Zobacz pełną wersję : Zostać zakapiorem
bieśdziad
14-09-2013, 17:23
...i dużo nerwów, wywodów z d....y...nic konkretnego ostatnio
diabel-1410
14-09-2013, 22:24
Widzę że zaczynają się bardzo osobiste wycieczki między userami.Zaczyna to przypominać wpisy na onecie itp.Proponuję zamknąć wątek jako wyczerpany i bezsensowny.Niezależnie od tego jak rzeczowe argumenty przedstawiają zwolennicy i przeciwnicy zakapiorów każdy z nas pozostanie przy swoim zdaniu,a dopuszczanie ww.wycieczek osobistych jest zdecydowanie poniżej poziomu tego forum
arturos25
16-09-2013, 11:49
Lepsze i prawdziwsze niż jakiś pseudo surwiwalowiec pozujący na djabli wiedzą kogo, udający zakapiora w krótkich spodenkach,w namiocie schowanym w zaroślachhttp://forum.bieszczady.info.pl/images/smilies/wink2.gif
Widzę że zaczynają się bardzo osobiste wycieczki między userami.Zaczyna to przypominać wpisy na onecie itp.Proponuję zamknąć wątek jako wyczerpany i bezsensowny.Niezależnie od tego jak rzeczowe argumenty przedstawiają zwolennicy i przeciwnicy zakapiorów każdy z nas pozostanie przy swoim zdaniu,a dopuszczanie ww.wycieczek osobistych jest zdecydowanie poniżej poziomu tego forum
A ja jestem zadowolony z tego, co Delux napisał. Czekałem na to. Delux odwołał się do powielanego obecnie powszechnie stereotypu "dziecinnego harcerza". Stereotyp ten został stworzony w okresie międzywojennym. Szerzyli go piłsudczycy, którzy uważali, że skoro harcerze nie piją, nie szlajają się i nie wymieniają żonami, to są niedojrzali, nieznający życia, a wobec tego nieradzący sobie w nim i na pewno kiepscy z nich będą żołnierze - przynajmniej dopóki nie zmądrzeją. A w ogóle to nadają się najwyżej tylko do podawania strzemion doświadczonym życiowo i znającym realia wojny wielkim patriotom. Głoszono takie brednie pomimo, że choćby 1920 r. pokazał bez żadnej wątpliwości, że harcerstwo dostarcza do wojska najlepszego materiału ludzkiego, w dodatku wstępnie przeszkolonego.
Przez cały okres międzywojenny harcerze biegali w krótkich portkach i ćwiczyli się, a tymczasem wielcy patrioci, żołnierze i znawcy życia oddawali się hulankom, snobowali na arystokrację, która już odchodziła do lamusa historii, i nic prawie nie robili, żeby zwiększyć obronność kraju oraz jego pozycję polityczną. Modernizację armii zaczęto zbyt późno i to w takim momencie, że Niemcy uderzyli na nas w trakcie przezbrajania. Fortyfikacji betonowych prawie nie budowano, choć te, które wzniesiono, sprawdziły się potem doskonale. A tymczasem sąsiedzi zbroili się, ile wlezie.
Nadszedł wrzesień 1939 roku i harcerze zgłaszali się masowo na ochotników do armii, gdzie dzielnie walczyli, oraz pełnili wiele ważnych funkcji na terenach opuszczonych przez administrację państwową i wojsko. Tymczasem wielcy bohaterowie zwiewali przez Zaleszczyki do Rumunii, aż się za nimi kurzyło, zdążając jednak na odchodnym podarować nam takie prezenty, jak totalny bałagan na Kresach (Sowieci weszli w nie jak w masło, choć po czystkach stalinowskich nie mieli kadry dowódczej i nie mogli potem poradzić sobie z garstką partyzantów fińskich) oraz zakaz walki z Rosjanami, dający m. in. później Stalinowi pretekst prawny do wymordowania polskich oficerów w Katyniu. Nie wspominając już o samym planie wojny obronnej przeciw Niemcom, który należy do największych antyosiągnięć sztuki wojennej w historii.
W Polsce w czasie okupacji mówiono, że nie ma u nas odpowiednika Quislinga, bo wszyscy ewentualni kandydaci uciekli na Zachód. Wielu niżej postawionym jednak uciec się nie udało i próbowali dalej kontynuować swoją postawę. Naczelnik Szarych Szeregów, Stanisław Broniewski "Stefan Orsza," pisał w swojej książce "Całym życiem" o indywiduach, które gdy tylko w życiu państwa podziemnego robiło się spokojniej, pchały się na pierwszy plan, domagały się zaszczytów bez obowiązków i odnosiły się z lekceważeniem do "harcerzyków". W momentach kryzysowych zaś chowały się w najciemniejszy kąt.
Niestety, po wojnie absurdy zaczęły się odradzać, bo na przekór malującym okres międzywojenny w czarnych barwach komunistom starano się go idealizować. Stąd można przeczytać przedwojenne stereotypy również na tym forum. W okresie PRL-u byli tacy opozycjoniści, którzy w Bieszczadach ćwiczyli się w każdej wolnej chwili w sztuce przetrwania i potem w stanie wojennym całymi miesiącami ukrywali się przed milicją. Ale byli też znający życie realiści, nosiciele prawdy i autentyczności, którzy leżeli wtedy pijani w rowie i jedyne, co mogli zrobić, to wydać z siebie nieartykułowany bełkot.
don Enrico
16-09-2013, 12:39
Widzę że zaczynają się bardzo osobiste wycieczki między userami.Zaczyna to przypominać wpisy na onecie itp.Proponuję zamknąć wątek jako wyczerpany i bezsensowny.Niezależnie od tego jak rzeczowe argumenty przedstawiają zwolennicy i przeciwnicy zakapiorów każdy z nas pozostanie przy swoim zdaniu,a dopuszczanie ww.wycieczek osobistych jest zdecydowanie poniżej poziomu tego forum
Zasadniczo to się zgadzam z Tobą, ale gdyby tak się stało to wybuchłaby kolejna fala protestów.
Już widzę te tłumy przed sejmem z hasłami:
że łamie się ich prawo do wolności wypowiedzi!!!, a nawet (o zgrozo!) dochodzi do cenzurowania wypowiedzi (a wiecie , że ocenzurowano mój wpis?)
Może więc lepiej niech tak zostanie jak jest , znaczy się jedni będą się realizować w tworzeniu pseudo-dyskusji a inni wcale nie muszą tego czytać.
p.s poszedłem trochę ot, ale tylko po to aby ratować wątek.
Pisząc o surwiwalowcach w krótkich spodenkach,nie miałem na mysli harcerzy,bo to całkiem inna półka...a Arturos25 uderzył już niepotrzebnie w tym wątku, w patryiotyczną nutę,przecież ja nie podważam Ich zasług w walce o niepodległosć bo te są niezaprzeczalne itd....:neutral:
Widzę że zaczynają się bardzo osobiste wycieczki między userami.Zaczyna to przypominać wpisy na onecie itp.Proponuję zamknąć wątek jako wyczerpany i bezsensowny.Niezależnie od tego jak rzeczowe argumenty przedstawiają zwolennicy i przeciwnicy zakapiorów każdy z nas pozostanie przy swoim zdaniu,a dopuszczanie ww.wycieczek osobistych jest zdecydowanie poniżej poziomu tego forum
zgadzam się. Kolega "moderator" Arturo chyba nieco zbyt nerwowo-histerycznie-patriotyczny jak dla mnie- czyli harcerza wychowanego w Kiham'owskim nurcie..
A ja się nie zgadzam. Niby na podstawie jakiego punktu regulaminu ma ten wątek być zamknięty? Bo się komuś nie podoba, że jeden z forumowiczów przedstawia tu swoje teorie "zakapiorskie"? A w jakim konkretnie zakresie jest to niezgodne z regulaminem? Jeśli ktoś personalnie łamie regulamin to chyba dostaje punkty karne czy co tam jest przewidziane. Dlaczego kara ma spotkać wątek? Czy jest to wątek wyczerpany i bezsensowny? Jeśli wyczerpany to dlaczego ciągle jest "na topie" i widzę tu wpisy nie tylko jednego forumowicza? Jeśli bezsensowny to proponuję go nie czytać tym, którzy sensu nie widzą a pozostawić ten wątek dla tych, którym jest on potrzebny do wyteoretyzowania swoich idei. Dla mnie może być to nawet monolog. Jak nie chcę to nie czytam i już.
Podpisuję się więc pod tym co napisał Don Enrico:
Może więc lepiej niech tak zostanie jak jest , znaczy się jedni będą się realizować w tworzeniu pseudo-dyskusji a inni wcale nie muszą tego czytać.
Ja też nie widzę powodu, żeby cokolwiek zamykać. Wątek nie lepszy i nie gorszy od setek innych, działających w najlepsze. A jak się wzmogą personalne wycieczki, to będą kary, ale też spersonalizowane, zgodne z regulaminem.
Biały 13
19-09-2013, 11:14
Dołączam się do przedmówców ... jak totalnie nie mam co robić i strasznie mi się nudzi ... to czytam sobie te bzdury z uśmiechem na twarzy .... a szczególnie jak widzę szałas który lepiej zrobiliby harcerze z mojego środowiska, które nie wywodzi się z KIHA -mowskiego.
A tej osobie która kryje się pod wieloma użytkownikami życzę powodzenia, i proszę o więcej fotek i relacji z "zakapiorskiego szlaku" :) ... Więcej wypraw ...
arturos25
20-09-2013, 14:52
Pisząc o surwiwalowcach w krótkich spodenkach,nie miałem na mysli harcerzy,bo to całkiem inna półka...a Arturos25 uderzył już niepotrzebnie w tym wątku, w patryiotyczną nutę,przecież ja nie podważam Ich zasług w walce o niepodległosć bo te są niezaprzeczalne itd....http://forum.bieszczady.info.pl/images/smilies/icon_neutral.gif
Przecież harcerz to klasyczny surwiwalowiec w krótkich spodenkach właśnie, jak najdosłowniej rozumiany. A dziś można spotkać się z opiniami w rodzaju takich, że Powstanie Warszawskie upadło, bo AK nie miało prawdziwego wojska, tylko harcerzyków. Tymczasem te "harcerzyki" były przez Niemców uważane za przysłanych z Wielkiej Brytanii wyszkolonych komandosów.
zgadzam się. Kolega "moderator" Arturo chyba nieco zbyt nerwowo-histerycznie-patriotyczny jak dla mnie- czyli harcerza wychowanego w Kiham'owskim nurcie..
Może raczej po prostu - życiowy. Są oczywiście tacy, dla których tego typu tematy nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Ale jak się potem okazuje, że jednak mają, to wtedy histeria i panika. Zresztą dziś i z harcerstwem różnie bywa; często sami harcerze ograniczają się wyłącznie do spraw zewnętrznych.
szałas który lepiej zrobiliby harcerze z mojego środowiska, które nie wywodzi się z KIHA -mowskiego.
To możliwe, jak ktoś nie ma wprawy i zakapioruje pierwszy rok. Ale podobno rzadko zdarzają się harcerze, umiejący dobrze budować szałasy.
A tej osobie która kryje się pod wieloma użytkownikami życzę powodzenia, i proszę o więcej fotek i relacji z "zakapiorskiego szlaku" :) ... Więcej wypraw ...
No tak, trzeba jakoś psychologicznie to sobie wyjaśnić. Bo z jednego człowieka łatwo zrobić wariata. Trudniej, jeśli jest ich więcej.
Dla mnie to jest prawdziwa relacja z zakapiorskiego szlaku. Ciekawe, jak się temu gościowi udało przezimować i czy dalej mieszka na dziko, bo się niestety więcej nie odezwał.
Witajcie, co prawda nie jestem specjalistą od Bieszczadów, ale ten temat akurat mnie interesuje.
Na pewno nie u nas, ja go przynajmniej tam nie spotkałem.
Tego roku postanowiłem przenieść się, żeby zamieszkać na dziko w głuszy. Miałem już po dziurki w nosie plastikowej, wielkomiejskiej tandety i sztucznego, korporacyjnego zgiełku. Wybrałem lasy Pomorza Zachodniego. Są to właściwie najpiękniejsze lasy w Polsce. Na szczęście, nie zostały jeszcze "odkryte" przez media, a więc i przez "stonkę". Niektórzy namawiali mnie na Podlasie, ale nie mam ochoty być strażą przednią niszczącego tradycyjne sposoby życia konsumpcjonizmu. Wszędzie tam, gdzie zakapior będzie wchodził na miejsce tradycyjnego chłopa, tak się właśnie musi dziać.
Leśnicy mnie nie ganiają, ponieważ są moimi znajomymi. Nie jestem zresztą anarchistą - raczej obywatelem państwa, które nazywa się Lasy Państwowe. Dlatego czasem pomagam za darmo, co traktuję jako formę podatków. Jeden pozwala mi trzymać u siebie książki, bo jednak szałas to słabe zabezpieczenie dla złodzieja. Kupuję sobie książki, żeby nie marnować czasu, a przeciwnie - zdobywać informacje na temat przyrody i sztuki przetrwania. Sama adrenalina i podziw dla piękna krajobrazu z czasem przestają działać na człowieka i zaczyna się on nudzić tak samo, jak gdzie indziej. Stąd ten alkoholizm, o którym pisze Maks. Zdecydowanie nie można liczyć, że samo życie na dziko rozwiąże wszystkie problemy. Trzeba mieć jakiś program na nie. Traktować zakapiorowanie jako całoroczny obóz harcerski dla dorosłych. Jak wiadomo, harcerze mają na obozach mnóstwo różnych zajęć. Jak się żyje samemu, to jest nawet trudniej zorganizować sobie czas, bo potrzebna jest samodyscyplina.
Ciepła pora roku przeszła mi jako tako, zebrałem zapasy na zimę, jak sądzę, w dostatecznej ilości. Teraz zobaczymy, jak uda się przezimowiać. Jeśli chodzi o mięso, narobiłem sobie ryb i raków. Raki u nas to nie są jakieś karłowate amerykany, tylko dużo większe szwedy. Jakby coś się wydarzyło, to mam jednak w dziupli trochę pieniędzy z różnych prac leśnych i z głodu nie zginę.
Myślę, że takich jak ja będzie coraz więcej, bo ten korporacyjny syf zaczyna się już walić. Podobno ludzi z pracy zwalniają. Przyjechał do mnie nawet znajomy, który też ma dość i chce tak zamieszkać. Ale po pierwsze, nie ma akceptacji leśników, po drugie nie mam dość zapasów zimowych na dwie osoby, a po trzecie, mam być pustelnikiem, a nie założycielem nowej wsi. Powiedziałem mu za to, że może odwiedzać mnie na parę dni, w trakcie których będę go uczył tego, co sam umiem.
Szkoda, że na polskim morzu nie ma dostępnych bezludnych i odludnych wysp. Byłyby to idealne miejsca dla pomorskich zakapiorów. Były takie w okolicy Wolina, ale zostały włączone do Wolińskiego Parku Narodowego.
Biały 13
25-09-2013, 09:50
a co wy na to że Zakapiorów mamy w TVP :)
http://www.tvp.pl/rzeszow/publicystyka/zakapiorskie-bieszczady
Prochu nie Wymysliłeś....stary temat..i materiał..jak kśiążka Potockiego;)
Biały 13
26-09-2013, 08:14
Prochu nie Wymysliłeś....stary temat..i materiał..jak kśiążka Potockiego;)
No to może chociaż Amerykę :-P;):razz:
Wojtek z Zielonki
26-09-2013, 10:39
a co wy na to że Zakapiorów mamy w TVP :)
I dzięki takim filmom łatwiej jest przeżyć rozłąkę z Bieszczadami;)
bieśdziad
27-09-2013, 10:35
odgrzewanie, a własciwie podtrzymywanie w kółko tych samych historii, nic nowego nie ma............
arturos25
28-09-2013, 11:47
odgrzewanie, a własciwie podtrzymywanie w kółko tych samych historii, nic nowego nie ma............
Ja odnoszę wrażenie, że to raczej Ty powtarzasz w kółko to samo. A w ogóle, to nikt Ci nie każe tu wchodzić. Ludzie głosują za tym tematem nogami, a właściwie palcami.
Mam następnego znajomego, który chce zostać zakapiorem, tylko jeszcze nie wie, gdzie. Wędruje więc po Polsce, szukając miejsca dla siebie, gdzie można by realizować trapersko-zakapiorski styl życia. Nazwał to "wędrówką w poszukiwaniu ideału Wolności". Warunki ma następujące: dzicz leśna, brak domków letniskowych itp. syfu (także stawianych przez tzw. prawdziwych turystów), czysta woda, ryby/ raki (rośliny jadalne wszędzie da się znaleźć). I, oczywiście, życzliwe władze leśne. Myśli o terenach gdzieś przy zachodniej granicy, np. o Borach Dolnośląskich.
;)Jesli nie wie gdzie to najlepiej nad Amazonką....w naszym kraju do łowienia ryb trzeba mieć kartę wędkarską,a raki szanowny panie są pod ochroną....:x
Darkowski
28-09-2013, 13:33
Słusznie napisałeś Delux. A w przypadku łamania prawa, to na życzliwość władz leśnych raczej bym nie liczył :)
Biały 13
30-09-2013, 08:49
:) Kresy.pl opublikowały ciekawy artykuł :)
Rosyjska rodzina przez 40 lat żyła w tajdze odcięta od świata
Syberyjska tajga w rejonie Abakanu. Sześcioro członków rodziny Łykowów przez ponad 40 lat żyło w tej odległej dziczy - w zupełnej izolacji i odległości ponad 240 km od najbliższej ludzkiej siedziby.
Syberyjskie lata nie trwają długo. Śnieg zalega do maja, a zimowa pogoda wraca już we wrześniu, zamieniając tajgę w zamarznięty, nieruchomy obszar, przerażający w swym osamotnieniu. Bezkresne kilometry rzadkich, brzozowych i sosnowych lasów, z rozproszonymi po nich śpiącymi niedźwiedziami oraz głodnymi wilkami. Góry o stromych zboczach; rzeki o białych wodach, spływających strumieniami do dolin; setki tysięcy lodowatych bagien. Ten las to ostatnia i najwspanialsza dzicz naświecie. Rozciąga się od najdalszego czubka arktycznych regionów Rosji, w kierunku południowym aż po Mongolię, a od wschodu od Uralu aż do Pacyfiku –trzynaście milionów kilometrów kwadratowych pustki, o zaludnieniu równemu jedynie kilku tysiącom ludzi, nie licząc mieszkańców garstki miasteczek.
Kiedy jużnadchodzą ciepłe dni, tajga zakwita i przez kilka krótkich miesięcy może sięnawet wydawać przyjemna. To właśnie wtedy człowiek może najwyraźniej ujrzeć ten ukryty świat – nie z lądu, bo tajga potrafi połknąć całe armie badaczy, ale z nieba. Syberia jest źródłem większości rosyjskiej ropy i zasobów mineralnych, więc przez lata nawet jej najbardziej odległe części zostały zbadane z powietrza przez poszukiwaczy ropy i geodetów, wracających do swoich obozów w puszczy, gdzie nie ustają prace nad wydobyciem bogactwa.
To był właśnie odległy, południowy fragment lasu, w lecie 1978 roku. Helikopter, wysłany na poszukiwanie bezpiecznego miejsca do wysadzenia grupy geologów, przeczesywałgąszcz około 160 km od granicy mongolskiej i nagle wleciał do gęsto zarośniętej doliny nienazwanego dopływu Abakanu, wodnej wstęgi, rwącej wściekle przez niebezpieczny teren. Zbocza doliny były wąskie, miejscami prawie pionowe, a patykowate sosny i brzozy, falujące w podmuchach wiatru ze śmigła, rosły tak gęsto, że nie było żadnej szansy na znalezienie miejsca do lądowania. Jednak pilot, wpatrujący się bacznie w przednią szybę w poszukiwaniu lądowiska, zauważył coś, czego nie powinno tam być. Była to polana, położona na zboczu na wysokości prawie 2 km, wciśnięta między sosny i modrzewie i pokryta czymś, co wyglądało jak długie, ciemne bruzdy. Zdumiona załoga helikoptera wykonała kilka przelotów, zanim niechętnie uznała, że ma przed sobą dowód na zamieszkiwanie terenu przez ludzi – ogród, który musiał tam być od długiego czasu, sądząc po jego wielkości i kształcie.
To było zdumiewające odkrycie. Góra była położona ponad 240 km od najbliższej ludzkiej osady, w miejscu, które nigdy nie zostało zbadane. Władze sowieckie nie miałyżadnych zapisów świadczących o tym, iż ktokolwiek zamieszkuje ten rejon.
Czterej naukowcy, wysłani w ten rejon w poszukiwaniu rud żelaza, zostali poinformowani przez pilotów o znalezisku. To ich zmartwiło i wprawiło w zakłopotanie. Spotkanie z dzikim zwierzęciem jest mniej niebezpieczne, niż spotkanie z obcym, zauważa pisarz Wasilij Pieskow, mówiąc o tej części tajgi. Naukowcy, zamiast czekać w swojej własnej bazie tymczasowej, postanowili zbadać sprawę. Wybraliśmy odpowiedni dzień i zapakowaliśmy do toreb prezenty dla potencjalnych przyjaciół- mówi przewodząca im geolog Galina Pismenskaja. Wspomina, że mimo wszystko dla pewności sprawdziła, czy jej pistolet jest naładowany.
W miarę, jak intruzi wspinali się na górę, kierując się do miejsca dokładnie określonego przez pilotów, natykali się na znaki ludzkiej działalności: niebezpieczną ścieżkę, laskę, kłodę przełożoną przez strumyk i wreszcie małą szopę wypełnionąbrzozowymi skrzynkami, pełnymi pociętych, suszonych ziemniaków. Jak mówi Pismenskaja:
za strumykiem stał dom. Chata, sczerniała pod wpływem czasu i deszczu, była ze wszystkich stron otoczona śmieciami tajgi –korą, kijkami, deskami. Gdyby nie okienko wielkości tylnej kieszeni spodni, nie uwierzyłabym, że mogą tam mieszkać ludzie. Ale bez wątpienia mieszkali… Zauważyliśmy, nasza obecność została dostrzeżona.
Niskie drzwi zaskrzypiały i w świetle dnia pojawiła się postać starca, zupełnie jak z bajki. Był boso. Miał na sobie wielokrotnie połataną koszulę z płótna workowego oraz spodnie, równie połatane i z tego samego materiału, a na twarzy zmierzwioną brodę. Jego włosy były rozczochrane. Wyglądał na przestraszonego, ale był bardzo uważny… Musieliśmy coś powiedzieć,więc zaczęłam: „Witaj, dziadku! Przyszliśmy z wizytą!”
Starzec nie odpowiedział od razu… W końcu usłyszeliśmy miękki, niepewny głos: „Cóż, skoro dotarliście tak daleko, równie dobrze możecie wejść.”
Widok, który powitał geologów, gdy weszli do chaty, przywodził na myśl średniowiecze. Zbudowana tandetnie, z materiałów, które były pod ręką, była niewiele lepsza od zwykłej nory – niska, osmalona, drewniana buda, zimna jak piwnica, z podłogą zrobioną z obierków po ziemniakach i skorupek orzeszków piniowych. Rozglądając się dookoła w przyćmionym świetle, goście zauważyli, że składała się z tylko jednej izby. Była ciasna, zatęchła i nieopisanie brudna, podparta na uginających się belkach i, co najbardziej zaskakujące, stanowiła dom dla pięcioosobowej rodziny.
Nagle ciszę przerwały szlochy i lamenty. Dopiero wtedy dostrzegliśmy sylwetki dwóch kobiet. Jedna popadła w histerię, modliła się: „To za nasze grzechy, za nasze grzechy". Druga, trzymająca się z tyłu…powoli opadła na ziemię. Światło z małego okienka padło na jej szeroko otwarte, wystraszone oczy i w tej chwili zrozumieliśmy, że musimy stamtąd wyjśćnajszybciej, jak to możliwe.
Pod wodząPismenskajej naukowcy pospiesznie wycofali się z chaty do miejsca oddalonego o kilka metrów, gdzie wyjęli prowiant i rozpoczęli posiłek. Około pół godziny później drzwi chaty otworzyły się z trzaskiem i ze środka wyszedł starzec z dwoma córkami – już uspokojonymi, choć wciąż wyraźnie przestraszonymi, szczerze zaciekawionymi. Trzy postacie ostrożnie podeszły i usiadły wraz ze swoimi gośćmi, odmawiając wszystkiego, co im zaproponowano – dżemu, herbaty, chleba – mrucząc, że nie wolno nam! Kiedy Pismenskaja zapytała: Jedliście kiedykolwiek chleb?, starzec odpowiedział: Ja tak, one nie. Nigdy go nie widziały. Przynajmniej dało się go zrozumieć. Jago córki mówiły językiem naznaczonym trwającą od urodzenia izolacją. Kiedy siostry rozmawiały ze sobą, brzmiało to jak powolne, rozmyte gaworzenie.
Powoli, po wielu wizytach, cała historia rodziny została ujawniona. Starzec nazywał się KarpŁykow i był staroobrzędowcem – członkiem rosyjskiej fundamentalistycznej ortodoksyjnej sekty, działającej od XVII wieku w niezmienionej formie. Staroobrzędowcy byli prześladowani od czasów Piotra Wielkiego, ale Łykow mówi o tym, jakby to było wczoraj. Dla niego Piotr był osobistym wrogiem, antychrystem w ludzkiej formie, co, jak twierdzi, dosadnie potwierdza kampania cara, mająca na celu unowocześnienie Rosji poprzez przymusowe obcinanie bród chrześcijanom.Jednak, ta wielowiekowa nienawiść łączy się z bardziej aktualnym żalem. Karp za jednym zamachem chętnie narzekał na kupca, który około roku 1900 odmówiłprzyjęcia od staroobrzędowców prezentu – ok. 430 kg ziemniaków.
Sprawy rodzinyŁykowów tylko się pogorszyły, kiedy władzę przejęli ateistyczni bolszewicy. Pod Sowietami odizolowane społeczności staroobrzędowców, które zbiegły na Syberię,aby uniknąć prześladowań, coraz bardziej odsuwały się od cywilizacji. W latach 30., podczas czystek, kiedy samo chrześcijaństwo było celem ataków, na obrzeżach wioski patrol komunistyczny zastrzelił brata Łykowa, podczas gdy mężczyźni ramię w ramię pracowali. Odpowiedzią Łykowa na to wydarzenie było wykupienie rodziny i ucieczka do lasu.
To wszystko wydarzyło się w 1936 roku, kiedy było ich tylko czworo – Karp, jego żona Akulina, dziewięcioletni syn, Sawin i Natalia, zaledwie dwuletnia córka. Zabrawszy jedynie swoją własność i trochę nasion, wycofali się w głąb tajgi, budując kolejne prymitywne domy, zanim znaleźli się w tym odludnym miejscu. Jeszcze dwoje dzieci urodziło się w dziczy – Dmitrij w 1940 roku i Agafia w 1943 i żadne z nich nie widziało w życiu człowieka, który nie byłby członkiem ich rodziny. Wszystkiego, co Agafia i Dmitrij wiedzieli o świecie zewnętrznym, nauczyli się z opowieści swoich rodziców. Główną rozrywką rodziny, jak zapisał Wasilij Pieskow,było opowiadanie o swoich marzeniach.
Dzieci Łykowów wiedziały, że istnieją miejsca zwane miastami, gdzie ludzie żyją stłoczeni razem wysokich budynkach. Słyszały, że istnieją inne państwa niż Rosja. Ale ta wiedza była dla nich abstrakcją. Ich jedyną lekturę stanowiły modlitewniki i wiekowa, rodzinna Biblia. Akulina uczyła dzieci czytania przy użyciu ewangelii oraz pisania za pomocą zaostrzonego patyka brzozowego maczanego w soku wiciokrzewu, zamiast pióra i tuszu. Kiedy pokazano Agafii obrazek konia, rozpoznała go z matczynych opowieści biblijnych. Patrz tato!, krzyczała, wierzchowiec!
Izolacja rodziny nie była dla niej aż tak dotkliwa, ale absolutna surowość ich życia już tak. Piesza wyprawa do farmy Łykowów była zaskakująco mozolna, nawet przy użyciułodzi na Abakanie. Podczas swojej pierwszej wizyty u rodziny, Pieskow, który sam siebie wyznaczył na kronikarza rodziny, zauważył, że przebrnęliśmy 250 km, nie widząc ani jednego ludzkiego domostwa!
Odosobnienie uczyniło przetrwanie w dziczy prawie niemożliwym. Polegając jedynie na własnych zasobach, rodzina Łykowów borykała się z próbą zastąpienia tych kilku rzeczy, które zabrali ze sobą do tajgi. Zamiast butów, wykonali kalosze z kory brzozowej. Ubrania były wielokrotnie łatane, aż do momentu, kiedy się rozpadały. Potem były zastępowane płótnem z juty, hodowanej z nasion.
Rodzina Łykowów zabrała ze sobą do tajgi kołowrotek i, co najbardziej zadziwiające, części składowe krosna. Przenoszenie ich z miejsca na miejsce w miarę, jak posuwali się coraz głębiej w dzicz, musiało wymagać od nich wielu długich i mozolnych podróży, jednak nie mieli żadnej innej technologii, która mogłaby zastąpićmetal. Kilka garnków służyło im przez wiele lat, ale kiedy w końcu zardzewiały, mogli jedynie zastąpić je korą brzozową. Jako, że nie mogli używać jej na ogniu, gotowanie stało się dużo trudniejsze. Do czasu kiedy Łykowowie zostali odnalezieni, ich podstawową dietę stanowiły ziemniaczanie placki z dodatkiem mielonego żyta i ziaren juty.
Pieskow jasno daje do zrozumienia, że pod wieloma względami tajga obfitowała w bogactwa: Za domem płynął czysty, zimny strumień.Zagajniki modrzewiowe, świerkowe, sosnowe i brzozowe dawały wszystko, czego można tylko zapragnąć… Borówki i maliny były na wyciągnięcie ręki, drzewo na opał także, a orzeszki piniowe leżały wprost na dachu.
Jednak Łykowowie ciągle żyli na granicy głodu. Dopiero w latach 50., kiedy Dmitrij osiągnąłdojrzałość, pierwszy raz zastawili pułapkę na zwierzynę, dla jej mięsa i skóry. Nie mając broni ani nawet łuków, mogli polować jedynie poprzez kopanie wilczych dołów lub ściganie zdobyczy po górach do momentu, aż zwierzęta padały z wyczerpania. Dmitrij wypracował sobie niezwykłą wytrzymałość. Potrafił polowaćboso w zimie, po kilku dniach i nocach spędzonych pod gołym niebem przy 40-stopniowym mrozie wracał do chaty z młodym łosiem w ramionach. Mimo, że zdarzało się to często, dieta rodziny stopniowo stawała się coraz bardziej monotonna. Dzikie zwierzęta zniszczyły ich uprawę marchwi, a Agafia wspomina późne lata 50., jako głodne lata. Jedliśmy liście jarzębiny, mówi, korzenie, trawę, grzyby, skórki ziemniaków i korę. Byliśmy głodni przez cały czas. Każdego roku debatowaliśmy, czy zjeśćwszystko, czy część przeznaczyć na zasiew.
Głód był w tych okolicznościach wiecznym zagrożeniem, a na dodatek 1961 roku już w czerwcu zaczął padać śnieg. Silny mróz zabił wszystko, co rosło w ogrodzie i do wiosny, rodzina musiała się zadowolić jedzeniem własnych butów i kory. Akulina wolała, aby to jej dzieci miały pełne brzuchy. Tego roku umarła z głodu. Reszta rodziny uratowała się dzięki wydarzeniu, które uważają za cud: na grządce z groszkiem wypuściło pędy pojedyncze ziarno żyta. Łykowowie odgrodzili je i gorliwie strzegli go dniami i nocami przed myszami i wiewiórkami. W czasie zbiorów, samotny kłos wydał 18 ziaren i dzięki nim, rodzina skrupulatnie odbudowała uprawę żyta.
Kiedy sowieccy geologowie poznali rodzinę Łykowów, zdali sobie sprawę z tego, że nie docenili ich umiejętności i inteligencji. Każdy członek rodziny miał inną osobowość.Stary Karp był zwykle zachwycony najnowszymi innowacjami, jakie naukowcy przynosili ze swojego obozu i choć stanowczo odmawiał uwierzenia w to, że człowiek pojawił się na księżycu, szybko przyjął ideę satelitów. Łykowowie zauważyli je już w latach 50., kiedy gwiazdy zaczęły szybko przecinać niebo, a Karp wymyślił teorię, która to wyjaśniała: Ludzie wynaleźli coś i wysyłają ogniki bardzo podobne do gwiazd.
Tym, co najbardziej go zachwyciło, zanotował Pieskow, były przezroczyste opakowania z celofanu. Boże, co oni wymyślili – to szkło, ale daje się zgnieść!Karp trzymał się okrutnie swojego statusu głowy rodziny mimo, że miał już ponad 80 lat. Jego najstarsze dziecko, Sawin, radził sobie z tym obsadzając się w roli nieugiętego rodzinnego sędziego do spraw religii. Od urodzenia był bardzo wierzącą, ale surową osobą, mówił o nim jego własny ojciec. Karp wydawał się zmartwiony tym, co stanie się z jego rodziną po jego śmierci, jeśli Sawin przejmie kontrolę. Z pewnością, najstarszy syn nie spotka się z oporem ze strony Natalii, która zawsze starała sięzastąpić matkę w roli kucharki, szwaczki i pielęgniarki.
Z drugiej strony, dwójka młodszych dzieci była bardziej otwarta na zmiany i innowacje. Fanatyzm nie dotknął Agafii w aż tak dużym stopniu, mówił Pieskow, a z czasem zdał sobie sprawę z tego, że najmłodsza z Łykowów jest ironiczna i potrafi śmiać się z samej siebie. Jej niezwykły sposób mówienia – Agafia miała melodyjny głos i przeciągała krótkie słowa w wyrazy wielozgłoskowe – przekonało wielu z jej gości o tym, że jest nierozgarnięta. W rzeczywistości, kobieta była bardzo inteligentna i radziła sobie z trudnym zadaniem, jakim w rodzinie nie używającej kalendarzy, było nadążanie za czasem. Ciężką pracę miała za nic, późną jesienią wykopywała własnymi rękami nową piwnicę i kontynuowała pracę po zachodzie słońca, wświetle księżyca. Zapytana przez zdziwionego Pieskowa, czy nie boi sięprzebywać sama po zmierzchu w dziczy, odpowiedziała: A cóż tu jest takiego, co miałoby mnie zranić?
Jednak, geologowie najbardziej z rodziny Łykowów lubili Dmitrija, wytrawnego leśnika, który znał wszystkie humory tajgi. Był najbardziej ciekawskim i najbardziej patrzącym w przyszłość członkiem rodziny. To on zbudował piec i zrobiłwszystkie kosze z kory brzozowej, w których przechowywali jedzenie oraz spędzałdnie na ociosywaniu i szlifowaniu każdej belki, którą ścieli Łykowowie. Nikogo więc nie zdziwi, że to właśnie on był najbardziej oczarowany technologiąnaukowców. Kiedy już wzajemne relacje poprawiły się do tego stopnia, że rodzina zgodziła się odwiedzić sowiecki obóz w dole strumienia, Dmitrij spędził wiele szczęśliwych godzin w małym tartaku, podziwiając jak łatwo okrągła piła i tokarki mogą wykończyć drewno. Nie trudno to zrozumieć, pisał Pieskow. Kłoda, obrobienie której zajmowało Dmitrijowi dzień lub dwa, na jego oczach zamieniała się w piękne, równe deski. Dmitrij dotykał ich dłonią i mówił: „Wspaniałe!”
