PDA

Zobacz pełną wersję : Obserwatorium na Popie Iwanie



sir Bazyl
25-12-2010, 19:20
Basia Z. w wątku Damiana „Czarnohora we wrześniu” napisała:
„...Lubię kamienne ruiny zamków...
Podobają mi się ruiny obserwatorium na Popie Iwanie ( w sensie plastycznym, pasują do krajobrazu). Nie wiem czy i jak pasowałoby odbudowane obserwatorium, na przedwojennych zdjęciach widać, że było nieźle osadzone w krajobrazie. Nie wiem kto projektował ale był to dobry architekt, a nie partacz.”
Ukraińscy turyści nazywają te ruiny zamkiem. Tu zamek, tam zamek i mnie to na tyle zaintrygowało, że przetrząsnąłem regały z książkami i wpadł mi w ręce wydany w 1993 roku przewodnik „Powroty w Czarnohorę” M. Olszańskiego i L. Rymarowicza. Zdmuchnąłem warstwę zalegającego na nim kurzu, cyknąłem piwko i zagłębiłem się w lekturze (może kogoś też to zainteresuje):

„Biały Słoń
czyli obserwatorium na Popie Iwanie

Najbardziej chyba niesamowitym widokiem w głównym paśmie Czarnohory są wznoszące się na wierzchołku Popa Iwana ogromne ruiny przedwojennego Obserwatorium Meteorologiczno-Astronomicznego. Był to najwyżej położony w ówczesnej Polsce stale zamieszkały punkt – wyżej od Kasprowego! Z racji swego wyglądu, kosztów i kłopotów, jakie przez czternastomiesięczny okres swego działania Obserwatorium sprawiało, zwano je podobno Białym Słoniem.
Jak się wydaje, pomysł budowy obiektu zrodził się w marcu 1935 r. w kręgach nowo powstałego Towarzystwa Przyjaciół Huculszczyzny. Zainteresowane były też Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP) oraz Państwowy Instytut Meteorologiczny (PIM). Przez pewien czas wahano się, czy budynek ma stanąć na Howerli, czy na Popie Iwanie. Wybrano ten drugi wierzchołek, „aby nie popsuć zbytnio profilu grani”, pod uwagę brano też jego dostępność. Na początku kwietnia tego samego roku pomysł uzyskał akceptację Państwowej Rady Ochrony Przyrody, reprezentowanej przez profesora Władysława Szafera (będącego nota bene, „ochroniarskim fundamentalistą”). Na specjalnej konferencji w Warszawie ustalono, że Obserwatorium powstanie z fundacji LOPP, najliczniejszej chyba organizacji w przedwojennej Polsce, dysponującej znacznymi funduszami uzyskanymi z groszowych składek społecznych. W związku ze śmiercią marszałka Józefa Piłsudskiego w maju 1935 r. postanowiono nazwać obserwatorium imieniem Marszałka i potraktować je jako pomnik Mu poświęcony. Uruchomiono machinę propagandową. Nie było chyba ówcześnie gazety, która nie poświęciłaby czarnomorskiemu obserwatorium chociaż jednej wzmianki.
Na początku czerwca zorganizowano wyjazd w teren, podczas którego gen. Leon Berbeci – prezes LOPP – osobiście wskazał miejsce, gdzie miało stanąć Obserwatorium, oraz wyznaczył pełnomocnika, który miał czuwać nad przygotowaniami do budowy. Jesienią 1935 r. na szczycie zgromadzono ok. 1500 m3 kamienia budowlanego i przebudowano drogi dojazdowe. 29 października 1935 r. rozstrzygnięto ogłoszony kilka miesięcy wcześniej otwarty konkurs architektoniczny na projekt Obserwatorium. Niestety, żaden z dwóch zgłoszonych projektów nie uzyskał akceptacji ze względu na niezharmonizowanie z przyrodą Czarnohory. Ogłoszono więc drugi konkurs, tym razem zamknięty. Do udziału w nim zaproszono pięć zespołów architektów. Aby maksymalnie przyspieszyć prace zasugerowano wykorzystanie sprawdzonego wzorca – bryły architektonicznej „starego zamku kazimierzowskiego w Przemyślu”. 16 grudnia jury konkursu (m.in. prof. Jerzy Pniewski) po jedenastu godzinach obrad oceniło najwyżej pracę inżynierów-architektów Kazimierza Marczewskiego i Jana Pohoskiego z Biura Planu Regionalnego Podhala i Huculszczyzny. Po dokonaniu przez autorów pewnych poprawek przyjęto ją do realizacji.
Intensywne prace budowlane rozpoczęły się w 1936 r. Symboliczny kamień wegielny wmurowano w fundamenty poważnie już zaawansowanej budowli 5 wsrześnia tego roku. (…)
Gmach obserwatorium miał kształt litery L z dostawioną do jej wierzchołka wieżą wyposażoną w kopułę astronomiczną. Zbudowany był, jak ówcześnie pisano, „monumentalnie”. Można się w nim doliczyć 5 kondygnacji, 43 pomieszczeń i 57 okien. Na głównym poziomie mieścił się obszerny hall, mieszkanie kierownika i pokoje mieszkalne personelu, pierwsze piętro zajmowały m.in. jadalnia i świetlica, biuro, pokoje gościnne, a także pomieszczenie z przechodzącą tu próby bardzo nowoczesną radiostacją. Na najwyższej kondygnacji była sala z instrumentami meteorologicznymi. Chlubę „Popa” stanowił wieńczący budynek nowoczesny anemometr hydrostatyczny Fuessa (przyrząd do pomiaru prędkości i kierunku wiatru), w pełni zautomatyzowany, wyposażony w elektryczną instalację przeciwoblodzeniową. Dwie najniższe kondygnacje zajmowała opalana mazutem kotłownia, agregaty prądotwórcze, zespół 240 ogromnych akumulatorów, wozownia i inne pomieszczenia gospodarcze. Do wybuchu wojny nie zdołano obiektu wyposażyć w wodociąg doprowadzający wodę z odległego o ok. 500 m źródła, używano więc głównie gromadzonej w specjalnych zbiornikach deszczówki lub wody ze stopionego śniegu.
Szczególną uwagę zwrócono na odpowiednią izolację termiczną ścian. Po przeprowadzeniu prób i obliczeń zespół pod kierownictwem inż. arch. M. Popiela zaproponował metrowej grubości ściany z miejscowego kamienia, ocieplone trzycentymetrową warstwą impregnowanego korka i wyłożone od wewnątrz cegłą, mającą wchłaniać wilgoć. Zastosowano tez potrójne okna. Zewnętrzne były typu szwedzkiego, wewnętrzne odsunięto od nich aż o 20 cm, aby przeciwdziałać wpływom silnych wiatrów. W wieży o dwumetrowej grubości murach, pod pokrytą miedzią kopułą o średnicy 6 m umieszczono główny przyrząd astronomiczny – wykonany przez firmę „Sir Howard Grubb Parsons & Co” astrograf o średnicy 33 cm, wraz z lunetą (25 cm) i szukaczem (7 cm).
Koszty przedsięwzięcia były olbrzymie – ok. 1 mln zł. Cóż, trzeba było pokonać wiele przeciwności. Choćby trudności transportowe – wszystkie niemal materiały transportowano z odległej o 70 km stacji kolejowej w Worochcie, z tego ostatnich kilkanaście kilometrów na grzbietach koni lub plecach ludzi. Przemieszczono w taki sposób ponad 800 ton ładunków, sam astrograf mieścił się w 33 skrzyniach, z których najcięższa ważyła 950 kg. Równie kłopotliwe było zaopatrywanie działającego już obiektu. Na przykład paliwo w ilości 5 cystern rocznie transportowano koleją do Kut (przez terytorium Rumunii), stamtąd wojskowe ciężarówki dowoziły je na Pohorylec, a na szczyt wciągane były przez cały półszwadron koni huculskich. W podobny sposób dostarczano dwa razy do roku zapasy żywności, świeży nabiał i mięso donosili Huculi dwa razy w tygodniu. Chleb (podobno bardzo smaczny) był wypiekany na miejscu.
Oficjalne otwarcie i poświęcenie obserwatorium odbyło się 29 lipca 1938r. (...)”

