Stały Bywalec
15-12-2002, 15:18
Sprawozdanie z I Ogólnokrajowej Konferencji Internautów Miłośników Bieszczad w Warszawie dn. 14. grudnia 2002 r.
Jest to sprawozdanie opisowe. Niezależnie od niego możecie zobaczyć fotoreportaż autorstwa IrasaJ.
Spotkaliśmy się o godz. 18-tej w malutkim, przytulnym pubie „Gorączka Złota” przy ul. Wilczej, niedaleko skrzyżowania z ul. Marszałkowską. Towarzystwo było nie tylko warszawskie (stąd nazwa konferencji: ogólnokrajowa), gdyż Gdańsk oraz pozostałą część Polski, a także pozostałą część Unii Europejskiej, reprezentowała powszechnie szanowana i słynna woltyżerka - Szaszka. Niestety, do owego lokalu - weszła. A mogła przecież wjechać konno (bywali już tacy w Warszawie kilkadziesiąt lat temu).
Oto lista obecności uczestników konferencji, wg kolejności wpisów:
1) Szaszka,
2) Agnieszka - żona IrasaJ,
3) Aleksandra,
4) Michał (spokojnie, to nie tamten),
5) Małgorzata - żona Stałego Bywalca,
6) Stały Bywalec,
7 i 8) Żabki (pod tym wspólnym nickiem są zalogowani na Forum), czyli Adam i Ania,
9) IrasJ - www.bieszczadyfoto.republika.pl (pomysłodawca i organizator konferencji).
Zajęliśmy dwa złączone stoły, oświetlone świecami. Słuchaliśmy nastrojowych, bieszczadzkich pieśni z płyt Szaszki. Nie przeszkadzało to innym osobom obecnym w pubie. Frekwencja była zresztą niska. Nieliczni zainteresowani wchodzili, postali chwilę, posłuchali i wychodzili.
Zgodnie z tematem konferencji („Smak piwa w Bieszczadach”) zajęliśmy się nie tylko jej stroną teoretyczną, lecz przede wszystkim częścią warsztatową. Królował „Okocim” z beczki, a uśmiechnięte do nas oblicze barmana wskazywało, że nie jesteśmy gośćmi deficytowymi (w przeciwieństwie np. do niedaleko od nas siedzącej studenckiej pary, pijącej jedno małe piwo przez dwie słomki).
Uczestnicy konferencji wygłosili referaty, w których przedstawili swoje bieszczadzkie doświadczenia i opisali niezwykłe przygody. Coś niecoś z tego dosłyszałem i zapamiętałem.
Irek (IrasJ) m.in. opowiedział, jak kiedyś zmęczony po całodniowej wędrówce dotarł do Nasicznego i spoczął przed sklepem (czynnym tylko w sezonie). Zobaczył Go tam jakiś miejscowy kot i tak się zdziwił widokiem przybysza z dalekich stron, że aż się zaczął tarzać i kąpać w kałuży. Jak pies, ale to był kot, nie pies. To z kolei zdumiało Irka do tego stopnia, że kupił owego kota za 30 zł (w cenę został wliczony również nocleg w domu dotychczasowego właściciela kota) i przywiózł z Bieszczad do siebie, do domu. Ma go do tej pory. Jest to podobno iście crazy cat.
Szaszka m.in. zrelacjonowała, w sposób budzący grozę, jedną ze swoich konnych wycieczek. W pewnym momencie jej koń zaczął chrapać, zaparł się kopytami i za nic nie chciał dalej iść. A z lasu wyszedł miś i zaczął złorzeczyć, że ośmielono się przerwać mu drzemkę. Poryczał, poodgrażał się i poszedł sobie obrażony.
Potem Szaszka zademonstrowała sposób walki z wilkiem: należy wsadzić mu rękę w paszczę i dalej w głąb trzewi, chwycić za ogon od wewnętrznej strony, przenicować wilka na drugą stronę i w ten sposób samemu uzbroić się w jego kłapiące kły, do obrony przed pozostałymi wilkami.
Adam i Ania to znajomi z I KIMB w Dwerniku. Wspominali kongres (ja skromnie milczałem), wywołując zazdrość u innych uczestników konferencji. Ania wyrażała się też z nostalgią o tym jeleniu, który w zimną wrześniową noc obchodził wkoło Jej domek w Sękowcu, usiłując wywabić Ją na zewnątrz.