Karp Łykow długo walczył, aby utrzymać te wszystkie nowości na dystans i w końcu przegrał. Kiedy rodzina poznała geologów, przyjęła tylko jeden jedyny prezent – sól. (Życie bez niej przez 40 lat było prawdziwą torturą,jak mówił Karp.) Jednak z czasem, zaczęli brać coraz więcej. Z radościąpowitali pomoc jednego ze specjalnych przyjaciół spośród geologów – wiertacza imieniem Jerofiej Sedow, który spędził większość swojego wolnego czasu pomagając im w sianiu zbóż i żniwach. Przyjęli noże, widelce, klamki, ziarna i ostatecznie nawet pióro i papier oraz elektryczną latarkę. Większość z tych innowacji zostało jedynie niechętnie przyjętych do wiadomości, ale grzech telewizji, z którym zetknęli się w obozie geologów, okazał się dla nich nieodparty… Podczas rzadkich wizyt, niezmiennie siadali i oglądali. Karp siadał dokładnie naprzeciwko ekranu. Agafia oglądała, zaglądając zza drzwi. Próbowała od razu modlitwą przegonić swoje wykroczenie –szepcząc, żegnając się… Starzec modlił się później, starannie i za jednym razem.
Prawdopodobnie najsmutniejszym aspektem dziwnej historii Łykowów była gwałtowność, z jakąrodzina rozpadła się po odbudowaniu kontaktu ze światem zewnętrznym. Na jesieni 1981 roku troje z czwórki dzieci, jedno po drugim, połączyło się ze swojązmarłą matką. Zgodnie z relacją Pieskowa, ich zgony nie były, jak mogłoby sięwydawać, wynikiem ekspozycji na choroby, na które nie byli odporni. Sawin i Natalia cierpieli z powodu niewydolności nerek, najprawdopodobniej spowodowanej ich surową dietą. Ale Dmitrij zmarł na zapalenie płuc, które mogło zacząć sięod zarażenia infekcją od nowych przyjaciół.
Jego śmierćwstrząsnęła geologami, którzy desperacko próbowali go ratować. Proponowali, że wezwą helikopter i ewakuują go do szpitala. Ale Dmitrij w chwili śmierci nie chciał opuścić ani rodziny, ani religii, którą praktykował całe życie. Nie wolno nam tego, wyszeptał tuż przedśmiercią. Człowiek żyje tyle, ile Bóg mu pozwoli.
Kiedy cała trójka została pochowana, geolodzy zaczęli namawiać Karpa i Agafię na opuszczenie lasu i powrót do życia z krewnymi, którzy przetrwali prześladowania z lat czystek i wciąż żyli w tych samych starych wioskach. Ale żadne z nich nie chciało o tym słyszeć. Odbudowali starą chatę, wciąż pozostając blisko miejsca, gdzie stał ich stary dom.
Karp Łykow zmarłwe śnie 16 lutego 1988 roku, 27 lat po śmierci żony Akuliny. Agafia z pomocągeologów pochowała go na zboczu góry, a potem odwróciła się i wróciła do domu. Jeśli Pan pozwoli, ona zostanie, tak mawiała, i rzeczywiście została. Ćwierć wieku później, mając ponad 70 lat, to dziecko tajgi żyje samotnie, wysoko ponad Abakanem.
Ale nie odejdzie. Natomiast my musimy ją zostawić, widzianą oczami Jerofieja w dniu pogrzebu jej ojca:
Odwróciłem się, by pomachać Agafii. Stała nad rzekąniczym posąg. Nie płakała. Pokiwała głową:” Idźcie, idźcie.” Odeszliśmy na kilometr i znów się obejrzałem. Cały czas tam stała.
Mike Dash
http://www.kresy.pl/publicystyka,reportaze?zobacz%2Frosyjska-rodzina-przez-40-lat-zyla-w-tajdze-odcieta-od-swiata
arturos25
30-09-2013, 11:59
Widzicie, nawet w dużo surowych warunkach tajgi da się żyć, całą rodziną, i to nie mając umiejętności i sprzętu takiego, jaki miały dawne ludy pierwotne (brak łuków). To mniej więcej tak, jakby u nas ktoś żył w szałasie w górach, nie opuszczając piętra regla górnego.
;)Jesli nie wie gdzie to najlepiej nad Amazonką....w naszym kraju do łowienia ryb trzeba mieć kartę wędkarską,a raki szanowny panie są pod ochroną....:-x
Już na tym forum omawiano chyba kwestię raków. W Polsce żyją 4 ich gatunki, z czego 2 rodzime, a 2 sprowadzone przez człowieka. Rodzime, rak rzeczny (szlachetny) i błotny (stawowy) są pod ochroną. Rak pręgowany (amerykański) to zwalczany ustawowo gatunek inwazyjny. Rak kalifornijski (sygnałowy, szwedzki) znajduje się pod obserwacją.
Jeśli chodzi o ryby, to ten facet ma kartę wędkarską, i nawet jest dobrym wędkarzem sportowym.
tolek banan
30-09-2013, 12:36
Andrzej Celiński powiedział : "Lech Wałęsa to taki Zakapior... "
To jaki gatunek był pieczony na zdjęciu ?
bieśdziad
05-10-2013, 11:28
Lechu w końcu żył kiedyś w Arłamowie dłuższy czas...
Tak.....żył ,ale co ma wspólnego z zakapiorstwem? W Arłamowie akurat trzymali Go w luxusowych warunkach...
bieśdziad
06-10-2013, 23:04
nic, ale skoro o Lechu to takie wtrącenie, skoro o nim powiedziano zakapior...moze to stąd
tolek banan
07-10-2013, 15:23
Tak.....żył ,ale co ma wspólnego z zakapiorstwem? W Arłamowie akurat trzymali Go w luxusowych warunkach...
Może Zakapior - bo uparty ... ale czy to cecha zakapiora ... nie wiem.
W karczmie w Polańczyku na desce jest definicja zakapiora, nie wiem na ile prawdziwa ale dla mnie "może być"
32770
Nikt chyba lepszej nie wymyslił....;)
Indianin
08-10-2013, 19:03
Mnie pomysł zakapiorstwa się podoba. Dawniej mieszkałem na Dolnym Śląsku i już wtedy postanowiłem żyć jak na Dzikim Zachodzie. Byłem wówczas poszukiwaczem złota i drogich kamieni i nawet coś niecoś na tym zarabiałem. Odkryłem też jedno złoże z drogimi kamieniami, ale nie jakimiś bardzo cennymi.
Gdy znalazłem się w Bieszczadach, zrozumiałem, że to jest właśnie miejsce na świecie, w którym powinienem spędzić resztę życia. Oczywiście, na dziko. Będę Indianinem, prawdziwym Indianinem! Kupię sobie trzy konie huculskie. Jednym będą woził zapasy i sprzęt, oraz moje ukochane książki o życiu wolnych ludzi na Dzikim Zachodzie, drugim - tipi, na trzecim sam będę jeździł. Tak będę koczował po górach. Zrobię sobie w puszczy bieszczadzkiej magazyny żywności, jak prawdziwy Indianin. Dorabiać będę produkcją rzeźb drewnianych w tradycyjnych stylach indiańskich, których się już teraz uczę. Będę też zapraszać do mojego namiotu wędrowców i częstować ich bieszczadzkimi smakołykami. Będę również pływał po Zalewie Solińskim i po szumiących progach rzek bieszczadzkich; gdzieś w zaroślach nadwodnych zrobię sobie schowek na kanu. Już teraz uczę się robić łódkę z kory. Na razie nie całkiem mi to wychodzi, ale jestem coraz lepszy!
Gdy chodzę po bieszczadzkich szczytach, kiedy zagłębiam się w lasy, gdy pływam moim kanu (na razie tylko plastikowym) po Zalewie Solińskim, czuję się zupełnie niezwykle. Czuję się jak Indianin, jak prawdziwy Indianin! Nie ma wspanialszego, bardziej niezwykłego i wolnego życia, niż właśnie życie Indianina. Jestem tego pewien, choć nigdy nie byłem traperem ani cowboyem.
Brawo Indianin tak trzymaj . Dużo relacji plisss.
bieśdziad
09-10-2013, 18:52
zciema....
bartolomeo
12-10-2013, 07:22
Dwa posty z tego wątku właśnie wylądowały w koszu - bardzo proszę o powstrzymanie się od prztyczków, zaczepek i argumentów ad personam.
zciema....
i....mrzonki....;)
Indianin
16-10-2013, 19:18
i....mrzonki....;)
No to ściema w końcu, czy mrzonki? Zdecydujcie się.
Wykasowano mi to, co pisałem poprzednio, więc to powtórzę, i dodam parę rzeczy, o których.
Brawo Indianin tak trzymaj . Dużo relacji plisss.
Z tym może być trudno, bo ja postanowiłem zupełnie odizolować się od cywilizacji. Będę prowadził notatki, ale w formie papierowej. Później je wydam. Mam już tytuł: "Przygoda cenniejsza niż złoto".\
Intensywnie przygotowuję się do przeżycia przygody swojego życia: koczowania w Bieszczadach. Umiem jeździć konno; tymczasem staram się zdobyć wiadomości jak wyglądała indiańska szkoła jazdy konnej. Tego trzeba się nauczyć przed wyjazdem na koczowisko, bo jak coś się stanie w terenie w trakcie nauki na odludziu, to nikt nie pomoże. Uczę się posługiwać bronią, szczególnie rzucania do celu nożem i tomahawkiem oraz strzelectwa. Dużo biegam i pływam. Tipi jeszcze nie mam, ale ponieważ chcę je zrobić sobie sam, tymczasem szyję miniaturowe modele (coraz większe). Soboty i niedziele spędzam w lesie, śpiąc pod gołym niebem albo w szałasie. Na wędrówkach staram się nie używać zapałek, tylko punxu. Uczę się wciąż rozpoznawać dziko rosnące rośliny użytkowe i łowić ryby prymitywnymi metodami. Już samo to jest dla mnie niezwykłym przeżyciem, w czasie którego czuję się jak Indianin. Mieszkam w tej chwili na Pogórzu.\
Moim celem jest życie w lesie i na preriach całkowicie samowystarczalnie. Wyjadę z pełnym ekwipunkiem turystycznym którego stopniowo się będę pozbywał. W końcu nie chcę mieć ani jednej rzeczy, której bym sam nie wykonał. Nawet przedmioty metalowe chcę wyrabiać sam. Mam w terenie znajomego rekonstruktora, który jest kowalem i mnie wtajemniczy. Ostatecznie chcę to jednak uważać tylko za zdobytą umiejętność i posługiwać się narzędziami z metali obrabianych na zimno, jak to robili Indianie z USA i Kanady. W wolnych chwilach chcę sobie z tych metali porobić też ozdoby do uprzęży końskiej. Chciałbym też poeksperymentować z narzędziami kamiennymi. Ale dopiero jak już się nauczę wszystkiego innego.
Wymyśliłem sobie regulamin, zgodnie z którym obowiązuje mnie zakaz korzystania z elektryczności, za wyjątkiem momentu, gdy jestem u kogoś w gościach. Nie może to trwać dłużej, niż 3 dni w miesiącu, żeby się nie rozhartować. Zasady te nie obowiązują w momencie zagrożenia zdrowia i życia. Na wieczną wędrówkę wyruszam wiosną za dwa lata.
Nie podoba mi się obecna dehumanizacja życia. Ona jest dziś tak silna, jak nigdy przedtem. Wszyscy się jej poddają, bo mówi im się cały czas, że "nie ma alternatywy". Przecież ci, co tutaj piszą, że moje plany to "mrzonka" i "ściema" piszą tak właśnie dlatego że bronią tego przekonania. Oni zresztą nawet gdyby mieszkali ze mną rok w moim tipi, i tak by powtarzali jak z magnetofonu to samo bo kiedyś im to wdrukowano do głów. Otóż ja wierzę głęboko, że gdy pojawią się tacy, którzy swoim życiem zaświadczą, że jest inaczej, to przyjdzie refleksja i patologie cywilizacyjne się cofną. No i chcę mieć coś dla siebie - niezwykłe indiańskie życie, które jest jedną Wielką, Niekończącą Się Przygodą.
bajki z mchu i paproci...:shock:
tomas pablo
16-10-2013, 23:29
ale, czy zostając ''Indianinem'' będziesz praktykował ich kosmologię i szamanizm ? ..będziesz pejotleros czy palaczem magicznych grzybów , czy tylko amanita muscaria ?....
tak pytam , bo ciekaw jestem .....
Będę też zapraszać do mojego namiotu wędrowców i częstować ich bieszczadzkimi smakołykami. .
O ten fragment bardzo mi sie podoba! :-)
A ten muchomor to czerwony czy czerwonawy ?
arturos25
17-10-2013, 12:39
zciema....
Chcesz powiedzieć, że wszyscy zwolennicy i sympatycy idei odrodzenia zakapiorstwa: ja, Samotny Włóczykij, Sylwek, Zakapior1, Indianin, Lisk to jedna i ta sama osoba?
bajki z mchu i paproci...:shock:
A Delux znowu swoje, jak katarynka. Może jakieś argumenty? Co takiego jest w tym bajkowego?
Indianinie, mnie bardzo cieszy, że przybywa ludzi, dla których Wędrówka i Przygoda są wartościami najwyższymi, dla których warto żyć. Oczywiście, najwyższymi poza przyzwoitością, bo jak ktoś dla przeżycia przygody kradnie albo rabuje, to jest szują, nie poszukiwaczem przygód.
Bieszczady z Beskidem Niskim to idealne miejsce w Polsce dla każdego miłośnika Indian, bo w pobliżu znajdują się góry Wyhorlat, bliźniaczo podobne do świętej ziemi Siuksów, Gór Czarnych (Black Hills). Czemu nie należy się dziwić, ponieważ oba są pasmami wulkanicznymi. Tylko w Górach Czarnych dominują iglaki, nie buki - jak to w klimacie kontynentalnym.
Tylko jedna uwaga - odkręcenie "przemian cywilizacyjnych" może dokonać się raczej przez zaprezentowanie alternatywy młodszym pokoleniom. Starsze są już tak skrzywione i przyzwyczajone do patologii społecznych, że chyba tylko jakaś wielka katastrofa mogłaby spowodować u nich refleksję.
Indianin
17-10-2013, 13:56
ale, czy zostając ''Indianinem'' będziesz praktykował ich kosmologię i szamanizm ? ..będziesz pejotleros czy palaczem magicznych grzybów , czy tylko amanita muscaria ?....
tak pytam , bo ciekaw jestem .....
Będę Indianinem-monoteistą, czczącym Wielkiego Ducha, Stwórcę świata. Narkotyki wykluczone. To by się w tych warunkach musiało zresztą źle skończyć, i to szybko. Góry Czarne na Wyhorlacie to jest dobry pomysł. Sam zauważyłem, że tam jest podobnie. Będę co roku wiosną odbywał pielgrzymki na Wyhorlat. Są tam różne krzyże i kapliczki, między innymi na Śnińskim Kamieniu. W sam raz się nadaje na cel takiej pielgrzymki. W przyszłości chcę wyrzeźbić tam sobie własną kapliczkę w indiańskim stylu i powiesić na drzewie albo jakimś słupie.
Nie uważam, żeby Kościół instytucjonalny był sam w sobie zły. Nie chcę w żaden sposób podważać sensu jego istnienia. Ale jak widzę zakłamanie i bezczelność księży, zwłaszcza ostatnio w sprawie pedofilii, to ogarnia mnie takie obrzydzenie, że nie jestem w stanie uczestniczyć w oficjalnych obrzędach. Jestem przekonany, że w górach, puszczach i na preriach da się Boga odnaleźć. Ten świat już jest tak zepsuty, że nie da się go naprawić w inny sposób, jak przez podróż do źródeł.
O ten fragment bardzo mi sie podoba! http://forum.bieszczady.info.pl/images/smilies/icon_smile.gif
No tak. Częstując ludzi bieszczadzkimi smakołykami chcę pokazać, ile dobrego się u nas marnuje. I zachęcić ich do zbieractwa, bo nasz jadłospis stał się bardzo ubogi i jednostronny w porównaniu z pożywieniem naszych przodków. Opracowywanie dobrych przepisów na wykorzystanie darów Natury to jedna w rzeczy, którymi chcę się zajmować.
andrzej627
17-10-2013, 16:16
Na wieczną wędrówkę wyruszam wiosną za dwa lata.
Rozumiem, że do tego czasu będziesz utrzymywał kontakt z cywilizacją i pisał na forum o przygotowaniach. Życzę powodzenia w realizacji planów.
Kurcze jakbym czytała siebie te marzenia o wielkiej wędrówce ale wtedy miałam 12/14 lat ,wędrówka została i parę innych rzeczy ale cała reszta po co utrudniać sobie życie ........
andrzej627
17-10-2013, 17:03
Kurcze jakbym czytała siebie te marzenia o wielkiej wędrówce ale wtedy miałam 12/14 lat ,wędrówka została i parę innych rzeczy ale cała reszta po co utrudniać sobie życie ........
Marzenia są po to, aby starać się je realizować. Nie wiem, ile lat ma Indianin, ale jakie ma to znaczenie? Dobrze, że ma takie marzenia, jak Ty kiedyś.
Mnie tez się różne wędrówki marzą, chociaż mam o wiele więcej lat.
.Nie wiem, ile lat ma Indianin,ale chyba nie wyrósł z krótkich spodenek..i dziecięcych marzeń, to nie jest nawet złe..ale z taką receptą na życie w naszych realiach można być co najwyżej pseudo traperem,a na pewno nie zakapiorem w starym stylu bieszczadzkim..;)
Są na tym świecie ludzie co po prostu pakują swój dobytek w jeden plecak wyjeżdżają do Kanady ,Australii zaszywają się gdzieś na odludziu tylko oni to robią bez zbędnego gadania i żalenia się na podły skomercjalizowany świat.No cóż również jestem zafascynowana indianami ameryki północnej ich mentalnością,duchowością mam podobne podejście do życia ale nie zamierzam latać w skórach z łukiem :twisted::twisted:
creamcheese
17-10-2013, 19:49
. w starym stylu bieszczadzkim..
Melex, a jaki to jest stary styl bieszczadzki?
Melex, a jaki to jest stary styl bieszczadzki?
Chyba wizja pobytu pod Honem tak Cię zafascynowała że z deluxa Zrobiłeś melexa......ale niech tam....a styl starego zakapiora? broda ,wzrok dziki ,suknia plugawa,i najważniejsze-specyficzny chód marynarski i....zapach;)
Indianin
18-10-2013, 20:29
.Nie wiem, ile lat ma Indianin,ale chyba nie wyrósł z krótkich spodenek..i dziecięcych marzeń, to nie jest nawet złe..ale z taką receptą na życie w naszych realiach można być co najwyżej pseudo traperem,a na pewno nie zakapiorem w starym stylu bieszczadzkim..;)
Uważasz, że to dziecinada? Ja bym to nazwał inaczej: nie jestem stetryczały. Dziś niestety roi się od ludzi starych duchem nawet wśród dwudziestolatków. A przecież bez młodzieńczego entuzjazmu nie ma żadnego wielkiego dzieła. Jeśli chodzi o wiek, jestem już dawno dorosły.
Dla mnie traper może być zakapiorem. Choć nie jest to konieczne. Traper w znaczeniu potocznym to człowiek żyjący blisko z przyrodą ale który wcale nie musi sam żyć w trudnych warunkach. Zakapior musi. Ja będę tak żył! Zresztą - co mnie obchodzi, jak mnie kto będzie nazywał, zakapiorem czy po prostu Indianinem...
a styl starego zakapiora? broda ,wzrok dziki ,suknia plugawa,i najważniejsze-specyficzny chód marynarski i....zapach;)
A więc alkohol i niechlujstwo? Ale ci ludzie nie po to wyjeżdżali w Bieszczady, żeby takimi się stać. I nie jest to dobry wzór do naśladowania dla nikogo. Jak już nie ma mnie czego zarzucić, to zarzucasz, że się nie chcę zapić... Chyba nie masz też świadomości że wszyscy którzy utożsamiają się z Indianami dobrze wiedzą, czym kończyły się ich kontakty z "wodą ognistą". Dlatego są bardziej ścisłymi abstynentami niż harcerze. Nie każdy zresztą zakapior pił, a najlepszy dowód że byli wśród nich Indianie. Moim zdaniem zdrowe przemiany polegają na tym że poszczególni ludzie i środowiska pozbywają się swoich wad. Nie kurczowo się ich trzymają by dostosować się do jedynie słusznych wzorców z książki Potockiego!
Są na tym świecie ludzie co po prostu pakują swój dobytek w jeden plecak wyjeżdżają do Kanady ,Australii zaszywają się gdzieś na odludziu tylko oni to robią bez zbędnego gadania i żalenia się na podły skomercjalizowany świat.
Nie rozumiem, dlaczego tak wielu ludzi reaguje silną niechęcią, gdy ktoś traktuje taki wymagający i rozwijający człowieka styl życia jako coś więcej, niż tylko indywidualną rozrywkę. Przecież bez tego uniemożliwia jego popularyzację i obniża poziom (niemożność wymiany doświadczeń, bo każdy sobie rzepkę skrobie). Z drugiej strony taka indywidualistyczna nie kontestująca i nie broniąca się przed komercją forma wędrówki staje się tylko strażą przednią przemysłu turystycznego. Jeśli ktoś chce żeby jego pracę strywializowano, upupiono i zrobiono z niej "atrakcję turystyczną", drugorzędną rozrywkę wczasową dla mieszczuchów, albo nowy pomysł na imprezy integracyjne, to niech tak robi. Ja to uważam za frajerstwo i brak szacunku do własnych zainteresowań.
No cóż również jestem zafascynowana indianami ameryki północnej ich mentalnością,duchowością mam podobne podejście do życia ale nie zamierzam latać w skórach z łukiem :twisted::twisted:
Witam w klubie. Jeśli chodzi o łuki to Indianki raczej rzadko z nim latały. Nawet ja będę używał łuku raczej jako symbolu i przyrządu sportowego, bo przecież nie będę polować, a przed niedźwiedziem strzałami się raczej nie obronię. Może najwyżej przed człowiekiem, choć mało prawdopodobne, żeby była okazja.
Indianin
18-10-2013, 21:59
Mam niesamowite szczęście, wprost nie do wiary! DOSTAŁEM OD ZNAJOMYCH ZE SŁOWACJI, KTÓRZY SĄ REKONSTRUKTORAMI, ZAPROSZENIE NA PRAWDZIWY, NIEUSTAJĄCY OBÓZ TRAPERSKI! Ma to polegać na tym, że używa się jako stałej bazy chaty, położonej wysoko w górach, skąd chodzi się na myśliwskie wyprawy. Jeden ze znajomych ma wujka który jest bacą i ten wypożyczył mu na okres zimowy szałas pasterski na chatę traperską. Powiedział: róbcie co chcecie, tylko chaty nie spalcie! Ludzie będą się zmieniać, ale kto będzie mógł, ten może zostać choćby całą zimę. Tyle właśnie ma trwać obóz, a właściwie od listopada. Niektórzy z uczestników są myśliwymi, niektórzy (w tym ja) będą tylko do pomocy. Na szczęście, wyposażenie Indianina się niewiele różni od traperskiego. Liczę na niesamowite przygody i nowe doświadczenia. Będę tam wpadał, gdy tylko będę miał wolny czas. Wygląda na to, że tej zimy będę miał go sporo.
Czyli jednak zostanę traperem. Pozostało mi tylko doświadczenie kowboja, ale to się chyba da zrobić w Bieszczadach.
To gratuluję wyjazdu bo trudno w tym świecie znaleźć kawałek "wolnego" miejsca dla siebie.Co do mnie nie czuję się indiańską squaw mam duszę wojownika i wolę już latać z łukiem niż pilnować ogniska i wyprawiać skóry:twisted::twisted:
arturos25
20-10-2013, 11:15
Indianinie, ja również gratuluję i życzę powodzenia na zimowej wyprawie. Więcej szczegółów!
Nie rozumiem, dlaczego tak wielu ludzi reaguje silną niechęcią, gdy ktoś traktuje taki wymagający i rozwijający człowieka styl życia jako coś więcej, niż tylko indywidualną rozrywkę.
A dlaczego szczur korporacyjny, wykorzystywany przez pracodawcę i przez władze, nie organizuje się z innymi i nie broni przed wyzyskiem, tylko intensywniej pracuje, a w rezultacie przepracowuje się i wylatuje z pracy jako nadmiernie przemęczony? Z tej samej przyczyny. Wśród ludzi wykształconych panuje przekonanie, że w obecnym ustroju nie wolno się buntować, bo grozi to powrotem komunizmu, a co młodsi, przyzwyczajeni do uległości i indywidualizmu, już nawet po prostu nie wyobrażają sobie ani samoorganizacji, ani - sprzeciwu.
Są na tym świecie ludzie co po prostu pakują swój dobytek w jeden plecak wyjeżdżają do Kanady ,Australii zaszywają się gdzieś na odludziu tylko oni to robią bez zbędnego gadania i żalenia się na podły skomercjalizowany świat.
To gratuluję wyjazdu bo trudno w tym świecie znaleźć kawałek "wolnego" miejsca dla siebie.
A Ty nie widzisz związku przyczynowo-skutkowego między tym, że kontestowanie komercji jest dla Ciebie i innych turystów kwalifikowanych zbędne, a tym, że trudno w tej rzeczywistości znaleźć kawałek "wolnego" miejsca dla siebie?
Jedno się z drugim wiąże się przecież w oczywisty sposób, bo to właśnie brak sprzeciwu i współpraca ze strony turystów kwalifikowanych powoduje, że gdy tylko jakieś użytkowane przez nich miejsce stanie się bardziej znane, natychmiast zostaje "zagospodarowane" przez przemysł turystyczny albo właścicieli domków letniskowych. Dopóki turyści kwalifikowani otwarcie głosili swoją niechęć do mieszczaństwa i jego sposobu spędzania wolnego czasu, "stonka" zaludniała miejscowości wczasowe, a nam zostawiała puszcze i połoniny. Przyczyna była bardzo prosta: mieszczuch chce mieć w wakacje święty spokój i trzyma się z daleka od miejsc, gdzie może doświadczyć jakichś nieprzyjemności.
Po 1989 r. pogodzono się z komercją, z "popularyzacją" turystyki kwalifikowanej polegającą na przeróbce jej na łatwą i przyjemną rozrywkę, zaczęto nawet sprzeciw wobec niej przedstawiać jako krzywdzenie biednych i niewinnych ludzi. Tak, jakby mieszczaństwo nie wyśmiewało się z "głupców", którzy "niepotrzebnie się męczą" i chodzą z plecakami, zamiast wynająć pokój w pensjonacie albo wybudować sobie daczę. I oto mamy rezultat...
Co do mnie nie czuję się indiańską squaw mam duszę wojownika i wolę już latać z łukiem niż pilnować ogniska i wyprawiać skóry:twisted::twisted:
Były też ciekawsze kobiece zajęcia u Indian. Zbieractwo, wyszywanie kolcami jeżozwierza, malowanie skór, wyplatanie artystycznych koszyków...
"A Ty nie widzisz związku przyczynowo-skutkowego między tym, że kontestowanie komercji jest dla Ciebie i innych turystów kwalifikowanych zbędne, a tym, że trudno w tej rzeczywistości znaleźć kawałek "wolnego" miejsca dla siebie?"
Turysta kwalifikowany ???????a kto to jest???????bo na pewno nie ja.Tyle wam napiszę drogie raczkujące zakapiory,że to o czym marzycie ja już przerobiłam i nie zamierzam się tym chwalić ani opisywać.
"Były też ciekawsze kobiece zajęcia u Indian. Zbieractwo, wyszywanie kolcami jeżozwierza, malowanie skór, wyplatanie artystycznych koszyków...[/QUOTE]
..............nuuuuuuuuuuuda faceci to zawsze wciskają nam najnudniejszą robotę pracowałam jako drwal,kurier a teraz bym miała koszyki wyplatać nigdy w życiu:evil:
Indianin
22-10-2013, 01:13
Turysta kwalifikowany ???????a kto to jest???????bo na pewno nie ja.
Nawet, jeśli nie jesteś turystką kwalifikowaną, to kimś bliskim tym środowiskom. Ale mniejsza o definicję.
Tyle wam napiszę drogie raczkujące zakapiory,że to o czym marzycie ja już przerobiłam i nie zamierzam się tym chwalić ani opisywać.
Myślisz, ża ja opisałem wszystko, czym się zajmowałem? Ale nie mam zamiaru się licytować.
"Były też ciekawsze kobiece zajęcia u Indian. Zbieractwo, wyszywanie kolcami jeżozwierza, malowanie skór, wyplatanie artystycznych koszyków...
..............nuuuuuuuuuuuda faceci to zawsze wciskają nam najnudniejszą robotę pracowałam jako drwal,kurier a teraz bym miała koszyki wyplatać nigdy w życiu:evil:
Jeśli dla kogoś prace artystyczno-rzemieślnicze są nudne. My na obozie traperskim mamy zajmować się również takimi właśnie zajęciami. Także typowo kobiecymi bo traper musi umieć robić wszystko sam. W czasie odpoczynku po jakiejś wyprawie albo przy bardzo złej pogodzie. Dodatkowo każdy z nas będzie miał po jednej prelekcji związanej z tematem. Na ogół o zwierzętach ale ja wybrałem broń plemion Ameryki Północnej. Problem tłumaczenia (w końcu język fachowy) jest rozwiązany dzięki temu że do towarzystwa należy 2 Polaków słowackich ze Starej Lubowli (jest też 1 miejscowy Niemiec). Mam wykonaną przez samego siebie kolekcję maczug indiańskich, nóż łuk ze strzałami i włócznię. Zabiorę je tam wszystkie. Zabiorę też jak najwięcej zdjęć i rysunków broni indiańskiej.
Koledzy postarali się o... sanie z psim zaprzęgiem, który pozwoli nam nie nosić bagaży na plecach. Zrzutka na pożywienie dla psów (parę starych i żylastych owiec bo z dziczyzny będą dostawać tylko kości) jest jedyną opłatą. Obowiązkowe są oczywiście narty biegówki i rakiety śnieżne. Poza tym każdy musi zabrać dla siebie odpowiednią ilość kaszy mąki, roślin strączkowych, suszonych owoców i warzyw. Ziemniaki będą na miejscu. Będzie też topinambur w kopcach. Żyć, nie umierać...:smile:
Indianin
22-10-2013, 02:21
My na obozie traperskim mamy zajmować się również takimi właśnie zajęciami. Także typowo kobiecymi bo traper musi umieć robić wszystko sam. W czasie odpoczynku po jakiejś wyprawie albo przy bardzo złej pogodzie.
Drugie i trzecie zdanie zamieniłem omyłkowo miejscami.
To traper czy indianin? bo to bardzo odległe sprawy........
arturos25
22-10-2013, 18:36
Przecież on pisał, że jest wprawdzie Indianinem, ale będzie tam jako traper - jak można sądzić silnie związany z kulturą rdzennych mieszkańców Ameryki i zafascynowany nią. Może jako Metys kanadyjski, bo oni właśnie tacy byli. We Francji, podobnie jak w Polsce, istniały tradycje zgodnego współżycia ludzi różnych kultur, dlatego w strefie frankofońskiej granica między Indianinem a traperem wcale nie była taka oczywista. Celem prelekcji, jak sądzę, jest pokazanie otoczenia kulturowego, w którym działali traperzy.
Indianinie, dzięki za informacje. Macie zamiar tkwić tylko w swoim obwodzie łowieckim, przemieszczać się gdzieś dalej?
Indianin
25-10-2013, 14:53
Dzięki, arturos. Odpowiedziałeś za mnie. Byli Metysi Kri i inni. Ja będę właśnie kimś takim. Odpowiadając na drugie pytanie: oczywiście, będziemy głównie starali się poznawać nasze łowisko. Bo nie chodzi tylko o samo polowanie, ale bardziej o znajomość terenu, zwierzyny, jej obyczajów lokalnych itd. Tak, żeby zacząć się czuć częścią tego terenu. Jakimś elementem przyrody. Ale poza tym w planach są różne wypady. Bardziej krajoznawcze niż łowieckie. W niektórych przypadkach po drodze przewidziane są drobne polowania (oczywiście wcześniej ustalone), a to po to żeby osiągnąć poczucie absolutnej Wolności. Prawdopodobnie jest to jakaś wymiana między naszymi myśliwymi a tymi z terenu, przez które będziemy przechodzić. Ale część wypraw będzie się odbywać na terenach parków narodowych gdzie oczywiście polować nie wolno. Główny cel wypraw poza nasz teren - w tym zwłaszcza na tereny chronione - jest edukacyjny. Chodzi głównie o to żeby umieć sobie jak najlepiej radzić również w górach zupełnie nieznanych i żeby przemieszczać przez możliwie najrozmaitsze tereny, o różnym ukształtowaniu i różnych warunkach przyrodniczych. Problemem jest drobnomieszczańskie zamykanie szlaków wysokogórskich na Słowacji na zimę, ale mam nadzieję, że jakoś sobie poradzimy. To znaczy, znajdziemy szlaki wysokogórskie otwarte, a zarazem mało uczęszczane. Bo mnie włażenie na na jakiś szczyt w tłumie spragnionej zaliczenia kolejnej rozrywki gawiedzi hotelowo-pensjonatowej się wcale nie uśmiecha. Z drugiej strony na Słowacji jak masz znajomości to możesz jawnie gwizdać na wszelkie przepisy, ale mnie po prostu brzydzi takie stawianie siebie ponad prawem. Poza tym w planach jest jeszcze ekstremalny zimowy spływ rzeką. Nie wiem czy się nie przesłyszałem ale w użyciu mają być kanu z... papieru, pewno czymś impregnowanego. Papierowa łódka na lodowatej wodzie... Nie wiem, czy wtedy też będziemy polować czy nie. Będą też wyprawy na bezkrwawe łowy żeby zobaczyć jakieś ciekawe i rzadkie zwierzę.
arturos25
27-10-2013, 10:35
To gratuluję i życzę udanej wyprawy.
Szkoda, że u nas takie imprezy nie są możliwe. Nie dlatego, żeby brakowało u nas lasów i łowisk, tylko z przyczyn społecznych. Po pierwsze, na Słowacji łowiectwo ma charakter bardziej ludowy, a u nas jest wyznacznikiem przynależności do "elit", którym z rekonstruktorami jest zupełnie nie po drodze, bo wyznają biegunowo sprzeczny system wartości, oparty na znajomościach i pieniądzu. Słowackie elity państwowe może i często zachowują się śmiesznie i sobiepańsko, czasem wymagają w stosunku do siebie karykaturalnych hołdów w stylu opisanym przez Haszka w "Przygodach dobrego wojaka Szwejka", ale nie uważają się za najlepszych z racji posiadanych pieniędzy i koneksji. U nas "elity" histerycznie wręcz bronią się przed uludowieniem łowiectwa, nawet za cenę spychania ludowych myśliwych poza granicę prawa.
To jest zresztą różnica między człowiekiem prostym, a prostakiem. Człowiek prosty wie, że taki jest.
