PDA

Zobacz pełną wersję : Mont Blanc



diabel-1410
09-07-2011, 16:05
Że człowieka zawsze gdzieś dalej ciągnie normalne jest dlatego w czerwcu postanowiliśmy się w Alpy na dach Europy wybrać:-)
My tzn.Czapa,PiotrB,elaslob i Staszek.Czapę zabrałem z Torunia w przeddzień Bożego Ciała-pozostała trójka dojechała potem i ruszyliśmy na emigrację turystyczną:-).Rano dnia następnego przekroczyliśmy granicę z Niemcami.Trasa długa i nudna bo wszędzie autostrady nas wiodły-jedyne przerywni9ki to przerwy na sen i zgubiona droga już na granicy ze Szwajcarią(niemcy nie mówią zbyt dobrze po angielsku)więc języka zasięgnąć trudno:-).Kolejnego dnia jesteśmy już w Chamonix,znajdujemy camping w Les Marmotes i obóz swój rozbijamy.Następnego dnia aklimatyzację czas zacząć.CDN

leszczu
10-07-2011, 13:56
Foteczki zarzuć :))

diabel-1410
11-07-2011, 19:05
Po szybki dośc śniadaniu odpalam wierne autko i w drogę na aklimatyzację.Dojeżdżamy do Chamonix tam dociążamy się plecakami i do kolejki która zwozi nas na Aiguile du Midi 3842m.npm.Bilet kosztuje 42,5euro i obejmuje podróż tam i powrót.Co ważne nie trzeba wracac tego samego dnia.Zakładamy na siebie uprzęże czekany w garśc i w drogę.Od szczytu szlak wiedzie wąską około 30cm szerokości granią po bokach kilkusetmetrowe przepaście.Po kilku krokach Czapa traci równowagę i zaczyna się zsuwac.Na szczęście po trzech metrach udaje się jej z moją drobną pomocą wychamowac.Na miękkich nogach schodzimy na bezpieczniejszy fragment zbocza.Odpoczynek i dalej do przodu.Po kilkunastu minutach dochodzimy na lodowiec gdzie zakładamy obóz.Tak naprawdę obóz zakłada Czapa mnie dopadła choroba wysokościowa.Czułem się żle i ogólnie do bani.W końcu rozbiliśmy namiot i bardzo szybko poszliśmy spac.CDN

Pierogowy
11-07-2011, 23:23
.CDN
hallo,

z tego co kumam to wybraliście 3M ? Gratuluję wyboru,fajna trasa i troszkę żmudna. Ale i tak najważniejsza to pogoda i "choroba"! 'Lufa"najczęściej puszcza po pierwszej nocy...!
Nie piszesz nic o pogodzie?! Jak odpowiednia aura ,to z miejsca ,gdzie prawdopodobnie nocowaliście widać Tacula na rzut dziabą.
Ja byłem parę lat temu, w maju i kiblowaliśmy dwie noce na Col du Midi, gdyż właśnie przechodził nad nami front...Ale warto było,bo później pogodę mieliśmy rajską,a że zaaklimatyzowani byliśmy ,więc wydarliśmy "Blanca " w 10 godzin.I tak w nocy troszkę pobłądziliśmy (omijając seraki i szczeliny)przy trawersie i nie weszliśmy w ramię Tacula od NW jak należało.
A lodowa ścianka M.Maudita czasami mi się śni... Jeszcze raz gratuluję drogi a nie" pielgrzymki" przez Gouter'a. Chociaż gdy kicha w aurze ,to najprostsza droga staje się najgroźniejsza.

machoney
12-07-2011, 22:24
Eh pamiętam jak dziś Aiguile du Midi przy końcu dnia kiedy tylko sam wierzchołek wystawał a reszta tonęła w chmurach...

diabel-1410
13-07-2011, 06:14
Pierogowy rozczaruję Cię zapewne ale wybraliśmy ten łatwiejszy wariant przez Tete Roso i Gutiera a A.du Midi to tylko aklimatyzacja:-)

