PDA

Zobacz pełną wersję : Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt



Leuthen
27-07-2011, 12:47
8 IX 1939 r. pod Nowym Żmigrodem w Beskidzie Niskim oddziały niemieckiej 1 Dywizji Górskiej, które wkroczyły na terytorium Polski w kilku kolumnach kilkoma drogami, połączyły się ponownie. Tam właśnie utworzono dwa zmotoryzowane oddziały pościgowe, które miały jeden cel – jak najszybciej dotrzeć do Lwowa. W ciągu 4 dni, nieustannie walcząc, strzelcy górscy pokonali 250 km i zaskakując Polaków wjechali 12 IX 1939 r. do stolicy Galicji. Tylko część żołnierzy jechała ciężarówkami, samochodami osobowymi bądź motocyklami – reszta musiała dotrzeć do Lwowa pieszo, robiąc niekiedy po 60 i więcej kilometrów dziennie. Wydarzenie to weszło do swoistej mitologii niemieckich wojsk górskich pod nazwą „Sturmfahrt auf Lemberg” czyli „Jazda szturmowa na Lwów”.


72 lata potem, w lipcu 2011 r., Leuthen rozpoczął wędrówkę, którą ochrzcił następnie – wzorując się na tytule znanego filmu – Moimi Wielkimi Beskidzkimi Wakacjami. W ciągu 7 dni przebył 250 km wędrując (a częściowo autostopując) przez Beskid Niski i Bieszczady. Opisana poniżej historia zaczęła się w sobotę 23 lipca 2011 r. ...



Komańcza, ok. godz. 10.45
Pożegnanie z 17-osobową grupą rajdowiczów było krótkie – oni skręcili za czerwonym szlakiem w lewo, idąc w stronę Chryszczatej, ja zaś poszedłem asfaltem prosto.
http://img841.imageshack.us/img841/536/sdc12002vu.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/841/sdc12002vu.jpg/)


Czekałem z łapaniem stopa do momentu, aż minę odbicie w prawo na Jaśliska.
Następne 5 km wspominam jako najgorsze chwile z całej wędrówki. Samochody nie jechały co prawda jeden za drugim, ale wystarczająco często, by liczyć, że któryś się zatrzyma. Tubylcy lubili pokazać, że zaraz skręcają (Radoszyce), albo że są tutejsi. Ja pierdziu, przecież możecie mnie podwieźć nawet 1 km – zawsze to o te 1000 metrów mniej do Cisnej – myślałem. Drugą grupę stanowili przyjezdni. Najwięcej było – sądząc po rejestracjach - hanysów. Puste lub półpuste samochody – i nic. Zderzenie pięknej teorii („Ludzie biorą chętnie, spokojnie dojedziesz, to środek sezonu” - pisał na forum tomekpu) z brutalną rzeczywistością (do Cisnej 26 km!) było tym bardziej wyraziste, że w Beskidzie Niskim nie było z autostopowaniem problemów. Ba! Tam dwa razy ludzie sami się zatrzymali pytając czy mnie nie podrzucić. Niech ja Cię dorwę, tomekpu!
Nadzieja na szybki dojazd do Cisnej gasła z każdą minutą i każdym mijającym mnie samochodem (przepuściłem tylko karetce pogotowia, choć nie jechała na sygnale), zaś moje myśli stawały się mroczniejsze od orków z Mordoru...

Wreszcie jest! Srebrny ford na blachach „RSA”. Małżeństwo jechało tylko do Osławicy po ser. Zawsze to kilka kilometrów bliżej...
Krótka rozmowa. Pytania skąd i dokąd zmierzam. Wyjaśniam mój plan ze szlakiem granicznym.
Wkrótce znów maszerowałem licząc w duchu, na którą zajdę do Cisnej. 5 godzin powinno starczyć, ale wiele w Bieszczadach już tego dnia nie ujdę.
Nagle słyszę z tyłu odgłos nadjeżdżającego samochodu. Zanim zdążyłem się obrócić ktoś zatrąbił. Patrzę, a tu stoi ten sam ford, którym jechałem przed chwilą. Kierowca mówi:


Okazał się Pan bardzo przekonywający. Można jeszcze dzisiaj pochodzić po górach.
Oczywiście – odpowiedziałem. 3/4 dnia dopiero przed nami!

Moje szczęście osiągnęło apogeum, gdy dowiedziałem się, że państwo pojadą na Przełęcz nad Roztokami! Co prawda chciałem jechać wpierw do Cisnej wysłać kartki znajomym i zjeść solidny posiłek w „Siekierezadzie”, o której co nieco słyszałem, jednakże skoro niebiosa zesłały mi bezcenny dar w postaci możliwości szybkiego dotarcia na grzbiet graniczny i to z dostawą na przełęcz (bez konieczności piłowania 8 km po asfalcie pod górę), grzechem byłoby niewykorzystanie tej szansy. Powoli zaczęła świtać myśl, że dziś mogę dojść dużo dalej, niż zakładałem.
Po drodze rozmawialiśmy o tym i owym. W Żubarczem załapaliśmy się akurat na przejazd kolejki jadącej na stację Majdan.


http://img190.imageshack.us/img190/4645/sdc12008f.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/190/sdc12008f.jpg/)






Przełęcz nad Roztokami, ok. godz. 12.30
Małżeństwo postanowiło pójść na Rypi Wierch. Ja szedłem w drugą stronę. Po stukrotnych dziękach (chyba dam za nich na Mszę, żeby żyli jeszcze długo ;-) ) rozstaliśmy się.
Podejście na Okrąglik... Podejście jak podejście. Trochę ludzi już schodziło. „Cześć!”, „Dzień dobry!” i piłowanie w górę. Jednakże co jakiś czas postój. Zadyszka? A gdzie tam! Rendez vous z historią...


Jest późne lato 1944 r. Niemiecka 100 Dywizja Strzelców po wycofaniu się z rejonu Skole w Karpatach Wschodnich przeprawia się przez San i zgodnie z rozkazem dowódcy korpusu obsadza „Karpathenhauptkamm” (czyli główny grzbiet Karpat) w Bieszczadach. Na przydzielonym odcinku głównymi punktami oporu stają się dwa szczyty: Okrąglik i Płasza. Nie ma tam żadnych fortyfikacji – trzeba je dopiero wykopać...


Jesteśmy z powrotem w lipcu 2011 r. Zaraz po wejściu w las za przełęczą widzę fortyfikacje polowe. Punkt obserwacyjny lub stanowisko moździerza – myślę.
http://img829.imageshack.us/img829/4266/sdc12011w.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/829/sdc12011w.jpg/)


Dalej co jakiś czas rowy strzeleckie (inaczej okopy ;-) ). Czasem na sekcję, czasem na drużynę, rzadziej na pluton. Jest ich dużo.


http://img41.imageshack.us/img41/389/sdc12015x.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/41/sdc12015x.jpg/)






W 45 minut od startu z przełęczy staję na szczycie Okrąglika. Przy szlaku siedzi młody turysta w brązowo-zielonym polarze z dużym plecakiem. Mówię „cześć!” i siadam kawałek dalej. Jedzenie! Zamiast obiadu w „Siekierezadzie” kilka kromek chleba z topionym serem i kilka kostek czekolady zapitej „Celestynianką”. Widoki ładne, choć ograniczone.


http://img717.imageshack.us/img717/8562/sdc12030l.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/717/sdc12030l.jpg/)






Na szczycie siedzi jeszcze kilku turystów – jakaś rodzinka. Wkrótce schodzą i zostaję sam z tym turystą w polarze. Pytam, czy idzie w stronę Ustrzyk czy w drugą. W stronę Ustrzyk. Mogę kawałek iść z Tobą? Nie ma sprawy. To idziemy!


Dzięki temu przeszedłem kolejne 13 km w towarzystwie Piotra z Poznania. Granicznym idzie do Rabiej Skały, potem schodzi do Wetliny, gdzie czekają znajomi.
Rozmawiamy o górach – Bieszczadach, Beskidzie Niskim, Tatrach... Piotr jedzie niedługo na Zugspitze – najwyższy szczyt Niemiec. Wkrótce mówię, że musimy się na chwilę zatrzymać – lecę w bok od szlaku fotografować okopy. Zdziwionemu Piotrowi wyjaśniam, że będę pisać artykuł o walkach 100 Dywizji Strzelców w Bieszczadach jesienią 1944 r. i oprócz fotografii „zakazanych mord hitlerowskich” chciałbym zamieścić zdjęcia śladów tych walk w postaci okopów. Opowiadam o walkach o Płaszę, o tym jak Rosjanie szli fala za falą licząc na to, że Niemcom skończy się amunicja (w końcu się skończyła i musieli się wycofać – by wkrótce, z nowym zapasem amunicji odbić utraconą pozycję!), o ostrzale artyleryjskim...


Docieramy na Płaszę – epicentrum walk „100”.
http://img98.imageshack.us/img98/7665/sdc12034.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/98/sdc12034.jpg/)


Idę na północny-wschód, by znaleźć niemieckie stanowiska. Są! Otaczają szczyt. Porasta je tak charakterystyczna roślinność, że trudno je przegapić. Jagody! Ciekawe, czy są tak bujne, bo piły żołnierską krew – jak maki spod Monte Cassino...
http://img684.imageshack.us/img684/8220/sdc12035.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/684/sdc12035.jpg/)


Wracam do szczytowego słupka i rozglądam się. Piękne widoki, mimo że pogoda niepewna – wiszą szare chmury i „czort znaju” (jakby to ujęli przeciwnicy Niemców) czy nie będzie padać. Jeśli niemieccy „jegrzy” mieli chwilę wytchnienia w odpieraniu radzieckich ataków, pewnie patrzyli na nieodległą Połoninę Wetlińską...
http://img21.imageshack.us/img21/4135/sdc12036y.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/21/sdc12036y.jpg/)




Schodzimy z Płaszy. Znów natykamy się na niemiecką pozycję. Piotr dziwi się, że to jest okop. 67 lat temu wyglądał solidniej – mówię. Czas zrobił swoje. Pewnie mało który turysta zwraca uwagę na te relikty dramatycznych zmagań. Ot, niewielka zarośnięta dziura w ziemi.

Niedaleko Przełęczy pod Dziurkowcem schodzimy na słowacką stronę do źródełka. „Celestynianki” nie zostało zbyt wiele, a droga jeszcze daleka... Teraz już jestem pewien. Nie nocuję – jak było w planie – w wiacie na Przełęczy pod Czerteżem. Walę prosto do bacówki pod Małą Rawką! Jest duża szansa, że zdążę tam dotrzeć przed zmrokiem. Czasówki zostają daleko w tyle...


Między grzbietem a źródełkiem mam ładny widok na Runiańską Kotlinę z wioską Runina. Także to było miejsce zaciekłych walk 100 DStrz. z krasnoarmiejcami.
http://img534.imageshack.us/img534/1107/sdc12042oa.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/534/sdc12042oa.jpg/)


Dziurkowiec. Widoczek fajny. Siadłem na chwilę na granicznym słupku, ale dłuższy postój zrobimy sobie na nieodległej Rabiej Skale. A więc - вперед ! A może vorwärts !? Tak lepiej :-) Weiter, weiter, weiter! Schnell, schnell, schnel! Los, los, los!!!


Grzbiet graniczny przed Dziurkowcem. Widoczny Piotr :-)
http://img839.imageshack.us/img839/671/sdc12046a.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/839/sdc12046a.jpg/)






Rabia Skała, ok. godziny 16.
Spotykamy tu parę starszych już turystów, których widzieliśmy podchodzących na Dziurkowiec. Siadamy z Piotrem i jemy. On zaraz zacznie schodzić żółtym szlakiem przez Jawornik. Jeszcze ostatnie zdania – i zostanę znowu sam. Państwo idą w stronę Ustrzyk. Gdzie oni lezą o tak późnej porze?!
Rozstaję się z Piotrem i ruszam dalej szlakiem granicznym. Zaraz spotykam tą dwójkę. Wracają z tarasu widokowego. A więc wszystko jasne...
Piękny widok z tarasu. Urwisko imponujące! No, mógłbym tu siedzieć bez końca, ale „droga jeszcze jest daleka, a w bacówce obiad czeka!” ;-)


Idę sam. Słowa z piosenki Enyi „May it be” („Władca Pierścieni”!): „You walk a lonly road. Oh, how far you are from home!” jakoś same się nasuwają... Mijam Czoło, mijam Borsuka. Zbliża się przełęcz pod Czerteżem, a na niej wiata, czyli moja niedoszła noclegownia. Jak się okazuje, koło wiaty pali się ognisko. Zauważam 4 turystów. Nie patrzą w moją stronę, a krzyczeć nie chcę. Mijam to miejsce z uczuciem ulgi. Nie wiem, czy byli to Słowacy czy Polacy. Nie wiem, czy byliby zachwyceni moją obecnością. Może byłoby ciasno w nocy? „Idźmy dalej, zobaczymy więcej!” - powraca w myślach przeczytane niegdyś w zeszycie na szczycie Baranie w Beskidzie Niskim zdanie...