Jeśli ktoś z Was posiada zdjęcia obu zamków to można by było je tutaj porównać.

jojo
25-12-2010, 21:50
Na stronie Towarzystwa Karpackiego są interesujące wspomnienia pierwszego i jedynego kierownika "Białego Slonia"
http://karpaccy.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=22&Itemid=31

Basia Z.
26-12-2010, 15:17
Ten artykuł pióra Midowicza ukazał sie po raz pierwszy w Polsce pod koniec lat 70 w naszym klubowym biuletynie "Harnaś", który miałam przyjemność wtedy redagować (o ile pamiętam nr 4).
To był dla nas wielki zaszczyt, że ktoś taki jak Midowicz u nas pisze.

Zresztą pana Midowicza miała okazję znać osobiście, bywał u nas "Harnasi" na prelekcjach w II połowie lat 70 a ja chłonęłam wszystko co mówił i marzyłam całym sercem o wyjeździe w Czarnohorę.
Wtedy te marzenia były zupełnie nierealne.

Ale marzenia się jednak spełniają.
Jeśli zauważyłeś w "Powrotach w Czarnohorę" jest w przypisach również tytuł moich wspomnień z "Harnasiowej" wyprawy w roku 1990, którą sama zorganizowałam a potem opisałam.

Kilka (chyba 4) lata temu "popełniłam" obszerny artykuł do "npm" na temat "Białego Słonia", ilustrując go również cytatami z wyżej wspomnianego artykułu Midowicza.
PO reorganizacji strony "npm" tego artykułu nie ma już na sieci, ale mam go u siebie na dysku.
Przygotowując artykuł udało się nam odnaleźć obiektyw refraktora pochodzący z obserwatorium.
Znajduje się w komórce na miotły w obserwatorium astronomicznym w Chorzowie, około 2 km od mojego domu.
Wywieziony z narażeniem życia wraz z resztą aparatury przez p. Midowicza zdeponowany został w czasie wojny na Węgrzech, następnie trafił do Wiednia a tuż po wojnie zwrócono go Polsce. Obecnie to tylko zabytek, nie używa sie już takiej aparatury, ale mógłby być lepiej wyeksponowany.

B.

jojo
26-12-2010, 21:48
Basiu, a czy byłaby możliwośc jakoś udostępnić ten artykuł z "npm"?
Byłbym badrdzo zobowiązany.
Jacek

wtak
27-12-2010, 07:39
Tak Basiu. I ja się dołączam do prośby.

Basia Z.
27-12-2010, 09:33
Tak sobie pomyślałam, że odpowiednim miejscem do publikacji byłby portal "Karpaty Wschodnie", pogadam z Jackiem czy jest zainteresowany.
Artykuł wymaga pewnych drobnych poprawek, wynikających z tego ze pisany był ponad 4 lata temu i się zdezaktualizował.

B.

przemek p
27-12-2010, 11:22
Znalezione kiedyś w necie http://envoy.esmartweb.com/pipivanhis_en.html

Basia Z.
27-12-2010, 11:37
Zdjęcie obiektywu refraktora, stan na początku roku 2006:

http://lh6.ggpht.com/_3MJRT-G38sc/TRhsDnMTKpI/AAAAAAAAHDk/VI0Vxb621ag/s720/DSCN3208.JPG

Basia Z.
27-12-2010, 12:02
I jeszcze, przed obserwatorium rok 1990.

http://lh4.ggpht.com/_A2rb7jfIf-w/Rl6NyJm19BI/AAAAAAAAAh0/t06EDW59i1Q/s800/7.jpg


http://lh6.ggpht.com/_A2rb7jfIf-w/Rl6Nxpm19AI/AAAAAAAAAhs/fuZoGZmY5lk/s800/6.jpg


B.

coshoo
27-12-2010, 12:10
Fajne zdięcia, poproszę więcej zdjęć archiwalnych na tym forum :)

wtak
27-12-2010, 12:35
Zimowa sceneria znaleziona w necie ;)
http://rugala.pl/gory/gory_europy/czarnohora/foto/bialy_slon,1892

tomas pablo
27-12-2010, 16:02
ROBI WRAŻENIE ten lodowy pałac :shock: ...od lat marzy mi się by wleżć tam w zimie !!

Petefijalkowski
28-12-2010, 08:41
nic przyjemnego... przewaznie mooooocno piiiiiiiiiiiiiii wiadomo co...