Pierogowy
14-07-2011, 02:04
Pierogowy rozczaruję Cię zapewne ale wybraliśmy ten łatwiejszy wariant przez Tete Roso i Gutiera a A.du Midi to tylko aklimatyzacja:-)
hallo,
cóż droga jak droga...w czerwcu i lipcu "troszkę" oblegana (nie dziwię się -pogoda najstabilniejsza i czynne schroniska czyt: jest obsługa... )
wiem,że" tramwaj" bywa męczący przy zejściu w kierunku Tete Rousse za granią na poręczówkach (poręczówce)
ale,co tam...opisuj...
wyskoczyłem z 3M ,bo Col du Midi to najczęstszy start...
@machoney- iglica na Aiquile du Midi ma swoją męską wymowę...oj,ma...

diabel-1410
14-07-2011, 07:00
Kolejny dzień wita nas słońcem i mrozem góry wyglądają pięknie samopoczucie jak dzwon:-).Leniwym spacerkiem udajemy się w kierunku zbocza prowadzącego w kierunku MB.Chcemy złapac parę metrów wysokości i trochę się poruszac.Dochodzimy do dośc stromego odcinka i zaczyna się problem-Czapa nie chodziła w śniegu przy takim nachyleniu i ma małe problemy,ale jako kobietka uparta i dzielna daje sobie radę-ma ta nasza Karolina jaja takie że niejeden facet by jej pozazdrościł:-) Wychodzimy do pierwszej półki patrzymy na zegarek i wspólnie stwierdzamy ze czas na powrót do namiotu.Nie mogę pominąc spotkania z polakiem mieszkającym w Anglii który prowadził na MB swojego kolegę anglika-może to moje czarnowidztwo ale brac kogoś pierwszy raz w tak wysokie góry bez sprzętu i podstawowych umiejętności to głupota(anglik był bez uprzęży pierwszy raz w górach typu alpejskiego).Rozpoczynamy powrót znowu stroma ściana i znowu dzielna Karolina pokonuje ją śpiewająco:-).Na dole zaczynają się schody-śnieg jest mokry i topimy się w nim po kolana a do namiotu wydaję się tak daleko.W końcu jesteśmy:-) Karolina ma problemy zdrowotne a leki zostały na dole:-(Po krótkiej naradzie decyzja-jesli nie ma innego wyjścia schodzimy jutro na dól.Z tą myślą udajemy się spac.CDN

diabel-1410
14-07-2011, 07:28
Trochę zdjęc:-)

machoney
14-07-2011, 15:33
Smutna wiadomość: http://wspinanie.pl/serwis/201107/07-Wojtek-Kozub-zginal-w-Alpach.php

diabel-1410
14-07-2011, 22:52
Tak wiem schodziłem tamtędy dzień przed Nim:-(

Pierogowy
14-07-2011, 23:41
Tak wiem schodziłem tamtędy dzień przed Nim:-(

Smok sięgnął znowu po owieczkę...

żebro Aiguille du Gouter i pózniejszy kuluar, to istna śniezna wannna z jacuzzi w postaci kamieni...
kamulce wielkości od piłki tenisowej do sporego plecaka lecą tam bez przerwy;
plus to zmęczenie i odprężenie towarzyszące zejściu...

współczuć najbliższej rodzinie

diabel-1410
23-07-2011, 08:00
Kolejny dzień zaczynamy śniadaniem .Potem pakujemy graty i w drogę na kolejkę.Śnieg jest bardzo miękki i Czapa zapada się co chwila po kolana i głębiej.Dochodzimy do grani i bardzo ostrożnie podchodzimy do stacji kolejki.Kilka metrów przed bramką dostałem bardzo silnych zawrotów głowy.To plus świadomośc że w razie upadku mogę pociągnąc za sobą Czapę sprawia że robi mi się ciepło.Zawroty minęły i już po chwili jesteśmy na miejscu:-)Zdecydowałem się na piwo i zdziwienie.Jest tylko mały heineken za jedyne 5 eu.Po tych dwóch dniach smakuje świetnie:-).Potem do kolejki(dzięki inwencji Czapy i uprzejmości obsługi poza kolejnością)i jedziemy na dół.W Chamonix wita nas upał więc bieg do auta i szybka zmiana ubrań,a potem już tylko do Les Marmotess kąpiel i spac.Jutro dojedzie reszta ekipy:-)
Kolejny dzień spędzamy na zakupach i zwiedzaniu:-).Chamonix to piękne miasteczko w którym ciężko dogadac się po angielsku ale brak zachowań jakie można spotkac u naszych górali w Zakopanym-tzn nachalności i dojenia kasy z turystów.Dużo ładnych malunków naściennych i wszędzie bardzo czysto.Ciekawostką jest że nie widac plagi innych miast zachodnich tj ludzi otyłych.
Ponieważ buty które zabrałem ze sobą nie sprawdziły się decyduję się na zakup nowych i miłe zaskoczenie-sprzęt jest sporo tańszy niż u nas w kraju.Jak widac można miec taniej i zarabiac:-).
Po udanym i miło spędzonym dniu wracamy na camping poganiani telefonem od PiotraB.Na cpn kupujemy jeszcze dwa piwa Mont Blanc-naprawdę niezłe i już za chwilę witamy się z resztą ekipy:-).Potem narada przy kolacji i spac.Jutro zaczynamy właściwą akcję.CDN

