PDA

Zobacz pełną wersję : Dymy w Bieszczadach



Szaszka
09-03-2003, 19:58
Zachecam do przeczytania reportazu o smolarzach bieszczadzkich, zamieszczonego w Polityce:
http://polityka.onet.pl/artykul.asp?DB=162&ITEM=1111689&MP=1

Przyznaje, ze mi osobiscie najbardziej dalo do myslenia stwerdzenie jednego z nich, ze gdyby mogl, to na kolanach by z Bieszczadow uciekal.. I tak oto po raz kolejny rzeczywistosc brutalnie zderza sie z marzeniami...
Mam pytanie: czy gdybyscie mieli taka mozliwosc, zeby zamieszkac w Bieszczadach, zrobilibyscie to? Zakladajac wariant ekstraoptymistyczny, to znaczy, ze macie tam jakas prace.
I odwrotnie: mieszkancy Bieszczadow, gdybyscie mieli mozliwosc podjecia pracy w "wielkim miescie", czy byscie sie zdecydowali?
pozdrawiam,

asiczka
09-03-2003, 23:42
Uciekać!!!!!!!!!! Ale nie ma dokąd....

Nul
10-03-2003, 00:29
Hmmm, zgodnie ze starą zasadą: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma...
A tak naprawdę, to bardziej wyznaję zasadę "nieważne gdzie, ważne z kim" - gdybym z mężczyzną mojego życia miała być akurat tam, byłabym pewnie szczęśliwa. Wiem, trochę to idealistyczne i juz w ogóle superoptymistyczne!

Tak całkiem poważnie to jednak nie. Pewnie, ze łażąc po Bieszczadach snuliśmy sobie czasem marzenia typu - o, tu by było cudownie zamieszkać... Ale to było tak, bez przekuwania planów na zamiary, choc jest tam jedno miejsce, które prywatnie określam mianem najpiekniejszej doliny swiata. Wiec może tam bym sie zdecydowała? Boję się jednak, że jestem zbyt przywiazana do Krakowa i na wszelki wypadek nie paliłabym tu za sobą mostów czyli chciałabym tu mieć też jakieś mieszkanie, by zawsze móc wrócić...

No nic, już w środę kolejne losowanie totolotka, po którym moze sobie domek w Bieszczadach wybuduję... :)

Stachu
10-03-2003, 00:32
Ano czasy smolarzy juz odchodza powoli w przeszlosc - jezeli Polska wejdzie do EU, a zdaje sie ze wejdzie, to bedzie musiala przystapic do programu Natura 2000, a tym samym retorty przestana dymic w Bieszczadach...

Temat ucieczki z Bieszczad to trudny temat i wlasciwie prowadzi do nikad. Zawsze ktos bedzie mial jakies za i przeciw.

Ja sprobowalem uciec z Bieszczadow pare lat temu i mieszkalem troche tu i tam w tzw. 'duzych miastach'. Nie wytrzymalem i wrocilem z bardzo prozaicznego i blahego powodu. To nie jest miejsce dla mnie.
Ludzie w wiekszosci przypadkow niestety patrza tylko na swoj koniec ogona. Mozliwosc uczestnicznia wydarzeniach kulturalnych i rozrywkowych kiedy sie ma na to ochote mnie mnie przekonala. 100x wole miec ten komfort psychiczny, ze jak mnie trafi jasny szlag, to moge w kazdej chwili wyjsc z pracy i pojechac sobie w moje ulubione miejsca, ktore sa doslownie za rogiem.
Wlasnie taki komfort psychiczny jest dla mnie najwazniejszy. Znalazlem tu naprawde bliskich mi ludzi i sie z nimi zzylem, a wszystkie te swiecidelka, kasa, samochody i jakies tam kariery czesto okupione zdrowiem i obluda mnie nie interesuja. Moze dlatego, ze nie wymagam zbyt duzo od zycia i dobrze mi z tym.

W Bieszczadach, gdzie mieszkam denerwuje mnie najbardziej to, ze ludzie bardzo latwo sie obrazaja, sa czesto zadufani w sobie, przyjmuja czesto roszczeniowa postawe i ciezko im sie przyznac sie bledow. Nawet jesli sami dojda do wniosku, ze nie maja racji, to i tak sie do tego nie przyznaja. To straszna wada, bo z niej rodza sie rozne czasami bardzo blahe, ale jakze szkodliwe konflikty i ogolnie zla atmosfera to robienia czegokolwiek razem.