Myślę o jakimś postoju. Może na Czerteżu? Idę jednak dalej...
Między Czerteżem a Hrubkim zatrzymuję się przy grobie radzieckiego podporucznika Gładysza.
http://img543.imageshack.us/img543/5049/sdc12059o.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/543/sdc12059o.jpg/)


Data śmierci sugeruje, że mógł paść z ręki żołnierzy z 100 Dywizji Strzeleckiej lub też na drugi świat wyprawili go ich kameraden ze 101 Dywizji Strzeleckiej, zajmującej pozycje na prawo od „Setki”. Jak brzmiał ten napis z pomnika na cmentarzu oficerów radzieckich we Wrocławiu? „Daleko od ojczyzny złożone Wasze ciała, ale Wy żyjecie w wiecznej pamięci narodu”. Czy ktoś w Rosji pamięta jeszcze o lejtnancie Gładyszu? Nie wiem...


Mijam kolejne słupki graniczne wyznaczające równe kilometry. Do Krzemieńca pozostało już tylko 5 kilometrów, jeszcze 4... Wpadam w jakiś trans. Jestem głodny, jestem zmęczony, a pruję w tempie 6 km/h pod górę.
Stop! 5 minut przerwy na Kamiennej. Przecież trzeba dać wytchnąć nogom, wypić parę łyków wody.
Słupek I/3 stoi na szczycie Kamiennej. Z Rabiej Skały przemaszerowałem jednym ciągiem 13 km robiąc w zasadzie tylko postój na zdjęcia grobu Gładysza i parę kilkudziesięciosekundowych przerw na „uregulowanie pracy serca”!
3 kilometry stąd schodzą się granice Polski, Słowacji i Ukrainy. Tam coś zjem. Póki co ściągam buty i skarpety, patrzę na widoki i piję źródlaną wodę spod Dziurkowca.


Ostatnie 3000 m do Krzemieńca. Mijając słupki czuję się, jakbym był świadkiem odliczania przed wystrzeleniem w kosmos rakiety na Cape Canaveral. Zostało 1500 metrów, 1000, 800, 500, 300... Widzę już czarny słup. Siądę pod nim i zjem kolację.
Cholera jasna! Zajęte! Pod słupem już siedzi dwójka turystów. Mój „touching the void” szlag trafił! Mówię „cześć!”, mijam słup, odwracam się, robię zdjęcie
http://img52.imageshack.us/img52/8893/sdc12066u.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/52/sdc12066u.jpg/)


i zły kieruję się w stronę ławek. Para zbiera się do marszu. Pytam bardziej odruchowo niż z kurtuazji:


- Idziecie do bacówki Pod Małą Rawką?
- Tak.
Aż nie wierzę, że to mówię:
- Mogę iść z Wami?
- Jasne.

Żołądek protestuje. Jeść! Pod Rawką na pewno zjem kolację. Dzień wcześniej zrobiłem 40 km trasę Wisłoczek-Komańcza na tabliczce czekolady i kubku wody z potoku (tak to jest, jak na mapie sklep jest, a w rzeczywistości go nie ma...). Dam radę! Zaczynamy rozmawiać...
Maciek i Marysia są z Warszawy. Niedawno zaczęli wędrówkę po Bieszczadach. Opowiadam o mojej wędrówce przez Beskid Niski, o pracy. Rozmawiamy o górach. Maciek opowiada o ukraińskich pogranicznikach w Bieszczadach, cieszących się niezbyt dobrą sławą.


Trizuby na słupach granicznych. Odruchowe skojarzenie z UPA. No tak, moja babcia musiała się kiedyś chować przed banderowcami w grobowcu... A teraz proszę: Euro 2012 – Poland&Ukraine!
http://img64.imageshack.us/img64/614/sdc12067qd.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/64/sdc12067qd.jpg/)




Wielka Rawka... Bieszczady o zachodzie słońca. Nie będzie romantycznego opisu złotej kuli chowającej się za górskie grzbiety, gasnącej różowej łuny, pierwszych gwiazd. Niebo zakrywały chmury i tylko gdzieś na horyzoncie, gdzie było czysto, niebo miało złotawy odcień...


http://img846.imageshack.us/img846/493/sdc12073l.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/846/sdc12073l.jpg/)




Głupia sprawa, ale do tej pory z wyprawy mam tylko jedno zdjęcie, na którym jestem, zrobione drugiego dnia w Beskidzie Niskim. Marysia oferuje, że zrobi mi moim aparatem fotkę przy słupie z tabliczką „Wielka Rawka”. Tadam!
http://img10.imageshack.us/img10/1546/sdc12075v.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/10/sdc12075v.jpg/)
[na prawym rękawie polara widoczna kopia naszywki niemieckich wojsk górskich z okresu II wojny światowej – w końcu to Sturmfahrt! ;) ]



Zejście przez Małą Rawkę, przez las, koło potoku i wreszcie bacówka. Od momentu, gdy ruszyłem z Przełęczy nad Roztokami, minęło 8 godzin i 8 minut. Przeszedłem ok. 37 km (32 do Krzemieńca i ok. 5 km przez Rawki do bacówki). Jestem zmęczony, głodny i nie wiem, czy będzie miejsce w bacówce. Oczywiście łóżek nie ma! Zostaje gleba – jedyne 19 zł (podłoga jest ze złota czy co?!). Próbuję jeszcze utargować zniżkę 20% na glebę na legitymację honorowego dawcy krwi – bezskutecznie (zniżka tylko na łóżko – widać trzeba następnym razem przynieść własne). Cóż, to w końcu lipcowy weekend. Zanim znajdę dla siebie kąt, chcę coś zjeść. „Szef kuchni” poleca bigos. Po licznych opowieściach o schroniskowych bigosach i skutkach ich konsumpcji mam umiarkowaną chęć na tą potrawę, ale po zapewnieniach, że jest świeżo zrobiony, przystaję na to. Pytam o wielkość porcji. Otrzymuję zapewnienie, że dostanę wieeelką :-) Mam zjeść wszystko! Obiecuję wylizać talerz do czysta ;) Do tego piwo. Porcja wystawała z talerza niewiele niżej, niż Tarnica nad Wołosatem :-) Zgodnie z obietnicą oddałem pięknie wyczyszczony talerz. Maciek z Marysią rozbijają tymczasem namiot (dochodząc do bacówki zaczęło kropić). Wkrótce zjawia się Maciek i zamawia legendarne naleśniki. Potem zjawia się Marysia. Pyta, czy dla niej też zamówił kolację. Z niezwykle poważną miną odpowiada, że nie, bo nie wiedział, czy zechce je jeść.
- Złoty chłopak – podsumowuję :D

Potem były „nocne Polaków rozmowy”. Minęła godzina 23... Maciek z Marysią zasypiają niemal na stole. Idą spać. Ja idę się gdzieś ulokować. Strych zajęty, II piętro zajęte. Zostaje I piętro. Nie bardzo się jest gdzie wcisnąć, żeby mnie ktoś w nocy nie rozdeptał. Ostatecznie lokuję się między schodami a drzwiami do pokoju.


http://img844.imageshack.us/img844/8135/sdc12088d.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/844/sdc12088d.jpg/)






Prysznic i spać. Mija północ. Zza drzwi, koło których leżę, dobiegają odgłosy ożywionej rozmowy. Jedna dziewczyna śmieje się histerycznie. Święci Pańscy! Dajcie mi spać. Miałem ochotę wejść do tego pokoju i powiedzieć tej rechoczącej niewiaście, że nie wiem, co wzięła, ale niech nie robi tego więcej! Potem jeszcze głośniejsze rozmowy i ten śmiech! Czy oni nie wiedzą, co to jest cisza nocna? Ostatecznie nie wstałem by interweniować (czego bardzo żałuję), niemniej umocniłem się w postanowieniu, żeby na przyszłość nosić na wyprawy granat hukowy i przypadku kłopotów z hałaśliwymi współlokatorami użyć go po jednym ostrzeżeniu. Także – jeśli macie jakiś znajomych/rodzinę w pododdziałach antyterrorystycznych policji, spytajcie ich, gdzie się zaopatrują w granaty hukowe i ile kosztują. Proszę o wiadomość na priv :D


Rano wstałem chyba jako pierwszy - przed godziną 8. O 8 dostałem wrzątek i mogłem zjeść śniadanie. Tego dnia mi się nie spieszyło. Ustaliłem wczoraj, że zaoszczędzony jeden dzień spędzę wraz z Maćkiem i Marysią na rekreacyjnej wędrówce na Połoninę Caryńską i do Ustrzyk Górnych. W sumie wyprawa bez historii. Trochę na grzbiecie padało, zrobiliśmy wspólne zdjęcie przy tabliczce,


http://img233.imageshack.us/img233/4149/sdc12110w.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/233/sdc12110w.jpg/)


a tuż przed Ustrzykami Marysia upadła i rozcięła sobie kolano. Po godzinie 15 rozstałem się z warszawiakami i udałem się do Hoteliku Białego, gdzie się zakwaterowałem. Potem zjadłem obiad w karczmie u Eskulapa, bezskutecznie szukałem poczty, zwiedziłem drugi raz w życiu muzeum turystyki, wykąpałem się, poszedłem na wieczorną Mszę do kościoła a potem do baru „Kremenaros”, gdzie byłem umówiony z Maćkiem i Marysią na 20.30. Nie było ich, więc zjadłem drugi tego dnia obiad, wypiłem piwo za zdrowie Maćka, który tego dnia kończył 20 lat (rano z Marysią śpiewaliśmy mu sto lat) wyszedłem z baru i dzięki wytrwałości wytropiłem namiot warszawiaków, obudziłem ich i jeszcze chwilę z nimi pogadałem. Podziękowałem za wspólnie spędzony czas i poszedłem do HB spać. Nazajutrz wstałem koło 6 rano, spakowałem się, zjadłem śniadanie i pojechałem o 8.15 autobusem do Cisnej. W Cisnej do szewskiej pasji doprowadził mnie pan w okienku na poczcie, który zamiast się zająć moją skromną osobą, wklepywał w komputer dane przesyłek poleconych (ostatecznie obsłużyła mnie pani z okienka obok), kupiłem kartki i znaczki, wypisałem je i wysłałem, a potem zdążyłem jeszcze przechwycić wspomnianą na początku 17-osobową grupę rajdowiczów, którzy akurat robili zakupy w sklepie. Pogadałem z nimi, pożegnałem, życzyłem dobrej pogody i braku błota na szlaku (jedno i drugie nierealne :P) i poszedłem na autobus. O 10.21 zacząłem jazdę, ok. 13.50 byłem w Jaśle, a ok. 15 w Gorlicach. Nazajutrz wracałem do Wrocławia i przy okazji lektury zakupionej w Ustrzykach Górnych książki „Wołanie z połonin” okazało się, że pocztowiec z Cisnej, którego tak w myślach zwymyślałem, był goprowcem i uczestnikiem akcji ratunkowej ofiar katastrofy śmigłowca w 1991 r. :shock:


I tak moje Wielkie Beskidzkie Wakacje dobiegły końca...




PS Relacja z przejścia GSB w Beskidzie Niskim będzie dostępna jutro bądź pojutrze na www.beskid-niski.pl/forum (http://www.beskid-niski.pl/forum)

PS 2 Hałaśliwymi lokatorami pokoju w bacówce PMR okazali się harcerze. Sam 7 lat byłem w harcerstwie, stąd wiem, że „harcerz jest przyjacielem wszystkich i bratem dla każdego innego harcerza”. Widać to braterstwo ostatnio straciło na wartości :roll:

Dlugi
27-07-2011, 14:27
Świetne :-) Mam nadzieję na większą ilość fotek na sudetach - na jesień wybieram się m.in na Riabą więc mam nadzieję nauczyć się ze zdjęć zauważać fortyfikacje. Na razie rozróżniam leje od okopów (mam nadzieję) :-)
A - zapomniałem jeszcze - daj namiary na artykuł jak się ukaże.

robines
27-07-2011, 18:42
Świetna relacja a tempo miałeś naprawde dobre,hihihi.Uwielbiam graniczny w Bieszczadach więc tym bardziej czytałem z zapartym tchem,pozdrówka.

bieśdziad
27-07-2011, 23:03
...tak ten szlak jest super bo nie ma ludzi na nim....czasem tylko można jak widac spotkać górskiego strzelca niemieckiego albo na odwrót... Co do radzieckiego obelisku Gładysza to troszczą się o niego Słowacy

bartolomeo
28-07-2011, 09:47
Leuthen, bardzo ciekawa relacja ale ja jednak troszkę dziegciu doleję. Nic mnie nie obchodzi co nosisz na rękawie, może to być i jajko sadzone i portret Króla Słońce, ale połączenie tego faktu z inną częścią Twojej relacji zaczyna być... hmm... zaskakujące.