machoney
31-07-2011, 20:53
Czekamy na cd :)

klopsik
31-07-2011, 22:02
dzialacie przy klubie Torunskim ?

diabel-1410
01-08-2011, 09:30
Jak tylko siły po weekendzie odzyskam biorę się za pisanie:-) klopsiku jesteśmy niezrzeszeni -po prostu znamy się i dobrze nam się ze sobą jeżdzi:-)

Krysia
01-08-2011, 10:04
wiecej zdjęć!!!
plisssss

diabel-1410
01-08-2011, 23:17
http://youtu.be/Yu4YX-l0CME to tak na razie potem będzie więcej:-)

PaweleS
02-08-2011, 20:08
Dzięki za miłe pozdrowienia ze szczytu.
Moje gratulacje:)

diabel-1410
03-08-2011, 08:10
29.07. godzina 7 rano pobudka.Pakujemy graty i start na kolejkę z Les Hauses(nazwy piszę z pamięci więc proszę o tolerowanie błędów w pisowni:-) )kupujemy bilety i w górę.Pewni i uśmiechnięci zaraz po wyjściu z kolejki kierujemy się na tramwaj inaczej mówiąc zębatkę.Pierwsze zdziwienie-jest remont i do Tete Rosso musimy iśc pieszo:-( plecaki ciężkie jak cholera i nie chcą same się drapac pod górę.Początkowo trzymam się za Staszkiem który trzyma tempo ślimaka ale to mylące:-)To niby powolne tempo trwa cały czas i bardzo szybko zostaję w tyle.Wychodzą miesiące bez treningu i setki papierosów.Tory tramwaju pną się do góry a wokół przepiękne panoramy alpejskich łąk.PiotrB Cofa się do mnie zaniepokojony moim powolnym tempem a ja swojej dobroci odmawiam przyjęcia pomocy i pełznę dalej.Wchodzimy w chmury i szarośc będzie towarzyszyc nam do końca dnia.Z naprzeciwka mijają nas grupki ludzi schodzących z góry.Widac po nich zmęczenie i poparzenia od słońca.W końcu docieram do końcowej stacji kolejki czyli tysiąc metrów za nami.Szybki odpoczynek papieros i już w grupie idziemy wyżej.Zaczyna się robic skalisto a zieleń zostaje gdzieś w dole.Totalny brak oznakowań ścieżek-to nie Tatry ani Bieszczady.Docieramy do ruinek gdzie też można nocowac bo ruinki są w lepszym stanie niż niejedno nasze schronisko.Tam znowu zostaję w tyle. Wychodzi brak kondycji. Zaczyna się robic stromo.Te kilka małych szczycików i męczące zakosy wysysają resztki sił.Ścieżka miejscami jest zaporęczowana ale wpinam się tylko w jednym miejscu.W końcu jest punkt informacyjny czyli schronisko tuż tuż:-) Cały czas idę w chmurze i kiedy wchodzę na lodowiec zaczyna padac.Po chwili deszcz zmienia się w grad a żeby było weselej zaczyna grzmiec.Zdaję sobie sprawę że jestem na płaskim i wysoko położonym terenie i zaczynam się bac.W końcu widzę schronisko i kompletnie przemoczony tam docieram.Kolektywnie podejmujemy decyzję że nocujemy w schronisku-rozbijanie namiotów przy tej pogodzie to głupota.Przydaje się karta Alpenverein.Nocleg na glebie normalnie kosztuje 29 euro a z kartą 14,5.W schronisku jest kuchenka gdzie można gotowac na swoich palnikach a obsługa jest przemiła:-) Zaskoczeniem jest brak wody w kranach ale mówi się trudno.Ponieważ tego dnia mamy z PiotremB imieniny w piątkę rozpijamy setkę wódki i spac.Jutro idziemy wyżej.CDN

