja. Niebo rozświetliły kolorowe race. Ognisko jeszcze długo w noc towarzyszyło naszym rozmowom. Dobrze jest mieć przyjaciół
cdn

Derty
27-12-2009, 17:55
Pięknie długi. Pisz, pisz, bo mnie Wena opusciła :(
Pozdrawiam
Ciebie opuściła, a mnie nawet razu nie naszła;) A tak sobie obiecuję, że opiszę nasze krótkie spotkanie w Bieszczadach...

Pozdrawiam i dziękuję Długiemu za te foty czajnika okopconego i przejrzyste granatowe niebo po zachodzie...
Derty

WUKA
27-12-2009, 22:02
Piękne miejsce i czas na takie świętowanie.Długi,czy z Joanną spędzacie ten dzień w tym miejscu od 33 lat?Czy to jest jakoś szczególnie Wam bliskie miejsce?Z czymś związane?Jeśli to sekret rodzinny,to już nie pytam!

długi
28-12-2009, 10:04
To żadna tajemnica. Ale raczej opowieść, opowieść o tym jak tu pierwszy raz przyjechaliśmy, opowieść jak pierwszy raz tu świętowaliśmy, opowieść o kamieniu, tak pieczołowicie ustawianym w tym roku.
Może kiedyś..
Długi

długi
28-12-2009, 21:15
Pomału wakacje dobiegają końca. Najpierw żegnają nas przyjaciele. Mają dzieci w wieku szkolnym i trzeba je przygotować do tego obowiązku. Zeszyty książki itepe. W trakcie pakowania Koczis upolował jakiś drobiazg. Nie bardzo wiedział, co z tym ma zrobić, więc na w razie czego przyniósł pokazać. Na szczęście nie zrobił jej żadnej krzywdy. Jeno obślinił paskudnie i wystraszył. Pojechali.. i zrobiło się tak pusto. Następnego dnia odwiozłem syna na stację do Zagórza. Zrobiło się jeszcze bardziej pusto i już jakby jesiennie. Jego z kolei wzywa pracodawca w dalekim Londynie. Podróż do Zagórza upływa nam w strugach deszczu. Ale my mamy jeszcze kilka dni, my nie wyjeżdżamy. Jeszcze wyskoczymy na chwilę na Słowację. Pogoda zrozumiała nasze potrzeby i zaraz się poprawiła. Ale i na nas przyszła kolej wyjazdu. Już z firmy dzwonili.. już coś czeka, żebym podziałał.. i tak do następnego razu.
Do zobaczenia
Długi

bertrand236
28-12-2009, 21:18
Oczywiście w Duszatynie, no chyba że w....
Pozdrawiam

Recon
28-12-2009, 23:36
Szkoda, że ja wolę wakacje w lipcu w Bieszczadach... bo też bym nie omieszkał zawitać. Pozdrawiam :)

długi
29-12-2009, 19:49
A teraz coś na deser. Kilka fotek wykonanych... z powietrza!
Na początek Duszatyn.:-D
Długi

adamr
29-12-2009, 20:43
Miałem okazję aby poznać !
Pozdrawiam!
AdamR

don Enrico
29-12-2009, 21:42
Dzięki Długi za to >lenistwo<
Z przyjemnością leniuchowałem z Wami.
Otworzyłeś trochę prywatności pokazując, że nie tylko rekordy się liczą.
A tak właśnie jest. Ważniejsze jest aby być, niż aby zaliczyć.
ale do tego dochodzi się dopiero po latach.

buba
30-12-2009, 07:10
super relacja!! taka inna.. pokazujaca ze nie tylko oszalaly bieg i pęd do przodu sie liczy.. ze zeby cos przezyc czasem trzeba sie zatrzymac i popatrzec, bo w biegu pewno sie to ominie.. ze nie wazne gdzie sie jest- ale wazne z kim i jak sie potrafi ten swiat wokol odebrac. Czytajac czuje sie taki fajny spokoj, i klimat odpoczynku.. jakby gdzies niedaleko pluskala woda w strumyku i brzeczala mucha w gorace letnie popoludnie....Dlugi!! kazdemu zyczyc tej zdolnosci odbierania swiata jaka ty masz :)

a czajniczek na ogniu jest po prostu nie do pobicia! duzo bym dala aby sie napic z niego herbatki :)

Krysia
30-12-2009, 08:26
Raczej z ukraińska
łac. nasienie, plemnik
Długi
no własnie, ja myślałam, że z łaciny :mrgreen:
Fantastyczna relacja-zazdroszczę, że tak potraficie-ja z moim ADHD w jednym miejscu bym nie wysiedziała i to rok w rok:-P

długi
30-12-2009, 09:55
Fantastyczna relacja-zazdroszczę, że tak potraficie-ja z moim ADHD w jednym miejscu bym nie wysiedziała i to rok w rok:-P

Wiosną, jesienią, nawet zimą wędrujemy. Były relacje. Latem króluje lenistwo.
W nagrodę za miłe słowa jeszcze kilka "powietrznych" fotek. Tym razem okolice Smolnika.
Pozdrawiam
Długi

Krysia
30-12-2009, 10:40
Ooooo cudnie;-)
i zielono

Basia Z.
30-12-2009, 11:10
Przepiękna opowieść.