Drugą i ważniejszą sprawą jest to, że same polskie środowiska rekonstruktorskie i ogólnie "środowiska życia alternatywnego" zaakceptowały powyższą sytuację i nie tylko nie dążą do jej zmiany, ale ze wszystkich sił starają się jak najbardziej dopasować do reguł gry, narzuconej przez establishment.
Indianin
28-10-2013, 12:25
Dokładnie tak. Mnie ci traperzy słowaccy się pytali czy nie pomógłbym im w zorganizowaniu w przyszłości czegoś podobnego w Polsce. Chcieliby dla odmiany sprawdzić się w terenie nizinno-bagiennym. Odpowiedziałem im, że to niemożliwe. Nie ma partnerów do dyskusji. Rekonstruktorzy wręcz histerycznie reagują na pomysły tego typu. A im mocniejsze ma się dowody tym większą jedynie wywołuje się agresję. Widać to też w starszych wypowiedziach tego wątku. Udostępniłem więc tym Słowakom swoje kontakty z Białorusinami. Co prawda tam też rządzi postsowiecka "szlachta", ale nie ma tak mocnej pozycji jak w Polsce a i łowiectwo obywatelskie (ludowe) chyba gdzieniegdzie ocalało. Więc może da się coś zrobić. Tak naprawdę dałoby się coś takiego organizować w bardzo wielu krajach Europy tylko polowania na Zachodzie to zbyt droga impreza. Chyba, że się tam będzie jedynie dla towarzystwa.
Nie napisałem Wam też dotąd, że nie kupuję mąki i chleba tylko sam mielę ziarna traw, nie kupuję cukru tylko pozyskuję syrop klonowy i nie kupuję mięsa, tylko żywe zwierzęta od sąsiadów. Oczywiście sam sobie chleb wypiekam i sam wędzę mięso. Sporo na tym wszystkim oszczędzam. Trochę ciekawych patentów dotyczących sztuki przetrwania dostałem od znajomego który był dwa lata w Australii w buszu.
Do buszu,do buszu to jest fajne !
arturos25
29-10-2013, 11:15
W buszu australijskim są skrajnie różna warunki, niż w Polsce czy nawet na Słowacji. Ale niektóre pomysły mogą być uniwersalne.
tolek banan
31-10-2013, 16:24
Kandydaci na Zakapiorów (choć pewnie jeszcze o tym nie wiedzą)
http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/1030571,lubon-dzieci-chca-zbudowac-szalas-prosza-o-pozwolenie-na-budowe,id,t.html
Kandydaci na Zakapiorów (choć pewnie jeszcze o tym nie wiedzą)
http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/1030571,lubon-dzieci-chca-zbudowac-szalas-prosza-o-pozwolenie-na-budowe,id,t.html
Za "moich czasow" to sie szlo do lasu czy na nieuzytki i budowalo szalas... na naszym osiedlu bylo takowych przynajmniej kilkanascie (z pulapkami i bez ;) ) i jakos nikt nigdy nie wpadl nawet zeby kogokolwiek o to pytac czy mozna- bo niby dlaczego nie?..
(z tego co widze burmistrz sie oczywiscie nie zgodzil...
tolek banan
01-11-2013, 15:36
Jakiś czas temu wpadłem na pomysł, żeby udowodnić, że także i dzisiaj można być zakapiorem. Postanowiłem zarazem stworzyć nowy model zakapiora bieszczadzkiego - bez pijaństwa, bez poczucia beznadziei i bez przypadkowych przygód miłosnych. Zakapiorstwo chcę traktować głównie jako okazję do zdobywania nowych umiejętności i ćwiczenia się w nich. Dodam, że jestem poniekąd pasowanym bieszczadnikiem - choć w Bieszczadach nie mieszkam.
Ponieważ jednak dziś mamy trochę mniej "dzikie" czasy, więc będę musiał wystarać się we władzach leśnych o pozwolenie na szałas. Myślę o przeżyciu w ten sposób 2 zim. Żeby przewyższyć swoich poprzedników, mam zamiar zbudować szałas najwyżej, jak się da - byle z dostępem do wody. W miejscu na szałas zima powinna trwać 8 miesięcy - a reszta "wsio lieto".
Czy chłopaki z Lubonia nie mają podobnych marzeń do Założyciela tego wątku?
Za "moich czasow" to sie szlo do lasu czy na nieuzytki i budowalo szalas... na naszym osiedlu bylo takowych przynajmniej kilkanascie (z pulapkami i bez ;) ) i jakos nikt nigdy nie wpadl nawet zeby kogokolwiek o to pytac czy mozna- bo niby dlaczego nie?..
(z tego co widze burmistrz sie oczywiscie nie zgodzil...
Buba my w pyrlandii mamy inny pogląd na to co wolno a co nie. Nawet w czasie wojny jak okupant powiedział, że nie wolno partyzantki to jej nie było. Tak już z nami pyrlandczykami bywa.
tolek banan
01-11-2013, 19:21
"Buba my w pyrlandii mamy inny pogląd na to co wolno a co nie. Nawet w czasie wojny jak okupant powiedział, że nie wolno partyzantki to jej nie było. Tak już z nami pyrlandczykami bywa"
Marek taki żart był o Czechosłowacji - Wielkopolanie to waleczny "naród" Powstanie Wielkopolskie , wcześniej Drzymała - gdzie Twój patriotyzm lokalny?
pozdrawiam
Szymek
Wojtek Pysz
01-11-2013, 19:25
Czy chłopaki z Lubonia nie mają podobnych marzeń do Założyciela tego wątku?
Oj, tolku (a może ładniej będzie: Tolku), chyba nie. Oni są do bardzo szczerzy i tylko chcą postawić szałas, by się w nim spotykać z przyjaciółmi. Nie są "pasowanymi" i chcą nikogo przewyższyć ani nic nikomu udowodnić. Dodatkowo, nie używają słów, których znaczenia nie rozumieją, np. "zakapior".
arturos25
01-11-2013, 19:53
Za "moich czasow" to sie szlo do lasu czy na nieuzytki i budowalo szalas... na naszym osiedlu bylo takowych przynajmniej kilkanascie (z pulapkami i bez ;) ) i jakos nikt nigdy nie wpadl nawet zeby kogokolwiek o to pytac czy mozna- bo niby dlaczego nie?..
Zgoda władz pociąga za sobą przynajmniej teoretyczną opiekę nad takim obiektem. Poza tym - dzisiejsze pokolenie zakapiorów jest praworządne aż do bólu.
arturos25
01-11-2013, 20:28
Słyszałem gdzieś o pomyśle, żeby zbudować Jędrkowi Połoninie pomnik w formie totemu indiańskiego. Byłyby na nim wyrzeźbione od dołu do góry sceny z życia Jędrka, a na samym wierzchołku - wzbijający się do lotu orzeł. Oto ilustracje, przedstawiające takie totemy: https://www.google.pl/search?q=haida+totem+poles&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=qv9zUpnHM6Sg4gSykICIDQ&sqi=2&ved=0CCwQsAQ&biw=1173&bih=572#imgdii=_.
Poza tym - dzisiejsze pokolenie zakapiorów jest praworządne aż do bólu.
W moim rozumieniu jedno troche drugiemu zaprzecza... ale co ja tam wiem o zakapiorach... :roll:
arturos25
01-11-2013, 23:31
Bo to właśnie nowe pokolenie. Mniej lumpowskie, a bardziej "harcerskie".
Zgoda władz pociąga za sobą przynajmniej teoretyczną opiekę nad takim obiektem. Poza tym - dzisiejsze pokolenie zakapiorów jest praworządne aż do bólu.
:shock:Niema czegoś takiego jak dzisiejsze pokolenie zakapiorów,są tylko nieudolne podróbki dużych chłopców którzy jeszcze nie wyrosli z krótkich majtek...i bawią się w Indian lub traperów:-P
Bo to właśnie nowe pokolenie. Mniej lumpowskie, a bardziej "harcerskie".
No to nazywajmy rzeczy po imieniu "bawimy sie w harcerzy" a nie "bawimy sie w zakapiorow"... :-)
No to nazywajmy rzeczy po imieniu "bawimy sie w harcerzy" a nie "bawimy sie w zakapiorow"... :-)
Jestem Buba za.....:razz:
A u mnie w lesie pojawiły się okopy,panowie w motocyklach z koszem ubrani w mundury kurcze ciekawe w co się bawią!!!!!!!!
A u mnie w lesie pojawiły się okopy,panowie w motocyklach z koszem ubrani w mundury kurcze ciekawe w co się bawią!!!!!!!!
Może w bitwę między Wehrmachtem a naszą partyzantką,gorzej będzie jak się leśniczy dowie to wszystkich w.......y:-P
tolek banan
03-11-2013, 13:09
O szałasie i chłopakach z Lubonia powstają już satyryczne rysunki - spróbuję opisać:
Obok szałasu stoi dwóch "naszych " bohaterów" , jeden z nich ma procę.
Na przeciw dwóch policjantów czyta dokumenty
- pozwolenie na budowę jest ok. ale brak pozwolenia na broń :lol:
Indianin
04-11-2013, 16:27
:shock:Niema czegoś takiego jak dzisiejsze pokolenie zakapiorów,są tylko nieudolne podróbki dużych chłopców którzy jeszcze nie wyrosli z krótkich majtek...i bawią się w Indian lub traperów:-P
Jeśli niebycie dużym chłopcem polega na tym, że człowiek się nie myje i jest alkoholikiem, to ja już wolę być chłopcem w krótkich majtkach. I jestem z tego DUMNY!
Może tak :http://www.youtube.com/watch?v=DPz61MWn8xw
andrzej627
04-11-2013, 21:09
Można i tak: Pustelnik Wiktor od 10 lat mieszka samotnie w syberyjskim lesie (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/5,114871,14890441,Pustelnik_Wiktor_od_10_lat_miesz ka_samotnie_w_syberyjskim.html)
Jeśli niebycie dużym chłopcem polega na tym, że człowiek się nie myje i jest alkoholikiem, to ja już wolę być chłopcem w krótkich majtkach. I jestem z tego DUMNY!
Ludzie dzielą się na pijących i niepijących,z tym że z pijącymi jest zwykle WESELEJ....:mrgreen:
Jeśli niebycie dużym chłopcem polega na tym, że człowiek się nie myje i jest alkoholikiem, to ja już wolę być chłopcem w krótkich majtkach. I jestem z tego DUMNY!
Alez nikt nikomu nie broni myc sie trzy razy dziennie, byc abstynentem i wszystkie swoje przezycia opisywac codziennie na necie.. Tylko nazywanie sie w tym momencie zakapiorem jest nieco... dziwne...
I wcale nie chodzi o to ze ja potepiam taki styl zycia jak co niektorzy planuja sobie zapodac. Nawet calkiem mi sie podobaja "indianskie" plany. Tylko dziwi mnie modne ostatnio uzywanie slow zupelnie nieadekwantych do rzeczywistosci, tak jak np. ktos jedzie na weekend pod miasto i nazywa to "ekspedycja". Ktos zakrzyknie: "A co , nie wolno?" Pewnie ze wolno.. Mozna nazywac chomika słoniem i byc z tego dumnym.. Ale mozna tez byc dumnym i czerpac radosc z nazywania go chomikem...
Można i tak: Pustelnik Wiktor od 10 lat mieszka samotnie w syberyjskim lesie (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/5,114871,14890441,Pustelnik_Wiktor_od_10_lat_miesz ka_samotnie_w_syberyjskim.html)
tak jest chyba kupa dogodnego miejsca dla pustelnikow wszelkiej masci!
Indianin
05-11-2013, 10:48
Buba, ale ja wcale nie mam zamiaru opisywać na Necie swoich przeżyć jak już zostanę zakapiorem. Będę je opisywał na kartkach. W przyszłości jak się odizoluję całkiem od syfilizacji to może nawet na korze. Najlepiej alfabetem indiańskim. To po pierwsze primo. Po drugie primo, masz złą definicję zakapiorstwa. Potocki podkreślił w swojej książce, że zakapiorzy pili a raczej opisał tylko tych którzy pili. Ale z tego wcale nie wynika jak twierdzą tu niektórzy że zakapior to ktoś, kto pije. Ideałem zakapiorstwa jest ucieczka od syfilizacji i powrót do natury, nie alkoholizm. Jak ktoś nie jest przygotowany do bycia zakapiorem a większość nie była przygotowana, to zaczyna pić. Jak ktoś jest przygotowany to ma ciekawe i pełne przygód życie choć nie bez trudów. I nawet weekendowy wyjazd pod miasto może zmienić się w ekstremalną ekspedycję. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać ekstremalnych miejsc.
Indianin
05-11-2013, 11:06
Słyszałem gdzieś o pomyśle, żeby zbudować Jędrkowi Połoninie pomnik w formie totemu indiańskiego. Byłyby na nim wyrzeźbione od dołu do góry sceny z życia Jędrka, a na samym wierzchołku - wzbijający się do lotu orzeł. Oto ilustracje, przedstawiające takie totemy: https://www.google.pl/search?q=haida+totem+poles&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=qv9zUpnHM6Sg4gSykICIDQ&sqi=2&ved=0CCwQsAQ&biw=1173&bih=572#imgdii=_.
Bardzo mi się podoba pomysł z tym totemem.
Jaka pogoda listopadowa, taka i marcowa(sic!)
Wq...a mnie ten temat, nie zaglądam do niego, ale ostatnio takmało ludzie coś ciekawego piszą na Forum o Bieszczadach więc wlazłem tu ipoczytałem. Toć pracę magisterską chyba można napisać już na ten temat. Oki,łaziłem trochę po Bieszczadach, ale raczej z nikim tutaj nie gadałem, ludziemnie nie interesowali a tym bardziej Ci co pasowali się na zakapiorów. Byłemrodzajem samotnika i tutejsze górki mi pod ty względem pasowały. Nie miałempotrzeby ich odwiedzać, też z nimi rozmawiać a już się z nimi się znać to już wogóle mnie nie ciągnęło. „Głęboko” miałem ich historie, bo czym by mnie w nichuraczyli. Są w jakimś promilu(sic!) ludzką częścią Bieszczad, niektórym zaczynasię tworzyć legendę, niektórzy sami chcą być jakąś legendą lub robią wszystko bynią być. Widzę też, że aramejskie słowo ma‘mon zaczyna im bardzo pasować. Ibardzo dobrze, jest koniunktura więc łupić ile się da z dutków, tych którzymają ich za dużo lub to łykają. Popieram to, komercha niech działa. Jestpotrzeba to i włączyły się w to różnej maści publikatory. Zakapiorzy są na fali i już robią za białego niedźwiedzia naKrupówkach. Mi to nie przeszkadza a wielu zapewne pasuje.
Czym jest zakapior to zacytuję blagierkęKrystynę Radtkę „Coraz trudniej spotkać prawdziwego zakapiora, który stoi nieco wyżejzwykłego opryszka, żebraka lub pijaczyny. Zakapior to człowiek zagubiony, nieporadny, także opryszek, zbój. Niektóreźródla podają, że to miłośnik gór wiodący życie daleko od cywilizacji,posiadający duszę artystyczną, niezależny, ale lubiący też sobie popić.Niektórzy nawet porównują bieszczadzkich zakapiorów do islamskich derwiszy ( ?)Biorąc to wszystko pod rozwagę śmiem twierdzić, że zakapior stoi nieco wyżej odzwykłego opryszka, żebraka lub pijaczyny.
Prawdziwe zakapiory powoliwykruszają się, powstają ich nieciekawe imitacje. Pewnie dlatego podczaszwiedzania Bieszczad żadnego nie spotkałam”.
Ale przecież, wielu wie¸ żesą, przecież organizują swoje zjazdy, filmują się, robią zdjęcia, dają wywiady,piszą i o nich piszą. Oni są! I niech będąI Nie są ani groźni ani opiniotwórczy,z czegoś żyją a jak widać w pośredni sposób dają też innym pożyć.
Dam obszerny artykuł z "wysokich obcasów" (link poniżej) bo i tam spróbowano sięzmierzyć z tematem tytułując nawet dość interesująco „Uwaga zakapior! Menel czytwardziel?, dając zdjęcie pustelnika Jano na zachętę do czytania. Poczytajta seludziska o zakapiorach bieszczadzkich.
„Figurę bieszczadzkiego zakapiora możnaoczywiście interpretować tak: menel, alkoholik, cham, megaloman. Ale można teżwidzieć go inaczej: to twardziel, który nie lęka się groźnej bieszczadzkiejprzyrody ani jeszcze groźniejszych tutejszych mózgotrzepów
Zakapior kobietytraktuje brutalnie, ale przynajmniej taka kobieta wie, że ma do czynienia zprawdziwym chłopem. Owszem, czasem śmierdzi, ale to dlatego, że gardziwynalazkami sanitarno-drogeryjnymi. Ma wysokie mniemanie o sobie, ale za to jakopowiada! A że zdarza mu się dla żartu strzelić do sławojki, w której siedziturysta? Ot, poczucie humoru.
- Nigdzie słowo "zakapior" nie brzmi tak dumnie jak w Bieszczadach -przekonuje 71-letni Zdzisław Pękalski, artysta ludowy z Hoczwi. - To ktoś, ktoszuka wolności. To wytwór kulturowy, ewenement. Magia tego terenu wyzwala taki,a nie inny sposób zachowania. Zakapior ma swój etos, honor, kodekspostępowania. Podzieli się tym, co ma - choć ma niewiele. Często przy tym toartyści, którzy tworzą bieszczadzką sztukę. A że nieraz do tego dochodzialkohol w nadmiarze? Ja to rozgrzeszam. Niektórzy potrzebują takiej podnietytwórczej.
- Ciągle słyszę o tym zakapiorskim honorze, ale na czym on konkretnie polega? -naciskam.
- No choćby taki Jasiek z Łupkowa - Pękalski jest trochę zniecierpliwiony, żemusi tłumaczyć mnie, miastowej, co to znaczy honor. - Założył się o litrspirytusu, że sobie własnoręcznie odrąbie lewą dłoń siekierą.
- I odrąbał? - Odrąbał. I jeszcze poszedł na trzy lata do więzienia zasamookaleczenie. Ale jak wrócił, kumple honorowo postawili mu butelkę.
Kowboj
Zbój w Bieszczadach urzędował zawsze. Dawniej w tutejszych puszczach grasowalitołhaje i beskidnicy. O tym, czym były w czasie II wojny i tuż po niej bandyUPA, nie trzeba przypominać. A kiedy po akcji "Wisła" terenykompletnie opustoszały, skrywali się tu przestępcy.
- Koniec lat 50. Domy zarośnięte krzakami stoją w zupełnej ciszy. Ani psa, anikoguta, ani dymu z komina. Żeby dostać się do studni, musieliśmy wyrąbaćkrzaki. Spod nóg uciekały chmary żmij. Łapaliśmy je i sprzedawaliśmy w skupie -snuje studenckie wspomnienia Pękalski.
"Ło Jezus Maria!" -krzyczą dziś kuracjuszki z Polańczyka, gdyZdzisław w swojej piwnicznej galerii wali w stół czaszką z rogami. Przy blaskuświec wygląda jak prawdziwa diabelska, choć jest tylko drewnianym rekwizytem,który Pękalskiemu służy do odprawiania czarnych spektakli przetykanychopowieściami z dawnych czasów. - Do smaku im opowiadam moje przygody mrożącekrew w żyłach, kiedy w poupowskich bunkrach ukrywali się groźni przestępcy.Kiedyś zatrzymaliśmy się z kumplami w starej chałupie. Oświetlaliśmy jąłuczywami ze świerkowych korzeni zawieszonych na sufitowej belce. Pewnej nocyśpimy na strychu, nagle słyszymy na dole zgrzyt zawiasów u drzwi... - Pękalskizłowróżbnie zawiesza głos. - Uchylam właz nad drabiną, a tu trzech facetów zlatarką! Szukają nas! Załadowałem pistolet. Otworzyłem klapę z hukiem i...Puściłem im taką wiązankę, że... Jeszcze dwa strzały oddałem dla wiwatu. Iprzepędziłem! Zaraz zresztą sami stamtąd zwialiśmy, bo niechybnie zbóje bywróciły. Chcieli nas spalić - kończy z powagą.
- Turyści uwielbiają te opowieści. Jeszcze puszczę im trochę muzyki - dodaje,skrzypiąc drzwiczkami od starego pieca. - To robi wrażenie zwłaszcza nadzieciach i starszych paniach.
Ranczo Texas
Pękalski przyjechał tu w 1962 r. z Przemyśla, żeby uczyć w wiejskiej szkole.Równocześnie zaczął malować i rzeźbić kapliczki, Madonny i anioły. Władzeprowadziły wtedy akcję propagandową, zachęcając Polaków, by osiedlali się wBieszczadach i podejmowali pracę (http://gazetapraca.pl/gazetapraca/0,0.html) przy wycincelasu lub wypasie bydła. W 1959 r. na ekrany wszedł film Wadima Berestowskiego"Rancho Texas", który wykreował legendę bieszczadzkiego DzikiegoZachodu. Za jego sprawą region ten został uznany za krainę kowbojską. APękalski zaczął do swoich obrazów przybijać podkowy.
"Wiele przyjeżdżało tu, aby przeżyć przygodę. Bieszczadzki zakapiorobowiązkowo musiał mieć konia, kapelusz kowbojski, ortalion opasany skórzanychpasem, za którym był nóż lub bagnet, i spodnie wpuszczone w cholewy butów.Nosili długie włosy i bujny zarost (http://www.logo24.pl/Logo24/0,86288.html?tag=zarost). Bo zakapiorto także człowiek lasu - opisuje na swoim blogu (http://www.blox.pl/html) Michał AndrzejCimek, miłośnik Bieszczad. - Na początku poszukiwacz przygody dostawałsłużbowego konia, stary namiot i surowicę przeciwżmijową. Księgowy pegeeru, gdyzapisywał ich nazwiska, pytał, czy to ksywa, czy prawdziwe. Bo różni tamprzyjeżdżali - ci, którzy byli na bakier z prawem i swoje grzechy chcieli ukryćw bieszczadzkiej głuszy, alimenciarze, których ścigały sądy, artyściposzukujący weny, życiowe rozbitki. Ale wytrzymywali nielicznitwardziele".
"Chciałem sobie pokowboić, a tu trzeba krowy doić" - śpiewał w filmie"Rancho Texas" Jerzy Michotek.
Do niedawna jeszcze bieszczadzki turysta mógł wykupić przejazd kolejkąwąskotorową z napadem zbójeckim i otrzymać na pamiątkę płytkę DVD (http://technologie.gazeta.pl/internet/0,104750.html?tag=DVD) z zarejestrowanąprzygodą. Zakapiorska legenda ciągle napędza miejscowym pieniądze, choć tychautentycznych zakapiorów już właściwie nie ma.
- Umarł Zdzisiek Rados, wspaniały zakapior rzeźbiarz, który żył sam w lesie -wylicza na palcach Pękalski. - Janusz Zubow skończył zatruty skażonymalkoholem. Wpadł pod samochód Jędrek Połonina, który kiedyś po pijaku szarżowałna koniu na autobus, do knajpy wjeżdżał konno, a jak stracił konia, to chodziłz siodłem i w knajpie rzucał je na stół. Henio Wiktorini, który dublowałBogusza Bilewskiego w "Rancho Texas", ma prawie osiemdziesiątkę i nierozmawia z mediami. Cały czas jest jednak ciśnienie młodszych mężczyzn, żebydostać się do naszej grupy. Uciekają z miasta, fascynują się Bieszczadami ipatrzą z zazdrością na nas, prawdziwych zakapiorów. Bo ja też mam zaszczyt byćw tej grupie. Chociaż, Bogiem a prawdą, nie spełniam wszystkich kryteriów. Mamrodzinę, emeryturę, prowadzę działalność gospodarczą i nie zbieram runa leśnego- przyznaje skromnie.
Ze słowem "zakapior" zrobił się dziś spory bałagan. Stosuje się jepotocznie do wszystkiego, co pachnie bieszczadzkim folklorem. Jest oberżaZakapior, szlak zakapiorski, kalendarz z zakapiorami i jest nawet zakapiorskikról.
Król
Plakaty z podobizną króla Juliusza I wiszą w barach, a w kioskach można kupićpocztówki z jego wizerunkiem. Król Włóczęgów - bo tak się nazywa oficjalnie -to długobrody starzec w drewnianej koronie. Wygląda lepiej niż król. Wyglądajak sam Pan Bóg.
- Julek to bardzo fajna kolorowa postać. Uwierzył w swoją bajkę. Zgodził sięzostać naszym królem, ale zażyczył sobie prawdziwej ceremonii koronacyjnej ześwitą i z insygniami. Wyrzeźbiłem więc mu koronę z pustej dziupli.Powiedziałem, żeby sobie nazbierał w jeziorze otoczaków na klejnoty koronne.Przyniósł mi plastikowe wiaderko pełne kamyków - mówi o królu Pękalski.
Do KrólaWłóczęgów wybieram się z Inką Wieczeńską, fotografką i dziennikarką, którauciekła z Warszawy w Bieszczady na początku stanu wojennego. To ona stworzyłaFestiwal Muzyki Country "Croock" w Ustrzykach Dolnych iwspółorganizuje coroczne Zloty Leśnych Ludzi, na które przyjeżdżają najciekawsiludzie Bieszczad. I choć samej Ince wyrwie się czasem: "te nasze zlotyzakapiorskie", zaraz gryzie się w język i prosi, żeby z terminem"zakapior" bardzo uważać.
- Etymologicznie to przecież "bandyta" i "oszust". To słowomusi być pojmowane jako negatywne i nie ma co doszukiwać się tu pozytywnegoznaczenia - podkreśla. - Dzisiaj Bieszczady mają na tyle silny potencjał i wprzyrodzie, i w ciekawych, wartościowych ludziach, że nie muszą się promowaćprzez dawne zakapiorstwo. Ludzie tworzący dzisiejszą bieszczadzką subkulturę tonie zakapiorzy. To bieszczadnicy.
Najpierw widzimy uschnięty dąb wystający z Zalewu Solińskiego jak futurystycznainstalacja, a przy nim zsuwający się ze zbocza sklecony z desek domek. Przednim starzec z długą brodą ubrany w same gatki, bo upał niemiłosierny, siedzi natronie z gałęzi i korzeni i prowadzi wykład dla kilku słuchaczek - turystek,które dopłynęły tu rowerkiem wodnym.
- Kim jesteś? - pyta audytorium.
- Kim jest Julek? - starzec po monarszemu przeredagowuje pytanie na trzeciąosobę. - Julek jest współczesnym Diogenesem. Mędrcem żyjącym w beczce. Tym,który Aleksandra Wielkiego, gotowego spełnić każde jego życzenie, poprosiłtylko: "Bądź uprzejmy lekko się przesunąć, bo mi zasłaniasz słońce".
Wykłady Julka nie mają nic wspólnego z zakapiorstwem. Król jest pacyfistąnawołującym do zniszczenia światowego potencjału nuklearnego. Królem iDiogenesem jest zresztą tylko w sezonie wiosenno-letnim. W zimie nazywa sięJuliusz Wasik i wraca do swojego bloku w Olsztynie, do rodziny. Kiedyś byłprezesem spółdzielni mieszkaniowej. Jest esperantystą i płetwonurkiem.
Gdy latem robi się chłodniej, ogrzewa swoje łoże kamieniami przyniesionymi zogniska. Gotuje sobie potrawy z liści i grzybów. Dzień zaczyna od kąpieli nagow jeziorze, a potem poświęca się swojej ulubionej czynności - myśleniu. Chybaże trafią się turyści. Za autograf lub zdjęcie pobiera opłaty.
- Czy to nie wspaniały pomysł na emeryturę? - pyta mnie Inka.
Hipis
- Mogę być zakapiorem, ale pod warunkiem że to oznacza rogatą duszę, a nieżula. Na chleb zarabiam sam, sprzedając swoją sztukę. W walce postu zkarnawałem skłaniam się jednak w stronę karnawału - przedstawia się TomaszŻyto-Żmijewski, malarz i rzeźbiarz ze wsi Polana. - Prawie samouk, bo zacząłemco prawda przed laty studia w WSSP w Gdańsku, ale sam się z nich szybkowyrzuciłem - uściśla uczciwie.
Gdańsk po stanie wojennym. Ruchy surrealistyczno-ekologiczne, które sprowadzałysię do płoszenia zwierzyny polującym po lasach prominentom i wymalowania hasła"Żarnowiec Dupa" na fasadzie stoczni. Zaliczył kilka pobić pałkąprzez ZOMO.
- Wszystko to było zabawne, ale jednak trochę dziecinne. Ktoś powiedział, żeświat intelektualny przeniósł się w Bieszczady. Przyjechałem więc tutaj,dołączając do innych młodych uciekinierów. Żona dostała posadę dyrektorkiwiejskiej szkoły, a ja zostałem wolnym człowiekiem - opowiada Żyto. - Nosiliśmysię kolorowo, hipisowsko: długie włosy, brody. Konglomerat ludzi z różnychświatów. My - młoda bohema, i oni - starzy kowboje, którzy przybyli tu 20 latprzed nami. Jędrka Połoninę poznaliśmy na drugim piwie w Solinie. On się uważałza legendę, a my nawet nie wiedzieliśmy, kto to jest. Piłem z RomkiemSzymańskim, dawnym hersztem bandy siedmiu dziadów. To byli prawdziwizakapiorzy. Oni tutaj w latach 60. janosikowali. Napadali na pegeery, ukradli krowę,jedli ją z całą wsią i byli bohaterami. Poznałem Artura Lignowskiego zwanegoMcArthurem, który założył pierwszą komunę hipisowską w dolinie Caryńskiego -wspomina.
Po zmianie ustroju wielu spośród dawnych hipisów skuszonych nowymimożliwościami wróciło do miasta. Tomasz został. Jego obrazy wykraczają pozatematykę bieszczadzką, choć często pojawia się na nich motyw popularnego wgórach dmuchawca. Projektuje wnętrza bieszczadzkich gościńców i uzdrowisk,rzeźbi. Namalował dwa wielkoformatowe obrazy dla zabytkowego Dworca Głównego wTarnowie.
- Dlaczego nie wraca pan do miasta?
- Przede wszystkim z lenistwa.
Mecenas i mistyk
Wszystkie blizny i rozgoryczenia bieszczadzkich osiedleńców - tych dawnych itych najświeższych - zdają się malować na twarzy Jezusa Frasobliwego autorstwaŻyto-Żmijewskiego, który w postaci zamkniętej w pniu klonu rzeźby zdobi ogródwilli Trapera. "Traper" to ksywka zamożnego przedsiębiorcy i mecenasatutejszych artystów. Jego wykuta w przybrzeżnej skale Chata Trapera pełna jestdzieł kupionych od lokalnych rzeźbiarzy i malarzy. Jest i naszym dobrodziejem,bo to jego jachtem pływamy z Inką po Solinie w poszukiwaniu współczesnychzakapiorów niezakapiorów. A na pokładzie jest z nami jeszcze jeden z nich -pustelnik Jano. Piękna jest przyjaźń Trapera, biznesmena i bon vivanta, zJanem, który od lat, ze zmiennym powodzeniem, realizuje w Bieszczadach swojemarzenie, by zostać świętym. A poznali się ponad 50 lat temu w rzeszowskimprzedszkolu.
Ponoć Chrystus objawił się Janowi po raz pierwszy, gdy ten miał osiem lat. Wwieku 24 lat Jano rzucił studia na akademii rolniczej oraz zamożny dom rodzinnyi przyjechał w góry.
- Zamieszkałem w starym baraku na tej oto wyspie - Jano wychyla się za burtę,wskazując na skalisty klif, przy którym przepływamy. - Zbierałem huby w lesie ico tydzień płynąłem do Polańczyka, żeby je sprzedać i kupić jedzenie.
- Nie było nudno? - pytam
- Byłociężko - wzdycha pustelnik. - W Rzeszowie byłem duszą towarzystwa. A tutajzupełna cisza. Chodziłem jak tygrys na wybiegu w zoo. Ale dwa lata wytrzymałem.
Jano przyłączył się do wędrujących po Polsce hipisów. W stanie wojennymprzygarnął go do swojej pustelni w Puszczy Białej pastor metodysta. Kiedypustelnia spłonęła, Jano uznał to za znak boży i wrócił do matki do Rzeszowa.Podjął pracę (http://gazetapraca.pl/gazetapraca/0,0.html) z dziećmi niepełnosprawnymi, założyłrodzinę. Jednak gdy zaczął się kapitalizm, nie potrafił się w nim odnaleźć.
- Miasto mnie zniszczyło. Rozwiodłem się, zostawiłem żonie i dzieciomodziedziczony po rodzicach majątek i wróciłem tutaj. Postanowiłem dokonaćżywota jako bezdomny asceta - opowiada. - Ale jak tu żyć w ascezie, kiedy byłemjuż znany jako zakapior i gdziekolwiek się pojawiałem, każdy częstował mnieobiadem, stawiał piwo i oferował nocleg. Po pewnej imprezie, po którejobudziłem się skacowany fizycznie i moralnie, powróciły marzenia o świętości. Iwtedy znów ukazał mi się Pan Jezus. Ciekły Mu łzy z oczu, a z ran płynęła krew.Zawziąłem się. Złożyłem przysięgę: zero alkoholu do końca życia. Wkrótcezaczęły się moje ekstazy - wyjścia duszy z ciała, wyjście duszy w czas, ale tojuż bardziej skomplikowane... Nie pora o tym mówić... W każdym razie trzymamsię już dziewięć lat. Choć zimne piwo w upał kusi - mówi, znosząc dzielnie, jakTraper serwuje Ince i mnie drinki z lodem.
Jego pustelnią stała się maleńka kanciapa na parterze poprzedniego domuTrapera. Pewnej wesołej nocy Traper jednak sprzedał ten swój letni dom - razemz Janem -koledze o ksywce "Cobra".
- Rano trochę żałowałem tej transakcji i chciałem przynajmniej odkupić Jana.Ale Cobra odparł, że nie ma mowy, bo Jano jest bezcenny - śmieje się Traper.Tuż przy sprzedanym domu wybudował więc sobie nowy, na którym powiesił szyld"Chata Trapera". Jano zaś pozostał w swojej kanciapie, w którejcodziennie pracuje nad swoją mistyczną autobiografią. Kiedy pogoda jest piękna,wyruszają we trzech z Traperem i Cobrą na bieszczadzkie safari.
Bo Jano oprócz tego, że jest pustelnikiem, jest także integratorembieszczadzkiego środowiska. To właśnie on stworzył "zakapiorskie"Zloty Leśnych Ludzi i niestrudzenie wędruje po Bieszczadach w poszukiwaniunowych ciekawych postaci. Fotografuje i wydaje albumy.
- Słowo "zakapior" należy dziś przedefiniować. To już nie człowiekbutelki, ale wręcz przeciwnie - stawia tezę Jano. - To człowiek sztuki i lasu.Realizuje się według własnych marzeń, nie wadząc nikomu.
- A nie lepiej zostawić już to nieszczęsne słowo i wymyślić inne? - dociskaInka.
- Nie chcę rezygnować ze słowa "zakapior", bo jest zbyt zakorzenionew Bieszczadach. I na to nie ma rady - odpiera na to pustelnik.
Krysia
Krystyna Rados na pewno nie jest zakapiorką według definicji ZdzisławaPękalskiego. Ale według definicji Jana - już tak. Wieloletnia szefowa schroniski córka legendarnego Zdzisława Radosa.