andrzej627
03-08-2011, 20:59
(...) kierujemy się na tramwaj inaczej mówiąc zębatkę.Pierwsze zdziwienie-jest remont i do Tete Rosso musimy iśc pieszo:-(
Tramwaj nie jeździ do schroniska Tête-Rousse (3167m). Tramwajem można najwyżej dojechać na wysokość 2380m, do schroniska Nid d'Aigle. Jechałem tym tramwajem w zeszłym roku. (http://www.youtube.com/watch?v=JnTEjPdHcSA) Wtedy był remont ostatniego odcinka i tramwaj dojeżdżał tylko do Mont-Lachat (2100m). My stamtąd schodziliśmy już w dół.:sad:

Dla zainteresowanych podaję oficjalną stronę tramwaju Mont-Blanc:
Compagnie du Mont-Blanc Chamonix - Tramway du Mont-Blanc (http://www.compagniedumontblanc.fr/en/site-overwview/tramway-du-mont-blanc)

O schroniskach, o których piszesz, można poczytać tutaj:
Les refuges du massif du Mont-Blanc (http://lesrefugesdumassifdumontblanc.fr/index.html)
a te ruiny to:
Cabane forestière des Rognes (http://www.refuges.info/point/1046/cabane-non-gardee/mont-blanc/cabane-forestiere-des-rognes/)

diabel-1410
03-08-2011, 21:59
Dziękuję Ci Andrzeju za uściślenie i linki.Sam z ciekawością do nich zajrzę:-)

diabel-1410
04-08-2011, 05:56
jeszcze kilka fotek24469244702447124472

Krysia
04-08-2011, 07:23
Oooo czy to jest ten słynny kibel?
W którym jak nieodpowiednio wiatr wieje to wszystko leci z powrotem na nas?;-))

diabel-1410
04-08-2011, 20:08
Krysiu nie to ściana schroniska gdzie raczyłem się piwem po powrocie ze szczytu:-)

diabel-1410
04-08-2011, 21:11
CDN-czyli około 2 w nocy budzą nas ludzie wyruszający już z Tete Rosso na szczyt.U nas jest inaczej-każdy wychodzi tak żeby nikogo nie budzic.ja zdeterminowany mocno w śpiwór wtulam twarz,chowam się przed ludżmi:-) i wstaję ok.7 rano.Szukam jednego buta-znajduje się w przedsionku(ciekawostką są kapcie-obowiązkowe dla każdego turysty i ogólnie dostępne leżą na pólkach-pierwsze kikaset metrów to lodowiec a zaraz potem Kuluar śrmierci lub Grand Kuluar.Przechodzimy go bez żadych sensacji i spokojnie.Zero spadających kamieni i tylko poręczówka przypomina o niebezpieczeństwie.Zaraz potem zaczyna się podejście nieoznakowane praktycznie.Gdzieniegdzie czerwona farba na chlapnięta na skale lub strzałka namalowana byle jak.Stromo jak diabli i lużne kamienie ale ciepło. Tylko 600 metrów w pionie więc myślę nie będzie tak źle-jest gorzej:-)Plecak ciągnie w dól palic się chce,nogi bolą a do góry daleko.W końcu jest -widzę schronisko ale co z tego.Zaczyna się poręczówka i naprawdę stromo.A my z Czapą na widok poręczówki rozpinamy naszą linę i wchodzimy samodzielnie-Karola jeszcze raz przepraszam -gdybym wiedział ni puściłbym Cię samej.W niektórych miejscach idziemy w pionie ale już jest schronisko.Odpinam raki-niech szlag trafi niby przewodnika z polski radzącego iśc nam w rakach po tych skałach(zazdrosny był o potencjalny zysk czy co-przy następnym spotkaniu mu .......... )Raki już przy schronie zdejmuję i szukam base campu trzeba iśc wyżej i jest:-) Platformqa już prawie wykopana-dziękuję Piotrze i Staszku:-)Rozbijamy namiot czas iśc spac.Dla osób które chcą iśc w góry zimą-lepszy jest namiot z wpinaną na stałe sypialnią i stelażem zewnętrznym od namiotu ze stelażem wewnętrzynym wpinanym w sypialnię i wiązanym do tropiku-teraz już tylko jeśc(zupy Vifon-a co będę oryginalny) i spac-jutro atakujemy:-)