Za Tryzubem widzisz upowca i chowającą się przed nim Twoją babcię, ale fakt, że przed żołnierzami z symbolem na Twoim rękawie chowała się cała Europa Ci nie przeszkadza? Obie te rzeczy (naszywka na Twoim rękawie i skojarzenie Tryzuba z UPA) są mi osobno obojętne i choć niezbyt mi się podobają to jestem w stanie zrozumieć przesłanki. Ale tak drastyczny rozdźwięk między traktowaniem dwóch symboli jest... emm... dziwny.

Leuthen
28-07-2011, 11:40
Leuthen, bardzo ciekawa relacja ale ja jednak troszkę dziegciu doleję. Nic mnie nie obchodzi co nosisz na rękawie, może to być i jajko sadzone i portret Króla Słońce, ale połączenie tego faktu z inną częścią Twojej relacji zaczyna być... hmm... zaskakujące.

Za Tryzubem widzisz upowca i chowającą się przed nim Twoją babcię, ale fakt, że przed żołnierzami z symbolem na Twoim rękawie chowała się cała Europa Ci nie przeszkadza? Obie te rzeczy (naszywka na Twoim rękawie i skojarzenie Tryzuba z UPA) są mi osobno obojętne i choć niezbyt mi się podobają to jestem w stanie zrozumieć przesłanki. Ale tak drastyczny rozdźwięk między traktowaniem dwóch symboli jest... emm... dziwny.


Oczywiście skojarzenia są różne i tak jak ich interpretacja - subiektywne. Niemniej - jako historyk - odniosę się w tym miejscu do twoich zastrzeżeń.

Przede wszystkim "Edelweissabzeichen" nie jest symbolem państwowym jak tryzub lecz oznaką pewnej formacji wojskowej (to nie UPA wymyśliła tryzub!). Zatem - moim zdaniem - Twoja obiekcja byłaby w pełni uzasadniona, gdybym na rękawie nosił swastykę - bo wtedy identyfikacja z pewnym okresem w historii Niemiec zwanym III Rzeszą byłaby oczywista. Swastyka jako symbol nazizmu jest zakazana - zatem noszenie jej w widocznym miejscu może być traktowane jako propagowanie nazizmu, a to podpada pod paragraf. Nawiasem mówiąc - widziałem wiele razy ludzi noszących czerwone radzieckie gwiazdy (na czapkach, kurtkach etc.) - to już propagowanie zła nie jest :roll:

Ale wracając do naszywki na polarze... Nie posiada ona, podobnie jak nie posiadał oryginał (!) w swym układzie swastyki (rzadkość wśród odznak formacji Wehrmachtu). W związku z tym nie możesz pisać, że przed "szarotkowcami" wszyscy się kryli - stanowili oni bowiem znikomy procent niemieckiej armii. Dużo chętniej nosiłbym odznakę polskich wojsk górskich, są jednak dwa problemy:
a) WP sprzed 1939 r. nie posiadało odznak naramiennych wojsk górskich. Były natomiast odznaki pułkowe (na kieszeń). Trzonem wojsk górskich II RP były pułki strzelców podhalańskich (5 albo 6 - jeden z nich w Sanoku). Problem polega na tym, że w ich odznakach przewijała się swastyka - co prawda lewoskrętna, a nie prawoskrętna jak nazistowska, ale już słyszę te teksty w stylu "ty nazisto!". Jak zresztą niektórzy wiedzą swastykę (krzyżyk niespodziany) znali już od wieków polscy górale (proponuję np. obejrzeć poręcz przy schodach w schronisku Murowaniec w Tatrach albo znak na pomniku Karłowicza w miejscu jego śmierci w drodze z rzeczonego schroniska nad Czarnym Staw Gąsienicowy).
b) obecne wojska górskie RP używają odznaki naramiennej - mógłbym mieć jednak spore kłopoty w przypadku natknięcia się (gdzieś w mieście) na patrol Żandarmerii Wojskowej. Jest ustawa regulująca kwestię noszenia elementów umundurowania sił zbrojnych RP łącznie z sankcjami za ich bezprawne używanie...
Jest też tzw. "korpusówka" polskich wojsk górskich - stylizowany krzyż huculski (posiadam jedną sztukę). Ale - patrz uwaga o ustawie wyżej.


Uprzedzając jeszcze ewentualne zarzuty - tak, niemieccy strzelcy górscy popełniali zbrodnie, albo na nie pozwalali (patrz np. Lwów AD 1941), ale jako historyk powiem Ci, że Polacy przez całą II wojnę światową również takowe zbrodnie popełniali i jest to dobrze udokumentowane. Zresztą np. dowódca 55 Rez. DP z IX '39, płk. Kalabiński dostał w niewoli w czapę od Niemców (po wyroku sądu), gdyż ustalono ponad wszelką wątpliwość (i to jest fakt!), że kazał 8/9 IX '39 rozstrzelać niemieckich jeńców wojennych w Stopnicy. O tym jednak nie poczytasz w patriotycznych broszurkach, bo Polacy "zawsze walczyli po rycersku". Historia nie jest czarno-biała i jako historyk wiem o tym dobrze. Chętnie podyskutuję na takie tematy w innym dziale i w innym wątku.

Pozdrawiam
Leuthen

bartolomeo
28-07-2011, 11:49
Leuthen, nie zrozumiałeś mnie. Gdybyś miał tylko tę szarotkę nie rzekłbym słowa. Uderza mnie tylko ten kontrast w postrzeganiu różnych symboli, o którym pisałem. To wszystko.

Leuthen
28-07-2011, 12:10
Brak zrozumienia wyczuwam raczej z Twojej strony - czy gdzieś umieściłem jakieś "achy" i "ochy" pod adresem armii niemieckiej, czy - bo ja wiem - podkreślenie, że z dumą noszę znak, pod którym Gebirgsjegrzy pruli we IX '39 do Lwowa aż miło?
Parę faktów z historii i tyle - i Twoja nadinterpretacja. Nie znasz moich poglądów, a wypowiadasz się że "dziwi Cię"... Ale spoko - na jednym forum historycznym byłem kiedyś uważany za germanofila, podczas gdy w tym samym czasie na innym za germanofoba (nawiasem mówiąc - na tym drugim takie określenie napisał rekonstruktor z GRH "Pomerania" odtwarzającej 4 Dywizję Policyjną SS :roll:). Raz jeszcze proponuję wymianę myśli w innym wątku albo na priv.

bartolomeo
28-07-2011, 12:12
Raz jeszcze proponuję wymianę myśli w innym wątku albo na priv.OK.

bieśdziad
28-07-2011, 23:04
...no to se pogadali jak Wanda co Niemca nie chciała....
Może i L. nie pisał ochów i achów, ale jak czytałem te realacje to ogólny przekaz i odczucie miałem takie same jak bartolomeo, więc coś w tym jest....
Ja L. też rozumiem, bo jestem zwolennikiem i żołnierzem karaibskich wojsk kolorowodrinkowych wyzwalających z cygarami kubańskimi w ustach co jakiś czas Siekierezadę, w tym roku również ją wyzwolimy za dni kilka..... Czasami toczymy walki z różnymi wojskami górskimi....do zobaczenia

bieśdziad
28-07-2011, 23:06
acha, ŻW ma teraz naprawdę inne problemy niż oglądanie naszywek na rękawach, czasy WSW minęły i nikt na moro i buty z uszami nie ściga, a i wtedy to była przesadna opinia...

Leuthen
29-07-2011, 08:09
Cóż, relacja jest napisana w pewnej konwencji...
Chyba nikt (no może poza Juliuszem Batorem, autorem najgorszej książki historycznej, jaką w życiu czytałem: "Wojny galicyjskiej") nie traktuje np. "Przygód dobrego wojaka Szwejka" serio, bo ta powieść też jest napisana w pewnej konwencji. Ale OK. Dorzucę jeszcze fragment "Panzerlied": "Fuer Deutschland zu sterben ist uns da hoechste Ehr!" czyli: "Umrzeć dla Niemiec jest dla nas najwyższym honorem!". Teraz, mam nadzieję, wszystko jasne :lol:

Co do naszywek - nie wiem, jakiego zakątka Polski dotyczy opinia o ŻW, ale we Wrocławiu, gdzie mieszkam, ŻW jest sporo i czasem nie ma nic do roboty, a coś w raportach pisać muszą. Wolę nie sprawdzać, jak bardzo są czujni/senni...

robines
29-07-2011, 08:59
Leuthen,ja tymczasem nie miałem żadnych "złych" odczuć czytając Twoją relacje.Historyk ze mnie z zamiłowania,nie z wykształcenia(może to i lepiej,bo gó... rozumiem z tych naszywek swastykowych,gwiazdowych,tryzubowych tudzież niewinnych koszulek z największym romantykiem 20/21 wieku che gu...).Do zobaczeniu na szlaku,pozdrówka.

Art1510
29-07-2011, 22:32
Witaj Leuthenie!
miło się czyta, widoki jak zawsze piękne... A literówki jeszcze masz do poprawienia :-) jest Żubarcze - a jak wiesz, ta nazwa zawsze mi się rzuci na oczy... a jako średni rusycysta (LO z rozszerzonym rosyjskim) - mówi się "czort znajet"...
Dzięki za kawałek Bieszczad w tej smętnej wsi Warszawa... Coś czuję, że będę tu częściej zaglądał...
Pozdrawiam

tomas pablo
30-07-2011, 21:58
Leuthen !
czy słyszałeś wersje , ze lejtnant Gładysz , to sowiecki lotnik z rozbitego ''kukuryżnika'' ?
Drugie miejsce , gdzie roztrzaskał się ruski myśliwiec - to zach. zbocze Okrąglika. / nad potokiem między Jasłem a Okrąglikiem, ok. 500 m. od słupka granicznego 29/9 . W latach 80/90 walały się nędzne resztki owej maszyny , także 2 mogiłka /

Leuthen
01-08-2011, 08:42
Dzięki za kolejne komentarze!

Art1510 - literówki mimo poprawek nadal w tekście są i jestem tego świadom (dziękuję za rewolucyjną czujność! :-) ), a moja znajomość języka rosyjskiego nie obejmuje nawet całego alfabetu i tylko kilka zwrotów... Krytykowaniem naszywki się nie przejmuję, tylko staram się wyprostować błędne interpretacje faktu jej obecności na rękawie mojego polara :-)

tomas pablo - tak, słyszałem wersję, że Gładysz był lotnikiem z "kukuruźnika". Pytanie tylko, co się stało - samoloty rzadko spadają same z siebie (choć u ruskich akurat to by mnie najmniej dziwiło...). Generalnie - zakładając, że rzeczywiście to lotnik - wykluczając hipotezę o tym, że roztrzaskał się wskutek złych warunków atmosferycznych (mgła etc.), w grę wchodzi tylko artyleria przeciwlotnicza lub ogień broni ręcznej piechoty. W monografii niemieckiej 100 Dywizji Strzelców jest wyraźnie mowa o dużej aktywności radzieckiego lotnictwa na odcinku dywizji (często podkreśla się, że zła pogoda dawała Niemcom wytchnienie, bo nie latali wtedy Sowieci), zaś własnych myśliwców w ogóle nie widziano. Przypadki zestrzeleń "kukuruźników" przez niemiecką piechotę podczas DWS są liczne. W armii niemieckiej przyznawano nawet żołnierzom specjalną odznakę (do naszycia na rękawie munduru) za zestrzelenie samolotu (podobną przyznawano za zniszczenie czołgu).
O drugim samolocie na grzbiecie granicznym też wiem - czytałem o tym w przewodniku po Bieszczadach "Rewasza" (wydanie bodajże z 1995 r.)

tomas pablo
01-08-2011, 10:08
akurat ruskie spadają jakoś....;). ale poważnie-też myślę, że była ich duża aktywność, choćby pomoc dla Słowaków . Znamy też brawurę ruskiego pilota. Do tego mgła, ostrzał...

bartolomeo
01-08-2011, 10:38
Rewasz zrezygnował z wersji z kukuruźnikiem i ostatnio mianował Gładysza dowódcą plutonu karabinów maszynowych:


Według jednego z przekazów był to pilot, który po wydostaniu się z rozbitego samolotu zmarł w tym miejscu z ran.