Filmik ze stycznia 2008 z Popa

http://www.youtube.com/watch?v=CVYMKQNH6iA

wtak
28-12-2010, 08:48
Pete - w filmie powiedziałeś, że budowa była bardzo długa. Jak patrzę na nasze inwestycje drogowe, to wydaje mi się jednak, iż w czarnohorskich warunkach Białego Słonia budowano krótko ;D

A opowieść o Czarnym Alpiniście znacie :) ?

http://www.youtube.com/watch?v=SHuGpnfWlmE&feature=related

Petefijalkowski
28-12-2010, 09:12
kurde, musze sie sam posluchac po prawie 3 latach - przypuszczam ze dysponujac wtedy - wiadomo - mniejsza wiedza anizeli teraz ;) moglem cos tam pogmatwac ;)

P.

don Enrico
29-12-2010, 20:39
Najmniej informacji jest o okresie po 39-tym
przykładowo :

Działalność placówki zakończyła się 17 wrześnie 1939 r. Żołnierze wycofali się do Rumunii a personel cywilny na Węgry. W czasie pierwszej sowieckiej okupacji w placówce prowadzone były prawdopodobnie nadal badania naukowe. Budynek został spustoszony pod koniec 1941 r. Nigdy nie przywrócono mu jego pierwotnej funkcji.

don Enrico
29-12-2010, 20:43
dodatkowo :

Sam budynek obserwatorium został w końcu września 1939 roku przejęty przez władze radzieckie i do wybuchu wojny radzieckoniemieckiej służył jako stacja meteorologiczna. Władze niemieckie przekazały budynek wojskom węgierskim, które stacjonowały tu do końca 1941 roku. Potem budynek został opuszczony. Przez lata następne okoliczna ludność rozszabrowywała wszystko, co mogło być do czegokolwiek przydatne. Budynek, aczkolwiek nie zniszczony działaniami wojennymi, popadł w kompletną ruinę. Pozostały stojące mury i puste otwory okienne.

don Enrico
29-12-2010, 20:48
Jeszcze Biały Słoń w białej wersji .... i już kończę
http://rugala.pl/panorama,61

Basia Z.
29-12-2010, 21:16
dodatkowo :

Sam budynek obserwatorium został w końcu września 1939 roku przejęty przez władze radzieckie i do wybuchu wojny radzieckoniemieckiej służył jako stacja meteorologiczna. Władze niemieckie przekazały budynek wojskom węgierskim, które stacjonowały tu do końca 1941 roku. Potem budynek został opuszczony. Przez lata następne okoliczna ludność rozszabrowywała wszystko, co mogło być do czegokolwiek przydatne. Budynek, aczkolwiek nie zniszczony działaniami wojennymi, popadł w kompletną ruinę. Pozostały stojące mury i puste otwory okienne.

Na tym wyjeździe w roku 1990 z którego pochodzą zdjęcia zeszliśmy na koniec do Bysterca i tam rozmawiali z miejscowymi (rozbiliśmy się na łące obok domu na stokach Kostrzycy z pięknym widokiem na Czarnohorę).
I tam miejscowy nam powiedział "z tej miedzianej kopuły obserwatorium to cała wieś porobiła sobie piękne kociołki".

A Kuba ma w swojej chatce na Koszaryszczu lampę naftową, która prawdopodobnie pochodzi z obserwatorium.

A tak w ogóle to w roku 2011 znowu planuję tam pojechać :) Już tęsknię :)


B.

przemek p
29-12-2010, 23:19
Najmniej informacji jest o okresie po 39-tym
przykładowo :

Na stronie, do której podałem linka kilka postów wcześniej są zdjęcia ( http://envoy.esmartweb.com/pipivanph_en.html ) i jest tam fotografia nieuszkodzonego jeszcze nadproża głównego wejścia http://envoy.esmartweb.com/pipivan/pip4.jpg. z roku 1963. Na zdjęciu Basi widać już uszkodzonego orła i odłupany napis (gdzieś słyszałem czy czytałem, że tablica została ostrzelana przez nacjonalistów ukr.)

przemek p
30-12-2010, 20:12
Poguglałem sobie z ciekawości nt. obserwatorium i znalazłem kilka rzeczy.
Zdjęcie gipsowej makiety Białego Słonia: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/99525:1/h:211/
Projekt budynku (perspektywa): http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/99526:1/h:211/
I kilka zdjęć:
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/99564/h:211/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/99569/h:211/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/99571/h:211/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/99573/h:211/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/99575/h:211/
Artykuł o Białym Słoniu: http://www.andrychow.pl/modules.php?op=modload&name=Subjects&file=index&req=printpage&pageid=371
I jeszcze taka ciekawostka. Na Księżycu znajduje się krater o nazwie Gadomski od nazwiska polskiego astronoma Jana Gadomskiego, który pracował w obserwatorium:
http://forum.astropolis.pl/topic/10320-bliski-ksiyc/page__st__150__p__181978?#entry181978

Na koniec jeszcze zdjęcie przemyskiego zamku, na którego bryle wzorowali się projektanci:
http://www.polskiekrajobrazy.pl/images/stories/big/6999Zamek_Kazimierzowski_w_Przemyslu.JPG

don Enrico
30-12-2010, 21:32
Te kolejne ilustracje mówią jednoznacznie o wkomponowaniu obiektu w krajobraz.
... i taka myśl mnie naszła .
Czy możliwe jest powstanie w przyszłości jakiegoś obiektu w Bieszczadach który równie dobrze byłby wpisany w pejzaż ???
Raczej nie !!!
bo "ochroniarze" będą przeciwni jakiejkolwiek ingerencji w krajobraz.
W latach 30-stych nie było lobby ochroniarzy i dzięki temu powstał "Biały Słoń" który zdumiewa, zachwyca i dziwi po dziś dzień.
Czy jest ktoś - kto uważa że, to źle że powstał i istnieje tam po dziś dzień ...???

Basia Z.
31-12-2010, 08:57
Na stronie, do której podałem linka kilka postów wcześniej są zdjęcia ( http://envoy.esmartweb.com/pipivanph_en.html ) i jest tam fotografia nieuszkodzonego jeszcze nadproża głównego wejścia http://envoy.esmartweb.com/pipivan/pip4.jpg. z roku 1963. Na zdjęciu Basi widać już uszkodzonego orła i odłupany napis (gdzieś słyszałem czy czytałem, że tablica została ostrzelana przez nacjonalistów ukr.)

Ciekawe czy Andrzej Wielocha lub ktoś inny z uczestników "Przejścia Łukiem Karpat" z roku 1980 posiada zdjęcia Obserwatorium ?
Można by porównać.
W marcu 2010 zapraszałam Andrzeja na spotkanie do Lachowic, ale ostatecznie nie mógł dojechać.
Mam nadzieję że co się odwlecze - to nie uciecze i pokaże te zdjęcia przy innej okazji.