Napisz proszę jeszcze o historii i o kamieniu.


Ja nie dawno (tj. w połowie marca) obchodziłam 25 rocznicę ślubu, a obchodziliśmy ją z przyjaciółmi w bacówce na przełęczy Przysłop Potucki, bo tam spędziliśmy noc poślubną ;-)

I tez mamy Michała i Maćka, tylko u nas Michał jest starszy a Maciek młodszy.


B.

długi
30-12-2009, 17:29
Ooooo cudnie;-)
i zielono

To jeszcze trochę zielonego. Tym razem Smerek z góry:-P
Długi

Michał
30-12-2009, 17:47
Heh

Ooooo cudnie;-)
i zielono

xxxxxxxxxx
Długi - a spróbuj napisać nienapisane - bo jakoś ludziska nie potrafią czytać pomiędzy wierszami.

Dla mnie extra. Pisz Waść - pisz.

Pozdrówka

Krysia
30-12-2009, 17:56
Długi przepięknie!
Ile trwał ten lot?Sam poleciałeś czy większą ekipą?

długi
30-12-2009, 19:12
Nie czytałaś uważnie relacji. To nie moje fotki. Zrobił je mój starszy syn - Maciek. Latał takim latawcem, co go sam zrobił.

asia999
30-12-2009, 20:15
Niestety, w jego wieku ciasteczka są surowo zabronione. Ale drapanie i czochranie jak najbardziej wskazane:-P
Doczekaj do końca opowieści, a ochota na Duszatyn będzie jeszcze większa;)

był już tort i nawet deser w postaci "odlotu" więc czyżby to był koniec opowieści? :cry:
jeśli tak to dzięki Długi za te sierpniowe Bieszczady - moje ulubione:smile:

podejmuję się drapania i czochrania a nawet mogę Semenowi kręcić loka na grzywce...:-P ;)(sama wiem jak smutno się robi, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nasz kochany psiak naprawdę jest już staruszkiem:-()

i życzę jeszzce wielu okazji do świętowania w tak pięknych okolicznościach przyrody i w tak zacnym towarzystwie :-)

Aleksandra
30-12-2009, 21:46
Dziękuję za tak wyjątkowe przybliżenie nam siebie i Twoich bliskich. A pod poniższym podpisuję się obiema rękami.




Dla mnie extra. Pisz Waść - pisz.

długi
31-12-2009, 11:08
Pozostaje na koniec przedstawić autora zdjęć lotniczych.

I na tym kończę to leniwe opowiadanie,
dziękuję słuchaczom (czytaczom) za uwagę i miłe dopiski
Do następnego razu
Długi

paszczak
31-12-2009, 12:33
Dzięki za sympatyczną opowieść 8-)

trzykropkiinicwiecej
31-12-2009, 12:54
..i ja się dokładam do podziękowań.. dziwny sentyment mam do Duszatyna, często tam pod namiotem lądowaliśmy.. Pamiętam kilka lat temu postanowiłem zabrać na wyprawę miejskie szczurzątka...plan : dojście z Sanoka do Woli Michowej na urodziny do kolegi w 4 dni , oj ciężko było, w Dusztynie trzeciego dnia pod wieczór, koleżanka słaniając się i czołgając do namiotu powiedziała że nigdy więcej w Góry, i nienawidzi tych całych Bieszczadów...
...następnego dnia dotarliśmy do Woli, już tam została do dziś ;-)

WUKA
31-12-2009, 13:25
O Matko! "Już tam została do dziś"-chyba nie masz na myśli "na wieki"!!

ziemien
04-01-2010, 01:52
Piekna relacja, Dlugi. Z przyjemnoscia przeczytalam i zobaczylam wspolnie odwiedzane miejsca, znajome twarze (ludzkie i nie tylko). Zal, ze nie moglam byc tam z Wami; moze uda sie w najblizsze lato.
Mi rowniez rudbekie kojarza sie nieodlacznie z Bieszczadami. Nawet posadzilam kilka odmian u siebie ogrodku, zeby mi przypominaly te malownicze strony.

bertrand236
04-01-2010, 05:45
Witaj na forum.

długi
04-01-2010, 07:25
Witaj, i zanim spotkamy się w Duszatynie rozgość się tutaj, dosiądź do ogniska, właśnie Bertrand coś rozpalił.
Pozdrawiam
Długi

Krysia
04-01-2010, 07:49
Nie czytałaś uważnie relacji. To nie moje fotki. Zrobił je mój starszy syn - Maciek. Latał takim latawcem, co go sam zrobił.
A widzisz tak-przeoczyłam!
Dziękuję, zaraz przeczytam jeszcze raz na spokojnie, bo to bardzo ciekawe, że zrobił i...że to lata!No i bezpiecznie ląduje potem :razz:

długi
05-01-2010, 00:06
Już zrobił następne latadło. Specjalnie przystosowane do noszenia aparatu i kamery. 2 metry rozpiętości skrzydła. Pewnie latem będą zdjęcia z wysokości kilometra
Pozdrawiam
Długi

długi
05-01-2010, 00:32
http://www.youtube.com/watch?v=WPZ9IzRnpME
dla tych co ciekawi, jak to się robi
Długi