Jeśli znajdziecie w bieszczadzkich galeriach laskę przypominającą żebraczykostur, to wiedzcie, że jest to właśnie kultowa bieszczadzka radosówka - wzórwypromowany przez ojca Krysi.
W połowie lat 60. porzucił pracę wychowawcy trudnej młodzieży oraz rodzinę wMilanówku, wsiadł w pociąg relacji Warszawa - Sanok i w klozecie spuścił dowódosobisty. Zaszył się w lesie, zbierał do skupu jagody i ślimaki, a jego szałasyregularnie paliła Milicja Obywatelska. Jak pisze o Radosie Andrzej Potocki wksiążce "Zakapiorskie Bieszczady": "Jego malownicza postać przezponad 30 lat dominowała w bieszczadzkim folklorze. Brodaty, w kapeluszu,gumiakach, z nieodłącznym kosturem włóczył się po Cisnej w nadziei, że trafisię jakieś towarzystwo do pogadania i wypicia. Każdemu z turystów, który gozagadnął, mówił, że jest królem gór, czasem pokazywał artykuły o sobie z gazetnoszone za pazuchą i proponował zakup swoich rzeźb świątków lub choćby tylkoradosówki, wycenianej średnio na pięć jaboli".
- Na zlotach przedstawiają mnie "Córka Radosa" i od razu dostajębrawa. - Cholera, wkurza mnie to. Ja jestem sobą, Krysią - denerwuje sięKrystyna. - Dla nich ojciec jest jakimś bohaterem, a ja przez niego nie miałamnormalnego dzieciństwa. Zawsze wolał od domu kawiarnię. Mama tylko prasowała tegarnitury (http://www.logo24.pl/Logo24/0,86288.html?tag=garnitury) i białe koszule, w których brylowałw towarzystwie. Kiedy nas zostawił na dobre, miałam 16 lat. Mama, żeby utrzymaćsiostrę i mnie, musiała iść pracować do fabryki.
Rados, który czasem przyjeżdżał z Bieszczad do Milanówka, spotkał kiedyś córkęna ulicy. Powiedział: "Jedź ze mną, pokażę ci Bieszczady od kuchni".Pojechała. Poznał ją z gospodarzami schronisk, goprowcami. Zaraził miłością dogór. Dzięki niemu odkryła swoje powołanie - turystykę. Kiedy przyjechała tu nastałe, by objąć schronisko studenckie na Szczerbanówce, jej córka kończyłasiedem lat. Zapisała ją do podstawówki w Cisnej.
- Mama i siostra biadoliły, że dziecko do wiejskiej szkoły, a proszę, Ewadostała się do liceum plastycznego i na studia pedagogiczne do Krakowa! - mówiKrystyna. - Po kilkunastu latach zostałam kierownikiem schroniska Koliba naPrzysłupiu Caryńskim i wtedy zaczął się najlepszy okres mojego życia. Kupa ludziprzyjeżdżała wtedy na Kolibę. Byłam w sercu Bieszczad, rano się budziłam iwidziałam najpiękniejsze szczyty. I co najważniejsze, zawsze miałam mnóstwoludzi wokół. W gruncie rzeczy jestem podobna do ojca. Nie mogę żyć bez ludzi ibez przestrzeni. Przełaziłam te góry wzdłuż i wszerz. Na szczycie PołoninyWetlińskiej, skąd widać caluśkie Bieszczady, mogę siedzieć bez końca.
Dziesięć lat temu na skutek choroby Krysia musiała pożegnać się z Kolibą iprzejść na rentę. Ale o powrocie do miasta nawet nie myślała. Wyniosła się dopięknego ustronia we wsi Łupków, gdzie prowadzi prywatną agroturystykę o nazwieSzwejkowo. Niedaleko mieszka jej córka z zięciem i wnukami. Trzecie pokolenie,które wrosło w Bieszczady.
Krysia i Ewa, kiedy czasem wyrwą się ze swojego odludzia do bieszczadzkiego"city", obserwują, jak ich góry z roku na rok obrastają billboardami,szyldami. Komercjalizują się.
- Niedawno usłyszałam, jak gospodarz schroniska na widok turysty powiedział:"O, idą pieniądze!". Boże! Kiedyś jak człowiek widział wędrowcówzmierzających do niego, cieszył się, że pozna fajnych ludzi. Kiedyś wszyscyobowiązkowo siadali przy wspólnym ognisku, wykładali na wspólny stół, co ktomiał w plecaku. Dzisiaj każdy przycupnie ze swoim prowiantem w kąciku. A przykażdym namiocie pali się osobne ognisko - dziwi się Krysia.
Swoje Szwejkowo nazwała RADOSne, bo nazwisko Rados ciągle jest dla miłośnikówBieszczad magnesem. W świetlicy wisi portret Zdzicha pędzla malarki z Cisnej -Agnieszki Kwiatkowskiej, który wcześniej zdobił salę w barze Ludzie z Mgły wWetlinie. Ewa napisała o dziadku pracę magisterską. Zmienia w niej wykreowanyprzez piewców zakapiorskiego mitu wizerunek dziadka włóczęgi i pijaka.Udowadnia, że był przede wszystkim artystą i wychowawcą młodzieży.
- Kiedy pomieszkiwał z nami czasem na Szczerbanówce, bez przerwy rzeźbił. Tobyło zaraźliwe, więc ja rzeźbiłam razem z nim. Studenci, którzy u nas nocowali,też zaraz chwytali za dłuto. Pamiętam naszą salkę jadalną, w której goście podokiem taty uczą się rzeźbić w blokach żółtego sera, którego mieliśmy zawszeniewyczerpane przydziały - mówi Ewa.
Krysia zapewnia, że ojciec nawet jako "włóczęga" nie przestał dbać owygląd. - Nawet kalosze musiały mu się błyszczeć. Alkoholikiem nie był, poprostu lubił się z ludźmi napić. A do wódki zawsze wsypywał cukier - podkreśla.Twierdzi, że szanowała go jako ojca, ale nigdy się nie zbliżyli tak jak córka zojcem.
- A jeśli chodzi o zakapiora, to było jego ulubione określenie, jeszcze wMilanówku! - przypomina sobie nagle. - Często mówił o kimś: "Uważaj, bo totaki zakapior". I bynajmniej nie miało to oznaczać pijaka czy bandziora,ale kogoś zadziornego, skłonnego do awantury, ale i z fantazją. On nadużywałtego słowa. Nawet psa tak nazwał. Mnie się wydaje, że to właśnie tata rozpowszechniłw Bieszczadach pojęcie "zakapior". Ktoś to podchwycił i tak jużposzło.”
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,80530,12236667,Uwaga__zakapior__Menel_czy_twardz iel_.html?as=3
No i proszę zakapior wzięło się z Milanówka…bez mała warszawka to wymyśliła. Oj chyba to się wielu nie spodoba! :P
Po drugie primo, masz złą definicję zakapiorstwa.
A z ciekawosci dlaczego tak zalezy ci aby cie nazywano akurat zakapiorem? Dlaczego nie pustelnikiem, traperem, harcerzem, indianinem? W czym okreslenie "zakapior" jest lepsze ze czujesz sie z nim bardziej zwiazany i tak bronisz definicji?
Najlepiej alfabetem indiańskim
Znasz alfabet indianski? Niezle beda zakodowane twoje pamietniki!
Bardzo mi się podoba pomysł z tym totemem.
To jeszcze wyciosajcie pal męczarni. na którejś z połonin..mam nadzieję że pióra do przybrania włosów już macie...:-P.
Indianin
05-11-2013, 23:13
A z ciekawosci dlaczego tak zalezy ci aby cie nazywano akurat zakapiorem? Dlaczego nie pustelnikiem, traperem, harcerzem, indianinem? W czym okreslenie "zakapior" jest lepsze ze czujesz sie z nim bardziej zwiazany i tak bronisz definicji?
Już pisałem, że mi wszystko jedno jak będą mnie nazywać. Byle zgodnie z prawdą. Mogą nazywać mnie Indianinem/ traperem w zależności od tego kim będę, albo zakapiorem. Harcerzem nie jestem bo harcerstwo to organizacja. Chyba, że duchowo. Słowo "pustelnik" łączy się z religią, a w mojej decyzji o życiu na dziko cele religijne nie były najważniejsze.
Ja za to uważam że należę do wielkiego, historycznego ruchu zakapiorskiego. Ruchu który powstał wraz z końcem stalinizmu i łączył ucieczkę od syfilizacji z ucieczką od Systemu. Pamiętam jeszcze te klimaty, żyję nimi i nic w nich nie zmieniłem. Nie widzę powodu żeby wyznaczać jakąś granicę między mną a ludźmi, którzy dążyli do tego samego co ja. To co z tego, że żyli dawniej i najczęściej pili? Bardzo często zresztą w tamtych czasach starano się tego ich alkoholizmu nie widzieć. Widziano tylko ucieczkę w krainę Wolności i Przygody i choćby z tego powodu nie jest możliwe, żeby zakapiorami nazywano wtedy ludzi dlatego że piją. Dziś się wątek alkoholowy nadmiernie podkreśla a nawet buduje na nim tożsamość zakapiorów. Po co? Dla sensacji dziennikarskiej?
Znasz alfabet indianski? Niezle beda zakodowane twoje pamietniki!
Indiańskich alfabetów jest wiele (najbardziej znany - czirokeski ale chyba najłatwiejszy w zastosowaniu na korze czipewejski). Wszystkich nie znam. Kłopot w tym, że one najczęściej są sylabiczne.
To jeszcze wyciosajcie pal męczarni. na którejś z połonin..mam nadzieję że pióra do przybrania włosów już macie...http://forum.bieszczady.info.pl/images/smilies/icon_razz.gif.
Piór mam dosyć nawet orlich od orlików. Na szczęście w Bieszczadach tego dostatek jest. O palu mogę pomyśleć :mrgreen:.
J
Ja za to uważam że należę do wielkiego, historycznego ruchu zakapiorskiego. Ruchu który powstał wraz z końcem stalinizmu i łączył ucieczkę od syfilizacji z ucieczką od Systemu. :.
A mi sie wydaje ze takie nurty ze ludzie porzucali swoje dotychczasowe zycie,aby zaczynac wszystko od nowa, porzucac utarte schematy i probowac gonic za swoim wyobrazeniem wolnosci i "lepszego swiata" to byly zawsze, nawet w czasach jak sie jeszcze nie snilo o Stalinie i bieszczadzkich zakapiorach...
Indianin
05-11-2013, 23:45
Na pewno masz rację. Ale nie zawsze to porzucanie dotychczasowego życia wyglądało tak samo. U zakapiorów wyglądało akurat w taki a nie inny sposób. Tak nie inaczej wyobrażali sobie oni ideał życia. Takie nie inne cele chcieli osiągnąć.
Kiedyś byłem harcerzem. Właśnie wtedy nasiąkłem marzeniami o przeniesieniu się w krainę gdzie człowiek może nieustannie się sprawdzać a przygody towarzyszą mu bez przerwy.
Recon1 - dzięki za tekst. Dało się przeczytać a dzięki niemu powziąlem postanowienie, że jak będę w tym terenie to mimo tego, że do schronisk nie zachodzę to jednak Szwejkowo odwiedzę ;)
Nie wiem czy u nas w kraju to się uda.
Indianin
06-11-2013, 14:28
Co ma się udać?
tolek banan
06-11-2013, 17:40
"W przyszłości jak się odizoluję całkiem od syfilizacji to może nawet na korze. Najlepiej alfabetem indiańskim."
Dlaczego nie po polsku ?
Dlaczego na korze ?
Jak się całkiem odizolujesz od syfilizacji do dla kogo chcesz pisać?
zbyszek1509
06-11-2013, 18:41
Jaka pogoda listopadowa, taka i marcowa(sic!)
No i proszę zakapior wzięło się z Milanówka…bez mała warszawka to wymyśliła. Oj chyba to się wielu nie spodoba! :P
:). Oj myślę, że nawet zazdrość co niektórych, przyprawi o przyśpieszone bicie serca:).
Na temat, pewnie wszystkich ujawnionych zakapiorów bieszczadzkich, można poczytać w książce A. Potockiego "Majster Bieda czyli zakapiorskie Bieszczady". Jest tam wiele ciekawostek z ich życia osobistego jak również, pobytu na ziemi bieszczadzkiej. Na forum na temat zakapiorstwa wiele już zdań zdołano napisać, więc dublować nie ma potrzeby. Natomiast bezpośredni kontakt z tymi ludźmi, jest pewnym przerywnikiem po wędrowaniu zarośniętymi ścieżkami bieszczadzkimi i daje niekłamaną satysfakcję. Z kilku takich spotkań najbardziej pozostało mi w pamięci spotkanie i rozmowa z Juliuszem I Królem Świata Włóczęgów (tytuł w zależności od sytuacji może ulegać zmianie) oraz Zdzisławem Pękalskim. Po wejściu do galerii Pana Pękalskiego, można dostać oczopląsu od ilości zamieszczonych rzeźb, obrazów i innych eksponatów. Na przemian mamy świętości, różnej maści diabły i nie brakuje również humoru, szczególnie z czasów PRL i lekko późniejszego. Rozmowa z artystą jest zawsze bardzo ciekawa a tym bardziej, że wszystkich słuchaczy traktuje bardzo poważnie. Jednego razu trafiłem na zorganizowaną wycieczkę której opowiadał w bardzo obrazowy sposób różne bieszczadzkie legendy oraz humoreski z życia dawnych mieszkańców. Obserwując twarze słuchających, widziałem wielkie zainteresowanie a nawet chwilami przerażenie. Umiejętność narracji Pana Zdzisława jest tylko do pozazdroszczenia. Oczywiście indywidualne spotkanie zupełnie inaczej wygląda i można porozmawiać na tematy, które akurat nas interesują.
Na zdjęciu fragment galerii Zdzisława Pękalskiego
33053
Natomiast Juliusz Wasik, to już zupełnie inna osobowość, która żyje innymi problemami które są nierealne we współczesnym świecie. Chociaż muszę przyznać, że posiada pewne sukcesy na swoim koncie. Przynajmniej tak mówi. Kilka zdjęć z pobytu w jego towarzystwie. Pragnę zaznaczyć, że za dobry uczynek z mojej strony:), zostałem zwolniony od opłaty, zazwyczaj pobieranej od odwiedzających go osób.
33054 33055 33056
arturos25
07-11-2013, 11:16
Jeśli niebycie dużym chłopcem polega na tym, że człowiek się nie myje i jest alkoholikiem, to ja już wolę być chłopcem w krótkich majtkach. I jestem z tego DUMNY!
Nie martw się, Indianinie. Wystarczy jedna, mała, malusieńka wojenka, a wszyscy zobaczą na własne oczy, kto tu jest naiwny, niepoważny i niedojrzały.
Ludzie dzielą się na pijących i niepijących,z tym że z pijącymi jest zwykle WESELEJ....:mrgreen:
To pozór. Po alkoholu najpierw jest weselej, ale potem - smutniej... Z badań medycznych wynika, że sam alkohol powoduje wprawdzie rozweselenie, ale produkty jego rozkładu w organizmie obniżają nastrój, i to daleko bardziej, niż sam alkohol go podwyższa. Człowiek z klasą potrafi poprawiać sobie nastrój bez takich środków.
:)Natomiast Juliusz Wasik, to już zupełnie inna osobowość, która żyje innymi problemami które są nierealne we współczesnym świecie.
Masz na myśli propozycję likwidacji absurdu? To nie tyle nierealne, co mało precyzyjne.
Nie martw się, Indianinie. Wystarczy jedna, mała, malusieńka wojenka, a wszyscy zobaczą na własne oczy, kto tu jest naiwny, niepoważny i niedojrzały.
To pozór. Po alkoholu najpierw jest weselej, ale potem - smutniej... Z badań medycznych wynika, że sam alkohol powoduje wprawdzie rozweselenie, ale produkty jego rozkładu w organizmie obniżają nastrój, i to daleko bardziej, niż sam alkohol go podwyższa. Człowiek z klasą potrafi poprawiać sobie nastrój bez takich środków.
Masz na myśli propozycję likwidacji absurdu? To nie tyle nierealne, co mało precyzyjne.
Widzę że oprócz pseudo Indian są jeszcze partyzanci ze spalonego lasu.....którym się śni wojenka,widać nie zdążyli na ...poprzednią....;)
Indianin
08-11-2013, 10:35
Jak to cudownie że obok głupich i niedojrzałych propagujących wiedzę i samodoskonalenie się pseudo-Indian, pseudo-rycerzy i pseudo-husarzy istnieją dobrzy, dojrzali i pożyteczni propagatorzy alkoholizmu. Dziesięcioletni syn mojego sąsiada podpala po krzakach papierosy i pije piwo. Też myśli że jest przez to bardzo dorosły. Proszę moderatora o reakcję na zaczepki deluxa. Bo na nie odpowiem i będzie awantura.
Za wojną nikt nie tęskni. Tylko mądrzy ludzie przypominają że niejedna już była i niejedna jeszcze będzie. Niestety wielu innych wypiera to ze świadomości, a jak ktoś przypomina o oczywistej rzeczy to go nazywa "zwolennikiem wojny". Czy można czemuś zapobiec nie pamiętając o tym albo spowodować coś przez to że się o tym przypomina?
"W przyszłości jak się odizoluję całkiem od syfilizacji to może nawet na korze. Najlepiej alfabetem indiańskim."
Dlaczego nie po polsku ?
Dlaczego na korze ?
Jak się całkiem odizolujesz od syfilizacji do dla kogo chcesz pisać?
Po polsku. Tylko nie alfabetem łacińskim. Po co? Żeby się czegoś nauczyć. Dlaczego na korze? Żeby korzystać z materiału dostępnego w naturze. Ta ką mam zasadę żeby w końcu używać tylko tego co zdobedę sam w przyrodzie, albo przetworzę. Dla kogo chcę pisać jak się odizoluję od syfilizacji? Izolacja od syfilizacji nie oznacza izolacji od ludzi. Chodzi tylko o niekorzystanie z udogodnień.
arturos25
10-11-2013, 10:57
Wojna ma to do siebie, że bardzo radykalnie sprowadza "do parteru" wszelkich zwolenników sztucznej, stworzonej przez człowieka rzeczywistości alternatywnej, w której człowiek izoluje się od przyrody przy pomocy pieniędzy i redukuje jej rolę w swoim życiu do kolorowego obrazka, służącego do relaksu. To się, oczywiście, bierze z pychy, z wiary ludzi we własną wszechmoc. Ale może dzisiejsi ludzie są mniej zarozumiali i do przywrócenia ich do realu wystarczy jakaś wielka awaria energetyczna?
Wojna nie zbliży nas do przyrody ewentualnie zamieni niektórych ludzi w zwierzęta i będą zabijać sąsiada dla bochenka chleba,dopuszczać się innych niegodziwości jak to już kiedyś za wojen bywało.
creamcheese
11-11-2013, 21:52
Tak często powtarzana jak mantra...syfilizacja...co pod tym hasłem rozumiesz Indianinie?
Biały 13
12-11-2013, 11:30
Kiedy będą fotorelacje z wyprawy ? Jest to dla mnie o wiele cenniejsze niż suche teorie i biadolenie :)
Indianin
12-11-2013, 13:50
Tak często powtarzana jak mantra...syfilizacja...co pod tym hasłem rozumiesz Indianinie?
Syfilizacja to to, co się na ogół rozumie jako "przemiany w związku z ogólnym rozwojem". Czyli materializm + hedonizm. I wszystkie ich skutki biorące się z niedoceniania albo zaprzeczania temu co niematerialne i przeceniania wartości materialnych oraz oceniania wszystkiego według tego, czy dostarcza łatwych przyjemności. A więc oparcie stosunków międzyludzkich na pieniądzu. Nieuznawanie za dobre tego co wymaga wysiłku. Indywidualizm powodujący atomizację społeczeństwa i nieliczenie się z innym, jeśli jest słabszy. Ocenianie człowieka wyłącznie na podstawie tego ile ma i jak ma dostatecznie dużo to pozwalanie mu na wszystko, zwłaszcza jeśli robi coś dla zarobku. Budowanie hierarchii społecznej na podstawie majątku. Psucie krajobrazowe otoczenia z braku poczucia estetyki - przeważnie niechcący ale czasem pod wpływem megalomańskiego indywidualistycznego pragnienia "stworzenia nowego krajobrazu". Kult technologicznych gadżetów połączony często z lekceważeniem ich twórców (bo co wart jest naukowiec w porównaniu z mieszczuchem który "ma pieniędze"?). Dla mnie to nie żadna cywilizacja ani rozwój, ale większość ludzi bezmyślnie uważa co innego.
Biały, fotorelacje z wyprawy która jeszcze się nie odbyła:-o:-o:-o??? Będą zdjęcia jak napiszę swoją książkę "Przygoda cenniejsza niż złoto". Zostanie podzielona na kilka części ilustrowanych również rysunkami. Część pierwsza o przygotowaniach do życia na dziko. Wyprawę na Słowację uważam za coś tak ważnego że może nawet zrobię osobną część. O tych "suchych teoriach" piszesz bez sensu. Piszę też przecież o czymś, co robię, czego doświadczam. Więc możesz mi najwyżej zarzucić suchą praktykę:lol:.
creamcheese
12-11-2013, 20:47
Budowanie hierarchii...ocenianie na podstawie tego co ma...toż to było już na etapie starożytności! Nie mów o ogółach...powiedz mi jak odbierasz tą syfilizację dziś, tak na codzień!!
Pytam, bo poczułem się przez Ciebie napiętnowany tą własnie syfilizacją...wszak korzystam z niej ba!! jutro wstane i będę ja produkował.
W końcu Ty też korzystasz z tego syfu jakim jest komp i net. I chyba dostarcza nam on obu przyjemności bo mniej przyjemne byłyby gołębie pocztowe
Sprawa oceniania wg tego co dostarcza nam łatwych przyjemności jest też indywidualna oceną. Wara Ci od wartościowania moich przyjemności
Przemiany w związku z ogólnym rozwojem...gdyby ich nie było nadal tkwilibyśmy na drzewie
To co mądrze napisałeś jest dla mojego, małego rozumku zbyt wielkie... napisz mi proszę tak po prostu, co to jest ta syfilizacja na codzień?
Biały 13
13-11-2013, 09:09
Biały, fotorelacje z wyprawy która jeszcze się nie odbyła:-o:-o:-o??? Będą zdjęcia jak napiszę swoją książkę "Przygoda cenniejsza niż złoto". Zostanie podzielona na kilka części ilustrowanych również rysunkami. Część pierwsza o przygotowaniach do życia na dziko. Wyprawę na Słowację uważam za coś tak ważnego że może nawet zrobię osobną część.:lol:.
no to w drogę :) ... Czy bedziesz częściowo dzielił się fotami i relacją, czy dopiero jak książkę napiszesz to tam znajdziemy ? ... Ze Słowacji też możesz przesyłać trochę fot i treści :)
no to w drogę :) ... Czy bedziesz częściowo dzielił się fotami i relacją, czy dopiero jak książkę napiszesz to tam znajdziemy ? ... Ze Słowacji też możesz przesyłać trochę fot i treści :)
Biały..wierzysz, że zobaczysz cokolwiek? Zobaczyłeś coś od samotnego włoczykija? a może arturos25? a teraz Indianina? Oprócz fotek niby szałasów, zwiarzątek rożnego autoramentu.....wierzysz Biały?
arturos25
13-11-2013, 11:38
Sprawa oceniania wg tego co dostarcza nam łatwych przyjemności jest też indywidualna oceną. Wara Ci od wartościowania moich przyjemności
Hehe, wychodzą wszystkie kompleksy i sztampy myślowe ludzi wychowanych na libertyńskiej propagandzie medialnej, głównie "Gazety Wyborczej". Jak ktoś ma jakieś pozytywne, kształcące i rozwijające przyjemności - survival, zainteresowanie egzotycznymi kulturami, przyrodą, jazdę konną w ekstremalnym terenie (jak Indianin) - to robi się z niego idiotę, wariata, utopistę, człowieka myślącego nierealnie albo który nie wyrósł z krótkich spodenek. W tym wątku aż roi się od postów tego typu. To WOLNO oceniać. Jeśli natomiast jeśli ktoś preferuje prymitywne (mogące stać się nałogami) przyjemności typu: alkohol, grill, dziewczynki (albo i chłopcy...), gry komputerowe, czy przynajmniej pojawiają się takie podejrzenia - wtedy natychmiast podnoszą się głosy oburzenia, że tego oceniać NIE WOLNO, bo to ograniczenie wolności. Po prostu świat na opak. CZY WY NAPRAWDĘ NIE WIDZICIE, ŻE TO JEST CHORE? Jak może w Polsce być dobrze, skoro wykształcony Polak uważa za dozwoloną nagonkę na kogoś, kto robi coś wartościowego, a za niedopuszczalną - krytykę kogoś, kto robi coś złego albo bezproduktywnego?
Tylko nie mówcie, że wciskam tu jakąś politykę. Mnie nie interesują przepychanki Michnika z tzw. prawicą, ani z Kaczyńskim, ani z narodowcami. Piszę o tym, co ten człowiek zrobił z mózgów wykształconym Polakom. To dotyczy naszych wyobrażeń o świecie czy stosunków międzyludzkich, a przejawia się przede wszystkim w życiu codziennym, nie w polityce. Zresztą szerzej pisał o tym Samotny Włóczykij w "Stachurze i kowbojach". Niestety, w l. 90. przeciętny wykształcony Polak był ślepo zapatrzony w Michnika, traktowano go jak Boga, zgadzano się z każdym jego słowem, nawet, jeśli plótł oczywiste brednie. I w ten sposób przejęto głoszone przez niego zasady, które niestety trwają w społeczeństwie do dziś.
creamcheese
13-11-2013, 12:15
Chyba rzeczywiście wciskasz tu politykę.
Zacytowałeś moje słowa, wiec wytłumacz mi o jakiej nagonce mówisz? Cóż takiego napisałem w całym poście co świadczyłoby, że robię z Indianina idiotę?? Tym bardziej co mój post ma wspólnego z "Wyborczą..."
Napisałem tylko, że ocenianie łatwych przyjemności może być mylne bo dla każdego łatwa to indywidualne podejście i może być "oprotestowane", stąd słowa "wara Ci" (jako przykład protestu)?
Prosiłem tylko, i nadal proszę o
napisz mi proszę tak po prostu, co to jest ta syfilizacja na codzień?
...i wyluzuj troszkę i nie wyciągaj zbyt dalekich wniosków z niewinnego w gruncie rzeczy postu
Czy tak brzmiałby lepiej?
Budowanie hierarchii...ocenianie na podstawie tego co ma...toż to było już na etapie starożytności! Nie mów o ogółach...powiedz mi jak odbierasz tą syfilizację dziś, tak na codzień!!
Pytam, bo poczułem się przez Ciebie napiętnowany tą własnie syfilizacją...wszak korzystam z niej ba!! jutro wstane i będę ja produkował.
W końcu Ty też korzystasz z tego syfu jakim jest komp i net. I chyba dostarcza nam on obu przyjemności bo mniej przyjemne byłyby gołębie pocztowe
Sprawa oceniania wg tego co dostarcza nam łatwych przyjemności jest też indywidualna oceną. [...]
Przemiany w związku z ogólnym rozwojem...gdyby ich nie było nadal tkwilibyśmy na drzewie
To co mądrze napisałeś jest dla mojego, małego rozumku zbyt wielkie... napisz mi proszę tak po prostu, co to jest ta syfilizacja na codzień?
arturos25
13-11-2013, 13:16
Mówienie o polityku to nie to samo, co mówienie o polityce. Niestety, działalność przeciwników politycznych Michnika spowodowała, że każde "zahaczenie" o tę osobę automatycznie kojarzy się z bezmyślnym i budzącym powszechną niechęć jazgotem przedstawicieli pewnej partii, z którym większość ludzi nie chce mieć nic wspólnego. To powoduje, że ludzie nie chcą nic słyszeć o krytyce tej postaci - największego chyba szkodnika społecznego, ogłupiacza i demoralizatora XX-wiecznej Polski, i dalej jest on nietykalny:cry:. Tylko dlatego, że paru *+**:(!!!
walczy o stołki z ludźmi, dla których Michnik stanowi obecnie tubę propagandową.
Z "syfilizacją" to raczej do Indianina, ale twój komentarz wskazuje, że nie zrozumiałeś jego wypowiedzi. "Niewinne posty" mówią często wiele o ich autorach. Przez "łatwą" przyjemność rozumiałem przyjemność niewymagającą wysiłku, ewentualnie poza przełamaniem początkowych oporów moralnych. To jest kryterium obiektywne. Pisząc o wyśmiewaniu ludzi, którzy mają budujące zainteresowania, miałem na myśli ogólną politykę zwolenników konsumpcjonizmu/ przeciwników odrodzenia zakapiorstwa.
Wojtek z Zielonki
13-11-2013, 14:45
Uśmiechnijcie się;)
Pozdrawiam:-D
creamcheese
13-11-2013, 15:06
Z "syfilizacją" to raczej do Indianina, ale twój komentarz wskazuje, że nie zrozumiałeś jego wypowiedzi.
I właśnie moje pytania były skierowane do Indianina !
Skoro odsyłasz mnie do niego, to niech już on zawyrokuje czy zrozumiałem jego wypowiedź czy nie.(gdybym zrozumiał do końca to nie zadawałbym pytań;))
W Twoim poście podoba mi się fragment
Przez "łatwą" przyjemność rozumiałem przyjemność...poza przełamaniem początkowych oporów moralnych
(raczej byłoby zręczniej napisać ...po przełamaniu początkowych oporów moralnych, i tak to zrozumiałem. Taka definicja już mi coś daje)
Wojtku z Zielonki!! Uśmiecham się!!:mrgreen:
Pozdrawiam
Biały 13
14-11-2013, 08:32
Biały..wierzysz, że zobaczysz cokolwiek? Zobaczyłeś coś od samotnego włoczykija? a może arturos25? a teraz Indianina? Oprócz fotek niby szałasów, zwiarzątek rożnego autoramentu.....wierzysz Biały?
Syfilizacja w moim przypadku osiągnęła punkt krytyczny i odbieram już tylko piktogramy. Czy wierzę czy nie ... wole zdjecia niby szałasów, lasu ścieżek niż te elaboraty, wielokrotnie złożone etc. które produkowane są na potrzeby kolejnej produkcji, kolejnych elaboratów.
Ale już tak jestem wkręcony że czekam na jakikolwiek dowód że poszli w świat, przedstawili fotorelacje itp. ... Może to jest jak z totolotkiem, chodzę kupuję te losy a wygranej jak nie było tak nie ma ... ?
Marek, Co Nie Robi Nic, Fudżis, Mietek Nożownik, Jasiek Raper, Siwy Staszek, Andrzej Motyl, Baflo to też chyba zakapiorzy tylko jakaś III liga... też o nich czasami piszą to jednak... na Zjazdy I ligi nie są zapraszani i nikt raczej nie chce się z nimi focić! Na pewno się napiją z każdym, chociaż pod jednym warunkiem... na jego koszt!
hehe to pojechałeś z ekipą z Cisnej ;) To zwykli pijaczki bez ideologii o których pisze Rafał Dominik, ponieważ opisuje on codzienne życie w Cisnej. Większość z nich to miejscowi od urodzenia a zakapiorzy mają być raczej przyjezdni, ponieważ ściągnęły ich tutaj przeciwności losu. Smutne, że Fudżis też wplasował się w tej wyliczance, młody chłopak, młodszy ode mnie ale tak to jest.
tolek banan
14-11-2013, 17:22
Latem spotkałem też "Zakapiora" przy barze koło kościoła w Wetlinie (brodaty starszy gość) Zagadał nas wiadomo w jakim celu , z rozmowy wyszło ,że jest "ziomalem " z Puszczykowa koło Poznania.
Czy mówił prawdę nie wiem. Na drugi dzień widziałem go w UG. Zapomniałem imienia.
Ktoś z Was go kojarzy?
tolek banan
14-11-2013, 17:32
Cisna 2011 33129
Jimi, nie znam Ciebie, ale qrcze lubię , tak jakoś :)I odpowiadam, myślę, hmmmmm... że mają swoją (każdy oddzielnie swoją i trochę odmienną) ideologię i filozofię też, taką na miarę III ligi (moja klasyfikacja!) ale jednak mają. Rafał Dominik to doskonale widzi i przekazuje. Ale niezaprzeczalny fakt... nie równają się do tych z I ligi (czytaj Ekstraklasy). Nie rzeźbią, nie piszą, nie focą, nie sprzedają swojej filozofii publikatorom a i zapewne im wisi i powiewa czy okraszą ich nzawą "zakapior". Ale!... ale!... uwaga!!!... oni są jeszcze nie odkryci przez publikatory (pomijam stronę www RD). Ekstraklasa się już przejada i tylko czekać, a historia (ta artystyczna w pełnym słowa znaczeniu) zna przypadki wydobycia na światło dzienne "artystów" i nagle może okazać się, że to III liga jest tą pierwszą. Wtedy będzie płacz znawców zakapioryzmu czemu wcześniej nie IM robili zdjęć, nie nagrywali video filmów, nie zbierali po nich pamiatek (czytaj odkupywali!). Chociaż kto wie... a może już ktoś to robi? Może już jest znawca... czeka tylko na koniunkturę.
Marek, Co Nie Robi Nic, Fudżis, Mietek Nożownik, Jasiek Raper, Siwy Staszek, Andrzej Motyl, Baflo to też chyba zakapiorzy tylko jakaś III liga... też o nich czasami piszą to jednak... na Zjazdy I ligi nie są zapraszani i nikt raczej nie chce się z nimi focić! Na pewno się napiją z każdym, chociaż pod jednym warunkiem... na jego koszt!
Czy o tych chodzi ...."focić" się lubieli ..za drobną zapłatą
http://forum.bieszczady.info.pl/attachment.php?attachmentid=15893&d=1263996097
http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/3150-Czy-quot-zakapior-quot-Bieszczadzki-to-idol/page37 ostatnia pozycja na tej stronie
Tolek, z lewej Zygmunt Kalenty, z prawej Czipis. Zygmynt od dawien dawna mieszka w Bieszczadach (to stary milicjant) ale być może przyjechał skądś z Polski. Recon, średnio przekonuje mnie jednak ta 3 liga (zapomniałeś wspomnieć Hiszpana, Kaktusa, Adasia Chodorowskiego, Jacka i Staszka harmonijkarza). Ja jestem znawcą ;P Gdy chodzę po Cisnej to nigdy nie dadzą mi spokoju, zawsze muszę na któregoś się natknąć i wtem szybko idzie po wsi fama, że Ania jest w okolicy ;p Swoją drogą to zaciekawił mnie jedynie Kaktus -rzeźbi i pisze piękne wiersze, których nikt nie czyta. Kiedy byłam zainteresowana jego wierszami to tak się ucieszył i miałam wrażenie, że od dawien dawna nikomu ich nie pokazywał. Wtedy w Siekierezadzie przepisał mi jeden, który mam do dziś. To było 2 lata temu.