B.

don Enrico
06-01-2011, 09:36
Przytargane z sieci , ... czyli Pop w białym habicie
Trzeba przyznać, że wyjątkowej urody
http://picasaweb.google.com/vladislav.synyahovskyy/ChornohoraRidge#

Markela
06-01-2011, 14:24
Dołączam się do prośby jeśli ktoś ma jeszcze jakieś fotki Białego Słonia lub związane z tym miejscem - proszę o dodanie na forum

buba
06-01-2011, 20:59
Te kolejne ilustracje mówią jednoznacznie o wkomponowaniu obiektu w krajobraz.
... i taka myśl mnie naszła .
Czy możliwe jest powstanie w przyszłości jakiegoś obiektu w Bieszczadach który równie dobrze byłby wpisany w pejzaż ???
Raczej nie !!!
bo "ochroniarze" będą przeciwni jakiejkolwiek ingerencji w krajobraz.
W latach 30-stych nie było lobby ochroniarzy i dzięki temu powstał "Biały Słoń" który zdumiewa, zachwyca i dziwi po dziś dzień.
Czy jest ktoś - kto uważa że, to źle że powstał i istnieje tam po dziś dzień ...???

jak dla mnie dobrze- glownie dlatego ze jest malownicza ruina, jest opuszczony , mury sa wkomponowane w pejzaz bo porasta je mech, porosty , chwasty i wiatr swista jak w naturalnych skalach! jakby dzialal to juz by nie bylo tak różowo...

zaden dzialajacy obiekt nigdy nie bedzie tam wkomponowany jak cos co jest juz we wladaniu jedynie przyrody!

jesli w bieszczadach mieliby budowac jakies obiekty a potem zaraz je opuszczac by staly sobie , zdane jedynie na los i niełaske deszczy, wichur i roslinnosci- to jestem jak najbardziej za :)

komisaRz von Ryba
07-01-2011, 22:00
zawsze miałem wrażenie ze to miejsce magiczne
21998

Duch_
09-01-2011, 08:14
Parę moich fotek obserwatorium na Popie Iwanie :)

don Enrico
09-01-2011, 18:38
Widzę z ostatniego zdjęcia że zamek został zdobyty i flaga zawisła na baszcie.

Lisk
09-01-2011, 21:05
Odbijmy i powieśmy naszą flagę.

don Enrico
09-01-2011, 21:26
raczej : powiśmy obydwie flagi, na znak lepszych czasów.

Lisk
09-01-2011, 22:12
zapewne tak , ale mój dziadek lwowianin opowieści pamięć

witia-kotia
16-01-2011, 13:50
dla don Enrico22189 sierpień 2010

don Enrico
16-01-2011, 18:29
Dzięki Witia - chciałbym mieć taką koszulkę (z takimi flagami na "zamku")
jako symbol lepszego.
Ale wrzucę też swoje wspomnienia dla urozmaicenia.
22191

Basia Z.
16-01-2011, 19:06
A ja zapytam czy ma ktoś może zdjęcie panoramy ze szczytu i mógłby się podzielić.
Byłam tam raz przy rewelacyjnej widoczności ale niestety nie miałam wtedy aparatu.

Widok na Góry Marmaroskie i Rodniańskie był rewelacyjny, a było wtedy widać chyba coś jeszcze za nimi, w kierunku na pd.-wsch.

B.

marcins
16-01-2011, 19:38
Góry Tibles i Suhard widać w kierunku rumuńskim jeszcze. Jak coś znajdę to wrzucę.

Krysia
16-01-2011, 21:37
Heniu piękne zdjęcie!
I kwitną MOJE rododendroni;-) z kiedy dokładnie jest ta fotka?

don Enrico
16-01-2011, 21:55
No to Krysiu specjalnie dla Ciebie kwiatki z "kwadratu"
22204.

A tamte które nazywasz rododendroni;-) ... to ja znam jako różaneczniki, ale kudy mnie chudopachołkowi
do nazw kwiatkowych ?
A obydwa zdjęcia pochodzą z czerwca. Zapytaj dlaczego z czerwca ?
Otóż dawno temu niejaki pan Orłowicz twierdził że czerwiec to idealna pora na Czarnochora.
Posłuchałem go i podobnie jak pozostali forumkowie (kC,R, P) nie żałuje tego do dzisiaj.

marcins
16-01-2011, 22:10
Potwierdzam, że w Czarnohorę najlepiej w czerwcu do połowy maja... choć i w sierpniu czasem jeszcze jest ładnie, gdy skuciną poczerwienieją połoniny.

Krysia
16-01-2011, 22:12
No czerwiec czerwiec, tak Marcin mówił kiedyś, ale ten śnieg mnie zmylił.
A rododendroni skąd?
Różanecznik, azalia, rododendron (Rhododendron L.) – rodzaj (http://pl.wikipedia.org/wiki/Rodzaj_%28biologia%29) roślin z rodziny wrzosowatych (http://pl.wikipedia.org/wiki/Wrzosowate) (Ericaceae).
A stąd;-)))
Dziękuję za drugie ulubione górskie kwiaty!
Marzy mi się ta różowa Czarnohora...

Duch_
17-01-2011, 08:21
Parę fotek z przełomu sierpnia i września z Czarnohory z azaliami :)

Basia Z.
17-01-2011, 16:37
Góry Tibles i Suhard widać w kierunku rumuńskim jeszcze. Jak coś znajdę to wrzucę.


Tibles to nie były, bo były widoczne na wschód od Ineula.
Suchard - być może.
Wydawały się bardziej skaliste niż Suchard.

B.

przemek p
18-01-2011, 00:09
To ja też wrzucę trzy zdjęcia (skany ze slajdów) z obserwatorium z roku 2003.
I jeszcze kawałek panoramy z Popa Iwana (wrzucałem to kiedyś na http://www.karpatywschodnie.pl/forum/index.php ):
http://img88.imageshack.us/img88/5853/zpopa1vb5.th.jpg (http://img88.imageshack.us/i/zpopa1vb5.jpg/)

skyrafal
30-01-2011, 12:56
Kolego, możesz mi napisac króciutko w jaki sposób można się dostac do tego obserwatorium ? ile godzin trzeba iśc pieszo, dokąd da się dojechac dysponując uazem itp.

dziabka1
30-01-2011, 13:12
Polecam rozpracowanie mapy :)
Ale do konkretów: dojść możesz od kilku stron.
1. od Dzembroni - przez szczyt Smotrec, dojście do głównego grzbietu Czarnohory i nim na Popa Iwana. Taka wycieczka zabrała nam (z plecakami) właściwie jeden dzień. Zanocować można w namiotach na przełęczy zwanej pod Kwadratem, nazywanej tak od ruin przedwojennego schroniska AZS. Od tego miejsca na Popa Iwana - jakieś pół godziny marszu.