Podoba mi sie mozliwosc/szansa robienia czegos dobrze od samego poczatku - tego w tzw. duzych miastach nie znajdziecie bo prawie wszystko, co mozna bylo zaczac robic, juz jest zrobione (raz zle raz dobrze) lub jest wlasnie robione.
Podoba mi sie brak pospiechu i w miare wzgledny spokoj.

Z drugiej strony nigdy nie mowie nigdy. Byc moze kiedys zmienie zdanie i stad wyjade bo uznam, ze bedzie to dla mnie lepsze. Wszystko zalezy od tego jak sie mi i moim bliskim pouklada w zyciu.

Na dzien dzisiejszy chce zostac i robic to co robie z ludzmi, z ktorymi chce to robic, a nie z tymi, z ktorymi musze.

marekm
10-03-2003, 01:12
"Dymy w Bieszczadach" a właściwie dym z mojego komima, który wystaje z dachu mojej chyży. Zawsze, przynajmniej do niedawna sądziłem, że będzie stała w mojej ukochanej Wetlinie. A teraz miewam pewne wątpliwości co do jej usytowania.
Pewnikiem jest jedno - będą to BIESZCZADY.
Gdzieś tam daleko od wielkomiejskiego zgiełku,
szalonego pędu za wszystkim,
gdzie czas biegnie z predkością kwadratową,
a w konsekwencji nie starcza go na nic i dla nikogo.

I nim się człek obejrzy, a tu emeryturka puka do drzwi,
a ty ciągle w biegu.
No może już w bardzo powolnym truchcie podąrzasz do drzwi,
bo tam Pan Listonosz czeka na cię.

...... chciałbym aby ten trucht do drzwi odbywał się w moim bieszczadzkim siole.

pozdroowka

Piotr
10-03-2003, 10:04
Nie dziwię się, stwierdzeniu smolarza,że gdyby mógł to na kolanach by stamtąd uciekał - wierzę mu i wierzę wielu innym ludziom, ktorzy chcą to miejsce zostawic, bo ich racje są na pewno uzasadnione.
Sami smolarze są w bieszczadach potrzebni, jest to korzystne nie tylko dla ludzi, którzy bezpośrednio czerpią z tego profity, ale także dla LP, oraz pośrednio dla natury - przynajmniej w pewnym sensie. Jak juz wspomniał Stach konieczność przystapienia Polski do UE, a co za tym idzie programu Natura 2000 zakończy te działania - co uważam osobiście za GŁUPOTĘ (nie przystapienie do UE, a niektóre punkty programu Natura 2000) - jak zwykle znajdzie się paru przewrażliwionych "fachowców", którzy musza wyłazić przed szereg.
Co do zamieszkania w Bieszczadach - gdybym miał ku temu okazję to na pewno, najlepiej zresztą na okazję nie czekać, tylko jej trochę pomóc.
Człowiek po wielu latach zamieszkiwania w jednym miejscu zazwyczaj potrzebuje zmiany i ciągnie go do tego czego nie ma, co w jego rozumieniu bedzie lepsze,a więc zarówno ludzi z innych regionów ciągnie min. w Bieszczady,ale też ich mieszkańców ciągnie w stronę "miast" - to zrozumiałe.
Po swoim przykładzie mogę powiedzieć, że róznie z tym potrafi bywać. We wczesnym dzieciństwie byłem w Bieszczadach 6-9 miesięcy w roku, później długo, długo 4-5, 6 miesięcy rocznie - nie jako wczasowicz (czy jak kto chce to sobie nazwać), ale mieszkaniec w pełni zresztą zaangażowany w zycie codzienne, prace "na" gospodarstwie, itd. I to pozwoliło się zorientować,że to co jest w zasięgu ręki,niekoniecznie juz jest takie atrakcyjne i ciekawe. W wolnych chwilach wolałem pograć w piłkę, ewentualnie pojechać gdzies rowerem, pojeździć na nartach, pójsć na ryby, a czasem na dyskoteke do Klubu Rolnika, co zresztą było w owym czasie w zasadzie jedyną atrakcją dla młodzieży - kawiarni nie było w całej gminie, do knajpy chodzić nie pasowało. Coś ze dwa razy w roku przyjeżdzało kino objazdowe. Rewelka :) Nie ma się co dziwić, że częśc osób uznala iz zaczyna się tam dusić, szczególnie dzieci i młodzież potzrebowały rozrywek, nowinek, odrobiny jak to się mówi "nowoczesności" i wielu innych rzeczy, które tam były niemożliwe - tymczasem w owym okresie szczytem marzeń był np.wyjazd na kolonie...do Krosna (autopsja :)) Natomiast w owym czasie, żeby pójść gdzies w góry, np. na Chryszczatą, czy jeziorka duszatyńskie, które mialem niemal w zasięgu ręki - gdzie tam - chocby mi ktos płacił to bym nie poszedł. Zawsze sie odładało na później, bo było na miejscu i człowiek się zastanawiał po co ja mam tam właściwie iść - nic ciekawego, nie będę się męczył :)
Bardzo wielu moich kolegów i kolezanek, rówiesników i osob starszych lub młodszych ode mnie - cały czas marzyło o tym, aby jak najszybciej stamtąd wyjechać. Gdziekolwiek. I wielu wyjechało, jednym się poszczęściło, innym mniej, mieszkają w wielkich miastach, albo w Kanadzie czy USA. Inni "uciekli" tylko do Sanoka - ale to już nawet był dla nich inny świat. Zostali właściwie ci, którzy z jakichś przyczyn musieli zostać - zazwyczaj były to przyczyny ekonomiczne - chociaz nie zawsze.
Dzis zrobiłbym wiele żeby tam powrocić - i robię, mam nadzieję że czas pokaże iż skutecznie. Wiem jednak, że jesli już uda mi się kiedys tam zamieszkać, nadejdzie na pewno wiele takich dni, kiedy bedę Bieszczady przeklinał.
Pozdrawiam

