buba
05-11-2010, 21:06
Tak, wiem... jestesmy nienormalni... Prawie kazdy kto uslyszal o naszym pomysle mial to zdanie wypisane na twarzy ;) spod wroclawia do lwowa na weekend? Ponad 24 godziny w pociagu aby tam spedzic ich 40??
Pewnie ze się oplacalo!!
Na granicy po raz pierwszy nie dostajemy karteczek... jakos tak dziwnie- wypisywalam ja na pewno blisko trzydziesci razy, zawsze majac zacinajacy się dlugopis i mylac rubryki (do teraz nie jestem pewna czy rubryka „cel” to był „cel turystyczny” czy „cel czyli miejscowosc” ;) ) patrzac w ciemne nocne okno dopada to nieodparte wrazenie ze cos minelo, cos bezpowrotnie odeszlo w przeszlosc... więc ogarnia mnie jakiś rodzaj melancholii.. pociag miarowo stuka po torach, można naciagnac na glowe brazowy kraciasty kocyk – zupelnie jak z plackarty i jeszcze na godzine wpasc w sen- chyba mi nigdzie nie spi się tak dobrze jak w pociagu- zwłaszcza jak niesie on „na wyprawe” a nie spowrotem ;)
lwow o godzinie szostej wita nas ciemna noca.. nigdzie w oddali nie widac nawet cienia łuny budzacego się dnia.. na tablicach na dworcu wyswietlaja właśnie odchodzacy pociag do uzhorodu- już przed oczami staja mosty, tunele i uspione wioski rozlozone na malowniczych wzgorzach...ciekawe czy on jedzie przez sianki czy przez mukaczewo? ciezka walke ze soba trzeba stoczyc aby pospiesznie nie pobiec na wymieniany peron ;)
jako ze grzes będzie dopiero za parę godzin to wyruszamy na poszukiwanie jakiegos miejsca noclegowego. Przebijamy się przez apetyczny handelek pelen mleka, masla, smietany, sera i innych pysznosci prosto z podlwowskich wiosek. Tym razem są nawet swieze kurczaki, które masowo wystawiaja łapki z kraciastych siat lub rozsiadaja się okrakiem na drewnianych skrzynkach.
Zaczynamy od poleconych na forum hotelikow, w których ponoc duch poprzedniego systemu jeszcze nie umarl, siedzi w scianach i drwi sobie ze zmieniajacego się wokół swiata ;)
Pierwszy ogladamy hotel „Arena”- wyglada niezle- schowany za cyrkiem, w ciemnej uliczce bez latarni.. Nie ma zadnego szyldu, nawet zastanawiamy się czy wogole dziala... przez okno jednak majaczy cos na ksztalt recepcji więc dobijamy się do drzwi. Wychodzi jakas babka i przez szybe informuje „miest niet” i szybko się oddala.. coz... dlugi weekend, pewnie kupa ludzi na cmentarz łyczakowski przyjechala, lokalizacja niezla, nic dziwnego...
Kroki więc kierujemy w strone hotelu „Elektron”. Polozony już bardziej na uboczu, w cichej dzielnicy na gorce. Po drodze dopada nas piekny wschod slonca za jakimis opuszczonymi budynkami uwiezionymi za podwojnym kordonem kolczastych zasiekow.
http://images49.fotosik.pl/362/9654ede057015442med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Dochodzimy do normalnego bloku mieszkalnego z tabliczka : „hotel elektron, 5 pietro”. Wpelzamy więc w ciemna czelusc klatki schodowej , nie mogac zmacac wlacznika swiatla i jedno już wiemy- tu chcemy nocowac! Niestety , szczescie i tym razem nam nie dopisuje... hotelik maly i caly zajety... kurde..moze być gorzej z tymi miejscami w ten weekend niż myslelismy..
