PDA

Zobacz pełną wersję : Rawki, Pasmo Graniczne i Dolina Sanu pod koniec sierpnia



Maluszek
16-09-2010, 18:49
Pod koniec sierpnia byłem w Bieszczadach. To moja druga wyprawa. Rok temu było Jasło, Połoniny Wetlińska i Caryńska, pętla Tarnica-Halicz-Rozsypaniec.

W tym roku postanowliśmy zobaczyć z kolegą coś nowego.

Pierwszego dnia poszliśmy z Wetliny na Rawki i było pięknie! Nie będę się rozwodził, bo chyba to dość uczęszczana okolica.

Drugiego dnia znajomi z Sanoka zaproponowali nam baaardzo długą i męczącą trasę: z Wetliny Pasmem Granicznym do Nowego Łupkowa. Wprawdzie generalnie wolę spokojne chodzenie dla przyjemności, bez pośpiechu, z dłuższymi przystankami w najciekawszych miejscach, ale od czasu do czasu lubię takie wyzwania. Mieliśmy na wszelki wypadek opracowane warianty wcześniejszego zejścia i oczywiście do końca nie doszliśmy. Wylądowaliśmy ostatecznie w Maniowie, kawałek za Balnicą, ale mimo skrócenia trasa zajęła nam 13 godzin! Na końcu padaliśmy z nóg, ale było warto - chociażby dla pięknych widoków na połoniny z Dziurkowca!


Po tej mordędze musieliśmy odpocząć, postanowiliśmy trzeciego dnia iść nad San, z Zatwarnicy przez wyludnione wsie: Hulskie, Krywe, Tworylne i Studenne, z finiszem w Terce lub Rajskiem, zależnie od tego jak będziemy stali z czasem (trzeba było zdążyć na ostatni autobus powrotny do Ustrzyk Górnych). Oczywiście byliśmy cali obolali po długim marszu z poprzedniego dnia, dlatego mieliśmy się zregenerować, iść powoli i delektować się widokami. I też było super. Widoki z Rylego na Krywe, albo klimat zakątka przy ruinach cerkwi... Pięknie tam... No i Tworylne!

Przyznam, że trochę bałem się tej trasy, bo nie mam zbytniego doświadczenia w chodzeniu po górach, a zwłaszcza po takich bezdrożach, bez znakowanych szlaków. Jeśli ktoś nie wie, to dodam że szlak ścieżki przyrodniczej kończy się w Krywem. Do Tworylnego już idzie się bez znaków. Stąd moje drobne obawy.

Dlatego przed wyjazdem dokładnie czytałem przewodnik i pytałem na forum o wskazówki. Wiedziałem, że w Tworylnem mogą być drobne problemy z przejściem - droga miała być zalana przez wodę, bo bobry zbudowały żeremie na potoku. "Możliwe niewygodne obejście do 15 minut" - tyle na ten temat w przewodniku. Liczyłem, że gdy już będziemy na miejscu, to zobaczę rozlewisko i będę też od razu widział którędy je obejść. Ale okazało się że wody za bardzo nie widać (bobrów zresztą też nie), za to teren jest mocno podmokły, a od pewnego momentu wszystko zarośnięte gęstymi, wysokimi krzakami i pokrzywami. Nie było widać którędy iść.