A kto decyduje ktora liga jest I a ktora III? i jakie sa kryteria? :-)
Buba, napisałem wyżej, że to moja klasyfikacja, wzięta na podstawie sportowej... jako żem stary kibic piłkarski. I liga to publikatory, flesze, spotkania w świetle reflektorów, kasa, autografy, wywiady, zainteresowanie kibiców z całego kraju, etc... III liga (bo do II jakoś nie mam zaklasyfikowanych) to liga bardzo lokalna już bez w/w splendoru, chociaż jak wspomniałem istnieje możliwość spektualnego awansu wyżej, gdy znajdzie się jakiś możny fanatyk drużyny. Jak widać to na podstawie ciśnieńskiej drużyny, lokalne publikatory trochę o niej piszą, ma też lokalne zainteresowanie mieszkańców chociaż jak widać... hmmmm, znawcy i koneserzy lokalnych drużyn mają swoich kibiców też poza swoimi lokalnymi granicami. Sami "zawodnicy" "zagraniczni" też mogą być dynamicznie dołączani do składu. Pełna dowolność, która jednak może zwrócić chwilowe zainteresowanie lokalnej, niezbyt licznej, społeczności. Jimi, jak sama wiesz do Twojej i mojej listy jeszcze można dołączyć kilku i też z ciekawymi ksywkami. I dodam... tak sobie myślę, że zarówno zakapiorzy z obenej (jeszcze!) I ligi przybyli tutaj w Bieszczady jak ci z niższej też nie są autochtonami. Ciekawi mnie relacja między lokalnymi(sic!) "zawodnikami" z III ligi a tymi co jednak "grają" już w ekstraklasie? Są jakieś relacje?I trzymając się dalej żargonu sportowego, to jeśli chodzi o drużyny zakapiorskie to wolę lokalną trzecioligową niż z I ligii... może to sprawił Rafał Dominik, może to jakieś echo dawnych czasów z Pragi, może przekora dla ogólnego trendu a może wszystko do kupy?
Indianin
15-11-2013, 19:01
Skoro odsyłasz mnie do niego, to niech już on zawyrokuje czy zrozumiałem jego wypowiedź czy nie.(gdybym zrozumiał do końca to nie zadawałbym pytań;))
Dobra Serku. Odpowiadam.
Budowanie hierarchii...ocenianie na podstawie tego co ma...toż to było już na etapie starożytności! Nie mów o ogółach...powiedz mi jak odbierasz tą syfilizację dziś, tak na codzień!!
Pytam, bo poczułem się przez Ciebie napiętnowany tą własnie syfilizacją...wszak korzystam z niej ba!! jutro wstane i będę ja produkował.
W końcu Ty też korzystasz z tego syfu jakim jest komp i net. I chyba dostarcza nam on obu przyjemności bo mniej przyjemne byłyby gołębie pocztowe
(...) Przemiany w związku z ogólnym rozwojem...gdyby ich nie było nadal tkwilibyśmy na drzewie
W starożytności czy średniowieczu właśnie tak nie było. Można było być nie wiem jak bogatym człowiekiem a zarazem pogardzanym przez ogół. Jeśli nie wiesz o co chodzi zapoznaj się z sytuacją "niedotykalnych" w Indiach. Niejeden z nich jest bardzo bogaty a uważany jest za, jak to się u nas mówi, cw.... . Dawne społeczeństwa budowały hierarchię wartości na czymś więcej niż spłaszczone żółte kamyki albo kolorowe papierki. Albo impulsy elektryczne.
Nie miałem na myśli "rozwoju" tylko "przemiany cywilizacyjne w związku z ogólnym rozwojem". Tzn. wykorzystywanie nowinek technologicznych jako pretekstu do tego żeby się nie doskonalić tylko staczać. Mamy GPS - i nie uczymy się orientować w terenie a przeciwnie, oduczamy się. Mamy samochód więc nie chodzimy piechotą przez co tyjemy i pogarsza się nam zdrowie. Mamy Internet więc nie potrzebujemy kontaktów międzyludzkich w realu.
Bylibyśmy na drzewach właśnie gdybyśmy podniecali się "cywilizowanymi" gadżetami zamiast starać się dobrze wykorzystać dary Wielkiego Ducha. Pełna pychy "cywilizowana" ekscytacja czymś to jedno a umiejętność skonstruowania i obsługi tego to drugie. Bez pokory wobec rzeczywistości w której się żyje nie ma wynalazków, bo wtedy zamiast zrozumieć prawa ustanowione przez Wielkiego Ducha tworzy się własne. Złoto, a tym bardziej papier czy elektryczność też nigdy nie mogłyby nam ułatwiać nam życia jako pieniądze gdybyśmy tylko podniecali się nimi i rajcowali jakie to cywilizowane i nowoczesne. Dlatego prawdziwego naukowca od mieszczańskiego gadżeciarza oddziela przepaść. I dlatego ten drugi gardzi tym pierwszym choć bez niego straciłby ważny tytuł do własnej wartości...
Nic nie mam przeciwko samej technologii. Nie podoba mi się tylko uzależnienie ludzi od niej. Gdy kiedyś zawiedzie, będziemy bezbronni. Ale dzisiejsi ludzie zakładają, że to się nie stanie nigdy. Bo wraz z upadkiem komunizmu nastał koniec historii. Ludziom już tysiące razy się tak wydawało, ale zawsze kończyło się to katastrofą.
To co mądrze napisałeś jest dla mojego, małego rozumku zbyt wielkie... napisz mi proszę tak po prostu, co to jest ta syfilizacja na codzień?
Istotnie nie zrozumiałeś mnie za bardzo a raczej chyba nie doczytałeś. Ja pisałem o materializmie, hedonizmie, indywidualizmie. Nie o wynalazkach. Rozumiem, że chcesz żebym bliżej wyjaśnił ten cytat:
Czyli materializm + hedonizm. I wszystkie ich skutki biorące się z niedoceniania albo zaprzeczania temu co niematerialne i przeceniania wartości materialnych oraz oceniania wszystkiego według tego, czy dostarcza łatwych przyjemności. A więc oparcie stosunków międzyludzkich na pieniądzu. Nieuznawanie za dobre tego co wymaga wysiłku. Indywidualizm powodujący atomizację społeczeństwa i nieliczenie się z innym, jeśli jest słabszy. Ocenianie człowieka wyłącznie na podstawie tego ile ma i jak ma dostatecznie dużo to pozwalanie mu na wszystko, zwłaszcza jeśli robi coś dla zarobku. Budowanie hierarchii społecznej na podstawie majątku. Psucie krajobrazowe otoczenia z braku poczucia estetyki - przeważnie niechcący ale czasem pod wpływem megalomańskiego indywidualistycznego pragnienia "stworzenia nowego krajobrazu". Kult technologicznych gadżetów połączony często z lekceważeniem ich twórców (bo co wart jest naukowiec w porównaniu z mieszczuchem który "ma pieniądze"?). Dla mnie to nie żadna cywilizacja ani rozwój, ale większość ludzi bezmyślnie uważa co innego.
Biały..wierzysz, że zobaczysz cokolwiek? Zobaczyłeś coś od samotnego włoczykija? a może arturos25? a teraz Indianina? Oprócz fotek niby szałasów, zwiarzątek rożnego autoramentu.....wierzysz Biały?
Nie będę publikował w Internecie zdjęć na których jestem ja albo inne osoby. Za dużo się nasłuchałem o różnych głupich żartach z ich przeróbkami. Zresztą w tej chwili nie mam po prostu takich zdjęć. To po pierwsze. Po drugie nawet gdybym coś opublikował to i tak kto nie chce nie uwierzy. Przecież byli tu już tacy co mówili, że nie da się mieszkać w odległości 5 km od sklepu. Oczywisty absurd. Jak ktoś nabił sobie czymś głowę to nie przekonają go żadne dowody. I zawsze będzie mówił że są niedostateczne. Umieszczę zdjęcia, to ktoś powie że za mało, bo człowiek na zdjęciu miał nie do końca prawidłowy ekwipunek. A potem powie, że to za słaby dowód bo on chce być zaproszony na imprezę traperską na Słowacji. A zostanie zaproszony to z kolei powie, że to na pewno musi niedługo zaniknąć, bo nie pasuje do rozwoju cywilizacyjnego. Czyli dalej jest to utopia i niemożliwość. Z której strony nie podejdziesz. I nawet jeśli takie imprezy będą trwały już powiedzmy 20 lat, to też zawsze można powiedzieć że okres zaniku się przedłuża. Kto chce obejrzeć zdjęcia musi poczekać na książkę.
creamcheese
15-11-2013, 22:34
Przeczytałem z pokorą (ja 60-cio latek) Twój post...ale dalej nie rozumiem...siedzisz przy internecie, podpatrujesz (może) jak złowić rybę gołymi rękami, robisz sobie (byc może) z tego xero...i piszesz o pięknej, czystej wolności.
Jesli uważasz że nie ogarniam Twojego (moim zdaniem wybiórczo traktowanego) świata to skończmy tą dyskusję...po prostu nie odpisuj
Pozdrawiam i życzę powodzenia
arturos25
17-11-2013, 10:35
...ale dalej nie rozumiem...siedzisz przy internecie, podpatrujesz (może) jak złowić rybę gołymi rękami, robisz sobie (byc może) z tego xero...i piszesz o pięknej, czystej wolności.
Nie wytrzymałem, więc skomentuję. Na początku cytat:
Intensywnie przygotowuję się do przeżycia przygody swojego życia: koczowania w Bieszczadach. Umiem jeździć konno; tymczasem staram się zdobyć wiadomości jak wyglądała indiańska szkoła jazdy konnej. Tego trzeba się nauczyć przed wyjazdem na koczowisko, bo jak coś się stanie w terenie w trakcie nauki na odludziu, to nikt nie pomoże. Uczę się posługiwać bronią, szczególnie rzucania do celu nożem i tomahawkiem oraz strzelectwa. Dużo biegam i pływam. Tipi jeszcze nie mam, ale ponieważ chcę je zrobić sobie sam, tymczasem szyję miniaturowe modele (coraz większe). Soboty i niedziele spędzam w lesie, śpiąc pod gołym niebem albo w szałasie. Na wędrówkach staram się nie używać zapałek, tylko punxu. Uczę się wciąż rozpoznawać dziko rosnące rośliny użytkowe i łowić ryby prymitywnymi metodami. Już samo to jest dla mnie niezwykłym przeżyciem, w czasie którego czuję się jak Indianin. Mieszkam w tej chwili na Pogórzu.\
Moim celem jest życie w lesie i na preriach całkowicie samowystarczalnie. Wyjadę z pełnym ekwipunkiem turystycznym którego stopniowo się będę pozbywał. W końcu nie chcę mieć ani jednej rzeczy, której bym sam nie wykonał. Nawet przedmioty metalowe chcę wyrabiać sam. Mam w terenie znajomego rekonstruktora, który jest kowalem i mnie wtajemniczy. Ostatecznie chcę to jednak uważać tylko za zdobytą umiejętność i posługiwać się narzędziami z metali obrabianych na zimno, jak to robili Indianie z USA i Kanady. W wolnych chwilach chcę sobie z tych metali porobić też ozdoby do uprzęży końskiej. Chciałbym też poeksperymentować z narzędziami kamiennymi. Ale dopiero jak już się nauczę wszystkiego innego.
Wymyśliłem sobie regulamin, zgodnie z którym obowiązuje mnie zakaz korzystania z elektryczności, za wyjątkiem momentu, gdy jestem u kogoś w gościach. Nie może to trwać dłużej, niż 3 dni w miesiącu, żeby się nie rozhartować. Zasady te nie obowiązują w momencie zagrożenia zdrowia i życia. Na wieczną wędrówkę wyruszam wiosną za dwa lata.
(...) Otóż ja wierzę głęboko, że gdy pojawią się tacy, którzy swoim życiem zaświadczą, że jest inaczej, to przyjdzie refleksja i patologie cywilizacyjne się cofną. No i chcę mieć coś dla siebie - niezwykłe indiańskie życie, które jest jedną Wielką, Niekończącą Się Przygodą.
Otóż to. Przeciwnicy odrodzenia zakapiorstwa najpierw tworzą jakieś własne, negatywne wyobrażenie o jego zwolennikach, całkowicie sprzeczne z faktami (zakładam, że Indianin nie kłamie), a potem z tym wyobrażeniem dyskutują i krytykują je, twierdząc, że krytykują postawę i styl życia zwolenników zakapiorstwa. Żałosne, ale zrozumiałe. Przecież panuje przekonanie jeszcze z czasów PRL, że materializm to REALIZM. Czyli gdy broni się materializmu, to występuje się automatycznie po stronie mądrości i zdrowego rozsądku. Nieważne, jakie nonsensy się opowiada, np. twierdząc, że życie 5 km od sklepu jest zbyt ciężkie, żeby było możliwe, albo wkładając swojemu przeciwnikowi w usta coś, czego nie powiedział.
Biały..wierzysz, że zobaczysz cokolwiek? Zobaczyłeś coś od samotnego włoczykija? a może arturos25? a teraz Indianina? Oprócz fotek niby szałasów, zwiarzątek rożnego autoramentu.....wierzysz Biały?
Mam pytanie: czy ja kiedykolwiek twierdziłem, że jestem zakapiorem? Mam daleko za mało doświadczenia, żeby nim zostać. Życie na dziko na odludziu to nie ciepłe pieluchy dobrej niani!
Wojna nie zbliży nas do przyrody ewentualnie zamieni niektórych ludzi w zwierzęta i będą zabijać sąsiada dla bochenka chleba,dopuszczać się innych niegodziwości jak to już kiedyś za wojen bywało.
Chyba jednak zbliży, bo jak ludziom głód zajrzy w oczy, to będą jeść nie tylko bukiew, raki, topinambur i żołędzie, ale nawet pędraka chrabąszcza uznają za delikates. I żadna niewidzialna ręka rynku im niczego nie dostarczy.
Zamiana ludzi w zwierzęta to inny problem. Nikt staje się bestią dopiero w czasie wojny - chyba że dopiero w jej trakcie dorasta. Człowiek jest nią już przedtem, tylko wojna, która jest bezprawiem, pozwala mu bezkarnie ujawniać takie instynkty. Ale to też jest potrzebne, bo wtedy inni wtedy muszą zjednoczyć się przeciw tym oprychom, a w tym celu porzucić swoje indywidualistyczne przekonanie, że inni ludzie nie są im potrzebni i w życiu dadzą sobie sami radę. Kto go nie porzuci, zginie bez ratunku.
creamcheese
17-11-2013, 12:29
twierdząc, że życie 5 km od sklepu jest zbyt ciężkie, żeby było możliwe, albo wkładając swojemu przeciwnikowi w usta coś, czego nie powiedział.
Żeby była jasność, bo mnie zacytowałeś...nie twierdzę, że bez sklepu w pobliżu jest ciężko, nie wkładam do ust przeciwnikowi (? kogo masz na myśli??) niczego czego by nie powiedział. Cytat nie jest bezpodstawny, bo przecież Indianin siedzi przy kompie i stuka w klawiaturę...i być może z netu uczy się prymitywnych sposobów łowienia ryb!!
W końcu nie chcę mieć ani jednej rzeczy, której bym sam nie wykonał.
Czy sądzisz, że Indianin,np. plomby z zębów sobie wydłubie, żeby być zgodnym ze swoją filozofią?
A wojny oprócz, jak sądzisz, zbliżenia nas do przyrody, były siłą napędową masy wynalazków, które zapewne doprowadziły do "syfilizacji"
Na zakończenie, arturos25, nie wiem skąd u Ciebie przeświadczenie, że stoję w opozycji do Indianina...wręcz przeciwnie, życzę mu powodzenia z całego serca.
Pozdrawiam
Nie potrzeba wojny by ujawnić nasze instynkty wystarczy jakikolwiek kataklizm,wszak człowiek jest najniebezpieczniejszym drapieżnikiem,którego na szczęście trzyma w ryzach tak zwany ład społeczny,cywilizacja,religia.A gdy głód zajrzy w oczy to może dojść do tego co w czasie wielkiego głodu na Ukrainie.
arturos25
17-11-2013, 13:27
Żeby była jasność, bo mnie zacytowałeś...nie twierdzę, że bez sklepu w pobliżu jest ciężko, nie wkładam do ust przeciwnikowi (? kogo masz na myśli??) niczego czego by nie powiedział. Cytat nie jest bezpodstawny, bo przecież Indianin siedzi przy kompie i stuka w klawiaturę...i być może z netu uczy się prymitywnych sposobów łowienia ryb!!
O tych 5 km pisałem jako o przykładzie nonsensów, głoszonych przez przeciwników zakapiorstwa. Przeciwnik to w tym wypadku ktoś o przeciwnych poglądach. Poza tym, Twoja poprzednia wypowiedź sugerowała, że Indianin się uczy tego wszystkiego tylko w teorii, gdy on pisał wyraźnie o praktyce.
Czy sądzisz, że Indianin,np. plomby z zębów sobie wydłubie, żeby być zgodnym ze swoją filozofią?
Znowu to samo! Czy Indianin nie pisał wyraźnie, że te zasady nie obowiązują w momencie zagrożenia zdrowia lub życia? On nie kwestionuje rozwoju myśli ludzkiej, zresztą sam, jak można sądzić, do nieużywających rozumu się nie zalicza. On tylko protestuje przeciw uzależnieniu człowieka od techniki. Przeciw kultowi gadżetów, które koniecznie musimy mieć, choć tak naprawdę nie są nam do niczego potrzebne. Tak naprawdę wynalazki medyczne to w obecnych czasach są jedne z nielicznych, które są stosowane jak należy, do tworzenia czegoś dobrego, nie do wbijania człowieka w pychę czy tworzenia jakichś idiotycznych kompleksów.
A wojny oprócz, jak sądzisz, zbliżenia nas do przyrody, były siłą napędową masy wynalazków, które zapewne doprowadziły do "syfilizacji"
Nonsens. Do "syfilizacji" nie doprowadziły nas wynalazki, tylko przekonanie, że skoro te wynalazki mamy, to możemy siadać na laurach, rezygnować z wymagań wobec siebie. To się zawsze bardzo źle kończy. ZAWSZE! Nie wiem, czy pamiętacie, że pierwszemu rejsowi "Titanica" towarzyszyła propaganda w stylu wieży Babel: że jest to tak potężne dzieło człowieka, że nawet Bóg nic mu nie zrobi. Możemy więc siedzieć na laurach, bo nic się nam już nie może stać. Ze współczesnych badań wynika, że u wód Nowej Fundlandii statek trafił akurat przypadkiem na wyjątkową pogodę, która stworzyła liczne złudzenia optyczne. Powodowały one, że górę lodową było widać, gdy już było za późno na jej ominięcie, a będące w sąsiedztwie statki dostawały zniekształcony obraz transatlantyka. Ba - nawet sygnały SOS były zniekształcane przez miraże, przez co znajdujące się w otoczeniu jednostki nie wiedziały, że "Titanicowi" trzeba pomóc. I superstatek z superzałogą poszedł na dno, a razem z nim mnóstwo pasażerów, którzy też pewno byli super. Jak mówią Górale: "Choćbyś chodziuł w zelezie, to cię Pon Bóg nalezie!". Wynalazki nie tworzą "syfilizacyjnej" postawy, ale "syfilizacyjna" postawa marnuje to, co już wynaleziono i zbudowano. Już nie wspominając o tym, że samouwielbienie człowieka powoduje wysychanie źródła wynalazków, jakim jest nauka - o czym pisał Indianin.
Tak na marginesie - ze źródeł starożytnych już wiadomo, że ludzie popadali w samouwielbienie na długo przedtem, zanim poznano samochody czy komputery. Poczytaj sobie o śmierci Ajaksa Małego w mitologii greckiej. Tylko tyle, że obecnie istniejące wynalazki przedłużają upadek, co powoduje, że możemy demoralizować się dłużej i gruntowniej. Z reguły następuje to właśnie w czasie pokoju, choć często w oparciu o wynalazki, dokonane na wojnie czy w ramach przygotowań do niej.
diabel-1410
18-11-2013, 18:21
Miałem głosu już więcej nie zabierać w tym wątku ale ponieważ to ja pisałem tekst o trudnościach z dotarciem do sklepu zimą więc odpowiadam.
Szanowni miłośnicy zakapioryzmu- Chodzenie po jakichkolwiek górach jest zimą bardzo trudne,czasami wręcz uniemożliwione.Realna prędkość piechura nawet zaopatrzonego w rakiety bardzo często wynosi ok 500 m/h.Ktoś kto twierdzi inaczej śmiem stwierdzić nigdy zimą w ciężkich warunkach po górach nie chodził.Dla tych niedowiarków mam propozycję- w okresie między świętami a nowym rokiem będę w Bieszczadach.Jeśli warunki śniegowe i pogodowe będą odpowiednie tzn pod psem a nawet dwoma zapraszam na spacerek trasą prostą i nudną z przełęczy Żebrak do Cisnej.Wtedy będziecie mieli szansę na przekonanie się jak wygląda marsz po górach zimą.Oczywiście szczegóły ustalimy na priv coby tematu dodatkowo nie zaśmiecać.
Indianin
18-11-2013, 19:18
Ja znam doskonale te klimaty. Np. tam, gdzie w ciepłej porze roku idzie się godzinę, zimą idzie się pół dnia. Ale właśnie to jest niezwykłe i fascynujące: radzenie sobie wśród ustawicznych trudności.
biały wilk
19-11-2013, 22:00
Mam bardzo młodego kolegę,który jest fascynatem średniowiecza.Sam szyje buty i odzież,buduje broń,jeżdzi pod Grunwald i na inne inscenizacje.Wspomagam jego fascynacje.szukam mu stali starej,bo ponoć ma inny kolor,szukam drewna lipowego,wierzbowego,bo z takiego drewna były robione tarcze.Wczoraj pochwalił się własnoręcznie wykutym w prymitywnych warunkach{na działce} mieczem l nożem. jednak to tylko ZABAWA,a nie sposób na życie.Fajnie się pobawić,ale czy obecnie ktoś jest w stanie nie używać CO.telefonu,internetu itp? Można potaplać się w błocie czy śniegu,kiedy się wie,że się wróci do ciepłego mieszkanka oświetlonego,czystego,włączy się tv.Może w USA lub Kanadzie jest możliwe zaszycie się w głuszy,ale nie w Europie. Na forum wspominana była książka i film "In to the wild".Wystarczyła mała pomyłka rośliny,Nie ma odwrotu od cywilizacji i tyko można się pobawić w prymitywne życie. T
akie jest moje zdanie na ten temat,a dyskusja na te tematy jest bezsensowna w takim formacie jak w tym wątku.W/g mnie, to w postach chodzi bardziej o błyśnięcie wiedzą niż konkretne wypowiedzi. Takie jest moje zdanie,takie odniosłem wrażenie czytając ten wątek.
Pozdrawiam St.
arturos25
20-11-2013, 19:47
Nonsens goni nonsens.
Nie rozumiem: czyżby w USA lub w Kanadzie nie istniał problem z życiem poza ciepłym, oświetlonym mieszkankiem? Poza tym, także w Europie jest mnóstwo terenów, gdzie można żyć na dziko. Najlepsze tereny to Skandynawia i wiele miejsc na Bałkanach, ale nie brak ich nawet w Alpach.
Tak naprawdę przyzwyczajenie do niewygód to jest kwestia najwyżej 2 tygodni. Tylko trzeba mieć silną wolę. Potem już Ci wszystko jedno, czy jesteś przemoczony, stajesz się odporny na zimno. Byle tylko nie dopuścić do nadmiernego wychłodzenia organizmu. Ja odnoszę wrażenie, że wielu moich rozmówców myli dwie rzeczy:
- realne możliwości człowieka, istniejące w obecnej rzeczywistości w Polsce,
- lansowaną przez media, obowiązującą pod groźbą wykluczenia społecznego wśród "młodych, wykształconych" (a także tych trochę starszych, ale uważających się za nowoczesnych) MODĘ. Ta moda zobowiązuje do konsumpcyjnego stylu życia, w którym wszystko musi być lekkie, łatwe i przyjemne, a jedyne, co wolno traktować serio, to pieniądze i indywidualna przyjemność. Turystyka w zasadzie jest próżniactwem, połączonym jednak z zaliczaniem ze snobizmu rozrywek - "atrakcji turystycznych". Wysiłek fizyczny jest wprawdzie dozwolony, ale wyłącznie dlatego, że jest "trendy" w kolorowych pisemkach oraz dlatego, żeby "dbać o linię" i wyglądać tak, jak modele i modelki z tych pisemek.
To właśnie w ramach tego "nowoczesnego", stworzonego przez media stylu życia nie jest możliwe życie na dziko. Nie w realnej rzeczywistości, w której miejsca dla zakapiorów jest dosyć. Tylko że wielu ludzi nie jest w stanie tego odróżnić, bo dla nich materializm/ konsumpcjonizm to "realizm".
Jeśli chodzi o telefon, to mam znajomych, którzy nie używają telefonu komórkowego. Jeden z nich nawet dostał taki telefon od rodziny, ale i tak go trzyma w szufladzie i nigdy jeszcze nie użył. Uważa, że to zbędna smycz i wyrzucanie pieniędzy w błoto. Bynajmniej nie jest stary - ma ponad 30 lat. Internetu używa wyłącznie jako narzędzia, a gdyby miał możliwość innej pracy, dałby sobie spokój nawet z tym. Ja w ogóle nie rozumiem, po co to wmawianie ludziom, że bez czegoś, co wcale nie jest konieczne do życia, absolutnie nie mogą sobie dać rady.
Z tym brakiem centralnego ogrzewania to jest już nonsens po prostu piramidalny, bo miliony Polaków na wsiach, miasteczkach, a nawet w dużych miastach ze starszą zabudową (Łódź, Kraków) doskonale sobie bez niego radzą. Z pewnością i na tym forum nie brak takich.
Jeśli chodzi o rośliny jadalne, to jest po prostu taka zasada, że człowiek nie odżywia się czymś, czego nie jest pewnym. Albo się ma jakiegoś mistrza, który uczy, jak rozpoznać rośliny jadalne, albo się robi tak, jak szamani ludów pierwotnych przy przenoszeniu się na teren o innym klimacie i jak się uczy postępować komandosów. To znaczy, próbuje się jakiejś rośliny w małej dawce i patrzy, czy nie wywołuje ona reakcji zatrucia organizmu, a potem stopniowo zwiększa dawkę. Ostatecznie, miliony Polaków wciąż jeszcze jedzą grzyby, które są w sumie niebezpieczniejsze od roślin, bo podobniejsze do siebie nawzajem. Czy wg Ciebie grzybobranie to też "utopia"? Zresztą, nie wiem czy wiesz, że tak samo można się otruć rośliną jedzoną w ramach zabawy w dzikie życie, jak i jedzoną w trakcie prawdziwego życia zakapiorskiego.
Jedni traktują styl życia zakapiora jako hobby, inni po prostu tak żyją stale. Różnie bywa, a z tego, że istnieją ci pierwsi, nie wynika, że nie mogą istnieć ci drudzy.
arturos25
20-11-2013, 20:09
Aha, dowiedziałem się niedawno o człowieku, który wędruje po Polsce, obchodząc wciąż jej granice. Żywi się wyłącznie korzonkami, nie używa nawet pieniędzy (jak znajdzie jakiś pieniądz, oddaje go potrzebującemu) i jest WOLNY od wszelkich nacisków obecnego chorego systemu politycznego.
arturos25
20-11-2013, 23:19
Wszystkim, którzy twierdzą, że życie na dziko to utopia, proponuję przeczytanie książki Cody'ego Lundina "Gdy rozpęta się piekło. Poradnik survivalowy na czas kataklizmu". Autor pisze o cywilizacyjnej katastrofie, która zmusi nas do życia w ekstremalnych warunkach, nie w kategoriach teoretycznych rozważań, czy jest to utopia, czy coś możliwego, tylko jako o ewentualności, do której we własnym dobrze pojętym interesie KONIECZNIE powinniśmy się przygotować. Jego porady są wybitnie zdroworozsądkowe i oparte na danych naukowych, m. in. medycznych. Radzi również porzucenie indywidualizmu (lekceważenia innych ludzi i nieliczenia się z nimi, jeśli nie dość mają siły, żeby nas do czegoś zmusić), który mieszczaństwo uważa za przejaw szczytowej wolności, oraz wiary w pieniądz, uważanej za podstawę nowoczesności i praktyczności.
Indianin
21-11-2013, 15:43
Mam bardzo młodego kolegę,który jest fascynatem średniowiecza.Sam szyje buty i odzież,buduje broń,jeżdzi pod Grunwald i na inne inscenizacje.Wspomagam jego fascynacje.szukam mu stali starej,bo ponoć ma inny kolor,szukam drewna lipowego,wierzbowego,bo z takiego drewna były robione tarcze.Wczoraj pochwalił się własnoręcznie wykutym w prymitywnych warunkach{na działce} mieczem l nożem. jednak to tylko ZABAWA,a nie sposób na życie.
Protestuję przeciw nazywaniu pasji "zabawą"! Amatorzy którzy zajmują się czymś twórczym w wolnym czasie tak naprawdę PRACUJĄ SPOŁECZNIE. Mam znajomych archeologów i biologów. Oni mówią że bez terenowych miłośników historii i przyrody o wiele mniej by wskórali. Jak mówimy że ktoś kto nie robi czegoś zawodowo bawi się, stawiamy znak równości między nim a kimś kto wolny czas spędza na imprezowaniu, piciu, narkotyzowaniu się albo przygodach erotycznych. Znałem człowieka który był amatorsko sędzią kolarskim. Amatorsko - bo w kolarstwie nie ma sędziów-zawodowców, przynajmniej w Polsce. Czy można powiedzieć że się bawił?
biały wilk
22-11-2013, 01:07
Nie stawiam znaku równości między pasją a pracą społeczną.Szanuję pracę np wolontariuszy.Praca społeczna w wolnym czasie bez wynagrodzenia,to coś innego niż np budowa modeli.Jedno i drugie zajęcie może być pasją.Uważam,że takie chwilowe życie "na dziko" i powrót do ciepłego mieszkania z co i tv,jest tylko zabawą,ale też może być pasją.Swoją drogą chciałbym zobaczyć człowieka po miesiącu żywienia się korzonkami.a co zimą?Można dla fanaberii tak sobie pożyć chwilowo.A co w razie choroby? Skąd leki, opłata za szpital,bo przecież bez składek nie ma ubezpieczenia.Fajnie się o tym pisze,kiedy się ma zabezpieczenie finansowe i socjalne.Żyję trochę wiosen na tym świecie i różne rzeczy widziałem,wiele przeżyłem i wiem,że realnie nie da się uciec od cywilizacji choćby ze względu na odzież w naszym klimacie,jak też wyżywienie zimą,bo korzonki,to brednie . Tak więc jednak jest to zabawa,a nie sposób na życie.Jest to moje zdanie i nie każdy musi się z tym zgadzać.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w realizacji planów.St.
:razz:....A co w razie choroby? A w razie choroby domorośli traperzy, indianie pseudo zakapiorzy udadzą się jesli dadzą radę na poszukiwanie szamana żeby odczyniwszy uroki wypędził z nich ducha choroby...:mrgreen:
diabel-1410
22-11-2013, 11:22
:razz:....A co w razie choroby? A w razie choroby domorośli traperzy, indianie pseudo zakapiorzy udadzą się jesli dadzą radę na poszukiwanie szamana żeby odczyniwszy uroki wypędził z nich ducha choroby...:mrgreen:
A w razie choroby Panowie teoretycy zaczną szukać jamy do zdechnięcia bo do niczego więcej zdolni nie są.:-) Ale że to offtopik znaczy dział forum to niech sobie dalej teoretyzują na temat wielkiej wojny,upadku cywilizacji i wyższości ideałów nad /syfilizacją/ oczywiście bezpieczni w swoich domach przed klawiaturą i monitorem.
Spodziewałem się że kiedy zaproponowałem spacerek zimowy po Bieszczadach odezwu ze strony /zakapiorów/ a zobaczyłem na monitorze bicie piany.:-)
Indianin
22-11-2013, 12:58
Z tą chorobą to jedyna sensowna uwaga ale już przecież na to odpowiedziałem. W warunkach zagrożenia życia i zdrowia moje zasady nie obowiązują. Ja nie sprzeciwiam się cywilizacji tylko patologiom cywilizacyjnym. Zresztą wyolbrzymiacie to. Ja bez problemów i żadnych komplikacji przetrwałem w terenie grypę. Co prawda latem ale w warunkach dość ostrych. Z konieczności sypiałem na gołej ziemi przykryty płócienną kurtką myśliwską (w najlepszym razie na ławce). Innym razem jesienią w górach gdy były już przymrozki podobnie przetrwałem anginę, choć miałem tylko wyposażenie typowo letnie. Przestrzegałem po prostu pewnych zasad: nie piłem zimnej wody, jadłem owoce zawierające dużo witaminy C, parzyłem sobie herbatki z dostępnych ziół, możliwie ciepło ubierałem się na noc i spałem zawsze, gdy tylko czułem senność (sen to jest podstawa w takich wypadkach). Zimą jest teoretycznie trudniej. Jednak ja na swoich konikach będę mógł wozić ze sobą tyle wyposażenia, że zapewnię sobie warunki dużo lepsze, niż miałem na tych "kuracyjnych" wyprawach w cieplejszych porach roku (żeby nie było wątpliwości - sypiałem już zimą pod namiotem w Bieszczadach). W tipi można nawet rozpalić ogień czego się nie zrobi w zwykłym namiocie. Większym problemem są w tych warunkach kontuzje, zwłaszcza rąk, nóg i kręgosłupa. Wtedy dajemy sobie urlop od zakapiorowania :grin:.
Żyję trochę wiosen na tym świecie i różne rzeczy widziałem,wiele przeżyłem i wiem,że realnie nie da się uciec od cywilizacji choćby ze względu na odzież w naszym klimacie,jak też wyżywienie zimą,bo korzonki,to brednie .
Przecież i tak żyjemy "korzonkami". Czym niby jest ziemniak, pietruszka, marchew? W wielu miejscach na świecie ludzie do dziś żyją kartoflami. W terenie w Polsce ziemniaki są zastępowane przez słonecznik bulwiasty, marchew jest dzika. W naszej przyrodzie jest też mnóstwo warzyw korzeniowych nieznanych w uprawach. Topinambur przechowuje się zimą w kopcach jak ziemniaki. Przez to traci własności wiatropędne. Poza tym te korzonki to sprawa umowna. Chodzi o pokarm roślinny. Orzeszki bukowe i laskowe, suszone owoce, cukier klonowy, żołędzie też w to wchodzą. Ja sam bynajmniej nie jestem wegetarianinem i nie pogardzę rybkami czy larwami z pni drzewnych. Próbowałem - są dość dobre. Jedne i drugie można zdobywać przez całą zimę. Oczywiście, że zimą ciężko jest przeprowadzać jakiekolwiek zbiory roślin, umożliwiające przeżycie - ale OD TEGO WŁAŚNIE MAMY WCZEŚNIEJSZE PORY ROKU, ŻEBY PRZYGOTOWAĆ SIĘ DO ZIMY. To jest absolutny elementarz każdego człowieka żyjącego z produkcji ziemi. Również milionów polskich rolników. Skoro tego nie rozumiesz to nie świadczy to wcale o tym że ucieczka od syfilizacji jest niemożliwa. Świadczy to tylko o tym, że myślisz po miejsku i nie rozumiesz logiki życia w przyrodzie.
Tak więc jednak jest to zabawa,a nie sposób na życie.
Skoro znasz tylko takie dwie możliwości, to znaczy że wolontariat to jednak też dla Ciebie zabawa?
Ale że to offtopik znaczy dział forum to niech sobie dalej teoretyzują na temat wielkiej wojny,upadku cywilizacji i wyższości ideałów nad /syfilizacją/ oczywiście bezpieczni w swoich domach przed klawiaturą i monitorem.