Kolejny na placu boju jest hotel „wlasta”. Po drodze do niego mijamy kolejne targowisko za wysokim ceglanym murem oraz uniwersytet strazacki gdzie właśnie trwaja przygotowania do jakiejs uroczystosci. Gra orkiestra, zapamietale bija w bebny a cala kolumna umundurowanych chlopakow przechadza w takt muzyki krokiem defiladowym. Po czym szyk się rozpelza, wszyscy truchtem i grupkami biegna za budynek by go okrazyc i znow uroczyscie przedefilowac przy dzwiekach bum bum bum.
http://images50.fotosik.pl/362/68f7fd7a0d02f918med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Hotel „wlasta” to typowy komunistyczny moloch, ma chyba z 15 pieter i dogodne polozenie- kolo na wpol opuszczonego stadionu. Niestety i tu pech nas nie opuszcza- wolny został tylko pokoj „ljuks” za prawie 400 UAH. Ze sciany przyglada nam się rzezba strazaka w helmie i mamy coraz większe przypuszczenia kto zajal wszystkie miejsca w tym molochu ;)
Trochu nieciekawie... jak tak dalej pojdzie to skonczymy w dworcowej poczekalni... dobrze mama mowila- ”nie jedzcie na wszystkich swietych- wszedzie beda tłumy”.. no i proszę...
Nie pozostaje nic innego jak wracac do centrum i uderzac do dobrze znanego hotelu „lwiw” a wyzej wymienione „perełki” zostawic sobie na blizej nieokreslona przyszlosc...
W hotelu „lwiw” udaje się zalapac na ostatni wolny pokoj! Ufff :) cos jest w tym powiedzieniu „miec więcej szczescia niż rozumu” :) i to jeszcze nam się trafil taki fajny- nietkniety remontem od zeszlego tysiaclecia, z tajemniczo stukajacym czymś w scianie, na ostatnim pietrze więc i przednim widokiem z okna, jest nawet drabinka na dach zaraz kolo parapetu!
http://images39.fotosik.pl/357/2e13d510027aa042med.jpg (http://www.fotosik.pl)
http://images39.fotosik.pl/357/c4b79ac22150631c.jpg (http://www.fotosik.pl)
Zostawiamy więc plecaki, podziwamy przy windzie kilkujezyczne zwroty do podroznych
http://images49.fotosik.pl/362/1b67007ef7aec092med.jpg (http://www.fotosik.pl)
i zmierzamy do naszej ulubionej knajpki na ul. chmielnickiego gdzie umowilismy się z grzesiem.
Zamawiamy pielmieni, „rozliwne” piwo.Milo się gwarzy z grzesiem o krymskich wojazach – które zly los sprawil ze odbywalismy w tym roku oddzielnie.. Kolejno pozeramy jeszcze kanapki z kotletem, rybka, jajeczka z majonem , placki ziemniaczane i wypijamy hit tego wyjazdu- polecona przez grzesia „miedowuche gryczana”! Chyba „niemiroff z percem” już nie będzie moim ulubionym trunkiem ;)
http://images41.fotosik.pl/358/e94fb3e65674cd95med.jpg (http://www.fotosik.pl)
W knajpce zachowujemy się dosyć nietypowo, siedzimy i siedzimy napawajac się wyjatkowym klimatem tego miejsca. Większość miejscowych wpada tu przed praca na kawe, kanapke czy jednego kielonka i leci dalej. Czasem zajrzy jakas babcia na sniadanie ale ogolnie rotacja ludzi jest ogromna.
Nie obywa się tez bez integracji z miejscowymi- z ktorymi rozmowa jakos zaraz schodzi na nasza wspolna historie. Ojciec jednego z nich walczyl w UPA i jak widac zaszczepil w synu wielka sympatie do tej formacji i dume z partyzanckiej historii co nie przeszkadza mu jednoczesnie bardzo lubic polakow, w koncu jego babka była polka i spiewala mu polskie piosenki. Twierdzi ze jedyni zli to byli komunisci i ruscy, ktorym udalo się sklocic dwa bratnie narody, na tyle ze sasiedzi i kuzyni wstepowali do przeciwnych wojsk i na wspolnej ziemi walczyli przeciw sobie... jedynie nie może nam (polakom) wybaczyc pilsudskiego i tego „jak ukraine w ch...zrobil”
Pewnie ze się oplacalo!!