2. Od Szybenego. Idzie tam droga w stronę stai pasterskiej i tą drogą jeżdżą pojazdy typu gruzawik. Dalej droga dochodzi praktycznie do samego obserwatorium. Widziałam kiedyś pod budynkiem terenowy samochód, czyli dojechać się da. Ale tak naprawdę.. po co? Nie lepiej dojśc na nogach? Od Szybenego do przełęczy pod Kwadratem mozna także dojśc doliną potoku Pohorylec, który ma źródła przy ruinach schroniska.

3. Najdalsza wycieczka - głównym grzbietem Czarnohory od Howerli. Jakieś dwa do trzech dni, zależy od tempa marszu.

Wycieczki w Czarnohorze bardzo szczegółowo opisuje przewodnik wydawnictwa Bezdroża z serii "z falą", autorstwa Karoliny Kwiecień, pod prostym tytułem "Czarnohora".

sir Bazyl
24-09-2020, 21:16
Władysław Midowicz
O „BIAŁYM SŁONIU" NA CZARNOHORZE (fragm. ze zbioru opowiadań autora pt. Gawędy karpackie)

"(...)

Administrację całego obserwatorium, ze względu na wysoki koszt utrzymania tak wysoko położonego obiektu zlecono Państwowemu Instytutowi Meteorologicznemu, który szybko doszedł do przekonania, że przyszły kierownik tego „białego słonia" poza wykształceniem zawodowym musi być człowiekiem gór, szczególnie doświadczonym w zao-patrywaniu górskiego obiektu w dużą ilość paliwa i żywności, a także, o ile możności, kimś urodzonym w tamtych stronach, a więc znającym Huculszczyznę i władającym językiem ukraińskim.
Stąd wybór padł na moją skromną osobę (miałem wówczas 30 lat). Ściągnięto mnie, względnie zwerbowano, poprzez centralę PIM, prosto ze schroniska PTT na Babiej Górze, gdzie od 5 lat reorganizowałem gospodarkę turystyczną, zwłaszcza narciarską, przygotowując także teren pod przyszły Park Narodowy.


Poczynając od połowy grudnia 1937 roku, wyjeżdżałem kilkakrotnie z Warszawy do nowozbudowanego obserwatorium, gdzie bytował późniejszy starszy mechanik W. Szewczyk, pilnując centralnego ogrzewa¬nia, suszącego świeże mury. Z początkiem lipca 1938 roku przybyliśmy wraz z bagażem do wynajętej bazy w Żabiem-Jaworniku. Transportu w postaci kilku ciężarówek dostarczył 49 Pułk Strzelców Huculskich w Kołomyi, którym dowodził znany działacz narciarski, płk. dypl. Władysław Ziętkiewicz.


Pod koniec sierpnia odbyło się formalne otwarcie obserwatorium, rozpoczęte tuż przed przybyciem kilkudziesięciu gości z Warszawy niezwykłą wręcz awanturą zrobioną prowadzącemu budowę architektowi przez gen. Berbeckiego, który, przybywszy o godzinę wcześniej, wpadł we wściekłość, widząc niektóre niedokończone partie wnętrza, mimo niedawnych i uroczystych przyrzeczeń, że klucze do całkowicie wykończonego obiektu zostaną oddane tuż przed uroczystością.


Tę gradową chmurę i „takiesynowanie", rozlegające się przez wszys¬tkie piętra, rozładował w jakimś stopniu pokaz naszych instrumentów oraz bogatego ekwipunku wysokogórskiego porozkładanego na stołach meteorologicznej części budynku, a także zielone chodniki kokosowe rozciągnięte już przez korytarze parteru i pierwszego piętra. By zatrzeć niemiłe wrażenie, objąłem oprowadzanie oficjalnych gości, pokazując im tylko najciekawsze zakątki tego dużego i skomplikowanego obiektu. Szczególne wrażenie czyniły najpiękniejsze chyba widoki w kraju, oglądane z tarasów obserwatorium.


Przyjęcie na miejscu organizował jakiś „profesor" z Warszawy, podobno dawny plutonowy i ordynans gen. Berbeckiego z Legionów, który podjął się także dostawy „stylowego" umeblowania dla obserwatorium. W rezultacie szafy, sklecone z politurowanej dykty, doszły na szczyt góry w stanie dość żałosnym, a „profesor", opuściwszy obiekt pod wieczór, załadował cichaczem na huculskiego konika dwie pękate walizy koniaków i kilkanaście talii kart do gry.


Sam obiad, wydawany w dwóch salach, przebiegał dość oryginalnie. W dolnej sali, goście podrzędniejszej klasy otrzymali go w postaci dużej ilości zakąsek i alkoholu. W górnej natomiast, ledwo towarzystwo z marszałkiem Prystorem na czele zdążyło zjeść zupę, a kilkunastu otrzymało nawet pieczyste, gdy nagle zagrzmiało siarczyście i Prystor podniósł się natychmiast, wzywając wszystkich do powrotu, jeśli nie chcą dotrzeć do Kołomyi przemoczeni do nitki — bowiem do podnóża zjeżdżać mieli na huculskich konikach. Ten grzmot burzowy okazał się faktycznie opatrznościowy, bo zorganizowana przez „profesora" ob¬sługa we wzorzystych strojach huculskich wynosiła większość ogromnych półmisków z kuchni — wprost do dużej gromady kumotrów zalegającej na stoku poniżej. Tak więc uniknięto jeszcze jednego wulkanicznego wybuchu wściekłości generalskiej, nie mówiąc już o skandalu.


Następnego rana gen. Berbecki zjechał na dół ze swą świtą, a ja pozostałem z „białym słoniem". Generał, żegnając się ze mną z uśmiechniętym obliczem, rzekł: — Osobiście bardzo panu magistrowi dziękuję za uratowanie sytuacji i to wobec tak dostojnego grona i nie wątpię, że da pan tu sobie radę doskonale, zwłaszcza z tak dobrą gospodynią jak pana żona, która nam tu wszystkim bardzo przypadła do serca.