Jeszcze jeden wyznawca Niewidzialnej Ręki Rynku. Mam nadzieję że niedługo główny jej apostoł, ten z wąsami, spojrzeniem szaleńca i muchą pod szyją trafi do domu bez klamek i tak się skończy apostolstwo "cywilizacji".
Spodziewałem się że kiedy zaproponowałem spacerek zimowy po Bieszczadach odezwu ze strony /zakapiorów/ a zobaczyłem na monitorze bicie piany.:smile:
Nie bij tak tej piany, to jej nie zobaczysz. Nie skorzystałem z Twojej propozycji bo warunki o których mówisz dobrze znam. Nic by mi to nie dało a was przecież i tak nie przekonam.
Przeczytałem z pokorą (ja 60-cio latek) Twój post...ale dalej nie rozumiem...siedzisz przy internecie, podpatrujesz (może) jak złowić rybę gołymi rękami, robisz sobie (byc może) z tego xero...i piszesz o pięknej, czystej wolności.
oczywiście bezpieczni w swoich domach przed klawiaturą i monitorem.
Nie rozumiem, na jakiej podstawie wciąż z uporem twierdzicie, że moje przygotowania zakapiorskie ograniczają się do Internetu. Wszystko, co chcę umieć, przećwiczyłem, właśnie ćwiczę lub będę ćwiczył. Inaczej to nie ma sensu. Materiały z Internetu zdobyłem już dawno. Teraz głównie szperam w książkach. O rybołówstwie najwięcej można się dowiedzieć z literatury etnograficznej. Ćwiczę łowienie ryb przede wszystkim na stawach u mojego znajomego. Sama moja obecność w Internecie o niczym nie świadczy. Nie wiem czy zauważyliście że z braku czasu na Internet odpowiadam na wiele postów równocześnie. Wy poza tym przecież też uważacie się za ludzi bardzo doświadczonych jeśli chodzi o życie w przyrodzie chociaż wciąż na Necie siedzicie. I macie na tym forum więcej postów niż ja.
creamcheese
22-11-2013, 13:39
Czytaj, proszę, ze zrozumieniem. Napisałem, że siedzisz w necie, bo trudno byłoby Ci napisać choćby powyższego posta bez internetu. Dalej pisałem...może, być może...
Tyle w temacie mojego cytatu.
Pozdrawiam
Indianin
22-11-2013, 14:04
W takim razie myśl Twoja jest zbyt głęboka aby Indianin mógł ją pojąć swoim małym rozumkiem...:| W każdym razie w przypadku Diabła nie ma wątpliwości. Zrobił ze mnie jakiegoś internetowego zakapiora zupełnie bez prawdziwego doświadczenia.
biały wilk
23-11-2013, 08:28
Powiem tylko tyle,że urodziłem się już po wojnie,wychowałem się na wsi w Polsce B [jeżeli wiesz co to znaczyło].Często las był mi domem.Bywało,że budziłem się pod sztywnym od mrozu kocem lub budziła mnie ulewa pod drzewem.Całe lato biegałem boso albo w sandałach zrobionych przez ojca z pasa transmisyjnego.Od dzieciństwa pracowałem na polu lub w lesie.nie wstydzę się tego,a piszę to tylko dlatego,abyś wiedział,że znam prymitywne życie bez prądu tv,co,internetu.Jak widzisz.to nie piszę bezpodstawnie.Dlatego uważam ,że Twoje teoretyczne i praktyczne poczynania są zabawą.Co do przygotowań na zimę,to nadal własnoręcznie zbieram na zimę kwiat lipowy,liście dzikich malin,miętę i inne zioła na herbaty.Od dzieciństwa przyjacielem była mi książka i pies.W młodości buszowałem po terenie obecnego Roztoczańskiego Parku Narodowego,a teraz po Puszczy Goleniowskiej,też z moim psem.To tyle wyjaśnień.Piszesz o konsumpcji, wolnym życiu,ale kiedy dzieje się krzywda,to biegiem do mamy cywilizacji.Jestem prostym człowiekiem i może nie rozumiem wszystkiego,może nie umiem się wyrazić mądrymi słowami,ale nie jestem ignorantem i szanuję pasje innych ludzi.Denerwują mnie teoretycy "bo ja czytałem,bo w internecie wyszukałem,bo ktoś mówił,że widział". Życzę Ci dobrej zabawy i powodzenia w realizacji planów.Nadal będę śledził Twoje poczynania.
Pozdrawiam St.
"I macie na tym forum więcej postów niż ja."
-jakby wziąć do kupy wszystkie Twoje nicki to chyba miałbyś jednak ich więcej ;p
"I macie na tym forum więcej postów niż ja."
-jakby wziąć do kupy wszystkie Twoje nicki to chyba miałbyś jednak ich więcej ;p
:mrgreen:
diabel-1410
23-11-2013, 21:03
Szanowny Indianinie,Samotny Włóczykiju,Arturosie -czyli po mojemu jedna osobo w trzech nickach(mam nadzieję że poprawnie napisałem) śmiem po chamsku stwierdzić że Jesteś/Jesteście osobą/osobami lubiącą-lubiącymi wywoływać jakowyś zamęt na forach korzystając z anonimowości.Nawet jeśli zaproponawałbym
Wam - Tobie obóz szkoleniowo kondycyjny pod przewodnictwem np.Andrzeja Bryla tudzież Pałkiewicza dostałbym tą samą odpowiedź.Na podstawie mojego doświadczenia życiowego śmiem stwierdzić że o survivalu ulicznym czy leśnym nie wiecie - nie wiesz nic.Nie widzę w wypowiedziach podstawowej troski zapewniającej bezpieczeństwo.Myślę że znacie to tylko z teorii i przepraszam z góry za odebranie tego jak atak osobisty - głupoty pi..eprzysz-ycie.
A stwierdzenie że to wszystko znasz i dlatego w góry iść ze mną nie chcesz przebija całą teorię tu zaprezentowaną.Bo ja wiem jedno- jeśli potrzebuję wiedzy to będę uczył się od wszystkich.Niezależnie od wiary,wyznania i poglądów.
arturos25
24-11-2013, 11:58
Jimi, to jest już nudne.
Te Wasze zachowania są tak schematyczne, że aż śmieszne. Jak tylko pojawi się zwolennik zakapiorstwa, którego wypowiedź brzmi wiarygodnie, następuje najpierw dłuuugie milczenie:mrgreen::mrgreen::mrgreen:. Potem w miarę, jak co niektórzy oswajają się ze zmienioną sytuacją, zaczynają, zrazu nieśmiało, potem coraz śmielej, wracać do poprzedniej krytyki. Kończy się, oczywiście, powrotem do powtarzania w kółko dwóch hasełek: "internetowy zakapior, który wie wszystko z internetu" oraz "wszyscy zwolennicy zakapiorstwa to jedna i ta sama osoba".
arturos25
24-11-2013, 13:10
Powiem tylko tyle,że urodziłem się już po wojnie,wychowałem się na wsi w Polsce B [jeżeli wiesz co to znaczyło].Często las był mi domem.Bywało,że budziłem się pod sztywnym od mrozu kocem lub budziła mnie ulewa pod drzewem.Całe lato biegałem boso albo w sandałach zrobionych przez ojca z pasa transmisyjnego.Od dzieciństwa pracowałem na polu lub w lesie.nie wstydzę się tego,a piszę to tylko dlatego,abyś wiedział,że znam prymitywne życie bez prądu tv,co,internetu.Jak widzisz.to nie piszę bezpodstawnie.Dlatego uważam ,że Twoje teoretyczne i praktyczne poczynania są zabawą.Co do przygotowań na zimę,to nadal własnoręcznie zbieram na zimę kwiat lipowy,liście dzikich malin,miętę i inne zioła na herbaty.Od dzieciństwa przyjacielem była mi książka i pies.W młodości buszowałem po terenie obecnego Roztoczańskiego Parku Narodowego,a teraz po Puszczy Goleniowskiej,też z moim psem.To tyle wyjaśnień.Piszesz o konsumpcji, wolnym życiu,ale kiedy dzieje się krzywda,to biegiem do mamy cywilizacji.Jestem prostym człowiekiem i może nie rozumiem wszystkiego,może nie umiem się wyrazić mądrymi słowami,ale nie jestem ignorantem i szanuję pasje innych ludzi.Denerwują mnie teoretycy "bo ja czytałem,bo w internecie wyszukałem,bo ktoś mówił,że widział". Życzę Ci dobrej zabawy i powodzenia w realizacji planów.Nadal będę śledził Twoje poczynania.
Pozdrawiam St.
Tylko biały wilk pisze tu cokolwiek do rzeczy, więc podyskutujemy. Indianin pisał o przetrwaniu grypy i anginy w lesie, w tym w temperaturze poniżej 0 stopni. To wg Ciebie jest zabawa? A wiesz, czym taka "zabawa" może się skończyć? Ty też masz za sobą takie doświadczenia, czy w razie choroby uciekałeś na ciepły piecyk do chałupki do mamusi cywilizacji (wprawdzie średniowiecznej, ale jednak)? Myślę też, że nie żywiłeś się produktami dzikiej przyrody w takim stopniu, jak współcześni zakapiorzy (w tym Indianin), ponieważ po wojnie nie było raczej takiego głodu, żeby chłopi musieli trudnić się zbieractwem, oprócz zbioru grzybów, ziół i owoców leśnych.
Poza tym, ciągle dyskutujesz nie z tym, co Indianin mówi o sobie, tylko ze swoją własną wizją Indianina, i ją krytykujesz. Przecież Indianin nigdzie nie pisał, że walczy z cywilizacją, tylko z patologiami cywilizacyjnymi, które nazywa "syfilizacją".
Nie stawiam znaku równości między pasją a pracą społeczną.Szanuję pracę np wolontariuszy.Praca społeczna w wolnym czasie bez wynagrodzenia,to coś innego niż np budowa modeli.Jedno i drugie zajęcie może być pasją.Uważam,że takie chwilowe życie "na dziko" i powrót do ciepłego mieszkania z co i tv,jest tylko zabawą,ale też może być pasją.Swoją drogą chciałbym zobaczyć człowieka po miesiącu żywienia się korzonkami.a co zimą?Można dla fanaberii tak sobie pożyć chwilowo.A co w razie choroby? Skąd leki, opłata za szpital,bo przecież bez składek nie ma ubezpieczenia.Fajnie się o tym pisze,kiedy się ma zabezpieczenie finansowe i socjalne.
Rozczaruję Cię, bo niestety z pracy modelarza może być WIĘKSZA korzyść, niż z pracy wolontariusza. Modelarstwo to nie tylko takie sobie klejenie modeli. Ono się łączy z pasjami historycznymi, a szczególnie z wiedzą o historii polskiej myśli technicznej. Jeśli dla Ciebie jest wszystko jedno, czy Polacy będą znali historię, a w rezultacie czy będą pozwalali sobie wmówić, że istniały "polskie obozy zagłady", i czy będzie można im wmówić, że powinniśmy zapłacić komuś z tego powodu odszkodowania i w końcu czy Ty będziesz miał wskutek tego wyższą emeryturę, czy niższą, to OK. Modelarstwo jest tylko zabawą. Podobnie bez znajomości polskiej myśli technicznej będzie można nam łatwo wmówić, że w Polsce nie było nigdy przemysłu, tylko jakaś komunistyczna atrapa, która była zła, niedorzeczna i trzeba było ją zniszczyć, a potem biernie czekać, aż przyjdzie kapitał zagraniczny i nam ten przemysł zbuduje. Nie wspominając o tym, że w obecnych warunkach, gdy panuje niestabilność na rynku pracy, rzemieślnicza solidność i dokładność w pracy ręcznej może się przydać nawet człowiekowi pracującemu umysłowo, bo nigdy nie wiadomo, gdzie się będzie zatrudnionym za kilka miesięcy.
Z drugiej strony - tu pewnie rozczaruję Indianina, bo indianiści przepadają za Jurkiem Owsiakiem - że pomaganie innym, jeśli ktoś na pierwszym miejscu nie stawia dobra innego człowieka, tylko chce przede wszystkim "poczuć się dobry", wyradza się w swoje zaprzeczenie. Klasycznym przykładem jest właśnie WOŚP, która polega na zabieraniu pieniędzy na to, żeby władze mogły przeznaczać fundusze mniej na służbę zdrowia, a bardziej na "praktyczniejsze" cele, oraz na tworzeniu przestępcom okazji do prania opinii, do czego się sam Owsiak przyznawał. Wszystko to łatwo i przyjemnie, z poczuciem wewnętrznego dobra, a bez konfrontacji z prawdziwym cierpieniem.
Ale to tak na marginesie.
Po drugie, obecny etap "rozwoju cywilizacyjnego" polega na likwidacji takich rzeczy, jak bezpieczeństwo finansowe i socjalne. Obecne pokolenie wie już np., że nie będzie mieć żadnej emerytury, bo przeznaczone na nią pieniądze schowają wcześniej do kieszeni i wydadzą politycy. Podobnie ludzie widzą postępujący paraliż służby zdrowia i wiedzą, że rezultatem tego ma być jej dostępność tylko dla wybranych. Żywność jest zresztą coraz bardziej sztuczna i szkodliwa. W zamian otrzymujemy hipermarkety, różne Biedronki i elektroniczne gadżety, które nam służą do podbudowania swojego ego. Dlatego życie "cywilizowane" jawić się będzie dzisiejszemu pokoleniu jako wcale nie bezpieczniejsze od nawet najbardziej sprzeciwiającego się cywilizacji materialnej zakapiorstwa, ale nudniejsze, bardziej ogłupiające i zniewalające człowieka.
W tej sytuacji myślę, że styl życia i przykład Indianina może znaleźć wielu naśladowców. Indianinie, nie przejmuj się marudami, tylko rób swoje, jak mawiał znajomy mojej znajomej.
Szkutawy
24-11-2013, 18:49
W takim razie myśl Twoja jest zbyt głęboka aby Indianin mógł ją pojąć swoim małym rozumkiem...:| W każdym razie w przypadku Diabła nie ma wątpliwości. Zrobił ze mnie jakiegoś internetowego zakapiora zupełnie bez prawdziwego doświadczenia.
Hej!
Nie zamierzam Ciebie atakować i nie odbieraj tego jak ataku, ale po co piszesz? Niebawem przyjdzie po zimie wiosna... weź plecak i udaj się w głuszę. Przygotowania są niepotrzebne i tak wszystko zweryfikuje twoja silna wola, psychika czy słabości. Jeśli nie masz rodziny to ruszaj.... a jeśli ją masz to okaże się, że jesteś egoistą ... no chyba, że ta rodzina tego chce to razem wyruszajcie, bo będzie łatwiej. Kwiecień jest takim miesiącem, że robi się cieplej, ale potrafi dać nieźle w dupę, aby pokazać, czy to dobry pomysł. Potem przyjdzie lato poczynisz przygotowania do zimy, a wtedy będziesz już wiedział, czy chcesz przeżyć w tych warunkach zimę. Po zimie chętnie poczytam jak Ci poszło.... Przygotowania są czasami nie na miejscu.... Można czasami się przygotowywać do czegoś całe życie i nic z tego nie wynika ... marzenia trzeba realizować ... i to jak najszybciej, bo można nie zdążyć... Człowiek jest stadny, więc bez pomocy innych nie dasz rady w tych warunkach, ale ludzi można przecież poznać, przekonać do swojej osoby, a trzeba to będzie niewątpliwie zrobić i nie zrazić. Doświadczenia się nabiera w trakcie czegoś, a nie przed. Pozdrawiam.
Hej!
Nie zamierzam Ciebie atakować i nie odbieraj tego jak ataku, ale po co piszesz? Niebawem przyjdzie po zimie wiosna... weź plecak i udaj się w głuszę. Przygotowania są niepotrzebne i tak wszystko zweryfikuje twoja silna wola, psychika czy słabości. Jeśli nie masz rodziny to ruszaj.... a jeśli ją masz to okaże się, że jesteś egoistą ... no chyba, że ta rodzina tego chce to razem wyruszajcie, bo będzie łatwiej. Kwiecień jest takim miesiącem, że robi się cieplej, ale potrafi dać nieźle w dupę, aby pokazać, czy to dobry pomysł. Potem przyjdzie lato poczynisz przygotowania do zimy, a wtedy będziesz już wiedział, czy chcesz przeżyć w tych warunkach zimę. Po zimie chętnie poczytam jak Ci poszło.... Przygotowania są czasami nie na miejscu.... Można czasami się przygotowywać do czegoś całe życie i nic z tego nie wynika ... marzenia trzeba realizować ... i to jak najszybciej, bo można nie zdążyć... Człowiek jest stadny, więc bez pomocy innych nie dasz rady w tych warunkach, ale ludzi można przecież poznać, przekonać do swojej osoby, a trzeba to będzie niewątpliwie zrobić i nie zrazić. Doświadczenia się nabiera w trakcie czegoś, a nie przed. Pozdrawiam.
Popieram czas na czyny i jest takie mądre ludowe przysłowie-"najgłośniej ryczy ta krowa co mało mleka daje"
Indianin
26-11-2013, 17:34
Wybaczcie, ale nie skorzystam w Waszych porad.
A stwierdzenie że to wszystko znasz i dlatego w góry iść ze mną nie chcesz przebija całą teorię tu zaprezentowaną.Bo ja wiem jedno- jeśli potrzebuję wiedzy to będę uczył się od wszystkich.Niezależnie od wiary,wyznania i poglądów.
Przykro mi nie mam możliwości korzystać ze wszystkich źródeł które ewentualnie mogłyby mi pomóc. Dlatego wybieram je m. in. pod kątem życzliwości wobec mnie. Jak dotąd nie dałeś mi też żadnych dowodów na to żebym mógł się czegoś od Ciebie nauczyć. Można się uczyć od wszystkich pod warunkiem że się ma czego.
Przygotowania są czasami nie na miejscu.... Można czasami się przygotowywać do czegoś całe życie i nic z tego nie wynika ... marzenia trzeba realizować ... i to jak najszybciej, bo można nie zdążyć... Człowiek jest stadny, więc bez pomocy innych nie dasz rady w tych warunkach, ale ludzi można przecież poznać, przekonać do swojej osoby, a trzeba to będzie niewątpliwie zrobić i nie zrazić. Doświadczenia się nabiera w trakcie czegoś, a nie przed. Pozdrawiam.
Ja właśnie dzięki temu jeszcze żyję że staram się nigdy nie robić nic bez rozwagi, pod wpływem emocji i na wariata. Dlatego przeżyłem choroby w terenie i wiele innych niebezpiecznych sytuacji, jak spotkanie z żerującym niedźwiedziem, żubrzycą z cielęciem czy rannym dzikiem, albo z kłusownikami i złodziejami drewna, czy zimowe samotne wędrówki po górach. Nie mam też zamiaru żyć w Bieszczadach z żebractwa i być ciężarem dla innych. Nie chcę nawet żyć tak jak Jędrek Połonina który jak nie miał chętnego na swoje rzeźby to nie miał czego do gęby włożyć. Chcę korzystać z dóbr Natury, a zarazem zarabiać rzeźbieniem tyle żeby to nie mnie dawali tylko żebym ja dawał. Pośpiech jest złym doradcą. Śpieszyć się trzeba tylko gdy się chce złapać pchłę jak mówią Chińczycy. Mówisz że jest wybór jedynie między marzeniami które wiecznie pozostają tylko planami oraz robieniem czegoś od razu, bez zastanowienia, bez przygotowania. Ja nie postępuję ani tak, ani tak. Ja mam rozpisany na lata plan przygotowań który stopniowo konsekwentnie realizuję. Terminy wybrane są z marginesem i nie zdarzyło mi się jeszcze większe spóźnienie z mojej winy. A nawet i wtedy odrabiałem je załatwiając wcześniej inną sprawę.
albo z kłusownikami i złodziejami drewna, .
Spotkania z pozyskujacymi drewno albo kłusownikami moga byc calkiem sympatyczne! I zakonczone wspolna konsupcja jakiegos mięsiwa i nie tylko :-P
Indianin
26-11-2013, 18:16
Mogą, ale nie muszą. Na ogół zwłaszcza kłusownikowi nie zależy na świadkach.
diabel-1410
26-11-2013, 18:28
Więc planuj/planujcie dalej.A czego mógłbyś się ode mnie nauczyć zapewne niewiele.Bo i od alkoholu nie stronię a i papieroska zapalić lubię. A umiejętności biwakowania zimą zdobywałem nie z książek tylko metodą prób i błędów.
Tylko proszę skończcie z teorią i pisaniem rozdziałów książek podobnych do /Stachury i kowbojów/autorstwa niejakiego Samotnego Włóczykija który będąc znawcą wielkim chciał w Bieszczadach znaleźć miejsce gdzie śnieg całym rokiem leży i mieszkać wyżej niż wszyscy inni a żywić się dzikimi owocami i warzywami.
Teraz co do filozofii porzucenia syfilizacji .Bardziej przywoływana tu przez Arturosa Jimi realizuje ten cel przez remont chaty w Prełukach i żyjąc tak jak chce niż Samotny Włóczykij,Arturos i Indianin razem wzięci.
Powodzenia w dalszych przygotowaniach i planowaniu życzę
Indianin
26-11-2013, 18:48
Ja też zdobywałem umiejętności biwakowania metodą prób i błędów, bo inaczej się nie da. Ale to nie ma nic wspólnego z wymyślaniem drugi raz tego samego i niekorzystaniem z cudzego doświadczenia. I się wreszcie zdecyduj czy powinno się uczyć od innych jak pisałeś ostatnio czy też nie. A picie i palenie nie ma ŻADNEGO związku z przetrwaniem. Chyba że negatywny. Chata? Chata daje mnie za mało wolności. Tylko Preria, koń i namiot z miejscem na ognisko!
diabel-1410
26-11-2013, 19:07
Więc proszę przemyśl czy planujesz czy marzysz.Bo marzyciel to mym skromnym zdaniem osoba która marzy o rzeczach niemożliwych tak naprawdę do realizacji(nie widzę tak naprawdę możliwości życia w zachodniej Europie)możliwości życia w stylu indiańskim-zbyt wiele ograniczeń dotyczących własności prywatnej i przepisów dotyczących ochrony środowiska-myslę że musisz przyznać mi rację.
Teraz planowanie to dążenie do zamierzonego celu z rozważeniem wszystkich za i przeciw.Inaczej po prostu się nie da.A papieros i alkohol w przetrwaniu czy pomaga sprawa sporna.Sam Nansen na wyprawę do bieguna zabrał spore ilości tej używki jako doskonałego środka na głód trapiący wędrowców.
Alkoholu faktycznie w warunkach ekstremalnych nie polecam chociaż lubię mieć przy sobie jakowąś piersiówkę z cytrynówką ale to już inna sprawa:-)
Indianin
26-11-2013, 19:35
Nie skomentuję. Wszystko co piszesz to albo absurd albo było to już dyskutowane.
Szkutawy
26-11-2013, 19:52
Teraz planowanie to dążenie do zamierzonego celu z rozważeniem wszystkich za i przeciw.Inaczej po prostu się nie da.A papieros i alkohol w przetrwaniu czy pomaga sprawa sporna.Sam Nansen na wyprawę do bieguna zabrał spore ilości tej używki jako doskonałego środka na głód trapiący wędrowców.
... i tego ja bym się trzymał.... to znaczy tych używek :mrgreen:
creamcheese
26-11-2013, 19:59
Teraz co do filozofii porzucenia syfilizacji .Bardziej przywoływana tu przez Arturosa Jimi realizuje ten cel przez remont chaty w Prełukach i żyjąc tak jak chce
Miałem sie juz nie odzywac w temacie bo wątek prowadzi do nikąd. Nie bedę wracał do jego początku by przypomnieć sobie od czego sie zaczęło.
...z ust mi to diable wyjąłeś...Jimi jest doskonałym przykładem spełniania marzeń i próby życia w swój wyśniony sposób, bliżej natury, dalej od cywilizacji.
I w tym miejscu i w tym watku pozdrawiam Jimi
Indianin
26-11-2013, 20:09
Tytoń przyspiesza spalanie kalorii oraz wydalanie moczu co w skrajnych warunkach może doprowadzić do śmierci. Poczucia głodu się nie boję bo umiem je po prostu wyłączyć. Podobnie zmęczenie poznaję nie po tym że się czuję zmęczony tylko że tracę poczucie orientacji w terenie. Ćwiczę się też w wytrzymałości na ból żeby być jak prawdziwy Indianin.
Szkutawy
26-11-2013, 20:33
Choć Jimi znam tylko z wpisów na tym forum, ale dołączam się do pozdrowień.
" [...] "
-co za szczyt bezczelności...
Indianin, z tego co pamiętam to Samotny Włóczykij też kiedyś pisał, jak to przeżył chorobę z gorączką w lesie. Z kolei Arturos to kolega z tego samego miasta- Wawy, Włóczykija. Wiele wskazuje, że to jedna osoba. No bo co teraz niby porabia Samotny Włóczykij? Arturos, ton i charakter pisania macie identyczny (także długość postów) -dziwi mnie ta dwulicowość. Być może Arturos tylko wkleja to, co mu Włóczykij prześle.
"Ja mam rozpisany na lata plan przygotowań który stopniowo konsekwentnie realizuję. Terminy wybrane są z marginesem i nie zdarzyło mi się jeszcze większe spóźnienie z mojej winy. A nawet i wtedy odrabiałem je załatwiając wcześniej inną sprawę."
-Włóczykij pisał to samo...
"Teraz co do filozofii porzucenia syfilizacji .Bardziej przywoływana tu przez Arturosa Jimi realizuje ten cel"
-czyżbym pretendowała do miana zakapiora? oh, co za zaszczyt !!
A nawiasem mówiąc to się z tym zgadzam. Zamiast pisać farmazony o syfilizacji miasta, to z niego uciekłam. Chodzę sobie po lesie i śpię czasem z jelonkami (nawet będąc jeszcze na schronisku był moment, gdy rozbiłam namiot w lesie, niby nieopodal ale chłopaki nie mogli go znaleźć długo, spałam też tam będąc pod gołym niebem), tropię zwierzynę, nie boję się nocy. Też robię zapasy na zimę z owoców lasu -tarnina, dzika róża, kalina, rydze, maślaki, kanie oraz zioła. Brakuje mi tylko raka amerykańskiego i topinamburu ale o to postaram się w przyszłym roku. Tylko, że wracam do ciepłego kątu, w którym mieszkam docelowo sama. Ale by ten kąt był ciepły muszę naznosić drewna i je porąbać. Zobaczę, jak rozwiążę kwestię zakupów (zimą, bo później będę miała wsparcie mobilne od znajomych na wyżywienie dla turystów; na własny użytek zakupy robię sama). Na razie zakładam, że zakupy będę nosić na plecach i będzie zajmować mi to pół dnia, chyba, że ktoś zareaguje na wyciągnięty kciuk. Jest wiele uciążliwości i będzie jeszcze więcej (np. przy -20 stopniach będę prawdopodobnie odcięta od bieżącej wody; przy +30 w sumie z resztą też :) ).
creamcheese
26-11-2013, 22:14
I chyba o taki mi post...jimi...chodzło. Takie podsumowanie pieprzenia kotka za pomocą młotka. Pozdrawiam
Indianin
27-11-2013, 16:57
" [...] "
-co za szczyt bezczelności...
Sama wprowadziłaś nieprzyjemne emocje. A teraz chciałabyś być całowana w rączki.
Indianin, z tego co pamiętam to Samotny Włóczykij też kiedyś pisał, jak to przeżył chorobę z gorączką w lesie.
Ja przeżyłem dwie. A w zasadzie to trzy. Tylko za trzecim razem nie zgrywałem twardziela. Natychmiast przy pierwszych objawach poszedłem spać. A potem parzone liście maliny i pokrzywa na wzmocnienie. Na wędrówce w górach działa adrenalina i organizm się mobilizuje. Ale jak się żyje tam dłużej to nie wcześniej to później nadchodzi demobilizacja. Wtedy człowieka dopadają choroby. Szczególnie późną jesienią i na przedwiośniu albo gdy przebywa w większej grupie. To jest powszechnie znane instruktorom survivalu i wojskowym służbom medycznym. Jeśli jeszcze tego nie przeżyłaś, to wszystko przed Tobą...
(...) "Ja mam rozpisany na lata plan przygotowań który stopniowo konsekwentnie realizuję. Terminy wybrane są z marginesem i nie zdarzyło mi się jeszcze większe spóźnienie z mojej winy. A nawet i wtedy odrabiałem je załatwiając wcześniej inną sprawę."
-Włóczykij pisał to samo...
Miał rację. To jedyny sensowny i naprawdę skuteczny sposób jeśli człowiek chce żyć na dziko naprawdę samodzielnie. Człowiek może i powinien liczyć na pomoc innych jeśli zdarzy się jakieś nieszczęście. Ale normalnie powinien radzić sobie sam i jeszcze pomagać tym którzy akurat sami potrzebują.
Z kolei Arturos to kolega z tego samego miasta- Wawy, Włóczykija. Wiele wskazuje, że to jedna osoba. No bo co teraz niby porabia Samotny Włóczykij? Arturos, ton i charakter pisania macie identyczny (także długość postów) -dziwi mnie ta dwulicowość. Być może Arturos tylko wkleja to, co mu Włóczykij prześle.
Charakter pisania jest podobny u ludzi którzy są oczytani i starają się używać głowy nie tylko do noszenia czapki;). Długość postów tym bardziej bo chodzi o ilość wiadomości. Tak, zauważyłem że większość forumowiczów pisze niestety długie post tylko wtedy gdy coś cytują:-(.
Też robię zapasy na zimę z owoców lasu -tarnina, dzika róża, kalina, rydze, maślaki, kanie oraz zioła. Brakuje mi tylko raka amerykańskiego i topinamburu ale o to postaram się w przyszłym roku.
A nie zbierałaś jabłek, orzechów laskowych, dzikiego bzu i bukwi? Niestety tylko jeden buk na ileś rodzi tyle orzechów żeby się opłacało zbierać. No i trzeba bukiew prażyć przed zjedzeniem. Raków amerykańskich w Bieszczadach podobno nie ma. Tak wyczytałem w tym wątku i chyba to prawda bo nigdy ich nie spotkałem. Może to i dobrze bo ten rak to szkodnik.
Jeśli chodzi o topinambur - to (...) widziałem cały wielki łan tej rośliny w Tworylnem.
Radzę też przyjrzeć się północnym krańcom Bieszczadów. Tam jest więcej dzików i dlatego pewnie się go więcej sadzi. Wiesz że topinambur można kopać też zimą w czasie roztopów i wczesną wiosną?
bartolomeo
27-11-2013, 18:22
[...] Nie zauważyłem tego wcześniej.
Wątek profilaktycznie zamykam na kilka dni. Jeżeli "nieprzyjemne emocje" wrócą po otwarciu to wątek zostanie definitywnie zamknięty a nosiciele "nieprzyjemnych emocji" stosownie wynagrodzeni.
arturos25
14-12-2013, 10:32
Znacie to?
https://www.facebook.com/events/415535905238697/
Szkutawy
14-12-2013, 13:47
Puszczę Borecką znam trochę... Imprezę nie. W 85 roku poznałem w Bieszczadach Ernesta, który miał takie hobby... może filozofię, że interesował się kulturą indiańską, propagował ją, włóczył się po Bieszczadach, jeździł na jakieś zloty indiańskie w okolice Wiżajn. Długo z nim rozmawiałem i przyznam szczerze, że nie wiedziałem co o tym sądzić. To , że czymś nietuzinkowym się zajmował było fajne, ale na ile to było trochę infantylne... nie wiem. Kulturowo, geograficznie, mentalnie to przepaść.... Wiem, że takie imprezy indiańskie, bez wojowników z krwi i kości również dzisiaj istnieją. Niedaleko mnie mieszka indianin z Peru. Sprzedaje wisiorki, instrumenty, płyty CD z muzyką swojej kultury i to jest ok. Wydaje mi się, że jest bardziej wiarygodny niż ktoś nie mający korzeni,nie wywodzący się z tej kultury i nie mający często bezpośredniego kontaktu z nią, z miejscem, językiem etc..... W tej formie, wybacz jest to po prostu... zabawa. Przyjadą na trzy dni, wezmą udział w konkursach różnych, pozwiedzają stoiska regionalne, wezmą udział w kursach wszelkiej maści i pojadą swoimi samochodami dla których utworzono parkingi. Może nie wszyscy, ale ogromna większość. Mi to nie przeszkadza... ale widzę to jako zabawę. :-o
Byc moze czasem taka zabawa tak czlowieka wkreci ze stanie sie celem i sposobem na zycie? Acz zapewne to niewielki procent z tych ogladajacych wyroby regionalne na stoiskach..
tomas pablo
15-12-2013, 15:49
.... W tej formie, wybacz jest to po prostu... zabawa.
jest zabawa - i jest kasa
buba - to zapewne tam, co wysyłałem Ci tą fotkę kiedyś , znak drogowy -'' uwaga , psie zaprzęgi '' :lol:
swoją drogą , namnożyło się coś ostatnio owych ''wiosek indiańskich, oj , namnożyło ...w moich okolicach mam ich co najmniej 2 - ''Hokka HeY '' w Kunowej, " Fort Wapiti " k. / Tarnowa .... hmmm , może teraz niszą byłyby wioski afrykańskie ? ...albo jakiś kanibali ?
hmmm , może teraz niszą byłyby wioski afrykańskie ? ...albo jakiś kanibali ?
Biorac pod uwage jak sie teraz ludzie odzywiaja to strach zostac kanibalem! ;)
tomas pablo
15-12-2013, 16:20
Biorac pod uwage jak sie teraz ludzie odzywiaja to strach zostac kanibalem! ;)
e tam ...człowiek wszystko zeżre
Szkutawy
15-12-2013, 18:10
...albo jakiś kanibali ?[/QUOTE]
... w tym przypadku z kanibalami nawet dobry pomysł.... ciekawa nisza:mrgreen:... w myśl powszechnie współcześnie zasad - człowiek człowiekowi wilkiem, albo- po trupach do celu ..... filozofię zawsze można jakąś dorobić i jest git:lol:...oryginalnie i niepowtarzalnie ....
arturos25
19-12-2013, 19:43
Puszczę Borecką znam trochę... Imprezę nie. W 85 roku poznałem w Bieszczadach Ernesta, który miał takie hobby... może filozofię, że interesował się kulturą indiańską, propagował ją, włóczył się po Bieszczadach, jeździł na jakieś zloty indiańskie w okolice Wiżajn. Długo z nim rozmawiałem i przyznam szczerze, że nie wiedziałem co o tym sądzić. To , że czymś nietuzinkowym się zajmował było fajne, ale na ile to było trochę infantylne... nie wiem. Kulturowo, geograficznie, mentalnie to przepaść.... Wiem, że takie imprezy indiańskie, bez wojowników z krwi i kości również dzisiaj istnieją. Niedaleko mnie mieszka indianin z Peru. Sprzedaje wisiorki, instrumenty, płyty CD z muzyką swojej kultury i to jest ok. Wydaje mi się, że jest bardziej wiarygodny niż ktoś nie mający korzeni,nie wywodzący się z tej kultury i nie mający często bezpośredniego kontaktu z nią, z miejscem, językiem etc.....