W rzeczywistości poległy nosił nazwisko Piotr Gładyszow. Był dowódcą plutonu karabinów maszynowych. Podobno smiertelnie ranny prosił, by pochowano go właśnie w tym miejscu

Tomas: widziałeś osobiście te resztki kukuruźnika pod Okrąglikiem? Ciekawym :-)

tomas pablo
01-08-2011, 10:53
:sad:..nie byłem tam już daaaaawno.. ost. jakoś końcówka lat 80. wtedy już było nie wiele- resztki blach, jakieś ożebrowanie. Dziś pewnie jeszcze mniej. Chyba , żeby kopać /ale zapewne już byli i tacy , co kopali/

Leuthen
01-08-2011, 13:57
:sad:..nie byłem tam już daaaaawno.. ost. jakoś końcówka lat 80. wtedy już było nie wiele- resztki blach, jakieś ożebrowanie. Dziś pewnie jeszcze mniej. Chyba , żeby kopać /ale zapewne już byli i tacy , co kopali/
Całkiem możliwe, że miejsca rozbicia się obu wspomnianych radzieckich samolotów odwiedził i części pozbierał/odnalazł wykrywaczem metalu Andrzej Olejko, obecnie profesor historii na Uniwersytecie Rzeszowskim. Wyprawy takie opisał w książce "Tropami zestrzelonych" (Dębica 2001). Czytałem tę pozycję kilka lat temu, ale kołacze mi się po głowie opis jego wyprawy na grzbiet graniczny Bieszczad na motorze kapitana Straży Granicznej (za którym to kapitanem Olejko siedział) :mrgreen: Wtedy chyba znaleźli Iła-2 m3... A może to było w Beskidzie Niskim pod Duklą:?: :roll:Trzeba sprawdzić:!:

PS Profesor Olejko jest autorem wielu prac zahaczających o lotniczą tematykę bieszczadzką, żeby tylko wspomnieć:
1) Szybowce nad Bieszczadami : z dziejów szybownictwa na Podkarpaciu : Bezmiechowa - Ustjanowa 1928-1998 (Lesko 1998 )
2) Sanoczanie w 300 Dywizjonie Bombowym im. Ziemi Mazowieckiej (Sanok 1998 )
3) Działania lotnictwa w pasie karpackim w latach 1914-1947 (Rzeszów 2005)
4) Powstanie Warszawskie i Słowackie Powstanie Narodowe 1944 - cienie alianckiej pomocy (Rzeszów 2006; A.O. jest redaktorem tej pozycji)

Cenię go bardzo jako historyka lotnictwa, nie cenię go natomiast jako człowieka i historyka działań naziemnych (żebyście zobaczyli go i usłyszeli w akcji w październiku 2010 r. na konferencji w Tarnowie o I wojnie światowej o cmentarzach wojennych w powiecie tarnowskim :roll: ).

tomas pablo
01-08-2011, 15:04
ten IŁ by pasował do tego z Okrąglika :roll:...
..ale teraz pogrzebałem w przewodniku ''Rewasza'' z 1995 r i jest mowa o ...3 maszynie !!! / ''..
Wertula, płytkie siodełko między Okrąglikiem a Kurników Baskiedem...po pólnocnej stronie grzbietu, w rejonie słupka 26/1 ,można odszukać resztki kolejnego samolotu z czasów II w. ''/
chyba umocnienia na Okągliku i Dziurkowcu były ciężkie do przebicia dla sowieckich pilotów :?

Dlugi
01-08-2011, 18:51
Jak mi się nudzi to oglądam http://www.tvp.pl/rzeszow/historia/zakamarki-przeszlosci
Tu jest o tych rozbitkach w Bieszczadach, choć wydaje mi się że jeszcze jeden odcinek był:
http://www.tvp.pl/rzeszow/historia/zakamarki-przeszlosci/wideo/bieszczadzkie-lawoczkiny/1795726
Edit: znalazłem:
http://www.tvp.pl/rzeszow/historia/zakamarki-przeszlosci/wideo/szukajcie-a-znajdziecie/1808988

Leuthen
02-08-2011, 13:37
ten IŁ by pasował do tego z Okrąglika :roll:...
..ale teraz pogrzebałem w przewodniku ''Rewasza'' z 1995 r i jest mowa o ...3 maszynie !!! / ''..
Wertula, płytkie siodełko między Okrąglikiem a Kurników Baskiedem...po pólnocnej stronie grzbietu, w rejonie słupka 26/1 ,można odszukać resztki kolejnego samolotu z czasów II w. ''/
chyba umocnienia na Okągliku i Dziurkowcu były ciężkie do przebicia dla sowieckich pilotów :?

Latanie nad tym terenem w ogóle wymagało fantastycznej precyzji, a piloci radzieccy... Hm... Do najlepiej wyszkolonych na ogół nie należeli (stąd niesamowite wyniki "Experten" czyli asów myśliwskich Luftwaffe na froncie wschodnim - najlepszy niemiecki pilot myśliwski DWS, Erich Hartmann, zestrzelił ogółem 352 maszyny, z czego tylko 6 na froncie zachodnim, a resztę w starciach "czerwonymi gwiazdami" :!: ).

Sięgnąłem po książkę Olejki... Pod Okrąglikiem faktycznie był (choć nie na motorze). Znaleźli resztki radzieckiego myśliwca Ławoczkin Ła-5 FN i złożone w jamie w korzeniach buka kości pilota, któremu usypali mogiłkę. Części maszyny zabrano. Natomiast w "Połoninach '92" był artykuł, w którym autorzy pisali o rozbitym pod Okrąglikiem Po-2 (czyli "kukuruźniku").
Źródło: Andrzej Olejko, Tropami zestrzelonych, Dębica 2001, rozdział IX: Cienie Dukli, podrozdział 6: Widzieliśmy rozbitego Ławoczkina..., strony 110-1112.
Z Iłem-2 mi się natomiast trochę pomyliło - Olejko owszem, pisze o takowym - koło Komańczy (tamże, s. 114-166), ale też w rejonie Szczawnika (rejon Okrąglik-Płasza, o ile dobrze kojarzę - nie mam teraz mapy Bieszczad przed oczami) - na stronach 116-118 (tamże).

don Enrico
02-08-2011, 18:33
Ciekawa, inna relacja pisana w kontekście czasów wojennych.
A w ogóle to podziwiam Cię Leuthen że pędząc po tych górkach z szybkością niemieckiej dywizji szturmowej zdążyłeś jeszcze coś w ziemi zauważyć.
Ja to bym w takim pośpiechu wyrżnął głową w słupek na trójstyku.

bogdan64
04-08-2011, 19:24
W 39r 1 DG wcale nie pokonywała pieszo 60 km dziennie. Rymanów zajęli dopiero 9 wrzesnia a w nocy z 11na 12 Sambor. Poza Rymanowem i Sanokiem nikt chyba nie stawiał wiekszego oporu. W Rymanowie garstka żołnierzy(ok 30) broniła się pół dnia, dopiero ściągnięcie lotnictwa i bombardowanie miasta spowodowało ich wycofanie w góry. Niemcy mieli do dyspozycji artylerie,dysponowali moździerzami. Dysponuję odpowiednimi fotkami które wykonał niemiecki oficer dokumentując przebieg działań.

don Enrico
04-08-2011, 21:15
To kolejne ciekawe informacje o tym Szturmie.
Czytam wątek z zaciekawieniem bo mało jest wiedzy na ten temat.
W uzupełnieniu nie wiem np jaki obszar zajęły oddziały słowackie i kiedy je przekazywali Niemcom. A wszystko to dotyczy przecież Bieszczadów.

joorg
04-08-2011, 21:41
...
W uzupełnieniu nie wiem np jaki obszar zajęły oddziały słowackie i kiedy je przekazywali Niemcom. A wszystko to dotyczy przecież Bieszczadów.
A jeszcze bardziej Beskidu Niskiego.

bogdan64
04-08-2011, 21:49
Na pewno Jaśliska i podobno zajęli Rymanów Zdrój, mam też fotografie oficera słowackiego w Komańczy. Słowacy raczej niechętnie brali udział w walkach, mam też ciekawą relację mieszkańca wsi Certiżne z września 39r.

Leuthen
05-08-2011, 08:06
W 39r 1 DG wcale nie pokonywała pieszo 60 km dziennie. Rymanów zajęli dopiero 9 wrzesnia a w nocy z 11na 12 Sambor. Poza Rymanowem i Sanokiem nikt chyba nie stawiał wiekszego oporu. W Rymanowie garstka żołnierzy(ok 30) broniła się pół dnia, dopiero ściągnięcie lotnictwa i bombardowanie miasta spowodowało ich wycofanie w góry. Niemcy mieli do dyspozycji artylerie,dysponowali moździerzami. Dysponuję odpowiednimi fotkami które wykonał niemiecki oficer dokumentując przebieg działań.

Hmm... Jak by to ująć, żeby nie było, że przemawiam "ex catedra":?: :-P
Obawiam się jednak, że żołnierze 1 DG mogli robić po 60 km pieszo - jako potwierdzenie tego faktu odsyłam do wspomnień żołnierza z 79 Pułku Artylerii Górskiej, wchodzącego w skład rzeczonej dywizji, wydanych podczas wojny. Fragment, mówiący o pokonaniu pieszo 62 km + rozstawienie dział na pozycjach możesz przeczytać w książce Richarda Hargreavsa "Blitzkrieg w Polsce: wrzesień 1939" (Warszawa 2009, wydawnictwo Bellona, rozdział: Szarotka jest postrachem wroga).
Proponuję Ci policzyć z linijką w ręce i mapą na stole dystans na trasie Nowy Żmigród-Lwów (trasa NŻ-Dukla-Rymanów-Krosno-Sanok-Sambor-Lwów). Wyjdzie 250 km. Oddziały 1 DG połączyły się pod Nowym Żmigrodem dopiero tuż przed południem 8 IX. Wieczorem i w nocy tego dnia trwały już walki o Duklę (odsyłam do wspomnień Stefana Kazimierczaka "Żołnierz losu nie wybierał" - opisuje on walki o Duklę; Kazimierczak dowodził kompanią KOP). 9 IX zdobyto Rymanów, a 10 IX sforsowano San i uchwycono przyczółek po drugiej stronie rzeki. 11/12 IX Sambor i 12 IX wjazd do Lwowa. A propos Rymanowa - broniło go więcej niż 30 żołnierzy (i to nie jest wymysł Niemców!).

Najważniejsze/najnowsze publikacje na ten temat po polsku po polsku: "Lwów 1939" Wojciecha Włodarczyka (seria: Historyczne Bitwy oDomu Wydawniczego "Bellona") i <<Armią "Karpaty" w wojnie 1939 roku" Ryszarda Daleckiego. Z drobniejszych prac mogę polecić mój artykuł o IX 1939 r. w Beskidzie Niskim w oczach żołnierzy niemieckich [1 DGór.], opublikowany w roczniku "Magury" 2009 :-)

Jeśli chodzi o Słowaków, to Polacy we IX 1939 r. stoczyli z nimi kilka potyczek, a nawet walki powietrzne! M.in. w Bieszczadach Polacy zrobili wypad pod Nowym Łupkowem w stronę Słowacji (nieudany). W moim rodzinnym mieście żyje jeszcze weteran Września, Jan Koprowski, który dowodził plutonem ON (w stopniu ppor. rez.) podczas tej potyczki.

bogdan64
05-08-2011, 09:44
1)Opracowanie Ryszarda Daleckiego nic wiele nie mówi o walkach w Rymanowie.
2)Z Rymanowa do Lwowa jest ok 180
3) Na rogatce Gródeckiej byli dopiero po południu 12 września a do kościoła sw Elżbiety dotarli ok 17
2) 79 pułk artylerii górskiej nie posuwał sie na czole kolumny. Na fotografiach które mam widac jak ciągnik z armatą jest w Rymanowie dopiero późnym popołudniem.Niemcy jechali motocyklami i ciężarówkami. Do dyspozycji mieli 3 armaty plot 20mm, armatę (na pewno krótkolufowa, nie wiem jeszcze jaki kaliber)i moździerz. Do Rymanowa weszli dopiero po bombardowaniu miasta koło południa. St strz Stanisław Mistygacz okrążony i ranny rozerwał się granatem. Jego grób jest na miejscowym cmentarzu. Spędzono mieszkańców na rynek i ustawiono ich wzdłuż wschodniej pierzei. Dopiero wieczorem zwolniono ich pozostawiając 10 zakładników.

Leuthen
05-08-2011, 13:46
Ad. 1
Dalecki nie, ale np. relacja w książce "Wir zogen gegen Polen" (wydana w 1940 r.) przynosi tych szczegółów dużo więcej. Co więcej, fragment z ww. pozycji opisujący walki o Rymanów jest dostępny po polsku! Odsyłam do "Dziejów Podkarpacia", tom IV, Krosno 2000 (do nabycia w Muzeum Podkarpackim w Krośnie - osobiście bądź za pośrednictwem poczty; cena 33 zł). W tekście tłumaczenia jest też fotografia przedstawiająca strzelców górskich atakujących Rymanów.

Ad. 2
Pisałem wyraźnie o dystansie Nowy Żmigród-Lwów. Z NŻ do Dukli jest ok. 13-15 km, kolejnych "kilka" do Rymanowa. Poza tym trzeba pamiętać, że spod NŻ wyruszyły dwa oddziały pościgowe 1 DG, poruszające się 2 różnymi trasami (północną i południową).

Ad. 3
OK, ale nie twierdziłem, że 12 IX 1939 r. przerwali lwowianom śniadanie...