Obserwatorium było gmachem zbudowanym w kształt litery „L", składającym się z pięciu kondygnacji (w tym dwie wykute w szczycie góry) i pięćdziesięciu kilku ubikacji różnych rozmiarów. Posiadało własną siłownię (dwa agregaty Diesla) i akumulatornię (240 akumulatorów), zespół pomp elektrycznych i centralne ogrzewanie wodne z kotłów opalanych ropą wtryskiwaną przez zapłony elektryczne. Celem zaopatrzenia obserwatorium w roczny zapas paliwa przyjeżdżał do Kut — tranzytem przez ówczesne terytorium rumuńskie — krótki pociąg - cysterna z borysławskiego „Polminu", po czym przepompowywało się ropę do kilkuset stalowych beczek i przewoziło ciężarówkami przez Kosów i Żabie do podnóża masywu. Stąd, na wozach zaprzężonych w parę koni, cały szwadron Hucułów wywoził ją przez kilka tygodni po dość nędznym płaju do obserwatorium. Wedle zestawień, kominami naszej kotłowni wylatywało ponad sto ówczesnych złotych dziennie.
Tu należy zaznaczyć, że Zakład Astronomii Uniwersytetu Warszawskiego partycypował w rocznym koszcie utrzymania obserwatorium li tylko symboliczną kwotą, utrzymując okresowo jednego ze swych asystentów — był to głównie dr Włodzimierz Zonn, który przeprowadzał badania nad fizyką gwiazd, dokonując każdej pogodnej nocy licznych zdjęć naszym astrografem z angielskiej firmy Grubb and Parson, składającym się z teleskopu wizualnego oraz astrokamery o soczewkach średnicy ok. 33 cm.


Obserwatorium było najwyższym zamieszkałym punktem w kraju z wyjątkiem małego schroniska AZS, w którym gospodarzył Ludwik Ziemblic, odległego o pół godziny drogi, stało na absolutnym odludziu. Najbliższa agencja pocztowa i jedyny sklepik znajdowały się w odległym o 20 km Żabiu-Zełenym, od najbliższego lekarza w Żabiem-Słupejce dzieliło nas 50 km, a od stacji kolejowej w Kołomyi z górą 120 km. Przy możliwej pogodzie popularna była wielogodzinna wędrówka głównym grzbietem Czarnohory do doliny Foreszczenki, gdzie oczekiwała leśna drezyna motorowa z Worochty, zamówiona radiotelefonicznie via Sta-nisławów.


Ten „pałac na Czarnohorze", jak go nazywał prof. Zygmunt Klemen¬siewicz, posiadał jeden ale to bardzo zasadniczy brak — mianowicie wodę w okresie posuchy trzeba było donosić z odległego o pół kilometra źródła, bo wydawszy milion złotych na cały obiekt wraz z zaopatrzeniem, nagle postanowiono zaoszczędzić 40 tysięcy na nie zainstalowaniu rurociągu z dwoma pompami elektrycznymi. W takim bezdeszczowym okresie, do picia i kuchni musiały wystarczyć dziennie dwa wiadra przyniesione na „koromesłach", a do osobistego użytku trzeba było wodę racjonować do 1 litra na osobę. Zimą używało się specjalnego topnika śniegowego podłączonego do centralnego ogrzewania.


Na życzenie dyrektora PIM musiałem przyjąć cały personel na wyżywienie, włączając placówkę ochronną Straży Granicznej, łącznie 16 osób. Obserwatorium posiadało oczywiście własnego kucharza, później kucharkę i woźną, a także bardzo obrotnego i miłego Hucuła zwanego „Czarnym Jurą", który donosił na nartach dwa razy w tygodniu nabiał i świeże mięso, a także wynajmował się do pucowania kilkuset metrów kwadratowych parkietów. Podobnie za specjalną dopłatą dochodził ze Zełenego — również dwa razy w tygodniu — listonosz, który był równocześnie niezłym fryzjerem i chwalił sobie wygodny nocleg wraz z kolacją i śniadaniem.


W warunkach klimatycznych Czarnohory, szczególnie zimą, należało organizować życie i pożycie grupy kilkunastu osób trochę na wzór ekspedycji polarnych, czy też wypraw w wyższe góry świata. A więc traktować wszystkich jednakowo i jak najprzyjaźniej, żywić dobrze, dbać o wygody, a nawet jakieś drobne przyjemności i zwalniać co kilka tygodni na parodniowe urlopy. Ten mój ostatni dezyderat został zatwierdzony przez biuro personalne Ministerstwa Komunikacji, do którego jako jeden z departamentów przynależał PIM. Podobnie przyznano wszystkim, choć z pewnymi oporami, specjalny dodatek wysokogórski.

Ale pomimo tych starań nie udało się uniknąć kilku nie całkiem przyjemnych wydarzeń. I tak po kilkunastodniowym okresie ciężkiej niepogody zimowej, gdy kilkadziesiąt wentylatorów zawodziło monotonnie w ścianach wszystkich pomieszczeń, jeden z asystentów-meteorologów zaczął zdradzać zupełnie wyraźnie oznaki rozstroju nerwowego i trzeba było przenieść go w jakieś łatwiejsze miejsce. W innym przypadku, gdy zachorował jeden z naszych huculskich pomocników, drogą radiotelefoniczną odbyła się w styczniu 1939 roku, chyba jedna z pierw¬szych tego rodzaju konsultacji lekarskich, podczas której lekarz garnizonowy oraz specjalista ftizjatra, przyzwani do naszego drugiego radiotelefonu w Stanisławowie, orzekli zgodnie, że chory cierpi najprawdopodobniej na początki rozpadowej gruźlicy i należy go dostarczyć jak najprędzej do szpitala w Kołomyi. Jeszcze tego samego popołudnia zwieźliśmy go z gorączką do podnóża, gdzie czekała zamówiona taksówka z Żabiego. Przed odjazdem spod obserwatorium, na jego prośbę, kazałem obrócić sanki ratownicze, tak, by mógł spojrzeć po raz ostatni na gmach, który wznosił przez kilka lat wraz z innymi, a którego już nie miał oglądać. Właśnie słońce zachodziło krwisto poza Alpy Rodneńskie i wśród siarczystego mrozu uroczysta cisza ogarniała Czarnohorę.


Dla prawdziwych ludzi gór pobyt w obserwatorium był bez wątpienia fascynujący. Wszędzie, aż po widnokrąg, grzbiet wynurzał się spoza grzbietu, szczyt spoza szczytu, grań spoza grani. Wielkie doliny obu Czeremoszów wiły się dziesiątkami kilometrów pod stoki Kopilaszu oraz odległej Hnitezy. Na południowym podnóżu lśniło jezioro Klauzy Balzatul, a w głębiach rozwierała się dolina Cisy. Słoneczne wschody różowiły się na turniach Ineula, strażnika Gór Rodneńskich, a pod zachód żarzyły się rozległe granie Pietrosa — wszystko zakute w śniegi. Po którejś naremnicy śnieżnej, na zachodniej ścianie budynku pozostała półmetrowa warstwa śniegu oraz lodu i we wszystkich pomieszczeniach z tej strony trzeba było świecić całymi dniami, aż żywioły uspokoiły się i można było przystąpić do odbijania tego „lodowca" długimi drągami.