Infantylne, nieinfantylne... Gdyby nie infantylne marzenia o wozie jeżdżącym bez koni albo o tym, że człowiek wzbije się w powietrze jak ptak, nie byłoby dziś samochodów i samolotów. Polscy "Indianie" w i ogóle wszyscy ci, którzy przebierają się za ludzi innych narodowości i fascynują ich kulturami, odgrywają dużą rolę w budowaniu przyjaznych stosunków między narodami.
Poza tym, między Indianami też istnieje przepaść, podobna jak między Europejczykami z Francji a Europejczykami z jakiegoś fińskiego plemienia podbiegunowego z Rosji. Peru akurat było miejscem istnienia wielkich kultur indiańskich. Nie słyszałem, żeby polscy indianiści utożsamiali się z Indianami z Peru. Raczej z północnoamerykańskimi, głównie z właściwymi plemionami prerii oraz Indianami północnej strefy lasów. Sporym zainteresowaniem cieszą się też plemiona północno-zachodniego wybrzeża (to ci od rzeźb totemowych) i nadrzeczne ludy preriowe. Może też i indianiści nie mają często bezpośredniego kontaktu z różnymi kulturami, ale starają się ją mieć, a gdy zdobędą - pogłębiają. To jest cenne. Tutaj adres strony indianistów: http://www.indianie.eco.pl/.
W tej formie, wybacz jest to po prostu... zabawa. Przyjadą na trzy dni, wezmą udział w konkursach różnych, pozwiedzają stoiska regionalne, wezmą udział w kursach wszelkiej maści i pojadą swoimi samochodami dla których utworzono parkingi. Może nie wszyscy, ale ogromna większość. Mi to nie przeszkadza... ale widzę to jako zabawę. :-o
Mylisz 2 rzeczy: IMPREZY ZEWNĘTRZNE i IMPREZY WEWNĘTRZNE. Stoiska z wyrobami, pokazy bitew, parkingi - to te pierwsze. Nie nazwałbym jednak tego zabawą, raczej bardzo przystępną edukacją. Inaczej musiałoby się też uznać, że bawią się np. aktorzy i statyści (zresztą ruch rekonstrukcyjny powstał w pewnym stopniu właśnie jako usamodzielnienie się statystów).
Zupełnie czym innym są imprezy na użytek wewnętrzny, samego środowiska rekonstruktorskiego (czy, jak tutaj, turystyczno-rekonstruktorskiego). Na tych imprezach przede wszystkim testuje się sprzęt z epoki, zwykle w jak najbardziej ekstremalnych warunkach, uczy się radzić sobie za ich pomocą, zdobywa i sprawdza nowe umiejętności (np. uczy budowy domu z X w. albo łodzi). Często przyjmują one postać rajdów turystycznych czy fabularyzowanych manewrów paramilitarnych. Najbardziej znanymi manewrami jest chyba Wilczy Trop, upamiętniający najazd księcia Rusi Włodzimierza na Grody Czerwieńskie, odbywający się zresztą właśnie w okolicy Bieszczadów. Oni mają nawet swoją stronę i forum, ale w tej chwili są nieaktywne, więc wrzucam ten link: http://www.freha.pl/lofiversion/index.php?t24893.html.
Oczywiście, nietrudno się domyślić, do którego rodzaju imprez zalicza się Biegun Zimna.
Poza tym, rekonstruktorzy zajmują się edukacją historyczną dużo szerzej. Niektóre grupy urządzają w muzeach lokalnych czy domach kultury wystawy używanego przez siebie zweryfikowanego historycznie wyposażenia. Ważniejsza jest jednak działalność rekonstruktorów w Internecie, polegająca na tworzeniu muzeów internetowych. Na razie istnieją 2 - Katalog Znalezisk Archeologicznych Wczesnego Średniowiecza (http://znaleziska.org/wiki/index.php?title=Strona_g%C5%82%C3%B3wna) i trochę gorsze Muzeum Historii i Współczesności Indian Obu Ameryk (tam w tej chwili też jest jakaś awaria - znalazłem tylko to: http://archive.is/ksIr8 (http://archive.is/ksIr8-)). Muzeum wczesnośredniowieczne zawiera ok 1500 artykułów, muzeum indiańskie - 10 razy mniej. Opisy, analizy stylów są często długie i wyczerpujące. Pozostałe muzea istnieją na razie tylko w postaci pomysłów. To jest, Twoim zdaniem, zabawa?
namnożyło się coś ostatnio owych ''wiosek indiańskich, oj , namnożyło ...w moich okolicach mam ich co najmniej 2 - ''Hokka HeY '' w Kunowej, " Fort Wapiti " k. / Tarnowa .... hmmm , może teraz niszą byłyby wioski afrykańskie ? ...albo jakiś kanibali ?
Trochę trudniej byłoby odtworzyć warunki tamtej strefy klimatycznej - chyba, że w szklarni. W końcu odtwarzani Indianie: Dakotowie, Kri, Wrony czy Paunisi żyli w warunkach podobnych do naszych.
Kanibale byli we wszystkich częściach świata (np. Indianie Odżibwejowie). Istniał nawet w wysokich cywilizacjach, jak Aztekowie. Ba - istnieje do dziś, bo w Chinach kanibalizm jest niestety nawet obecnie akceptowany społecznie.
Zapytam o ostatnie udowodnione przypadki tej diety w Polsce ?
trzykropkiinicwiecej
20-12-2013, 14:14
Zapytam o ostatnie udowodnione przypadki tej diety w Polsce ?
Kani-balizm , to odżywianie się Kaniami prawda? To ja znam taki przypadek ze Starego Łupkowa, ale przecież to już nie Bieszczady, więc nie będę opisywał, zresztą zbyt drastyczne, "niestety sceny konsumpcji Czerwonego Kapturka odbyły się za kulisami, - ała moja ręka, ała moja noga, ała moja druga ręka, Babcia?! Posuń się"...
"...dla wszystkich starczy miejsca"
kamień spadł mi z serca,dziękuję!
Ba - istnieje do dziś, bo w Chinach kanibalizm jest niestety nawet obecnie akceptowany społecznie.
Serio? ze psy to tam jedza to slyszalam :-D A jakies dodatkowe informacje- moze nazwe jakiejs niszowej restauracji? :-P
Znajomi chyba w tym roku wybieraja sie do Kitajców, moglabym im cos doradzic :lol:
trzykropkiinicwiecej
20-12-2013, 20:00
Znajomi chyba w tym roku wybieraja sie do Kitajców, moglabym im cos doradzic :lol:
Żeby brali bez czosnku, bo wtedy Człowiek smakuje jak gówno z Vegetą. :/
PS. żeby nie było oftopu, dodam, że to w ramach survi - walu ...od nie powiem od czego ale jak jesteś zakapiorem to na pewno się domyślisz
Szkutawy
20-12-2013, 23:34
Człowiek jest dobry ... człowiek jest dobry ... nawet bez Vegety:mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen :
arturos25
23-12-2013, 11:03
Serio? ze psy to tam jedza to slyszalam :-D A jakies dodatkowe informacje- moze nazwe jakiejs niszowej restauracji? :-P
Znajomi chyba w tym roku wybieraja sie do Kitajców, moglabym im cos doradzic :lol:
Nie domagaj się szczegółów. To zbyt szokujące i obrzydliwe. I wcale nie śmieszne.
trzykropkiinicwiecej
23-12-2013, 13:28
Proszę Buba... :)
33274 33275 33276
arturos25
28-12-2013, 22:19
Słyszeliście o średniowiecznym survivalu?
http://halla.mjollnir.pl/viewtopic.php?p=60807#60807
Obiła mi się o uszy wiadomość o eksperymentach zakapiorskich rekonstruktorów, dotyczących "powrotu do średniowiecza" :-P.
Zakapior? :-)
http://deser.pl/deser/51,111858,15317366.html?i=0
http://sapog.ratobor.com/
Petefijalkowski
23-01-2014, 19:11
oj, pewnie WIFI i tak ma :D
oj, pewnie WIFI i tak ma :D
Ciekawi mnie wpis "nie ma tam internetu" a potem jest link do jego bloga :-P
Petefijalkowski
24-01-2014, 06:03
Haha nie zauważyłem, masakero :)
dlaczego żyje samotnie?
Ludzie współcześni i wcześni Słowianie, po jaskiniowców neolitycznych żyli w społecznościach
arturos25
27-01-2014, 12:52
dlaczego żyje samotnie?
Ludzie współcześni i wcześni Słowianie, po jaskiniowców neolitycznych żyli w społecznościach
W teorii tak było, dawni ludzie mieli silny instynkt społeczny i organizację rodową. Zdarzało się jednak często w pierwotnym osadnictwie - tak, bywa dziś np. na Huculszczyźnie - że pomimo to osadnictwo było bardzo rozproszone. Zresztą jak ktoś miał zawód leśny, np. był myśliwym czy bartnikiem - to bliżej do pracy miał, gdy żył na jakimś odludziu. Poza tym, akurat okolice Moskwy to był w X w. taki słowiański Dziki Zachód. To były dopiero co podbite i kolonizowane przez Rusinów ziemie ugrofińskie, dzikie, bezludne i nie bardzo bezpieczne. Kobietom przeważnie się w takie miejsca specjalnie się nie paliło, więc z pewnością wielu gospodarzy długo mieszkało samotnie.
Pamiętacie, że Indianin kiedyś pisał, jak to poszukiwał kiedyś Przygody jak na Dzikim Zachodzie, szukając złota i drogich kamieni na Dolnym Śląsku? Za wiele na tym chyba nie zarobił. Otóż obecnie przed takimi poszukiwaczami otwierają się rzeczywiste perspektywy: Rosjanie zaczęli sprzedawać bursztyn sambijski, zamiast Polakom i Litwinom, jak dotychczas, Chińczykom, i "złoto Bałtyku" stało się droższe niż złoto prawdziwe! Dlatego dziś można odkryć w Polsce Skarb, nie jakiś symboliczny, jak Indianin, tylko PRAWDZIWY! Dziś ci którzy chcą przeżyć Przygodę i odkryć Skarb, jak na Dzikim Zachodzie, wyjeżdżają właśnie nad Bałtyk w okresie sztormów. Obawiam się tylko, czy w lasach nadmorskich nie zaroiło się również od rzeczywistych oprychów, którzy też byli przecież elementem legendy Dzikiego Zachodu.
Biały 13
28-01-2014, 09:05
tia ... bursztynek,bursztynek poparzył mnie w dłonie :-P
" ... Spacerowicz zbierał na plaży okruchy bursztynu. Nieco później trafił do szpitala z ciężkimi poparzeniami. W rzeczywistości zbierał bryłki białego fosforu, pozostałości bomb z II wojny światowej. Teraz okazuje się, że taki przypadek nie jest odosobniony na plażach Bałtyku i Morza Północnego... " - jest ryzyko jest zabawa :-P :)
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/parzace-bursztyny-niebezpieczne-znaleziska-na-plazach-baltyku-i-morza-polnocnego/r348p
arturos25
29-01-2014, 10:58
Piryt nazywano "złotem głupców". Teraz biały fosfor będą nazywać "bursztynem głupców".
arturos25
05-02-2014, 13:06
Znalazłem informacje o polskich rekonstruktorach, którzy uprawiają zakapiorstwo na wybrzeżach morskich Europy Zachodniej. Co prawda, tu chodzi raczej chyba o takich, jak ci, co to w Wielkiej Brytanii polowali na królewskie łabędzie, czyli o ludzi w sytuacji awaryjne.
http://halla.mjollnir.pl/viewtopic.php?t=6896
Ciekawe, czy istnieją Polacy, którzy idąc śladami XVIII-wiecznego polskiego (a dokładnie polonijnego) Robinsona, Jana Bobera, poszukują Ideałów Wolności i Przygody jako zakapiorzy na bezludnych wyspach na jakimś tropikalnym morzu...:razz: Myślę, że to zupełnie możliwe, zwłaszcza, że dziś podróże zamorskie są tanie i dużo bezpieczniejsze, niż w czasach Bobera.
trzykropkiinicwiecej
09-08-2014, 08:53
http://www.alterkino.org/kultura_media/zycie-w-wolnym-stylu/#more-5153 coś tu przygasa wątek :)
arturos25
18-09-2014, 09:23
Jeszcze za czasów Samotnego Włóczykija niektórzy tutaj pisali, że w Bieszczadach po prostu nie da się być dziś zakapiorem. No, bo zakaz biwakowania na dziko, bo nie można zbierać w lesie opału... To ciekawe, bo przecież jest stara baza w Tworylnem, w najdzikszym miejscu Bieszczadów, jak najbardziej legalna, mało uczęszczana. Z zakapiorskiego punktu widzenia wręcz luksusowa - jest woda, i to duża rzeka, w której można się kąpać i wychodek. Można zbierać opał, bo to na obozowiskach jest rzeczą oczywistą. Nie ma żadnych limitów czasowych przebywania, czyli długości zbierania drewna. Co nie jest zakazane, jest, jak wiadomo, dozwolone. Dla urozmaicenia, jak ktoś chce palić ogień bardziej po indiańsku, to może nawet zbierać "bizonie" placki.Szkoda, że Indianin się już nie pojawił.
Tworylne jest prawdziwym rajem zakapiorskim. Obok buków i mnóstwa leszczyny, mamy w pobliżu, chyba w okolicy Chmiela, lasy typu podgórskiego z dębami i zapewne lipami (czytaj: żołędzie i orzeszki lipowe). Podejrzewam, że nigdzie w całej Polsce leszczyna nie rośnie dziko w takich ilościach. W samym Tworylnem jest łan topinamburu, w Tworylnem i Krywem - szuwary z trzciny i chyba pałki wodnej przy jeziorkach bobrowych. Wszędzie w dolinach rośnie mnóstwo dzikich i zdziczałych drzew i krzewów owocowych: jabłoni, grusz, tarniny, dzikiej róży i głogu. Z leśnikami można się umówić na zbiór jadalnego podkorza w okresie ścinki drzew. San (oczywiście poza rezerwatem) i bliskość Zalewu Solińskiego zapewniają możliwość połowu ryb, jeśli się ma uprawnienia (na brzegu Zalewu są dodatkowo ogólnodostępne wędzarnie na brzegu). Dzikość tutejszych lasów i słaba gospodarka leśna to dużo spróchniałych drzew, a dużo spróchniałych drzew to dużo pysznych larw owadów. Duża ilość zwierzyny płowej oznacza możliwość stosunkowo częstego zakapiorskiego zimowego dożywiania się po wilkach. Oczywiście, te zbiory trzeba umieć zabezpieczyć przed czworonożnymi i skrzydlatymi amatorami, a także ewentualnymi chuliganami. Stosunkowo największym problemem są trudności z trzymaniem konia (tarpana lub hucuła), który by się bardzo w tych warunkach przydał, bo ciężko jest transportować zbiory na własnym grzbiecie. Zanim w "wolnej Polsce" wprowadzono konsumpcyjną turystykę jeździecką dla niedojrzałych frustratek i zepsuto opinię wolnym konnym wędrowcom, problem ten nie istniał. Tutaj widzimy sami, jak wielkie szkody wprowadza tzw. "popularyzacja turystyki". W myśl ideologii III RP, miała ona zwiększyć popularność wolnego stylu życia. W rzeczywistości ona go nie popularyzuje, a likwiduje.
Zanim w "wolnej Polsce" wprowadzono konsumpcyjną turystykę jeździecką dla niedojrzałych frustratek
wina Tuska
diabel-1410
18-09-2014, 20:02
Zanim w "wolnej Polsce" wprowadzono konsumpcyjną turystykę jeździecką dla niedojrzałych frustratek
wina Tuska
Przepraszam długi za pytanie - stałem się ostatnio miłośnikiem win regionalnych.Gdzie wymieniony przez Ciebie gatunek nabędę no i czy warto i do jakiego rodzaju dań pasuje.Czy do sałatki z trzciny odpowiednie będzie? :-)
Cześć Arturos - co słychać u Samotnego Włóczykija?? Czym się teraz zajmuje?
"No, bo zakaz biwakowania na dziko"
-e tam ;) Biwakowanie na dziko to zakapioryzm? Więc już jestem zakapiorką?
"w Tworylnem, w najdzikszym miejscu Bieszczadów"
-e tam ;) Chyba dużo żeś jeszcze nie widział :) Tworylne staje się coraz bardziej popularne. Znam znacznie bardziej "dziksze" dolinki i pagórki w Bieszczadach.
"stara baza w Tworylnem, w najdzikszym miejscu Bieszczadów, jak najbardziej legalna"
-raczej nie ma tam żadnej bazy obecnie. A co za tym idzie -nie jest to miejsce oficjalnie jako pole namiotowe. Wobec tego panuje również zakaz z tytułu Natura 2000.
"dużo pysznych larw owadów"
-fujjj
"zakapiorskiego zimowego dożywiania się po wilkach"
-przerażasz mnie :) próbowałeś?
A tak na serio, to czy wcielacie te teorie w praktykę? Na weekend, może na miesiąc? Fajnie pisać takie rzeczy z Warszawy (jak Ty i Włóczykij) ale bardziej przemawiałyby argumenty praktyczne i długodystansowe :) Może jakieś zdjęcia z biwaku, gdzie na menażce smażymy larwy, żerowania przy padlinie. Rozumiem, że zakapioryzm to styl życia a nie urlopowe wypady w Bieszczady. Ostatnim takim człowiekiem w Bieszczadach był Henry, którego miałam okazję poznać w Hulskiem.
Petefijalkowski
19-09-2014, 11:54
Hej,
1. Mozecie cos napisac o tej "bazie" w Tworylnem?
2. Ale jest nisza do zagospodarowania - zrobic jabola "WiNATUSKA" i jechane
creamcheese
19-09-2014, 13:08
W okolicach Tworylnego, Studenego misie chodzą, więc wyszarpywanie im jabłek zdziczałych jabłoni może nieść ze sobą dreszczyk emocji :mrgreen:
Pete -genialny pomysł, serio!! Myślę, że miałyby duże branie. Może też analogicznie -Wina Putina -nawet się fajnie rymuje.
Cream, misie są wszędzie :) Ostatnio robi furorę w internecie biegający miś po ulicy w Terce :) Więc generalnie wszędzie mam dreszczy emocji, gdy rozbijam się gdzieś w krzakach (ale o to mi właśnie chodzi -uzależniona jestem od takiej adrenaliny). Ale może właśnie w takich miejscach (gdzie daleko do domostw) adrenalinka jest właśnie większa ! :) Co kto lubi -jak dziś opowiadałam koleżankom w pracy, że zamierzam słuchać rykowiska w namiocie a spanie w takich temperaturach to dla mnie normalka, gdyż wspomniały że już jest bardzo zimno nocą a ja im wspomniałam że właśnie rozglądam się za śpiworkami dla -20 stopni (temperaturę ekstremalną śpiworu zakładam niższą) by zimą spać w namiocie to tylko spojrzały z przerażeniem :) :)
Panie drwalu czy mogę zjeść nieco podkorza? Jezu ile bym dał, żeby zobaczyć minę pytanego.
Ja już:mrgreen: padłam.....
arturos25
22-09-2014, 12:31
Cześć Arturos - co słychać u Samotnego Włóczykija?? Czym się teraz zajmuje?Przecież podobno przebywa w Bieszczadach, chyba żeby wrócił.
"No, bo zakaz biwakowania na dziko"-e tam ;) Biwakowanie na dziko to zakapioryzm? Więc już jestem zakapiorką?A istnieje takie pojęcie prawne, jak "zakapiorstwo"? Nie - zakapiorstwo z prawnego punktu widzenia jest długotrwałym biwakowaniem.[/quote]"w Tworylnem, w najdzikszym miejscu Bieszczadów"-e tam ;) Chyba dużo żeś jeszcze nie widział :) Tworylne staje się coraz bardziej popularne. Znam znacznie bardziej "dziksze" dolinki i pagórki w Bieszczadach.[/quote]Zależy od definicji dzikości. Ale fakt, pojawili się tam weekendowi wycieczkowicze. Ale to chyba trochę inni ludzie, właśnie poszukiwacze dzikości. Liczę, że zamiast być tam forpocztą "cywilizacji", zaczną tworzyć społeczność miłośników traperskiego życia.
"stara baza w Tworylnem, w najdzikszym miejscu Bieszczadów, jak najbardziej legalna"-raczej nie ma tam żadnej bazy obecnie. A co za tym idzie -nie jest to miejsce oficjalnie jako pole namiotowe. Wobec tego panuje również zakaz z tytułu Natura 2000.Jest miejsce do rozbijania się, urządzone przez leśników, bo w przeciwnym razie nie byłoby tam infrastruktury pt. wychodek i raczej teren nie byłby regularnie koszony. A jeśli uważasz, że leśnicy złamali prawo unijne, to zostaje tylko donieść na nich do Brukseli. Ba, problem w tym, że z Brukselą nikt się dziś nie liczy, nawet słaba Litwa jawnie łamie sztandarowe unijne zasady ochrony mniejszości etnicznych. Tak więc jedynym ratunkiem jest ciocia Makrela z Berlina. Pozostaje nadzieja, że wyśle swoich funkcjonariuszy w pikelhaubach, którzy tryumfalnie zburzą kibel. Albo jeszcze lepiej zainstalują się w nim na stałe pilnując, żeby siewki drzew i krzewów rosły należycie.
"dużo pysznych larw owadów"-fujjjTo są pogańskie zabobony etniczne. Różne ludy, zanim poznały prawdziwą wiedzę naukową, starały się rozpoznać, które rodzaje żywności są szkodliwe i określały to jako tabu. Były dalej lub bliżej od prawdy. Indoeuropejczycy np. uważali za takie robactwo lądowe, Mongołowie - ryby, a Apacze - wbrew Karolowi Mayowi - nie jadali niedźwiedzi (jak się łatwo domyślić, z powodu włośnia). Dziś jednak mamy wiedzę naukową i to właśnie nią powinniśmy się kierować. Zwłaszcza żyjąc na dziko, gdzie nie obowiązują konwenanse.
"zakapiorskiego zimowego dożywiania się po wilkach"-przerażasz mnie :) próbowałeś?Znajomy próbował.
Może jakieś zdjęcia z biwaku, gdzie na menażce smażymy larwy, żerowania przy padlinie.Nie mam zamiaru niczego Ci dowodzić i nie interesuje mnie w ogóle odpowiadanie na osobiste napaści. "Żerowaniem przy padlinie" bym tego raczej nie nazwał. Padlina to coś, co zdechnie samo albo długo leży. A tutaj chodzi o taką sytuację, gdy wilki zeżrą np. pół łani, a potem reszta zamarznie i wilki, nie mając chęci męczyć się z mrożonką, zabijają następnego jelenia, a tamtego zostawiają. Zimą przychodzi im to bez problemów, bo po śniegu biegają lepiej od zdobyczy.
Panie drwalu czy mogę zjeść nieco podkorza? Jezu ile bym dał, żeby zobaczyć minę pytanego.Ja widywałem miny ludzi, przy których jadło się to, o czym nie wiedzieli, że jest jadalne. Najpierw zdziwienie i pytanie: "To to się je?". Potem, jak się oswoili i zobaczyli, że człowiek żyje, to już nieraz sami próbowali. Na wsi przetrwała tradycja, że dawniej w czasie głodu jedzono "korę". Wszyscy wyobrażają sobie to w ten sposób, że jedzono tę suchą, bezwartościową warstwę, żeby zapchać czymś żołądek. Tymczasem chodziło o co innego.
Co Wy z tą Naturą 2000 wydziwiacie? Zakaz biwakowania obowiązuje niezależnie od niej. W Naturze 2000 chodzi tylko o to żeby dany przedmiot ochrony nie miał się gorzej. I tak w obszarze chroniącym np jakiegoś motyla można wybudować rafinerię czy kosmodrom byle motyl miał się dobrze, taka jest idea Natury 2000, a nie jakieś konkretne zakazy. Jeśli zaś podczas inwentaryzacji się okaże że liczebność motyla się zmniejsza to jest nakaz przywrócenia dobrostanu i tyle.
"Przecież podobno przebywa w Bieszczadach, chyba żeby wrócił."
-To Wy przecież się dobrze znacie stąd pytam:) Od dawna jest w Bieszczadach?
"zamiast być tam forpocztą "cywilizacji", zaczną tworzyć społeczność miłośników traperskiego życia."
-Też mam taką nadzieję! :)
duch bieszczad
23-09-2014, 14:45
Hej
Świetny wątek ,cieszę się ,że odnalazłem coś co trafia do mnie,posty Samotnego Włóczykija,arturos25 są jakby z ust i serca mi wyjęte.
Powiem wam ,że od kilku lat planuje i organizuję przeprowadzkę w Bieszczady ,na początek jeden sezon,chciałbym spróbować swoich sił w dziczy absolutnej,wiem ,że to nie łatwa decyzja dlatego poprzedzam ją starannym przygotowanie teoretycznym i szczegółowym wybraniem miejsca koczowania w tipi bądź szałasie,myślę że każdy człowiek,chcący stanowić sam o sobie i zmierzyć się sam z sobą ,z własnymi demonami jak i chęcią zamanifestowania wielkiego NIE dla tej wspólnoty gnijącej i ulegającej rozkładowi powinien pokusić się o rodzaj takiej inicjacji!
I jeszcze jeden i jeszcze raz.... ;)
duch bieszczad
23-09-2014, 15:28
dużo tu osób widzę preferuje bardziej mieszczański tryb życia i mają prawo do tego,ale nie tłumaczy to niewiedzy!
Kolega arturos25 dobrze wymienia mnogość pożywienia jakie daje nam puszcza
Podkorze zwłaszcza brzozy jest bardzo dobre i zdrowotne jadłem nie raz,żołędzie również niesamowite bogactwo właściwości zdrowotnychi odżywczych,ja np.korę to nawet w trudnych chwilach na wielotygodniowych wędrówkach bez cywilizacji to jadłem nawet w formie surowej
Kolejna rzecz jaja ptaków! o tym się zapomina ,a kto umie szukać gniazd i umiejętnie wybierać jaja ten nigdy nie zginie z głodu.
Wilki i niedźwiedzie i rysie bardzo dużo zostawiają mięsa z zagryzionej zwierzyny,pułk by się wyżywił tylko trzeba mieć wiedzę kiedy dopaść upolowane zwierze! zawsze trzeba zdążyć przed ptactwem,gryzoniami i robactwem,wówczas wyżerka gwarantowana,mam tez wiedzę traperską jak takie mięso zabezpieczać przed rozkładem,jajami pasożytów ,jak również je suszyć
W okolicach podmokłych zawsze można zbierać trzcinę ,pałki a nawet tatarak jak i wiklinę -pyszne rzeczy wówczas można upichcić z tego
Ja wyżywieniem w góle się nie martwię ,lata praktyki życia traperskiego ,bardziej myślę o miejscu w Bieszczadach bądź g.Słonnych by mi żadni turyści,ciekawscy czy też leśnicy się nie pętali
creamcheese
23-09-2014, 18:02
I jeszcze jeden i jeszcze raz.... ;)
Wysyp jesienny;)
...chciałbym spróbować swoich sił w dziczy absolutnej...
No to proponuję okolice Muruptuma-Tari, albo chociaż przełom Kotuja i Niedźwiedziej przez masyw Ary-Dżang - dużo luda się tam nie kręci ;)
No to proponuję okolice Muruptuma-Tari, albo chociaż przełom Kotuja i Niedźwiedziej przez masyw Ary-Dżang - dużo luda się tam nie kręci ;)
ja słyszałem, że lasy amazońskie są w miare od turystów wolne...;-)))
No to proponuję okolice Muruptuma-Tari, albo chociaż przełom Kotuja i Niedźwiedziej przez masyw Ary-Dżang - dużo luda się tam nie kręci ;)
Tak tak , najlepiej ,widać że co nie którzy są oderwani od realiów....;)
arturos25
25-09-2014, 11:09
Kolejna rzecz jaja ptaków! o tym się zapomina ,a kto umie szukać gniazd i umiejętnie wybierać jaja ten nigdy nie zginie z głodu.
Ja i zapewne większość miłośników traperskiego stylu życia stoimy na stanowisku, że powinno się przestrzegać zasad ochrony przyrody. Większość ptaków - a więc i ich lęgów - jest przecież chroniona. Zdarza się czasem, że mamy do czynienia z gatunkami inwazyjnymi albo nadmiernie rozmnożonymi (głównie krukowatymi), ale to raczej nie w Puszczy Karpackiej, tylko na terenach rolniczych i wodno-blotnych. Ekosystemy leśne są zbyt bogate i dlatego zbyt stabilne. Istnieje jednak wstępny projekt utworzenia rekonstruktorskich obwodów łowieckich (tj. obwodów łowiectwa historycznego), gdzie pozyskiwanie jaj niektórych gatunków ptaków byłoby w pewnym zakresie dozwolone, oczywiście po uprzednim przeszkoleniu.
Ponadto pamiętajmy, że sezon lęgowy to głównie wiosna, tylko część ptaków składa jaja więcej niż raz w roku, a w zimnej porze roku w ogóle nie gnieździ się nic poza krzyżodziobem. Tak więc twierdzenie, że kto umie szukać gniazd i wybierać jaja, nigdy nie zginie z głodu, jest przesadzone. Radziłbym stawiać raczej na ryby czy ślimaki, jako na podstawowe źródło białka zwierzęcego.
Wilki i niedźwiedzie i rysie bardzo dużo zostawiają mięsa z zagryzionej zwierzyny,pułk by się wyżywił tylko trzeba mieć wiedzę kiedy dopaść upolowane zwierze! zawsze trzeba zdążyć przed ptactwem,gryzoniami i robactwem,wówczas wyżerka gwarantowana,mam tez wiedzę traperską jak takie mięso zabezpieczać przed rozkładem,jajami pasożytów ,jak również je suszyć
Jak się nie zdąży na czas, to potem po zimie tyle tego gnije po lasach, że mniejsze drapieżniki nie zdążają z uprzątaniem i służby leśne muszą zakopywać, żeby się ewentualna zaraza nie roznosiła. Z najnowszych badań wprawdzie wynika, że padlina jako taka nie stanowi zagrożenia epidemiologicznego, ale inaczej jest jeśli zwierzę było chore na jakąś chorobę zakaźną. A nie będziesz przecież badał każdego ścierwa.
Najskuteczniejszy sposób na konserwację mięsa w warunkach polowych to solenie. Żaden robal ani gryzoń takiego słonego paskudztwa nie ugryzie. Potem się takie mięso rozmacza i z wody robi rosół (stąd nazwa - od rozsalania).
W okolicach podmokłych zawsze można zbierać trzcinę ,pałki a nawet tatarak jak i wiklinę -pyszne rzeczy wówczas można upichcić z tego
Dla trapera czy zakapiora szuwary są tym, czym dla człowieka "cywilizowanego" pole uprawne. Większość tamtejszych roślin jest jadalna, a przy tym dostępna przez cały rok.
"Przecież podobno przebywa w Bieszczadach, chyba żeby wrócił."
-To Wy przecież się dobrze znacie stąd pytam:) Od dawna jest w Bieszczadach?
Tak mnie przekonujesz, że chyba naprawdę się z nim skontaktuję :-P.
"zamiast być tam forpocztą "cywilizacji", zaczną tworzyć społeczność miłośników traperskiego życia."
-Też mam taką nadzieję! :)
Ja uważam, że powinno powstać jakieś traperskie stowarzyszenie miłośników Tworylnego o nazwie np. "Traperzy z Tworylnego", które by łączyło wszystkich ludzi zainteresowanych tym miejscem oraz zajmowało się organizowaniem obozów i biwaków, umiejscowionych w bazie Tworylne, służących wymianie doświadczeń. Na takie wyjazdy można by zapraszać różnych znawców, np. byłych komandosów z GROM-u czy ludzi, którzy po prostu żyli w dziczy (jako specjalistów od sztuki przetrwania), specjalistów od "dzikiej kuchni", myśliwych, ornitologów, herpetologów, fotografów przyrody, naukowców zajmujących się dzikimi ssakami, indianistów i innych rekonstruktorów itd. Wyjazdy byłyby urządzane we wszystkich porach roku, żeby ludzie mogli się skonfrontować z przyrodą we wszystkich możliwych warunkach.
np. byłych komandosów z GROM-u
Już jeden hamerykański próbował ale nie dał rady. Złapali biedaka na moście :sad:
diabel-1410
25-09-2014, 15:48
Na Biesa i Czada a już taki spokój był na forum od teorii :-)
partyzant
25-09-2014, 19:38
W ramach relaksu czytam ten wątek pod warunkiem, że wpisy mają max po 5-7 zdań nie więcej. Bieszczady to jeden z tych regionów w którym najdłużej opierano się osiadłemu trybowi życia, chodzi mi o prymitywną gospodarkę pasterską dawnych Wołochów, którzy raczej swobodnie przemieszczali się po pograniczach Rzeczypospolitej za wiedzą króla lub bez. Ludzie ci nie mieli łatwego życia i gdy zrozumieli, że można inaczej to tak zrobili. Prawdopodobnie bez bydła które paśli to byłyby nici z przetrwania.
Każdemu kto pragnie zmierzyć się z życiem w Bieszczadzkim buszu polecam na początek zakup krowy o umiejętności jej dojenia nie muszę wspominać. Jeśli chodzi o jaja to należy zaopatrzyć się w piętnaście kur dla których dobrze by było uprawiać jakieś zboże i zbudować kurnik. Mam jeszcze kilka dobrych rad ale te można podpatrzyć na wsi u przeciętnego, drobnego gospodarza, który codziennie toczy bój o przetrwanie.:-?
Każdemu kto pragnie zmierzyć się z życiem w Bieszczadzkim buszu polecam na początek zakup krowy o umiejętności jej dojenia nie muszę wspominać.
Poleciłbym zamiast krowy kozę - mniej wymagająca, ale technika dojenia zupełnie inna :)
Szukający extremalnych doznań mogą spróbować wydoić żubra.....;)
Fakt, z żubrzycą było by łatwiej ;)
Gość próbuje , ale pozwolą ci ?? http://www.wykop.pl/ramka/2174094/w-lubinie-szukali-czlowieka-z-lasu/
Zaraz padnę... z tych żartów o dojeniu żubra czy żubrzycy
arturos25
26-09-2014, 10:41
Bieszczady to jeden z tych regionów w którym najdłużej opierano się osiadłemu trybowi życia, chodzi mi o prymitywną gospodarkę pasterską dawnych Wołochów, którzy raczej swobodnie przemieszczali się po pograniczach Rzeczypospolitej za wiedzą króla lub bez. Ludzie ci nie mieli łatwego życia i gdy zrozumieli, że można inaczej to tak zrobili. Prawdopodobnie bez bydła które paśli to byłyby nici z przetrwania.
To raczej nie było tak, że Wołosi zrozumieli, że można inaczej, tylko po prostu dano im do wyboru - albo się osiedlą na stałe, albo będą ścigani za niszczenie zasiewów. Wołosi, dopóki nie mieli trwałych budynków gospodarczych, musieli schodzić na zimę z trzodami w doliny, żeby umożliwić owcom przeżycie, a przy okazji robili szkody w miejscowościach podgórskich. Sprawa podobna, jak z kowbojami, którym z czasem uniemożliwiono dalekie przepędy, ponieważ na ich trasie powyrastały farmy i stada niszczyły uprawy. Nawet w XX w. ulepszenia gospodarcze wśród spotykały się z dużym oporem ludności Karpat, więc tak radykalna zmiana stylu życia, jak porzucenie koczownictwa na korzyść życia osiadłego, musiała być spowodowana naprawdę poważnymi przyczynami.