Ad. 4
Oczywiście, że nie. 1 DG, mimo że miała aż 1400 pojazdów mechanicznych (motocykle, samochody osobowe, ciężarówki), nie mogła zapewnić podwózki wszystkim swym żołnierzom. Duża część musiała zasuwać na piechotę, ewentualnie byli podwożeni później do Lwowa, gdy już "Verfolgungstruppe" utknął na przedmieściach i zwolniły się pojazdy.
Pod Rymanowem Niemcy strzelali z "piętnastek" (standardowe wyposażenie baterii ciężkiej artylerii Wehrmachtu, w tym także dywizji górskiej) - jest o tym wzmianka w "Wir zogen gegn Polen" (ponownie odsyłam). Niemcy wyposażyli każdą z dwu grup pościgowych ("Geiger" i "Lang") w artylerię plot. i normalną, holowaną przez pojazdy. Widziałem kiedyś w rozkazie niemieckim dokładny skład grupy pościgowej z wyliczeniem ilości i kalibru dział będących w składzie grupy, ale już po tym, jak powstała jedna, pod dowództwem płk. Schoernera (Wintergersta, dowódcę 79 pag, zdjęto z dowodzenia "Sturmfahrtem"; eufemistycznie stwierdzono, że potrzebowano oficera bardziej dynamicznego). Ten rozkaz jest chyba zreprodukowany u Włodarkiewicza.

bogdan64
05-08-2011, 14:08
Mam fotografie jak niemiec celuje z działka krótkolufowego( nie jest to działko plot) na tarczy ma oznaczenie ,, M'' myślę ,że jest to 75
na innej fotografii żołnierz dziwiga na plecach fragment moździerza i dwie skrzynki.
Mam całą mase fotografi przedstawiającą pojazdy (motocykle, ciężarówki, samochody osobowe) włącznie z 3 działkami plot 20mm
mam tez fotografie przedstawiająca holowanie armaty 150 ciągnikiem półgąsienicowym( jest to fotka zrobiona późnym popołudniem)
Wszystko dotyczy Rymanowa i jestem 100%pewny

bogdan64
05-08-2011, 14:14
Zdjęcie które opisałem poprzednio

joorg
05-08-2011, 14:54
Zdjęcie które opisałem poprzednio
Z jaką butą prezentują swoje zadowolenia (na pierwszym planie) , o i jak pokazuje naszywką.
Boguś nie masz czasem zdjęć jak mieli "podkurczony ogon" i nie tęgie miny po klęskach na wschodzie i zachodzie.
Mam też dużo zdjęć ,ale z frontu zachodniego>zdjęcia i przekaz z pierwszych ust.
Wiem też jak Niemcy się "zachowywali" (buta gdzieś "wyparowała") będąc pod okupacją np.w Strefie Brytyjskiej ,w mieście które mieli pod "opieką" Polscy Spadochroniarze z Samodzielnej Brygady gen. Sosabowskiego.
Tyle , bo to nie forum do dyskusji na ten temat , ale rusza mnie też jak z okupantów i agresorów robi się tu w tym temacie "bohaterów i zwycięzców"

bogdan64
05-08-2011, 15:09
Miałem zdjęcia zrobione prze Beksińskiego w okolicach Sanoka i przedstawiały czołgi i działa samobieżne które jechały specjalnie przygotowaną drogą

Leuthen
05-08-2011, 15:09
rusza mnie też jak z okupantów i agresorów robi się tu w tym temacie "bohaterów i zwycięzców"
A mogę spytać, kto w tym temacie robi z żołnierzy 1 Dywizji Górskiej "bohaterów i zwycięzców"? Z góry dziękuję za odpowiedź.

Już tydzień po zdobyciu Rymanowa żołnierz z fotografii mógł mieć nietęgą minę, gdyż 1 DG znalazła się praktycznie w półokrążeniu (do dziś mnie dziwi, jakim cudem Polacy nie rozbili w pył pod Lwowem tej dywizji...). Odsyłam do wspomnień np. Karola Skrzypka, opisującego spotkanie z jeńcem z 1 DG na wzgórzach koło Lwowa ("Podkarpackim szlakiem września").

A zdjęcie bardzo ciekawe, swoją drogą! Można liczyć na więcej na priv? :-)

bogdan64
05-08-2011, 15:41
To kolejne prosze zobaczyć jak pędzą na nogach.Ciężarówki ( niewielkie ) motocykle isamochody.
Widać zabudowę rynku w Rymanowie studnie, kościół i kamienice Wolfa , unoszący się dym z prawej strony swiadczy, ze zrobiono zdjęcie ok 14-16.

joorg
05-08-2011, 15:49
A mogę spytać, kto w tym temacie robi z żołnierzy 1 Dywizji Górskiej "bohaterów i zwycięzców"? Z góry dziękuję za odpowiedź...

Mam takie odczucie ,że nic co tu napisałeś, nie jest obiektywne.Przyjąłeś jednostronną konwencję, zdecydowanie po stronie Niemieckiej, nie jesteś obiektywny jako historyk i da się odczuć jednostronną interpretację, wygląda tak jakbyś był jednym z tych żołnierzy- niemieckich.
Nie będę przytaczał tu cytatów z powyższego tekstu, kto chce to przeczyta jeszcze raz i może zauważy to co i ja.
Choć dam jeden cytat z ostatniego tekstu.

.... 9 IX zdobyto Rymanów, a 10 IX sforsowano San i uchwycono przyczółek po drugiej stronie rzeki. 11/12 IX Sambor i 12 IX wjazd do Lwowa. A propos Rymanowa - broniło go więcej niż 30 żołnierzy (i to nie jest wymysł Niemców!).......
Więcej już na ten temat tu nie piszę , wyraziłem swoje zdanie i nie dam się wciągnąć w dyskusję.
Ps kiedyś już na tym forum dyskutowałem z Tobą w podobnym temacie.

buba
07-08-2011, 20:11
To jest chyba bezsprzeczne, ze z relacji wieje spora proniemiecka sympatia, jak rowniez niechec np. do ukrainy czy zwiazku radzieckiego. No ale czy to cos zlego? chyba taki urok relacji, ze nie sa obiektywne, tylko pokazuja kawalek swiata , nie taki jak jest w rzeczywistosci- tylko widziany oczami autora. I chyba takie przedstawienie subiektywnej wizji swiata jest nieraz ciekawsze niz sucha wypowiedz "wstalem o 8, zdobylem szczyt, przeszedlem 20 km i polozylem sie spac".

Mimo ze moje postrzeganie historii jest zupelnie inne to relacja mi sie podobala. Chyba glownie przez swoja orginalnosc. I fajnie ze ktos biegnac przez gory, nie tylko "łyka" kilometry ale ma tez czas i ochote na zadume nad tym co bylo i w kawalku rowu potrafi dostrzec slady lat minionych.

Miejscowy
07-08-2011, 21:04
hmm, to że ktoś jest zafascynowany niemieckim kunsztem wojskowym, tym bardziej, że historyk, że próbuje odtwarzać historie, dla mnie to same plusy dodatnie i wg mnie nic w tej relacji nie sugeruje proniemieckich sympatii.

buba
07-08-2011, 21:38
hmm, to że ktoś jest zafascynowany niemieckim kunsztem wojskowym, tym bardziej, że historyk, że próbuje odtwarzać historie, dla mnie to same plusy dodatnie i wg mnie nic w tej relacji nie sugeruje proniemieckich sympatii.

Sympatia, fascynacja- nie wiem jakie slowo jest lepsze. Ale odnioslam takie wrazenie. Kazdy pisze jak czuje i jak widzi swiat. I to jest fajne.

Tak samo jak i moim relacjom duzo ludzi zarzuca ze sa bardzo nieobiektywnie.. A czy wogole istnieje swiat obiektywny?

długi
07-08-2011, 21:55
A czy wogole istnieje swiat obiektywny?
Istnieje świat w pełni obiektywny. Świat matematyki i fizyki. Dlatego z taką przyjemnością czytam i oglądam Twoje relacje:grin:
Pozdrawiam subiektywnie
Długi

buba
07-08-2011, 23:01
Istnieje świat w pełni obiektywny. Świat matematyki i fizyki. Dlatego z taką przyjemnością czytam i oglądam Twoje relacje:grin:
Pozdrawiam subiektywnie
Długi

:-D

bogdan64
08-08-2011, 15:36
Nie można polegać wyłącznie na opracowaniach np Pana Daleckiego, bo on o walkach w tych okolicach napisał naprawdę niewiele. Udało mi się dotrzeć do relacji naocznych świadków i dziś kiedy otworzyły się ,, archiwa wojenne dziadzia,, mogę je porównać. Nikt nie opisuje sytuacji która miała miejsce w Rymanowie ale oglądając zdjęcia mogłem ten fakt potwierdzić. Fotografie dobrze odczytane są właściwym żródłem wiedzy. Za tydzień bedzie w Rymanowie Pan Mosze Barth i mam nadzieję,że dowiem się jeszcze wielu ciekawych szczegółów. Jestem pewien, ze wojenne dokonania armii niemieckiej utrwalało 2 może 3 fotografów z tym, ze jeden miał naprawde dobrej jakości sprzęt i był fachowcem w tej dziedzinie. W Besku z miejscowej cerkwi ( która dziś nie istnieje) ruszyła procesja na powitanie armii niemieckiej. Niemcy zostali zaskoczeni tą sytuacją, rozbiegli się po wsi wrzucali do domów granaty, zginęło chyba ok 10 cywilów. Podobna sytuacja we Wróbliku-zastrzelono czterech starorusinów. Na Sieniawie tylko znajomość języka niemieckiego przez popa uratowała sytuację.
Co do okopów bieszczadzkich też mam nieco inne zdanie.

Leuthen
09-08-2011, 08:32
Nie można polegać wyłącznie na opracowaniach np Pana Daleckiego, bo on o walkach w tych okolicach napisał naprawdę niewiele. Udało mi się dotrzeć do relacji naocznych świadków i dziś kiedy otworzyły się ,, archiwa wojenne dziadzia,, mogę je porównać. Nikt nie opisuje sytuacji która miała miejsce w Rymanowie ale oglądając zdjęcia mogłem ten fakt potwierdzić. Fotografie dobrze odczytane są właściwym żródłem wiedzy. Za tydzień bedzie w Rymanowie Pan Mosze Barth i mam nadzieję,że dowiem się jeszcze wielu ciekawych szczegółów. Jestem pewien, ze wojenne dokonania armii niemieckiej utrwalało 2 może 3 fotografów z tym, ze jeden miał naprawde dobrej jakości sprzęt i był fachowcem w tej dziedzinie. W Besku z miejscowej cerkwi ( która dziś nie istnieje) ruszyła procesja na powitanie armii niemieckiej. Niemcy zostali zaskoczeni tą sytuacją, rozbiegli się po wsi wrzucali do domów granaty, zginęło chyba ok 10 cywilów. Podobna sytuacja we Wróbliku-zastrzelono czterech starorusinów. Na Sieniawie tylko znajomość języka niemieckiego przez popa uratowała sytuację.
Zgadza się - Ryszard Dalecki opisał bardzo lakonicznie walki o Rymanów, niemniej z jego ustaleń wynika, że Rymanowa bronił batalion ON (bez jednej kompanii). Można szacować, że było to ok. 400 ludzi, a nie 30, jak sugerowałeś. Odsyłam raz jeszcze do "Wir zogen gegen Polen", w oryginale lub w przekładzie A. Tulińskiego ("Dzieje Podkaropacia", tom IV). Niemcy opisali tam trochę, co robili w Rymanowie (nic sympatycznego). Tekst o tamtejszej społeczności żydowskiej jest jawnie antysemicki (ale czego spodziewać się po propagandowym wydawnictwie z okresu III Rzeszy?).
Niemcy znani są też z tego, że skrupulatnie dokumentowali swe kampanie (reporterzy wojenni byli chyba przy każdej dywizji; działania 1 DG we IX '39 opisał Leo Leixner). Te zdjęcia, o których piszesz i których część zamieściłeś, to duża ciekawostka dla historyków.

bogdan64
09-08-2011, 11:03
Przeciętna szybkość marszu to ok 4 do 5 km na godz,mierzyłem ją kilka razy z kolegami GPSem. 60 km dziennie przy tej szybkości to łatwo policzyć- 12 godzin dosyć szybkiego marszu bez odpoczynku!!!!!. Nie bede się chwalił- lubię chodzić, jako turysta ale i w czasie odbywania służby wojskowej.
Mając karabin, maskę p-gaz. i cztery magazynki z których tylko jeden był pełny dałbym rade przejśc 60 km najwyżej przez jeden dzień. Z lekkim plecakiem, w wygodnych butach turystycznych itd podbiegając wytrzymałbym góra 3 dni.
Jeszcze jedna fotka z września 39.
Przejście na Barwinku -budynek bardzo charakterystyczny ,stojący oficerowie chyba wiadomo o kogo chodzi.
Proszę zwrócić uwagę na jadący samochod z przyczepą i to co się na nim znajduje!Zwłaszcza na samochodzie. Mimo, ze troche niewyraźne zdjęcie ale i tak widać tam żołnierzy i konie.
I jest to już ostatnia fotografia bo zrobi się nam tu forum historyczne czego pragnąłbym uniknąć

Leuthen
09-08-2011, 14:57
bogdan64 , ja nie sugeruję, że ta część 1 DG, która zasuwała na piechotę, wkroczyła do Lwowa razem ze zmotoryzowanymi kameraden. Te 60 km pochodzi ze wspomnień jednego z artylerzystów. Nie mówił, że robili tak przez 3 dni. Pisał o jednym dniu. Dywizja "schodziła się" do Lwowa przez parę dni po 12 IX 1939 r.
Co do tempa armii niemieckiej - we wspomnieniach niemieckiego żołnierza z IX 1914 r. (tuż przed bitwą nad Marną) jest info, o tym jak w pełnym ekwipunku (ok. 20 kg) we wrześniowym słońcu zrobił z kolegami we Francji 24 km w 4 godziny za jednym zamachem (bez postoju). Analogicznego tempa wymagano od żołnierzy miesiąc wcześniej podczas marszu okrążającego (północne ramię kleszczy Schlieffena). Oni robili na "dzień dobry" 12 km na głodniaka - dopiero po 2 h dostawali śniadanie i zasuwali dalej. Do wieczora!
Tempo marszu armii niemieckiej robiło już wielkie wrażenie na Churchillu, gdy przyjechał przed wojną (1906 r.?) na manewry armii niemieckiej do Wrocławia.