Na granicy po raz pierwszy nie dostajemy karteczek... jakos tak dziwnie- wypisywalam ja na pewno blisko trzydziesci razy, zawsze majac zacinajacy się dlugopis i mylac rubryki (do teraz nie jestem pewna czy rubryka „cel” to był „cel turystyczny” czy „cel czyli miejscowosc” ;) ) patrzac w ciemne nocne okno dopada to nieodparte wrazenie ze cos minelo, cos bezpowrotnie odeszlo w przeszlosc... więc ogarnia mnie jakiś rodzaj melancholii.. pociag miarowo stuka po torach, można naciagnac na glowe brazowy kraciasty kocyk – zupelnie jak z plackarty i jeszcze na godzine wpasc w sen- chyba mi nigdzie nie spi się tak dobrze jak w pociagu- zwłaszcza jak niesie on „na wyprawe” a nie spowrotem ;)
lwow o godzinie szostej wita nas ciemna noca.. nigdzie w oddali nie widac nawet cienia łuny budzacego się dnia.. na tablicach na dworcu wyswietlaja właśnie odchodzacy pociag do uzhorodu- już przed oczami staja mosty, tunele i uspione wioski rozlozone na malowniczych wzgorzach...ciekawe czy on jedzie przez sianki czy przez mukaczewo? ciezka walke ze soba trzeba stoczyc aby pospiesznie nie pobiec na wymieniany peron ;)
jako ze grzes będzie dopiero za parę godzin to wyruszamy na poszukiwanie jakiegos miejsca noclegowego. Przebijamy się przez apetyczny handelek pelen mleka, masla, smietany, sera i innych pysznosci prosto z podlwowskich wiosek. Tym razem są nawet swieze kurczaki, które masowo wystawiaja łapki z kraciastych siat lub rozsiadaja się okrakiem na drewnianych skrzynkach.
Zaczynamy od poleconych na forum hotelikow, w których ponoc duch poprzedniego systemu jeszcze nie umarl, siedzi w scianach i drwi sobie ze zmieniajacego się wokół swiata ;)
Pierwszy ogladamy hotel „Arena”- wyglada niezle- schowany za cyrkiem, w ciemnej uliczce bez latarni.. Nie ma zadnego szyldu, nawet zastanawiamy się czy wogole dziala... przez okno jednak majaczy cos na ksztalt recepcji więc dobijamy się do drzwi. Wychodzi jakas babka i przez szybe informuje „miest niet” i szybko się oddala.. coz... dlugi weekend, pewnie kupa ludzi na cmentarz łyczakowski przyjechala, lokalizacja niezla, nic dziwnego...
Kroki więc kierujemy w strone hotelu „Elektron”. Polozony już bardziej na uboczu, w cichej dzielnicy na gorce. Po drodze dopada nas piekny wschod slonca za jakimis opuszczonymi budynkami uwiezionymi za podwojnym kordonem kolczastych zasiekow.
http://images49.fotosik.pl/362/9654ede057015442med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Dochodzimy do normalnego bloku mieszkalnego z tabliczka : „hotel elektron, 5 pietro”. Wpelzamy więc w ciemna czelusc klatki schodowej , nie mogac zmacac wlacznika swiatla i jedno już wiemy- tu chcemy nocowac! Niestety , szczescie i tym razem nam nie dopisuje... hotelik maly i caly zajety... kurde..moze być gorzej z tymi miejscami w ten weekend niż myslelismy..