Każdemu kto pragnie zmierzyć się z życiem w Bieszczadzkim buszu polecam na początek zakup krowy o umiejętności jej dojenia nie muszę wspominać. Jeśli chodzi o jaja to należy zaopatrzyć się w piętnaście kur dla których dobrze by było uprawiać jakieś zboże i zbudować kurnik. Mam jeszcze kilka dobrych rad ale te można podpatrzyć na wsi u przeciętnego, drobnego gospodarza, który codziennie toczy bój o przetrwanie.
Życie osadnika to jedno, życie zakapiora/trapera to drugie. Żeby być osadnikiem, nie potrzeba wcale Bieszczadów ani w ogóle miejsc dzikich. Cała Polska nadaje się do tego równie dobrze.
Dziś prawdziwych zakapiorów już nie ma...
Wątek jak widać co chwila staje na nogi, gdy trzeba będzie go kiedyś postawić, jak całkiem popadnie w niełaski pamięci, zamieszczę wpis "dość mam życia w mieście, idę zmierzyć się z przyrodą i prowadzić pustelniczy tryb życia leśnego dziadka w jakiś bieszczadzkich odstępach". Później tylko, gdy zdołam wrócić, bo może mi się spodobać, zrobię ranking prześmiewców mojego pomysłu.
Trochę Bieszczady już złaziłem i tylko dwa razy udało mi się natknąć na jakieś "survivalowe" zabudowania gdzieś w lesie. Jedno nawet krótko opisałem w swoich relacjach z 2008 roku, gdy łaziłem po okolicy Steinfels. Ba... nawet zrobiłem zdjęcie, którego przy relacjach nie pokazałem, ale teraz w swoich archiwach odnalazłem i poniżej zamieszczam. Po wyjściu z krzaczorów natknąłem się na niewątpliwych mieszkańców tego przybytku. Niestety nie miałem wtedy odwagi, dzisiaj bym chyba ją miał, by zrobić im zdjęcia. Na ich "patrzenie wilkiem" zdołałem tylko odpowiedzieć... dzień dobry. Miałbym w archiwum autentycznych zakapiorów mieszkających w lesie. No i ten ich cały wygląd zewnętrzny, pasujący zapewne też do opisu tzw. dziada kalwaryjskiego. Jednak to pierwsze napotkane zabudowanie spotkałem gdzieś w okolicach Szczawne-Kulaszne i było użytkowane całorocznie tak patrząc po wyposażeniu, ale mieszkańca nie spotkałem. Pomijam tutaj domek na jaki trafiłem, gdy zgubiłem szlak niebieski i trochę pobładziłem (z winy wyrębu), idąc z Sanoka do Kulasznego. Do domku trafiłem po dochodzącym i słyszalnym z pewnej odległości, dość głośnym brzęczeniu pszczół. Był nieźle zakamuflowany w lesie, nie szła do niego żadna ścieżka, był w wykopanym zagłębieniu, obwarowany rowem, ostrymi gałęziami, palami i zapewne pułapkami dla intruzów. Na terenie "warowni" było kilkanaście uli i widać było na zamieszkały (drewno na opał, węgiel, schnące ubranie i stojące za okienkiem słoiki z jagodami. Bardziej wyglądał na domek dochodzącego gdzieś z miasteczka pszczelarza niż bieszczadzkiego survivalowca, ale kto tam wie??? Wtedy tak cicho jak tam się podkradłem tak cicho odszedłem, by nie zakłócać świętego spokoju.
35865
duch bieszczad
26-09-2014, 18:53
są na szczęście w Bieszczadach takie miejsca gdzie stopa ludzka nie stanęła,gdzie ani Recon1 ani Browar,Długi ni Jimmy i inni forumowi gawędziarze nie trafią,bo nie...to ziemia dla zakapiorów,ludzi wolnych o pięknych sercach i dzikiej Naturze i my jedynie wiemy jak tam się wspólnie odnajdywać
Mac Artur ,Staszek na Brudno,Rados oni mi wytyczają szlaki tym kim byli jak zyli,co nie znaczy ze fajnie po drodze spotkac współczesnych Braci takich jak Włoczykij czy Arturos25 czy kilku innych gości co cos czują wiecej
creamcheese
26-09-2014, 22:01
duchu...i samotny...i 25...rozmowy trwają już długo, może wybralibyście się wreszcie na tą przygodę życia i opisali jak to jest. Bo jak na razie to tylko teoria
czy to czasem nie jedna i ta sama osoba pisze...? mam wątpliwości również co do zdrowia emocjonalnego tej lub tych osób
bartolomeo
26-09-2014, 22:42
mam wątpliwości również co do zdrowia emocjonalnego tej lub tych osóbJa natomiast nie mam wątpliwości i daję Ci ostrzeżenie za wycieczki osobiste. Możesz do woli komentować posty i ich zawartość ale powstrzymaj się proszę od oceniania swoich rozmówców.
"są na szczęście w Bieszczadach takie miejsca gdzie (...) ani Recon1 ani Browar,Długi ni Jimmy i inni forumowi gawędziarze nie trafią,bo nie...to ziemia dla zakapiorów,ludzi wolnych o pięknych sercach i dzikiej Naturze i my jedynie wiemy jak tam się wspólnie odnajdywać"
-Bardzo podoba mi się ta wypowiedź:) Nasunęły mi się pewne plany, gdzie jeszcze nie byłam... (oj jak wiele takich miejsc!!!) ale wrócę tam najwcześniej późną wiosną lub latem, bo to co znajdywałam bardziej przypominało autostradę dla niedźwiedzi :) :) Pozostałej części szkoda komentować. Czy byłbyś chętny Duchu na taką wspólną wędrówkę? Trasę wyznaczam ja.
duch bieszczad
26-09-2014, 23:54
nie byłbym,ja inaczej traktuję góry,przyrodę ,Bieszczady niż Ty,ja ich nie pokonuję,nie zaliczam ,nie zdobywam,nie przechodzę,one mają obnażyć moje słabości,zniszczyć moje ja ,pokazać ,że jestem nikim wobec ich majestatu,są one niczym mydło dla mojej duszy...
są na szczęście w Bieszczadach takie miejsca gdzie stopa ludzka nie stanęła...
Oj, widzę że niespecjalnie się orientujesz w realiach!
Możliwe, że są takie miejsca gdzie stopa ludzka nie dotknęła ziemi bieszczadzkiej, ale już jakiś but to raczej tak. Może więcej o tych butach, obojętnie jakie one będą, raczej o tych nogach, które je noszą, wspomnę. Nie wymienię turystów szlakowych, ale już ci chaszczownicy trochę się szwendają. Dochodzą jeszcze ci z wypałów, przeróżni zbieracze runa leśnego, zwierzęcego lub poszukiwacze "skarbów", służby leśne, służby strzegące granicy. Wiedz, że granica to nie jest tylko państwa polskiego ale też UE. Więc szwendają się też tam SG, też Straż Leśna, też leśnicy, też pracownicy BPN, też PSR by nie wspomnieć o przeróżnych naukowcach i badaczach, fotografikach i filmowcach. Ponadto las, drogi i ścieżki, no nie wszystkie, ale jakieś tam są monitorowane fotopułapkami, termowizyjnymi kamerami online i przez samych ludzi też. Są przecież jeszcze mieszkańcy, policja, GOPR i "to" wszystko ma obowiązek ze sobą współpracować.
Sam doświadczyłem kilka razy jak całkiem niespodziewanie gdzieś z krzaczorów wychodzili mundurowi SG lub SL. OK, łaziłem tam gdzie stopa ludzka już dotykała ziemię bieszczadzką. Jako wytrawny traper będziesz zacierał za sobą ślady, nie będziesz rozpalał ogniska, z noclegami będziesz się przemieszczał, nie będziesz schodził do sklepów (zakładam, że pieniędzy nie będziesz miał) i nie zbliżał do siedlisk ludzkich. Zostaniesz namierzony w strefie granicznej to SG Ciebie delikatnie z niej wyprosi, zostaniesz namierzony na terenie BPN to też uprzejmie Ciebie z niej wyproszą. Radzę wcześniej na mapie sobie zakreślić tereny nie obejmujące strefy granicznej, BPN, jakiś stref ochronnych i rezerwatów i spróbować tam gdzie nie zakreśliłeś. Obawiam się, że i tak jak tam zostaniesz namierzony to specjalnie przez palce też nie będą patrzeć na Ciebie i zbytnio przez dłuższy czas tolerować.
Zasmakowałem trochę survivalu, fajna przygoda i fajne wspomnienia, ale nie na dłuższą metę w Polsce... ja po "zabawie" wracałem do domu, ściągałem survivalowe ciuchy, kąpałem się, goliłem, najadłem po ludzku, zagrzałem i wracałem do szarej rzeczywistości i pracy, by za jakiś czas... ech, wolę jednak ciepłe łóżko zwłaszcza gdy podczas "zabawy" miałem jakieś kilkudniowe ulewy lub kilkunastostopniowe mrozy.
Dlatego ja nie neguję tego co chcesz zrobić i nie mam uśmiechu politowania, przekazuję tylko kilka podstawowych uwag bo zakładam, że wiesz co będziesz jadł, jak się ubierał, gdzie spał i jak zdobywał wodę, chociaż tej w Bieszczadach nie brakuje.
duch bieszczad
27-09-2014, 15:11
dzięki szanuję Twoje rady i stosunek do innego punktu widzenia,jeden z nielicznych nie drwiąco-kpiących i nie tzw.ekspertów forumowych,
arturos25
04-10-2014, 12:07
są na szczęście w Bieszczadach takie miejsca gdzie stopa ludzka nie stanęła,gdzie ani Recon1 ani Browar,Długi ni Jimmy i inni forumowi gawędziarze nie trafią,bo nie...to ziemia dla zakapiorów,ludzi wolnych o pięknych sercach i dzikiej Naturze i my jedynie wiemy jak tam się wspólnie odnajdywać
Mac Artur ,Staszek na Brudno,Rados oni mi wytyczają szlaki tym kim byli jak zyli,co nie znaczy ze fajnie po drodze spotkac współczesnych Braci takich jak Włoczykij czy Arturos25 czy kilku innych gości co cos czują wiecej
Niepotrzebnie odświeżasz konflikt. Są co prawda na tym forum również dyżurni awanturnicy, których "kręci" trollowanie, to że mogą komuś pozornie anonimowo "dołożyć". Jednak większość brała udział w nagonce nie ze złej woli czy złośliwości, tylko dlatego, że została zmanipulowana po 1989 r. przez styropian, czyli "przywódców opozycji". Polegało to na wmówieniu miłośnikom traperskiej Wolności, którzy w czasach PRL-u stanowili trzon inteligenckiej opozycji, że ta Wolność, Ideały, o które walczyli, to utopia. I to utopia gorsza, bo bardziej radykalna od komunizmu, ponieważ jeszcze bardziej radykalnie od niego odbiegająca od jednie możliwej alternatywy wobec komunizmu - demoliberalnego kapitalizmu, polegającego na tym, że jest jak za komuny, tylko jeszcze gorzej, a poza tym wszystko jest prywatne. Czyli że cały ich dotychczasowy styl życia był jakimś totalnym, żałosnym absurdem, walką o ekstremalne zniewolenie i zbrodniczość pod pretekstem, że się walczy o wolność. Dlatego ludzie starali się o tym epizodzie zapomnieć, a jak ktoś starał się sprawę odgrzewać, reagowali bardzo nerwowo. Wszystko to było możliwe dzięki dwóm okolicznościom - ślepej wierze w przywódców opozycji, oraz temu, że wierzono wtedy, że możliwe są tylko 2 ustroje. Przecież nowy ustrój udawało się wcielać w życie, czyli nie mógł być niczym innym, niż wymarzoną wolnością, jedyną alternatywą dla komunizmu. Oczywiście, z czasem ludzie zaczęli wyjeżdżać na Zachód, zobaczyli, że świat, do którego rzekomo dążymy, wygląda zupełnie inaczej niż to wyznacza kierunek "reform" w Polsce. Zrozumiano też, że ilość ustrojów jest w zasadzie dowolna, a zupełnie inną kwestią jest, na ile dany ustrój jest przyjazny człowiekowi, sensowny i wydajny. Nawyki emocjonalne jednak zostały.
Liczni ludzie z forum wprawdzie wyśmiewali się z Samotnego Włóczykija i innych, opowiadali fantastyczne teorie spiskowe, że wszyscy, co są zwolennikami zakapiorstwa na forum, to jedna i ta sama osoba. Ale zarazem często sami starali się jakoś kontynuować traperski styl życia. I, jak to zresztą przewidział Samotny Włóczykij, z czasem zaczęli się coraz bardziej zgadzać. A konflikt zaczął wygasać. Bo też zresztą inaczej na dłuższą metę być nie mogło, ponieważ strona "antyzakapiorska" nie miała żadnych argumentów, tylko emocje, wynikające z bycia zmanipulowanym 20 lat temu. Trzeba było te reakcje po prostu przeczekać i nie ma sensu do nich wracać. Zajmijmy się budową czegoś sensownego, zamiast bezpłodnymi awanturami personalnymi na wzór naszych polityków.
arturos25
04-10-2014, 12:11
czy to czasem nie jedna i ta sama osoba pisze...? mam wątpliwości również co do zdrowia emocjonalnego tej lub tych osób
No i proszę. Ciekawe, czy gdybym ja napisał, że mam wątpliwości do zdrowia emocjonalnego Radka B., to Admin by to tak zostawił. Myślę, że dostałbym bana, a sam wątek zostałby pod tym pretekstem zamknięty:grin:.
arturos25
04-10-2014, 12:13
duchu...i samotny...i 25...rozmowy trwają już długo, może wybralibyście się wreszcie na tą przygodę życia i opisali jak to jest. Bo jak na razie to tylko teoria
Tu nie ma żadnych "nas". Każdy odpowiada za siebie. Duch to Duch, ja to ja.
arturos25
04-10-2014, 12:22
Zasmakowałem trochę survivalu, fajna przygoda i fajne wspomnienia, ale nie na dłuższą metę w Polsce... ja po "zabawie" wracałem do domu, ściągałem survivalowe ciuchy, kąpałem się, goliłem, najadłem po ludzku, zagrzałem i wracałem do szarej rzeczywistości i pracy, by za jakiś czas... ech, wolę jednak ciepłe łóżko zwłaszcza gdy podczas "zabawy" miałem jakieś kilkudniowe ulewy lub kilkunastostopniowe mrozy.
Bo tego nie powinno się robić tak, że się przebywa cały rok w luksusie i ciepełku, a potem nagle wyjeżdża w dzicz i jedzie na adrenalinie, ledwo znosząc ciężkie warunki, a gdy już człowiek przywyknie do nich, znów wracać do luksusu i ciepełka, żeby się rozhartować. Powinno się co najmniej raz w miesiącu wyjeżdżać na jakiś krótki ekstremalny wypad, żeby się nie odzwyczajać. Przed mrozem da się zabezpieczyć, a do deszczu - przyzwyczaić. Większym problemem jest co innego - szanować się na tyle, żeby trudne warunki życia nie odezwały się na starość. O tym też trzeba pamiętać, że to, że coś nam w danym momencie nie przeszkadza, nie znaczy, że się nie odezwie za 20-30 lat.
partyzant
04-10-2014, 14:45
Nie wdając się w polemikę o to czym właściwie jest zakapiorstwo sadzę, że nie można postanowić o tym że zostaniemy zakapiorem. Obserwuję na odległość to zjawisko i mam mieszane uczucia. Na zlocie Leśnych Ludzi, gdzie byłem krótko i dość przypadkowo spotkałem człowieka z którym rozmowa pierwsza i oby nie ostatnia, upewniła mnie że możliwe jest spotkanie przyjaciela o którym wcześniej nie miało się pojęcia. Jest bez znaczenia kiedy i czy wogóle go spotkam bo i tak będzie żył w mojej głowie, sercu i wyobrazni. Nie musi mieszkać w jaskini ani jeść łyka ale powinien być tym kogo podswiadomie pragniemy spotkać. Tobie chodzi prawdopodobnie o coś innego, o próbę przetrwania w lesie w jakims bliżej nieokreślonym czasie, tylko jaki pożytek miałby z tego wynikać dla ciebie i innych?
Tobie chodzi prawdopodobnie o coś innego, o próbę przetrwania w lesie w jakims bliżej nieokreślonym czasie, tylko jaki pożytek miałby z tego wynikać dla ciebie i innych?
partyzant, tak mimochodem to... bardzo dobre pytanie Ci wyszło a może było bardzo przemyślane? Pytanie takie nie tylko powinni sobie zadać survivalowcy, zakapiorzy czy tam inne indywidua. Ileż się robi głupot w swoim życiu z których ani dla siebie samego nic nie wynika ani dla innych. To jest na szczęście jeszcze niegroźne, chociaż może w jakiś pośredni sposób, zachaczający o biznes, ktoś jednak na tym korzysta, gdyby tak bardziej wnikliwie się temu przyjrzeć lub też i traci biznesowo albo emocjonalnie, uczuciowo by tylko na tym skończyć a można by jeszcze wymieniać. Wystarczy rozłożyć na czynniki pierwsze i pobawić się w dywagacje filozoficzne.
Wspomniałem o biznesie a przecież nie mamy takiej olbrzymiej wiedzy i nie znamy wszystkich myśli ludzi... może jakiś "pożytek jednak z tego jakiś wwynika", wszak to tylko nasze subiektywne spojrzenie.
Zakapioryzm w Bieszczadach do już "zajęcie" biznesowe, posiadający swoje gwiazdy i idolów, którym robi się zdjęcia a najlepiej razem, artykuły, zdobywa autografy, szczyci znajomością, zaprasza na salony i inne bzdety. Taki bieszczadzki folklor bez mała. Ciekawsza jest ta niższa liga (moje autorskie określenie) zakapioryzmu bieszczadzkiego, którą z wnikliwością opisuje Rałał Dominik więc i ci z niższej ligi wychodzą na szersze wody, chociaż zywot mają marniejszy i krótszy. Oni, no może nie wszyscy na takim samym pułapi, ale są też survivalowcami chociaż w dużej części to autochtoni więc lżej mają niż ten zrzucony na rekonesans wroga teren.
Jako, że to oftopik i pisać można nawet od "rzeczy" to i"od rzeczy" oddalonej od tematu napiszę. Tam gdzie sobie teraz mieszkam, mam możliwość obserwować właśnie podobnych miejskich survivalowców. U nich nie ma tego o czym pisze arturos25
Bo tego nie powinno się robić tak, że się przebywa cały rok w luksusie i ciepełku, a potem nagle wyjeżdża w dzicz i jedzie na adrenalinie, ledwo znosząc ciężkie warunki, a gdy już człowiek przywyknie do nich, znów wracać do luksusu i ciepełka, żeby się rozhartować. Powinno się co najmniej raz w miesiącu wyjeżdżać na jakiś krótki ekstremalny wypad, żeby się nie odzwyczajać. Przed mrozem da się zabezpieczyć, a do deszczu - przyzwyczaić. Większym problemem jest co innego - szanować się na tyle, żeby trudne warunki życia nie odezwały się na starość. O tym też trzeba pamiętać, że to, że coś nam w danym momencie nie przeszkadza, nie znaczy, że się nie odezwie za 20-30 lat.
tutaj survival trwa aż do śmierci "uczestnika". Oni nie dbają o swoją starość, przeżycie jest sztuką dnia, nocy, tygodnia, miesiąca, roku. Nie myślcie, że nie dbają o siebie... oooooo "wynalazku" nie wypije więcej niż ... bo "jeszcze chcę pożyć"... "nową bzykałem z gumką bo k... nie chcę hifa złapać".... Mam nawet swojego idola, nazywam go Rumcajs bo taki podobny, trzyma się na uboczu i zawsze w pobliżu jednego sklepu Żabka, kłania się mi, czasami cos zagadamy, kulturka, cały czas na lekkim procencie, ale czasami potrafi zaszpanować i wtedy przed ławeczką stoi krupnik, obok kieliszek a w ręku butelka coca coli. On nic nie zbiera jak pozostali po śmietnikach co można zjeść lub sprzedać a zwłaszcza złom. Tak przy okazji... rozejrzyjcie się koło swojego miejsca zamieszkania, czy wala się gdzieś jakiś metalowy złom? hahaha o nie nie on szybko znika. Wracając do Rumcajsa, on nigdy nie wyciąga ręki o kasę inni też nie, są honorowi... piją, jedzą za swoje, nie pracując oczywiście. Proszą o kasę obcy, od razu wtedy poznaję, że nowy. Czasami zjawiają się nagle, jakby znikąd, ostatnio latem taki w czarnej skórze, super ubranie, elegancka skórzana teczka, stawia piwko, wódeczkę, jedzonko, za kilka dni już nie ma skóry i teczki, broda jest dłuższa, chudszy jakoś tak, po miesiącu już go nie poznaję, sam chodzić zaczyna a nie z grupą, widzę jak leży pół dnia na ziemi, tydzień temu widziałem jak przykrywali go czarną folią. Desant się nie udał, nie nabył szybko praktyki survivalowej, może nawet jest pochowany jako NN. Tu nie ma survivalu w poszukiwaniu swoich wartości, jakiejś odskoczni od rzeczywistości i "po zabawie" siup pod ciepły prysznic i pod zagrzaną już kołderkę.
Odchodzą, ostatnio odszedł najbardziej "przystojny", partner kobiety z południa Europy. Uzbierali wszyscy na ławeczce jakieś grosze, "przystojny" zebrał w swoją sporą garść moniaki i ruszył do sklepu, w głowie miał tylko jedną myśl "zaraz będę miał radość picia, zaraz będę miał szkło", potrącił go samochód, wstał, poszedł trochę i upadł, karetka... "panie pyknął go nieżle, w szpitalu trepanacji nie przeżył". Do "pani z południa Europy" przystawił się nowy "kasiasty" ale już widzę, że zaczyna być na równi pochyłej. "Pani z południa Europy się trzyma" no i Rumcajs, wczoraj leciał z jakąś kartką... "dzień dobry, lecę do magazynu OPS". Fakt zimno się zaczyna robić, trzeba mieć ciepłe ubranie. Rumcajs to jak widzę dobry gracz na rynku, mały, chudy, ale ma już wszystko chyba obcykane albo jakiś stały dopływ kasy.
Patrzę w telewizor a tam na wschodzie tyle złomu się wala, gdyby "moich" survivalowców tam zrzucić w mig by się z nim uporali a chlania ile by było.
Nuda, wszystko tam przwidziałem. No może będzie się coś działo we Lwowie bo w UEFA durne ludzie zachodnioeuropejscy wykombinowali, że jak przełożą mecz Metalistowi z Charkowa do Lwowa to będzie bezpieczniej. Przecież jak gdzieś na jakimś majdanie albo stadionie ktoś podskoczy legijnym Lachom to może być gorąco a może przez granicę ich nie przepuszczą? Eeeee Lachy wezma ją siłą i wtedy dopiero będzie.
Nuda, Legii zaczynają już liczyć jakieś rekordy bez przegranej, rekordy bez straty bramki...
Oftopik to oftopik. Pzdr... też z nudów :P
arturos25
08-10-2014, 11:36
Nie wdając się w polemikę o to czym właściwie jest zakapiorstwo sadzę, że nie można postanowić o tym że zostaniemy zakapiorem. Obserwuję na odległość to zjawisko i mam mieszane uczucia. Na zlocie Leśnych Ludzi, gdzie byłem krótko i dość przypadkowo spotkałem człowieka z którym rozmowa pierwsza i oby nie ostatnia, upewniła mnie że możliwe jest spotkanie przyjaciela o którym wcześniej nie miało się pojęcia. Jest bez znaczenia kiedy i czy wogóle go spotkam bo i tak będzie żył w mojej głowie, sercu i wyobrazni. Nie musi mieszkać w jaskini ani jeść łyka ale powinien być tym kogo podswiadomie pragniemy spotkać. Tobie chodzi prawdopodobnie o coś innego, o próbę przetrwania w lesie w jakims bliżej nieokreślonym czasie, tylko jaki pożytek miałby z tego wynikać dla ciebie i innych?
A co Twoim zdaniem przynosi człowiekowi pożytek? Polska wersja "amerykańskiego snu" o luksusie i sytym próżniactwie? Realizacja marzenia o odciętej wysokim murem od "złego świata" luksusowej willi na przedmieściu, zmianie samochodu raz na rok, a komórki co pół roku? Posiadanie dóbr zewnętrznych, które miała dawna szlachta i arystokracja, bez obowiązków, które posiadała, wg zasady "jak cłek pańskie gronta złapie,/ Pojedziewa se do dwora,/ Lezeć bede na kanapie/ I se bede zawdy chora"?
A może dostarczanie innym prymitywnych przyjemności, albo pseudowolontariat, polegający nie na tym, żeby coś zrobić dla kogoś innego, tylko żeby samemu napawać się, jakim się jest dobrym człowiekiem? Albo przyczynianie się do nakręcania spirali konsumpcji, co ma w magiczny sposób spowodować wszechobecny dobrobyt?
Chcesz wiedzieć, jaką korzyść przynoszą główne założenia pozytywnie rozumianego zakapiorstwa, czyli dobrowolna asceza i samodoskonalenie się w kontakcie z przyrodą? Zapraszam do literatury religijnej, związanej z chrześcijańskimi pustelnikami. Najważniejsze problemy współczesności, jak się dobrze przyjrzeć, biorą się właśnie stąd, że obecne elity nie cenią tych dwóch wyżej opisanych rzeczy, że utożsamiają elitaryzm tylko z posiadaniem czegoś.
Słusznie jednak zwróciłeś uwagę, że zakapiorstwo ma wiele aspektów. Zakapiorzy to ogólnie ludzie, którzy sprzeciwiają się wynaturzeniom tzw. naszej cywilizacji. Stąd, w odróżnieniu od niekoniecznie już młodych, ale wykształconych i zmanipulowanych, nie są to ludzie aspołeczni, którzy by traktowali człowieka jak rzecz, a "bratniej duszy" szukali w piesku lub kotku:sad:. Nie stoi to w żadnej sprzeczności z samotniczym charakterem zakapiorstwa. Wręcz przeciwnie, ten ostatni pozwala docenić wagę obecności innego człowieka, podczas gdy "nasza cywilizacja" z nieodłącznymi zjawiskami atomizacji społeczeństwa i samotności w anonimowym tłumie, prowadzi raczej do degradacji i dewaluacji tej obecności. Powoduje, że ludzie raczej od siebie uciekają, niż się do siebie zbliżają.
Dziś nie znajdziesz już chyba zakapiorów, których celem jest ucieczka od "cywilizacji". Raczej powrót do źródeł, z których wyrosła nasza kultura, odświeżenie jej. Do źródeł się idzie pod prąd, jak zauważył Jan Paweł II.
Recon1, ja znam więcej takich "zakapiorów", o jakich piszesz. Np. korpoludków - "młodych, wykształconych, z dużych miast". Oni są typowymi wyznawcami konsumpcjonizmu, ale zarazem też prowadzą życie ekstremalne. Jedno drugiemu nie musi przeszkadzać, jeśli to drugie jest równie głupie, jak to pierwsze. Odreagowują niewolniczą pracę dla swoich panów weekendowym imprezowaniem w klubach. "Może jeszcze tym razem nie załapię HIV-a poczas zabawy z panienką". "Może jeszcze tym razem nie przedawkuję narkotyków ze skutkiem śmiertelnym".
arturos25
22-10-2014, 13:08
Jedyny plus z tego atakującego ludzi niedźwiedzia ostatnio jest taki, że wypłoszy on trochę stonki z gór. Mieszczaństwo to ma do siebie, że waha się między skrajnym lekceważeniem przyrody a panicznym strachem przed nią.
W "wolnej Polsce" starano się promować obraz natury jako przyjemnej scenerii do grillowania. Żeby zrealizować program, w którym polska prowincja miała "żyć z turystyki". Wypadki ataków zwierząt na ludzi celowo wyciszano, żeby nie psuć tego obrazu. Co to kogo obchodziło, że brak środków bezpieczeństwa, wynikający z pewności siebie mieszczuchów, prowokował kolejne ofiary? Ważne, żeby zrealizować wspaniały, styropianowy projekt polityczny. Polegający na likwidacji "utopijnego i komunistycznego" przemysłu i rolnictwa, a w zamian tworzeniu gruszek na wierzbie w postaci przemysłu turystycznego. Choćby po trupach.
Z najnowszych ustaleń wynika że to nie ten miś zabił tego biedaka,tylko że został on brutalnie zamordowany.....przez jakiegoś świra lub świrów...:sad:
arturos25
25-10-2014, 23:50
Z najnowszych ustaleń wynika że to nie ten miś zabił tego biedaka,tylko że został on brutalnie zamordowany.....przez jakiegoś świra lub świrów...:sad:
Słyszałem nawet pogląd, że to banderowcy. Wszystko jedno, stonka będzie się bała tak, czy inaczej. I zrobi miejsce dla prawdziwych miłośników gór. Mieszczaństwo przecież przyjeżdża, żeby opijać się piwem i napychać karkówką z grilla w ładnym krajobrazie. A co jakiś czas zaliczyć jakąś atrakcję w miejscu, gdzie "koniecznie trzeba być".
Tylko szkoda miejscowych, którzy uwierzyli styropianowi, że "nie ma alternatywy dla życia z turystyki".
Jeśli chodzi o Samotnego Włóczykija, "człowieka wiatra" i takich innych, to przypomniało mi się coś. Niedawno zgadałem się w Ustrzykach Górnych z facetem, który spotkał kogoś podobnego do któregoś z nich. A może nawet jego samego. Wiem tyle, że w Bieszczadach i że "nad wodą". Niestety, nie dopytałem, co to była za woda, czy Zalew Soliński, czy San, czy może jakaś jeszcze inna rzeka albo nawet potok. Miał "stachurowaty" wygląd i miał ze sobą worek chyba z bukwią, czyli to musiał być zeszły rok, bo wtedy bukiew obrodziła. Miał też ze sobą jakiś klucz do rozpoznawania czegoś i tomik poezji. Mówił, że tak mu się dobrze żyje, że każdy dzień jest przygodą, że nie ma zamiaru wracać do cywilizacji i nawet do wsi niechętnie zagląda, żeby nie spotykać się z tymi ludźmi, od których uciekł. Najchętniej widuje się z mieszkańcami wsi jeszcze niezepsutymi albo z takimi jak on wędrowcami. Nic o żadnym szałasie ani o koniu nie mówił, ale miał ze sobą coś, co mogło być rzeźbioną nahajką do poganiania konia. Nie wiadomo, gdzie mieszka, bo w ogóle o tym nie było dyskusji.
arturos25
10-11-2014, 10:25
Dowiedziałem się niedawno, że na byłym terenie wojskowym w lesie na przedmieściach Warszawy ma powstać terytorium dla Wolnych Ludzi. Będą oni tam żyć w szałasach, ujeżdżać dzikie konie, uczyć się maskowania w terenie, dawnych sposobów walki (zwłaszcza partyzanckiej) i tropicielstwa oraz żyć tym, co oferuje okoliczna przyroda i koczować na pobliskiej "prerii" (zdziczałe pola i łąki). Nie bardzo w to wierzyłem, że tak szybko zwyciężyły Ideały, dopóki nie znalazłem kolejnej poszlaki:
http://bron.iweb.pl/viewtopic.php?t=123675&sid=d87d41ef239a60b29f1407913509e8c4
Ale będą jaja, jak na przedmieściach dwumilionowego, największego w Polsce miasta powstanie takie terytorium trapersko-kowbojskie, a w Bieszczadach ludzie będą wciąż powtarzać starą bajeczkę, że to niemożliwe, że to utopia, choroba psychiczna, hahaha. Bo jedyny możliwy i realny ustrój to balcerowiczowsko-mazowiecko-michnikowsko-bielecki liberalny materializm.
Tak więc, wreszcie, po ćwierćwieczu grzęźnięcia w drobnomieszczańskim syfie, ktoś powiedział "naszej" cywilizacji: DALEJ NIE PÓJDZIESZ!
diabel-1410
10-11-2014, 12:21
Przynajmniej z Bemowa będziesz miał blisko :-) A co do wpisów stricte politycznych to radziłbym zajrzeć do regulaminu forum
arturos25
26-11-2014, 11:10
To nie jest wpis stricte polityczny. Ci panowie to już historia.
Jestem gotów dać głowę, że ci, co najgłośniej do niedawna krzyczeli o utopii, niemożliwości itd. traperskiego życia w czasach "rozwiniętej cywilizacji", sami szukają sobie miejsc, gdzie chociaż okresowo mogliby prowadzić zakapiorski styl życia. Tylko, oczywiście, dalej mówią oficjalnie do innego, żeby się usprawiedliwić przed samym sobą. Że niby traktują to z dystansem. Prawdziwa, traperska Wolność przyciąga ludzi do siebie nieodparcie, choćby nie wiem jakie usprawiedliwiania sobie wymyślali i nie wiem jak udawali dystans do niej.
arturos25
a Ty chciałbyś zostać zakapiorem bo pociąga Cię to co rozumiesz pod pojęciem zakapiorstwa i chciałbyś wejść w to rzeczywiście czy raczej dlatego, że chciałbyś komuś (szeroko rozumianym IM) udowodnić, że można być zakapiorem?
liczę na precyzyjną odpowiedź.
diabel-1410
26-11-2014, 23:00
Zapewne dostanę punkty karne a może i bana dożywotniego za tzw atak osobowy.Jednak arturos25 posiada profil także na FB gdzie wręcz propaguje mym skromnym zdaniem styl komercyjny.Jeśli ktoś będzie chciał znaleźć WW to wystarczy troszkę pomyśleć. Generalnie arturos25 po raz enty proszę nie teoretyzuj i staraj się po prostu to zrealizować i niezależnie czy uznasz próbę za zwycięską czy za porażkę po prostu to opisz czy to tu na forum czy też na swoim blogu. Ot i wszystko
Hmmmmmmm, farbowanych lisów ci u nas dostatek.....;)
"Nie bardzo w to wierzyłem, że tak szybko zwyciężyły Ideały, dopóki nie znalazłem kolejnej poszlaki"
-Ale bijecie sobie pianę. Post ten na tamtym forum napisał Samotny Włóczykij czyli Twój kolega z Bemowa z Warszawy, więc nie mów że się o tym dowiedziałeś z jakiegoś forum. Po trzech minutach obecności na tamtym forum zobaczyłam że Włóczykij tam znów polemizuje sam z sobą pod różnymi nickami, więc więcej mi się nie chciało przeglądać.
"Ty chciałbyś zostać zakapiorem bo pociąga Cię to co rozumiesz pod pojęciem zakapiorstwa i chciałbyś wejść w to rzeczywiście czy raczej dlatego, że chciałbyś komuś (szeroko rozumianym IM) udowodnić, że można być zakapiorem?"
-Wydaje mi się, że chłopakom (Artek i Włóczykij) chodzi o podtrzymanie jakiejś idei, którą można sobie realizować na urlopie (nawet dłuższym np. dwu tygodniowym). Nazwali to zakapiorstwem i spoko, mają do tego prawo.
Jimi - a dostrzegasz w moim pytaniu, żebym kwestionowała jakiekolwiek prawo kogokolwiek do czegokolwiek?
Nie zależy mi na podsycaniu dyskusji (nie brałam udziału w dyskusji w tym wątku). Nie zamierzam śledzić działań arturos25 w internecie.
Chciałabym, żeby odpowiedział mi na pytanie odnośnie motywacji.
Powered by vBulletin® Version 4.2.1 Copyright © 2025 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.