Dzięki za kolejną fotkę. Ten wątek już dawno temu stał się historyczno-światopoglądowy...

peterix
16-08-2011, 23:18
A może lepiej odetchnijmy trochę......
Zawsze wydawało mi się, że góry łączą, a nie dzielą.
Kolego Leuthen, albo mi się wzrok pogorszył (znowu!), ale jakoś nie mogę znaleźć tej części twej relacji na http://beskid-niski.pl/forum/, którą obiecaleś z Beskidu Niskiego. Zapodasz linka? Wybieram się w tamte rejony i liczyłem na jakieś ciekawostki na trasie. Z góry dzięki.

Leuthen
17-08-2011, 09:52
Bardzo chętnie odetchnę - wrzuciłem relację, a od tygodnia muszę się tłumaczyć, że nie jestem nazistą :? Goethe stwierdził, że "Góry są poza dobrem i złem". Ludzie już nie...

Relacja na "Sercu bliski Beskid Niski" miała powstać dużo wcześniej, ale np. ktoś ("nomina sunt odiosa") skutecznie mnie od tego odciągał w tym wątku. Myślę, że do 25 VIII tekst ze zdjęciami zostanie wrzucony do sieci.

tidżej
17-08-2011, 11:49
Ilu jest zarejestrowanych użytkowników tego forum, a ilu z nich wyraziło swą dezaprobatę wobec moich wypowiedzi w tym wątku?

To, że dezaprobata przez wiele osób nie została tu wyraźnie wpisana nie oznacza, że jej nie ma.
Nie ma jednak sensu bicia piany, bo w większości przypadków wyrażenie takiej dezaprobaty napędza tylko niepotrzebną dyskusję.
W tym wątku, widać to dokładnie... Trudno dyskutować z kimś, kto uważa, że zawsze ma rację i nie przyjmuje argumentów.

I żeby moja dezaprobata była dokładnie zrozumiana dodam, że relacja mi się podobała, natomiast rażą mnie Twoje wypowiedzi dotyczące innych forumowiczów.

Leuthen
17-08-2011, 20:03
TTrudno dyskutować z kimś, kto uważa, że zawsze ma rację i nie przyjmuje argumentów.
I żeby moja dezaprobata była dokładnie zrozumiana dodam, że relacja mi się podobała, natomiast rażą mnie Twoje wypowiedzi dotyczące innych forumowiczów.
Jasne,jestem nieomylny. Jestem neonazistą i w dodatku spamującym trolem. "Wielu" osobom przeszkadzają moje wypowiedzi,a nikomu to, że robi się tu ze mnie wielbiciela zbrodniarzy wojennych spod znaku swastyki. No - chyba, że wiele osób potępia joorga za te słowa, ale nikt tego nie wyraża publicznie. Kończę komentowanie tego wątku. Piszcie o mnie co chcecie. Wolę się zająć pisaniem swojego artykułu o 100 Jg. Div. do "Magur"...

Marcowy
17-08-2011, 20:24
Chłopy, wyluzujcie.

Takie pytanie retoryczne: czy doczekam na tym forum wątku historycznego, który nie zakończy się pyskówką?! :| Recepta jest niby taka prosta: można się różnić, ale bez osobistych jazd. Na razie KAŻDY tutejszy wątek poruszający tematy przeszłości kończy się wzajemnym obrażaniem i personalnymi wycieczkami. I obie strony są siebie warte - każda bije się w cudze piersi, każda chce mieć ostatnie słowo, żadna nie potrafi powstrzymać się przed obelgami - czy to w formie przewrotnych pytań, czy łacińskich maksym. Że to niby nie atak. Żenua... Naprawdę nie potraficie inaczej?!

Jeśli nie wyhamujecie, wartościowy wątek pójdzie do kosza, a Wy będziecie mogli sobie pogratulować.

joorg
17-08-2011, 20:52
Marcowy spokojnie ... i nie strasz koszem , poczytaj całość wpierw, zanim osądzisz, najprościej to wywalić do kosza jest i mieć święty spokój.
Nie pierwszy raz jako Moderator nie doczytujesz "do końca" a wkraczasz po czasie.

bogdan64
17-08-2011, 22:21
Jak już wcześniej informowałem od czwartku do soboty odbywały się w Rymanowie Dni Pamięci o Społeczności Żydowskiej Rymanowa. W sobotę odbyłem dłuższy spacer po Rymanowie z Panem Mosze Barthem. Urodzony w Rymanowie w 1927r Pan Barth ma fantastyczną pamięć (oczywiście poddałem ją testowi). Oczywiście interesował mnie wrzesień 1939 oraz położenie sklepów, piekarni itd. W pewny momencie Pan Barth mówi ,, w przewodniku napisano, że istniało getto w Rymanowie jest to nieprawda tu nie było miejsca na getto " Owszem spędzono tu Żydów z okolicy ale sprawę rozwiązano inaczej.
Sam spotkałem się nawet z taką informacją, ze właścicielem jednej z kamienic gdzie sklep miał Szechter jest Pan Adam Michnik. Autor usłyszał plotkę i nawet nie zadał sobie trudu żeby ją sprawdzić ( Szechtera - właściciela sklepu i innych Żydów 13 sierpnia 1942r wywieziono do komory gazowej a Pan Michnik urodził się w Warszawie w 1946r.)
Więc proszę aby przy pisaniu artykułu o 100 Jg. Div. wszystkie relacje i wspomnienia jeszcze raz przeanalizować.

Leuthen
18-08-2011, 09:01
bogdan64 - artykuł o 100 Dywizji Strzelców do "Magur" będzie dotyczył okresu VIII-X 1944 r. i walk na i w okolicy grzbietu granicznego w Bieszczadach. O Rymanowie nie będzie tam ani słowa. Natomiast o 1 DGór. będę kiedyś na pisał osobny tekst i na pewno krytycznie podejdę do wielu obiegowych informacji nt. wydarzeń z dni 8-12 IX 1939 r.

Marcowy
18-08-2011, 20:18
ps Marcowy spokojnie ...

Jestem spokojny jak zdechły lew.


nie strasz koszem

Moderatorzy nie straszą, moderatorzy przepowiadają przyszłość.


poczytaj całość wpierw, zanim osądzisz,

Przeczytałem do końca, nawet parę razy. Więcej nie dam rady, bo mnie zemdliło.


najprościej to wywalić do kosza jest i mieć święty spokój.

Masz całkowitą rację. Twoje zdanie podzielają osoby zgłaszające Twoje posty do moderowania jako niezgodne z regulaminem.


Nie pierwszy raz jako Moderator nie doczytujesz "do końca" a wkraczasz po czasie.

Konkrety. Kiedy to "nie doczytałem do końca i wkroczyłem po czasie"?

A teraz wyrzucam offtopy i wycinam wypowiedzi ad personam. Każdy kolejny post nie na temat będzie potraktowany zgodnie z regulaminem. EOT.

Leuthen
19-08-2011, 09:28
Za dwa miesiące wybieram się na kolejny odcinek szlaku granicznego: Ustrzyki Górne-Ustrzyki Dolne. Wyprawę tą ochrzciłem nazwą: "Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt 2 - Rückkehr in Bieszczaden". Relację wrzucę w tym samym wątku :smile:

TQT
05-09-2011, 21:32
fajnie się czytało. czekam na kolejną relację.
sam mam w planach wyskoczyć na graniczny z Łupkowa do UG.

przy okazji. gdzie na trasie są miejsca na awaryjny nocleg w październiku? jakieś miejsca bez konfliktu z prawem :) (wiem, że wszędzie jak trzeba to można, ale może któraś wiata jest sprawniejsza? jeśli macie zdjęcia wiat, to poproszę na tomq3@o2.pl)

gpz
29-10-2011, 01:58
Luten zaspales?;)
najciekawszy watek na forum a ty nie dajesz drugiej czesci;(
("Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt 2 - Rückkehr in Bieszczaden".)

daj duzo zdjec i ciekawych opisow ,jak sie komus nie podoba niech tego nie czyta i nie komentuje
z ciekawego tematu zawsze jacys poprawni probuja zrobic dno,
a to mu sie naszywka nie podoba, a to znowu cos innego,
propozycja z mojej strony dla tych panow- fotografowac stokrotki,i moczyc nogi w sanie utrwalajac to na zdjeciach,
do tematow takich jak Leuthen robi nie zblizac sie,
to jest cos wiecej niz lazenie po ustrzykach gornych
z dwoma kijkami od nart w lapach i podniecanie sie na widok miejscowych pijaczkow ktorzy pija plyn do mycia naczyn,
ubabrani w blocie ,i ubrani w ubranka ktore kupili na swoj slub w latach 60-tych
pozdro!

gpz
29-10-2011, 03:06
B.T.W. guys
http://www.youtube.com/watch?v=FEgXYQdfEDs

don Enrico
29-10-2011, 08:10
Oto mamy na forum kolejną osobę która wszystko wie najlepiej i wie który wątek jest najciekawszy.

Luten zaspales?;) chyba powinno być "Leuthen zaspałeś ?"
Podpowiem Ci szanowny, wszystkowiedzący gpz-cie że kolega Leuthen produkuje się teraz na innych forach i tam możesz go znaleźć bez problemu.
(a jak masz problem to podeślę Ci linka)

gpz
31-10-2011, 01:25
luzik,na bani troche bylem jak pisalem:)nie jestem wszystkowiedzacy niestety;)
niechcacy wyszedl taki ton wypowiedzi.
podeslij link,pozdro:)

tidżej
31-10-2011, 02:18
gpz: Mnie najbardziej w Twojej wypowiedzi uderzył Twój stosunek do ludzi. Tzw. "bania" to demaskuje i nie usprawiedliwia.