W dużej sali jadalnej spożywaliśmy posiłki wszyscy razem, a do ostatniego dania musiała usiąść także obsługująca woźna, a podczas świąt także i kucharka. Obserwatorium posiadało gościnne pokoje i przyjmowało niektóre osobistości ze świata naukowego, wojskowego i turystycznego, jako osobistych gości kierownika.


Nasz „biały słoń" budził dość dużo podejrzeń, niekiedy nawet wśród inteligentnych i wykształconych ludzi. Wybudowała go LOPP (Liga Obrony Powietrznej Państwa), popierał minister spraw wojskowych, ów specjalista od Huculszczyzny, przejęło dwóch pułkowników, wiceministrów komunikacji, radiotelefony instalował — celem sprawdzenia prototypu w warunkach wysokogórskich — wydział badań technicznych wojsk łączności, a Centrum Badań Lekarskich Wojsk Lotniczych szykowało się do założenia w obserwatorium swego ośrodka badawczego. Potem ktoś' puścił gadkę po Warszawie, że przeprowadzamy badania nad tzw. popularnie „promieniami przeciwmotorowymi" i nic już nie było w stanie odrobić naszej opinii wśród tysięcy turystów oraz Hucułów.

Ci ostatni, naród skłonny do fantazji, stworzyli szybko kilka gadek, które kursowały po Pokuciu. Najbardziej powszechna twierdziła, że od czasu wybudowania obserwatorium śnieg na południowym stoku góry topi się niemal od razu, i że często, nawet przy silnych mrozach, podnoszą się stamtąd „opary". — Prawdziwy Pop — jak mówili znajduje się głęboko we wnętrzu góry, a budynek stoi tylko dla pozoru, przykrywając to podziemne lotnisko. „On" — taki był mój przydomek lokalny — gdy pociśnie ukryty w ściennej skrytce pancernej guzik, to część podłogi jego biura zjeżdża w głąb góry jako winda.


Inna gadka oczerniała nasz zelektryfikowany zespół teleskopów jako specjalne działo, z którego można ostrzeliwać wszystkie kraje okoliczne.
A ja wraz ze swym personelem byłem zbyt roztropny, by czemukolwiek zaprzeczać, a tym bardziej potwierdzać. Tworzące się bajki trzymały w jakimś stopniu w ryzach niespokojne żywioły w okolicy, a także, co może najdziwniejsze, otwierały szybko i uprzejmie drzwi władz starościńskich, a nawet wojewódzkich. Nikogo także nie dziwił ani nie irytował bezwzględny zakaz wstępu dla turystów, od których w przeciwnym wypadku trudno byłoby opędzić się, jak pouczał przykład z obserwatorium na Kasprowym Wierchu. Dlatego wymagaliśmy przepustek podpisanych przez dyrektora PIM w Warszawie.


Najmilej bywało wieczorami w świetlicy, zwłaszcza gdy za potrójnymi oknami zawodziła dujawica czy burza śniegowa. Duży radiofon odbierał niemal pół świata, trzaskały piłeczki tenisa stołowego i tylko wychodzący co jakiś czas dyżurny meteorolog, mechanik, czy podoficer placówki, świadczyli, że praca postępuje bez przerwy, a instrumenty i maszyny są w ruchu. Delikatne tykania, zaznaczające się w radiu, świadczyły, że wielki astrograf prowadzony elektrycznie przez chronometry posuwa się za swym obiektem niebieskim, fotografując bez przerwy. A po północy astronom rozpoczynał swe kręte wędrówki do kopuły, ciemni i pracowni, by przespawszy potem większość dnia, wychynąć pod wieczór niczym jeż lub sowa.


Nasz radiotelefon funkcjonował bez zarzutu, wysyłając w świat kodowane depesze meteorologiczne oraz wiadomości czy prośby. Co kilka godzin zapalały się czerwone światełka i rozlegała się wywoławcza zapowiedź: — Halo Stanisław! Halo Stanisław! Mówi 59! Mówi 59!
- Przechodzę na odbiór — słucham! — A odbierano nas dobrze i głośno, bo po pewnym czasie okoliczni mieszkańcy Stanisławowa wysłali swego rodzaju deputację do obsługującej nas grzecznościowo wojskowej kompanii łączności, żaląc się, że wieczorami na poważnej części rejestru ich odbiorników słychać głównie Czarnohorę i niewiele więcej.


Wiosną, wielka sala instrumentalna na najwyższym piętrze obserwatorium tonęła w powodzi słońca. Czarnohora i Rodna bieliły się jeszcze wysokimi firnami, ale w dole dojrzewały już wczesne czereśnie, a w mieście pachniały wszędzie bzy i jaśminy.
Rok 1939 był rokiem największego zbliżenia do Ziemi planety Mars. Co wieczora płonęła ona na niebie czerwonym odblaskiem, a dyżurny astronom zużywał coraz większe ilości niskoczułych klisz. Wieczorami snuliśmy rozmowy na temat wszechświata, świadomi, że rozszerza się on bez ustanku, z miliardami gigantycznych słońc pędzących w przestrzeń, z których niektóre oddalają się z szybkością większą od światła i blasku ich nie mają nigdy oglądać nasze teleskopy.
Z wyżyn sprowadzał nas na ziemię mój 6-letni Jacek, który przysiadłszy się do dwumetrowego KOP-isty, zerkał z uznaniem na jego karabinek i lornetę, opowiadając mu przeczytane ostatnio bajki.


Po wszystkich okolicznych grzbietach rozciągały się resztki umocnionych pozycji z pierwszej wojny światowej — kręte okopy z pozapadanymi dobiegami, powalone zasieki, kupki łusek karabinowych, przycupłe tu i ówdzie małe cmentarzyki na stokach. W gąszczu pod Hnitezą tkwił całkowicie zachowany okop, z przerdzewiałymi granatami ręcznymi leżącymi w pogotowiu na parapetach. Jego załoga przed blisko 25 laty opuściła go widocznie w wielkim pośpiechu.


Młodszy z naszych astronomów polował zawzięcie na nowe komety, przeszukując widnokrąg o zmierzchu specjalną lunetką ustawioną na górnym tarasie. Czynności te zakłócił mu starszy mechanik, który na ciężkim trójnogu szukacza osadził z dniem 31 sierpnia 1939 roku przeciwlotniczy karabin maszynowy, mówiąc: — Ślus z kumetami, panie Skoczygwiazda, bo tu insze frajery pojawią się na niebie lada dzień!