Kolejny na placu boju jest hotel „wlasta”. Po drodze do niego mijamy kolejne targowisko za wysokim ceglanym murem oraz uniwersytet strazacki gdzie właśnie trwaja przygotowania do jakiejs uroczystosci. Gra orkiestra, zapamietale bija w bebny a cala kolumna umundurowanych chlopakow przechadza w takt muzyki krokiem defiladowym. Po czym szyk się rozpelza, wszyscy truchtem i grupkami biegna za budynek by go okrazyc i znow uroczyscie przedefilowac przy dzwiekach bum bum bum.
http://images50.fotosik.pl/362/68f7fd7a0d02f918med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Hotel „wlasta” to typowy komunistyczny moloch, ma chyba z 15 pieter i dogodne polozenie- kolo na wpol opuszczonego stadionu. Niestety i tu pech nas nie opuszcza- wolny został tylko pokoj „ljuks” za prawie 400 UAH. Ze sciany przyglada nam się rzezba strazaka w helmie i mamy coraz większe przypuszczenia kto zajal wszystkie miejsca w tym molochu ;)
Trochu nieciekawie... jak tak dalej pojdzie to skonczymy w dworcowej poczekalni... dobrze mama mowila- ”nie jedzcie na wszystkich swietych- wszedzie beda tłumy”.. no i proszę...
Nie pozostaje nic innego jak wracac do centrum i uderzac do dobrze znanego hotelu „lwiw” a wyzej wymienione „perełki” zostawic sobie na blizej nieokreslona przyszlosc...
W hotelu „lwiw” udaje się zalapac na ostatni wolny pokoj! Ufff :) cos jest w tym powiedzieniu „miec więcej szczescia niż rozumu” :) i to jeszcze nam się trafil taki fajny- nietkniety remontem od zeszlego tysiaclecia, z tajemniczo stukajacym czymś w scianie, na ostatnim pietrze więc i przednim widokiem z okna, jest nawet drabinka na dach zaraz kolo parapetu!
http://images39.fotosik.pl/357/2e13d510027aa042med.jpg (http://www.fotosik.pl)
http://images39.fotosik.pl/357/c4b79ac22150631c.jpg (http://www.fotosik.pl)
Zostawiamy więc plecaki, podziwamy przy windzie kilkujezyczne zwroty do podroznych
http://images49.fotosik.pl/362/1b67007ef7aec092med.jpg (http://www.fotosik.pl)
i zmierzamy do naszej ulubionej knajpki na ul. chmielnickiego gdzie umowilismy się z grzesiem.
Zamawiamy pielmieni, „rozliwne” piwo.Milo się gwarzy z grzesiem o krymskich wojazach – które zly los sprawil ze odbywalismy w tym roku oddzielnie.. Kolejno pozeramy jeszcze kanapki z kotletem, rybka, jajeczka z majonem , placki ziemniaczane i wypijamy hit tego wyjazdu- polecona przez grzesia „miedowuche gryczana”! Chyba „niemiroff z percem” już nie będzie moim ulubionym trunkiem ;)
http://images41.fotosik.pl/358/e94fb3e65674cd95med.jpg (http://www.fotosik.pl)
W knajpce zachowujemy się dosyć nietypowo, siedzimy i siedzimy napawajac się wyjatkowym klimatem tego miejsca. Większość miejscowych wpada tu przed praca na kawe, kanapke czy jednego kielonka i leci dalej. Czasem zajrzy jakas babcia na sniadanie ale ogolnie rotacja ludzi jest ogromna.
Nie obywa się tez bez integracji z miejscowymi- z ktorymi rozmowa jakos zaraz schodzi na nasza wspolna historie. Ojciec jednego z nich walczyl w UPA i jak widac zaszczepil w synu wielka sympatie do tej formacji i dume z partyzanckiej historii co nie przeszkadza mu jednoczesnie bardzo lubic polakow, w koncu jego babka była polka i spiewala mu polskie piosenki. Twierdzi ze jedyni zli to byli komunisci i ruscy, ktorym udalo się sklocic dwa bratnie narody, na tyle ze sasiedzi i kuzyni wstepowali do przeciwnych wojsk i na wspolnej ziemi walczyli przeciw sobie... jedynie nie może nam (polakom) wybaczyc pilsudskiego i tego „jak ukraine w ch...zrobil”