Postanowiliśmy iść wg wskazówek z przewodnika i forum: obejść to rozlewisko z prawej strony, żeby dojść nad San w miejscu gdzie jest wyspa i przejść tam na drugą stronę. Przedzieraliśmy się przez te pokrzywy i wysokie trawy i jakoś natrafiliśmy na miejsce po cerkwi. Dzięki bardzo dokładnej mapce wsi (w przewodniku wydawnictwa Rewasz, polecam) wiedzieliśmy, że musimy iść na północ, w stronę Sanu, żeby przejść go koło wyspy. Kompas się przydał. Na mapie obejście to było w linii prostej, więc wydawało mi się, że będzie krótsze niż
obejście z lewej strony, prowadzące do wijącej się serpentynami drogi do Studennego. Myślałem że skoro droga prostsza, to będzie krótsze, ale dalej krzaczyska były gęstsze i stawiały opór. No i wysokie były - nadal nie bardzo było widać w którą stronę iść - gdzie San, albo gdzie ten potok który do niego wpada, a wzdłuż którego mieliśmy iść?...
Na dodatek w gąszczu wysokich roślinek z żółtymi kwiatami latało jeszcze pełno pszczół! Myśleliśmy, że nas pokąsają, bo wbiliśmy się w te krzaki z impetem, na przysłowiowego chama, tratując wszystko... Inaczej nie chciały ustępować :-) Ale na szczęście pszczoły dały nam spokój. Na to wszystko co kawałek były jakieś rowy po wyschniętych potoczkach czy rozlewisku, grząski teren (przydały się kije - do sprawdzania, czy zaraz nie wdepniemy w jakieś mega błoto). Czasem trzeba było przechodzić po zwalonych pniach...
Na szczęście nie spotkaliśmy żadnych dzikich zwierząt, ludzi zresztą prawie też nie (ostatnich w Krywem o 10 rano), choć w jednym miejscu w gęstwinie w Tworylnym, pod drzewkiem, była spora połać udeptanej wysokiej trawy. Kto wie, może to jakiś dziki zwierzak? Bo w to, że ludzie biwakowali w takim miejscu, nie uwierzę...

Dosyć mnie zdeprymowały te trudności i niepewność czy odnajdziemy drogę. W końcu w przewodniku stało "15-minutowe obejście", a my brnęliśmy i brnęliśmy w krzaki. W ogóle nie spodziewałem się, że natknę się na coś takiego. Dlatego ulżyło mi, gdy w końcu po 40-minutach udało nam się wyjść z krzaków na drogę (=ślady dżipa na trawie).
Nie pocieszało to, że odjeżdżał nam właśnie ostatni autobus z Rajskiego... Ale na szczęście było jeszcze wcześnie i jasno, jakoś między 16 a 17. Za chwilę okazało się, że San trzeba przejść w bród (wcześniej łudziłem się, że da się przejść po kamieniach). Było to bardzo przyjemne do momentu, kiedy się poślizgnąłem na jakimś ostrym kamieniu i rozbiłem kolano, przy okazji nalewając sobie wody do butów, które niosłem w ręce. Morale mi opadło wtedy jeszcze niżej... Ale trochę się podsuszyłem, opatrzyłem (pamiętajcie dzieci, zawsze bierzcie ze sobą wodę utlenioną i plaster! ;)) i szliśmy dalej - wyszliśmy już na drogę i w zasadzie byliśmy uratowani - na 3 raty dojechaliśmy stopem na nocleg w Ustrzykach.

Choć na początku te trudności orientacyjne, gęste krzaki i niepewność gdzie iść zbiły mnie z tropu, to w sumie było to bardzo pozytywne doświadczenie. Zobaczyłem, że i w takiej sytuacji potrafię sobie poradzić, z mapą i kompasem, i trochę bardziej uwierzyłem w siebie! No i oczywiście zobaczyłem wszystkie te piękne miejsca :)

Po takiej kumulacji przeżyć i wysiłku nie mieliśmy już sił, fizycznych ani psychicznych, żeby dłużej chodzić. Byliśmy wprawdzie zadowoleni, ale i wyczerpani. Wrażenia dałoby się rozdzielić chyba na 5, a nie 3 dni... Dlatego postanowiliśmy wracać już do domu no i pozostały niezrealizowane plany. Chcemy wrócić za rok: iść na Bukowe Berdo, na Dwernik-Kamień i do Łopienki :)

A, jeszcze jedno! Jadąc autobusem w Bieszczady zobaczyliśmy piękne zielone wzgórza Beskidu Niskiego w okolicach Rymanowa i Iwonicza. To też mnie korci :)

Może w przyszłym roku uda się połączyć Bieszczady i Beskid, z plecakiem i namiotem.

Na koniec dołączam małą galerię zdjęć z wyjazdu:
http://picasaweb.google.com/vunnsal/Bieszczady2426Sierpnia2010RawkiPasmoGraniczneIDoli naSanu#

Pozdrawiam,
Adam

Recon
16-09-2010, 22:53
Maluszek... vini, vidi, vici... i nie raz jeszcze tutaj przybądź, zobacz, zwyciężaj i... opisuj! :)