Aleksandra
10-03-2003, 14:55
Witam wszystkich i oczywiście nową koleżankę też!!!
Przy opcji, że mam prace, nic nie zatrzymałoby mnie w Warszawie. Po mimo, że to właśnie tu mieszkam od urodzenia, mam tu przyjaciół, najbliższe mi osoby i szczerze lubie to miasto. Pięknie to Stachu powiedział: móc robić to co się lubi, z tymi, których lubimy i w razie czego uciec, aby oddetchnąć w miejsca, które są na wyciągnięcie ręki. Marzenia, oczywiście - ale w sytuacji, gdybym mogła tam pracować, nie zmarnowalabym możliwości wyjazdu tam i zamieszkania. Tak naprawdę dużo zależy od tego, jakie człowiek ma wymagania i czego oczekuje od życia. A ja ułatwień wielkomiejskich nie potrzebuje. Nie twierdzę, że się nie mylę. Ale napewno bym spróbowała, aby się o tym przekonać.
Pozdrawiam Aleksandra

Stachu
11-03-2003, 12:51
Olu - dokladnie - mysle ze polowa sukcesu lezy w tym, ze trzeba dokladnie spytac sie siebie samego czego sie chce i jakie ma sie oczekiwania. I uwazam, ze raczej trudno jest sie tutaj oszukiwac i wzdychac 'ahhh jak ja chcialabym/lbym mieszkac w Bieszczadach' - takie osoby raczej czulyby sie dobrze, gdyby mogly pomieszkac tutaj jakis czas i miec mozliwosc powrotu do miasta kiedy ma sie na to ochote, a mieszkanie tutaj na stale stanowiloby dla nich jednak zrodlo frustracji i zniechecenia...
Ja znam poruszony temat takze od innej strony. Moja siostra wyjechala z Bieszczad do Warszawy w polowie lat 90-tych bo ona wlasnie zyje miastem i tym co sie w nim dzieje a denerwowala ja malomiasteczkowa duchota. Mimo wszystko jest bardzo rozdarta miedzy miejscem, skad pochodzi a miejscem, gdzie chce mieszkac. Denerwuje ja ten stan zawieszenia i przyznaje, ze czasami zastanawia sie co gdyby jesli mialaby w Bieszczadach dobra prace, czy nic by jej w Warszawie nie trzymalo. Nie potrafi zaryzykowac powrotu bez pewnosci, ze ta prace bedzie miala. Calkowicie ja rozumiem, bo tej gwarancji nikt jej nie zapewni, szczegolnie naszych polskich realiach.
Mysle, ze nie ma co liczyc na cud i jesli chce sie tutaj zostac i czuc sie dobrze (nie mowie o tzw. poczuciu szczescia bo to zupelnie inna historia : ) to trzeba sobie ten stan dobrego samopoczucia stworzyc samemu. najgorsze co mozna zrobic, to popasc w marazm i przyjac wspomnaina przeze mnie roszczeniowa postawe. To pojscie na latwizne, ktore cie jeszcze tak naprawde dobija.