diabel-1410
08-08-2011, 19:18
01.07.2011 Rozpoczynamy atak szczytowy-dumnie to brzmi ale dla nas ludzi bez doświadczenia w górach wysokich tak było.Staszek,Piotr i Ela wyszli przed nami my spaliśmy długo.Zanim się ruszyliśmy kilka dylematów-co ze sobą zabrac a co zostawic. Decyduję się na zestaw oszczędny(błąd)trochę jedzenia,herbata w termosie,trochę wody.Po kilku godzinach docieram do Vallota-blaszany schron awaryjny gdzie można schronic się przed złą pogodą.To miejsce bardziej szalet przypomina ale nie wieje tam i jeśli ma się śpiwór i jedzenie to można przeżyc.W środku jest już Karolina z poznanym Michałem-strażnik miejski ze Szczecina-chłopak totalnie wyczerpany zdobyciem szczytu i powalony chorobą wysokościową.Karolina móowi że zostaje z nim.Ja postanawiam też poczekac.W międzyczasie przychodzą nasi towarzysze.Dumni i zmęczeni-zdobyli szczyt:-).Pożyczam od Piotra śpiwór w Vallocie będziemy nocowac.Żadne z nas nie ma siły i ochoty na wejście wyżej.W pólśnie spędzamy resztę dnia i szybko zasypiamy.W nocy Karolina zaczyna chorowac-tym razem to Michał się nią opiekuje.Poranek dnia następnego wita słońcem i wiatrem.Zdesperowany postanowiłem spróbowac wejśc.Kilkaset metrów zakosami i powrót.Za mocno wieje,śnieg zmrożony tak że nie można wbic raków.Zbyt duże ryzyko.Wracam do Valiotta i zaczynam zejście do Guttiera.Karolina z Michałem idą za mną.Michał totalnie wykończony ale daje radę.Już ok.12 jesteśmy w base campie i oddajemy Michała pod opiekę jego znajomym.Sami do namiotu i spac.Planujemy wyjście ok.20 do Valiotta tam nocleg i rano na szczyt CDN.

andrzej627
08-08-2011, 20:39
Po kilku godzinach docieram do Vallota-blaszany schron awaryjny gdzie można schronic się przed złą pogodą.
Tu jest parę zdjęć tego schronu:
REFUGE ABRI VALLOT - 4365 m (http://www.refuges-montagne.info/fr/refuge-vallot.php)