Gdy drugiego września powróciłem do obserwatorium z wyjazdu służbowego, nasz radiotelefon milczał, bo obsługująca go w Stanisławowie kompania łączności wyruszała na front. Doprowadzoną w ostatnich dniach linią napowietrzną wysyłaliśmy depesze do radio-stacji Straży Granicznej w Kołomyi, która była naszym łącznikiem z szerokim światem.
W pozornym spokoju ubiegały dni września. Ciemnoniebieskie żarówki tliły się w przejściach i w radiostacji. W związku z fałszowaniem przez wroga lotniczych znaków rozpoznawczych, obserwatorium ostrzegło okoliczne lotniska, że może ostrzelać każdy samolot krążący w pobliżu i martwa cisza na niebie otaczała nas aż do 18 września. W połowie miesiąca poleciłem wykręcić wszystkie potrójne soczewki oraz uzbrojenie astrografu i przygotować do konnego transportu.
Dzień 17 września, dżdżysty i przenikliwy aż do południa, zakończył chyba najpiękniejszy zachód słońca oglądany kiedykolwiek przeze mnie z grani Czarnohory. Strzępki mgiełek drgały nad północnymi dolinami, a liliowa zorza długo paliła się na stokach Ineula. Wieczorem przodownik Straży Granicznej powiadomił mnie, że na otrzymany przed chwilą rozkaz mają opuścić obserwatorium, udając się ku Uścierykom i granicy rumuńskiej. Tak samo placówka Obrony Narodowej.
Pozostaliśmy sami. Telefon milczał, a noc schodziła na pakowaniu. Świt wstał deszczowy i blady, i tylko tu i ówdzie odsłaniały się fragmenty dolin. Wiadomości radiowe podawane przez zagraniczne stacje nie pozostawiały wątpliwości.
Po wspólnie spożytym posiłku rozebrałem radiotelefon i wyniósłszy na dziedziniec, rozbijałem jego części młotem, zgodnie z posiadanymi rozkazami "mob". Patrząc jak w drzazgi rozlatywały się lampy, przetworniki, kondensatory i różne cudeńka, Huculi czekający z jucznymi końmi, trącali się łokciami, szepcąc: — Wże kineć! (Już koniec!).


A koniec zbliżał się szybkimi krokami. Obszedłem cały budynek, otwierając przed wyjściem skrytkę pancerną i blokując przełączniki na tablicach rozdzielczych siłowni i kotłowni. Wreszcie przywołałem Czarnego Jurę, mówiąc: — Schodzimy do Balzatulu i gwarantuję wam wszystkim nietykalność od Węgrów (od kilku miesięcy okupowali oni Ruś Zakarpacką). Gdy powrócisz tu jutro, wystawisz z tarasu dużą flagę — tylko jej pas czerwony, by uchronić obserwatorium od rabunku przez miejscowych. Zostawiam ci mausery z amunicją i pisemne upoważnienie do zastrzelenia każdego, kto by usiłował włamać się do budynku przed nadejściem władz okupacyjnych. Z przygotowanych na zimę zapasów żywności wypłacisz chłopów od jucznych koni po powrocie, po worku cukru na głowę, a większość pozostałej żywności zabierzesz sobie do Żabiego. Miej się chłopie i nie daj się! — Jura ze łzami w oczach chciał mnie ująć pod nogi, uścisnąłem go jak brata.


Klucz zazgrzytał w kutych drzwiach wejściowych, w chwilę potem cała karawana koni i ludzi ruszyła wzdłuż muru, przechodząc po kolei granicę państwa. Uklęknąłem, całując mokrą ziemię. Wiatr zacinał przenikliwym deszczem i wielka kurtyna sinych chmur jakby opuszczała się za nami na granie Czarnohory. Przez rumowiska skalne i kotły schodziliśmy w głąb Rusi Zakarpackiej.(...)"

Wojtek Pysz
24-09-2020, 22:22
Zresztą pana Midowicza miała okazję znać osobiście, bywał u nas "Harnasi" na prelekcjach w II połowie lat 70 [....]

U nas (SKPG) też bywał. Czasami miałem ze sobą "Zenita" i pamiątka została.
Tutaj: na wycieczce szkoleniowej w Chochołowie. Tematem przewodnim była drewniana architektura Podtatrza, ale w antraktach pojawiał się jakiś biały słoń. Życie biegło tak szybko, tyle tematów było ważniejszych. A biały słoń umknął wtedy uwadze.

https://ciekawe.tematy.net/1974/img/an2_1_023.jpg

jojo
28-09-2020, 20:47
U nas (SKPG) też bywał. Czasami miałem ze sobą "Zenita" i pamiątka została.
Tutaj: na wycieczce szkoleniowej w Chochołowie. Tematem przewodnim była drewniana architektura Podtatrza, ale w antraktach pojawiał się jakiś biały słoń. Życie biegło tak szybko, tyle tematów było ważniejszych. A biały słoń umknął wtedy uwadze.

https://ciekawe.tematy.net/1974/img/an2_1_023.jpg

Wojtku proszę o komentarz,
Pan Midowicz To pewnie ten Pan w Kapeluszu ?
Ale który Pan to Ty ?

Wojtek Pysz
28-09-2020, 21:25
Pan Midowicz To pewnie ten Pan w Kapeluszu ?

Tak. Tu masz zdjęcie takie "prawie do dowodu".

https://ciekawe.tematy.net/1974/img/an2_1_026a_520.jpg


Ale który Pan to Ty ?

Pan "ja" gania z aparatem. Wtedy "zoom" robiło się przy pomocy nóg:-)

AndrzejS
14-10-2020, 10:04
Może i ja się czymś podzielę.
Moja pierwsza wizyta w Czarnohorze w 1992 roku. Wędrówka z Łazeszczyny głównym grzbietem przez Howerlę, Popa Iwana i dalej na południe. Sprawdzone i wprawne Towarzystwo. I niesamowite wrażenie jakie robiły ruiny widziane po raz pierwszy z odległości wielu kilometrów, wspomagane legendą i także spotkaniami z Miodowiczem, o których wspomina Wojtek. Pozostały wspomnienia i zdjęcia.

Wojtek Pysz
14-10-2020, 19:39
Pozostały wspomnienia i zdjęcia.
Czy zdjęcie nr 8 to Cyryl?

AndrzejS
15-10-2020, 11:07
Czy zdjęcie nr 8 to Cyryl?

Tak, to Cyryl. Ten drugi to Roman

don Enrico
25-10-2023, 22:03
Zamknięty w niemożności obejrzałem z zainteresowaniem co teraz się dzieje na Białym Słoniu

https://rzeszow.tvp.pl/71671659/85-rocznica-powstania-obserwatorium-astronomicznometeorologicznego-na-gorze-pop-iwan