Moim zdaniem to się kwalifikuje do bana.

luki_
31-10-2011, 18:23
Wielka szkoda, że dopiero teraz zauważyłem ten wątek. Wielka szkoda dlatego, iż wygląda na to, że autor - Leuthen - już tu nie zagląda i być może nigdy nie przeczyta tych kilku słów, które postaram się skreślić.
Zacznijmy więc od początku - internetowy nick, czy też ksywa, czy jak to się tam nazywa - Leuthen - autor niniejszej relacji zaczerpnął zapewne od niemieckiej nazwy miejscowości Lutynia pod Wrocławiem, gdzie w 1757 roku rozegrała się bitwa, jedno z największych (jeśli nie największe) zwyciecięstwo armii pruskiej XVIII wieku, m in. w wyniku której to Śląsk dostał sie pod panowanie Prus, w składzie których to pozostawał nieprzerwanie aż do 1945 roku. Jak rozumiem ten nick jest więc na cześć tego właśnie pruskiego (i lub armii pruskiej dowódcy Fryderyka Wielkiego) zwycięstwa nad armią austriacką.
Autor swoją relację w tym forumowym wątku nazwał "Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt" i zaraz na początku spieszy czytelnikowi z pomocą i przedstawia pewien fakt historyczny z okresu II wojny światowej: "8 IX 1939 r. pod Nowym Żmigrodem w Beskidzie Niskim oddziały niemieckiej 1 Dywizji Górskiej, które wkroczyły na terytorium Polski w kilku kolumnach kilkoma drogami, połączyły się ponownie. Tam właśnie utworzono dwa zmotoryzowane oddziały pościgowe, które miały jeden cel – jak najszybciej dotrzeć do Lwowa. W ciągu 4 dni, nieustannie walcząc, strzelcy górscy pokonali 250 km i zaskakując Polaków wjechali 12 IX 1939 r. do stolicy Galicji. Tylko część żołnierzy jechała ciężarówkami, samochodami osobowymi bądź motocyklami – reszta musiała dotrzeć do Lwowa pieszo, robiąc niekiedy po 60 i więcej kilometrów dziennie. Wydarzenie to weszło do swoistej mitologii niemieckich wojsk górskich pod nazwą „Sturmfahrt auf Lemberg” czyli „Jazda szturmowa na Lwów”."
Następnie, jakby odcinając się od tego wstępu zaznacza, że odbył liczącą 250 km wędrówkę przez Beskid Niski i Bieszczady którą "ochrzcił – wzorując się na tytule znanego filmu – Moimi Wielkimi Beskidzkimi Wakacjami". Ten manewr wyprowadza w pole ewentualnego "nieprzygotowanego" historycznie czytelnika od meritum - w razie ewentualnych wątpliwości zawsze będzie mógł autor zaprzeczyć, że zastosowane w tytule słowo "Sturmfahrt" nie zostało tu użyte na cześć owego niemieckiego rajdu na Lwów we wrzesniu 1939. Nastepnie ciągnie się opowieść o tym, jak autor peregrynował bieszczadzkim szlakiem granicznym, miejscami przeplatana wstawkami o dzielnej i zażartej obronie tego odcinka przez oddziały niemieckie w 1944 roku. Natomiast w komentarzu do zdjęcia na szczycie Wielkiej Rawki dowiadujemy się, że - bezstronny autor - nosi na prawym rękawie polara kopię:"naszywki niemieckich wojsk górskich z okresu II wojny światowej – w końcu to Sturmfahrt!".
Nieco wcześniej, po minięciu trójstyku granic na Krzemieńcu Leuthen zdobywa się na chwilę refleksji związanej z zamieszczonym przez niego zdjęciem, a przedstawiającym dwa słupy graniczne - polski i ukraiński: "Trizuby na słupach granicznych. Odruchowe skojarzenie z UPA. No tak, moja babcia musiała się kiedyś chować przed banderowcami w grobowcu... A teraz proszę: Euro 2012 – Poland&Ukraine!" No tak... "Euro 2012 - Poland&Ukraine" - a co ma piernik do wiatraka? Co, to znaczy, że dojdzie przy tej okazji do jakiegoś pojednania przedstawicieli rządu polskiego z tamtymi mordercami z UPA?
Zatrzymajmy się jednak na chwilę w tym miejscu. Przytoczczę jeszcze raz fragment ostatniego cytatu z Leuthena: " Trizuby na słupach granicznych. Odruchowe skojarzenie z UPA. No tak, moja babcia musiała się kiedyś chować przed banderowcami w grobowcu... ". Jeżeli Twoja relacja nie jest stronnicza, co często sam podkreślałeś w kolejnych postach, to wyobraź sobie sytuacje następujacą: Pewnego dnia ktoś na forum niniejszym, używając pseudonimu powiedzmy "Korsuń" zamieszcza relację z rajdu, jaki odbył po polskich Bieszczadach i powiedzmy fragmencie gór słowackich, tytułując swoją opowieść np. "Wielka Ucieczka", albo "Wielki Rajd", na wstępie opisując sytuację, jaka miała miejsce na Pogórzu Przemyskim w czerwcu 1947 roku, kiedy to wobec braku dalszej możliwości oporu, oddziały z Kurenia UPA "Bajdy" podjęły próbę przebicia się na zachód, poza radziecką strefę wpływów. Jedna z sotni z tego kurenia, dowodzona przez Mychajłę Dudę "Hromenkę" po brawurowym rajdzie, omijając zasadzki polskiego i czechosłowackiego wojska dotarła na początku września tego samego roku do Niemiec, czy też jak kto woli - do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Bawarii. Po tym wstępie "Korsuń" opisywałby barwnie swoją bieszczadzką marszrutę, tylko od czasu do czasu wtrącając jakieś wstawki typu: "w tym miejscu niezmordowani żołnierze "Hromenki" zagonieni przez polskie oddziały w kozi róg przedarli się mimo wszelkich przeciwności przez granicę czechosłowacką" itp. Następnie autor dawałby odpór złośliwym komentarzom użytkowników forum twierdząc np. że jego relacja jest bezstronna, że mordy UPA to były przecież na Wołyniu oraz w innych niż Bieszczady rejonach Galicji Wschodniej, poza tym oddziały AK też mordowały Ukraińców, ci ludzie z sotni "Hromenki" to przecież nie ci sami "wojacy" co na Wołyniu, poza tym, uciekając na zachód zostawili w swojej ojczyźnie rodziny, dzieci... - i tym podobne komentarze.
Niestety - jak mówi stare porzekadło "uderz w stół, a nożyce się odezwą".
Nasuwa się jeszcze tylko pytanie, co Leuthen chciał osiągnąć, zamieszczajac swoją relację na niniejszym forum. Czy chodziło mu o sprowokowanie dyskusji? Przecież wiadomo, że po takiej relacji dyskusja takowa pojawi się na pewno. Autor wygląda na zdziwionego, iż po tak bezstronnej relacji musiał odpowiadać na tyle postów... . A więc może sądził, że na tym forum spotka samych jełopów nieświadomych własnej historii i opowieściami o dzielnym Wehrmachcie wkraczającym do Polski w tempie błyskawicy we wrześniu 1939 roku, a następnie dzielnie broniącym głównego grzbietu Karpat przed oddziałami armi czerwonej w 1944 zaimponuje chociaż części userów i przekabaci ich do swoich sympatii (propruskich?, czy może zauroczeniu niemieckim kunsztem wojennym?, czy też pruskim militaryzmem?). Na szczęście użytkownicy tutejszego forum zareagowali prawidłowo.
Słuchaj Leuthen - mnie nie obchodzi, czy dzielni piechurzy z Wehrmachtu robili po 60 km dziennie - jak dla mnie mogli by robić nawet sto, nie obchodzi mnie w tym momencie ich uzbrojenie - czy mieli siedziemdziesiątki piątki, czy nie - jak dla mnie mogli by mieć nawet rosyjskie karanbiny Mosin, czy też walczyć na bagnety; czy zachowywali sie po "rycersku" wkraczajac na terytorium Polski, czy nie - nie to jest meritum tej całej sparawy, tylko to, że Ty instrumentalnie użyłeś za podkład (podtekst) swojej relacji podaną w formie klechdy opowieść o niemieckim rajdzie na Lwów i - nie mówiąc tego oczywiście wprost - jeszcze ochrzciłeś swoją relację na pamiątkę tamtego wydarzenia "Sturmfahrtem". Wojska Wehrmachtu wkraczające do Polski w 1939 roku nie przyjechały w odwiedziny do kuzynów do Lwowa, tylko najeżdżały niepodłegły kraj, z rozkazu ludzi, którzy nie ukrywali swoich celów - wyniszczenaia całych państw i narodów. I nie ma znaczenia, że być może wtedy oddziały te jeszcze tych celów nie znały i wykonywały tylko rozkazy - my w 2011 roku dobrze o celach tych i metodach ich realizacji wiemy i dlatego użycie przez Ciebie, co prawda w zawoalowanej formie tych faktów do własnych celów jest, delikatnie rzecz ujmując, sporym nadużyciem.
Kto sieje wiatr zbiera burze, więc nie pisz na koniec do swoich oponentów, że ""Góry są poza dobrem i złem". Ludzie już nie..." bo akurat ten fragment ktoś może odnieść właśnie do Ciebie.

bogdan64
31-10-2011, 19:20
Należy się tu małe sprostowanie. Niemcy doszli tylko do Rogatki Gródeckiej gdzie zostali zatrzymani a 22 wrześnie Lwów poddał sie Rosjanom. Niemcy nie bardzo orientowali się w sytuacji politycznej ( pakt Ribbentrop- Mołotow) gdyż na tejże rogatce proponowali poddanie się .Niemcy koniecznie chcą zdobyć miasto, bardzo im na tym zależy. Kiedy siłą nie mogą tego osiągnąć, próbują i prośby i groźby. Dnia 18 przed południem przysyłają ultimatum. Zrzuca je lotnik. Treść jego taka: miasto otoczone ze wszystkich stron, nie ma dla niego ratunku. Załoga dała dowód bohaterstwa, honorowi stało się zadość. Po co przelewać dalej krew i narażać ludność na cierpienia i zniszczenie. Wzywają więc do poddania się. Obiecują zostawić oficerom broń boczną w dowód uznania za dzielną obronę. Grożą, że jeśli do południa dnia 19 nie nastąpi poddanie się — ogólnym i bezwzględnym szturmem miasto zostanie zniszczone.

Podobnej treści ulotki rozrzucono po mieście. Na to ultimatum Lwów odpowiedział milczeniem, bo nikt nie dopuszczał myśli o przerwaniu walki, ani o wdawaniu się w jakiekolwiek rozmowy z Niemcami. Dnia następnego nie nastąpił generalny szturm, ale po silnych atakach ogniowych Niemcy przysłali oficera do rogatki Gródeckiej z propozycją spotkania się z przedstawicielem naszego dowództwa. Kazano mu odejść natychmiast. Po południu znowu stawił się na ulicy Gródeckiej parlamentariusz niemiecki z prośbą, by go zaprowadzić do polskiego dowództwa. Odprawiono go z. niczym.

don Enrico
31-10-2011, 21:57
Kolega Luhten zapowiadał udanie się w Beskid Niski i jak zapowiadał tak uczynił co zapisał w relacji
http://beskid-niski.pl/forum/viewforum.php?f=2&sid=00c90e7136b77827cf754c8e6b3ee328
.
relacji nie czytałem i nie odpowiadam za nią , ale miłośników odsyłam do dyskusji tam.

Dlugi
31-10-2011, 22:42
Dokładnie to tu:
http://beskid-niski.pl/forum/viewtopic.php?f=2&t=4006
Ale też idzie jak krew z nosa

Leuthen
15-11-2011, 08:35
wygląda na to, że autor - Leuthen - już tu nie zagląda i być może nigdy nie przeczyta tych kilku słów, które postaram się skreślić.
Istotnie dawno na forum bieszczadzkie nie zaglądałem, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto da cynk, że w wątku z moim udziałem zrobił się ruch i tak się stało teraz :mrgreen:
Cóż, demokracja polega podobno na tym, że mamy m.in. wolność słowa, z której skorzystałem. Mnie za to bardzo zastanawia, czy kol. luki posiadł umiejętność czytania ze zrozumieniem. Pisze bowiem: "Jeżeli Twoja relacja nie jest stronnicza, co często sam podkreślałeś w kolejnych postach [...]". Można poprosić o jakiegoś linka do konkretnego posta albo cytat mojej wypowiedzi, gdzie twierdzę, że relacja z marszu szlakiem granicznym jest bezstronna? Z góry dziękuję. Oszczędź sobie jednak trudu - takiego stwierdzenia tu nie znajdziesz... Urokiem bowiem wspomnień, jest to, że są z natury rzeczy subiektywne. Tego uczą na I roku studiów historycznych, ale nie trzeba mieć papierów historyka, by o tym wiedzieć. Natomiast w tym wątku stwierdziłem, że nie identyfikuję się z niemieckimi strzelcami górskimi i nie czuję z nimi duchowej więzi. Subtelna różnica z Twym stwierdzeniem, nieprawdaż?
W sumie to tyle, co mam do powiedzenia odnośnie całego Twojego posta. Trudno się dyskutuje z ludźmi, którzy nie wiedzą, co stanowi przedmiot dyskusji...

Odpowiadając na inne wątki z ostatnich postów:
1) W październiku w Bieszczady nie dotarłem. Zniechęciła mnie m.in. prognozowana kiepska pogoda. Wybrałem bardziej przeze mnie lubiany Beskid Niski, gdzie mieszka moja rodzina i mam trochę znajomych ;) Rezultatem wizyty była m.in. półdniowa wyprawa w Góry Grybowskie, z której relacje są tu:
http://beskid-niski.pl/forum/viewtopic.php?f=2&t=4012
http://forum.sudety.it/viewtopic.php?t=2976
[tytuł i konwencja fotorelacji z forum "Sudety" na pewno najbardziej spodoba się "lukiemu" :-D]
2) Relacja z przejścia odcinkiem GSB w Beskidzie Niskim w lipcu (czyli "prequel" niniejszej relacji :razz:) będzie kontynuowana w miarę czasu i weny (to tak odnośnie posta Dlugiego ;))
3) Artykuł o walkach niemieckiej 100 Dywizji Strzelców w Bieszczadach jesienią 1944 r. skończyłem pisać i ukaże się on w "Magurach" 2011, w pierwszym kwartale przyszłego roku. Kto chce - może przeczytać (co poniektórzy userzy tego forum otrzymali już do wglądu wersję roboczą :mrgreen:). Z tego co wiem, będzie to pierwsze tak obszerne i szczegółowe przedstawienie pewnego wycinka walk niemiecko-radzieckich w Bieszczadach w '44 w języku polskim. Być może w "Magurach" 2012 będzie kolejny mój tekst, tym razem o walkach niemieckiej 101 Dywizji Strzelców w Bieszczadach (walczyła na prawo od 100 DStrz. i w jej pasie działań znajduje się mogiła podporucznika Gładysza; a propos Gładysza - nie ma go w oficjalnej rosyjskiej internetowej bazie poległych podczas II w.św., ale jest ona niekompletna). Jeśli ktoś znów zarzuci mi stronniczość (pisanie tylko o niemieckich jednostkach), zapraszam do własnych badań nad działaniami radzieckich jednostek w Bieszczadach i publikacji ich wyników. Z chęcią dowiem się czegoś nowego :smile:
4) Odcinek Ustrzyki Górne-Ustrzyki Dolne szlaku granicznego będę robił prawdopodobnie latem przyszłego roku.