Aleksandra i Agnieszka mówiły dużo i mądrze, ale ja siedziałem z drugiego końca dwóch złączonych stołów i niewiele (z racji odległości i muzyki) słyszałem. Myślę, że same wystąpią na Forum i przedstawią swoje wrażenia z konferencji.
Moja małżonka opowiedziała, jak kiedyś (w 1986 r.) zgubiliśmy się na Falowej i mieliśmy kłopoty z zejściem z tej górki.
Michał mówił bardzo mało, siedział onieśmielony pomiędzy pięknymi kobietami. Miał je obok siebie i przed sobą. Delektował się smakiem piwa i widokiem pań. Domyślam się nawet, która Mu się najbardziej podobała, ale ... zachowajmy dyskrecję. W każdym razie sprawiał wrażenie człowieka szczęśliwego. Zabrał raz, konstruktywnie i rzeczowo, głos w dyskusji nt. smaku piwa, popierając mój pogląd, że najlepsze piwo to Piwo Tyskie - Książęce (proszę nie mylić z popularnymi „Groniami”).
I tak czas upłynął nam bardzo przyjemnie. Podjęliśmy uchwałę z pozdrowieniami dla wszystkich naszych nieobecnych Koleżanek i Kolegów z Forum, ze szczególnym uwzględnieniem Asiczki oraz Darka - Admina.
Stwierdziliśmy, że nie możemy się doczekać kolejnego, już drugiego, naszego Kongresu w Bieszczadach.
W międzyczasie, w ramach integracji, proponujemy utrzymać instytucję konferencji. Nieśmiało sugerujemy kolejną - w Łodzi. Co, zamurowało Was ? Mieszka tam przecież trzech bieszczadzkich weteranów (w porządku alfabetycznym: Barszczyk, Duszewoj i MarekM), może więc coś zaproponujecie ? Wystarczy wybrać i uzgodnić na Forum datę, a potem podać adres knajpy i strony internetowe najbliższych hoteli. Szaszka stwierdziła, że skoro mogła przyjechać z Gdańska do Warszawy, to może i do Łodzi.
Rzucamy więc hasło i czekamy odzewu - z Łodzi.
Podróże kształcą.
I jeśli chodzi o mnie, to byłoby „na tyle”.
Pozdrawiam
Jest to sprawozdanie opisowe. Niezależnie od niego możecie zobaczyć fotoreportaż autorstwa IrasaJ.
Spotkaliśmy się o godz. 18-tej w malutkim, przytulnym pubie „Gorączka Złota” przy ul. Wilczej, niedaleko skrzyżowania z ul. Marszałkowską. Towarzystwo było nie tylko warszawskie (stąd nazwa konferencji: ogólnokrajowa), gdyż Gdańsk oraz pozostałą część Polski, a także pozostałą część Unii Europejskiej, reprezentowała powszechnie szanowana i słynna woltyżerka - Szaszka. Niestety, do owego lokalu - weszła. A mogła przecież wjechać konno (bywali już tacy w Warszawie kilkadziesiąt lat temu).
Oto lista obecności uczestników konferencji, wg kolejności wpisów:
1) Szaszka,
2) Agnieszka - żona IrasaJ,
3) Aleksandra,
4) Michał (spokojnie, to nie tamten),
5) Małgorzata - żona Stałego Bywalca,
6) Stały Bywalec,
7 i 8) Żabki (pod tym wspólnym nickiem są zalogowani na Forum), czyli Adam i Ania,
9) IrasJ - www.bieszczadyfoto.republika.pl (pomysłodawca i organizator konferencji).
Zajęliśmy dwa złączone stoły, oświetlone świecami. Słuchaliśmy nastrojowych, bieszczadzkich pieśni z płyt Szaszki. Nie przeszkadzało to innym osobom obecnym w pubie. Frekwencja była zresztą niska. Nieliczni zainteresowani wchodzili, postali chwilę, posłuchali i wychodzili.
Zgodnie z tematem konferencji („Smak piwa w Bieszczadach”) zajęliśmy się nie tylko jej stroną teoretyczną, lecz przede wszystkim częścią warsztatową. Królował „Okocim” z beczki, a uśmiechnięte do nas oblicze barmana wskazywało, że nie jesteśmy gośćmi deficytowymi (w przeciwieństwie np. do niedaleko od nas siedzącej studenckiej pary, pijącej jedno małe piwo przez dwie słomki).