diabel-1410
13-08-2011, 17:45
Tego samego dnia wstaję ok 18 i zaczynam pakować graty.Karolina stwierdza że ponieważ chodzi szybciej a jest jeszcze zmęczona zostaje w namiocie i wyruszy ok.22. Ja zaczynam powolne podejście:-)Widoki przepiękne zachód słońca cudowny a wietrzyk delikatnie chłodzi.Idzie mi się wyśmienicie.Już o zmroku docieram do grani z której widać położony tuż za przełęczą Vallot.Ciemności zapadają błyskawicznie i zaczyna solidnie wiać.Z początku idę po wydeptanej ścieżce majaczącej mi pod stopami ale dla bezpieczeństwa wyjmuję czołówkę.Gdzieś po lewej stronie widzę z oddali światła Chamonix.Do wiatru dołącza śnieg bijący w odsłonięte miejsca twarzy.Dopada mnie zmęczenie ale jest za póżno i za zimno na powrót.Ostatkiem sił wchodzę na ścieżkę idącą trawersem do schronu.Pamiętam że za dnia była widoczna mała szczelina na łuku ścieżki i poświęcam wiele czasu i energi na to żeby ją odnależć i ominąć.Skręcenie lub złamanie nogi w tych warunkach może mieć bardziej niż przykre konsekwencje.Nareszcie jestem u wrót raju o zapachu kibelka w knajpie z lat PRL:-) Wpełzam do środka i w świetle czołówki widzę kilkanaście postaci ułożonych ciasno obok siebie na gumowej macie kryjącej podwyższenie służące do spania.Wszystko w środku jest spowite parą wydobywającą się z ust śpiących ludzi-widok jak z filmów fantastycznych.Jeden z turystów podnosi głowę i zmęczonym głosem pyta czy wszystko ok.Odpowiadam że tak ale trzęsie mnie okrutnie ..... jak mi zimno.Wypijam herbatę plecak pod śpiwór,buty pod kolana i spać.Rano obudził mnie ruch ludzi wychodzących ze schronu na dół.Nauczony doświadczeniem z dnia poprzedniego podejście rozpoczynam dopiero ok 9 rano.Czuję się znakomicie nie myślę o górze tylko o jakichś pierdołach-jest pięknie.Po trasie robię sobie przerwę na papieroska(niech żyje nałóg),kilka zdjęć i dalej do góry.Przed sobą widzę dwóch mężczyzn-niemożliwe idą wolniej ode mnie:-).Tak tuptając bez pośpiechu wchodzę na grań która zwiastuje szczyt.Przechodzę ją i załamka-to jeszcze nie tu to jeszcze kawałek dalej.W końcu długa grań zaczyna się rozszerzać i 12,32 JEST:-) JESTEM NA SZCZYCIE:-) poza mną jest tylko dwóch ludzi którzy szli przede mną.Chcę w spokoju nacieszyć się widokami i papieroskiem-zasłużyłem przecież:-) dopada mnie pech zapalniczka kaput.Na szczęście sąsiedzi mieli i poratowali skądinąd bardzo mili Litwini mieszkający na stałe w Anglii a znający doskonale Olsztyn-Krysiu-może jacys Twoi znajomi:-).Jeszcze kilka fotek i na dół.W Valott jestem ok 14.Całe podejście tam i z powrotem zajęło mi pięć godzin.Wiem że to długo ale takie podejście jaka kondycja:-).W schronie jest już Karolina.Nie dała rady wejść poprzedniej nocy.Zbyt duży wiatr i mróz.Biorę od niej palnik i piję pierwszą tego dnia kawę-smakuje świetnie.Jeszcze kilka słów z Karoliną i zostawiam ją u góry czekającą na ekipę ze Śląska z którą ma podchodzić.Sam idę do Gutka na zasłużone piwo(drogie jak cholera ze względu na to że wszystko dowożą i zwożą śmigłowcem) i tak będzie mi smakować.Na przełęczy przyglądam się glacjologom badającym lodowiec i kontynuuję zejście.Idę z duszą na ramieniu-Karolina uprzedziła mnie o otwierających się szczelinach i faktycznie jest ich sporo.Ok 17 jestem na miejscu-świętowanie czas zacząć.Wypijam dwa piwa i spać ale sen nie przychodzi martwię się o Karolinę.CDN

Krysia
13-08-2011, 20:10
hehehe nie znam żadnego Litwina;-) a dwóch na bank nie.
Czekaj, to Wy razem pojechaliście, a koniec końców każdy sobie szedł na tego Montblanka jak chciał?i praktycznie sam???

diabel-1410
14-08-2011, 15:00
Krysiu z Karoliną rozdzieliliśmy się w Gutku świadomie.Była przemęczona poprzednią nocą i chciała odpocząć dłużej a ja nie chciałem iść w nocy jak to Ona zaplanowała.Karolina z powodu złej pogody w nocy wycofała się do namiotu.Liczyłem że dojdzie do mnie rano ale nie dała rady.Ja musiałem już wchodzić dlatego że nie miałem już kompletnie jedzenia,zaczynałem już odczuwać zmęczenie spowodowane niedojadaniem,i kończył mi się zapał.To była ostatnia szansa na atak.