Dziękuję bardzo za uwagę i oddaję głos do studia :mrgreen:

luki_
17-11-2011, 18:17
Można poprosić o jakiegoś linka do konkretnego posta albo cytat mojej wypowiedzi, gdzie twierdzę, że relacja z marszu szlakiem granicznym jest bezstronna? [...] nie identyfikuję się z niemieckimi strzelcami górskimi i nie czuję z nimi duchowej więzi.

"Tegom chciał!" - jak powiedział ponoć ongiś Stefan Czarniecki w czasie bitwy pod Warką.
Czyli przyznajesz Leuthen, że Twój wywód był stronniczy (bo czymże innym, jak nie zaprzeczaniem jego stronniczości było ciagłe odżegnywanie się w kolejnych postach na temat tego, że nie identyfikujesz się np. z niemieckimi strzelacami górskimi, mimo, że nosisz ich odznakę na ramieniu - tak jak by nie można było, jeżeli niemożliwym jest, jak napisałeś, noszenie odznaki polskiej (bo oczywiście pierwszą z brzegu była akurat niemiecka) nosić oddznaki jakiegokolwiek innego kraju, w którym formacje górskie wystepują, nie mówiąc już oczywiście o tym, że można nie nosić odznaki żadnej ), czyli proniemiecki (bo przecież nie proradziecki, ani tym bardziej proukraiński), gdyż inaczej musiałbyś się obiema rękoma podpisać pod podaną przeze mnie dla przykładu stronniczą relacją innego typu zawartą w opowieści hipotetycznego usera "Korsunia".
W jednym się jednak z Leuthenem zgadzam: Tak, nie czytałem Twojej relacji ze zrozumieniem, ale za to z politowaniem (chociaż raczej właściwszym sformułowaniem było by "z zażenowaniem", ponieważ autorem tej opowieści jest zawodowy historyk).
Niczego w swojej opinii na temat relacji Leuthena oczywiście nie zmieniam, a napisłem ją dla tego, ażeby ewentualni kolejni czytelnicy Leuthenowej opowieści (bo przecież nie każdy zaglądający na forum bieszczadzkie musi mieć zaraz wyrobiony własny historyczny pogląd) nie dali się zwieść, że jest to zwykła (oczywiście subiektywna zarówno autorsko jak i w odbiorze) bieszczadzka relacja z wplecionymi tylko ciekawymi wątkami historycznymi.

bartolomeo
17-11-2011, 18:55
Mnie za to bardzo zastanawia, czy kol. luki posiadł umiejętność czytania ze zrozumieniem.

Tak, nie czytałem Twojej relacji ze zrozumieniem, ale za to z politowaniem

Na wszelki wypadek przypominam:

Za szczególnie niepożądane uznajemy: [...] niewłaściwy lub wulgarny język i ataki personalne

I jeszcze uwaga do Leuthena: to jest "Twój" wątek, jeżeli zależy Ci na tym aby pozostał otwarty powściągnij język i przestań obrażać. Nawet jak ktoś Cię sprowokuje (nie odnoszę się teraz do bieżącej sytuacji) to trzymaj nerwy na wodzy.

Dlugi
21-11-2011, 11:29
Relacja z przejścia odcinkiem GSB w Beskidzie Niskim w lipcu (czyli "prequel" niniejszej relacji :razz:) będzie kontynuowana w miarę czasu i weny (to tak odnośnie posta Dlugiego ;))

No to dawaj, dawaj, bo IMHO strasznie rozwlekasz tę relację ;-)

Leuthen
21-11-2011, 13:56
Na wszelki wypadek przypominam:
I jeszcze uwaga do Leuthena: to jest "Twój" wątek, jeżeli zależy Ci na tym aby pozostał otwarty powściągnij język i przestań obrażać. Nawet jak ktoś Cię sprowokuje (nie odnoszę się teraz do bieżącej sytuacji) to trzymaj nerwy na wodzy.
A jeśli nie zależy?
Z całym szacunkiem, ale czy stwierdzenie faktu, że ktoś nie przeczytał ze zrozumieniem (czyli nie wie, czego dany tekst dotyczy i jakie padają tam stwierdzenia) relacji czy dyskusji jej towarzyszącej, jest automatycznie obrażaniem danej osoby i "personalnym atakiem"? Rozumiem, że stwierdzenie, że ktoś czytał moją relację/wywody "z politowaniem"/"z żażenowaniem" absolutnie się pod ww. nie łapie?
Kol. luki najwyraźniej wymaga, by historyk nawet relację z wakacyjnego wypoczynku pisał jak rozdział podręcznika (a ponoć w szkołach młodzież narzeka, że historia jest nudna). Rozumiem, że litania godzin, wysokości zdobywanych szczytów, czasówek i uwag o rodzaju chmur na niebie w danym dniu podczas wędrówki jest tym, czego należy ode mnie wymagać, bo ma to najwięcej cech obiektywizmu? Napisałem jednak co innego i kilku userów tego forum przyznało, że im się podoba. Kilku napisało, że się nie podoba i jest to ich prawo. Na szczęście to nie wybory Miss Polonia, żebym się przejmował negatywnymi opiniami "jurorów" :mrgreen:
Jeśli luki chce ostrzegać innych przed czymś (drzemiącym złem?), co niesie moja relacja, by "nie dali się zwieść, że jest to zwykła [...] bieszczadzka relacja z wplecionymi tylko ciekawymi wątkami historycznymi", to niech ostrzega. Pytanie tylko - po co i przed czym ostrzega? W tej relacji nie ma drugiego, trzeciego czy piętnastego dna. Istnieje jednak różnica między słowami "subiektywna" a "stronnicza". Napisałem, że relacja jest subiektywna - bo jest. Nie jest stronnicza. Idąc za tokiem rozumowania kol. luki, każdy kto nosi koszulkę z Che Guevarą jest automatycznie komunistą. Bardzo fajna czarno-biała wizja świata, nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością...

bartolomeo
21-11-2011, 15:55
Leuthen, jest zasadnicza różnica między stwierdzeniem "chyba nie zrozumiałeś" a "chyba nie umiesz czytać ze zrozumieniem". Ten drugi argument jest czysto personalny, bo to czy dana osoba w ogóle umie czytać (nie mówiąc o czytaniu ze zrozumieniem) jest absolutnie nieistotne w dyskusji. Twój adwersarz (nie mam teraz na myśli nikogo konkretnego) może być analfabetą, może czyta mu ciotka, mama, brat lub synowa, ba! - może być niewidomy. Być może ktoś nawet mu tłumaczy o co chodzi w przeczytanym tekście - droga dojścia danej osoby do przedstawionych przez nią wniosków jest właściwa danej osobie i nie może być oceniana ani brana jako argument w takiej dyskusji ja ta.

Ty nie odnosisz się do wniosków tylko poddajesz w wątpliwość umiejętność czytania ze zrozumieniem. Czepiasz się osoby a nie tego, co napisała. To jest klasyczny przykład argumentum ad personam (specjalnie dla Ciebie wygrzebałem to po łacinie) i jako taki będzie karany zgodnie z regulaminem.



Rozumiem, że stwierdzenie, że ktoś czytał moją relację/wywody "z politowaniem"/"z żażenowaniem" absolutnie się pod ww. nie łapie?

Nie, nie rozumiesz. Właśnie to stwierdzenie podałem jako drugi przykład zachowania nagannego - cofnij się i sprawdź (http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/6832-Wielki-Bieszczadzki-Sturmfahrt?p=125863&viewfull=1#post125863).


Idąc za tokiem rozumowania kol. luki, każdy kto nosi koszulkę z Che Guevarą jest automatycznie komunistą.Jeżeli właściciel koszulki opisuje swoją wycieczkę szlakiem Armii Konnej Budionnego, okraszoną zdjęciami w tej koszulce właśnie, to coś może (nie musi) być na rzeczy. Zapytać zawsze można, prawda?

Jak dla mnie koniec dyskusji.

Leuthen
21-11-2011, 17:29
Ty nie odnosisz się do wniosków tylko poddajesz w wątpliwość umiejętność czytania ze zrozumieniem.
O wątpliwościach natury historycznej odnośnie mojej relacji wypowiadałem się bardzo obszernie podczas dyskusji z joorgiem. Nie zamierzam tego powielać - kto chce, może przeczytać posty na poprzednich 7 stronach tego wątku.
Jeśli ktoś doszukuje się analogii historycznych i skojarzeń na zaproponowanej przez Ciebie zasadzie (Budionny etc.), to jest to średni koncept - choćby dlatego, że trasa "jazdy szturmowej na Lwów" niemieckiej 1 DG we IX 1939 r. ma się nijak do mojej trasy w Bieszczadach z lipca b.r.
Ponieważ nie mam już ochoty "udowadniać, że nie jestem koniem", kończę definitywnie komentowanie tego wątku. A specjalnie kol. luki dedykuję fotkę z rajdu "Tropiciel" (www.tropiciel.org) z minionego weekendu
http://photo.bikestats.eu/zdjecie,233019,sa-wszedzie.html
[ja to ten z prawej :mrgreen::mrgreen::mrgreen:]

bogdan64
26-02-2012, 20:18
Wyszperane ostatnio w necie.
Niestety nie potrafie powiedzieć gdzie zrobione, ( moze Krosno,Sanok,Rymanów)

piters
01-05-2013, 21:29
Fajnie się czyta na różnych forach opowieści Leuthena, te bieszczadzkie, ale także i te z moich okolic :wink:

W tym wątku było trochę o samolotach, których jak widać jest w Bieszczadach sporo. Może wiecie, a może jeszcze nie, ale w 2012 r. grupa badawcza "Orłów Historii" zabrała spod Okrąglika fragmenty samolotu Ła-5, a także zainicjowała akcję ekshumacyjną szczątków pilota, które znajdowały się w miejscu katastrofy. Kości te zostały złożone na cmentarzu wojennym w Baligrodzie w skromnej uroczystości, w której wzięło udział kilka osób (kapelan lotników O. Dominik, Wójt Gminy Baligród, panie z PCK i UW oraz moja skromna osoba).
Tu krótkie relacje kolegi i nieco zdjęć:
http://www.dobroni.pl/rekonstrukcje,ekshumacja-pilota-pod-okraglikiem,11690
http://www.samoloty.pl/index.php/component/content/article/52-polskie-encyklopedia/11553-ekshumacja-pilota-radzieckiego-samolotun-pod-okrglikiem-.html
Obecnie trwają próby identyfikacji poległego, co jest zadaniem o tyle trudnym, że samolotów zaginionych w akcji było sporo. Oprócz 1944, w grę wchodzi także jeden epizod z 1945 roku. Być może sprawą kluczową będzie odnaleziony przez kolegę kawałek sklejki z poszycia maszyny z małym fragmentem numeru bocznego samolotu.

Po akcji udaliśmy się na Rypi Wierch, gdzie znajdują się szczątki kolejnej maszyny, identyfikowanej przez prof. Olejko w programie TV jako drugi Ła-5. Niestety, profesor się bardzo pomylił - zbadane przez nas fragmenty, a także części znalezione przez innych badaczy (m.in. elementy silnika) wskazują, że na pewno nie był to Ławoczkin - ale na 99% bombowiec Ił-4.
Czyli takie coś http://img.wp.scn.ru/camms/ar/374/pics/1_46_b1.jpg
To jest znacznie rzadsza maszyna i mam już wytypowaną załogę, która mogła zaginąć nad Bieszczadami - rzecz wymaga jednak potwierdzenia.
Krótka informacja jest tu http://www.samoloty.pl/index.php/artykuly-lotnicze/11866.html - na kamieniu napisałem "lotnik nieznany", niemniej nie wiedziałem jeszcze wtedy, że chodzi o samolot z załogą czteroosobową.

A okopy też były :) Na przełęczy nad Roztokami piękne stanowisko artyleryjskie (chyba Pak), osłaniane przez gniazda karabinów maszynowych.