Uczestnicy konferencji wygłosili referaty, w których przedstawili swoje bieszczadzkie doświadczenia i opisali niezwykłe przygody. Coś niecoś z tego dosłyszałem i zapamiętałem.
Irek (IrasJ) m.in. opowiedział, jak kiedyś zmęczony po całodniowej wędrówce dotarł do Nasicznego i spoczął przed sklepem (czynnym tylko w sezonie). Zobaczył Go tam jakiś miejscowy kot i tak się zdziwił widokiem przybysza z dalekich stron, że aż się zaczął tarzać i kąpać w kałuży. Jak pies, ale to był kot, nie pies. To z kolei zdumiało Irka do tego stopnia, że kupił owego kota za 30 zł (w cenę został wliczony również nocleg w domu dotychczasowego właściciela kota) i przywiózł z Bieszczad do siebie, do domu. Ma go do tej pory. Jest to podobno iście crazy cat.
Szaszka m.in. zrelacjonowała, w sposób budzący grozę, jedną ze swoich konnych wycieczek. W pewnym momencie jej koń zaczął chrapać, zaparł się kopytami i za nic nie chciał dalej iść. A z lasu wyszedł miś i zaczął złorzeczyć, że ośmielono się przerwać mu drzemkę. Poryczał, poodgrażał się i poszedł sobie obrażony.
Potem Szaszka zademonstrowała sposób walki z wilkiem: należy wsadzić mu rękę w paszczę i dalej w głąb trzewi, chwycić za ogon od wewnętrznej strony, przenicować wilka na drugą stronę i w ten sposób samemu uzbroić się w jego kłapiące kły, do obrony przed pozostałymi wilkami.
Adam i Ania to znajomi z I KIMB w Dwerniku. Wspominali kongres (ja skromnie milczałem), wywołując zazdrość u innych uczestników konferencji. Ania wyrażała się też z nostalgią o tym jeleniu, który w zimną wrześniową noc obchodził wkoło Jej domek w Sękowcu, usiłując wywabić Ją na zewnątrz.
Aleksandra i Agnieszka mówiły dużo i mądrze, ale ja siedziałem z drugiego końca dwóch złączonych stołów i niewiele (z racji odległości i muzyki) słyszałem. Myślę, że same wystąpią na Forum i przedstawią swoje wrażenia z konferencji.
Moja małżonka opowiedziała, jak kiedyś (w 1986 r.) zgubiliśmy się na Falowej i mieliśmy kłopoty z zejściem z tej górki.
Michał mówił bardzo mało, siedział onieśmielony pomiędzy pięknymi kobietami. Miał je obok siebie i przed sobą. Delektował się smakiem piwa i widokiem pań. Domyślam się nawet, która Mu się najbardziej podobała, ale ... zachowajmy dyskrecję. W każdym razie sprawiał wrażenie człowieka szczęśliwego. Zabrał raz, konstruktywnie i rzeczowo, głos w dyskusji nt. smaku piwa, popierając mój pogląd, że najlepsze piwo to Piwo Tyskie - Książęce (proszę nie mylić z popularnymi „Groniami”).
I tak czas upłynął nam bardzo przyjemnie. Podjęliśmy uchwałę z pozdrowieniami dla wszystkich naszych nieobecnych Koleżanek i Kolegów z Forum, ze szczególnym uwzględnieniem Asiczki oraz Darka - Admina.
Stwierdziliśmy, że nie możemy się doczekać kolejnego, już drugiego, naszego Kongresu w Bieszczadach.
W międzyczasie, w ramach integracji, proponujemy utrzymać instytucję konferencji. Nieśmiało sugerujemy kolejną - w Łodzi. Co, zamurowało Was ? Mieszka tam przecież trzech bieszczadzkich weteranów (w porządku alfabetycznym: Barszczyk, Duszewoj i MarekM), może więc coś zaproponujecie ? Wystarczy wybrać i uzgodnić na Forum datę, a potem podać adres knajpy i strony internetowe najbliższych hoteli. Szaszka stwierdziła, że skoro mogła przyjechać z Gdańska do Warszawy, to może i do Łodzi.
Rzucamy więc hasło i czekamy odzewu - z Łodzi.
Podróże kształcą.
I jeśli chodzi o mnie, to byłoby „na tyle”.
Pozdrawiam