diabel-1410
21-08-2011, 20:34
Noc ciężka-martwię się o Karolinę ale około 9 rano dostaję sms-jesteśmy na szczycie:-)około 18 są już w base campie.Cieszę się bardzo.Jemy kolację w schronisku,do tego piwo i idziemy spac.Rano pakujemy graty i na dół.Pierwsze 600 metrów to wspinaczka.Czuję się dobrze wręcz prowadzę.Po dojściu do Tete Rosse czuję że mam nogi konkretnie uda.Bolą jak cholera.W końcu jest kolejka tramwaju.Zadowoleni wsiadamy i cywilizacja.Jedziemy na stojąco ale jednak.Potem bieg do kolejki i cud-kolejka czeka na turystów czyli takich jak my:-).Przemiła pani wpuszcza mnie mimo tego że biletu znalezc nie mogę i już za kilka minut jest ciepło i parking i panda:-)Szybkie zakupy w markecie-kiełbasa suszona zostawiona w aucie zaczęła się ruszac więc coś świeżego trzeba zjeśc.Kolacja w przemiłym towarzystwie Ślązaków szybko mija więc spac.Rano pakujemy graty i w drogę do domu.Rano i graty i my do autka i trasa.Nużąca i długa ale jest dobrze.Krótkie podsumowanie-koszt wyjazdy z podróżą 2300pln.Skala trudności-łatwiej niż w Tatrach zimą.Wysokośc sprawa indywidualna-warto się aklimatyzowac.Kondycja-potrzebna i wymagana.Wyjazd jest reklamowany jako łatwy treking. Tak nie jest w czasie naszego pobytu zginęły trzy osoby.Tam nie ma miejsca na błędy.Czy polecam-tak bo warto.Pozdrawiam wszystkich

andrzej627
22-08-2011, 12:01
(...) w czasie naszego pobytu zginęły trzy osoby.Tam nie ma miejsca na błędy.
No właśnie. Jakie mieliście zabezpieczenia? Jaki sprzęt?

Krysia
22-08-2011, 13:18
Zwłaszcza Diabeł, który łaził sam;-))
że się nie bałeś tego lodowca...
Ale to chyba się nazywa głupota czy jakoś tak;-)
bez urazy, ale naprawdę mądre to nie było.

diabel-1410
22-08-2011, 21:41
Trzy wypadki to-dwie ofiary w kuluarze śmierci-śmierc od kamieni spadających tam już ok 9 rano do póżnego popołudnia,jedna osoba spadła ze szczytu w dniu ataku Karoliny.Sprzęt to czekany,lina 50m,uprzęże +2 hms,trzy karabinki zwykłe,1 expres,1 kubek,2 pętle osobiste,2 taśmy,kaski,raki.W czasie podejscia i zejścia znakomicie sprawdził mi się zestaw 1 kij+czekan podparcie pewne a i autoasekuracja w razie W jest możliwa.Krysiu chodzenie po lodowcu wydeptaną ścieżką jest względnie bezpieczne:-) W kuluarze rozpięta jest lina stalowa do której należy się wpiąc-ale to tylko po to żeby ratownicy nie musieli schodzic na dół po ciało ofiary:-) Co do chodzenia samemu-ta góra była dla mnie bardzo ważna-weszła mi na ambicję.Do wejścia na nią byłem względnie przygotowany szkoleniowo-chodzę po górach tylko zimą(mam na myśli góry polskie)dodatkowo ukończyłem szkolenie z zakresu wysokogórskiej turystyki zimowej(zainteresowanym podam namiar na priv.Wejścia samotne są zdecydowanie bardziej niebezpieczne.Ale tak lubię a dlaczego -to zbyt prywatne odczucia żeby pisac o nich na jakimkolwiek forum.Acha i dla kupujących raki-lepiej wydac parę złotych więcej i kupic buty dostosowane do półautomatów,lub automatów i takowe raki niż raki koszykowe.Nie polecam firmy CT.Dla mnie to totalny szajs.

Krysia
22-08-2011, 22:27
No a ja dalej będę twierdzić, że to co zrobiłeś było głupotą z Twojej strony, jakiekolwiek by Tobą wzniosłe uczucia nie kierowały.
Samotnie to sobie można chodzić po naszych górkach i to też nie po wszystkich.
Ale dobrze, że nic Ci się nie stało.

Pierogowy
09-09-2011, 09:33
Co do chodzenia samemu-ta góra była dla mnie bardzo ważna-weszła mi na ambicję

hallo,

w górach tak naprawdę zawsze odczuwam,że jestem sam;
w zespole, jestem zespołem :-)

PS .nie mogłem się powstrzymać i paluszki wkleiły parę fotek ze szczytu ...i spod :-)
gratuluję szczęśliwego wejścia i zejścia.
Czasami, po przyjeździe, już nic nie jest takie jak było przed...