przyjaciel_wesolego_diabl
12-03-2003, 20:16
czesc.cóż,ja jestem z Bieszczdów.
I tak sobie przeczytalem wszystkie komentaze i wiecie tak sobie mysle...ze fajnie sobie mowic i idealizwac wszystko...wiecie całe te rozmowy o tym żeby dac sobie szanse i pomóc troszke losowi i spróbować tu mieszkać (tu=w bieszczadach).
więc tak trzeba sobie rozróżnić...bieszczady.fajnie sobie mówić Lesko,Sanok..i tak dalej...ale w Lesku czy w Sanoku choć są to małe miasteczka to jednak łatwiej jest znaleść prace niż np w Wetlinie gdzie możesz (poza sezonem) złapać prace jako sprzedawca..względni jako sprzątaczka w jakimś pensjonacie lub koserwator...(i wcale a wcale nie umniejszam zadnym z tych zajęć) ale niestety pracując tak można mieć wszystkiego dość. Hehe i dziwią mnie słowa administratora który mówił że trzudno jest się dogadać z ludzmi że patrzą na "koniec swojego ogona" ale tak jest wszędzie i i w miescie i na wsi.
ale chodziło adminowi chyba o to że nie ma szans na wspólne działanie...o życie kulturalne...co to za bzdury??fakt życie takiego nie ma (kulturalnego) albo jest na minimalnym poziomie.ale czyja to wina??ludzi??i można sobie tak to rozwijac w nieskończonosć ten temat bo gzdie leży problem w ludziach (mieszkańcach) czy wójtach (którzy siedzą jeszcze na stołkach przyzwyczajeni do ostatniego ustroju) czy jeszcze gdzie indziej....

można dyskutować..

pozdrawiam ...licze na odpowiedź..
bo strasznie mnie zaciekawił ten temat

Piotr
12-03-2003, 21:37
>więc tak trzeba sobie rozróżnić...bieszczady

Oczywiście, że trzeba - zupełnie inaczej żyje się w miasteczkach, ja pisząc posta miałem na myśli zycie na wsi i takie jak wspomniałem znam. Miasteczek to jednak tam za dużo nie ma (1?), a Sanoka to bym juz pod Bieszczady nie podpinał - fakt, że blisko - ale to już zupełnie co innego.

>ale chodziło adminowi chyba o to że nie ma szans na wspólne działanie...o życie >kulturalne...co to za bzdury??[cut]
>pozdrawiam ...licze na odpowiedź..

Rozumiem,że post w tym miejscu znalazł się pomyłkowo? Bo nie do mnie jest skierowane pytanie.
Równiez pozdrawiam

marekm
13-03-2003, 01:05
cześć!!
ja niestety nie mieszkam w Bieszczadach, tylko tam jeżdżę tak często jak to możliwe. I długo by tu wypisywać wszystkie za i przeciw, w zależności z jakiego punktu się na to patrzy - " tubylec "/ sorki za określenie, bez urazy / czy "zachłystująca się stonka "/ w pozytywnym słowa tego zanczeniu /.
Każda ze stron napewno ma swoją rację, i to też uwazam za normalne. Bo problemy związane z bytem wszystko jedno gdzie one występują zawsze są, niestety takie same, tylko skala ich wielkości jest adekwatna do ich umiejscowienia.
Rozumiem również ironiczne, acz dyskretne uśmiechy na twarzach mych rozmówców, mieszkańców Bieszczad, którym mówiłem o chęci zamieszkania tutaj.
A tak naprawdę, to przecież chodzi o to, aby żyć i realizowac swoje marzenia w miarę swoich możliwości i w miejscach w których chcielibyśmy to czynić.
Tak się składa, że niektórzy z Nas mają takie marzenia i może uda się je kiedyś zrealizować wcześniej lub później.
Mając na uwadze to co napisał Piotr :
>>Wiem jednak, że jesli już uda mi się kiedys tam zamieszkać, nadejdzie na pewno wiele takich dni, kiedy bedę Bieszczady przeklinał.<<
życzę sobie i tym wszystkim, którzy o tym marzą aby
TE MARZENIA SIĘ SPEŁNIŁY
pozdroowka